Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz.11  
Autor: Panter
Opublikowano: 2009/5/21
Przeczytano: 1517 raz(y)
Rozmiar 14.01 KB
0

(+0|-0)
 
Część jedenasta
Jedyne pewne rzeczy:
Podatki, śmierć i prawa Murphy’ego.
- Wiedziałem! Wiedziałem, że zaraz coś się sypnie!- wrzeszczałem, co sił w płucach, jednocześnie ubierając się. Glany rzuciłem w cholerę. Nie miałem dwóch dni.
- Musi starczyć.- mruknąłem, wciągając na stopy skarpety z włókien plazmoodpornych. Wyglądały jak buty do surfingu, mogły się dwukrotnie rozciągnąć, a przy tym pasowały do reszty munduru.
- Gotowa?- spytałem Cattie.
- Jasne.- odpowiedziała, zakładając obręcz na czoło- Chodźmy.
Wybiegliśmy na dziwnie opustoszały korytarz. Kody z komunikatora stawiały sprawę jasno.
- Szlag! Jesteśmy atakowani!- krzyknąłem osłupiały.
- To pewnie Czarni.- odpowiedziała tygrysica.
- Kto?
- Byli członkowie starszych rodów, skazani na banicję za rzeź dzieci mniej wpływowych klanów.- powiedziała ze wściekłością w głosie- Kilka lat temu udało im się porwać grupę niewielkich statków średniego zasięgu, które wykorzystują do rabunku jednostek cywilnych.
- Kosmiczni piraci?- zdziwiłem się- Jak w jakimś tanim filmie w 2D z początku XXI w. A czemu w ogóle wołają na nich Czarni?
- To przez oczy.
- Co z nimi?
Nie dowiedziałem się, bo wstrząs całego statku zwalił mnie na kolana, podobnie jak Cattie.
- Szlag! Co do diabła?- nie mogłem uwierzyć własnym, cybernetycznym oczom.
Ze ściany korytarza sypał się gęsty deszcz iskier. Jakimś cudem, te cholery były w stanie przeciąć ośmiowarstwowy pancerz Arki.
- Przecież to niemożliwe! Żeby to przeciąć potrzeba temperatury bliskiej wrzenia stali hartowanej! A oni tną to jak masło!
- Przecinaki magnetyczne.- odparła Cattie- Nie znam szczegółów, ale to polega na wytworzeniu niewielkiego wiru elektromagnetycznego, który powoduje gwałtowne tarcie sąsiadujących cząstek.- wyjaśniła.
- I każdy ma u was dostęp do tej technologii?- spytałem, odciągając ją jak najdalej stamtąd. Sądząc po tempie, z jakim źródło iskier zbliżało się do pełnego okręgu, mieliśmy mniej niż minutę.
- Tyko załoga konserwacyjna statków. Są obowiązkowym wyposażeniem.
- Skąd ty to wszystko wiesz?
- Szkolenia ewakuacyjne. Musimy znać na pamięć cały rozkład Obieżyświata.
- Na Arce by to nie przeszło.- powiedziałem- Manhattan to przy tej krypcie miasteczko.
- Manahatan?- zapytała.
- Jedno z największych miast na Ziemi. Opowiem ci o tym później. O ILE PRZEŻYJEMY! PADNIJ!- koniec wypowiedzi wykrzyczałem już w locie na glebę, jednocześnie ciągnąc za sobą. W ostatniej chwili, zresztą.
Nad głowami przeleciała nam seria pocisków ciągnących za sobą czerwone smugi.
- Lasery? No jak awansu pragnę, czy to jakiś film SF z lamusa?
Nie celowali w nas, na szczęście. Jeden z oddziałów bojowych starał się zepchnąć piratów z powrotem do ich statków. Przynajmniej miałem okazję przekonać się o poprawności sposobu, jak byli nazywani.
- Czarni.- szepnęła Cattie.
- Sweet mother of Jebbus.- powiedziałem.
Była to wataha wilków wszelkiej maści, jednak dominowało szaro-czarne ubarwienie futra. Jednak nie to było najdziwniejsze.
Ci goście mieli białka całe czarne, a tęczówki czerwone.
- Zemsta Sithów, psia mać.- mruknąłem.
- MAX! Tutaj!- usłyszałem zza jednego z załomów ścian, za którymi kryła się część obrońców.
- Wafel! Już biegniemy!- odpowiedziałem i pociągnąłem za sobą tygrysicę.
- Jaka sytuacja?- zapytałem- Ilu ich jest?
- Raporty o przebiciach wskazują na około dwadzieścia grup po sześć do dziesięciu osób. Naszych jest ponad dwieście pięćdziesiąt strzelców. Znamy teren, więc wkrótce powinniśmy ich przerobić bez żelu pod prysznic.- odpowiedział z uśmiechem.
- Teraz, może i tak.- powiedziała zaniepokojona Cattie.
- Co masz na myśli?- zdziwiłem się- Jeżeli do jednostek bojowych włączą się technicy sterujący wieżyczkami w korytarzach, to przerobimy ich zaraz na mięso mielone.
- Mówiłeś, że naliczyliście około dwustu Czarnych.- zwróciła się do Wafla.
- Jeżeli chodzi ci o te zapchlone kłaki futra, to owszem, bo co?
- Za mało.- odpowiedziała- Nasze raporty z sektora wskazują, że w promieniu dwóch jednostek gwiezdnych przebywa blisko pół tysiąca piratów.
- Rozmnażają się przez pączkowanie, czy jak?- zapytałem- Niedawno mówiłaś, że to tylko jeden klan!
- To było blisko sto lat temu!- odpowiedziała- Nie sterylizowaliśmy ich, ani nie zabijaliśmy dzieci. Z czasem pojawiali się i inni, którzy popełniali zbrodnie.
- Yhym, nie chciałbym przerywać wam tej jakże romantycznej pogadanki-zaczął Wafel- ale jeżeli zaraz się stąd nie wyniesiecie, to możecie oberwać kulką między uszy. O cholera! INCOMING!
Któryś z Czarnych wystrzelił w naszą stronę coś, co wyglądało jak szklana kula wypełniona wodą. Jednak kiedy walnęło w ścianę pięć metrów od nas, miałem wrażenie, że ktoś oblał mnie lodowatą wodą i podrapał po gołym mózgu smyczkiem od wiolonczeli.
- Aj!- krzyknęła Cattie.
- Co jest?
- Pociski fuzyjne. Wysyłają falę magnetyczną o częstotliwości zbliżonej do tej, jaką posiadają impulsy nerwowe.
- Do diabła, wy wszyscy tak?- zapytał wściekły Wafel. Widać i jemu się dostało.
- Wiedzą, że na Obieżyświacie jest mental, czyli ja, więc chcą się mnie pozbyć najpierw lub zagarnąć dla siebie.
- Chodzi o komunikację z waszą planetą, prawda? Sygnały radiowe na takim dystansie stają się bezużyteczne.- zgadywałem.
- Nie inaczej. Mogą mnie też potrzebować do przechwytywania rozkazów z Kheidry.
- Więc trzeba cię osłaniać.- zadecydowałem- Wafel, zróbcie nam przejście na drugą stronę korytarza. Muszę się dostać do magazynu szóstego.
- Postaramy się.- powiedział, po czym zaczął wydawać polecenia przez radio reszcie grupy- Dobra, na mój sygnał biegnijcie, ile sił w nogach. TERAZ!
Pobiegliśmy, jakby nas gonił wybuch nuklearny. Cattie miała problemy z bieganiem w płaszczu i sukni. Sprawy nie ułatwiały dodatkowo latające nad głowami pociski, zarówno klasyczne kulki z ołowiu, jak i wiązki lasera, czy krótkie rozbłyski naelektryzowanej plazmy, ostatniego wynalazku naszych jajogłowych. Taki wystrzał potrafił przebić na wylot 20 cm płytę ze stali.
Udało nam się w końcu uciec od największego zamieszania. Miałem zamiar cichaczem ple ślizgnąć się z Cattie do magazynu, ale, rzecz jasna, musieliśmy wpaść na watahę Czarnych.
- No to jesteśmy jak śliwka w sedesie.- odrzekłem.
***
Przed nami stała szóstka wygnańców. Żadne z nas nie miało broni, oni, byli obwieszeni jak drzewka na święto nowiu. Musiałam coś zrobić, inaczej zginęlibyśmy.
Zamknęłam oczy i skupiłam moc, po czym posłałam ją poprzez myśli, prosto do umysłów wilków z przodu.
Wszystkie zawyły w jednym momencie, po czym zwaliły się z wybałuszonymi jęzorami na ziemię.
