Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: trajt ,,Likwidator AE" - cz.III [+18]  
Autor: trajt
Opublikowano: 2013/3/19
Przeczytano: 1564 raz(y)
Rozmiar 25.62 KB
0

(+0|-0)
 
Nowy komandor ogłosił kolejne, czterdzieste, święto państwowe upamiętniające budowę stacji. Jednakże sklepy pozostały otwarte – mandaty państwowe to stały przypływ zysków i torowanie mu drogi jest przestępstwem najwyższych lotów . Mrowie mieszkańców wyległo na spacery i praca przy takich warunkach była utrapieniem. Jakim innym sposobem odnaleźć cel w takim tłumie na podstawie zdjęcia o wyjątkowo średniej jakości? Nawet zapytanie przygodnego cywila nie dawało wielu informacji. Przeciętnie, co drugi mieszkaniec stacji nie umiał składnie udzielać danych, nie mówiąc już o wytłumaczeniu drogi czy płaceniu zobowiązań. Częściej jedyną ostoją życia, egzystencji podstawowej, był skrajny ekshibicjonizm, polegający na nagim noszeniu tabliczki krytycznej, na której wypisywali żale: Jestem nagi i jestem napalony lub Nic nie jadłem i dam się zjeść, skarbie. Wolnościowcy antyodieżowi nikomu nie wadzili, tylko prezentowali - często wyuzdany i niesmaczny - punkt widzenia. Oj, trudno być likwidatorem. Szczególnie w czasie akcji w takiej dżungli.
- Ciężko będzie znaleźć Moradoka.- Hox jeszcze raz rzucił okiem na plakat przedstawiający koci pysk z trzech różnych stron – lewy profil, prawy profil oraz przód. Szakal był w wyjątkowo złym humorze. Dzisiejsze śniadanie dało o sobie znać znacznie szybciej niż przypuszczał. Spędził całą godzinę u specjalisty. – Tutaj jest z tysiąc kotów. Co za społeczna latryna. Kolorowi kretyni, nadzy kaznodzieje i zmiennoprądowe cioty.
- Daj plakat. – Kraktus wyrwał szakalowi plakat po czym wskazał burego kocura. - To ten?
- Pierwszy lepszy kocur nie może być celem.- Ksan wyrzucił pusta puszkę od napoju.
- Dlaczego? Tu chodzi wyłącznie o statystyki.
- W sumie racja.
- Żadna tam racja!- Szakal się wściekł.- Zabijesz nadliczbowego i masz potem problem.
- I tak zabijają nadliczbowego – odparł ogier.- Zawsze trafi się jakiś przypadkowy.
- By żyło się lepiej.
- Mów za siebie, Hox. Mów za siebie. Ja staram się wytrwać.
- To ten!- Szczur wskazał kocura wychodzącego od chińskiego zielarza. Wszystko się zgadzało - oczy, uszy, wąsy. Wyrzucili papier. Stosowne dokumenty tożsamości celu należy zniszczyć. Rodzinie, z nią trzeba się liczyć, załatwi się pomoc socjalną po utracie jedynego żywiciela rodziny. Potem wysyłają dokumentacje zgonu i pośmiertną zapomogę – równowartość dwuletniej pensji. Taka podpora pobudziła najgorsze symptomy patologii. Rodziny wykańczały własnych ojców, dziadków, powodując wahania w słupku równości. Wtedy likwidatorzy mieli pełne ręce roboty. A o granicę miliona mieszkańców, jako dobro ogółu, należało dbać! Inaczej wszystko się zawali! Nie wolno było być powyżej ani poniżej niej. Najmniejsze pogwałcenie linii musiało być cofnięte do pierwotnego stanu. Nie po to ustanawia się dozwoloną liczbę, by ją ot tak sobie zamiatać i zapomnieć o wszystkim.
Szli wolnym krokiem, przyspieszając zarazem. Aby osiągnąć cel musieli zbliżyć się do niego wyjątkowo blisko, żeby go złapać i wyjątkowo szybko, aby ich nie zauważył i nie uciekł. Stacja, podobnie jak wszystkie stacje znajdujące się w całym kosmosie, była rozbudowana i ciężko było ją przeczesać w przeciągu jednego dnia. Ogólna całość przypominała dwa srebrzyste stożki złączone podstawami. Wierzchołek górnego zamieszkiwał komandor, dolny przyjmował transportowce. Połączenie, potocznie nazywane centrum, było olbrzymim parkiem rozrywki: karuzele, zjeżdżalnie i kolejki górskie. Reszta stacji – przestrzenie pomiędzy podstawami a wierzchołkami – pozostawała wiele do życzenia. Rozbudowane do granic możliwości bloki mieszkalne, wypełnione czym popadnie, byleby tylko mieć wszystko oraz nic i nakłuć ogona sąsiadom. I wszystko złączone windami, ruchomymi schodami, chodnikami, malutkimi skuterkami i firmowymi rikszami, wszystkie pojazdy komunikacyjne podlegały zarządowi.
Konsumpcjonizm nie stał się religią ani systemem wartości. Ostatecznie wyparł wszelkie zabobony oraz gusła trawiące nieszczęsne społeczeństwo. To stan umysłu, jakim władała większość przeciętnej społeczności stacji, otwartego na szereg bodźców zewnętrznych. System kartkowy, nie zważając na niewydolności, był skuteczny na ograniczonym polu mrowiska. Każdy ma swój odgórnie przydzielany cel i każdy odgórnie musi poświęcić się dla dobra mrowiska. Takie są zasady, co łamać nie wolno. Czasem będą tacy, którzy nieco popsują ogół. A jeśli kto się znajdzie…
- Tylko pomalutku, żeby nie zwiał – powiedział Hox, odbezpieczając broń.
Kocur przystanął. Zapewne liczył nie mniej niż pięćdziesiąt lat i zapewne długo pracował w jakimś urzędzie i z trudem stawiał kroki. Urzędnicy, wypada do owej grupy wlicza również o dziwo likwidatorów, pobierali zarobki nieodzwierciedlające ich zaangażowanie w pracę. Prawo emerytalne anulowano wieki temu. Pracujesz tyle, ile chcesz i tyle, byle zarobić.
