Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: trajt - Porucznik Ryś - Włoska koronka, włoska robota  
Autor: trajt
Opublikowano: 2016/11/6
Przeczytano: 959 raz(y)
Rozmiar 21.30 KB
3

(+3|-0)
 
18 V 198x r.

To się porobiło w służbie mej drogiej ,,socjalistycznej ojczyzny”. Serio, żbik słyszy przymiotnik i migiem doznaje ataku śmiechu. Ale po kolei. Ojczulek Zupek, zwany ,,troskliwie” Starym, planował wysłać mnie, Stopkę i porucznik Jolę na Halę Targową w celu przeciwdziałaniu przemytowi bielizny Dokładnie chodziło o damską galanterię z Włoch. Wiadomo, Dąbrowski zapoczątkował trasę. Ktoś musiał.

Spytałem z niedowierzaniem, czy my, jako milicja obywatelska, nie powinniśmy zajmować się bardziej aktualnymi zajęciami. Znajdę parę takich – napad na pewex, uciszanie podenerwowanych sąsiadów, pomaganie babciom przejść przez zebrę.

No i znalazłem. Kłopoty. Dałem Zupkowi powód do przestawienia swojej kariery w celu uświadomienia klasowego obecnych w gabinecie.

- O Matko Częstochowsko-Ostrobramsko-Lwowsko - jęknął cichcem Stopka.

- Nie jęcz. Stary jeszcze usłyszy – szepnąłem ostrzegawczo. Komendant pozostawał zadeklarowanym ateistą w stanie czynnym.

Tymczasem Zupek zagłuszał samego siebie autobiografią. Zaczął od walk z Frankistami w Hiszpanii, gdzie ponoć spotkał samego Hemingway'a, przeszedł przez walki w ,,słusznej” partyzantce, moskiewskiej, i dotarł do działalności w ZMP. (Pies wiecznie młody ideologicznie, że tak powiem). Tu wilczur nie pominął pokazania fotki z Bierutem i zdjęć z defilady na rozpoczęcia planu 6 – letniego. Daremnie wytężyliśmy wzrok w poszukiwaniu komendanta z tłumu entuzjastów. (Za dużo czerwonych krawatów!). Po drodze zahaczył o wypadki marcowe i grudniowe, kiedy, według słów narratora, pała sprawiedliwości i porządku miała komu przywalić. Poznański czerwiec pominął, bo przesiedział przy Cyrankiewiczu.

Zakończył pokazaniem zdjęcia (z autografem) Jaruzela. Pod ,,Wieloletniemu działaczowi na rzecz pokoju i socjalizmu” widniał koślawy podpis.

- Uczcie się. – Postukał pazurem w fotografię łysego szczurka w ciemnych okularach.– Uczcie się, jak zwalczać wichrzycieli niszczących za dolary amerykańskich i syjonistycznych kapitalistów społeczny ład. Obywatel generał potrafi dbać o dobrobyt ojczyzny.

,,Ta, prychnąłem, dzięki za zdjęcie Teleranka, palancie”.

- Przecież stan wojenny odwołany – przyuważył jenot, nerwowo merdając ogonem.- Znowu go wprowadzą? Lekka paranoja.

Zupek spojrzał gniewnym wzrokiem

- Wy, Stopka, śmiecie wątpić w przewodnią rolę komitetu centralnego i partii? Uważacie je za zbędne uzupełnienie klasy robotniczej?

- A oni się czasem nie zjednoczyli? Bo wie, pan... Znaczy, wiecie, obywatelu komendancie, PZPR ma w sobie zjednoczona... Mhm, chyba gdzieś zapodziałem legitkę.

- Mniejsza z tym.

Zupek zaczął omawiać plan działania. Z samej akcją zaczęły być niezłe jajca, już z nazwy - PAZURY W GACIE - wydawała się śmiesznie żałosna lub żałośnie śmieszna. Tak przynajmniej ocenił Stopka. Chcąc niechcąc, wygarnął to głośno i komendant wlepił mu ósmą tego dnia naganę. Pozostałą siódemkę zgarnął za tzw. powody alkoholowe. Trzy śniadaniowe – wiśniówka, pomarańczówka, malinówka – trzy czyste i jeden spirytus na drugie śniadanie. Smakosz, nie inaczej.

Przed pójściem do komendanta obficie częstował koleżeństwo poza Magnolią. Kabel nad kablami. Gdy za dnia ów fałszywy kocur o jadowitym spojrzeniu pisywał donosy na każdego, wyłączając ogon Starego, nocą spisywał dla ubecji, esbecji i każdych tajnych służb występki Zupka. Menda. Pewnie liczył na stołek po nim.

Magnolii najbardziej podpadł właśnie Stopka, kiedy jenot wytknął mu magistrat z marksizmu stosowanego w browarnictwie i przemyśle alkoholowym z okresu stalinizmu obowiązującego. Skąd on miał te informacje, nie wiadomo. Gadać potrafił, zalać jeszcze bardziej. Sumując obydwie umiejętności wychodził cywilizowany oficer śledczy, który prędzej przetrzebi swoją wątrobę niż przesłuchanego .

Biedny Stopka. Stary bronił mu, zarazem rozwodnikowi i alimenciarzowi, najmilszego pocieszenia. Po jego tikach nerwowych, podrygiwaniu w miejscu i pojedynczych warknięciach, rozpoznałem jednogodzinny stan wątpliwej trzeźwości. O tyle źle się czuł, że często oblizywał wąsiki na widok choćby stopki denaturatu. Tego towaru mu nie brakowało. Po ostatnich nalotach na magazyny przy nabrzeżach Dalmoru większość zdobyczy z wiadomych powodów zarekwirował Stopka.

- Wasza wątroba tego nie przytrzyma!- krzyknął na niego Zupek, przerywając wykład.

Stopka spojrzał spod czapki, której przenigdy nie zdejmował na wypadek nagłego wezwania, i nonszalancko rzekł:

- W przychodni mówili to samo, jak przyszłem na płukanie żołądka. Popatrzyli w mocz, poniuchali, posprawdzali, wyszedł wynik pozytywny. Szwager zrobił ciut za mocną ,,solankę”. Wiecie, chrzciny trzeciej córy i...

- Przestańcie tą permanentną paplaninę Jesteście na służbie czy na wódce?

- Wolę te drugie.- Wyszczerzył pod mocno nieogolonym rudym zarostem błogi uśmiech kaszubskiego szulera, jaki roztaczał w po godzinach służby w sopockim Grand Hotel Casino. Grywał w roli krupiera i dorabiał w ciemno. Wierny zasadzie: ,,Czego nie słychać i nie widać...”. zachowywał informacje o tamtejszych interesach na swój użytek, rzadko związanego z pracą.

Odpowiedź tym bardziej nie przypadła komendantowi do gustu. Rzucił bluzgami. Gdy wyczerpał tą amunicję, użył doniczki. Spudłował, chociaż wyraźnie celował w Stopkę.

W afekcie zmuszeni byliśmy wycofać się na dogodniejszą pozycję, do męskiego. Tam po koleżeńsku, i przy czystej, skryci w kabinie wyczekiwaliśmy sprzyjającego momentu wysłuchania dalszych instrukcji.

- Nie rozumiem – mówił Stopka po dwóch słoikach, bo szklanek nie mieliśmy – Staremu chiba opytoliło względem tego zadania. Nie będę napastował bezbronnych babuniek! Syne...HYP! k wypływa w rejs, zgarnia koronkę, wraca i daje na przechlanie. Mój kuzyneczek spod Poznania to ściąga od Zachodnich Niemiaszków słodkie.

- Lizaki czy guma Donald?

- Czekolady. Spróbujesz?- Przybliżył flakonik WODY BRZOZOWEJ.- Słonawa, ale ma smak.

Popiłem. Rzeczywiście dość słonawa.

- Słuchaj, taka robota, że Stary nie odpuści – powiedziałem.

- No, no, no, no tak, ale, ale, ale, ale z czego te bidne mają żyć?

- Ja tam żadnych babć u kupców nie widziałem. Sami młodzi, czasem starsi.

Przegadaliśmy dobre pół godziny lub więcej. Bzdurki, porady, plotki, gawędy. Nie byliśmy sami. Z ostatniej kabiny, tej pod oknem od strony ulicy, dało się słyszeć donośnie stukanie maszynki piszącej. [ https://www.youtube.com/watch?v=oxN1C2QQUIE – szybkie pisanie na maszynie piszącej/ notka autorska ] Ostry klawiszowiec. Znaliśmy tylko jednego gagatka o takim tempie.

- Pisze, kanalia – odparł jenot. Dopił słoiczek i wystawił głowę:- Magnolia, mendo jedna! Daj zwierzakom odpocząć! A papieru nie marnuj, przyda się w potrzebie!

Pisanina momentalnie ucichała. Nie na długo. Przybrała na sile.

- Taka menda.

- Daj mu spokój – powiedziałem.- Pewnie zaczął pisać na ciebie.

Oczy Stopki wyszły na wierzch. Poznałem wychodzący urok upojenia. Z otwartej pół ołowianej ,,szachownicy” szczęki wypłynął zapaszek o co najmniej osiemdziesięciu promili.

- Niech pisze.- powiedział.- Niech ma zajawkę. Jeszcze popamięta.

Dokończyliśmy ,,obiadek'” w milszej atmosferze, podziwiając zapiski naszych poprzedników – sprzedaż małego fiata, prośba o zatrzymanie szwagra, wyzwiska pod adresem Starego. Oj, wiele tego było. Doniosłe nutki donosicielstwa umilały nam czas. Stopka chwilami dołączał do rytmiki gwizdy i parsknięcia. Ze swojej strony uzupełniałem melodię miauknięciem. Wyszła nieteges kompozycja.

- Fenomenalny kwintet – odparł Stopka.

- To musi być pięć instrumentów.

- Moje beknięcie, twoje miauknięcie, Magnolii stuknięcie, moja wódeczka i twoja Jolkaczka!.

- Jolkaczka! Jolkaczka!- buchnęło z ostatniej kabiny, a zaraz potem trzasnęło drzwiami.- To kpina! Chamstwo! Nie można pracować w takich warunkach! Szowinizm!

Słowa mieszały się z tupaniem, aż ucichły.

- Pójdzie i zacznie pisać w damskim – powiedział Stopka.

- Skąd wiesz?

- Pani Ircia przyłapała go, gdy pisał na sraj taśmie. Cztery rolki poszły. Taka menda. Pani Ircia, że to ostatki, a on, że zapłaci, zapłaci. Nie zapłacił. A było po wypłacie.

Wracając do meritum sprawy, nieodzowna okazała się pomoc porucznik Joli. Udział tej... urokliwej króliczo - borsuczej mieszanki wpływał na mnie odżywczo. Bardzo odżywczo. Obecność jej miluśkiego ogonka, jej szaro-burego futerka, włosów szatynki wprost dodawał mi skrzydeł. Gdy ledwie ją zauważyłem, nie mogłem się oprzeć zahaczeniem łokciem. Zacząć: ,,Ojć, przepraszam” i skończyć : ,,Masz tego a tego czas?”. Niby proste, ale nie wiesz, jak zareaguje. Jolkę dobrze znałem. Nie uniesie noska niczym primadonna i odejdzie nadąsana sytuacją. Oj nie, nie, nie, przyciśnie do ściany i wydusi ciebie do cna, byle poznać jakie zamiary kryjesz.

Fajna dziewczyna. Odpowiednia do tego zadania. Ogarnięta takie tam z modą pewexów i DMP (Domem Mody Polskiej), zaznajomiona w temacie muzyki. Nadzwyczaj dobrze wtapiała się w buntowniczy tłum punków i rockmanów. Tekściki Kombi, Perfect, Lady Pank oraz innych ,,młodzieżowych” kapel miała w małym palcu. Na marginesie, trzymała dwa bilety na tegoroczny Jarocin. Nadarzała się nowa okazja na zaciśnięcie koleżeństwa. Próbowałem wcześniej. Zapraszałem do kina WARSZAWA na Vabank, Seksmisję bądź inne cuda kina. Czasem wychodziła, czasem odmawiała.

Akurat, kiedy poszedłem się przywitać, nachylała się nad aktówką. Sprytna, w brulionie kryła numer pisemka kobiecego. Przejdzie Magnolia, SIUP, kładziemy przystawiamy spis treści aktówki.

- Dobrze się czujesz, żbiczku?- spytała, mrugając piwnymi oczami. Czy to wpływ ich widoku, czy może poczęstunku Stopki, czułem w głowie karuzelę. Doznałem podwójnego widzenia, szczęśliwie chwilowego, i niestety zbierało mi się na nieprzyjemności.

- Tak se. Słyszałaś o zadaniu?

- Stary łaził po komisariacie, szukał ochotnika.

- Znalazł ciebie – zauważyłem żartobliwie.

Jolce ewidentnie spodobała się uwaga. Jeszcze bardziej nachyliła się nad biurkiem. Z szyjki zwisał medalik z Ostrą Bramą. Hę, wcześniej wciśnięty w przytulną kryjówkę został wypchnięty siłą ciśnienia. Kojarzyłem rzecz. Dostała od babci, jedynej żyjącej krewnej. Obie pomieszkiwały obok Skwerku Kościuszki.

- Cieszysz się, że będę z wami?- spytała zawczasu.

- No.

Tu poczułem naglącą potrzebę powrotu do WC-tu. A jeszcze rozbolała mnie głowa.

- Znowu się za ciebie zabierał – padło ze strony Moniki, koleżanki Jolki. Do wilczki też próbowałem dojść. Poszczuła kiełkami. Śliczne ostrzałki. Z psinkami nigdy mi nie wychodziło.

Po wydobrzeniu, na ile stan pozwalał, wróciłem do gabinetu Zupka. Trafiłem na kłótnię z Magnolią. Dachowiec doniósł o tak zwanej ,,nieokrzesanej libacji w miejscu załatwiania potrzeb fizjologicznych”. Stopka mu wtórował, że ,,kompetentnie kompletowaliśmy” nad znaczeniem powierzonego zadania. Potwierdziłem kiwnięciem.

- To przykład degeneracji na wzór zachodni! – wykrzyknął Magnolia. Przesłoniłem uszy, zabolały od samego słuchania. Zarypało mi pod czaszką.

- Ciszej może by tak – warknął Stopka.

Kocur przytaknął jenotowi pazur do nosa.

- Wy sobie pogrywacie z przełożonymi, obywatelu sierżancie. Jesteście aspołecznym problemem dla sprawnej działalności MO. Nie zdziwcie się, jeśli skończycie na czarnej liście komitetu wojewódzkiego! Jesteście przeciw ojczyźnie, przeciw jej przemysłowi włókienniczemu i galanteryjnemu!

- Cisza!- zagrzmiał zza biurka Zupek.- Bratobójcze walki donikąd prowadzą. Wspólny jest wróg i tego się trzymajmy.

- Słuszna uwaga, obywatelu komendancie. (Lizus!). Proszę o pozwolenie na przedstawienia założeń operacyjnych zadania.

- Pozwalam.

Znowu zasypała nas góra niestrawnych informacji. Troszeńkę propagandy i pochwały władzy, szkolna pogadanka prowadzącą donikąd. Zupkowi wybaczę z racji wieku, ale Magnolii.... Wsiąść za kark i wywalić z dachu. Ten piskliwy głosik, te nadęte struny głosowe, ten sflaczały język mówiący wszystko, co ślina przyniesie. Paplanina godna Dziennika Telewizyjnego.

Informacje dotyczące miejsca zbrodni pochodziło z (nie)pewnej ręki. Zwiadem zajmowała się grupa operacyjna ,,Idiota”. W jej skład wchodził jedyny agent, nazbyt podchodzący pod nazwę. – Marcinek, o przepraszam, Harakiri. Rodowity lisek z Chylonii – Meksyk zapatrzony we Franka Kimono, posiadał wszelkie jego płyty, i Bruselaka. Poważnie, linijki dialogów i sceny z Wejścia Smoka znał na pamięć. Nawet uznał film za boże proroctwo nakazujące mu zostanie karateką.

Często spotykano go z zawiązaną na czole opaską. Po za byciem dodatkiem do jego pospolitego dresu, ukrywała też ranę od nunczako. Wnioski nasuwały się same: para kijów złączona szmatką w rękach kogoś nieobliczanego przynoszą więcej problemu niż zapałki.

Taki mistrz wschodnich broni, że hej.

Przeważnie łaził po Hali Targowej z walkmanem Sony w uszach i walizeczka pełną kaset z Italiano Disco, Depeche Mode i Modern Talking. Zbierał niemały przychodzik. Tym samym sposobem i z maksymą ,,Ja w klubie disco mogę robić wszystko” w sercu zdobył lokalny szacunek wszelakich nocnych lokali, depeszowców i uczennic ogólniaków.