Ja również poczułam się słabo. Upadłabym, gdyby nie Max.
- Cattie, wszystko gra? Co z tobą?- niepokoił się.
- Nic mi nie jest.- odparłam- Zakręciło mi się w głowie od zbyt dużej utraty mocy, to wszystko.
- Załatwiłaś ich koncertowo.- pochwalił mnie.
- Dziękuję.
- No problema, ale teraz choć, zaraz będziemy na miejscu.
Pomieszczenie do którego mnie wprowadził było ogromne, wyładowane licznymi skrzyniami i kontenerami. Max szukał czegoś przez chwilę w jednym, po czym podał mi jakąś paczkę.
- Trzymaj, ubierz się w to, łatwiej ci będzie biegać.
Był to czarny, jednoczęściowy kombinezon bez żadnych oznaczeń. Szybko przebrałam się, nie chcąc kazać mu czekać.
- Gotowa?- zapytał, przypinając do pasa dwie pochwy z pistoletami.
- Tak, możemy ruszać.
- Otrzymałem komunikat z dowództwa. Wszyscy macie się wycofać na swój statek. W każdej chwili musicie być gotowi na ewakuację.
- A co z tobą? Możesz zginąć! To mordercy!
- Tak, ale zależy im głównie na was, a szczególnie tobie. Wasz kapitan stwierdził, że oba statki muszą zostać rozdzielone, co utrudni piratom przemieszczanie się z Arki na Obieżyświata, więc łatwiej będzie się wam bronić. My mamy więcej ludzi i broni niż wy, więc damy sobie radę.
Objęłam go za szyję i pocałowałam.
- Nie chcę cię opuszczać.
- Ja również.- odrzekł- Ale to dla twojego bezpieczeństwa. A teraz choć, musimy dostać się na Obieżyświata.
Nie było to łatwe. Za każdym niemal załomem toczyły się zażarte bitwy, a pomimo pozornej przewagi ziemian nad Czarnymi, okazywało się, że na miejsce zabitego zaraz pojawiał się kolejny. Wyglądało to tak, jakby wszyscy wyrzutkowie zlecieli się do nas.
- Umiesz strzelać?- zapytał w pewnym momencie, wyjmując blaster z kabury.
- Niezbyt dobrze. Mogę co najwyżej spróbować ci pomóc telekinezą.- odrzekłam.
- Zgoda, skup się więc, bo musimy przebiec kilkadziesiąt metrów, jednocześnie nie dając przerobić się na karmę dla kotów… Ups!
- Nic nie szkodzi.- odparłam z uśmiechem- Mów kiedy.
- Zaraz, tylko się przygotuję…- powiedział, sięgając dłońmi karku.
***
- No gdzie to jest?- pomyślałem.
Próbowałem znaleźć na szyi neuronowy włącznik implantów. Nie żeby już teraz nie były włączone.
Przepisy Arki mówią, że wszelkie wszczepy mają wspomagać organizm w jak najmniejszym stopniu, żeby nie doszło do tego, że idzie się na operację, a potem można ręką wyrywać latarnie. Wszelkie modyfikacje bojowe implantów były dostępne wyłącznie dla członków rdzenia militarnego statku.
Jednakże półtora litra spirytusu potrafi rozpuścić niemal wszystko, włącznie z moralnością.
- Mam cię!- pod palcami poczułem dwie wypustki znajdujące się tuż pod skórą. Palce mrowiły mnie jak szalone, co oznaczało, że obwód został zamknięty.
Pozostało jeszcze jedno.
- Borealis.- powiedziałem półgłosem.
Implanty zareagowały natychmiast. Przez sekundę widziałem jedynie śnieg, a po chwili w moim polu widzenia pojawiły się dwa celowniki zsynchronizowane z blasterami, oraz informacja o obciążeniu układu nerwowego.
Wynalazek wykrywał również wszelkie potencjalne cele i zwiększał mój refleks dwukrotnie. Powinienem więc dać sobie radę z tymi pchlarzami.
- Let’s roll!- zawołałem i wyskoczyłem zza rogu.
Wszczepy działały doskonale. Obraz każdego z Czarnych otoczony był żółtą poświatą, a dwa krzyżyki wskazywały, gdzie dokładnie celowały lufy obu broni. Synchronizator neuronalny dodatkowo ułatwiał strzelanie, wysyłając do mięśni impulsy pobudzające skurcze neutralizujące odrzut. Nie miałem szans na pudło. Padali jak muchy.
Cattie radziła sobie równie dobrze. Co chwila unosiła prawą dłoń, a jeden z wilczków był unoszony w powietrze niewidzialną siłą, by chwilę potem rozpłaszczyć się na ścianie, lub podłodze kilka metrów dalej.
Jednak żadne z nas nie mogło tego ciągnąć do wieczności.
Tygrysicy ciekła ciurkiem jucha z nosa, miałem wrażenie, że zaraz się wykrwawi. Moje implanty z kolei strasznie obciążały układ nerwowy w tym trybie, co groziło utratą przytomności. Miałem może z dwadzieścia minut, o ile nie wdepniemy w żadne większe gówno.
- Vans! Mirre!- usłyszałem. To jeden z ochroniarzy Obieżyświata wołał mentalkę.
Podbiegliśmy do niego szybko.
- Mherr! Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię widzę!- zawołała Cattie- Co tu robisz?
- Jeden z medyków zaproponował mi zwiedzenie waszej lecznicy.- odpowiedział pies o czarnej, krótkiej sierści, wskazując na mnie- Dyskutowaliśmy o jakiś lekach, gdy nagle włączył się alarm. Próbowałem uciec zgodnie z poleceniami kapitana na nasz statek, ale zostałem uziemiony przez tą potyczkę.- dodał, patrząc na grupę wilków próbujących zestrzelić sterowaną z pancernej kabiny wieżyczkę.
- Pogadamy później.- zadecydowała- Max, zabieramy Mherra ze sobą.
- O niczym innym nie myślałem. D’ya know, how to use one of these?- spytałem, podając mu zapasowy blaster, który miał być dla Cattie.
- Od czasu do czasu chodzę na strzelnicę. Dam radę.- odrzekł.
- Super, a tera WIO!- krzyknąłem.
Wybiegliśmy z załomu. Ja na przodzie, kheidranie z tyłu. Pomimo, że czarnookich było jak muchów, to i tak jakoś parliśmy naprzód. Nie było wyboru. Albo oni, albo my.
W końcu ujrzałem windę prowadzącą do śluzy łączącej oba statki.
- Eureka! Podaj ręcznik!- zawołałem. W samą porę. Zostało mi już tyko około minuty, zanim musiałbym wyłączyć wspomaganie.
- Udało się.- powiedział zdumiony psowaty- Udało się! Uda…
- Uwaga!- krzyknęła Cattie.
W swojej euforii nie zauważyłem piratów. Którzy podkładali jakiś ładunek pod ścianę. Obaj byli ciężko ranni, słali się na nogach. Zrozumiałem.
- Kamiklaze.- szepnąłem osłupiały.
Licznik pokazywał, że zostały trzy sekundy.
Nie miałem szans uratować całej naszej trójki.
Najwyżej dwójkę.
Pierwsza sekunda. Zwiększyłem moc implantów na max, objąłem Cattie w pasie, a Mherra złąpałem za skórę na karku, jak szczeniaka.
Druga sekunda. Z całych sił rzuciłem psem w kierunku windy, jednocześnie samemu skacząc w jej stronę.
Trzecia sekunda. Przytulam do siebie kheidrankę, zamyka oczy i szykuję się na ból.
Bólu nie było. Impet wybuchu wrzuciła nas prosto do windy i posłał ku nam spory odłamek obudowy bomby.
Ten fragment trafił mnie w plecy dokładnie w chwili, gdy wszyscy wylądowaliśmy w dźwigu, a ja osłaniałem swoim ciałem Cattie.
Bólu nie było.
Dostałem w kręgosłup.
Poczułem tylko zimno w nogach.
A potem zgasłem.
Jak znicz.

Koniec części jedenastej

 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz. 11
Wysłano: 21.05.2009 22:33
Hiena
Zwierzę
:cry:

No to teraz go zgrabnie uratuj.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz. 11
Wysłano: 21.05.2009 23:10
Śnieżny Lampart (krzyżówka)
Jolka-Wirówka
Rzucę spoilerem, pisząc, że nie obędzie się bez "przeszczepu" sporej ilości futra ;-)k
Transformation, here I come!

0
(+0|-0)
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz.11
Wysłano: 1.03.2010 23:24
Wilk
Anthro
Let's rock, run like hell ! zajebiste.