Hox'owi przyszło na myśl zdjęcie wyniszczonego, ziemskiego robotnika z drugiej połowy dwudziestego wieku, jakie zakosił jednemu z poprzednich celi. Wówczas dorwali całą rodzinę – dwójkę staruszków, jednego średniaka, około dwudziestoparolatka, i niemowlę płci żeńskiej. Zrobili prędko rachunek zysków oraz strat i zrobili swoje. Praca to praca. Przez to demo-słupek dostał szału, ponieważ równia pochyła została przechylona w niedozwolonym kierunku. Stacje podjęły odpowiednie kroki dla rozwiązania tego problemu. Wykorzystywano wszystkie czerwone lokale, chcąc przywrócić odpowiedni stan. Likwidacja nadmiaru starych to drobnostka, lecz likwidacja nadmiaru młodych to drobny problem. Nadchodzi chwila rozterek. Zabić starego, drobnostka, a zabicie dziecka...
Przechodnie mijali cel, szturchając łokciami stare ciało.
- Teraz?- Kraktus nie był pewien, czy ma strzelić w plecy. Szakal go upomniał.
- Jeszcze nie.
Szakal wolał cicho ścigać i zlikwidować cel w zaułku. Nie kierował się miłosierdziem albo dobrocią wobec społeczeństwa. Chciał uniknąć tłumu gapiów, bowiem publiczne likwidowanie przyciągało ogromną rzesze zainteresowanych, którzy obstawiali szybkość utraty życia przez delikwenta. Dowolną rzecz można przemienić w rozrywkę prostego ludu, Wystarczą tylko dobre chęci oraz szczera głupota. Hox nie znosił takich momentów. Dookoła mnóstwo kretynów krzyczących i bijących brawo. Skandowali głośno: ,,Ale ten skurwiel dostał!” lub ,,Jak mu urwało!” Widzowie umieją dobić umierającego. Ponoć podobnie było na Ziemi, kiedy jeszcze istniała, gdy komuś dawano karę śmierci. W godzinach szczytu stacje telewizyjne umieszczały specjalny, dwugodzinny blok, w którym przedstawiano ze wszystkich perspektyw wykonywanie kary. Dzisiaj ma się to na żywo i za darmo. Trzeba jedynie być w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie.
Kocur przeszedł parę skrzyżowań i wszedł na ulice Pereza Hiltona. Była to brukowana, ładnie urządzona uliczka z mnóstwem kwiecistych ozdób, poprzyklejanych do tutejszych domków jednorodzinnych. Ogólnie klimat tego miejsca cofał w czasie do lat trzydziestych dwudziestego wieku. Mieli szczęście. Ulica nie miała żadnych odgałęzień. Drugim końcem dotykała Ściany, obudowę stacji. Jedyną drogę ucieczki zamykali oni. Musieli tylko poczekać na cel lub pójść po niego . Gdy doszli pod bramę wjazdową ogier się wzdrygnął. Szakal oraz szczur nie wiedzieli dlaczego.
- Co jest?
Ksan przystanął przy bramie. Świeciła tysiącem barw tęczy, układających się w napis: Pamięci A. Ginsberga.
- Ja tutaj nie wejdę. Kiedy tędy przechodzę to zachowuje się jak Franz. Mam ochotę wszystkich, którzy tu mieszkają, powystrzelać. To trans dzielnica. Mieszkają tutaj głównie męskie dziewki oraz geje. Nie znoszę tu przebywać! Wszyscy mnie podrywają i potem muszę się tłumaczyć Jeffowi.
- Myślałem, że sam jesteś… wiesz… homo.- Stwierdził Kraktus.- Nie jesteś?
- Nasza miłość z Jeffem opiera się na sercu i duszy. A tacy – wskazał ową kolorową dzielnice – psują sens naszemu związkowi.
- Bądź czujny – szakal powiedział cicho szczurowi do ucha - Ksan znowu wariuje. Robi się niebezpieczny.
- Co my teraz zrobimy?
- Zaczekamy. Pewnie zaszedł tu dla rozrywki. Poczekamy se trochę. Zgoda, Ksan?
- Zgoda. Ale ostrzegam, jak jakiś trans mnie zacznie podrywać to zastrzelę.
- Jak to powiedziałeś? Nadliczbowy?
- Chyba tak. Zawsze ginie nadliczbowy.
Przeszli w cień. Pod zamkniętym, o dziwo, bo urzędowym, magazynem piętrzyła się masa porzuconych i pustych kartonów. Idealna kryjówka. Ustawili niski mur, za który weszli. Część kartonów pognietli i rozłożyli na ziemi, aby nie ubrudzić uniformów. Dobro szczegółu to szczęście ogółu, jeśli odda wszystko społeczeństwu. Pralnie żądały nazbyt wygórowanej ceny. Samo pranie u nich kosztowało cztery kartki żywnościowe, a doliczając usuwanie krwi to wyjdzie ho, ho, ho z dziesięć kartek. Uniformy likwidatorów były nieodporne zwłaszcza na krew. Nowi z własnej winy wracać cali zakrwawieni cudzą krwią. Spust łatwo ruszyć, ale wycelować tak, żeby nie ubrudzić siebie to fach nie takt. Wszyscy musieli celowali w czoło. Pocisk łatwiej przechodzi czaszkę i przebija mózg. Bang i centralny komputer wysiada. Prosta zasada anatomii balistycznej. Prosto w czoło i po bólu.
- Godzina?- Szakal masował zranioną dłoń. Ciągle bolała i krwawiła. Opatrunek na nic się nie zdał.
Szczur sprawdził czas.
- Czekamy od dwóch godzin.
- Uciekł. Na pewno uciekł.
- Niemożliwe.- Hox patrzył ze zgrozą na ogiera.- Nie mam zamiaru czekać na tego starucha ani gonić go po całej stacji. Rozumiem, że trzeba być w formie, ale bieganie za celem to nie dla mnie.
- Jeżeli przyszedł tu dla rozrywki to długo poczekamy. Budynki mogą mieć okna z tyłu.
- Niech tylko wyjdzie, a ja mu zaraz odstrzelę – Filipidus nerwowo trzymał rewolwer. Zbyt często dawał się podnieść emocjom, jak to chłopak w starym ciele. Gdyby nie Hox oraz Ksan zacząłby strzelać na prawo i lewo.
- Na serio nie znosisz transów i gejów, pomimo że sam jesteś… jednym z nich?
- Hox, znasz mnie i znasz Jeffa. Przeżywamy ciężki okres – poczęstował szakala machorką.
- Przeżywasz?
- Ciężko. Życie jest drogą zabawką żyjących.
- Ładnie powiedziane.
- Życie, życie, kto cię zna prócz nas, żołnierzy?- zanucił ogier.
- Ten, kto cię przeżył, zginął marnie i w krucyfiks wierzy.
- Dziwna aluzja.
- Nie śmiem wątpić. To zbyt trafne, aby było prawdziwe.
- Inaczej być nie może.
- Ty żyjesz, ja żyje, on żyje, my wszyscy jeszcze żyjemy – krótko zanucił szakal.- To dziwny darwinizm społeczny. Zostają głupie produkcyjniaki. Społeczna latryna.
- Straszne.
- Nie, nie jest to straszne. To jest po prostu chore.
- Chyba masz nieco racji. Bym rzucił tą robotę w diabły, ale ona…
- …jest ciężarem u nogi.- Dopowiedział.- Nie możesz jej rzucić, bo jest z przydziału. Musieliby ciebie wylać na zbity pysk. A to niemożliwe z powodu prawa.
- Kolejne zwycięstwo w pochodzie głupoty. A my w środku i nic.
- W środku czego?- Kraktus chwilowo przerwał obserwacje.
- Tego całego burdelu.
- I następna mądrość ludowa się wyłania. Jesteśmy jak te stateczki. Płyniemy, a dookoła nas zalewa i pociąga ze sobą fala.
- Co powiedziałeś?
- To taka metafora. Życie jako podróż do celu. Żyjemy bez celu, oni żyją bez celu, wszyscy istnieją bez celu.
- A kolonizacja?- zapytał szczur.- Osiedlają się.
Słowa Filipidusa zniechęciły szakala do dalszej rozmowy w przyjacielskim tonie.
- Kto? Ja się pytam. Kto? Wszyscy tu siedzimy i tyle. Nikt nigdzie nie leci… Tylko komandora wymieniają, jakby był centralną żarówką całego układu. Pęka i wszystko pada.
- A nie jest?
- Jest, jest, ale chciałbym kiedyś spotkać komandora i mu powiedzieć prosto w jego mordę… Jesteś zlikwidowany.
- Marny dowcip - skwitował go ogier.
Innego zdania był Kraktus.
- Ale jaki życiowy he, he, he – śmiejąc się ponownie spojrzał na ulice. Dostrzegł cel. - Idzie. Ksan i Hox zaczęli podnosić się z kartonów. Raz jeszcze sprawdzili broń jeśli nie chcieli potem biegać za celem.
Kocur szedł dziwnie odświeżony. Pogwizdywał. Zmierzając tutaj był wyraźnie chory i przygarbiony. Teraz odzyskał pełnie sił. Chował ręce w kieszeniach i podskakiwał z nogi na nogę. Jakby zareagował na wieść, że za chwile będzie martwy? Nikt nie zna dnia ani godziny likwidacji. Zawiadomienia dostarczane są wyłącznie likwidatorom oraz najbliższym krewnym po dokonaniu likwidacji. Po co niepokoić cele? Niech wybawią się w ostatnim dniu życia, którego nie są świadom. Wielu tego nie wykorzystuje, skoro nie znają dnia ani godziny likwidacji.
Stary, kiedy tylko ich spostrzegł, zrozumiał kim byli. Wiedział, że nadszedł jego czas. Stracił krótkotrwały wigor. Cofnął krok. Wielu na jego miejscu zaczęłoby biec w przeciwnym kierunku. Biec, ale dokąd? Ale gdzie? Szukać kryjówki po całej stacji to czasochłonne zajęcie zagrożone donosicielstwem. To przeważnie głupiutkie jednostki, nieznające tajemnych więzi między zwierzęcych, podatne na łase potrzeby i zachcianki. Widząc zdenerwowanego i uciekającego dziwaka szybko podbiegają do najbliższego telefonu. Donos - zwyczajny, anonimowy i dostarczony z premedytacją – pozostanie zwykłym łgarstwem. A któż nie znał owej sztuki? Dzieci opanowywały ją szybciej od nauki tabliczki mnożenia i szybciej od własnych rodziców. Ile to kredkowych, ponieważ do napisania używano kredek, otrzymała centrala? A dzieci to przyszłość, o którą należy dbać nim dorośnie i zostanie postawione w stan oskarżenia przez następne pokolenia.
- Mam dzieci – powiedział, gdy podeszli. Uważał, że tak rozczuli serca własnych katów.
- Powiedział to?- spytał kolegów Hox.
- Yep, powiedział to.- Ksan nastrajał broń.- kolejny, który to mówi.
- Taaa…. Hmmm… ma dzieci.
- Jak piętnastu wcześniej.
- A jeden nie był trans?- Kraktus był gotów do strzału. Mierzył dokładnie w czoło.
- Nie, tylko sprzedawał damskie fatałaszki. Zwykły wyrobnik.
- Panowie – kocur uklęknął przed nimi – ja ma…
- Dobra, dobra, nie klękaj nam tu i przestań powtarzać, że masz dzieci. To nie kościół, a żaden z nas nie jest wierzący.
- Ja jestem – powiedział szczur.
- I jakoś żyjesz z tym, że likwidujesz?
- No...
- Czy wy musicie likwidować?- Kocie oczy stawały się coraz bardziej szkliste od łez. Składał dłonie do modlitwy.
,,Rachunek sumienia przed śmiercią. Jakie to żałosne - pomyślał szakal.- Przynajmniej nie ucieka na pohybel”
- Dobra, bez ociągania się – powiedział Ksan, celując w szyje.- Ma pan zostać zlikwidowany i tyle.
- A ja was mogę zlikwidować?- zapytał cel.
Pytanie rozbawiło likwidatorów. Nawet Hox pierwszy raz zaśmiał się. Wybuchnął gromkim śmiechem. Cele nie zadawały takiego idiotycznego pytania zanim nastąpiła likwidacja. Normalnie pytali o ostatniego papierosa, ostatni telefon do rodziny, o ostatni stosunek. Nigdy nie dostawali ostatnich życzeń. W zamian, po wypowiedzeniu ostatnich słów pytania, dostawali kulkę. Zrobili sobie dobrze przez wcześniejsze parę godzin i tyle. Mieli czas dla siebie, to musieli pocierpieć na koniec życia. Żyjesz, zabaw się i giń. Sucha logika życia.
Śmiejąc się nie patrzyli jak kocur sięgnął zza marynarkę. Poważny błąd. Zapomnieli obserwować cel. Nim się zorientowali w sytuacji cel wyciągnął rakama – ręczny karabinek maszynowy z przymocowanym wzmacniaczem.
Kiedy padł pierwszy strzał Ksana i Hox’a ucichli. Głowa Kraktusa odskoczyła, a raczej wystrzeliła, od reszty ciała. Szyja pękła, przebita pierwszym pociskiem. Krew nie tryskała, gdyż kikut zamarzł oblany ciekłym azotem, tworzącego cienką warstwę powlekająca pocisk. Grunt palił się im pod nogami. Pierwszy likwidator zginął z ręki celu i to z jego broni, nie z własnej! Tego rodzaju rzadko spotykane wypadki zależą wyłącznie od wytrzymałości likwidatorów. Częściej sami robili sobie krzywdę. Niekiedy przydarzały się wypadki w czasie czyszczenia broni i tyle. Pechowiec spędzał trochę czasu u chirurga i tyle.
A teraz...
Bezgłowe ciało runęło, niczym ścięte drzewo. Głowa wylądowała obok ciała, jakby wiedziona wzlatującą mgiełką duszy. Szakal i ogier odskoczyli na bok, ścigani ogniem broni. Nikt wcześniej nie szkolił likwidatorów na wypadek kryzysowej sytuacji. Akurat takowa nastała. Cele były bezbronne w chwilach likwidacji. Ten dysponował bronią o wiele lepszą od rewolwerów likwidatorów. Imponujący przypadek nowotworu stacji, mogący zagrozić istnieniu całemu organizmowi.
Zaczynając życie likwidatora szakal odbył podstawowe kursy przygotowawcze – agresywności i entuzjazmu. Agresja, wiadomo, dla wydajniejszego likwidowania, entuzjazm do przyjemniejszej pracy. Ale nauka obrony przed celem ? Niedorzeczność! To jak nauka obrony przed
- Nie dorwiecie mnie, skurwysyny!- posłyszeli głos celu.
- Jezu! Gość postradał rozum! – Wrzasnął Ksan. Ogier wyjrzał zza osłony, jaką dawał im niewielki blok drewna, aby upewnić się w sytuacji. Ujrzał martwego, bezgłowego szczura i leżąca obok głowę. - Kraktus nie żyje. Mamy problem.
- Wyłaźcie! Nie dam się wam!- usłyszeli.
- Nie mamy szans z kimś, kto ma rakama.- odparł ogier.- Masz plan?
- Likwidujemy.
- Faceta z rakamem? Daruj sobie, Hox, ale to szaleństwo.
- Zostanie pan zlikwidowany!- wrzasnął na kocura.- Lepiej skończyć te wygłupy! A zaraz przybędą nasi koledzy!
Odpowiedziała im strzały.
- Ma magazynki?
- Oby nie. Nie chce mi się biegać za uzbrojonym celem.
Następna seria uderzyła drewno. Wybrali bardzo złą kryjówkę. Materiał długo nie pociągnie takiego ostrzału. Mieli coraz mniej czasu. Stopniowo struktura drewna, acz twarda, miękła pod wpływem stali. Im dłużej kryli się przed ostrzałem, tym bardziej byli na niego podatni. Czas był przeciwko nim.
- Hox, przyjdziesz dzisiaj do mnie oraz Jeffa na kolacje po wszystkim?- zapytał Ksan.
- Zobaczymy, najpierw nie daj się zastrzelić. Cholera, kiedy przestanie?
- Nie pozwolę, żeby moje dzieci zostały same na pastwę...
- I koniec pieśni.- Powiedział szakal strzelając. Kocur nic mu nie odpowiedział. Stał dalej, ściskając broń. Oczy wyszły na wierzch, a czoło nabrało szkarłatnego odcieniu.
- Nie żyje?- Ksan wyszedł zza drewna. Cały czas rewolwer trzymał w pogotowiu.
- Chyba... Strzeliłem prosto w czoło.
Jeżeli wypowiedzieli życzenie, to było ono puste. Cel nagle odżył. Konwulsyjnie, ostatnim tchnieniem życia, naciskał spust. Nie nadążali za przebiegiem zdarzeń. Ostatnia seria kocura roztrzaskała ramię ogiera w drobny mak na wysokości łokcia. Ksan nie krzyknął, lecz zacisnął mocno zęby, spomiędzy których poleciało nieco krwi. Trup nadal naciskał spust mimo pustego magazynku.
- Żyjesz?
- Nie, kurwa, odpoczywam!- Ksan ściskał kikut, leżąc obok dwóch ciał. Resztki końskiej kończyny ubrudziły uniform Hox'a.
- Pójdę do Scotta. Muszę go zawiadomić o całym zajściu. Idziesz?- Schował broń z powrotem.
- Poczekam na strażników i popilnuje tych trucheł – powiedział ogier.
- To do zobaczenia wieczorem – powiedział szakal.
- Hej, chyba mnie nie zostawisz?! Właśnie straciłem rękę, a Kraktus łeb. Nie chce wykitować w takim miejscu i w takim stanie.
- Lepiej pilnuj. Strzały mogły wywabić cywili. A tego obaj byśmy nie chcieli, zwłaszcza ty.
- Ha, ha, ha, śmieszne – odparł chłodno ogier.- Właśnie straciłem rękę.
- Ja również biorę prochy znieczulające każdego poranka. Paskudnie smakują, ale pozwalają przetrwać najgorsze ukłucia. To do wieczora.
- Nara.
Szakal nie miał wyrzutów sumienia, że zostawił rannego skrzydłowego i zabitego kolegę na pastwę losu. Miał to w głębokim poważaniu. Bardziej jego umysł zaprzątał problem wymiany skrzydłowego lub obu. Zabitego zastąpią kimś nowym. A Ksana? Jemu dadzą protezę i wyślą znowu do roboty. Nowych trzeba będzie uczyć wszystkiego prócz zabijania.

