Zmień fonty Zmień rozmiar

Przeglądający wątek:   1 Anonimowi

 Aby pisać należy być zalogowanym

12>>


Anonim
0
(+0|-0)
Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 22.09.2010 10:07:18
Wstęgi złota, oranżu i czerwieni. Plamy ciepłych kolorów, tańczące wraz z pasmami cienia na rozsypujących się cegłach, wielokroć starszych niż jakakolwiek żyjąca dziś istota.
Kolebkowo sklepionymi korytarzami niosło się echo emocji, pośpiechu i niepokoju: metaliczne, pełne iskier, drżenia i dymu.

Dłonie wydry, dawno odzwyczajone od fizycznego wysiłku, w wielkim pośpiechu zagłębiły się do wnętrza maszyny - jakże obcej w tym miejscu - szybko i rozpaczliwie zrywając kable, płyty i karty składające się na ten sztuczny „organizm”. Fale gorąca i chłodu oraz rozszalałe myśli przesłoniły świat wokół tak szczelnie, że wśród trzasku płomieni prędkie kroki obutych łap i towarzyszące im pobrzękiwanie metalu zatarły się, umykając niezauważone.
Dotyk na ramieniu.
- Var-Elee! – Wydra odskoczyła niczym rażona prądem, zaplątując się w zieloną suknię. Cętkowana dłoń przytrzymała ją, nie dając upaść na kamienistą, nierówną podłogę. – Ves... Cholera, Arai, chcesz mnie zabić?
Hiena, przezornie już w męskim ubraniu, delikatnie dotknęła wolną dłonią jej dłoni.
- Hej. Spokojnie. Już? – Melodyjny głos młodszej z dwóch kobiet uspokajał, nawet w tej sytuacji. Araia spojrzała w kierunku szeregu komputerów pod ścianą podłużnej sali, powracając w ułamek sekundy do brązowych oczu przyjaciółki i współpracowniczki – Naprawdę... Nie pieprz się tak z tym. – Zdecydowanym duchem wsunęła w łapę wydry przywleczony ze sobą żelazny pręt, sama zaś, strącając na ziemię ciężkie pudło pełne drogiej elektroniki, drugie, niemal identyczne potraktowała wyjętą z awaryjnej gabloty siekierą.
- No na co czekasz Hil?
Wydra, zacisnąwszy dłonie, zaostrzoną stroną dawnego elementu rusztowania dźgnęła odsłonięte wnętrzności komputera.
- Dyski zabezpieczone...?
- Erald je ma... pewnie już w samochodzie. Zebrałaś wszystko?
- Ta... mh, tak.
- Dokumentacja?
- Właśnie dopalają się resztki... A co z kopiami w ministerstwie?
- Na razie są bezpieczne... One później.
Odłamki metalu i tworzywa powoli zsypywały się ze stołów, migocząc w świetle płomieni i podwieszonych luźno żarówek.

Ciężkie kroki, w chwilę po tym, jak drobiny szkła posypały się z przedostatniego z monitorów.

Masywny tygrys, ciągle jeszcze w garniturze, wsunął się z rozpędem do pomieszczenia, lekko przytrzymując krawędzi wejściowego otworu.
- Samochód gotowy, możemy ruszać...
- Jeszcze tylko... – Hilaer wzięła zamach, celując w jeden z przyrządów pomiarowych, ale dłoń hieny powstrzymała ją – ... chwila? O co chodzi?
-Nie ma czasu...

Araia Merradia, powoli zbliżając się w stronę swojego męża utkwiła spojrzenie w pozostałym w kącie, przygasającym i migoczącym monitorze.


- Już tu jest.


***















Jej Królestwo
















Rozdział I
Merradia




Jeden potężny skok.
Dokładnie taki, jak zawsze, taki, jaki był upragniony w tej chwili. „Palce poruszające się z siłą młota”. Delikatne, opierające się na najmniejszych drobinach kosmosu.

Odepchnięta twierdza rozsypała się, dryfując we wszechobecnym Praoceanie, którego fale uderzały o pasiaste futro. Aż w końcu, opadając dłonie, tygrys wstrząsnął wyspą pod sobą – każdym kamieniem i każdym ziarnem piasku – napotykając przy tym złote oczy jagnięcia.
- A wie pan, że głos się nie ucieszy...?


Ciało drgnęło, nadzwyczaj silnie reagując na miękki dotyk kobiecych palców. Ostre światło przedarło się przez rozchylone powieki, rażąc nieprzyjemnie i na chwilę przesłaniając ból mięśni i karku, udręczonych całonocną podróżą. Tim Sliva, ostrożnie podnosząc się z rozłożonego siedzenia, napotkał oczy białej lwicy.
- Za chwilę lądujemy. – Irana, jak spostrzegł lis, zdążyła doprowadzić do ładu futro i była w pełni rozbudzona, promieniując przy tym dość dziwnym spokojem: musiała zatem przebudzić się już dłuższy czas przed nim. – Wyspałeś się? Czekaj, pomogę...
Po chwili lis siedział już prosto, mocując się nieco z niechcącymi się dopiąć pasami bezpieczeństwa. Mahari Geti, borsuk, manager iluzjonisty siedział ze spakowanym podręcznym bagażem przy oknie po drugiej stronie, zaś ponad oparciami foteli było widać, że i trzej technicy oczekiwali już na swoich miejscach na zetknięcie z ziemią. Maszyna wyraźnie schodziła już w dół - by w niedługim czasie, z nieco zbyt wyczuwalnym wstrząsem osiąść na twardej płycie lotniska.
Mahari, przygotowując się do wyjścia wyjrzał na zewnątrz. Było już jasno, niebo przesłoniła jednak jasnoszara warstwa chmur, w powietrzu wirowały zaś kropelki mżawki. Borsuk odchylił się nieco obserwując coś w oddali.
-Ładny chaos... Ale pewnie i lepiej. Mniej uwagi w naszą stronę, kiedy nie trzeba. – Podniósł się z miejsca, powoli zakładając kurtkę – Dobra. Zbieramy sprzęt i do wyjścia. Korzystajmy, póki nie ma tłumu.


***


Tłum był.
Miał jednak już inne zajęcia, przez które tylko nieliczni zwrócili uwagę na pojawienie się na lotnisku w Nowej Darnei ekipy Maestro Darena Veilanda - a jeszcze mniejsza część wykazała większe zainteresowanie grupą, wiedząc, że samego sztukmistrza jak zwykle nie będzie między nimi.

Dosłownie parę chwil minęło od zdarzenia bardziej interesującego dla mediów i innych poszukiwaczy sensacji, kiedy to samolot sai-norskiej delegacji Kościoła Soenaia, wedle zeznań prawie zderzywszy się z niezarejestrowanym i nieuwzględnionym w mapach tras powietrznych obiektem, zmuszony był lądować na pasie przygotowanym dla innej maszyny z tego regionu. Teoretycznie nie stało się nic wielkiego ani groźnego, sytuację sprawnie bowiem opanowano - jednakże opatrzona odpowiednim nagłówkiem i zdjęciami wiadomość tego typu mogła skutecznie zwrócić uwagę odbiorców. Zwłaszcza, że drugi samolot niósł na swoim pokładzie członków młodego, z wolna podbijający scenę muzyczną i serca słuchaczy zespołu rockowego.


W okienku pojazdu na chwilę pojawiła się głowa wilka, odgarniającego opadającą na oczy grzywę, z uśmiechem obserwującego zgromadzone na zewnątrz osoby.

- Z czego kurna rżysz, Zion?! Mogliśmy zginąć...!
Basista odwrócił się do roztrzęsionego kota.
- Nie histeryzuj... zrobilibyśmy najwyżej dodatkowe kółko. Do jasnej cholery, samoloty się nie rozbijają.
-Nawet jeśli, nie widzę powodu, żeby cieszyć japę.
Siedzący obok lidera zespołu niedźwiedź wywrócił oczami, mrucząc pod nosem coś, co przy odrobinie wysiłku można by zinterpretować jako „dzieci”. Zion machnął na niego łapą, nachylając się w stronę jednego z trzech kocich braci, powoli wymawiając każde, wypowiedziane cichszym już tonem słowo.

- Mówią o nas Tsabuś... Nie wyszliśmy z samolotu, a już o nas mówią.


***


Chwila nerwowego oczekiwania.
Serce biło szybciej. Każda komórka ciała czekała w napięciu, gotowa do zrywu w każdym momencie, gdyby tylko okazało się, że coś poszło nie tak.
Decyzja o wylocie była jednak zbyt spontaniczną, można odłożyć ją było na dogodniejszą i bardziej spokojną chwilę - choć z drugiej strony, gdyby zwlekać dalej, możliwe, że nigdy by do nie doszło... z tych lub innych względów.
Po grzbiecie Ulfa Neremi przeszedł nieprzyjemny na wspomnienie zamglonych oczu Avery, a także tych drugich, błękitnych. Caro? Tak, chyba tak właśnie łasica nazwała to dziecko.

Święto Południa, jakie rozpoczynało się właśnie w tym regionie ściągało wielu zagranicznych gości, często ważnych i postawionych – a tym samym wszelkie procedury celne zostały zaostrzone.
Dość głupi błąd... ale już za późno.
Wilcze oczy, wyćwiczone i wielokrotnie sprawniejsze niż u większości, po kolei przeskakiwały po pyskach celników i ochroniarzy, mimo tego nie zdradzały niepokoju właściciela. W oddali grupa ubranych w zdobne szaty osób, tygrysica, muflon, ryś i parę innych przechodziła podobną kontrolę, ze znacznie większą jednak współpracą personelu lotniska: bez problemu widać było ceremonialne ostrza i palną broń grupy soenaitów.
Cóż, „wiara” zawsze miała fory...

Mięśnie napięły się, gdy zza przeszklonej ściany dobiegł cichy sygnał zakończonego skanowania.
Łeb płowej lisicy o sporej wielkości uszach uniósł się, a ruch ten wśród emocji zdawał się przeciągać w nienaturalny wręcz sposób.


- Wszystko w porządku, może pan przejść dalej.
Miłego Święta i festynu.


***


Zabawne.
Po tygodniach pieszej wędrówki niegościnnymi trasami, wywracającym żołądek jedzeniu, kilku nieprzespanych oraz wielu męczących nieprzyjemnymi snami nocach – nagle, po wejściu na zabytkowe ulice pamiętającego założenie Bergav miasta zarówno ciało, jak i duch odżyło nagle, wypełnione nieznanym podekscytowaniem. Widok przystrojonych w czerwień i fiolet drewnianych budynków o spadzistych dachach w ścisłym centrum napełniał spokojem i odprężał, lśniące od prószących z nieba drobin wody kamienie bruku kusiły, by zdjąć buty i przejść się po nich swobodnie, jakkolwiek nieprzyjemne by to nie było, a powietrze, choć pełne spalin i zapewne wielu znacznie gorszych zanieczyszczeń zdawało rześkie i świeże jak w sercu lasu. Chciało się oddychać.
Chciało się żyć.

John Snirr poprawił plecak, uwierający w lewe ramię – choć nagle jego ciężar przestał aż tak zawadzać. Tygrys, tknięty dziwnym odczuciem rozejrzał się w koło. Ozdoby, wstęgi wymalowane w abstrakcyjne wzory, wielobarwne lampiony i licząca prawie piętnaście wieków architektura – szum samochodów, gwar rozmów. Skrzek wirujących ponad dachami, na tle wieżowców i drapaczy chmur nowoczesnej części najważniejszego miasta Kaledonu.
O co właściwie chodzi?
Czym niby się zachwycać...?

Popadając w zamyślenie John przypadkiem wmaszerował w ciemną, jakoś umykającą oczom postać – obaj potrzebowali chwili, by odzyskać równowagę. Czarny lis, zerkając w górę miał już coś powiedzieć, odwrócił się jednak instynktownie, słysząc wołanie.

-Hej! Trix! Trix...! Jakby coś, to będę przy pomniku!
Wysoki, masywny lew wystawał ponad tłum, zwracając na siebie sporo uwagi nawet bez krzyczenia na całą ulice.

W głowie lisa jakoś samo z siebie uformowało się pytanie:
Jakim cudem z takim podejściem przeżyliśmy tyle czasu?


***


Trzeba było przyznać, że... raczej nie to podsuwała wyobraźnia, gdy myśli skupiały się na zbliżającej się pracy w odległym, zamorskim państwie. Wielki ruch, wielka egzotyka, bogactwo zieleni i roślinności, zupełnie odmienne od północnego powietrze... Ale przede wszystkim spokój. Niesamowity, wszechobecny spokój.
Owszem - zdarzyły się zamieszki, wypadki, jakieś morderstwo w północnej dzielnicy... czy może na przedmieściach? Niemniej, w skali całego miasta, w porównaniu do tego, co działo się na ulicach miast bergaviańskich było najzwyczajniej nudno. Bądź też raczej byłoby, gdyby nie nowość i „świeżość” tego miejsca. W najlepszym razie wyjdą z tego leniwe wakacje...
Jahu rozejrzał się, poprawiając uwierający nieco mundur z oznaczeniem rodzinnego kraju, omiatając wzrokiem ozdobne płachty wieszane na zabytkowych domach z jasnego drewna, krytych fioletowymi, podniszczonymi czasem dachówkami. Niektóre ze wzorów przypominały te używane w plemieniu, z którego się wywodził, przynosząc mieszaninę wspomnień – szczęśliwych jak i przykrych.

Miejsce ciągle sprawiało pewne kłopoty w orientacji, jednak te powoli mijały, wraz z kolejnymi patrolami oraz spacerami już po godzinach pracy. Tłum przerzedzał się w miarę, jak kangur oddalał się od głównego placu. Na latarni obok przysiadł czarny ptak, nieco przypominający kruka, jednak skrzek jaki wydawał był odmienny, pełen dysonansów i drażniących brzmień. Jahu skrzywił się odruchowo, choć nie dostrzegł podobnych reakcji u innych. Najwyraźniej przywykli.

-Hej! Trix! Trix...! Jakby coś, to będę przy pomniku!
Zerkając w lewo na skrzyżowaniu na jakie wyszedł, kangur dostrzegł plecy masywnego lwa. Było w nim coś... nieprzyjemnego i odpychającego, choć wygląd sam w sobie, poza rozmiarem nie wyróżniał się. Może dla bezpieczeństwa wylegitymować...?
Wystarczyło niecałe pół minuty, aby zamysł ten przeszedł na dalszy plan.

Wrzask grupy ajów.
Ryk silnika.
Potężny huk i zgrzyt metalu.
Tłum rozpierzchł się, z początku napierając na funkcjonariusza, dopiero po chwili reflektując się i zapewniając mu przejście.
Nowoczesny, czarny samochód z antyzkimi oznaczeniami, wbił się w jedną z latarni na przeznaczonej jedynie dla pieszych drodze, z rozbitej maski wydobywały się wężyki dymy – kierujący nim lew, młody, zdaje się jeszcze student, opierał się na pasach i poduszce amortyzującej, nieruchomo, jak bez życia – dopiero po chwili drgnął, unosząc niepewnie łeb. Tuż przed samochodem, dysząc z emocji leżał czarny lis, kawałek dalej przykucnął tygrys, ze sporym plecakiem na nagich ramionach.


Wygląda na to, że wersja z „wakacjami” oddala się powoli.





Daniel Rigue powoli podniósł wzrok znad kierownicy, z wolna odzyskując świadomość.
Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się coś podobnego... Wiedział, że niemożliwe jest, by zasnął za kierownicą – nie był zmęczony, a droga była na tyle „urozmaicona”, że wymagała sporej uwagi. Więc utrata przytomności... Ale z jakiej przyczyny?
Unosząc się w fotelu lew ostrożnie dotknął obolałej głowy i karku, w chwilę potem napotykając spojrzenie rudawego kangura. Kangura w policyjnym mundurze.

Pięknie...




