Zmień fonty Zmień rozmiar

Przeglądający wątek:   1 Anonimowi

 Aby pisać należy być zalogowanym

<<12


0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 28.09.2010 15:23:48
Mieszanka wilka z husky
Anthro
Neremi spokojnym krokiem podszedł do baru, usiadł na stołku, rzucił zwitek banknotów i powiódł wzrokiem po butelkach.
-Jedno piwo i whiskey poproszę.
Łasic leniwym ruchem sięgnął po kufel i zaczął nalewanie, patrząc na swojego gościa.
-Co cie sprowadza o tej porze do tej dziury?- postawił piwo przed wilkiem i wziął się za uzupełnienie szklanki.
-Interesy- popatrzył na niego porozumiewawczo znad piwa- możesz mi pomóc?
Odebrał whiskey od barmana, wlał ją do piwa i pociągnął solidny łyk.
-A więc?

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 28.09.2010 15:44:29
Lis.
Chciałem dobrze.
Trix

Trix spojrzał w górę i uśmiechnął się delikatnie.
- Jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie kundlem, to ci włożę rękę do michy jak będziesz spał. - rzucił zaczepnie, ale ręce odrobinę mocniej zacisnęły się na ramieniu lwa. - Dzięki - dodał i odkulał wraz z nim. A w każdym razie - odkulałby, gdyby ktoś znów ich nie zaczepił. Lis obejrzał się, jakby oceniając tygrysa wzrokiem, po czym na oczy wpełzł raczej radosny uśmieszek.
- Nic mi nie będzie, mogę chodzić, w głowie się nie kręci... Dzięki za troskę. - rzucił i, mimo wszystko, starał się odejść jak najszybciej.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 28.09.2010 17:23:25
Kangur
Anthro
"Nie ma mowy, nikt się stąd nie rusza!" - Jahu rzucił do wszystkich, pokazując rękoma charakterystyczny znak "stop". "Pójdziecie stąd dopiero gdy ja na to pozwolę" - dokończył patrząc gniewnie na masywnego lwa, mając wrażenie że ma do czynienia z bandą upośledzonych idiotów traktujących poważny wypadek samochodowy jako nic nie znaczący przypadek. Po chwili zauważył omiatającego go wzrokiem tygrysa i zapytał: "W czymś problem?"
Ostatnio edytowany przez Solaxe dnia 28.09.2010 17:26:47

Anonim
0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 30.09.2010 4:08:24
Na jedną krótką chwilę Ulf miał wrażenie, że wszystko wokół zamarło, jak gdyby w pełnym napięcia oczekiwaniu, uczucie to minęło jednak prawie natychmiast – tak, że ciężko było stwierdzić, czy faktycznie jego słowa podziałały na zgromadzonych w barze wielbicieli mocnych trunków, czy to wyobraźnia płata mu figle. Łasic leniwie przesunął pazurem po ekranie urządzenia w dłoni, po świetle na koszuli barmana widać było, że wyświetlacz srebrzystej tabliczki przygasł nieco.
- Wie pan… - Dopiero po tych słowach podniósł wzrok - … „interesy” to bardzo ogólne pojęcie. – Na twarzy łasicy pojawiła się mieszanina znużenia, niesmaku i czegoś jeszcze, trudnego do sprecyzowania. Uniósł palec na wysokość pyska, lekko nim gestykulując, gdy kontynuował. Na tyle głośno, że z pewnością słyszeli go wszyscy przy barze. – Można mieć interes w tym, by coś sprzedać, albo w tym, aby coś kupić. Można oferować swoje… „usługi”, można też szukać zatrudnienia. Lub chcieć skorzystać ze specjalnej oferty lokalu.
Urwał, oparty nieco o blat, przez moment wpatrując się podłym wzrokiem prosto w oczy Neremiego. Przemowa z pewnością zaalarmowała wszystkich obecnych, tych widoczny, jak i ewentualnych skrytych poza zasięgiem wzroku – i jedynie gepardzia para zdawała się nie zwracać na to uwagi. Jak z resztą na cały świat wokół. Muzyka powoli rozchodziła się po wnętrzu lokalu.
Po chwili, jak gdyby nigdy nic barman wrócił do swojej pierwotnej pozy, wlepiając wzrok w przenośny komputerek, by dorzucić obojętnym już głosem.
- Pewnie cię przysłał ten nowy browar…
Łapa kciukiem wskazała „przejście służbowe” w ścianie za jego plecami.
- Prosto, w lewo. Dwa piętra w dół.

***

Auto ruszyło prosto długą ulicą, sunąc na zachód między rzędami wielobarwnych aut, zaparkowanych w pobliżu lotniska. Na wprost jeszcze przez chwilę dostrzec można było niewyraźne sylwetki wysokich budynków, wkrótce jednak zatonęły one w gęstniejącej powoli mgle. Kierujący taksówką kojot, włączywszy jakąś cichą muzykę w radiu uśmiechnął się nieco, powoli wykręcając na dziwnie pustym skrzyżowani w lewo, kierując się w stronę centrum.
- Tam, już bez przesady… - Machnął od niechcenia łapą – Coś niecoś się usłyszy czasem, fakt. Ale żeby tak od razu wiele… Z resztą ostatnio, przyznać trzeba, spokojniej jakoś, nawet mimo festiwalu i innych. Nie dość, że rozbojów mniej coś, to i pogoda nawet ładna była. – Włączył wycieraczki – I noce ciche. Wcześniej, no, tu trochę się wyrabiało. Muzeum Historyczne okradli, z miesiąc już minął, wielka afera na cały kraj była, bo się zorientowali w dniu otwarcia wystawy. Robili nową, rzeczy z wysp, jak co pół roku, bo tam co chwila coś wykopią nowego. Garnki, wisiorki, albo jakie aderskie cholerstwo. Tylko teraz trafiło na jakieś religijne… nie wiem, naczynia, relikwie. Sami pewnie też nie wiedzą przy wszystkich, to wymyślają tajemniczą nazwę i podpisują w katalogu domysłami. W każdym razie sporo zabytków zniknęło nocą, cała policja na nogi postawiona, tydzień nic, tylko w kółko o tym. Wiadomo, źle, bo nie Doś, że „cios dla kultury”, to jeszcze hańba i kary, bo to zbiory nie własne, tylko wypożyczone. Tylko jak się nasłucha kilka dni o wielkiej tragedii, i tych „ekspertów” i innych analityków, co to się spierają, który lepiej przyszłość przewiduje, i w ogóle całego tego szumu, no to rady nie ma. Mdlić już zaczyna i gotów ai licencje wykupywać, żeby nagrania jakie móc w wozie puszczać, odpocząć wreszcie od tych lamentów. Mh, w sumie, można…? – Odwrócił się w kierunku pasażerów, pokazując paczkę papierosów w łapie. – Uchylę okno jeśli coś. A jak ktoś też ma ochotę, proszę bardzo. – Odczekał chwilę do następnych świateł, wyciągając zapalniczkę, czy też raczej jakiś nowomodny gadżet, bo tytoń zatlił się bez widocznego płomienia. Po chwili, mimo początkowych słów, rozkręcił się na dobre. – Jak mówiłem, z tydzień to trwało, trochę więcej nawet, potem ich złapali. W sumie pewnie i krócej szukali, bo oczywiście z pracownikami szajka związana, ale jeszcze dowody i tym podobne, jak to z policją bywa. Heh, jak coś do ciebie mają, to się zaraz przypier… - Zerknął w lusterko na Iranę - … przyczepią, a jak ty prosisz, to szybciej na ulicy milion znajdzie, nim sprawę załatwią. No… Złapali drani w końcu, ale część rzeczy przepadła już, poszły gdzieś w rynek. Pewnie morzem wypuścili, albo dalej w kraju, na biurku jakiego zbieracza, o ile nie nad kiblem. Bo i tak raz było. Stara rzecz w sumie, z rok, dwa będzie, wpadli spece w kominiarkach, jak rozbijali mafię lokalną, do domy szychy ichniej jakiejś, na przedmieściach – broń, prochy, masę innego świństwa. A w łazience przy klozecie – obraz Arivalego, tego, co to wszystko wywrócone na wierzch malował. Jak później spytali tego mafiozo o to, to ponoć powiedział, że mu tylko do kafelków tam pasował. Ech, w sumie nie wiem, co niektórych ciągnie do takiego… Znaczy, nie mam nic do sztuki nowej, sam lubię kilku, jak Gester. Nie znacie? Śmieszny gość, jedną farbę na obraz używał, później wieszał w różnych układach… nie odda słowami, trzeba by znać się trochę, ale jak coś w Galerii Narodowej znajdziecie ścianę jego, polecam się wybrać kiedyś i dla innych prac choćby, na pewno coś ciekawego przygotują na festiwal, tylko nie zdradzą do ostatniej chwili. Wracając, chodziło mi o to, że jakoś nigdy mnie nie przekonywały kradzieże tego typu. Bo spójrzcie, tak na czystą logikę, za dużo zachodu z tym i ryzyka, w przełożeniu na zysk. Wiadomo, ukradnie miliard w gotówce, no to to może być dowolny miliard, z różnych źródeł, bo każdego banknotu nie upilnują z numerami; ukradnie telewizor, podobnie, seryjna produkcja, bez dowodów nie stwierdzi, że to ten; z samochodem trudniej, ale ciągle da się zabezpieczenia złamać i polikwidować. A obraz? Jest jeden, niepowtarzalny, przyuważy kto, to po zabawie. Znajdzie się pewnie amator zawsze, ale nerwów tyle… a dalej? Wisi to później, gdzieś w ciemnym miejscu, bo kryć się trzeba… Taki bezsens lekki jak dla mnie, no, ale co ja wiedzieć mogę? Z tymi zabytkami z wystawy to już pewnie nieco inna bajka, bo to wiadomo, spuścizna przodków, a i religijne, to się zawsze jakaś sekta znajdzie, co ich takie kusić będą. Się namnożyło ich sporo w ostatnich latach, tak swoją drogą, służby robotę mają ciągle – podepnie się takie pod organizację jakąś, albo osobę wpływową i już są kryci, choćby przy „członkowskich składkach”, albo i innych. Jeszcze póki niegroźni są, dobra, da się przeżyć, niech sobie czczą - ja wiem - stosik puszek po zupie. Ale się potrafią znaleźć prawdziwi popaprańcy. „Po śmierci czeka zbawienie, więc idźmy w świat zbawiać innych”. Na północy siedzą ponoć tacy, co biegają po lesie i jak kogoś dorwą, to robią… nieprzyjemne rzeczy. Tutaj na szczęście nie dotarli jeszcze, a przynajmniej nic nie wiadomo jak na razie. Za to podobno zoczyli w okolicy tego całego „efa”, ale też na razie… - Urwał.
Wjechaliście między zadbane, reprezentacyjne budowle okolic centrum, mijając na ciągle zagęszczających się drogach galerie, pasaże handlowe i inne podobne miejsca - „nowe świątynie”, jak nazywali je niektórzy. Tuż za kolejnym zakrętem drogę przed wami tarasowała demonstracja dobrych kilkuset osób, bez żadnych oporów zajmujących czteropasmową ulicę – mimo, iż wszyscy zwróceni byli w stronę kremowego budynku obwieszonego flagami w pionowe, naprzemiennie błękitne i białe pasy, oznaczenie Sai-Nor.
- Cholera by to… - Kierowca powoli wycofał, zatrzymał na moment, dając nawrócić drugiej taksówce. – To widać nadłożymy nieco… Z tym też ciekawa sprawa swoją drogą. Drą się już drugi tydzień… ale jeszcze do wczoraj może z dziesiątka ich tu tkwiła. Mhr, może co stało się. – Przełączał się przez moment między różnymi stacjami radiowymi, ale poza paroma wiadomościami o malwersacjach ekonomicznych lub katastrofie u wybrzeży Aiidonu nie było nic. Samochód powoli zakręcił, omijając jasny budynek. – Gdzieś na początku miesiąca, w Sai-Nor rozbiła się jakaś ich święta, Melaria, czy jakoś tak. W sensie zginęła w wypadku, zderzenie z ciężarówką. Smutna rzecz, bo podobno faktycznie przyzwoita, nie na zasadzie „patrzcie jakam dobra”, z resztą, sai-norka. W Sai-Nor z reguły przyjemni aja żyją, miło i łatwo się dogadać, pewnie przez to, że u siebie też po bagnach łazić muszą. W każdym razie zginęła, niewiele z wraku zostało i pewnie by nic nie było, żeby nie założyli drogowi, że to po pijanemu. I się zaczęło… Teraz stoją pod ambasadą, krzyczą, że się jej pozbyć chcieli, albo ośmieszyć pośmiertnie. W sumie wielem nie słuchał, po trzech dniach już dość było. Polityka… A z polityką jest z szukaniem złota w rzece, tylko zamiast wody gówno. Jest tych paru, co wlezie, jak dobrze trafi i noża pod żebra nie zaliczy to się obłowi na całe życie… ale każdy normalny na odległość się trzymać będzie od smrodu.
Auto stanęło, oczekując na skrzyżowaniu.
- Ale, może nie macie ochoty na te tematy, bo jakoś tak pesymistyczne same się trafiły. Mogę o czyms innym, albo już darować. A nuż mnie dość już macie.

Kojot zaśmiał się cicho, wrzucając pierwszy bieg, na moment przed tym, jak prostopadłą ulicą przejechała karetka na sygnale - a tuż za nią policyjny radiowóz.

***

Wezwane wsparcie dało już się słyszeć już w oddali.
Lew skrzywił się nieco, spoglądając na Trixa – obramowany ciemną grzywą pysk wyrażał wszystkie przekleństwa, jakie cisnęły mu się na pysk.
- Szlag by to… młokos z zasadami się trafił. – Odwrócił się powoli, wznosząc łapy w uspokajającym geście. – W porządku, przepraszam, panie… - Spojrzał na umundurowanie - …Bergav? O, tak jak ten kraj… Emh… Dobra, mniejsza. Widzi pan… - Nachylił się konspiracyjnie, nieco zniżając ton głosu. - … my tu nie na wakacjach. Tak jakby… służbowo, wie pan? Koledzy po fachu, mogę pokazać papiery, ale troszkę nam się spieszy… rozumiem, że przydałaby się pomoc z tym autem, bo ta bestia w każdej chwili… – Obejrzał się – A nie. Jednak nie ucieknie, zdawało mi się. To chyba pan sobie jakoś poradzi bez nas. Hm?

Gdy masywna postać nachylała się, John wyraźnie zobaczył wielki pistolet wetknięty za pas lwa. Dostrzegł go także Daniel, odbierający telefoniczny opieprz za budzenie ciężko pracującego żywiciela połowy rodziny o tak wczesnej porze, jaką były okolice dziesiątej przed południem. I choć młody lew, próbujący zebrać się jakoś po niemiłym incydencie, nie był może ekspertem w dziedzinie militariów, po wielkości bez trudu rozpoznał w broni Naed’Kerdai.
„Niedżwiedzi taran” z pewnością nie należał do policyjnego wyposażenia. Jak z resztą większość broni uznanych za nielegalne.

Deszcz powoli wzbierał na sile, przez rozbitą maskę wdzierając się do wnętrza rozbitej maszyny.

***

Krople wody osiadały na szkle, zniekształcając obraz. Plamy wszelkich odcieni zielenie przepływały przed okiem Allena, przykucniętego na skraju polany z 12 kilogramami metalu w łapach. Jeszcze odrobinę w lewo…

Szarość.

Postać, jaka pojawiła się w kolistym polu celownika wśród wszechobecnej roślinności wyglądała dziwnie i nienaturalnie. Ortalionowa kurtka, gruba, pikowana kamizelka, spodnie… rękawice dostrzec dało się dopiero po chwili – cały strój zlewał się bowiem kolorystycznie z futrem szarej lisicy, powolnym, ostrożnym krokiem sunącą przez zarośla, ukośną trasą, wymijającą jak zdaje się polanę. Ubiór ani odrobinę nie maskował postaci, a wręcz przeciwnie, wydobywał ją z otoczenia, przy współpracy połyskującego w łapach pistoletu i…
Cholera… czy to nie naszywki odblaskowe?

Nulla wraz z Alar, kotką, pierwszym oficerem na okręcie wychylili się z wnętrza moknącej maszyny – kapitan w dłoni trzymał uchwyt ciemnej walizki, kajdankami przypięty do jego nadgarstka.
Chwila dłużyła się wśród szumu liści i deszczu.

Cichy szmer wpiętego w futro komunikatora przyprawił lwa o mocniejsze uderzenie serca.
#Zgon-9 tu Szpon-2, Zgon-9 tu Szpon-2;strefa w zasięgu za 10 minut. Jak sytuacja?

Lisica drgnęła, rozglądając się nerwowo we wszystkich kierunkach.
-Wiem, że tam jesteście! Myślycie, że się schowacie?!
Kobieta krzyknęła te słowa na całe gardło - z dziwnym, nierozpoznawalnym akcentem – by po chwili zrobić kolejną zastanawiającą rzecz.

Wśród zieleni zarości, zamykając oczy rozchyliła łapy na bok, wyraźnie wystawiając się na strzał.

***

Huk.
Błysk. Znów hałas, tym razem kakofonii krzyków, próśb i pytań.
Zespół powoli przesuwał się do przodu, wśród euforii ruchu i dźwięku – i choć uczucie było wspaniałe, coś przygasło, gdy wśród wielu wyrazistych kolorów nie pojawił się znów ten jeden.
Jeremy jakimś cudem skutecznie wyjaśnił Zionowi, że jeśli ten da się przekonać by odciąć pukiel włosów dla jednej z fanek, to do południa zostanie bez włosa na ciele i teraz, jako osoba w mniejszości, jeśli patrzeć pod kątem racjonalnego myślenia, zajął się kolejną kwestią.
-Shaab, wiem, że jest pięknie, ale przyspieszmy nieco. W tym tempie przenocujemy pod drzwiami lotniska. Uwierz, dalej wielbicieli nie będzie mniej, ba, założę się, że ich nawet troszkę przybędzie. – Niedźwiedź uśmiechnął się nieco, powolutku przyspieszając kroku.

Minęła chwila, nim zespół przedarł się do wnętrza budynku, kolejna, nim kontrola celna zatwierdziła zgodność wszystkich pozwoleń i dokumentów.
Powolnym krokiem piątka muzyków wysunęła się, wciąż obstawiona sporą rzeszą osób wszelkiego rodzaju.
Rudzielec stał jak wcześniej, wyraźnie powstrzymując uśmiech przed rozpostarciem się zbyt mocno na pysku, oparty o sporej wielkości auto. Lis mógł mieć… 17 lat? Może nieco więcej, albo i odrobinę mniej, ciężko było stwierdzić. Wprawnym ruchem otworzył dwoje drzwi wozu w tylnej sekcji, odsłaniając sześć miejsc ustawionych naprzeciw siebie, po czym nie wiedzieć jakim sposobem prześlizgnął przez tłum w kierunku muzyków, ujmując Chaela za łapę.
- KittyCuffs, tak, tutaj do mnie. Przepraszam, proszę zrobić miejsce, dziękuję, nie, bez zdjęć… no, może ze dwa, albo cztery, o… Tak, dziękuję… Słucham? Nie, zajęte, przykro mi. Tak, przykro, nie ja to wymyśliłem. Naprawdę jesteś bardzo piękna, niemniej wytwórnie muzyczne są bezduszne w takich kwestia… Tak! Ja też zawsze to powtarzałem! Słuchaj nie martw… - Nim ktokolwiek mógł się zorientować w jego dziwnym tańcu, mamiąc głosem szofer wprowadził kolejno każdego z członków do wnętrza samochodu, sprawnie zamykając drzwi i wskakując na swoje miejsce. Nie minęła sekunda, nim silnik zapalił, auto ruszyło jednak powoli, pozwalając zgromadzonym zrobić jeszcze kilka fotografii przez jasne i przejrzyste szyby.
- No… kariery to wy w wywiadzie nie zrobicie… - Kierowca zerknął na pasażerów przez ramię, za nic mając sobie obserwację drogi. – Mar jestem. Tak, jakbyście mnie wołać musieli kiedyś. – Uniósł w palcach identyfikator ze zdjęciem, zatwierdzony pieczęcią urzędu miasta, a także, co wydało się ważniejsze, tą z jakiej korzystał Mikkael Nuke. Potwierdzała ona, iż lis nazywał się Mar Edsore… jeśli nie liczyć faktu, że po słowie „Mar” była jeszcze ręcznie zabazgrana przestrzeń.
- No… to hotel, atrakcje, czy jakieś specjalne życzenia? W sensie podróży, bo jak coś, to jestem hetero.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 30.09.2010 7:29:16
Wilk
Zwierzę
Tim

- Cóż tam się dzieje po lasach na północy? Mam szczerą nadzieję, że to nic poważnego i sobie z tym poradzą. Ojciec, matka, brat, przy samej granicy. Północ zawsze była niespokojna, o, trzydzieści lat temu sąsiada rodzinę konserwatyści pochowali w lesie... potem weszła Partia Pokoju i był jakiś czas spokój, ale co się ostatnimi laty dzieje to już nie mam pojęcia... Ech, Może staruszkom po festiwalu złożę wizytę... Ale proszę opowiadać. No i co to za Eff? - westchnąłem.
- O patrzcie jak się gość uroczo wpasował - kierowca skręcił za policją i karetką, które zatrzymały się zupełnie niedaleko i pokazał samochód do połowy wkomponowany w latarnię. - Byle komu dziś już prawa jazdy dają. Mam nadzieję że nie było ofiar śmiertelnych, chociaż karetka, a, po takim dzwonie to jak nie ma nic złamane to byłby cud...
Powoli, bo sam był ciekaw co to, przejechał koło rozbitego samochodu, dając dobry widok na policjanta łajającego dużego lwa, medyków pytających kierowcę o stan zdrowia zapewne, innego policjanta robiącego fotografie do protokołu...
Kierowca podniósł mikrofon radia. - Siedemset trzydzieści do Centrali, na Ziemkowskiej wypadek, nie tarasuje ruchu ale jak zaczną mierzyć na drodze i tak dalej to będą utrudnienia, będzie korek. No i na Oddziału Szarych Cieni, pod Sai-Norską ambasadą demonstracja tarasuje całą szerokość drogi, nie ma przejazdu i nie wierzę że ja zgłaszam to pierwszy a więc niech się leń jeden z drugim weźmie do roboty i informuje kierowców o utrudnieniach a nie dupy na sieci ogląda w robocie!
- Siedemset trzydzieści wypadek przyjąłem demonstracja przyjąłem za dupy przepraszam, bez odbioru. - odpowiedziało radio.
Kierowca odwiesił mikrofon, wyjechaliśmy na szerszą arterię miasta, przyspieszyliśmy.
- A, no to na tej północy... - podjął opowieść kierowca...


(...)


Po szybkiej okazji do odświeżenia się, ekipa zebrała się w głównym pokoju apartamentu, wokół dużego okrągłego stołu pośrodku. Drzwi sąsiedniego pokoju otwarły się efektownie, i do pokoju wkroczył postawny, szczupły wilk o połyskliwie białej sierści. Ubrany w czarne eleganckie spodnie w kant, i kontrastującą ostro z jego sierścią, czarną atłasową kamizelkę, odsłaniającą męski tors, anorektyczny nieomalże brzuch i długie szczupłe łapy. Z subtelną, dziewczęcą nieomalże twarzą, pociągłym pyskiem, bogatą srebrną grzywą, robił wrażenie nawet na swoich współpracownikach.
- Zanim kelnerzy przyniosą obiad, powinniśmy mieć dość czasu na omówienie planów. Najpierw, jakieś uwagi, nowości, problemy? Lot nie był uciążliwy mam nadzieję?
- Zapewnił mi niewątpliwą okazję do treningu moich zdolności. - odpowiedziała Irana, wywołując chichoty.
Veiland podszedł do stołu, pokazał swój piękny uśmiech, specjalny ukłon dla paparazzi bazujących na sąsiednim dachu, po czym zajął miejsce przy stole. - Obiad powinien wam to wynagrodzić. Znam kuchnię Kaledonu jakby moja mamusia tu uczyła się gotować, i jeśli tylko kucharz nie jest podłym mordercą, który zabija swój zawód, to nie pożałujecie... a jeśli jest to osobiście mu to wynagrodzę.- złowróźbnie zatarł ręce.
- Tim i Hari jak zwykle mają niezłe pomysły. Ale Sten się nie napracuje wiele... no przynajmniej nie przy podróbkach mnie. Mik, ja i jeszcze jeden dobry aktor wystarczą. Zapewnij też, Sten, dwie dobre kopie Irany. Do spółki z Maharim nie powinniście mieć problemów ze znalezieniem dobrych kandydatów w katalogu aktorów. Tim z resztą drużyny będzie w międzyczasie harował jak wół żeby zmontować dekoracje bo będzie tego sporo i dość skomplikowane.
Wstęp na Multimaestro będzie taką dyskretną zapowiedzią tego, co zastaniemy na scenie. Mam otóż zamiar zainscenizować fragment Bitwy o Kaledon. Będzie trzeba z setkę albo dwie statystów. Tłum cały. Mahari, skombinujesz im wszystkim kostiumy Aderończyków, wiem że studio Naga Pictures w zeszłym roku robiło film kostiumowy z ogromnymi bitwami, powinni mieć jeszcze pełne magazyny kostiumów aderońskich żołnierzy i wynajmą je bez oporów.
Tak więc scena zmienia się w Kaledońską Dżunglę. Aderończycy atakują. Wpierw pojedynczy zwiadowcy. Oczywiście dzielna dwójka Kaledońskich obrońców, czyli ja czy Irana, z ukrycia zabija ich. Potem przychodzi oddział, i w ciągu trzech minut giną wszyscy. A potem przysyłane są oddziały eksterminacyjne. Wyposażeni wpierw w miecze, potem karabiny, broń energetyczną, miotacze ognia, materiały wybuchowe. Za każdym razem otaczają nas, niszczą kawałek scenografii a my tajemniczo znikamy i atakujemy ich od tyłu, gdy sprawdzają czy znaleźli nasze zwłoki. Tak przez kilka minut aż doprowadzimy do kompletnego wyczyszczenia sceny z jakichkolwiek dekoracji, zostanie tylko tłum Aderończyków i dwie postacie z szablami, tańczące pośród nich szybciej niż łapie to oko i przemieszczające się z jednej strony sceny na drugą szybciej niż to w mocy Aii.
Na końcu pozostają szczątki dżungli i morze martwych Aderończyków. I dwójka zwycięskich bohaterów. Robimy końcówkę dramatyczną, z Iraną śmiertelnie ranną, czy triumfalną, z bohaterską parą triumfalnie na stosach wrogów?
- Jak ty masz się zamiar ukryć kiedy na scenie już nic nie będzie? - wątpliwości wyraził Mik.
- ...oprócz zwałów Aderońskich ciał? - Daren rozwiał jego wątpliwości.
- Brzmi dobrze. Powinno się udać. - Mahariemu spodobał się pomysł. - Końcówkę zrób triumfalną, wartość propagandowa, rozumiesz. Od budżetu rozbolałaby mnie głowa, na szczęście atrakcję funduje biuro festiwalu, a z numerem jaki proponujesz przełkną każdą kwotę.
- Dekoracje, kostiumy, dobrze jakby wynajęci aktorzy byli nieźli z choreografii. Jako statystów też fajnie jakbyś zatrudnił nie bandę z ulicy ale jakąś lokalną szkołę walki albo dwie, żeby mieli pojęcie co robią... Oczywiście oferta zawiera miejsce na plakatach.
- Przeszkolenie tylu statystów to będzie masakra
- Nie atakujesz tego, czego nie widzisz. Jeśli czujesz uderzenie to padasz. Wasza grupa atakuje TO drzewo.
- Masz zamiar serio prowadzić to jako walkę?
- Jasne. Przy takiej ilości statystów nie ma szans na zachowanie tajemnicy, dlatego lepiej żeby opowiadali jak atak przyszedł znikąd a przeciwnik im zniknął spod ręki na samej scenie.
- Trafień nie unikniesz.
- Ale propagandowo, Aderończyk pada po jednym uderzeniu, Aii po stu.
- Ale nie odwołasz wolnego dziś wieczorem? - z nadzieją w głosie zapytał któryś z pozostałych techników.
- Dzisiaj wolne, ale od jutra zaczynamy harówkę.

...jak na sygnał kelnerzy wwieźli wielkie tace obficie zastawione daniami i ułożyli je na stole, uzupełniając kilkoma butelkami wyśmienitych win.
Kilka sekund później grupa zabrała się do konsumpcji.
Ostatnio edytowany przez sharpy dnia 30.09.2010 8:17:48
--sf.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 30.09.2010 20:27:01
Tygrys sumatrzański
Anthro
John

John założył swój płaszcz. "Ech... I tak stać ten czas w deszczu." Gdyby potrafił zabijać wzrokiem, masywny lew by już leżał martwy. John nienawidził cwaniaczków. Powiedział na odległość - Prawo jest równe dla wszystkich! - Pewnie by powiedział coś innego, ale ma dość kłopotów. Jakoś stracił humor. Wszystko przez ten deszcz i uzbrojonego lwa.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 1.10.2010 14:30:56
Inna forma
File deleted.
Ostatnio edytowany przez Ensifer dnia 29.09.2023 11:16:10

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 1.10.2010 16:42:09
Lis.
Chciałem dobrze.
[b]Trix[/i]

Trix po prostu przysłuchiwał się, jak jego przyjaciel spławia funkcjonariusza. Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową. Do tej pory widok mundourowych przprawiał go o szybsze bicie serca. I tak dobrze, że już oduczył się warczeć i kulić na widok odznaki.
- Dzięki. Nie trawię bu-... - zaczął i prychnął lekko - No dobra, może nie wszyscy są tacy. Ale i tak ich nie trawię. - powiedział i, pamiętając na którą nogę utykać, odczłapał dalej, trzymając lwa pod łapę.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 4.10.2010 20:18:15
Canis lupus albus
Zmiennokształtny
Allen

Allen cały czas obserwował lisice.
-Cholera! Co to za szopka? Hej! Widzicie to?-powiedział do swojego oddziału-Szlag by...Dalej, gdzie to wsparcie?
Młody pułkownik nie wiedział co zrobić, czekał-nie znał bowiem jej zamiarów.
-Ej, da się sprawdzić czy ma jakiś komunikator tak aby nas nie namierzyli?-zwrócił się do załogi Mroku i swoich podwładnych.
冬が来ている!

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 5.10.2010 9:16:23
Wilk
Zwierzę
Tim przez bite dziesięć minut wpatrywał się w sufit swojego pokoju, leżąc na łóżku. "Nigdy nie zrozumiem, jakim sposobem inni mogą zapadać w poobiednią drzemkę", pomyślał.

Przeszedł do łazienki, stanął przed lustrem, w jego dłoni pojawiła się jakby znikąd talia kart... Przez chwilę tasował je, podrzucał, żonglował nimi... potem talia przemieniła się w grzebień,którym przyczesał włosy, potem grzebień zmienił się w szczoteczkę do zębów... "ech, zabierać robotę do łazienki... Całe moje życie to jedna wielka sztuczka. Dość pospałem w samolocie, trzeba zobaczyć stare kąty."

Sprawdził walizeczkę, strzepnął bezrękawnik, poprawił szwy koszulki, założył bezrękawnik, walizeczka w łapę, sztuczka z "samozatrzaskującym zamkiem" na odchodne, udało się - drzwi zamknięte, winda, recepcja, klucz, ulica...

Głęboki oddech.

Z grubsza bez celu ruszył ulicami, kierując się na instynkt do pierwszego z kilku "znajomych" barów jakie miał zamiar tego wieczora odwiedzić...
Prawie jak w domu...
--sf.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 6.10.2010 20:12:10
Mieszanka wilka z husky
Anthro
Neremi

Wilk spokojnie ruszył we wskazanym kierunku. Schodząc po schodach minął obszarpanego szczura wypalającego papierosa, który odprowadził go przekrwionym i niechętnym wzrokiem. Neremi szybko pokonał resztę schodów i znalazł się przed ciężkimi metalowymi drzwiami, popchnął je i wszedł pewnym krokiem do środka.

Anonim
0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 12.10.2010 21:08:35
Wśród szumu wiatru w koronach drzew i chłodu nabierającego na sile deszczu napięcie i niepewność rosła.
- Ciężko stwierdzić pułkowniku. Należy chyba założyć, że ma taką możliwość, oczekiwaniem nic nie zdziałamy. Musimy też przyjąć, że przewaga jest po jej...
- Dawaj mi to...
Alar przesunęła się w stronę brzegu polany, zerwała z łba gronostaja wizjer, przypadając do ziemi i chwilę przerzucając różne tryby.
- Wszyscy za dużo paplacie, a za mało robicie. O, jest... Cholera jasna...
Kotka przywołał do siebie Walkera i Nullę, podając im urządzenie. Obraz był czarno-biały i lisica zapewne nie byłaby na nim zbyt widoczna... gdyby cały jej tors, fragmenty nóg, rąk i okolic łba nie jaśniałby żółtawym blaskiem, którego małe, niewyraźne plamy przedzierały się też z oddali, zza linii drzew.
- Suka świeci od elektroniki jak pieprzony robot.
- Kapitanie, sugeruję szybko wyciszyć łączność, mogą jakoś łamać nasze zabezpieczenia. Jeśli znów usłyszą...


#Zgon-9, tu Szpon-2, powtarzam pytanie, jak sytuacja?.


Kobieta szarpnęła łbem w kierunku polany. A spojrzenie jej natrafiło na wzrok obserwującego ją przez obiektyw Allena.


***


Ciężki zgrzyt.

Pancerne drzwi otworzyły się opornie pod naporem łap Neremiego - mimo wszelkich prób odmawiając dalszej współpracy jeszcze zanim rozwarły się na połowę kąta prostego. Wilk, jak zawsze czujny, ostrożny zerknął do środka.

Ulf zamarł na chwilę, nie będąc pewnym czy ma ochotę przejść dalej.

To stary magazyn, chłodnia..?

Ciężko było stwierdzić do czego pierwotnie służyło to pomieszczenie, o metalowych ścianach, podłodze i suficie, prócz niewielkiej lampy nad drzwiami absolutnie puste. Nie licząc znanego odcienia czerwonej farby.
Niemal każdą powierzchnię pokrywały rzędy różnorodnych symboli, większych, mniejszych, pisanych odręcznie i niestarannie, liniami, kolumnami lub bez żadnego składu - większość z nich wytarta, część równa, dodana lub poprawiona niedawno. Sam środek prostokątnego pokoju, nieco tylko mniejszego niż część barowa na górze zajmował znak połączonego słońca i księżyca, znak Potęgi z białego panteonu... reszty wilk zaś nie poznawał.



Albo faktycznie wierzą w takie rzeczy, albo kolejny trik mający wywrzeć wrażenie na odwiedzających.

Łapa przesunęła po wewnętrznej stronie drzwi. Klamka była, działała. Nie widać było też żadnego zamka...

Po chwili zastanowienia Neremi powoli wsunął się do środka.


***


Nieregularna plama powoli przechodziła z czerwieni w brąz, gdy krew na łbie i chuście Daniela krzepła. Wóz trzeba było szybko odholować, pracownicy pogotowia nie odpuszczali – obie strony musiały pójść na obserwację.

Rosły lew chwilę jeszcze wykłócał się zarówno z kangurem, jak i kolejnymi funkcjonariuszami, jacy się pojawili, jednak powoli ton sporu zniżał się w kierunku szeptu, umykając wszystkim, prócz pracowników policji. Wyglądało na to, że ci, którzy przybyli na wezwanie Jahu kojarzyli wystającą ponad tłum postać.

-...ąd to masz?
- Samo do mnie przylazło.
- Bardzo śmieszne... Mamy cię zgarnąć? Mało mnie obchodzi co trzymasz w swojej norze, ale za wyłażenie z czymś takim na ulicę...
- Zdecydujcie się ku... rdę, czego wreszcie chcecie. Znam swoje prawa.
Umundurowana puma rozejrzała się wokół, spoglądając na zaciekawionych sytuacją gapiów.
- Jedziesz z nami. Za dużoś uwagi przykuł.
- Jak sobie chcecie... – Lew wzruszył ramionami - ...jak kogoś szlag trafi, nie moja wina.
Malenai, znudzony, dał się odprowadzić do radiowozu. Sytuacja powoli uspokajała...
Gdy ostatnie wozy odjechały, funkcjonariusza zbliżyła się do kangura.


- Nie ma co, ma pan niezłe „szczęście”.


***

Wrażenie było dziwne, dokuczliwe i niezwykle natrętne.
Coś jak... poczucie straty.

Co je wywołało, ciężko było powiedzieć - uderzyło nagle bez wyraźnego powodu, jak niespodziewanie przebijające się do świadomości zatarte wspomnienie.
Snirr obserwował, jak poszczególne auta, błyskające na wszystkie strony barwnymi światłami odjeżdżają powoli. Przez moment zdawało się, że sytuacja skomplikuje się znacznie bardziej, lecz nagle całe napięcie padło... zostawiając swego rodzaju „rozczarowanie”.

- Hm, o co się rozchodzi?
John obejrzał się odruchowo za siebie. Pytający był tygrysem, jak i on, starszym jednak i o wiele drobniejszym. Od szarej przeciwdeszczowej kurtki czuć tytoń i spaliny, oraz inny, ulotny aromat.
Drażniący i odstraszający.


***

Ulewa rozpoczęła się na dobre.
Tim przemykał mokrymi ulicami obrzeży centrum, klnąc lekko w duchu, że zlekceważył początkową mżawkę. Przebywając drogę skokowo i chroniąc się pod napotykanymi zadaszeniam, lis powoli przesuwał się na obrzeża jasnego pasa zabudowań wokół centrum.
Miasto zmieniło się w ciągu ostatnich kilku lat, idąc z „duchem czasu”, jednakże droga ta niekoniecznie była kierunkiem właściwym: podpatrując bardziej rozwinięte regiony świata kaledońscy reformatorzy albo kopiowali rozwiązania, choćby samej architektury, nie przystosowując ich do warunków tutejszych, albo też zapożyczenia te były nieudolne i nieprzemyślane.
Zaopatrzywszy się w parasol w drobnym, skrytym między dwa większe budynki przenośnym stoisku lis szedł już spokojnie dalej, obserwując. Pęknięcia na ścianach osiadających budynków, ślady niszczącej działalności wilgoci. Nieostre, ledwie widoczne w szarym świetle hologramy reklam, wyświetlające obrazy nowych środków czystości i leków, które każdy powinien kupić w wystarczającym na dłużej opakowaniu, po 400-500 tabletek. Wystawy sklepowe, pełne „nowej generacji” sprzętów, telewizory o heksagonalnych i trygonalnych matrycach, których produkcję na wschodzie już dawno zarzucono. Tim przyglądał się im przez chwilę zamyślony, rzucając okiem na obrazy z różnych stacji... jakiś teledysk, kanał informacyjny ukazujący tonący okręt i wielką, jaśniejącą czerwonawo plamę na morzu. Zwiastun filmu fantasy, „Architekt” – od razu widać było, że twórcy postawili na efekty, zamiast cokolwiek innego, nie zanosiło się więc na ciekawe widowisko. Choć o ile lis dobrze pamiętał, oryginalny komiks ktoś mu nawet polecał.

- Przeprasz...!
Jakiś młodziak pchnął Slivę na bok, wprost na błyszczącą, podświetlonymi zza niej kroplami deszczu, szybę, biegł na złamanie karku przed siebie co sił w nogach. Lemurzy ogon zahaczył jeszcze nieprzyjemnie o głowę technika, grupka trzech osób w ciemnych uniformach pognała z chłopakiem, który zniknął już za rogiem skrzyżowania.
Tim otrząsnął się w chwilę, zerkając na ułamany fragment stelażu swojego nowego zakupu...

Tak, przestępczość i wandalizm zostały – choć jeśli wierzyć słowom taksówkarza, są przynajmniej w mniejszym stopniu widoczne.
Choć widać je i tak wystarczająco wyraźnie.
Wybite szyby w sklepie komputerowym dwie ulice dalej. Wymalowany na bocznej ścianie banku napis, starannie zmywany teraz przez odpowiednie służby.



Jeszcze kilka ulic...
Rejon, w kierunku którego zmierzał wizualnie prezentował się już nieco mniej atrakcyjnie, jednak starsze, szare blokowiska przecięte nielicznymi pasami zieleni miały w sobie coś znacznie bardziej autentycznego i szczerego, niż wystawny środek, urządzony na wschodnią modłę pod odwiedzających Kaledon gości.

Lokal mieścił się na rogu głównej, prowadzącej prosto w serce miasta ulicy i mniejszej, składającej się na otaczający je pierścień. Niby nic szczególnego – ot, bar, wytarte przez kilka lat korzystania drewno podłóg, blatów i poręczy, podwieszony telewizor – a jednak miał swój specyficzny urok, a nawet coś, co można by określić „stylem” bądź też „klasą”, przypominając bardziej restaurację niż przeciętną pijalnię. Podłogę w większej części usunięto, odsłaniając piwnicę tak, że parter stanowił teraz rodzaj antresoli, miejsce mimo śladów czasu było zadbane, zachęcało, by po wstąpieniu doń posiedzieć dłużej, odpocząć, mimo gwaru jaki panował we wnętrzu.
Jak większość miejsc tego typu w Kaledonie i tutaj dostrzec można było znaki „opieki”, jaką nad pubem roztaczał jakiś mistyk lub inny okultysta, wymalowując zdobne, błękitne znaki na brzegach umeblowania i ścianach, nie raziły one jednak, ani nie rzucały się zbyt w oczy nawet nienawykłym doń przyjezdnym z dalekich stron.

Tim powoli wsunął się do środka, składając parasol i rozglądając za miejscami – całkiem wolne były dwa stoliki, do tego kilka miejsc przy barze, zarówno tym na „górze” jak i drugim, pod nim.
Wśród zbieraniny różnorodnych indywiduów, jakie wypełniały lokal, lis mimowolnie zwrócił uwagę na siedzącą w samym kącie przy ladzie zebrę, spod jasno brązowej, skórzanej kurtki której wysuwały się barwne wzory przecinające naturalne, czarne pasy.

Wymiana spojrzeń była... dość ciekawa i niepokojąca za razem.

Bo spośród tej dwójki to właśnie kobieta patrzyła jak drapieżnik.


***


Pierwszy upadł Hide.
Strzał nadszedł znikąd, tuż po tym, gdy czytnik sanitariusza wykrył nagły ruch na południowym wschodzie. Potem kule zaczęły nadlatywać w tempie kropel deszczu, coraz mocniej szumiącego w koronach drzew.
- Kryć się!
Pociski uderzały o pnie, odpryski drewna trzaskały, czerniejąc wśród zieleni ognia, jakie je obejmował – ktoś z oddziału Allena szybko uruchomił pole rozpraszające, ale to jedynie lekko osłabiło kompozytowe kule przeciwnika, którego mundury w maskujących barwach dało dostrzec się momentami, gdy przemykali wśród głuszy.
-Brak sygnatur cieplnych, przełączyć się na elektronikę lub ruch!

Nisus, w pierwszej chwili spanikował, od dawna nie biorąc udziału w bitwie odsłonięty – lew padł w wysoką trawę, by w chwilę później otrząsnąć się.
Misja. Zadania.
Trzeba chronić projekt.

Podnosząc się i pędząc w kierunku ciemnego otworu wejścia do Mroku, zdążył jeszcze dostrzec szarą postać, spokojnie, mimo bitewnego chaosu idącą ku nim pewnym, zdecydowanym krokiem.


***


Drzwi zazgrzytały znów, gdy w półmrok pomieszczenia wtargnęła drobna, mniej niż półtorametrowa postać. W czerwone, karcianej koszula i narzuconej na łeb czapce z daszkiem szop prezentował się nie lepiej jak pierwszy lepszy klient na górze. Ale postawa zdradzała, że bynajmniej nie jest kimś mało istotnym.
- Rozepnie pan koszulę, jeśli łaska.
Neremi obserwował, jak jedyne wejście do pomieszczenia zamyka się.
Lekki trzask już po tym, gdy drzwi przywarły do framugi. Zamek może nie był widoczny, ale zdaje jest jakiś mechanizm blokujący.
Szop wysunął z kieszeni czarnych spodni srebrną tabliczkę, podobną do tej, jaką miał barman na górze.
- A teraz mów, czego chcesz? Ostrzegam, żaden nadajnik tu nie zadziała, jak masz podsłuch, wyciągaj teraz. Dla swojego dobra.
Strzepnął popiół, spoglądając w górę groźnym wzrokiem.
- I tak znajdę...


***


- ...ego zalecałbym ograniczenie wyjść i publicznych wystąpień waszej delegacji, przynajmniej przez najbliższe kilka dni. Nie, to nie nakaz. Przyjazna sugestia. Fanatycy są nieobliczalni, a ta wiadomość tylko jeszcze bardziej ich rozwścieczyła. Wiem, że ta niedogodność zapewne...

Nicholas, wybudzony w nieodpowiednim momencie mimowolnie puszczał słowa miejscowego Łowcy mimo uszu. Informacja, owszem przydatna, ale ile czasu można jeszcze można mówić o grupach nieprzychylnych sainorczykom wielbicieli jakiejś podrzędnej badaczki, którą z resztą przez dwa tygodnie aż do dziś próbowali zidentyfikować? Krótka przestroga by wystarczyła, a jenot Ineas przeciągał temat, - jakby w obronie obwarowywał się słowami na każdą możliwą reakcję, jaka może nastąpić.
- To znaczy, że mamy siedzieć w budynkach Kościoła.
- Nie, ależ oczywiście, że nie. Radziłbym jednak zawęzić trasy wędrówek do tych bardziej uczęszczanych i nie obnosić się z krajem waszego pochodzenia. Podkreślam...

Ryś powoli przymykał oczy.
Aż nabierała ochota, by na złość wyjść z narodową flagą w ciemne zaułki Darnei...


***


- To może później jakiś klub...?
- Nie, naprawdę... hotel dziś starczy.
- ...znam parę świetnych miejsc. Turyści rzadko je widują, bo są poza obrębem miasta, w lasach. Są tam jaskinie, w których urządzono miejsca imprezowe. Albo w starej kopalni, ale tam jeszcze nie byłem. Coś jak te w dawnym metrze pellartońskim, w Sai-Nor. Byliś...
- Miło, że informujesz, ale naprawdę. Nie.
Mar odwrócił się w kierunku swoich pasażerów.
- No dobrze, przepraszam... chciałem po pros...
- Patrz na drogę!
Zion poderwał się, widząc przebiegającą przez jezdnię dziewczynę, ale lis zwalniając spokojnie obrócił się, zatrzymując i tak nie jadący szybko samochód.
- Ok, hotel, przyjąłem. Po co te nerwy?
- Cholera... Panie Mar...
- Proszę.. nie „panie”. Mar.
- Ech, Mar, posłuchaj.
- Za dużo mówię, wiem. Już siedzę cicho.

Po jakiejś chwili jazdy, dziwnymi, wąskimi uliczkami – przyprawiającymi o lęk, czy kierowca czasem nie jest podstawionym porywaczem – auto wjechało do centrum.

- No, do Delegata już tylko kawałek, pojadę skrótem.
Jeremy wychylił się, zerkając na lisie odbicie w lusterku.
- Mar, w sumie, ile ty masz lat.
- Czternaście, a co?

Zapadła chwila ciszy.

- No co...? W Antyzie już wydają prawa jazdy...

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 13.10.2010 19:21:32
Tygrys sumatrzański
Anthro
John

Zaskoczony po chwili odpowiedział - ..huh? Raczej nic, zamyślony byłem. A czemu pytasz, hmm... jak pan się nazywa? - Spytał się. Nie wiedział co myśleć.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 13.10.2010 20:21:47
Wilk
Zwierzę
Cytat:
Jakiś młodziak pchnął Slivę na bok, wprost na błyszczącą, podświetlonymi zza niej kroplami deszczu, szybę, biegł na złamanie karku przed siebie co sił w nogach.


...pierwsze, co Tim zrobił, to sprawdził, czy nic mu z dotkniętych/popchniętych miejsc nie zginęło... nie, nic, aż tak bezczelny młody nie był... ...ruszył dalej w drogę, mając się lepiej na baczności...
"a wystarczyło wysunąć nogę... no ale w zasadzie to nie wiem po czyjej stronie jest racja, a więc niech wygra sprytniejszy..."

[to graffitti, znam to pismo, znam co to za pismo, czy jest dla mnie kompletną tajemnicą?]

Cytat:
Wśród zbieraniny różnorodnych indywiduów, jakie wypełniały lokal, lis mimowolnie zwrócił uwagę na siedzącą w samym kącie przy ladzie zebrę, spod jasno brązowej, skórzanej kurtki której wysuwały się barwne wzory przecinające naturalne, czarne pasy.


Zajął miejsce przy barze, przy narożniku, jakieś dwa metry od Zebry. Nie narzucał się, intrygowała go ale... kłopoty same go znajdą, on im tylko trochę pomaga. Zamówił kubek gorącej kugary, modląc się w duchu żeby był tu ten sam kucharz co ostatnio, jeden z nielicznych w mieście, który umie robić prawdziwą kugarę a nie sypie preparat z torebki, zalewając wrzątkiem, robiąc lurę mającą z kugarą tyle wspólnego co szczur zanurzony w kałuży z rosołem.

Na jego szczęście, kugara była wciąż prawdziwa. Z rozkoszą zanurzył nos w kamionkowym garnku, wdychając aromat napoju rodem z jego stron. Ziołowo-miodowo-zbożowy, z łyżką oleju nasyconego jadowitymi papryczkami czi-czi i słodkim winem jagodowym.

Na chwilę zapomniał się w napoju, delikatnie pijąc przez dziubek w rączce, doprowadzający napój rurką od dna. Prawdziwy kubek do kugary, kamionka trzyma temperaturę, olej na powierzchni zapobiega odparowywaniu alkoholu, warstwa grubo kruszonych ziół przy dnie nasyca napój smakiem, a rurka schładza go na tyle, że można go pić nie parząc się gorącym alkoholem... Ostatnio był tu tylko zwykły ceramiczny kubek i szklana słomka do picia...

W jego dłoni zmaterializował się banknot na kwotę ze cztery razy większą niż cena napoju, wcale nie niska. Podał go barmanowi. "Reszty nie trzeba ale podziel się z kucharzem. Z takimi jak wy Kaledon nie zginie."

Podniósł wzrok na Zebrę, dopiero teraz zwracając uwagę, że jest obserwowany.
"Polecam, z całego serca", pokazał na kubek, uśmiechając się szelmowsko. Aż miał nadzieję, że zamówi a potem jak turyści weźmie łyk z powierzchni. Dobre jest wtedy widowisko.
Ostatnio edytowany przez sharpy dnia 13.10.2010 20:24:31
--sf.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 14.10.2010 19:41:03
Kangur
Anthro
Jahu

"Niesamowite szczęście!" - odparł sarkastycznie Jahu machając rękoma i przewracając oczami, po czym dodał: "Banda pajaców rozbija mi się w centrum miasta, napakowany lew cwaniakuje, wszyscy się rozłażą jak horda bachorów!". Jahu powoli dochodził jednak do siebie. Plus tej sytuacji jest taki, że nareszcie się sprawdził w trudnej sytuacji w pojedynkę. Przecież jest dopiero początkującym policjantem, nie jednego takie wydarzenie mogło by przerosnąć. Lecz jedna rzecz nie dawała mu spokoju. "Tak właściwie to skąd znacie tego skretyniałego lwa?" - zapytał funkcjonariuszkę.
Ostatnio edytowany przez Solaxe dnia 14.10.2010 19:43:29

Anonim
0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 16.10.2010 13:25:59
Kobieta uśmiechnęła się i zaśmiała cicho... Choć nie, to był nie tyle śmiech, co nieco szybszy wydech nosem. Nachylając się nieco w kierunku lisa zaprezentowała ukrytą pod rozpiętą kurtką, dość mocno wydekoltowaną koszulę, pasiastą jak ona sama - na szyi zaś wielobarwne, zdaje się drewniane koraliki, różnych kształtów i odcieni, w chłodnej gamie. W chwilę później nozdrza Tima wychwyciły jej zapach, subtelny, mieszanina kwiatowych i owocowych aromatów, nuta czegoś jeszcze, ale dobrze skryta.
Zasadniczo, jakby nie spojrzeć, była całkiem ładna... Zapewne gdyby nie garbiła się nad barem, gdyby wstała, zniewalałaby powabem, sylwetką, ruchami i...

Ogon Tima drgnął lekko, gdy ten przyłapał się na zapędzaniu się zbyt daleko w myślach. Nie, aż tak to nie powinno iść, zdaje się jakiś perfidny dodatek do perfum. Tylko inni jakoś siedzą spokojnie...
Szybki ogląd sytuacji - no tak, żadnego innego lisa, wilka, kojota ani nikogo podobnego w zasięgu wzroku. Choć chwila, tam, przy wejściu był jeden. A, nie jest sam. By tylko spróbował zerknąć w stronę kusicielki...
Przynajmniej sytuacja się nieco rozjaśniła.

- Nie jest złe. Ale nie mój smak. Naa-idaem i stalowe zwierciadło. Też polecam.

Głos miała melodyjny i wyraźnie zalotny. Albo jej hobby, albo zawód. Może oba?
Naa-idem Sliva znał - z resztą, w kieliszku przed zebrą można było dostrzec nieco rudawego płynu. Prosta mieszanka kilku soków i alkoholi, słodkie, nieco mdłe. Ale idzie się cholernie łatwo upić. Zwierciadło... Nigdy dotąd nie widział, a tym bardziej nie próbował czegoś podobnego, zdaje się nawet niczego takiego tu nie oferowano. Jednak nazwa przywodziła jakieś nieokreślone, nieprzyjemne skojarzenie...

- Pan nietutejszy, ale chyba nie turysta? Z zachowania jak bywalec, a jednak dotąd nie mieliśmy przyjemności się widzieć.




(Napis. Nic ajskiego, zapewne jakieś aderońskie znaki, ale tych od groma rodzajów.
Chociaż...
Tak. Gdzieś już widziałeś podobne. Chwila na zastanowienie... w jakiejś książce, czy przewodniku o egzotycznych krajach. Tylko co to było...?)


***

- Hem...?
Tym razem to starszy tygrys wyglądał na wyrwanego z zamyślenia, jak gdyby pytanie zadał John'owi mimowolnie i bez świadomości.
- A. No, widzę burdel - Machnął łapą na miejsce wypadku, gdzie kangur dyskutował cicho z kotką, która pojawiła się tu dopiero chwilę temu - to pytam... Znów coś nabroili cyjniacy?
Wyciągnął z kieszeni coś, co można by określić mianem papierosa, wymięty, nieco pognieciony zwitek tytoniu.
- Frederic. Chce pan?