***

Scotta zastał u niego w biurze. Jako komendant Scott miał odrębne mieszkanie w bloku i był odpowiedzialny za przyjmowanie zleceń dla likwidatorów oraz ich zażaleń, te najczęściej wyrzucał do kosza czyli potocznie dawał innym resortom do załatwienia. Zajmował te stanowisko wystarczająco długo zyskując dobre plecy – chroniące go od przeciwności losu – i odprawiać z kwitkiem każdego. Dostał te stanowisko z przydziału na samym początku, zaraz po przylocie. Powierzchnia jego mieszkania, jednocześnie biura, przewyższała czterokrotnie powierzchnię lokum likwidatorów. Wszystko u niego przewyższało – sprzęt, wynagrodzenie oraz posiłki. Nie musiał jadać w stołówce oraz, co za tym idzie, nie marnował czasu u specjalistów. I co ważniejsze – jego łazienka nie ulegała częstym awariom.
Czasem grywał z maszyną różniczkową w szachy liczbowe. Miał przygotowaną kartkę z naszkicowana szachownicą. Flamastrem zaznaczał ruchy i lokalizacje figur. Nie był mistrzem. Nie wygrał dotąd ani jednej partii.
- Słoń na 6H – napisał na klawiaturze.- Szach-mat.
Maszyna zagwizdała, zaświeciła na czerwono i podała swój ruch drukując zapisana karteczkę.
- Rzeczywiście – odparł szop czytając ruch [Wieża bije słonia] – zupełnie zapomniałem o wieży. Teraz…
Hox wściekle wpadł do środka. Nieomal zniszczył drzwi.
- Musimy pogadać!- krzyknął.
- Nie teraz, właśnie gram. Król na 7C.
Palce prawie dotykały klawiatury, kiedy szakal kopną maszynę w kąt pokoju. Zrobił to niezwykle szybko, bo szop jeszcze wypisywał w powietrzu kolejny ruch. Dopiero po chwili zakapował o co chodzi.
- Co się stało?- spytał spokojnie.
- Cel do nas strzelał, to się dzieje!
- Nie wyrażaj się, przecież jesteś u komendanta.
- Mam to gdzieś! Właśnie rąbnęli Kraktusa! Ksan jest ranny, a kurewski kocur zaplamił mi uniform! Jak ja teraz to wybiorę?! Nie mam na pralnię! I jeszcze jedno! Chce dostać nowy sprzęt do mieszkania!
- Problemami budowlanymi się nie zajmuje. Wypełnij odpowiedni arkusz, to istnieje szansa na poprawę. A co do szczura, cóż – skrzyżował dłonie – wypadek w pracy.
- Jaki, kurwa, wypadek?! Cel miał broń i w nas rąbał! Strzelał z rakama! Nie zwykły gnat, ale rakam! Pierdolony rakam! Ręczny karabinek maszynowy!
- Mówisz rakam?- szop podniósł brew.
- Ślepy nie jestem, a na broni się nieco znam!- mówił żywo.- Nikt prócz nas nie ma broni!
- Strażnicy mają.
- Tych tępaków mam gdzieś! Liczy się to, że ktoś, kogo powinienem zlikwidować, chciał mnie zabić!
- Teraz mówisz z sensem. To druga śmierć dzisiejszego dnia.
- Kto jeszcze zginał?
- Majar.
- On ma papierkową robotę!
- I papierkowa robota go dobiła.- Scott zapalił papierosa.- Udusił się kurzem od teczek. Papierkowa robota... Potworne.
- Mam gdzieś, czy zramolałego gryzonia doznał zawału od przepracowania! Obchodzi mnie jedynie to, że uzbrojony facet strzela do nas w samoobronie!
- Jeszcze raz palniesz wulgaryzmem w stosunku do zmarłych kolegów to dostaniesz upomnienie – pogroził mu palcem.- Nie jesteś u siebie.
Szakal wystawił środkowy palec, pokazując co sądzi o pouczeniach przełożonego.
- Nie mam innego wyboru. – Szop sięgnął po telefon. Szakal był jednak szybszy. Posiadał wyjątkową wprawę w ustrzeleniu sprzętów. Telefon spadł z głośnym trzaskiem.
- Co ty, kurna, robisz?! Chcesz dostać upomnienie?!
- Porządek ci robię!
- Czego ty chcesz? Jeden skrzydłowy nie żyje, drugi jest ranny. To nie moje zmartwienie!
- A co jest twoim zmartwieniem? Siedzisz tu sobie i wygodnie zżyjesz, podczas gdy my latamy po całej stacji i likwidujemy! Byś tak raz wyszedł na akcje! Właśnie wracam z tej jednej, tej jedynej, kiedy tracę jednego skrzydłowego a drugi zostaje ranny. Fakt, że nie znosiłem Kraktusa, bo był zwykłym tłumokiem, ale to był mój skrzydłowy! Pracowaliśmy wspólnie te parę ładnych lat.
- Wyjątkowo niekorzystna sytuacja.- spojrzał na niego z drwiną.- Ale taki urok tego fachu.
- Stul pysk, Scott!
- Wściekasz się, bo twój kolega nie żyje?
- Nie, wściekam się, bo znam pojeba jak ty, gościa zamkniętego w czterech ścianach! A teraz wybacz, Scott, idę i nie wiem, czy wrócę na noc!
Szakal wyszedł. Szop podniósł sprzęt. Sam wykończył maszynę do końca, kiedy uznał, że następną partyjkę szachów zagra w dalekiej i nieokreślonej przyszłości,. Podniósł słuchawkę telefonu awaryjnego – jako komendant bloku został wyposażony w sprzęt awaryjny, czyli coś, za co zwykli likwidatorzy zabiliby go, gdyby nie plecy. Wykręcił odpowiedni numer. Długo nie czekał na rozmówcę.

 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
1
(+1|-0)
Opowiadania: trajt,,Likwidator AE" - cz.III [+18]
Wysłano: 21.03.2013 22:57
Leniwy kot kanapowy
Anthro
Gdzie tu jest SF socjologiczne w stylu Zajdela ? A tym bardziej Huxley'a? Nie przekonuje mnie ta cała sytuacja którą pokazałeś nam w trzech dotychczasowych rozdziałach. Z czego co mój mały rozumek zrozumiał, to w wymyślonym przez ciebie świecie najgorzej żyje się urzędnikom, nie ważnie czy dbają o to by życiowy bilans wychodził na zero, czy tylko zapisują te "matematyczne" działania swoich kolegów pracujących w terenie ( siedząc przy tym przed biurkiem). Terroru się tam nie czuję. Społeczeństwo się nie boi, powiem więcej jest rozpasane ( biegający po ulicach ekscybicjoniści ( bardzo trudne słowo) czy osiedle sprzedajnych pederastów). Tak brzydko mówiąc gdzie tu jest pierdolnięcie. Coś co zmusiło by nas do chwili zadumy? Jakoś główny bohater też nie porywa...
Ale za to pojawił się humor od drugiego rozdziału ( motyw z hymnem wspaniały), co się liczy na plus.
Widziałeś filmy Piotra Szulkina ( jak nie to warto żebyś zobaczył) i posłuchał dajmy na to Dead Kennedys ( np Kill The Poor http://www.youtube.com/watch?v=L8zhNb8ANe8), z książek nie poradzę tobie żadnych bo z poprzednich postów wynika że masz całkiem zasobny księgozbiór. Jeszcze jest masa błędów gramatycznych, tekst wygląda tak jakbyś za szybko go opublikował. Podsumowując Likwidator mi się nie podoba, ale może coś z niego będzie jeśli dłużej nad nim pomyślisz ( a jeszcze lepiej jakbyś zaprezentował coś szokującego).
ps Pamietaj to tylko moja subiektywna opinia, acha i istnieje takie zabwne pojęcie "platoniczna miłość". Sądze że może ci się przydać.

0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt,,Likwidator AE" - cz.III [+18]
Wysłano: 25.03.2013 20:17
husky / wilk
Anthro
Cytat:
Gdzie tu jest SF socjologiczne w stylu Zajdela ? A tym bardziej Huxley'a?

Pisałem wcześniej, że nie będzie to w stylu Zajdli. Bardziej to będzie coś w rodzaju Zajdli, coś w rodzaju fantastyki socjologicznej. Nie patrz przez pryzmat Paradyzji czy Nowego, wspaniałego świata. , to bardzo niweluje twoją ocenę, która jest dość wnikliwa - co mi się podoba.

Cytat:
Terroru się tam nie czuję. Społeczeństwo się nie boi, powiem więcej jest rozpasane

Pamiętaj, że w III Rzeszy był terror, a i tak wszyscy się śmiali i cieszyli, ze żyją w Wielkich Niemczech przed 39. Nawet w dzisiejszych czasach masz terror. W Szwecji dzieciaki biją rodziców, a ci nie mogą ich nawet ukarać, bo zostaną wsadzeni do więzienia za ograniczanie wolności własnych katów. Terror wcale nie musi być ukryty. Wystarczy go dobrze wpasować, a nawet dopasować, do społeczeństwa.

Mój bohater jest całkowitym antybohaterem. Nie stworzyłem go po to, aby był ostatnim sprawiedliwym i załatwił wszystkich złych. Bardziej bym go umieścił pomiędzy Man with No Name( Eastwood) a Boba Fettem. Robi to, bo ma to gdzieś.

Szulkina uwielbiam. Uważam jego trylogię kretynizmu katastroficznego - sam ją tak nazwałem - za wybitne osiągnięcie kinematografii polskiej pokazujące co MY, RZĄD, TELEWIZJA umiemy sobie lub innym uczynić.
A, takie pytanko;
Dlaczego, akurat tego reżysera mi poleciłeś? :-Dk

Utwór przez ciebie przesłany nie porwał mnie.
W czasie pisania wole słuchać - Republiki, Joy Division, The white stripes... ulubionych utworów mam od groma.

Błędy gramatyczne.
Niestety... jako dyslektyk ciężko mi sprawdzać samemu prace. Wcześniej mi wypominano błędy, za co jestem wdzięczny i staram się je dokładnie analizować.
Ten tekst napisałem na początku marca, a wrzuciłem go dopiero tydzień temu. trzy tygodnie go poprawiałem, a jeszcze miałem okres depresji i prawie popełniłem - teraz nie żartuje - samobójstwo :-(k . Szczęśliwie odzyskuje zdrowie i mam nadzieje na poprawę swojego stylu oraz stanu.

O platonicznej miłości słyszałem i co ważniejsze pisze właśnie pracę o pismach platońskich.

0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt,,Likwidator AE" - cz.III [+18]
Wysłano: 3.04.2013 1:54
Wilk
Anthro
No dobra, wreszcie znalazłem chwilę na przeczytanie i ogarnięcie czy mogę służyć jakimiś merytorycznymi wskazówkami.

Po tym rozdziale mam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony fabuła się dopiero rozwija (jak myślę) i w tym punkcie wypada po prostu poczekać na dalszy ciąg. Jednak kilka rozwiązań w tym rozdziale mnie nie przekonuje.

Przede wszystkim sama akcja likwidacyjna. Nie wiem czy po prostu chciałeś troszkę zastopować akcję opowiadania. Ten rozdział z samego założenia ma być dynamiczny, zwłaszcza, że mamy dwa poprzednie, które są dość statyczne, choć stanowczo nie twierdzę, że nudne. Nie pasuje mi kilka klocków do układanki. Przede wszystkim sytuacja: trójka profesjonalistów pracujących w fachu kilka lat śledzi cel, zamyka mu drogę ucieczki w ślepej uliczce i w tym momencie czeka. Oddają inicjatywę. Bohaterowie bodaj sami wspominali, że może czasem uciec przez okno z tyłu budynku czy coś w tym rodzaju. Dla mnie nielogiczne, jeśli go chcieli zlikwidować, powinni go cały czas przynajmniej mieć na oku, rozdzielić się, otoczyć budynek, coś w tym rodzaju - mowa o kumplach Hoxa, jako o skrzydłowych - to znaczy, że tworzą zespół - miło byłoby, jakby w jakiś sposób to pokazali.

Rozumiem, że naturalnie aktywniejsza postawa wykluczałaby możliwość rozmowy. Ja miałbym taką propozycję (oczywiście mówię tylko to, co mi przyszło do głowy) - fajny rezultat mógłbyś uzyskać przenosząc ten dialog między trójką likwidatorów na chwile, kiedy podążają za swoim celem przez stację. Rozumiesz - kluczenie między przechodniami, nieustanne pilnowanie celu i wtedy wymiana myśli między bohaterami. Miałbyś swój dialog, spowolnienie akcji, ale nie całkowite jej zatrzymanie. Przeplatanie kwestii mówionych krótkimi relacjami z tego co akurat robią, widzą, mijają, gdzie skręcają itd. mogłyby świetnie się wpasować i budować napięcie. Bo dla mnie niestety tego napięcia nie było, kiedy czekali na kota - raczej przypominało to przerwę amerykańskich policjantów zajadających pączki w radiowozie.

Plus mała uwaga do rzeczonych dialogów. Te głębsze, metaforyczne i filozoficzne określenia, typu "społeczna latryna" są fajne, ale moim zdaniem nadużywasz ich. Czasem wręcz ciężko się połapać co tak naprawdę mają na myśli bohaterowie. Można nawet odnieść wrażenie, że to jest takie trochę na siłę i przez to parę razy mnie zraziła do tekstu taka pseudo filozofia. Sugerowałbym jeszcze przemyślenie cech języka postaci. Przedstawiasz ich jako swojego rodzaju egzekutorów, narzędzia w rękach rządu. Rekrutowanych z więzień. Trochę nie przystają do nich tak przemyślane określenia. To negatywnie wpływa na spójność.

Budowałeś w poprzednich rozdziałach taką reżimową atmosferę, moim zdaniem z niezłym skutkiem. Zwłaszcza w więzieniu, bardzo udany fragment. Mamy więc tę antyutopię. Wiem co pisałeś już w komentarzu i biorę to pod uwagę. Ale jednak też życzyłbym sobie zobaczyć, że coś z tym robisz. Niech będzie trochę duszniej, bardziej opresyjnie, przytłaczająco. Daj nam odczuć trochę uciemiężenia, podtrzymaj to, co zbudowałeś w rozdziałach 1 i 2 ;]

I wiadomo - kosmetyka i gramatyka troszkę kuleją, warto, żebyś prześledził tekst i coś popróbował. Niektóre zwroty też tak średnio mi wyglądają, ale już o tej porze nie wyciągam ich.

Ma potencjał, musisz trochę bardziej pokombinować, kilka rzeczy przemyśleć ;)

I zdrowia życzę w takim razie, i na duchu i na ciele ;)

0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt,,Likwidator AE" - cz.III [+18]
Wysłano: 3.04.2013 22:01
husky / wilk
Anthro
Fakt, uważam tą cześć za dopust boży. Uważam, że najlepiej wychodziły mi teksty 2-3 częściowe. :rollk: Bardzo bym prosił o waszą ocenę w tej kwestii. Samo opowiadanie zamierzam skończyć na pięciu, góra sześciu częściach. Chociaż napisałem zaskakujące zakończenie o otwartej naturze, to nie wiem jak to połączyć do reszty.

Ps: Przykro mi, ale obiecanego przeze mnie opowiadania o konkwistadorach niestety nie napiszę :-(k

Ogólnie trochę mnie przeraża ocenianie tekstów powyżej dwóch części. W moim przypadku to się sprawdza - jedna cześć może być super napisana, druga słabo i znów kolejna część super. W twoim przypadku MFarley Karnawał zdrajców bardzo mi się podobała druga część, ale już czwórka jakoś średnia była. Bez urazy.

A teraz przechodzę do komentowania twojego komentarza :-Dk

Cytat:
trójka profesjonalistów pracujących w fachu kilka lat śledzi cel, zamyka mu drogę ucieczki w ślepej uliczce i w tym momencie czeka. Oddają inicjatywę. Bohaterowie bodaj sami wspominali, że może czasem uciec przez okno z tyłu budynku czy coś w tym rodzaju. Dla mnie nielogiczne, jeśli go chcieli zlikwidować, powinni go cały czas przynajmniej mieć na oku, rozdzielić się, otoczyć budynek, coś w tym rodzaju - mowa o kumplach Hoxa, jako o skrzydłowych - to znaczy, że tworzą zespół - miło byłoby, jakby w jakiś sposób to pokazali.


Słuszna uwaga, słuszna. Na swoją obronę napiszę kiełbasę wyborcza z czasów realnego socjalizmu.
Czy się stoi, czy się leży dwa tysiące się należy!
Stworzyłem pewien obraz...mieciwyjebania ( przesadziłem z nowomową :-(k ) czyli po protu wyjebane w pracę. Oczywiście, trochę się martwili o swoje, powtarzam SWOJE i tylko SWOJE, życie.

Cytat:
Budowałeś w poprzednich rozdziałach taką reżimową atmosferę, moim zdaniem z niezłym skutkiem. Zwłaszcza w więzieniu, bardzo udany fragment. Mamy więc tę antyutopię. Wiem co pisałeś już w komentarzu i biorę to pod uwagę. Ale jednak też życzyłbym sobie zobaczyć, że coś z tym robisz. Niech będzie trochę duszniej, bardziej opresyjnie, przytłaczająco. Daj nam odczuć trochę uciemiężenia, podtrzymaj to, co zbudowałeś w rozdziałach 1 i 2 ;]


Nie powtórzę tego, co zawarłem w poprzednim komentarzu sprzed kilku dni. Tu terror ma formę czegoś, co uabstrakcyjnia życie tej zamkniętej społeczności.
I jeszcze jedno, jak ktoś mi tu wyskoczy, że nie ma terroru to nie wiem co sobie zrobię !!!

Cytat:
I wiadomo - kosmetyka i gramatyka troszkę kuleją, warto, żebyś prześledził tekst i coś popróbował. Niektóre zwroty też tak średnio mi wyglądają, ale już o tej porze nie wyciągam ich.


Słuchaj, jestem dyslektykiem. Korektę tekstu, którą dokonuje, można porównać do... nakazania niewidomemu obserwacji z bocianiego gniazda. --k

Cytat:
I zdrowia życzę w takim razie, i na duchu i na ciele


Bardzo dziękuje za życzenia i na wzajem.
Ducha mam zdrowego po regeneracji, ciało także... Nie licząc mega alergii na pyłki traw, pistacji, kurzu, kociej sierści ( sorry wszystkim kotowatym tutaj) i... lekkiego uczulenia na chlor.

0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt,,Likwidator AE" - cz.III [+18]
Wysłano: 6.04.2013 23:13
Wilk
Anthro
Cytat:
Bardzo bym prosił o waszą ocenę w tej kwestii.


Tę już przedstawiłem poprzednio. Mam ambiwalentny stosunek ;] Fabuła ok, ale mogłeś z tego więcej wycisnąć. Ale to Twoja robota i Ty decydujesz. Naprawdę ocenić będzie można po publikacji ostatniej części ;]

Cytat:
Przykro mi, ale obiecanego przeze mnie opowiadania o konkwistadorach niestety nie napiszę


Nigdy nie wiadomo, nie teraz, to kiedy indziej ;]

Cytat:
W twoim przypadku MFarley Karnawał zdrajców bardzo mi się podobała druga część, ale już czwórka jakoś średnia była. Bez urazy.


A jednak się obrażę. Podoba Ci się? Świetnie - napisz dlaczego. Nie podoba Ci się? Świetnie, tym bardziej napisz dlaczego! Potrzeba konstruktywnej krytyki do rozwoju, albo przynajmniej do możliwości skonfrontowania opinii i obrony pewnych przedsięwziętych w tekście zabiegów ;]

...więc jak będziesz miał chwilę i ochotę, to możesz napisać w komencie pod rozdziałem co Ci nie leży. Będę bardzo wdzięczny ;)

Cytat:
Słuszna uwaga, słuszna. Na swoją obronę napiszę kiełbasę wyborcza z czasów realnego socjalizmu.
Czy się stoi, czy się leży dwa tysiące się należy!
Stworzyłem pewien obraz...mieciwyjebania ( przesadziłem z nowomową ) czyli po protu wyjebane w pracę. Oczywiście, trochę się martwili o swoje, powtarzam SWOJE i tylko SWOJE, życie.


Ok, częściowo tłumaczy, ale jednak Hoxowi niezbyt się uśmiechało biegać za celem po stacji. A dopuszczali do takiego ryzyka ;] Ale nie będę czepialski ;p

Cytat:
Tu terror ma formę czegoś, co uabstrakcyjnia życie tej zamkniętej społeczności.


Postaram się jeszcze raz przeczytać i zwrócić na to uwagę, może mi to umyka. Po prostu troszkę odbiega od tego, czego się spodziewałem po pierwszych dwóch rozdziałach. Ale nie dyskutuję, bo akurat masz tu wiedzę w temacie z pewnością większą ode mnie - ja nie zgłębiałem do tej pory takich klimatów ;]

Cytat:
Słuchaj, jestem dyslektykiem. Korektę tekstu, którą dokonuje, można porównać do... nakazania niewidomemu obserwacji z bocianiego gniazda.


Czytałem, co pisałeś. Pomyślałem, że po prostu wypada mi zauważyć, że są ;) Ale ok, będę brał poprawkę na to.

0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt,,Likwidator AE" - cz.III [+18]
Wysłano: 8.04.2013 19:28
husky / wilk
Anthro
Cytat:
Cytat:

Bardzo bym prosił o waszą ocenę w tej kwestii.

Tę już przedstawiłem poprzednio. Mam ambiwalentny stosunek ;] Fabuła ok, ale mogłeś z tego więcej wycisnąć. Ale to Twoja robota i Ty decydujesz. Naprawdę ocenić będzie można po publikacji ostatniej części ;]


W kwestii tego opowiadania wszystko zostało ( teoretycznie) powiedziane, lecz mi bardziej chodziło o kwestię moich wcześniejszych tekstów na ogólnym polu. Widzisz, mi bardziej chodziło o to, że bardziej pisało mi się teksty 2-3 częściowe. Mógłbyś przeczytać inne teksty mojego autorstwa, które w większości są jedno lub dwu częściowe.
I tu ponownie kieruje się do ciebie i do wszystkich, żebyś(cie) powiedzieli w TEJ kwestii, a nie tego jednego tekstu. OKEY?!

Cytat:
Cytat:

W twoim przypadku MFarley Karnawał zdrajców bardzo mi się podobała druga część, ale już czwórka jakoś średnia była. Bez urazy.

A jednak się obrażę. Podoba Ci się? Świetnie - napisz dlaczego. Nie podoba Ci się? Świetnie, tym bardziej napisz dlaczego! Potrzeba konstruktywnej krytyki do rozwoju, albo przynajmniej do możliwości skonfrontowania opinii i obrony pewnych przedsięwziętych w tekście zabiegów ;]

...więc jak będziesz miał chwilę i ochotę, to możesz napisać w komencie pod rozdziałem co Ci nie leży. Będę bardzo wdzięczny ;)


Co się obrażać? Komentarza krytycznego dotyczącego pisowni ci nie napiszę, bo się na tym za skarby świata nie znam --k Komentarz lekko pochwalny, owszem!!!!!!!!! Mecenasem sztuki nie jestem, lecz ku obopólnemu dobru pisarskiej braci - i tu mówię do wszystkich - należy się wspierać !!!!!!!!!!!

0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt,,Likwidator AE" - cz.III [+18]
Wysłano: 8.04.2013 21:35
Wilk
Anthro
Cytat:
Mógłbyś przeczytać inne teksty mojego autorstwa, które w większości są jedno lub dwu częściowe.


Znajdę chwilkę, to na pewno przeczytam i dam Ci znać ;]

Cytat:
Co się obrażać? Komentarza krytycznego dotyczącego pisowni ci nie napiszę,


Chyba nie złapałeś ;p

Z obrażaniem żartowałem. A nie pytam o pisownię, wiem, że ta jest dostatecznie poprawna ;] Nie wierzę, że ona Ci się nie podobała. Ale możesz przecież zasugerować coś w kwestiach fabularnych, dialogowych, nie wiem. Tak naprawdę o to mi chodzi ;) Coś Ci się nie podobało - chcę wiedzieć co ;) Przecież o to chodzi w tym wspieraniu, o którym mówisz.

0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt,,Likwidator AE" - cz.III [+18]
Wysłano: 9.04.2013 22:04
husky / wilk
Anthro
Cytat:
Cytat:

Mógłbyś przeczytać inne teksty mojego autorstwa, które w większości są jedno lub dwu częściowe.

Znajdę chwilkę, to na pewno przeczytam i dam Ci znać ;]


I prosiłbym o szczerą ocenę, co do mojego spostrzeżenia, że lepiej mi wychodziły opowiadania jedno-dwu-trzy częściowe. :rollk:

Cytat:
Chyba nie złapałeś ;p
Z obrażaniem żartowałem.


Nie wyczułeś nutki ironii w mojej poprzedniej odpowiedzi. :-)k

Cytat:
Ale możesz przecież zasugerować coś w kwestiach fabularnych, dialogowych, nie wiem. Tak naprawdę o to mi chodzi ;) Coś Ci się nie podobało - chcę wiedzieć co ;) Przecież o to chodzi w tym wspieraniu, o którym mówisz.


Jeśli chcesz rad, to mogę ci udzielić aż dwóch, jakich udzielił mi ojciec, gdy mu powiedziałem, że zostanę pisarzem:

1. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o mamonę, dzieciaka albo kobietę ( oczywiście nie w tej kolejności!) --k

2. Wszystkiemu winny jest facet i jego nieokiełznana chcę łatwego zarobku. --k

1
(+1|-0)
Opowiadania: trajt,,Likwidator AE" - cz.III [+18]
Wysłano: 12.04.2013 21:33
Wilk
Anthro
Cytat:
Nie wyczułeś nutki ironii w mojej poprzedniej odpowiedzi.


Najwyraźniej. Może powinieneś to powiedzieć innym kolorem :P

Cytat:
I prosiłbym o szczerą ocenę, co do mojego spostrzeżenia, że lepiej mi wychodziły opowiadania jedno-dwu-trzy częściowe.


Cytat:
Jeśli chcesz rad, to mogę ci udzielić aż dwóch, jakich udzielił mi ojciec, gdy mu powiedziałem, że zostanę pisarzem:

1. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o mamonę, dzieciaka albo kobietę ( oczywiście nie w tej kolejności!)

2. Wszystkiemu winny jest facet i jego nieokiełznana chcę łatwego zarobku.


Prosisz o szczerą ocenę mnie, ale Ty mi nie powiesz co i dlaczego Ci się nie podoba? Co to ma być za deal? "Describe what Marcellus Wallace looks like! [...] Does he look like a bitch?" xD

1
(+1|-0)
Opowiadania: trajt,,Likwidator AE" - cz.III [+18]
Wysłano: 13.04.2013 22:45
husky / wilk
Anthro
Nazwij to umową bez pokrycia.

Mogę to jedynie porównać do paktu Ribentrop-Mołotow ( śmiech!)
ZSRR dostarczał Niemcom liczne surowce, transporty żywności, a w zamian mieli dostawać niemieckich instruktorów wojskowych i sprzęt. Sowiecie się wywiązali z umowy, a naziści nie. Wisz co potem było dalej :-Dk