Jakby ironiczny komentarz, gdzieś w oddali w górę wystrzeliła raca - zapewne przypadkowo lub na próbę przed pokazami sztucznych ogni - roziskrzając niebo w kolorowej eksplozji.


***


Eksplozja wstrząsnęła statkiem. Odprysk metalu przebił się przez podbródek pułkownika Adena, krew bryznęła z końskiego pyska na ciemne mundury ifeńskich żołnierzy na pokładzie „Mroku”.
- Sanitariusz!
- Kapitanie, wykryli nas...! Ostrzał zza linii drz...!
Bombowiec zachwiał się, gdy pilotująca go wilczyca starała się uniknąć kolejnego pocisku. Rozdarte pasy puściły i drugi oficer ze stopniem pułkownika na pokładzie wysunął się z siedzenia, uderzając o ścianę.
- Stanowisko drugie i czwarte uszkodzone.
- Kadłub rozszczelniony, nie możemy uciec w ciemność.
- Wabik...!
- Nieskuteczny... mają nas na celowniku...
Allen Walker bezskutecznie starał się wrócić na swoje miejsce – pojazd przechylił się, nurkując między drzewa w oddaleniu od niewidocznego wroga. Silniki zagłuszyły trzask konarów, przeszywanych pociskami średniego kalibru.
- Nie możemy ich zgubić... jakby cały czas mieli nas na radarze, namierzali satelitarnie albo...
- Nie mogliby wykryć Mroku bez...
- PRZECIEŻ ZROBILI TO LEDWO WYSZLIŚMY Z PRÓŻNI! Zamknij pysk i skup się!
Aden odwrócił się zakrwawiony w stronę Allena.
- Nghulhh... a...
- Proszę nic nie mówić pułkowniku..
- Kapitanie... – płowa kotka Alar, pierwszy oficer, odwróciła się do lwa – Jeśli mamy wysadzić kogokolwiek z pasażerów, to jak najszybciej... Statek nie utrzyma się długo, nie przy tej sytuacji...


Aden po raz kolejny utkwił wzrok w wilku dowodzącym drugim oddziałem.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 22.09.2010 11:03:07
Inna forma
File deleted.
Ostatnio edytowany przez Ensifer dnia 29.09.2023 11:16:53

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 22.09.2010 18:17:40
Wilk
Zwierzę
"Jaki plan dnia na dzisiaj, Hari? Wywiady, bankiety, spotkania, czy można od razu do hotelu? Nie wiem jak Maestro ale ja jestem wykończony po podróży i mam szczerą nadzieję że da nam wolne zamiast drylować kolejną sztuczkę. I nie będzie się włóczył się po redakcjach i bankietach tylko postawi nam porządny obiad w hotelu, bo cholernego syca powinno być na tyle chociaż stać za władowanie nas do klasy ekonomicznej, i powie na czym stoimy bo dość mam niespodzianek jakie stale nam wymyśla..." przerywam, odnajdując nasz bagaż i biorąc największą walizkę.
"Ja tam nie narzekam" wtrąca Irana, "Zawsze mógł nadać mnie na bagaż" skinieniem głowy pokazuje walizkę, której wnętrze zna aż nazbyt dokładnie.
"Nie wspominaj tego przy nim bo jeszcze gotów to zrobić!" odpowiadam, i rozbawieni ruszamy do wyjścia.
--sf.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 22.09.2010 18:54:54
Canis lupus albus
Zmiennokształtny
"Zaraz po lądowaniu zebrać się i wybadać teren. W razie czego najpierw strzelać potem pytać. Niech sanitariusze zrobią coś z rannymi! Poproście o wsparcie!" Rzuca Allen szybko trzymając się czegoś aby nie miotało nim po całym statku.
冬が来ている!

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 22.09.2010 19:14:36
Lis.
Chciałem dobrze.
Trix

Kolejny dzień. Kolejny cholerny dzień. Ile już minęło? Dwa miesiące? Pół roku? Rok? Dwa? Trix zrezygnował ze stawiania kresek nad łóżkiem po doliczeniu do pięćdziesięciu. Skoro miał doliczyć do ponad pięciu tysięcy...
Machnął łapą w kierunku wkurzającej, jasnej diody i wstukał szybko ośmiocyfrowy kod, wreszcie wyłączający budzik. Po paru chwilach przekręcił się na bok... i z hukiem uderzył w ziemię. Czarny kształt powoli wygrzebał się spod koca i wstał na łapy, rzucając pościel na łóżko. Podrapał się w głowę i pomaszerował pod prysznic.
- EJ! TRIX! - dobiegło z kuchni - ŻARCIE! MASZ PIĘTNAŚCIE MINUT I AKCJA!
Lis kiwnął głową, choć ten z kuchni i tak go nie widział. Zamknął za sobą drzwi do łazienki i rozebrał się. W lustrze dostrzegł raczej przeciętnej budowy, no - może odrobinę niższy niż normalnie - kształt, pokryty aksamitnym, czarnym jak noc futrem. Uszy delikatnie zastrzygły powietrze, biała plamka na podbródku błysnęła w świetle świetlówki. Czarny ogon, z jasnoszarą, wręcz białą końcówką majtnął za postacią, fioletowo-niebieskie oczy śledziły jego ruch w lustrze. Na kostce, zawieszony na cienkim, ale twardym i wytrzymałym tytanowym łańcuszku, wisiała mała, migająca dioda - pewnie jakaś nowomodna ozdoba. Linka nie miała widocznego zapięcia. Na drugiej kostce zapinana bransoletka z dwiema diodami, połączona skórzanym paskiem.
Trix uśmiechnął się pod nosem i wlazł pod prysznic. Skończywszy, ubrał się w czarne, krótkie bojówki i raczej luźny podkoszulek, po czym podreptał na śniadanie.
- Dzięki, Diar.

* * *

Przeciskał się przez tłum starając się nie zwracać na siebie uwagi. W zasadzie nieźle mu szło, dopóki nie zderzył się z jakimś pomarańczowo-czarnym kształtem.
- P-...prze... - zaczął i zastrzygł uszami, po czym położył je po sobie. - M-...muszę już iść. Jeszcze raz mi przykro... - rzucił i poprawił plecak, ruszając do przodu, tylko po to, żeby chwilę później krótko wrzasnąć i wylądować na ziemi, tuż obok świeżo-zatrzymanego samochodu. Trix potrząsnął głową parę razy, dysząc ciężko i próbując uspokoić serce. Chwilę potem zaklął szpetnie i postarał się podnieść powoli. Biodro go trochę bolało od uderzenia, w głowie się kręciło, ale jakoś zdołał podnieść się do czterech. Cholera, co to było?
- C-...- zaczął, ale nie skończył. Splunął tylko krwią i dotknął policzka. Chyba wszystkie zęby. Powoli zaczął podnosić się do pionu. - Od*** panu? - wrzasnął w kierunku samochodu i zerknął na tygrsa niedaleko z pytaniem w oczach.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 22.09.2010 19:51:03
Tygrys sumatrzański
Anthro
John stanął porządnie - Przepraszam bar... - skończył widząc, że lis lekko speszony poszedł dalej. Odsunął się i przykucną, dając nogą trochę odpocząć... BACH! Prawie upadł, ale oparł się łapą. Rozejrzał się nerwowo wokoło i zobaczył wbity czarny samochód w pobliską latarnię. Tak blisko... Podniósł się i popatrzył co się stało kierowcy, ale się uspokoił gdy drgnął. Szybko zobaczył lisa którego przypadkiem potrącił wcześniej. Wyglądał niezbyt dobrze. Zdjął plecak, popatrzył w stronę czarnego lisa i spytał - Nic Ci nie jest? Mogę pomóc... - powiedział. Wyjął z bocznej kieszeni plecaka chusteczki i wodę na szybko. - Jak mocno boli to mam leki przeciwbólowe. - powiedział lekko się uśmiechając.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 22.09.2010 20:34:29
Kot
Anthro
Shaab bawił się od jakiegoś czasu karteczką, jedyną jaka wyróżniała się spośród wielu otrzymanych od fanek i fanów. Schował ją do kieszeni i podniósł głowę. Za oknem rzeczywiście widać było tłumy. Uśmiech na twarzy pojawił się niemal automatycznie.
-No cóż, chłopaki, ciepłe przyjęcie. Pokażemy im co potrafimy! - zagadnął zawadiacko do zespołu.
-Zion, schowaj jęzor - dodał po chwili rozbawiony podekscytowaniem basisty, choć jemu samemu także udzielała się radosna gorączka. Jeremy jak zwykle tylko mruknął i wywrócił oczami. Niedźwiedź był ciekawym przypadkiem: stoicki do bólu, do czasu aż chwyci pałki w dłonie, a wtedy... tego wulkanu energii nic nie jest w stanie powstrzymać. Aż dziw, że nie połamał jeszcze ani jednej perkusji.
-Chael, podałbyś mi plecak? Albo wyjmij lusterko jeśli chce ci się pogrzebać.
-Co ty? Będziesz się stroił jak papuga dla tego tłumu? Oni i tak cię kochają.
-Nas - poprawił nienaturalnie złamanym głosem Tsabu, wciąż jeszcze nieco spanikowany, uchylając się gdy Chael wyciągnął przed siebie rękę z kieszonkowym lusterkiem w dłoni.
Shaab bez słowa wziął podany mu przedmiot, zerknął w taflę i z szerokim uśmiechem, mrużąc oczy, rozczochrał sobie czuprynę tak bardzo jak to tylko było możliwe.
-No właśnie. W końcu wyglądam jak trzeba!
-A już myślałem, że ci odbiło - westchnął z ulgą jego koci brat.
Jedyne co pozostało to zapiąć kajdany na szyi. Oczywiście trzeba je będzie zdjąć do kontroli, ale fani długo czekali na przylot zespołu i należy im się pełnia wrażeń.
-KittyCuffs! Pokażemy im wszystkim jak się gra! - zakrzyknął lider zespołu, Shabudabi Nuke.
-Na razie to jak się wygląda - zauważył unosząc brew Jeremy, a Zion nadal wgapiał się w szybę, jakby miał zamiar zaraz ją polizać.
UWAGA! Kot z zasadami!
Zawsze spada na cztery łapy...

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 22.09.2010 20:52:49
Pandeł / Lefon
Zwierzę
-Co to było *otrząsnąłem się łapiąc za głowę, dostrzegając Policjanta odruchowo przy hamulcu ręcznym wstukałem 6cyfrowy kod na panelu, po chwili wysunął się schowek z bronią którą szybko schowałem do plecaka..w którym miałem coś ważnego*

*Odpinam pasy z cichym jękiem..czując ze uderzenie było w miarę..duże i bolesne, łapię za plecak, otumaniony wychodzę z auta rozglądając się wyciągając portfel z dokumentami(wraz z papierami zarejestrowanej broni), widząc ze kogoś potrąciłem, podchodzę*
-Ja..nic panu nie jest ? Wezwać pogotowie ? - oddycham ciężko patrząc na zakrwawioną łapę którą przykładałem do łba
Szkoła nie nauczyła ortografii? Polfurs nauczy.

Czasami na drodze spotykam prawdziwych szaleńców, pędzą na złamanie karku i wbrew rozsądkowi... naprawdę, aż ciężko czasami ich wyprzedzić.

Anonim
0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 22.09.2010 21:24:06
Grupa Łowców bez zbędnych słów oddaliła się od Celników.
Skierowali się do Limuzyny która czekała przed Portem. Łowcy zostali przyjęci przez Delegację świątyni. Nicolas który przewodził grupie powolnym krokiem podszedł do jednego z delegatów. Ryś spojrzawszy na Osoby które przybyły by ich odebrać, pomyślał sobie -Młodzi... Kogo oni przyjmują... . Przedstawiciele powoli bez pośpiechu jakby dostojnie, wchodzili do Limuzyny nie zwracając uwagi na tzw. "ochronę". Ryś stanął przed Drzwiami Limuzyny i na chwilę zamarł w bezruchu. Tygrysica która wsiadała ostatnia z zaniepokojeniem zapytała: Ekscelencjo? Czy wszystko w porządku? Nicolas Rozejrzał się dookoła.
-Tak, wszystko dobrze...- po czym wsiadł do pojazdu. Po chwili konwój ruszył w stronę świątyni.
Tygrysica Irde z nieodpartą ciekawością zapytała - Ekscelencjo, Wygląda pan jakby coś pana martwiło, Czy coś jest nie tak?
Ryś spojrzał na nią ponownie rozejrzał się spokojnie dookoła, przetarł twarz po czym wyciągnął papierosy.
-Powiedziałem już... Wszystko dobrze Irde.... Poprostu dawno nie wyjeżdżałem tak daleko. Nie to co ty... - dodał z uśmiechem na ustach zapalając Papierosa.
-Przepraszam Ekscelencjo. Nie miałam zamiaru być nachalna.
-Musisz przywyknąć. Taki już jestem.- powiedział ryś wypuszczając dym przez nos. Irde uśmiechnęła się i otworzyła hologram. Był to chyba osobisty dziennik.
Nicolas odwrócił wzrok w stronę okna i oglądał bez emocji ogromne miasto popalając tytoń. Tak Naprawde Nicolas przeczuwał coś bardzo złego... tak złego że nie zachowywał się naturalnie, na co wskazywało uczucie bycia obserwowanym stąd te ciągłe rozglądanie się,.
Konwój po nie całych 15 minutach jazdy dojechał do sporego Budynku. Był to budynek mieszkalny Przedstawicieli wszelkiej maści. Mogli tam medytować i odpocząć przed Zgromadzeniem które miało nadejść Jutro. Ekscelencja Cage opuściwszy pojazd odprawił swoich towarzyszy aby czas poświęcili na odpoczynek, Po czym zabrał swoje rzeczy i wszedł pośpiesznie do Budynku . Pracownicy Ośrodka ulegle kiwali głowami na znak powitania. Nicolas otworzył drzwi swojego pokoju kartą magnetyczną którą otrzymał w zaproszeniu na zgromadzenie. Zanim wszedł wziął głęboki wdech i wszedł do pokoju po którym się dokładnie rozejrzał. Zrzucił ciężkie odzienie usiadł na łóżku i najzwyczajniej położył się spać.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 22.09.2010 22:39:36
Mieszanka wilka z husky
Anthro
Po przekroczeniu bramki Neremi pozwolił sobie na nikły uśmiech zadowolenia.
-Teraz tylko przebić się przez ten cholerny tłum...
Po dłuższej chwili udało mu się dobrnąć do swojego bagażu, małej, zielonej podróżnej torby nie wzbudzającej najmniejszych podejrzeń. Kątem oka wyłowił z tłumu grupkę duchownych zmierzającą do limuzyny. Mimowolnie prychnął pod nosem i nie zawracając już sobie nimi głowy ruszył w stronę wyjścia. Gdy wyszedł na zewnątrz, potoczył wzrokiem po mieście.
-Kolejne miasto, jak ja to uwielbiam- po jego pysku przebiegł grymas- dobrze, że szybko je opuszczę. Taxi!- machnął ręka na najbliższy pojazd.- do hotelu, nieważne jakiego byleby było spokojnie i jak najmniej turystów.
Wilk rozsiadł się wygodnie i założył słuchawki. Nareszcie komfortowo mógł wsłuchać się we wspaniałe dźwięki nocturnu, tak tego właśnie było mu trzeba, do pełni szczęścia brakowało tylko szklaneczki dobrego trunku...

