Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz. 9  
Autor: Panter
Opublikowano: 2009/5/17
Przeczytano: 1494 raz(y)
Rozmiar 9.51 KB
0

(+0|-0)
 
Część dziewiąta

- Szlag.- zakląłem cicho w bezsilnej złości.
Walczyłem z algorytmem translatora od dwóch dni, a nie doszedłem jeszcze nawet do połowy.
- Co za swołocz pisała TEN PROGRAM!- krzyknąłem, odchylając się na fotelu.
Ktoś dotknął mojego ramienia.
- Wszystko gra?- spytała łagodnie Nariee.
- Fajnie by było, ale wygląda na to, że nie ruszę się stąd jeszcze przez półtora dnia.- odpowiedziałem.
- Trzymaj.- powiedziała, wręczając mi piankowy kubek z kawą.
- Dzięki.- odrzekłem z bananem na twarzy. Picie tutejszej kawy było równie niebezpieczne, co patrzenie w wylot silnika odrzutowego, stojąc o pół metra od niego.
Nie mniej jednak, byłem tek styrany, że bez wahania łyknąłem smolistej mazi.
Gęsta jak klej do tapet, trzy łyżeczki cukru i odrobina mleka, oceniłem po smaku.
- Ahh… masz gust.- pogratulowałem koleżance.
- Proszę cię bardzo. Mogę o coś spytać?
- Wal śmiało.
- Kogo tam spotkałeś?- zapytała.
- Gdzie spotkałem?- przez chwilę mój zamroczony pracą i szokiem kofeinowym umysł nie reagował z dostateczną szybkością na bodźce.
- No wtedy, w tym transie!- odpowiedziała zniecierpliwiona.
Milczałem chwilę.
- Chodzi ci o to, w jaki sposób udało mi się opanować kheidrę?
- To również, ale gdy byłeś nieprzytomny, cóż… leżałeś jak trup, pociłeś się jak spaślak na bieżni, a gdy wstałeś, wiem, że to może brzmi głupio, ale czułam od ciebie lekki zapach brzoskwiń, co jest niemożliwe, bo na Arce jedyne owoce jakie mamy, to mrożonki.
- Masz rację, to nie możliwe, żebym pachniał owocami.- odpowiedziałem, stawiając kubeczek na obudowie komputera. Bydlę wielkie jak szafa.- To był zapach Cattie.
- Kogo?- zdziwiła się.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Dochodziła 24, więc pierwsza zmiana już się ulotniła, a druga jeszcze nie przyszła, mogłem mówić otwarcie.
- Ten trans, to byłą forma komunikacji za pomocą telepatii.- wyjaśniłem- Do połączenia z innym medium dochodzi w stanie, miejscu, nie wiem, jak to dokładnie określić, które kheidranie nazywają Aerii. Naszym najbliższym odpowiednikiem byłaby chyba nirwana.
- Ta Cattie… to ona cię nauczyła ich mowy?
- Języka, mowy, trochę wiedzy ogólnej, tak.- odpowiedziałem.
- Ale w jaki sposób? Byłeś tam zaledwie godzinę!- nie dawała za wygraną.
- Wymiana wspomnień. Ja przekazuję część swoich wspomnień jej, a ona mi. Wiedza w pigułce.- dodałem z uśmiechem.
Zamilkła na chwilę, musiała poukładać to sobie.
- A ona? Jaka jest?
- Czemu pytasz?
- Bo mam wrażenie, że się rush about her.- odpowiedziała z drapieżnym grymasem.
Widać rumieńce musiały mnie zdradzić przyczynę mojego milczenia, bo po chwili powiedziała:
- Nie, wy tam chyba nie…
- Tak, my tam tak.
Zamilkła, po czym wybuchnęła śmiechem.
- I ty, Brutusie!?- zawołałem z udawanym rozdrażnieniem.
- Wybacz, nie mogłam się powstrzymać! Na samą myśl, że gździliście się mózgami…- nie zdołała dokończyć. Kolejny spazm śmiechu uniemożliwił jej rozmowę.