Zwerbowano go za skrzyneczkę sake, w rzeczywistości spirytus z etykietkami po chińsku, i jakieś tam azjatyckie dziełko w ichnim języku. Nabrał się. Strata lisa, nasz zysk. Ostatnio Zupek skąpił pieniędzy na najdrobniejsze zapotrzebowanie.

Pozostało wytrzeźwieć na jutro.

Dzień akcji wypadał fajnie, nie był za ciepły, ani za chłodny. Normalny dzionek, wiosenny, troszkę słońca z dodatkiem chmurek. Kurteczka dżinsowa na grzbiet, spodnie podobnego kroju na łapy, czapeczka Byków z Chicago na łepek i jazda. Wsio! Wuj nie próżnował, regularnie przesyłał ze Stanów żelazne porcję.

Następna dostawa za miesiąc, o ile celników nie zabolą ogony.

Razem z Jolką wyczekiwaliśmy umówionego znaku do rozpoczęcia. Czatujący w pobliżu Stopka miał pomachać czapką z daszkiem.

- Myślisz, że Stary odpali nam część zdobyczy?- Niecierpliwiła się króliczka. Wiadomo czemu pytała. Ubrana po cywilnemu, w stare ciuszki, z trudem kryła walory. Płaszczyk z kożuszkiem posiadł wyrazistye na klatce piersiowej. Mnie obojętnie, wszystko jej pasowało. A kozaczki założyła pierwsza klasa.

- Bo ja wiem. Po akcji w Dalmorze dostaliśmy nadwyżkę puszek...

Wtem Jolka chwyciła mnie za rękę.

- O, Stopka daje znak! - rzuciła.

Zaczęło się prima sort. Stopka, owszem, zamachał czapką, przy tym wykrzyczał: ,,Wrona Orła nie pokona! Wron won!”. Zrozumiały cel, chciał dać wyraźny sygnał, jakby któreś nie dostrzegło znaku. Akurat użył MOCNO antypaństwych haseł, kiedy obok szła stójka. Nadgorliwcy nie pozostali bezczynni. Wzięli się za niego, położyli na kafle, spałowali i pociągnęli do suki.

Nasza dwójka gnała ku boxowi. Zastaliśmy tam niespodziankę. Borsucza sprzedawczyni, urocza babunia w chucie i żakiecie, ledwie spojrzała, zaraz rzuciła się Jolce na szyję. ,,Ciotka?!” - krzyknęła króliczka. ,,Słuch mnie zmylił?” - huknęło w głowie. Krótka dekoncentracja minęła. Podejrzana była kuzynką jej babci. Te same korzenie – Lwówek, Wilno. Dawno niewidziana, przybyła niedawno po wymeldowaniu z Bydgoszczy. A babcia zapomniała wspomnieć o niej Joli Skleroza nie boli.

Cioteczka wpadła w ekstazę. Wywiesiła tabliczkę ZAMKNIĘTE i na wierzch wystawiła czekoladki. Po pudełeczku poznałem miejsce pochodzenia – pewex! Miała styl i pieniądz. I gadane. Opowiadała o ręcznej robocie, klienteli, o mieszkaniu przy Czerwonych Kosynierów. Wygrażała sąsiadce z boxu obok, że trzyma układy z ubecją. Zwierzenia kontrabandy.

Rodzina rodziną, migiem wróciłem do obowiązków. Zlustrowałem wnętrze. Graciarnia połączona z garsonierą. Dowodów bez liku. Girlandy bielizny zwisały spod sufitu. Różne barwy, kroje, wszystkie zręcznie wyhaftowane. Pracowita babunia. Pozmieniała metki, pododawała polskie napisy. Areszt plus mandacik.

Chyłkiem wyjąłem odznakę, czym rozwścieczyłem Jolka. Kopnęła mnie w kostkę na uspokojenie.

- Daj spokój – syknęła.- Moja rodzina, to spytam.

Zapytała ciotkę, czy nielegalnie ściąga towar z zagranicy. Babunia śpiewająco poprosiła o powtórzenie pytania. Jeszcze przygłucha.

Harakiri, głąbie niedorobiony, walnięty w czub karateko, wpakowałeś nas!

- Czy nielegalnie handluje ciocia bielizną koronkową produkcji zagranicznej?- spytała Jolka.

- Zagramanicznej? Ło, kochaniutka, samuśka wyrabiam.- Podniosła przerwaną robótkę. Mhm, majteczki.- O takie romantczne jak tamte.- Wyciągnęła spod lady różowiutką parkę ze śnieżynkami.- Na pupcię dobre, na zimkę, ogrzeją. Jolcia, Jolcia, załóż.

- Jak założyć? Teraz?

,,Nie miałbym nic przeciwko”, Zasłoniłem dłonią uśmieszek, udając ziewniecie.

- To później, molutka – rzekła ciotka.- Wełźmiesz, przyłmierzysz, jak zechcłesz, weźmłesz. Mam jła ze trzłydzieści zamówień i czas jakoś leci. Ostatnio tłaki mylicjant przyszedł...

- Jaki milicjant? - spytałem.

- A taki kocuerek, dachłowiec, kochaniutki. Mówił, że kapitan, oficer. Potwierdzał odznaką. Przyszedł i chcioł kłupić tanio. Nie dałam się. Pogroził, że zajmą się mną odpowiednie służby. Taka młenda. Mamałyga. Że taniej kłupować, wariat, oszalał. Podobny do pana, bło też kocurek. Ale cham. Cham.

Wspaniale, wszystko układało się w logiczną całość. Magnolia, jak to w zwyczaju, groził każdemu, kto mu podpadł. Sklepikarze, kioskarze, taksiarze, mewki – listą można podedrzeć ogon.

Ciekawe tylko, czy dla damy czy dla siebie, he, he.

- Magnolia – szepnąłem Jolce.

- Taaa – burknęła - Kiedyś go wykastrują.

- Prędzej dadzą mu stołek Zupka.

- Ło czym szepczecie, gołąbeczki kochane?- zagadała radośnie cioteczka.

- O życiu – odpowiedziała Jolka.

- Jakłże romanytycznie.

Z akcji nici. Spędziłem cały dzień wysłuchując Lwowianki. Nie żeby nudziła, w towarzystwie Jolki przetrzymam najgorsze tortury, ale spaliliśmy robotę. Reakcja nastąpiła zadziwiająco szybko. Przyjechała nawet komisja z Wojewódzkiej. Dostali anonimowy cynk o niesubordynacji podczas wykonywania zadania. Podobny dostał Zupek.

Po przyjeździe komisji Komendant zrobił z naszej grupy Filipa z Konopii. Udawał przypadkowo zaskoczonego akcją, dosłownie mył ręce w towarzystwie Magnolii. Kabel się nie patyczkował, przyszykował różnorakie donosy – na Starego, na naszą trójkę, na zaś. Odgrażał się, że na posterunku kuleje chęć pracy i wola walki, że zespół to nieuświadomione uczniaki.

Komisja usłyszawszy o zadaniu, popukała się po głowach. Cel im podpadł, inaczej Magnolia. Temu dali spokój, chwaląc za oczy i uszy szeroko otwarte. Jak się pysznił, zachwycony. Oby mu sodówa roztrzaskała łeb.

Stopka wylądował na tygodniowym zwolnieniu lekarskim na Srebrzysku. Przesłał wiadomość o dobrym traktowaniu. ,,Wciąż nie rozumiem, czemu mnie wsadzają w jakiś kaftan” - pisał. Dołączył listę potrzebnych ,,leków” - same wysokoprocentowe napoje domowej produkcji. Wkrótce mu odpowiem. Niech wydobrzeje.

Tyle wystarczy. Pozostało skończyć pisaninę i siupaj do wyrka. Dzionek skończony, nocka przyszła. Futerko Jolki rozgrzewa pościel. Klawo. Strasznie słodko chrapie, milusia. Kochaniutka wiedziała komu powierzyć serduszko po dostaniu opieprzu. (Odkrzyknęła Magnolii, jaki to cieć). Najpierw zjedliśmy wspólną obiado-kolacja w mlecznym Słonecznym przy Władziu Czwartym, potem opskoczyliśmy Kamienną Górę dla zdrowia, i przyszliśmy do mnie. Jolka, cóż za uparciucha, nie czekała z przymierzaniem. Wskoczyła do łazienki i zaczęła pokaz. Ciotka żegnając się, dała Jolce na przymiarkę o wiele więcej materiału. Pierwszorzędne zakończenie.
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt - Porucznik Ryś - Włoska koronka, włoska robota
Wysłano: 6.11.2016 20:45
husky / wilk
Anthro
Z uwagi, że opowiadanie zawiera liczne odniesienia do czasów ,,realnego socjalizmu” uznałem za konieczne stworzenia czegoś w rodzaju słownika - przewodnika po skrótach.

Zdarzenia i Postacie Historyczne pozostawiam Cioci Wiki

pewex - Przedsiębiorstwo Eksportu Wewnętrznego prl-owska sieć sklepów powstała w 1972. Sklepy luksusowe, gdzie za obcą walutę (dolary) kupowano towary nieosiągalne w polskich sklepach – między innymi klocki Lego

ZMP - Związek Młodzieży Polskiej, organizacja młodzieżowa działająca w latach 1948-1957

plan 6 – letni (1950–1955) – plan gospodarczy wprowadzonych w powojennej Polsce, podczas którego realizowano przede wszystkim rozwój przemysłu ciężkiego i zbrojeniowego, skutkiem czego był kryzys społeczny (Poznański Czerwiec 1956)

PZPR – Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, powstała w 1948 ze zjednoczenia PPR (Polskiej Partii Robotniczej) i PPS (Polskiej Partii Socjalistycznej)

DALMOR - Przedsiębiorstwo Połowów Daleko Morskich, założone w 1946, zajmowało się połowem i przetwórstwem rybnym.

DMP – Dom Mody Polskiej, przedsiębiorstwo założone w 1958, przedsiębiorstwo odzieżowe.

suka – furgonetka milicyjna.

mewka – prostytutka (nazwa ta określała również prostytutki działające głównie w Trójmieście lub w innych miejscowościach nadmorskich w czasach PRL-u, )

Jeśli czegoś zapomniałem powyżej opisać lub wytłumaczyć to przepraszam 8-)k

1
(+1|-0)
Opowiadania: trajt - Porucznik Ryś - Włoska koronka, włoska robota
Wysłano: 10.12.2016 14:03
Wilk
Anthro
Opowiadanie przestawi, powiedzmy dzień z życia, dwóch kolegów, milicjantów, alkoholików, nieudaczników. Ich przełożonego będącego, zatwardziałym czerwonym betonem. Drugiego, powiedzmy kolegę, donosiciela, doskonale odnajdującego się w realiach byłego systemu. No i jeszcze jest ładna koleżanka do której wzdycha główny bohater.

Całość osadzona w realiach późnego PRL po stanie wojennym. Więc za wiele się nie wypowiem. Nie mam wiedzy o tamtym okresie, żeby brać odpowiedzialność za moje słowa. Ten okres postrzegam przez pryzmat polskiego kina z tamtego okresu, w znacznie mniejszym stopniu na faktach historycznych.

Samo opowiadanie jest chyba wzorowane na komiksach o Poruczniku Żbiku, o których wiem tyle, że istniały.

Dla mnie to opowiadanko przedstawia obraz milicji jako bandy donosicieli i alkoholików, okraszoną ideologicznym fanatykami na wyższych stanowiskach. W swoich działaniach jest opieszała niedokładna i fajtłapowata. Nie wiem czy to tak naprawdę wyglądało.

Sama fabuła zaczynała mnie miejscami nudzić. Pierwsza część przed akcją, strasznie się ciągnęła. Odprawa ideologiczna, rozważania o chlaniu, chlanie w kiblu, rozmowy o chlaniu, podrywanie koleżanki, chlanie. Spodziewałem się, że dalej wszystko pójdzie liniowo. Ale tu zaskoczenie i końcówka była nawet śmieszna.
Jednak całość opowiadania szczególnie nie przypadła mi do gustu. Nie jest złe, ale też nie wyróżnia się nic ponad pozostałe Twoje teksty.

Ale tak jak zawsze to moje subiektywne odczucie.

Jeśli będziesz kontynuował ten wątek, mam nadzieję ze rozkręcisz fabułę, bo stać cię na więcej. :-)k

Szczerze wolę przychody Hecha, które czytało mi się znacznie lepiej szczególnie pierwsze fragmenty. Tam akcja kleiła się znacznie lepiej :-)k