**

-Proszę pana, proszę się obudzić jesteśmy na miejscu.
Neremi przetarł oczy i wyjrzał na zewnątrz. Otaczały ich wysokie i średnio zadbane budynki.
-A tak właściwie to gdzie jest to 'miejsce'?- zapytał dalej się rozglądając
-Jakieś 6 kilometrów na południe od lotniska, to jest spokojna dzielnica, może nie najpiękniejsza ale dzięki temu skutecznie odstrasza turystów, no i dojechanie tu zajmuje dużo czasu, mimo małej odległości- powiedział lis z lekkim uśmiechem- 20 się należy.
Wilk bez słowa podał kierowcy banknot ,wysiadł i przyjrzał się napisowi.
-Hotel Torino, cóż za wyszukana nazwa.
Szybkim krokiem wszedł do środka, nie przyglądając się wnętrzu ani nawet skunksicy za ladą wynajął pokój na 2 noce.
Gdy znalazł się już w przytulnym wnętrzu rzucił torbę w kąt i ciężko usiadł na łóżku. Schował głowę w łapach i zaczął ponownie rozmyślać dlaczego się tu znalazł.
Na pierwszy plan wybijało się jedno miejsce: Puszcza Ildyjska i Kaleńska. Z nadzieją popatrzył na telefon.
-Mogliby mnie zaskoczyć i teraz zadzwonić, byłoby o wiele łatwiej.
Wpatrywał się jeszcze chwile po czym zrezygnował.
-Ta. Równie dobrze mógłby teraz spaść na mnie fortepian- mruknął.
Mówiąc to ułożył się wygodnie i położył obok siebie sprytnie przemycony miecz.
Powtórzył plan na jutro i natychmiast zasnął, pamiętając jednak, że ciągle grozi mu jakaś nieprzyjemna niespodzianka.

Anonim
0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 23.09.2010 14:37:49
Maszyną zakołysało, gdy kolejny pocisk przebijając się przez korony drzew uderzył o poszycie statku. Allen w ostatniej chwili zdołał chwycić się oparcia, unikając zderzenia z szumiącą od nagromadzonej elektroniki ścianą.
- Mrok do Błękitu, Mrok do Błę...
- Mamy luźniejszy obszar, kilometr od nas, na 11.
- ...ienie; punkt zrzutu opanowany przez wroga, powtarz...
Pilot obejrzała się szybko za siebie, przybliżając mikrofon komunikatora
- Piątka, trzymasz się?
#5 -a-...! Jesz--e daję radę...!
- Mhf.. trzymać się czegoś! Piątka, na mój sygnał, robimy spadającą gwiazdę..
#5 ---yjąłem..!
Walker dostrzegł, jak wszyscy odruchowo napinają mięśnie, mocniej przyciskając się do siedzeń. Nie jest dobrze...
-3... 2...
Szybko... Wilk dopadł swojego miejsca, starając jak najsilniej przytrzymać.
-1... JUŻ!

Statek ostro poderwał się w górę, wpadając w ruch wirowy. Odgłosy ostrzały przycichły nieco, zagłuszone dudnieniem, jakie przedzierać się zaczęło do wnętrza przez właz oddzielający jedno ze stanowisk bojowych.
Świetlne rozbłyski, kłęby dymu...
Maszyna zaczęła gwałtownie opadać.

Wstrząs i trzask łamanego drewna.

Allen osunął się z fotela, opadając na cztery łapy.. żołądek wywracał się na drugą stronę.
Z resztą nie tylko jemu. Po niecałej połowie minuty można było bez problemu odróżnić, kto z załogi po raz pierwszy przebywał na pokładzie jednostki, stojącej teraz na nierównym terenie. Z góry wciąż docierały odgłosy rac, zostawiających fałszywy ślad.
Elektronika ucichła.
Wyjście otworzyło się gwałtownie.

- Wysiadać... nie wiadomo, czy dadzą się się nabrać.
- Kapitanie, Błękit nakazuje cofnąć jednostkę, duże ryzyko zniszczenia lub przejęcia. Przyślą wsparcie powietrzne... ale to chwilę potrwa.

Żołnierze zaczęli wysypywać się na zewnątrz, kilku pomagało przenieść rannych.


***

Słychać było chichy śmiech borsuka, gdy ten powoli wysuwał się z samolotu, unosząc łeb w stronę nieba – kropelki wilgoci zaczęły osiadać na jego futrze, połyskując nieznacznie.
- Zdaje się Maestro czyta ci w myślach, bo do wieczora urządził nam wolne. Dość niespodziewane. Nie wiem, czy się czasem nie martwić. – Wymienił z Timem i Iraną spojrzenia Powoli zaczęliście wynosić sprzęt i materiały, układając wszystko na podstawionym już transportowym wózku. Mahari zerknął krytycznie wszystkim skrzyniom i walizkom, tworzących przyzwoitej wielkości stosik. – Teraz tylko przejść z tym wszystkim przez kontrolę. – Powoli wyciągnął z torby pękatą fajkę, bez nabijania wsuwając na chwilę do pyska. Kawałek dalej rozbłysły flesze i wszyscy odruchowo odwrócili się w tym kierunku – nie były one jednak przeznaczone dla ekipy iluzjonisty, a dla powoli wychodzącej na płytę lotniska grupy młodzików: wygląd sugerował jakiś modny zespół, czy coś podobnego.
Mahari machnął nań łapą.
- Dobra. Bagaż biorę na siebie. Zgnilibyście czekając aż się upewnią, czy Maestro nie jest czasem terrorystą.


***


Tynk złuszczył się z sufitu, małym płatkiem lądując na policzku rysia. Nicholas przysypiając już powoli otworzył oczy. Na gładkiej powierzchni widoczna była malutka szara plamka, nad jego łbem. Inna kawałek po lewej. Jeszcze dwie, w pobliżu drzwi. Jakiś niepokój przemknął przez myśli Łowcy, przeczucie przyszło po chwili samo z siebie.
Stało się coś złego. Za chwilę przyjdzie nowicjusz, by powiadomić o wypadku. Każe wstać, ruszyć jak najszybciej. Ale cokolwiek się stało, gdy dotrzemy będzie już za późno.
Serce biło mocniej, do niego doszło zaś dziwne uczucie w żołądku.

Nikt jednak nie pojawił się. Budynek tonął w ciszy, przerywanej czasem stłumionymi krokami na zewnątrz pokoju.
Nie minęło pół godziny, jak ryś znów uspokoił się, a logiczne myśli zaczęły przeplatać się z sennym bezsensem.

Z czerni zamkniętych powiek Nicholas zanurzył się w zieleni wyśnionego pralasu.


***


Błękit praoceanu, widziany tak niedawno powrócił do umysłu Neremiego poza jawą. Sen rwał się, zdawało się, że ten męczący stan ciągnie się w nieskończoność. Rzeczywistość przedzierała się do wizji sennych, odległy huk towarzyszący rozbłyskom światła nad lasem na południu - zdaje się próba sztucznych ogni - w głowie wilka przechodziły w obrazy serii z karabinów, rozsypujących się w gruzy wieżowców i zamków.
Musiało minąć prawie pół godziny, zdające się ciągnąć dniami, nim ten chaos podświadomości uspokoił się, pozwalając w końcu odpocząć ciału.


***


Ból nadłamanego kła i rozbitych warg promieniował na całą szczękę, biodro zakuło nieprzyjemnie przy ruchu.
Tłum wokół czwórki postaci zagęścił się, ciągnięty ciekawością - i kilka jedynie osób wykazało się rozsądkiem: słychać było telefon, wzywaną karetkę.
Gdy kierowca wysunął się z samochodu dziwny dreszcz przeszedł po grzbiecie John’a. Przez moment miał uczucie deja vu, choć przeszło ono tak szybko, jak się pojawiło.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 23.09.2010 14:49:53
Canis lupus albus
Zmiennokształtny
Allen uspokoił sę i powstrzymał od zwymiotowania, podniósł się i zwrócił do żołnierza-Chwile? HA! Już ja znam te ich "chwile"!-powiedział drwiąco-Ale co robić rozkaz jest rozkazem. Zabezpieczyć teren naokoło. Pilnujcie się, nie wiadomo z kim mamy do czynienia.
冬が来ている!

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 23.09.2010 15:26:50
Wilk
Zwierzę
Idąc z tyłu grupy, pomagając Mikowi pchać wózek, Tim skierował się do budynku... "Tubkę kleju, pamiętać kupić małą tubkę kleju..."

Grupka ustawiła się w kolejce do kontroli. "Zajmijcie mi kolejkę!" zawołał i pobiegł do kiosku ze wszystkim, czego mógłby podróżny potrzebować. "Małą tubkę ekstra-kleju poproszę." Zapłacił i pobiegł do grupy. "Ten bandzior na ostatnim pokazie zrobił to, żeby zostawić znak, rozpoznać Maestro kiedy jest incognito. Na to pozwolić nie możemy. Każdy, kropelkę kleju na łapę, o tutaj, żeby sierść się skudliła jakby tam był strupek" polecił. "Magicznie wyleczyć skaleczenia się nie da, ale niech się łobuzom w głowach zakręci od śladów po rance, każdemu najętemu robotnikowi po kropelce, każdemu sprzedawcy biletów. Niech łobuzy mają zagwozdkę.", przytknął czubek tubki do łapy, po czym na każdą podstawioną łapę wkropił kropelkę. "Eee, Irana, ty też?"
"A co mam być gorsza? Jak wszyscy to wszyscy. Mahariemu też kropnij żeby było wesoło."
Ostatnio edytowany przez sharpy dnia 23.09.2010 15:33:22
--sf.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 23.09.2010 15:41:07
Tygrys sumatrzański
Anthro
John, zamyślony, siadł na swoim plecaku czując się już, póki co, niepotrzebny. Nie wiedział czemu wydawało to mu się znajome, jak w ogóle mogło, skoro był w ciągłej wędrówce od miesięcy? "Hmm... Może to z powodu tych dziwnych snów które miałem ostatnio... Nie powinienem tak szybko tu iść, zmęczenie mi się odbija... Heh, może było warto dla tych pięknych nocnych krajobrazów?" - Pomyślał. Lekko zaniepokojony patrzył na, jak mu się wydawało po okrzykach lwa, "Trixa". Czasami zerkał na żywą rozmowę funkcjonariusza i tego kierowcy. Nie wiedząc za bardzo co robić dalej, John po prostu siedział na miejscu i czekał odpoczywając jednocześnie. Uśmiechnął się lekko, czując wiatr na ramionach. "Może później wpadnę to tego muzeum w okolicy. Albo znajdę tu gdzieś jakąś robotę... Trzeba dokupić kilka rzeczy." - Pomyślał.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 23.09.2010 16:15:26
Kangur
Anthro
"Ku**a mać" - zaklął szeptem Jahu, gdy ogarnął wzrokiem cały ten bałagan. Miało być spokojne, pełne zabawy święto, ale jak
zwykle ludzie nie mogą wytrzymać i zawsze coś odwalą. To śmieszne. Przewidywał masę najróżniejszych sytuacji, od strzelanin po
już absurdalne w stylu ataku jądrowego, a zaskoczył go zwykły wypadek. Przez głowę przelatywało mu tysiąc myśli,
głównie tych delikatnie mówiąc wulgarnych. "Dobra chłopie, masz okazję żeby się wykazać" - powiedział do siebie w duchu
i wziął się do roboty. "Rozejść się! Rozejść się!" - krzyknął przedzierając się przez tłum w kierunku kraksy.

"Potrzebuję wsparcia, mam tutaj wypadek samochodowy, ranne chyba dwie osoby, przyślijcie więc jakieś pogotowie" - powiedział
drżącym z emocji głosem do komunikatora. W duchu dziękował niebiosom że centrala zawsze ma namiary na funkcjonariuszy,
gdyż pomimo upływu czasu nadal nie potrafiłby się zorientować na jakiej ulicy się znajduje. Inaczej zostałby pewnie wylany
na zbity pysk. Jahu podbiegł do miejsca wypadku i zauważył tygrysa zajmującego się jakimś lisem. Obok nich stał ranny lew.
"Nie musisz wzywać pogotowia, zająłem się tym. I co ty w ogóle robisz? Jesteś ranny, zakrwawiony a stoisz sobie jakbyś był
zdrów jak ryba? Masz cholerne szczęście, mogło się skończyć na tym albo gorzej" - wskazał na swoją syntetyczną rękę Jahu,
po czym złapał lwa za ramię i dodał: "Usiądź i lepiej powiedz mi jak się czujesz. Lepiej żebyś miał solidne wytłumaczenie,
bo inaczej czekają cię poważne kłopoty"
Ostatnio edytowany przez Solaxe dnia 23.09.2010 16:16:03

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 23.09.2010 16:51:48
Pandeł / Lefon
Zwierzę
-Ej...geez spokojnie...ja nie wiem...co sie stało..jechałem spokojnie aż nagle..nie wiem chyba zasłabłem panie władzo... - warknałem jednak wstając..siadając na masce auta. Oceniając przy okazji ocieniając szkody auta

-Jechałem...byłem wypoczęty...nagle ciemność i budzę się tutaj... panie władzo, od razu mówię ze nie piłem ani nie ćpałem ani nic nilegalnego - warknąłem wyciągając chusteczkę i przykładając do łba - ♥♥♥♥♥!
Szkoła nie nauczyła ortografii? Polfurs nauczy.

Czasami na drodze spotykam prawdziwych szaleńców, pędzą na złamanie karku i wbrew rozsądkowi... naprawdę, aż ciężko czasami ich wyprzedzić.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 23.09.2010 22:49:19
Mieszanka wilka z husky
Anthro
Wilk przeciągnął się, wstał i podszedł do torby podróżnej. Powoli zaczął wyciągać na podłogę jej zawartość: farby do kamuflażu, mundur moro wraz z kamizelką, zestaw lin i oprzyrządowania do wspinaczki, podręczna apteczka, mapa zachodniego Kaledonu, nóż taktyczny, latarkę z zapasem baterii, suche racje żywnościowe, malutki namiot, w połowie pusta flaszka whiskey, dziesięć tysięcy idenów i dyktafon.
-Wydaje mi się, że to co niezbędne mam- wymruczał wrzucając wszystko do kieszeni kamizelki- przydałoby się tylko dokupić gdzieś kilka noży do rzucania.
Neremi usiadł na ziemi opierając się o łóżko w jednej łapie trzymając butelkę w drugiej zaś dyktafon. Wypił solidny łyk i nacisnął trójkątny przycisk. Z urządzenia dobiegł obojętny kobiecy głos:
-Obiekt LA-034 gotowy do ponownej próby genetycznej, rozpoczynam procedurę.
Ciszę pokoju przeszył przeraźliwy krzyk dziecka.
-LA-034 pozytywnie zareagował na zabieg, jednak kwestia lęku dalej pozostaje bez zmian.
Kolejny przeraźliwy krzyk. Neremi nacisnął stop. Kolejny łyk palącego napoju, grymas na twarzy i pustka w oczach.
Wstał, odłożył wszystko na półkę, zabrał ze sobą trochę banknotów, a w specjalne miejsce w spodniach schował rękojeść miecza zupełnie nie rzucającą się w oczy.
-Nie ma co tu gnuśnieć, czas zebrać trochę informacji o czarnym rynku w tym mieście, a sądząc po okolicy najszybciej znajdę takie w barze. Wyszedł na zewnątrz. Poszukiwanie baru zajęło chwilę... stary, obskurny budynek zachęcał do robienia interesów. Bez zastanowienia Neremi przekroczył próg i wprawnymi oczami zlustrował otoczenie w poszukiwaniu kogoś kto da mu potrzebnych informacji.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 24.09.2010 12:07:33
Lis.
Chciałem dobrze.
Trix

Pokręcił głową i otrzepał strój z kurzu. Zerknął na Johna i uśmiechnął się przelotnie, ukazując nadłamany kieł.
- Jest... nieźle... dzięki. - powiedział i rozejrzał się - Karetkę? Nie... dzięki. Dam radę. Następnym razem uważaj pan, jak jeździsz... - warknął i odwrócił się. Policja. Stare przyzwyczajenia odezwały się w umyśle chłopaka, serce opuściło jedno uderzenie, żołądek nieprzyjemnie się skurczył. Po chwili jednak lis delikatnie wycofał się za linie, lekko tylko utykając i kierując się w stronę fontanny. Pech... pech to pech, zawsze taki jest i będzie.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 24.09.2010 14:08:46
Inna forma
File deleted.
Ostatnio edytowany przez Ensifer dnia 29.09.2023 11:16:44

Anonim
0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 25.09.2010 19:02:33
Żołnierze prędko rozstawili się, zajmując dogodne pozycje wśród drzew i zarośli, otaczających polanę, w większości skupiając się po stronie, z której nastąpił atak - czwórką rannych zajęto się pod samym okrętem.
Wystrzały w chwilę później przycichły, zapadła przerywana nieregularnym szumem powiewów wiatru wśród roślin. Aden, podążając wzrokiem za znikającym we wnętrzu maszyny kapitanem odwrócił się powoli w stronę Walkera, przywołał go ruchem dłoni. Widać było, że dowódca słabnie, opatrunek czerwieniał intensywnie. Tygrys, medyk z oddziału Allena mruknął cicho..
- Kiepskie warunki... Ale powinien wytrzymać.
W kilka chwil później z południowej strony obu dowodzących doszedł głos jednego z podwładnych
- Pułkowniku, mamy ruch.. - Gronostaj, wpatrzony w dal między drzewami wyregulował wizjer. - Pojedyncza sygnatura cieplna, jakieś pół kilometra... - Ruch łapą przy jednym z obiektywów. - Lis, szary, po cywilnemu. Jest uzbrojony: krótka broń palna, nie poznaję modelu. I nie widzę innych. U reszty czysto? Mogą chcieć odwrócić uwagę...
- Czysto.
- Czysto..
- Jak na razie nic.
- Chwila... to... zdaje się... kobieta.
- Jakby to cokolwiek zmieniało... - Lwica obsługująca jedno ze stanowisk bojowych Mroku prychnęła z pogardą.

- Rozkazy, pułkowniku...?

***

Aparaty fotograficzne, zarówno dziennikarzy jak i zebranych fanów zaszeleściły obiektywami i lampami błyskowymi, osoby tłoczyły się po obu stronach wydzielonego przejścia, głosy zlewały się w rozedrganym hałasie. Pomiędzy błyśnięciami widać było pełną tęczę barw futer, strojów... gdzieś mignął nawet granatowy błękit włosów.
Zion lekko trącił lidera zespołu, ledwie powstrzymując się od wyszczerzenia zębów w uśmiechu.
Mikrofon pojawił się niespodziewanie przed samą twarzą Shabudabiego Nuke'a, rozpoczynając prawdziwą falę
- Ghilea Leid, HKZ-1; jak skomentują panowie incydent podczas lądowania?
- Jak długo planujecie przebywać w Kaledonie...?
- Czy chcielibyście przekazać coś wielbicielom waszej muzyki?
- Zechcą panowie zdradzić jakieś szczegóły dotyczące występu? Możemy spodziewać się czegoś specjalne...
W oddali, za punktami kontroli, gdyby dobrze się przypatrzeć dostrzec już można było ciemny samochód oraz stojącego przy drzwiach rudego lisa w kaszkiecie - zdaje się z rozbawieniem obserwującego specyficzne powitanie.

Poprzez harmider głosów dało się słyszeć ciche brzmienie znanej melodii.
Rozpoczynający utwór z pierwszej płyty KittyCuffs.

***

Muzyka cichym brzmieniem wypełniała ciemne wnętrze lokalu, choć zdaje lepiej byłoby, gdyby albo ustawić ją głośniej, albo wyłączyć zupełnie.
Neremi powoli rozejrzał się wkoło, stojąc jeszcze w przedsionku Baru „Chil Izaru”, jak głosił szyld nad wejściem do małego budynku. Sam wystrój nie byłby zły, o ile właściciel zdecydowałby się na jedną konwencję.. a tak.
Poszarzałe drewno, pokryte częściowo wypłowiałymi i wytartymi, czerwonymi znakami, przywodzącymi na myśl czasy początków ajskich państw gryzły się z neonami i maszynami o wyglądzie rodem z XVIII wieku, całość dobijały zaś fotografie o mieszanej tematyce oraz wędkarskie trofea. Przy barze na lewo od drzwi siedziało kilka osób o klasycznym wyglądzie „stałych bywalców”, cicho dyskutując – barman-łasica wyrywał się jednak z stereotypów takich scen, oparty o kanciasty, obity drewnem filar zapatrzony w mały ekran urządzenia trzymanego w dłoni, nie mając nawet w głowie chęci na wycieranie kufli.

O tej porze nie było jeszcze wielkiego ruchu, przy okrągłych stolikach, wszystkich ozdobionych identycznym, czerwonym wzorem siedziało ledwie kilka osób, biały wilk, szop w kracianej koszuli, biała niedźwiedzica rozmawiająca z ze śnieżną panterą, również kobietą, a także gepardzia para, jakoś dziwnie nie pasująca do takiej sceny.
Znaki wyraźnie miały sprawiać wrażenie magicznych, by dać znać, że lokal objął „ochroną” jakiś szaman lub inny spirytysta, jak jednak było na prawdę, ciężko stwierdzić – mógł być równie dobrze dziełem właściciela, to wystarczyło, by odstraszyć co bardziej przesądnych klientów od wyładowywania złości na sprzętach.
- Hmf... - Łasic po chwili spostrzegł nowego gościa, zwracając się swobodnym, nieco może znudzonym tonem. - Podać coś...?

***

Grupa powoli przesuwała się obok wózka w kierunku odprawy celnej, zauważona i zaczepiona jedynie przez parę nielicznych osób.
Mahari przez moment wpatrywał się w sklejone futro na przedramieniu, pogrążony w myślach, by w końcu podnieść wzrok na Tima.
- By można jakąś sztuczkę z tym przygotować... Drobny przerywnik między wielkimi iluzjami. Urozmaicenie. - Powoli obejrzał się na resztę zespołu. - Czemu tak patrzycie? Numer z cebulami przypadł do gustu. Jakby całe zajście z ostatniego seansu w żart przemienić..
Nie zdołał rozwinąć myśli, odbijając ze sprzętem w stronę osobnego punktu.
- Dobra, pomyśli się. - Po chwili dorzucił jeszcze – Przekażcie Maestro, jak go zobaczycie.
- Pod warunkiem, że spotkamy się z nim szybciej. - Irana uśmiechnęła się do oddalającego się borsuka i uśmiech ten przeniosła na Tima, gdy manager iluzjonisty zniknął z pola widzenia.

W parę chwil później wszyscy technicy, towarzysząc asystentce Maestro Darena Veilanda wyszli przed jasny budynek lotniska, pełen czekających samochodów.
Wśród nich były dwie błękitne taksówki, już wcześniej zamówione, by odwieźć ekipę do hotelu.

***

- Przyjęłam, za parę minut ktoś będzie na miejscu.
Wsparcie było już w drodze, podobnie jak obowiązkowa przy wszelakiego rodzaju drogowych wypadkach. Tłum powoli przerzedzał się, a przez zgrupowanie przedarł się w końcu masywny lew, zbliżając w kierunku lisa.
- Żyjesz? ♥♥♥♥♥, kundel.. co ja z tobą mam.. - Zapewnił Trixowi oparcie, zerkając w kierunku kangura - Pan pozwoli, pójdziemy już... mamy pewne sprawy... - Odwracając się jeszcze zmierzył kierowcę morderczym spojrzeniem.

John przyglądał się sytuacji, odsunięty nieco na bok.
Nie miał pewności, ale zdawało się, że spod kurtki dużego osobnika na chwilę wysunęło się coś, co w pierwszej kolejności przypominało pistolet.

***

W głębi lasu odezwały się ciche dźwięki: trzaski, śpiewy i wycia, echem odbijające się od dryfującego w błękicie światła. Blask skapywał na krzyżujące się ulice i ścieżki.
Żywe srebro, pojawiła się myśl. Łapy dotknęły piasku na wybrzeżu, oczy zaatakowały skupiska samotnych skał wysuwające się w kierunku palm. Mnożyły się zdaje przez podział... albo przez kąsanie się wzajemnie.
Terkotanie popłynęło z głębi oceanu, rytmicznie, falami widocznymi na powierzchni płynnego metalu, docierając do uszu z opóźnieniem.
Znów, znów i...