Kiedy w końcu się uspokoiła, zapytała:
- Naprawdę ją lubisz, prawda? To ona cię tam ściągnęła?
- Więcej: ja się w niej zakochałem.- odrzekłem- A co do tego ściągania, to raczej my siebie nawzajem ściągnęliśmy.
- Niezły cyrk.- skomentowała- Dzięki za wyjaśnienie sprawy.
- No prob.
- Muszę cię zostawić, bo idę do roboty.
- Dalej gonią was w tej łączności do siedzenia przy słuchawkach?- zdębiałem- Przecież i tak sygnały na takim dystansie będą pochodzić z czasów wynalezienia radia.
- Mus to mus.- odparła- A poza tym, to w łączności wyłapaliśmy przekaz z Obieżyświata.
- Mheh, zwracam honory.
- Dziękuję. Trzymaj się geeku, nie odparz sobie mózgu.
Wyszła.
- Do licha ciężkiego, ale to się bordello porobiło.- pomyślałem.
Ponad dwie godziny próbowałem przekonać dowództwo Arki, że faktycznie nawiązałem kontakt z Cattie, a ta nauczyła mnie kheidry. Gdy już udało mi się ich przekonać, musiałem napisać pełny raport.
- Szlag by ich…
Myślałem, że martwicy palców dostanę! 30 stron maszynopisu komputerowego w półtorej godziny, w dodatku pod stałym nadzorem.
Gdy w końcu się wyspowiadałem, mieli banany na twarzach, jak buchaj widzący krowę na pastwisku. A koniec- końców i tak dostałem robotę przy translatorze.
Kłopot z tym, że muszę napisać niemal cały program od zera, a istniejący algorytm to po prostu sieczka ziemniaczana i zlepek wypocin pijanego grafika.
- Szlag.- powtórzyłem- Ciekawe, co teraz robi Cattie.
***
- Dharr!- zaklęłam.
Czwarta łączność tego dnia, w dodatku cały czas popędzana przez nabuzowanego testosteronem buldoga, który, niestety, jest zwierzchnikiem łączności.
Niemniej wiadomości są jednoznaczne.
- Komunikaty musiały zostać przekazane ze względu na ryzyko obecności czarnych w tym rejonie.- raportowałam przez komunikator- Z polecenia Starszyzny, łączność radiowa ma zostać ograniczona do kodowanych pakietów raportowych.
- To wszystko?- zdziwił się kapitan- I tylko dla tego musieli cię nawoływać aż cztery razy?
- Kłopoty z dostosowaniem fali mocy.- wyjaśniłam- Na takim dystansie zaburzenia w Aerii są ogromne. Omal nie byłabym w stanie zrozumieć przekazu. Każdy mental miałby z tym kłopot.
- Rozumiem… cóż, dziękuję ci bardzo, jesteś zwolniona z obowiązku raportowania i meldunków do czasu następnej łączności.- powiedział wilk.
- Dziękuję kemi. Soyana.
- Sevii.- odpowiedział zgodnie z etykietą.
Odchyliłam się na fotelu. Trwałam tak chwilę w pozycji półleżącej, po czym sięgnęłam do stojącej na stoliku miseczki i wzięłam z niej kilka drobnych, czerwonych jagód o twardej skórce.
Były gorzkie w smaku, ale dawały silnego kopa na kilka semer. Były dużo lepsze od tych śmierdzących pigułek kofeinowych, nawet jeżeli działały o kilka godzin krócej.
Musiałam być na nogach jeszcze przez ponad jeden cykl. Musiałam złożyć raporty Radzie, oraz pomóc analitykom w dostosowaniu naszych systemów i przeliczników czasowych do warunków Arki.
Być może nieświadomie, ale Max również przesłał kilka przydatnych informacji. Sama mało co z nich rozumiałam, ale technicy w lot pojęli swojski żargon.
Niemniej jednak, czekało mnie mnóstwo roboty.
- Zastanawiam się, jak radzi sobie teraz Max.- mruknęłam cicho.
***
- Czterdzieści siedem godzin…- powiedziałem złowieszczo.
- A wy nawet nie zaczęliście MONTAŻU ŚLUZ CIŚNIENIOWYCH!?!?- wrzasnąłem na tą bandę szesnasto mózgów.
- Kolo, wbij na luz.- zbagatelizował sprawę jeden z techników, którzy robili sobie przerwę na papierosa- Mamy dwa stare dni.
- Zanim do nich dotrzemy! A wtedy wszystko musi być jak w szwajcarskim zegarku, do ciężkiej Anielki! Więc, albo weźmiecie się do roboty i skończycie to w przeciągu 30 godzin…
- Albo co?- spytał hardo jeden z młodszych. Cholerny żółtodziób. Nawet nie ma stopnia pełnego technika, mleko mu spod nosa kapie, a już się smarkacz stawia. Gdzie byli rodzice, no gdzie, pytam się?
- Albo przekażę dowodzenie oddelegowanymi do tej roboty nadtechnik Clarcks.- odpowiedziałem z żądzą krwi w oku.
Maria „Staloręka” Clarcks. Znali ją wszyscy technicy. Przydomek dostała ze względu na tyrańskie rządy technikami i stalowy ścisk prawicy, którym potrafiła zagiąć centymetrowej średnicy pręt w precla.
Reakcji się domyślacie. To był argument ostateczny. Tylko skończony idiota próbowałby się podeprzeć nadtechnik, gdyby faktycznie nie miał dostatecznych chodów, by mieć z nią kontakt.
Przekazano mi tymczasowe zwierzchnictwo nad budową śluz, które będą zgodne z systemami Obieżyświata, bo jako jedyny potrafiłem rozszyfrować plany techniczne, które nam przesłali.
Algorytm translatora został ukończony. Nie wiem jakim cudem tak szybko. Gdyby jeszcze nie dwie dodatkowe rozmowy z Cattie, która przekazała mi kilka rad od ich językoznawców, to musielibyśmy dogadywać się chyba na migi.
Robota szła nadspodziewanie dobrze. Nie spodobało mi się to.
- Murphy nigdy nie sypia.- powiedziałem pani nadtechnik, gdy zdawałem raport.
- Wiem o tym. Sama zastanawiam się, kiedy coś zaraz trafi szlag.
- Oby jak najpóźniej, gdy nikt niepowołany tego nie widział.
- Mądre słowa.- odrzekła- Dobrze sobie radzisz jako zarządcą.
- Dziękuję.
- Nie myślałeś nigdy nad egzaminami uzupełniającymi?- spytała.
- Żeby mieć klasę więcej w papierach? I dodatkowe półtora godziny raportów dziennie? Nie, to nie dla mnie.
- Mądry chłopak.- powiedziała- Naprawdę byś się nadawał. Teraz to wszystko, wracaj swojej brygady.
- Tak jest.
Odszedłem rozmyślając.
To wszystko szło nam zbyt łatwo.
Coś musiało się przecież spieprzyć, prędzej czy później.
Człowiek rodzi się ograniczonym zapasem szczęścia, a debili nie brak.
- Żebyśmy tylko nie obudzili się z ręką nocniku.- mruknąłem, patrząc na niemal ukończoną aparaturę, która miała połączyć Arkę i Obieżyświata.
- 46 godzin, Cattie. 46 godzin. Będę czekał z niecierpliwością.

Koniec części dziewiątej
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Artykuły: Qest "Nowa szansa" cz.9
Wysłano: 17.05.2009 23:51
Smok Futrzasty
Anthro
Więcej, więcej !!!

0
(+0|-0)
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz. 9
Wysłano: 1.03.2010 22:50
Wilk
Anthro
More,More,More x5 ok czytam next.