Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz. 1  
Autor: Panter
Opublikowano: 2009/5/5
Przeczytano: 1663 raz(y)
Rozmiar 12.99 KB
1

(+1|-0)
 
Część pierwsza
Piętnaści lat później

Max… Max… MAX!!!!- Wrzasnął mi ktoś do ucha.
-ARG! - Przestraszony, sam krzyknąłem, jednocześnie spadając z pryczy.
– Co do masy krytycznej reaktora plazmowego jest grane, wokee jeden!? – Przywitałem kolegę – Która godzina?
– Chronometr wskazuje na jedenastą wieczorem czasu nowojorskiego – odrzekł po chwili Zet.
– Dajże ty mi święty spokój z tym czasem nowojorskim i mów po ludzku: która godzina czasu Arki?
- No już, już, geez man, what’s your prob?
– To, że nawet nie wiesz, czy jeszcze istnieje jakiś Nowy York. Ostatnią wiadomość z Ziemi odebraliśmy dobre trzy lata temu, gdy tam panowały zamieszki spowodowane opóźnieniem budowy kolejnej Arki. – To była prawda. Nikt nie wie co się teraz dzieje na Ziemi, o ile owa Ziemia jeszcze istnieje.
– A ty zawsze w tą samą melodię.
– Więc?
– Za pół godziny kończy się szósta faza.
– Czyli 43:30. Fajnie… znów do roboty.- Marudziłem- No, w każdym razie dzięki, spotkamy się w jadalni.
- Spox. C’ U l8er. – Rzucił krótko.
Nie wińcie go, to nie jego wina, że tak mówi. Rodzice mało co zajmowali się nim na Ziemi, więc wychowały go Internet i czaty. Do dziś został mu podobny sposób mówienia, choć metodyczne okłady lecznicze Barnaby w postaci piłki baseball’owej rzuconej w potylicę przynoszą widoczny skutek. Zet, tak jak ja, jest jednym z techników i badaczy głównego trzonu Arki. On jest średniego wzrostu Latynosem o zielonych oczach i takowych włosach. Farba do malowania kadłuba, jakby co. Wypadek z pompą malarską. Pękła uszczelka, a sam kolorek trwale wchłonął się we włosy pechowca, aż po cebulki.
A ja? Po krótce: wysoki dwudziesto latek o ciemnobrązowych włosach i złoto-zielonych oczach. A, tak-tak, oczy, no jasne… To implanty, zsynchronizowane z kilkoma innymi w mojej głowie i układem nerwowym, oraz częścią zasobów komputera pokładowego. Działają i wyglądają zupełnie jak kocie. Podłużne źrenice i błonka wewnątrz, pozwalająca na widzenie w niemal całkowitych ciemnościach. Jedyny mankament to to, że wszystkie barwy przesuwają się w kierunku fioletów.
Po chwili, ubrany w niebiesko-żółty uniform drugiego technika członu naukowo-technicznego Arki. Roboty co nie miara, ale da się przeżyć. W messie siedziała już cała paczka, tj. Zet, Narie, Thomas, Wafel i 12. Zeta znacie, Narie i Thomas to bliźnięta, obje są średniego wzrostu, niebieskie oczy, włosy jasny blond z ciemnymi obszarami tuż przy skórze, jak przy odrostach, no i mają po 19 lat, jak Zet. Wafel o rok starszy ode mnie, wysoki, czarne włosy i brąz oczy. 12 jest najmłodsza. Ma 18 lat, szare włosy i oczy, jest w dodatku dosyć niska, więc często wołamy ją Mousie, albo krócej, Mo. 12 nazwali ją technicy, którzy znaleźli ją porzuconą w luku bagażowym nr 12 w trzecim dniu lotu. Ukryła się tam tuż przed startem, uciekając przed rodzicami, którzy się nad nią znęcali. Po starcie była w takim szoku, że nie pamiętała prawie nic, w tym swojego imienia. Na szczęście 12 się nie przyjęło.
-Heja wszystkim.- rzuciłem krótko. Każdy odpowiedział na swój sposób.
- Leć po klej do tapet i siadaj z nami!- zawołała wesoło Narie.
- Znów dają pulpę? Przecież powinni dawać dziś według rozpiski toast & Bacon?- spytałem wielce zdziwiony. Pulpa oznaczała papkę żywieniową zawierającą wszystkie potrzebne człowiekowi składniki, ale smakowała jak klej do tapet na mączce kostnej.
- Dziś w kuchni jest wachta Frediego.
- Tego Frediego? Synalka strzelca z trzeciej mobilnej?
– Tego Samego. –odrzekł bez namysłu Wafel - Spalił cały dzisiejszy przydział masy jajecznej.
– To w ogóle jest możliwe? –zdziwiła się Mo- Przecież cała robota polega na wsypaniu preparatów do syntezatora i ustawieniu parametrów! Pijany karaluch bez głowy by sobie z tym poradził! – oburzyła się.
– On nie ma nawet umysłu karalucha. Do obsługi statku dostał się tylko dzięki tatusiowi, bo zawalił wszystkie testy bojowe.- Thomas jak zwykle znał historię niemal każdego bywalca naszego sektora. To była prawda. Fredie to skończony palant i nadęty snob, który z łatwością mógłby popełnić samobójstwo skacząc ze swojego Ego na IQ.
W końcu odezwał się Zet:
- To co? Zbiórka przy chłodni nr.3? Zaprosiłem Marysię! –Zbiórka i Marysia, Maria, Ruda, M.J., Marry Jane, jak zwał, tak zwał. Każdy już się chyba domyślił, że jest to hasło zapraszające na całonocne ziołopalenie towaru, pochodzącego z tajnej, oraz bardzo karalnej plantacji spod lamp termicznych, które zamontowaliśmy całą grupą jakieś dwa lata temu w jednym z nieużywanych magazynów.
– Rzucam godzinę! 3 drugiej zmiany. – zapodał Wafel.
– Mam przedłużenie wachty w skrzydle medycznym do 4. – zgasiła go Narie
– Dobra, więc piąta- będziesz miała czas na refreshment. – zadecydowała Mouse.
– Gut. – Odrzekła lekarka.
– Magazyn 3 jest dziś niedostępny. Robią dezynsekcję. –powiedziałem, ale zaraz dodałem: - Załatwię za to klucze i rozgościmy się w śluzie kanału technicznego przy wejściu 15.
– Mało miejsca, ale damy radę. – ocenił po szybkim rozrachunku Wafel. Jest w grupie żołnierzy patrolujących niemal non-stop Arkę, więc zna ją na wylot.
– A więc wszyscy za! – podsumował sytuację Zet – To super. Skołuję może trochę nowej mieszanki, mocniejszej od tej, która tak siekła Thoma ostatnio.
– To bezpieczne? – spytała zaniepokojona o życie brata Narie.
– Pełen luz seestah. Nic mu nie będzie. No, co najwyżej będzie potrzebował czegoś na kaca od bimbru Maxa i przypomnienia, co się wczoraj działo.
– A ty skąd niby sądzisz, że w ogóle mam jakiś zajzajer! – zdenerwowałem się na zdrajcę tajemny karalnej dobrowolną ofiarą całej kontrabandy na rzec dowódców Arki.
– No przecież wiem że coś tam chemikujesz w kotłowniach, tuż obok magazynu żywności. – odrzekł z zachwycony z szelmowskim uśmieszkiem na facecji.
– Shut the… ya know what! Dobra, przyniosę, ale ostrzegam! Nie oczyściłem go jeszcze dobrze, więc tym by można rozpuszczać asfalt. – zażartowałem.
– Nie bój wodza! – uspokajał Tom – Wszystko, co tylko pozwala choć na chwilę uciec z tej krypty jest dobre! – Dobra zakazane, jak to określa dowództwo. Wszelkiego rodzaju narkotyki i mocny alkohol. Piwo ma tu 1,5%, a papierosy można otrzymywać jako dodatek do płacy. Po za Mo wszyscy stosujemy wszystkie trzy kategorie. Mo tylko alko i gandzie. Mądra dziewczyna. Tutejsze fajki smakują jak papa dachowa dopiero co zdarta z wilgotnego dachu, ale uspokaja. Mózg nie dostaje po prostu przez chwilę tlenu, sam smog, jak żartuje Mouse.
– To do zobaczenia na zbiórce, muszę lecieć na obchód. – rzucił szybko Wafel i po chwili wszyscy się rozeszliśmy, każdy z nas zaraz zaczynał robotę. Albo pracujesz i możesz płacić wynajem koi i łazienek, mieszkasz tam i myjesz się ciepła wodą. Jak nie, to mieszkasz w hali, na kocu lub starym materacu i czekasz godzinę na dwie minuty w dziesięcioosobowym tunelu z dyszami, z których wydobywa się ledwo letnia woda pod wielgachnym ciśnieniem pod postacią drobnych kropelek.
Mam teraz obchód konserwatorski, a za godzinę czuwanie w stacji nasłuchującej sygnałów z przestrzeni. Program zakłada odbieranie sygnałów z Ziemi, ale obecnie nasłuchujemy wszelkich oznak inteligencji w kosmosie. A nuż, znajdziemy miejsce, gdzie będzie można się osiedlić?
***
Wszyscy stawiliśmy się na miejscu o umówionej godzinie.
– No to jak będzie, otwierasz te wrota, czy mam lecieć po otwieracz? – spytał się mnie Zet stukając niecierpliwie dłonią o podłużną, metalową tubę, w której kitrał swoje skarby.
– Spokojne, easy, cowboy. Muszę wytachać kluczyk z plecaka. – powiedziałem sięgając do leżącego już pod moimi nogami plecakiem wykonanym własnoręcznie w grubego płótna i nici, normalnie używanych do cerowania i łatania brezentów którymi okrywa się pakunki w magazynach. Nić taka wytrzymuje jakieś 400 kg ciągu, więc całość była dosyć wytrzymała – No gdzie to cholerstwo jest… - mamrotałem, grzebiąc w bajzlu, jaki znajdował się w moim bagażu – Aha! Mam! – powiedziałem zaraz, z dumą pokazując reszcie ciężki klucz, służący do montażu nakrętek rzędu 6 cm średnicy.
– No chyba Se jaja chłopie robisz! – zdenerwował się Wafel – Przecież tym za Chiny ludowe nie otworzysz tego sezamu tym kluczem!
– Milcz, niewierny! Patrz i podziwiaj, osobo małej wiary. – odpowiedziałem mu z natchnieniem, po czym, wziąłem potężny zamach, i z całych sił walnąłem w jedną ze śrub wystających ze ścian. W tym momencie wrota się otworzyły, a cała paczka wybałuszała oczy ze zdumienia. – No i co, cfaniaku? Mechanizm tych wrót jest wadliwy, otwiera się, jeśli wiesz, gdzie walnąć. Dlatego nikt teraz nie używa tego magazynu. – wyłożyłem im całą sprawę, a następnie wszedłem do środka, a reszta za mną.
Kolejne kilka… dziesiąt minut z jakiegoś powodu uciekło mi z rodowodu, ale po jakieś godzinie, Zet wyciągnął z dna tuby swojego Graala.
– Co tym razem? – spytała ciekawie Mo – zielone ludziki, czy białe myszki wielkości słonia?
– Ostatnio były chyba żółte światełka śpiewające Marsyliankę. – zauważył, raczej niezbyt już trzeźwy, Wafel.
– Nie mam pojęcia. – odparł z nietypową dlań szczerością Zet – Tego wynalazku jeszcze nie próbowałem. Wczoraj zebrana, krzyżówka sześciu najmocniejszych skunów, jakie tylko mam w zapasie, ledwo zdążyła wyschnąć do palenia. – uśmiechnął się drapieżnie – To kto na królika doświadczalnego? – spytał. Odpowiedziały mu milczenie i nerwowe spojrzenia rzucane na innych. Jedna z pierwszych prób krzyżowania kilku tak silnych gatunków spowodowała u Zeta zawał i niewielki udar mózgu, więc, jak sami widzicie, nikomu się nie kwapiło do grobu. Jednak vodka & grass mają to do siebie, że wyłączają strach.
– A dawaj, raz kozie ćwierć. – powiedziałem wesoło. Cała grupa patrzy na mnie z pewnego rodzaju czcią i strachem zarazem, podczas gdy Zet wprawnymi ruchami nabija fajkę.
– Take it, white bro. – powiedział i podał mi sprzęt. Zaciągnąłem się głęboko. Dym wypuściłem nosem po jakiś dwóch sekundach. Milczałem, po czym, rzekłem:
- Pedobear approved! – walnąłem z bananem na twarzy. W chwili, gdy Narie zabierała się do fajki, poczułem, że coś jest nie tak, jak należy.
– Ej, Max, co z tobą? – Spytał Wafel – jesteś bardziej zielony od tego zioła. – wyraził swą pokorną opinię.
– Nie wiem. – odrzekłem słabym głosem – czuję się, jakby mi ktoś deptał po groooo… - nie dokończyłem, bo zwaliłem się ze skrzyni, na której siedziałem, wprost na podłogę, tuż stopami przerażonej Narie. Nade mną pochyla się Mo, próbując mi pomóc, a ja… odlatuję…
***
- ŁO! No Zet, ta partia ci się udała! – wykrzyknąłem podniecony, ale zaraz zamilkłem. Znajdowałem się w jakimś pomieszczeniu. Wyglądało to tak, jakbym znajdował się w kuli mlecznego światła. Byłem dziwnie spokojny, ja na kogoś, kto właśnie zaliczył zgona po Zetowskim zielu – Co do cholery? – wyraziłem swoje zdziwienie. Coś tu było nie na miejscu. Po chwili zrozumiałem.
Nie oddychałem.
Zrozumiałem też, tu wcale nie ma powietrza, oraz, że wcale nie jest mi potrzebne – Job twoi mać! Ki diabeł? Piekło, czy Czyściec? Bo na Raj, to coś mi tutaj nie bardzo pasuje.
– Kim jesteś! I skąd się tu wziąłeś!? – usłyszałem za sobą krzyk. Krzyk kobiecy, dosyć młody, na „ucho” jakieś 19 do 20 lat, jednak był w innym języku, którego nie znałem, a pomimo to, rozumiałem go doskonale. Odwróciłem się wtedy, i gdybym już nie oddychał, to zaparłoby mi dech w piersi.
– O jeb heno matery! – szepnąłem. Przede mną stała dziewczyna w wieku około 20 lat. Miała rude włosy, burszatynowe oczy i wysportowaną sylwetkę. W dodatku była w całości pokryta tygrysim futrem, miała zaokrąglone, umieszczone mniej-więcej na skroniach uszy, ogon i oczy, a jej stopy przypominały łapy tegoż zwierzęcia. No i nie zapominajmy też o ogonie.
- Kim jesteś? – spytała ponownie.
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" - cz.1
Wysłano: 5.05.2009 23:15
Żeberka
Zmiennokształtny
Przydało by się zmienić odrobinę układ graficzny bo czasami ciężko się czyta, ale sama fabuła wciągająca :). Czekam na więcej! :D

0
(+0|-0)
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" - cz.1
Wysłano: 7.05.2009 10:05
Hiena
Zwierzę
Pierwsze skojarzenie - "Spellsinger" F. A. Dean'a :D
Bohater książki zjarał się zielonym, a gdy się ocknął zobaczył antropomorficzną wydrę ;)
Myślę jednak, że motyw powtórzyłeś zupełnie przypadkowo.

Poza tym układ tekstu rzeczywiście jest koszmarny i koszmarnie się czyta, można to jednak poprawić.

Jest parę błędów stylistycznych i dziwnych zestawień, zwłaszcza opisowe fragmenty trochę kuleją. Za to dialogi są f pyte, strasznie lubię taki styl :D

Chętnie poczytam kolejne części, tak więc do dzieła, do dzieła ^^

0
(+0|-0)
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" - cz.1
Wysłano: 7.05.2009 23:07
Śnieżny Lampart (krzyżówka)
Jolka-Wirówka
Dzięki! A propos tego opowiadania, nigdy nie czytałem. A styl, błędy, etc., dopiero się wprawiam, więc z góry sorry :-Dk

0
(+0|-0)
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" - cz.1
Wysłano: 14.05.2010 9:59
Homo aves
Anthro
Według mnie doskonałe :milosck: