Generalnie chodzi o sparowanie się i prokreację. Ale "nie ma sensu tego wiedzieć", ani o tym myśleć ani tego rozważać w taki sposób. Nic dobrego z tego nie będzie. Farmazony o motylkach w brzuchu uważam za pożyteczne, bo za oknem jest już dostatecznie ♥♥♥♥♥♥♥. Więc niech będzie. Lepiej stawiać na piedestale fałszywy obraz faktycznego zjawiska chemicznego, niż urojonych bożków.
Pytanie co pierwsze. Reakcja chemiczna czy uczucie do danej osoby. Reakcja chemiczna może wywołać jakieś uczucia ale nie może ich nakierować na konkretną osobę. To konkretna osoba wywołuje u nas reakcję chemiczną, ponieważ ją świadomie kochamy. WH pomylił popęd seksualny z miłością na moje oko i przeczy istnieniu platonicznej, braterskiej, rodzicielskiej miłości. Aż mi go szkoda. Ktoś mi powie, że do rodziców to nie miłość a przywiązanie. Tyle że czy przywiązanie do drugiej osoby to nie miłość? Jak dla mnie to jest już miłość.
Żadne nie jest stricte "pierwsze". Spotykasz daną osobę i zaczynasz się nią najpierw interesować, zaczyna ci się podobać, dopiero później rodzi się uczucie. Swoją drogą takie rozważania są nieco bez sensu, bo każde "uczucie" i każda myśl "on jest fajny" to jest przecież reakcja zachodząca w mózgu. Nie widzę sensu, żeby to na siłę rozłączać, rozdzielać i idealizować.
Btw Toboe, jeśli dla ciebie miłość braterska, miłość do matki i miłość do partnera połączona z ochotą zaciągnięcia go do łóżka - to jest to samo, to ała xD Aż mi cię szkoda.
Ostatnio edytowany przez DarkV dnia 8.02.2014 19:35:00
Miłość owszem, ta sama. Zwłaszcza po okresie zauroczenia. Jednak nie łączę tu miłości z pociągiem seksualnym. Można do kogoś czuć pociąg seksualny bez miłości i miłość bez pociągu.
Emitowanie światła nie ma nic wspólnego z fuzją w żarówce fuzja nie zachodzi a święcą, właśnie w ten ironiczny sposób wykazuje błąd logiczny w wierszu sharpa. Bowiem nie zgadzam się na zrównywanie miłości tylko do poziomu hormonów. Dlatego zapytałem jak to jest z przywiązaniem? Jako jednym z elementów miłości.
Ale troskliwość nie jest elementem hormonalnym, ba często nie jest to wcale uzasadnione w przekazywaniu genów.
Miłość to coś skomplikowanego jak gwiazda właśnie, nie można opisać tego jednym słowem Hormon i spocząć na laurach twierdząc że wytłumaczyłem jak to działa. Zobacz nawet ty posiliłeś się na trywializm gwiazda świeci bo fuzja... W wyniku procesu fuzji tworzą się chmury naładowanych elektronów które przechodząc do stanów podstawowych tracą energie między innymi wypromieniowując energie na drodze energii świetlnej. Ale to nadal za mało procesy przejścia z tych stanów wzbudzonych do podstawowych to całe książki o mechanice kwantowej. A gdy spojrzymy na to z tamtej strony to równie dobrze tych elektronów nie ma .
jak z miłością jedno słowo na jej wytłumaczenie to za mało, każda książka to za mało bo żartując miłość ma strukturę dyskretną xD.
Dla jedno to tylko prokreacja i hormony dla drugiego to uczucia przenikające dusze umysł i ciało w cudownym uniesieniu. Każdy ma racje i każdy się myli . Jak z tym nieszczęsnym elektronem, co raz jest a raz go nie ma, co raz jest fala a raz cząstką a czym jest w istocie, może taką miłością w świecie cząstek elementarnych xD.
Ostatnio edytowany przez Solon dnia 8.02.2014 11:48:05
No i dyskusja zeszła na bawienie się w osobiste różnice w definicji wyrazu "miłość". IMO, fragment filmu Inu najlepiej pasuje do słowa "miłość". Ktoś widzi miłość jako związek, drugi miłość jako pociąg, trzeci miłość jako przywiązanie, czwarty miłość jako szerokopojęte wszystko. Trzeba siebie na wzajem zrozumieć a nie przekonywać.
Bowiem nie zgadzam się na zrównywanie miłości tylko do poziomu hormonów. Dlatego zapytałem jak to jest z przywiązaniem? Jako jednym z elementów miłości. Ale troskliwość nie jest elementem hormonalnym, ba często nie jest to wcale uzasadnione w przekazywaniu genów.
Tutaj po prostu możemy się zgodzić, że się nie zgadzamy. Z tego co wiem przywiązanie jest uwarunkowane hormonalnie. To mechanizm uwalniania odpowiednich stymulantów w mózgu w obecności kogoś lub czegoś. Jeżeli troskliwość nie jest uzasadniona w przekazywaniu genów i nie jest hormonalna, to pingwiny wysiadują jajo bo mają wyższą świadomość i czują miłość do swoich nienarodzonych dzieci? (trochę zły przykład, wiem)
Zobacz nawet ty posiliłeś się na trywializm gwiazda świeci bo fuzja... W wyniku procesu fuzji tworzą się chmury naładowanych elektronów które przechodząc do stanów podstawowych tracą energie między innymi wypromieniowując energie na drodze energii świetlnej. Ale to nadal za mało procesy przejścia z tych stanów wzbudzonych do podstawowych to całe książki o mechanice kwantowej.
Tym bardziej trzeba uznać, że się nie zgadzamy. Właśnie uzasadniłeś, że gwiazdy świecą od fuzji a miłość to hormony. Sama fuzja nie wyjaśni całości. Same hormony nie opisują wszystkiego. Ale bez nich, jak rower bez łańcucha, wszystko przestaje prawidłowo działać.
Każdy ma racje i każdy się myli . Jak z tym nieszczęsnym elektronem, co raz jest a raz go nie ma, co raz jest fala a raz cząstką a czym jest w istocie, może taką miłością w świecie cząstek elementarnych xD.
Ładnie powiedziane. Miłości nie da się sensownie zdefiniować, bo nie jest de-facto jednym określonym procesem albo czymś fizycznym co można zbadać. To nie meteoryt z czelabińska gdzie wszystkie wątpliwości rozwieje wykopanie go z jeziora. Tu każdy może mieć rację i każdy może się mylić.
Ponieważ ostatnio związki mi wybitnie nie idą powiem tylko tyle, że dla mnie w tej chwili miłość to jest jakiś cholerny narkotyk który powoduje uzależnienie od drugiej osoby. Bo na początku to się nic nie wie, czuje się jakiś tam lekki pociąg, strach przed odrzuceniem i ekscytacje. Czasami to się z tej ekscytacji nie je i nie śpi. Potem nagle wszystko wybucha i jest zajebiście. Ludzie promienieją szczęściem, spędzają ze sobą każdą wolną chwile dosłownie są pijani sobą nawzajem (ta początkowa faza osobiście często odrzuca mnie jako widza). Następnie trochę się normalnieje zaczyna że tak powiem kontaktować z otoczeniem, ale zaczyna się to swoje otoczenie przetwarzać tak by znalazło się w nim miejsce dla drugiej połowy. W tej fazie często się rezygnuje z różnych małych rzeczy, które sprawiały nam frajdę na rzecz wspólnych hobby które nie są aż tak fajne, ale za to można je robić razem (albo ma się farta i po prostu wsio się lubi to samo co partner). Potem zaczynają być schody, bo jak to już wcześniej napisaliście o szczęście trzeba ciągle walczyć a o miłość stale zabiegać. Mnie się w tym etapie przeważnie związek za przeproszeniem rozpierdala, zaczyna się gonienie w piętkę, jakieś chore deklaracje i posypywanie głowy popiołem. Występują krzywe akcje z obydwu stron a w miejsce miłości wkrada się obojętność (jak ma się fart) lub nienawiść (jak się farta owego nie ma) i jest koniec związku. potem jeszcze się nocami wyje do księżyca, upija i robi głupoty. Jest się cholernie zazdrosnym o nowego partnera byłej i w ogóle. Dopiero po pewnym czasie organizm się uspokaja i da się żyć w miarę normalnie. A teraz to samo w podpunktach . 1 zauroczenie (pierwszy nieśmiały buszek/tableteczka) 2 Początek związku (blanciki/piguły walone przy każdej okazji i gadanie o tym jak bardzo jest super jarać/ćpać) 3 związek właściwy (regularne palenie/łykanie i zmiany znajomych, otoczenia itp) 4 okres burz (brak kaski na swój nałóg, nietolerancja społeczeństwa, powolne staczanie się na dno) 5 Zrywanie (brutalne odstawienie dragów, szok, pobyt w klinice) 6 Normalne życie (powrót z detoxu na łono społeczeństwa)
A potem jest nowa miłość, czyli powrót do nałogu. Ale już wcześniej pisałem, że ostatnio trochę mi w życiu nie wyjszło,więc moja wypowiedź jest bardzo stronnicza.
