Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: trajt - Los Animales Noire - Zwierz - Rozdział XI cz. 3 (+18 )  
Autor: trajt
Opublikowano: 2015/9/4
Przeczytano: 1150 raz(y)
Rozmiar 9.44 KB
2

(+2|-0)
 
Zgodnie z instrukcją prokuratorka Zwierz zamieszkał w jednym z nadmorskich magazynów. Napisał nawet w którym. Skąd wiedział? Następny do wpisania na listę podejrzanych.

Taryfka do portu trwa 5 minut. Poprawka, trwałaby tyle. Nic z tego. Dojeżdżamy w pobliżu nabrzeża, tuż, tuż, i przystajemy. Zatarasowany przejazd. Wieści o powrocie Zwierza rozeszły się wzdłuż i wszech starych kości Miasta. Zgiełk ciągnie pobliskimi zaułkami. Mnóstwo wozów. Policja. Agencja. Prywaciarze. Graciarze. Ferajny wszelkich dzielnic i ulic. Różne ogony, futra, psowate, kotowate, gadzie, kopytne. Różne takie. Przyciągnięte wspólną ochotą wykazania się.

Dziwne, brakuje prasy. Dostali cynk i odpuścili temat Zwierza? Taki żer? Boją się poświęcić kark. Albo sepy przyjechały po cywilnemu. Mały notatnik i w drogę. Po cichu spiszemy newsy, popytamy świadków po uprzednim ,,poczęstunku”, najlepiej 100 % czystej, i wracamy.

Obława trwa w najlepsze. Obława? Ilu dostało wskazówki? A język nie śpi. Spity rozpowiada zasłyszaną tajemnicę. Zęby dawno straciły ostrość, nie poskromią zdrady. Kilka uszu, dziesiątki, setki, przechwytują wiadomość. Następny punkt programu? Zebrać frajerów, ci rozpowiedzą wśród innych i poczekać na nich.

Fajrant minął, robota czeka. Koniec podchodów! Przed świtem Zwierz będzie martwym wspomnieniem.
Dostaliśmy wszak zaproszenie. Złośliwy grymas nakazujący porzucić miłość. ,,Na co ci ona? - zapyta grzeszek- To ulotna chwila. Niepotrzebna”. Takie pojękiwanie dilerów i alfonsów stęsknionych za utargiem. Nabijają frajerów swoimi towarami. Zachęcają zakazanym owocem - ,,Nie jedz, zabijesz siebie”. Grzeszek wart odstąpienia wybawienia. Sprzedawcy są zachwyceni. Wyciągną forsę cudzą pracą. Wyzysk z korzyścią dla obydwu stron.

Zwierz podobnie. Przedstawiał się, zareklamował usługi, teraz wyczekuje klientów. Rzędy aut nie mają końca. Pordzewiałe karoserie, zapuszczone silniki, wyczyszczone turbiny, marka jak marzenie. Zapłacone ostatnimi centami.

- Dalej nie pojedziemy – mówi taksiarz. Zawiesza łokieć na siedzeniu i rozgląda się.- Ki wariaty. Tu będzie najbliżej.

Jaszczurze łuski połyskują w światłach pobliskich samochodów i latarek. Niebiescy stoją pojedynczymi posterunkami i świecą po oczach. Sprawdzają dokumenciki. W przenośni. Rzucają krótkie spojrzenie i oddają.

- Ile się należy?- pyta Terence.
- 250 $. Pański koleżka prosił o niewykańczanie licznika.

No rzeczywiście prosiłem. Chciałem wspomóc staruszka. Stary gad ma zdychać? Wyszło jak wyszło.

Terence grzebie po kieszeniach.

- Przyjmuje pan czeki?
Pomiędzy siedziskami pojawia się łuskowata dłoń pokryta bliznami.
- Pieniądz to pieniądz – mówi.

***

- Sorry za stratę – mówię.
- Zdarza się. Oddasz przy okazji lub ocalisz mój tyłek.