***

Puma pokręciła łbem, poważniejąc nieco po usłyszeniu pytania.
- Nie tutaj.
Odpowiedź była na tyle stanowcza, by z nią nie dyskutować. Widać był jakiś ważny powód. Szybko zmieniła jednak temat.
- Niestety jest takie ryzyko. Zlatują się zewsząd, czują jak u siebie i myślą, że wszystko im wolno. Że się udało przytrzymać aż przyjechaliśmy, zwłaszcza.. - Urwała. - No, dobrze poszło. Dina, starsza posterunkowa. Ty ze wsparcia zagranicznego? Mówili, że przysłali kogoś... Wie pan...

Dopiero po chwili do Jahu dotarło, że ta ma na myśli jego rękę. Heh...

- Długo masz jeszcze patrol? Mogę zostawić kogoś do pomocy, zawsze to będzie sprawniej.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 16.10.2010 14:51:38
Tygrys sumatrzański
Anthro
John

Z lekkim wstrętem odpowiedział - Nie, dziękuję - Popatrzył chwilę wokoło i powiedział - Ja jestem John. Miło mi. - Podał łapę - A co do wypadku... Nic ciekawego, jakiś lew się rozkojarzył podczas jazdy i spowodował ten chaos. Biedny lis ucierpiał, był za blisko. No i doszedł jeszcze ten podejrzany przyjaciel lisa... Dobrze, że policja przyjechała. - Pomyślał chwilę, podniósł głowę przyjmując na siebie krople deszczu i powiedział - Hmmm... Nawet ciekawy dzień - Uśmiechną się do Frederica.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 16.10.2010 16:34:47
Inna forma
File deleted.
Ostatnio edytowany przez Ensifer dnia 29.09.2023 11:14:39

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 16.10.2010 18:23:06
Wilk
Zwierzę
Tim

...stepowanie po kruchym lodzie, zawsze skok, zawsze na krawędzi. Gdy głupiec zrobiłby prosty krok w przepaść a mądry wycofał się na bezpieczną odległość, ja zawsze na krawędzi...

"Z Północy, w dodatku od kilku lat stale w drodze, taka praca. W kraju tydzień czy dwa w roku, jak czas pozwoli. Zawsze w drodze do rodzinnych stron odwiedzam stare kąty ze szczeniackich lat, to jest jeden z nich. Bywam tu po dwie godziny na pół roku, więc pewnie do tej pory się rozmijaliśmy. Od jak dawna Pani tu bywa? Jakieś pięć lat temu, przez tydzień na scenie graliśmy co wieczór "Żołnierza z Aldery", mieli jeszcze wtedy na dole scenę, teraz został tylko podest dla muzyki, z kulisów zrobili salkę. Grałem wtedy Karmina. Ale wtedy koncentracja na sztuce, zresztą czy tyle lat zapamiętałbym twarz z widowni, nawet taką?"

Przez chwilę pił kugarę, zamyślony.

Co by pomyślała Irana? Niby jesteśmy tylko przyjaciółmi... a mimo to, gdyby to ona była na moim miejscu, flirtując z przystojnym żigolakiem, uległa pokusie...
ukłucie zazdrości. ślad gniewu, zawodu. Nie, absolutnie nie zrobię jej tego.
a gdyby jej nie uległa, ale...
iskra emocji, jak w sporcie, jak kiedy...
Gram dalej.

"Naa-Idem to z kolei nie mój smak. Stalowe Zwierciadło natomiast... To jest ostatni bar w mieście, gdzie znajdę jeszcze prawdziwą kugarę. Gdzie znaleźć jeszcze prawdziwe Stalowe Zwierciadło, tego już niestety nie wiem. A szukać w ciemno i próbować preparatów z linii produkcyjnej nie mam ochoty... czy mogę więc liczyć na oświecenie?"

Myśli na obrzeżach wciąż błądziły wokół napisu na ścianie i setki staroaderońskich dramatów, jakie czytał, i jakich wiele nauczył się na pamięć. Seria książek ozdobionych na okładce wytłoczonymi, wyzłoconymi tytułami w oryginalnym skrypcie, często pośród stronic dramatu wplecione fotokopie stron z jakże rzadko zachowanych oryginałów, czasem ze szkicami scenografii....
--sf.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 17.10.2010 19:36:05
Pandeł / Lefon
Zwierzę
Daniel

Siedząc w karetce i dając się przebadać przez sanitariuszy oczekiwałem tylko na to aż dotrzemy do szpitala. Gdy tylko przelecieli mnie od góry do dołu i ocenili ze jestem tylko w szoku postanawiam na własne życzenie wypisać się z szpitala. Chcąc jak najszybciej się stąd ulotnić.

A gdy udało mi się pięknie formalnie zwiać, biorę taksówkę i jadę w stronę warsztatu do którego zabrali moją furmankę.


...dlaczego mi się....przysnęło za kierownicą - ciągle pytanie błądziło w mej głowie które nie dawało mi spokoju...ponieważ byłem wyspany, dobrze się czułem a t u nagle bum.... i pozamiatane, dziękować tylko za to ze panowie funkcjonariusze się nie doczepili i mnie nie sprawdzili, oj znowu by była draka na wielką skale. W dodatku muszę jak najszybciej dostarczyć przesyłkę..co jest priorytetem nadrzędnym. Za duża kasa koło nosa by mi przeszła. Oraz kto wie...nie dostarczenie przesyłki równało by się dostanie kulki w łeb.


Tylko i gdy dotarłem na miejsce udaję się czym prędzej w stronę "biura" mechanika.
Szkoła nie nauczyła ortografii? Polfurs nauczy.

Czasami na drodze spotykam prawdziwych szaleńców, pędzą na złamanie karku i wbrew rozsądkowi... naprawdę, aż ciężko czasami ich wyprzedzić.

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 17.10.2010 20:48:27
Mieszanka wilka z husky
Anthro
Neremi

Wilk popatrzył prosto w oczy szopa.
-Potrzebuję broni oraz informacji- lekko się rozluźnił dostrzegając, że nie grozi mu nic jeśli tylko go nie sprowokuje.
-Co do pierwszego lista jest krótka: 30 noży do rzucania wraz z pasami na ich skryte przechowywanie, oraz pistolet strzałkowy z paraliżującą amunicją. Natomiast druga sprawa- chwycił więcej powietrza- dotyczy pewnej organizacji która niedawno została wykryta w Kaledońskich lasach, potrzebuję jak najwięcej informacji oraz ewentualny transport na miejsce.
Po słowach Neremiego nastała cisza.
-Oczywiście mam gotówkę...
Ostatnio edytowany przez Kyllan dnia 19.10.2010 16:13:17

0
(+0|-0)
Re: Jej Królestwo [Sesja RPG]
Wysłano: 24.10.2010 21:03:44
Kangur
Anthro
Jahu

Jahu popatrzył na pumę ze zdziwieniem, mając wrażenie że wszyscy tutaj wiedzą więcej do niego a on jak zwykle jest pomijany. Zastanawiał się o czym w ogóle ona mówi. I o kim? Pewnie o jakichś tajniakach o których nikt nic mu nie powiedzał, a teraz narazi się na poważne kłopoty... oczywiście... po chwili jednak przypomniał sobie że funkcjonariuszka zadała mu pytanie i odpowiedział:
-Jestem Jahu, niedawno mnie tu przysłali. Myślałem że będzie spokojnie... wsparcie zawsze się przyda, przynajmniej będę miał kogoś do rozmowy. - rzucił obojętnie, nieco ze zirytowaniem, że znowu ktoś czepia się go ze względu na sztuczną rękę. Miał tylko nadzieję, że Dina nie chce mu przydzielić pomocy właśnie z tego powodu...
Ostatnio edytowany przez Solaxe dnia 24.10.2010 21:04:20

 Aby pisać należy być zalogowanym
<<12


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków.
Możesz przeglądać wątki.
Nie możesz dodawać odpowiedzi.
Nie możesz edytować swoich postów.
Nie możesz kasować swoich postów.
Nie możesz dodawać ankiet.
Nie możesz głosować.
Nie możesz dodawać załączników.
Nie możesz pisać bez weryfikacji.

Wyszukiwanie zaawansowane