Biorę mój strach, moje upokorzenie Kurszę je w pięści Otwieram dłoń i oto mam diament. Mój diament to szał Mam diamenty w oczach!
A tak na serio: Nie wiem, czy w ogóle powinienem się wypowiadać, bowiem nie zdarzało mi się za często kogoś kochać, jestem zimną istotą i takie tam. Ale z mojego punktu widzenia jest to wyjątkowe uczucie spowodowane przeróżnymi czynnikami, ale głównie chodzi o przywiązanie albo o taka obawę, żeby tej osobie się nic nie stało, bo jest taka wyjątkowa. Nie wiem, czy można to zdefiniować jednoznacznie. Jednocześnie smutny jest fakt, że społeczeństwo stało się szare, cyniczne i prześmiewcze wobec uczuć.
Sam nikogo nie szukam, bo, według mnie, miłość powinna być oparta na jakiejś podstawie. Taka sucha miłość jest niczym pusta inwestycja - ktoś szuka kogoś, bo mu brakuje, a druga osoba się zgadza, bo "o, fajnie, to ja do ciebie przyjeżdżał będę, ty do mnie" - to taki handel uczuciami czy coś. Chcę przez to powiedzieć, że, według mnie, obie strony powinny się bliżej poznać, zamiast spontanicznie kogoś znajdywać.
U cywilizowanego społeczeństwa miłość jest wypełnieniem w ogólnym życiu. Miłość ludzie rozdzielają na przyjaciół albo tylko na parę osób; jest albo słabsza albo silniejsza; jest wolna i swawolna albo bardzo zobowiązana.
Ostatnio edytowany przez Blaher dnia 8.02.2014 19:03:20
... A teraz to samo w podpunktach . 1 zauroczenie (pierwszy nieśmiały buszek/tableteczka) 2 Początek związku (blanciki/piguły walone przy każdej okazji i gadanie o tym jak bardzo jest super jarać/ćpać) 3 związek właściwy (regularne palenie/łykanie i zmiany znajomych, otoczenia itp) 4 okres burz (brak kaski na swój nałóg, nietolerancja społeczeństwa, powolne staczanie się na dno) 5 Zrywanie (brutalne odstawienie dragów, szok, pobyt w klinice) 6 Normalne życie (powrót z detoxu na łono społeczeństwa)
A potem jest nowa miłość, czyli powrót do nałogu. Ale już wcześniej pisałem, że ostatnio trochę mi w życiu nie wyjszło,więc moja wypowiedź jest bardzo stronnicza.
Dźwiedziu. Zauważylem i opieram to też na doświadczeniu, że ludzie niepasujacy do siebie zakochują się najcześciej nieszczęśliwie i tworzą mniej lub bardziej patologiczne związki. Okres zadurzenia czyli ograniczonej swiadomosci przesłania im prawdziwy obraz partnera, z którym najczęściej nigdy by się normalnie nie związali. Nie żałuj nieudanych związków. Teraz możesz sam chłodno ocenić, czy którakolwiek z poznanych partnerek mogła być tą na dobre i złe. Jeżeli tak to wyciągnij wnioski i nie popełniaj następnym razem tych samych błedów, o ile wina rozpadu leżała po Twojej stronie.
Posluże się analogią narkotykową, co nie znaczy, że cokolwiek biorę. W udanym związku inaczej wygląda punkt 4, 5 i 6:
4. Okres wychodzenia z ciężkiej fazy nałogu. Poznawanie sie, lekkie tarcia i burze, ustalanie wspólnych celów. Normalne życie i powracanie do kontaktów z otoczeniem. Wspólne pasje i wsparcie pomocą w stopniowym detoxie z ciężkich dragów. 5. Stabilizacja. Odkrywacie, że można żyć bez ostrego haju. Postanawiacie wspólnie hodować roślinki, dbać o nie razem i z nich korzystać. Roślina nie usycha tylko jeżeli jest podlewana przez oboje z was. Popalacie ją regularnie zazwyczaj razem. To nie daje już kopa z 1 okresu, ale jest miłe dla obu, jednak trwale uzależnia nie odcinajac od społeczeństwa i zdrowego rozsądku. 6a. Jak dbacie tak macie. Zyjecie długo i szczęśliwie zawsze w lekkim haju. 6b. Jak nie dbacie roślina umiera. Nie ma co popalać. Schizy, dramy, kliniki, wieloletni detox z wieloletniego uzależnienia, ktore jest tym poważniejsze im więcej byliście razem. Powrót do społeczeństwa nie zawsze jest już możliwy.
Sa tez tacy, ktorzy pomijaja punkty od 1 do 3. Czasem po prostu przyjazn, wspolne pasje i cele przeradzaja sie w glebsze, ale swiadome i trwale uczucie.