Trafiłeś w dziesiątkę, jeleniu. Przybrzeżny harmider przyciągnął pracowite przyczółki - dziewczynki, chłopaczkowie. Tanie miłostki. Wyczuły ogrom interesów. Obrobią komu trza i zaległy czynsz stanie się zaległym okropieństwem. Wykonują obywatelski obowiązek. Bohaterowie pragną otrzeźwienia i towarzystwa. Niekoniecznie obu naraz. Na pewno potrzebują jednego.

- Ej, koledzy!- woła chłopaczek, prawie dorosły ogierek, w spodniach i skórzanej kurtce. Pod ciasnym materiałem spodni rysuje się zarys czegoś naprężonego.
- Jezu, jaki cwel – syczy Terence.- Spadajmy stąd.

Zrozumiała decyzja. Zaczepka to sygnał. Klient podchodzi, inni dochodzą. Jedna duszyczka zarobi? Wiele innych zdąży dostać swój udział. Otoczą zakłopotanego, zarazem podnieconego. Wiadomo, więcej szczęścia i cały świat u stóp. Potem pusty portfel i bilet w jedną stronę za Miasto. W najlepszym wypadku masz to zapewnione darmo.

- Słodcy, macie chrapkę na kanapeczkę?- pyta czarna wiewióreczka, może fretka, w jasnej spódniczce. Przykróciła materiał. Widać pasek koronek.
- Kojotku, czujesz się stęskniony za cieplutkim ciałkiem?- Reklamuje swe usługi krwista, taka barwa futerka, kocica. Nie zimno ci, mała? Rozchylasz nóżki przy cienkim ubranku. Przeziębisz serduszko.

Przechodzimy wszech straceńczego szlaku. Niby hop siup. Droga dwutorowa. Włączone światła samochodowe oświetlają asfalt. Da radę przejść. Jest na odwrót. Pijani i nienasycani ,,bohaterowie”, przekupni gliniarze i lepsi w tym fachu agenci, zapracowane pszczółki wpychają ogony w każdą stronę. Zapora ognia. Obowiązki pchają naprzód.

Ktoś wychodzi nam naprzeciw.

- Koleś, tarasujesz przejście – warczę.
- Oj przestań, Hech, tu taka wesoła atmosfera, a ty tak niemile ją niszczysz.

Właściciel głosu, będący szopem, gustuje w otwieraniu obydwu zamków, tylnim i przednim, preferując pierwszy typ. Sam dostarcza dowód. Króliczek w różowej sukieneczce. Doliczmy uszminkowanie, umalowanie, pończoszki i szpile. Zniewieścienie z górnej półki.

- Morris, zdążyłeś zapiąć rozporek?
- Cześć, pedale – dorzuca Terence.
- Kochany jelonku.. – zaczyna Morris, ale Terence mu wtrąca:
- Kochany? Zrobienie laski i zaproszenie do dalszej zabawy czterech małolatów to żadna miłość. (Chcę go odciągnąć. Potrzebna nam awantura? Próbuję wziąć pod ramię. Nie pozwala. Wyrywa rękę). Odwal się, Hech! Muszę tej pizdzie coś wygarnąć. Teraz ty, Morris! Słuchaj uważnie! Zmarnowałem przy tobie trzy lata! Żałuję tamtego nocy!
- Tylko tyle masz do powiedzenia?- pyta szop. Szczerzy uśmieszek.
- A niby o czym chciałbyś porozmawiać? Nie ciągnie mnie na orgietki, parówkowe bary i szaszłyki. Ty się lecz!
- Zaczekaj. Rozumiem oskarżenie i chciałbym ci wynagrodzić
- Z tobą?

Króliczy pedałek w różu chichocze.

- Mówiłeś, że jelonek zagra z nami w pociąg albo w szarady.- Klaska umalowanymi rączkami.- Jak ja uwielbiam szarady! Szarady! Szarady!
Morris dotyka umalowaną twarzyczkę, patrząc nań wzrokiem romantyka. Ssie mnie w żołądku na ten widok. Żeby facet z małolatem?...
- Spokojnie, Meryl, już posmakowałeś mleczka.
- O, ale twoja była mało słodkie.
- Skończyliście już?- pyta Terence. Po głosie wyczuwam zniesmaczenie.
- Skarbie, co z tobą? Mieliśmy się przecież pogodzić.
- Z tobą?
- A niby z kim?- Szop unosi główkę królika.- Masz na myśli jego?
- Chętnie skorzystam – wtrąca słodziak.
- Ty lepiej siedź cicho – mówi Terence.

Morris nie przestaje głaskać loczków aniołka. Zamęcza nas. Wie, że atak na agenta CO dużo kosztuje. Wytrzymamy gówniarza.

- Terence, Terence, Terence, czemu obrażasz ten młody ogon? Jest spragniony nowych wrażeń. Byliśmy tacy sami.
- Chyba ty. Ja zdążyłem wyrosnąć.
- No ale chcesz wszystko zakończyć, prawda?
- Nigdy z tobą – odpowiada jeleń.
- Dalej będziemy to ciągnąć?

Ternece zapala papierosa. Chwilka zastanowienia. Liczy lata zmarnowane na przepychanki. Trudna kwestia. On jego, tamten go. Znajdą wspólne wyjście? Jedno z wielu pytań głupców.

- Pomóc? – zapytuję szeptem.
- Z szopem sobie poradzę. Zrozum, Hech, teraz to partyjka dla dwóch, nie trzech. Lepiej idź i załatw sprawę w naszym imieniu.
- Ale uważaj.
- Uważam odkąd go olałem. Dobra, Morris, zgadzam się. Rozmowa i koniec, zostawisz mnie w spokoju.

Morris krzyżuje ręce.

- Proszę, proszę, więc masz jeszcze kapkę przyzwoitości. Meryl, poczekaj przy samochodzie.

Z deszczu pod rynnę. Terence podszedł w towarzystwie niepewnego przybłędy. Porzucona miłość żąda rozliczenia. Znikają za rogiem. Za daleko. Opuścił krąg słabego światełka nadziei. Towarzyszy mu jednak odwaga. To już coś.

Inaczej ze mną. Zostawiony na pastwę chłopaczka. Ten korzysta. Lampy przejeżdżających aut robią za reflektory. Przedstawienie czas zacząć. Rączki na bioderkach i kręci nimi.. Zaklęcia podrywu. Czary-Mary. Cienka przyśpiewka. Ilu złowił tymi pląsami? Dostaje frajer kręciołka i zmierza we wskazanym kierunku. Nadarza się okazja. Chcesz wykorzystać, ciebie wykorzystują. Długouchy sprytniejszy od szopa? Bywa. Młoda główka, choć niedouczona, szybciej ogarnie sytuację.

- To co, przystojniaku?- Staje w rozkroku.- Masz ochotę?

Przychodzi ochota na wysoki kopniak. He, He, poświęcić kolanko, byle złamać słodziakowi dzióbek. Przebywanie w gronie zboczeńców czyni osamotnionego obłąkańcem. Wybacz, jeleniu. Szkaluję twe dobre imię. Ale sam widziałeś, słyszałeś. I czułeś. Pociągnąłbyś z kolana i tyle.

- Umiem takie rzeczy, że nie uwierzysz – mówi króliczek machając rzęsami.
- W tej kwestii jestem niewierzący. A poza tym, wszelkie pochlebstwa to marna reklama. Spadaj, mały, bo dorwiesz syfa i koniec z dobrymi wujkami.

Uraziłem dzieciaka. Pokazuje pogląd na mnie, środkowy palec, i odchodzi na drugą stronę. Beszczelniak. Nieprzeszkolony. Urażona duma. Często ją chowam do kieszeni. Złośliwość złośliwością, musisz ją puścić płazem. Czasami.


 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.