...znów rozległo się pukanie do kwatery Łowcy. Powoli, niechętnie ryś otworzył oczy. Drzwi rozsunęły się z lekkim skrzypnięciem.
- Ekscelencjo Cage – pantera nazwisko wymówiła jako „kadżi”... - Przepraszam... nie chciałem budzić... - Lampart ostrożnie i niepewnie wycofał się, pozostając jednak widocznym w drzwiach.
- Łowca Ineas nakazał, by poprosić Ekscelencję o przyjście do jego kwatery. Ponoć to pilne. Wspomniał o sprawie Merradiów.
Ostatnio edytowany przez Nasshnarah dnia 28.09.2010 8:37:49

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 25.09.2010 19:36:22
Tygrys sumatrzański
Anthro
John, widząc prawdopodobnie broń, wzdrygnął się jak zawsze. Zawsze miał wstręt to tych rzeczy. Popatrzył na lwa podejrzliwie. Podszedł do niego i powiedział - Przepraszam, że się wtrącam, ale twój kolega potrzebuje raczej opieki medycznej. Lepiej żeby później nie zemdlał. - Przy okazji poszukał dyskretnie wzrokiem broni by się upewnić. Nie wiedział czy tego chciał ale mógł zwrócić uwagę funkcjonariusza. "Może i dobrze... Takim z bronią nie można ufać. Choć mogę niepotrzebnie się naprzykrzać..." - pomyślał.

[[ Popieram Sharpiego. Przydało by się. ]]
Ostatnio edytowany przez Xanoxis dnia 25.09.2010 19:41:36

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 25.09.2010 19:38:03
Wilk
Zwierzę
Tim

Zaczynamy ładować walizki, rzucamy luźne uwagi kiedy kierowca akurat nie kręci się w pobliżu.

"Sten, ilu przekonująco wyglądających Maestro byłbyś w stanie zmajstrować przed występem? Poszukać kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt wilków. Wyznaczyć im trasy. Dać wyznaczniki co robić gdy ich ktoś zaczepi. Ledwo jeden się schowa w drzwi A, drugi wychodzi z drzwi B, może nawet w kilku miejscach na raz tylko tak, żeby nigdy z jednego miejsca nie było widać dwóch na raz, ale gdziekolwiek byś stanął, Maestro będzie w twoim polu widzenia, tu z szampanem, tu z kimś rozmawia przez telefon, tu na balkonie, tu udziela wywiadu. Jak normalnie jest niewidoczny poza specjalnymi okazjami, zawsze ukryty do ostatniej chwili, tak zrobić chaos. A tu odwołuje przedstawienie i odjeżdża limuzyną, a tu dementuje odwołanie, a tu już zabawia towarzystwo sztuczkami..." rzuca okiem na taksówkarza "Jestem pewien że to łyknie, uwielbia robić chaos."

"Najtrudniej będzie w dwa dni znaleźć dość wilków o sylwetce Veilanda. Daj mi każdego na pięć minut i go nie odróżnią od prawdziwego." Sten, mistrz charakteryzacji stwierdza z przekonaniem. "Swoją drogą, lwic kilka też się znajdzie do wybielenia." - puszcza oko do Irany.

"Czekaj, nie. Zrobimy to na wesoło. Zrób parę wiarygodnych ale i parę cholernie nieudanych. Odpadający sztuczny ogon, nieumalowane uszy, solidny brzuszek. Tak żeby ludzie po paru pierwszych złapali o co chodzi."

Wsiadamy do taksówki we trójkę, ja, Irana i Sten. Mik i dwóch pozostałych do taksówki przed nami. Hari dołączy później... "Do hotelu, jakmutam... Irana, jak... a nieważne, Za tamtym samochodem!"
Kierowca rusza z piskiem opon, podłapując żart. "Hotel Ambasador, zgadza się? Na taką trasę byliśmy zamówieni."
"Zgadza się. A teraz proszę opowiadać po kolei co się dzieje w mieście, a my grzecznie słuchamy. Lokalny taksówkarz zawsze sto razy lepszy od najlepszej gazety jeśli chodzi o wiadomości z regionu."

[[Co to za festiwal? Z jakiej okazji, jaki charakter, jaka skala, jakie znaczenie (polityczno/kulturowo/społeczne)? I parę słów o mieście proszę, i samej kulturze kraju.]]
Ostatnio edytowany przez sharpy dnia 29.09.2010 0:56:44
--sf.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 25.09.2010 22:04:01
Kot
Anthro
-Odnośnie incydentu... lekka niedogodność, nic wielkiego. Mamy nadzieję, że z "awaryjnym" lotem też jest wszystko w porządku - zabrał głos Shabudabi. Mnogość mikrofonów mile łechtała jego poczucie dumy z założenia zespołu i doprowadzenia go wspólnymi siłami aż tutaj.
-Nie mieliśmy jeszcze okazji poznać dobrze Kaledonu, dlatego mam nadzieję, że uda nam się zostać tu jeszcze parę dni po zakończeniu planów koncertowych. Na występie pokażemy to co wszyscy lubicie, a jednocześnie mogę zapewnić, że nie obędzie się bez niespodzianek, prawda Chael?
-O tak! - wciął się przed mikrofon wywołany właśnie gitarzysta. - Usłyszycie wszyscy co nowego zgotuje wam moja gitara!
Shaab wykorzystał ten moment, w którym uwaga była skupiona na jego bracie, aby podążyć wzrokiem za granatowowłosą samicą, jednak ta zniknęła gdzieś na dobre. Nie pozostał nawet ślad po jej obecności.
-Słowo do fanów? - Nuke przejął tłum dziennikarzy z powrotem na siebie - Uwolnijcie energię na naszym koncercie!
W tym momencie jednym ruchem rozpiął kajdany wiszące na szyi, a wśród zgromadzonych na płycie lotniska fanów zawrzało. Wrzask aprobaty zagłuszył zupełnie dźwięki intro z jedynego jak do tej pory krążka grupy.

Powoli udało się przedrzeć przez żarłoczne rekiny mediów i nadszedł czas spotkania z oczekującym zespołu agentem.
-Zion, widziałeś ją jeszcze?
-Co stary? - nieprzytomnie zapytał basista zagapiony w zgarnięty przed chwilą numer telefonu jakiejś fanki.
UWAGA! Kot z zasadami!
Zawsze spada na cztery łapy...

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 26.09.2010 0:10:22
Pandeł / Lefon
Zwierzę
Cóż, czym prędzej o ile jestem w stanie...dzwonię do znajomego..mechanika w okolicy, podając podstawowe informacje - zabierz auto według jego lokalizacji, napraw, odezwę się niedługo - koniec rozmowy
Szkoła nie nauczyła ortografii? Polfurs nauczy.

Czasami na drodze spotykam prawdziwych szaleńców, pędzą na złamanie karku i wbrew rozsądkowi... naprawdę, aż ciężko czasami ich wyprzedzić.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 26.09.2010 18:52:03
Canis lupus albus
Zmiennokształtny
Allen dał znać swoim podwładnym aby zaczekali. Wytaszczył z pokładu Mroku swoje Sabaku no Akuma i ustawił w dogodnym dla siebie miejscu. Obok broni położył swoje czarne ostrze i namierzył potencjalnego wroga.
-Mam ją na celowniku, w razie co zrobię w niej sporą dziurę. Nie traćcie czujności, rozglądajcie się uważnie. Czekamy za wsparciem!
冬が来ている!

 Aby pisać należy być zalogowanym
12>>


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków.
Możesz przeglądać wątki.
Nie możesz dodawać odpowiedzi.
Nie możesz edytować swoich postów.
Nie możesz kasować swoich postów.
Nie możesz dodawać ankiet.
Nie możesz głosować.
Nie możesz dodawać załączników.
Nie możesz pisać bez weryfikacji.

Wyszukiwanie zaawansowane