Mnie wkurzają na uczelni osoby, które co rusz żulą o jakieś notatki czy coś, bo "ja miałam cały weekend zawalony, tak ciężko pracowałam hurr durr", a potem na Fejsiczku się chwalą wypadem do kina czy coś. A jeszcze jakby tego było mało, to potem, gdy same są poproszone o pomoc w czymś, kręcą, że niby mają to źle, że nie umieją. A potem się dziwić, że na kierunkach chemicznych nikt nie chce nikomu pomagać . Tym bardziej, że osobiście jestem osobą chętną do pomocy i czasem naprawdę byłoby fajnie spotkać się z wzajemnością.

Liskowic, nie śmiałabym się dopierdolić do tego, co piszesz, bo to prawda. Mój narzeczony studiuje matematykę komputerową, czyli kierunek oblegany głównie przez facetów. I nie ma tam żadnych problemów z dzieleniem się notatkami, pomaganiem sobie itd. A na chemii, kierunku bardziej kobiecym, trudno jest dostać cokolwiek od kogokolwiek, nawet, jak się samemu jest pomocnym. Nie mam pojęcia, dlaczego wśród kobiet panuje taka zawiść i niechęć do pomocy innym, ale właśnie z jakiegoś powodu tak to wygląda. Tylko, że zwykle to się odbija też na facetach studiujących taki kierunek i oni również zaczynają się zmieniać w takie "zawistne baby" (oczywiście nie ogółem, trafiają się i tacy, którzy zawsze chętnie pomogą), a w drugą stronę, kobiety na męskich kierunkach też zwykle są bardziej pomocne i przyjaźniej nastawione.

I nie wiem, jak to się ma odnośnie do różnych regionów Polski, bo studiowałam tylko na Śląsku, a teraz w Krakowie. Chociaż faktycznie tutaj (mimo, że tak jak w Gliwicach, mam tutaj na uczelni wielu Ślązaków) ludzie są trochę bardziej zgrani i trochę bardziej pomocni, a prowadzący zajęcia czują się zobowiązani do nauczenia nas czegoś, czego nie było w Gliwicach, gdzie prowadzący tylko odpytywali nas z tego, czego mieliśmy się nauczyć sami (a są rzeczy, których naprawdę nie da się dowiedzieć na własną rękę, bez żadnego wytłumaczenia)

Na chemii sprawa ma się tak, że jak się nie ma jakiejś własnej wiedzy, to i notatki niewiele dadzą
Przykład:
Spoiler: