Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Canis "Sny..." cz.4  
Autor: Canis
Opublikowano: 2009/6/29
Przeczytano: 1587 raz(y)
Rozmiar 14.71 KB
1

(+1|-0)
 
- Oooh... - Paweł podniósł się z ziemi i rozejrzał dookoła. Był w niewielkim pokoju, z wyłożonymi blachą ścianami, drzwiami pancernymi i dwiema pryczami po bokach. Na ziemi leżała Rayla, a nad nią nachylała się Ishka.
- Ech, obudź się wreszcie... - Mruczała pod nosem. - No, w końcu.
Rayla drgnęła, jęknęła głucho i otworzyła oczy.
- Co ja tu robię... - Powiodła wzrokiem po pokoju. - I co TY tu robisz! - Krzyknęła, zauważając Pawła.
- Sam chciałbym wiedzieć. - Wzruszył ramionami. - Cześć Ishka! - Powiedział do wytrzeszczającej się teraz na niego gepardzicy.
- Rayla... - Ishka wstała z podłogi. - Chyba powinniście pogadać z Rordianem.
- Też tak myślę. Wolę nie wiedzieć, co by się stało, gdyby go ktoś zobaczył, przynajmniej w takiej formie jak teraz. Wolę nie wiedzieć, co by się stało, gdyby Nex dowiedział się o wszystkim.
- Nex? - Zapytał Paweł. - Kim on jest? Nigdy o nim nie wspominałaś...
- Bo i nie ma o kim. Jest on naczelnym operatorem ośrodka i jednym z ważniejszych członków personelu.
- Operator... Masz na myśli osobę znającą arkana?
- Mam na myśli osobę posiadającą dar. Magia rządzi się tu trochę innymi prawami, niż u was.
- Nie chcę wam przerywać, ale może już lepiej idźcie do Riordiana, co?
- Masz rację Ishka, podaj szpile.
Ishka wyciągnęła dwie, długie, bogato zdobione szpilki ze swojego nienagannego koku i podała je Rayli. Paweł zauważył, że końcówki są ponacinane i wygięte pod dziwnymi kątami.
- Wytrychy... - Mruknął. - Zamykają was na noc?
- Dokładnie, a teraz nie przeszkadzaj, bo... - Rozległo się ciche chrupnięcie, Rayla zaklęła pod nosem.
- Może jednak pozwolisz, żebym ja to zrobił. - Paweł kucnął pod drzwiami i zaczął przyglądać się zamkowi. Później wyciągnął ułamany koniec szpilki po czym obejrzał ją dokładnie.
- Nie takie rzeczy się otwierało. - Powiedział zadowolony. Dajcie mi chwilę.
Wyciągnął z kieszeni dwie, spore, krawieckie szpilki, agrafkę i spinacz do papieru.
- Normalnie potrwało by to około 20 minut, ale...
Wsadził prowizoryczne wytrychy do zamka, po czym wyciągnął dłoń w ich stronę. Zajarzyły się bladym światłem i zaczęły obracać w zamku. Po paru minutach cały zamek przekręcił się, coś kliknęło a drzwi stanęły otworem.
- Panie przodem. - Powiedział, nie kryjąc zadowolenia.
- Darowałbyś sobie już ten sztuczny protokół - Mruknęła Rayla. - Nie pasuje to do ciebie. Chodźmy, powinniśmy się pospieszyć. Ishka, zostań i staraj się jakoś zamaskować moją nieobecność.
- Słuchaj no... - Ishka złożyła ręce na piersi i odrzuciła ruchem głowy opadające jej na oczy włosy. - to jest OSTATNI RAZ, kiedy...
- Dobrze, ostatni. Czas ucieka.

***

- Riordian! Riordian, wstawaj! - Leżący na pryczy lis nawet nie raczył uchylić oka. Mruknął tylko pod nosem, zamachnął się i uderzył Raylę w ucho.
- Tak go nie obudzisz... - Powiedział Paweł. - Wszystko trzeba załatwić sposobem.
Nachylił się nad Riordianem i szepnął mu do ucha
- Psst! Riordian, wstawaj. Robią kontrolę!
Efekt był natychmiastowy. Lis poderwał się z łóżka, futro na jego twarzy było pozlepiane od potu.
- Nic na mnie nie mają... A, to wy. Co TY tu robisz? - Wycelował palcem w Pawła.
- Właśnie w tym rzecz, że nie mamy pojęcia. Chcieliśmy się tego dowiedzieć od ciebie.
- W takim razie, pozwólcie... - Przetarł dłońmi zaspane oczy. - ...że zanim zaczniemy nad tym rozmyślać, nadamy ci jakąś inną, mniej wzbudzającą podejrzenia formę. Co powiesz na wilka?
- Znakomicie. Mam nadzieję, że zmiana tutaj, nie wpłynie na moje ciało, które zostało w domu?
- Nie... Chyba nie. - Wyciągnął przed siebie dłoń, mruknął coś pod nosem. Widmo Pawła zamigotało i przybrało formę wilka o srebrzystym futrze.
- Całkiem niezłe... - Powiedział Paweł przyglądając się swojej zmienionej dłoni. - Powiedziałbym, że niemal idealne.
- Dziękuję. Teraz wróćmy do tego, jak się tu znalazłeś.
- To się stało, gdy dotknął aktywatora. - Tym razem głos zabrała Rayla. - Było tak, jak za każdym razem, gdy ja go używałam. Kryształ zapulsował, błysnął i... - Rozłożyła ramiona.
- Rozumiem... Czy masz dar? Możesz korzystać z mocy? - Zapytał, patrząc Pawłowi głęboko w oczy. Oczy były jedyną częścią ciała, która nie uległa zianie. Dalej były duże i nienaturalnie niebieskie.
- Daru nie mam, ale z mocy korzystać umiem.
- Tak... To sporo wyjaśnia. Założę się, że dotknąłeś aktywatora i użyłeś mocy, tak?
- Dokładnie tak.
- W takim razie, jesteś tu jako fantom, widmo. Korzystając z aktywatora, przeniosłeś się z Yriin do naszego świata. Nie, nie ty... Raczej pewien fragment twojej świadomości.
- Tak, chyba tak. Wiesz, jak to odkręcić?
- Wystarczy, żebyś znowu wszedł w Yriin, a potem normalnie wrócił do swojego ciała.
- Dzięki. To wszystko.
- Zaczekaj... Jedno mnie zastanawia. Czy wasza magia działa po naszej stronie? Spróbuj coś ruszyć albo... Albo cokolwiek.
Paweł wyciągnął przed siebie rękę, pobrał energię. W nozdrza uderzył go znajomy żar. Odwrócił dłoń i skoncentrował się, wydając moc. W jego ręku pojawiła się sporej wielkości, świetlista kula.
- Ooo... To wystarczy. - Mruknął zadowolony Riordian. - Jak to się dzieje, że możesz operować magią bez daru?
- U nas to działa trochę inaczej niż u was... U nas można się tego po prostu nauczyć.
- Po prostu nauczyć... - Powtórzył w zamyśleniu. - Tak po prostu...
- Wiecie, nie chcę przeszkadzać, ale czy wy O KIMŚ NIE ZAPOMNIELIŚCIE? - Krzyknęła rozeźlona Rayla.
Paweł wbił wzrok w podłogę, Riordian oparł się o ścianę.
- Nie, nie zapomnieliśmy o tobie. Zbyt często i zbyt głośno - Lis mocno zaakcentował dwa ostatnie słowa. - Dajesz znać o swoim istnieniu. Idźcie już, tylko nie obudźcie całego personelu. Zwłaszcza ty. - Spojrzał na Raylę z wyrzutem.
Rayla już otwierała usta, żeby coś powiedzieć ale Paweł był szybszy.
- Uspokójcie się, oboje! Nie odzywaj się tak do niej. Przynajmniej nie w mojej obecności, jasne? - Rzucił mordercze spojrzenie Riordianowi. - Chodźmy Rayla, musimy się spieszyć. Tylko błagam, zachowaj względną ciszę. Nie chcemy sobie kogoś ściągnąć na kark, prawda?
- Tja... Chodźmy.

***

- Shhh, zaczekaj. - Paweł zatrzymał Raylę gestem. - Ktoś tam chyba jest.
Wyjrzał zza rogu i zaklął pod nosem. Po korytarzu przechadzała się osoba w czymś podobnym do kamizelki kuloodpornej i z hełmem na głowie, zapewne pracownik ochrony ośrodka.
- Hej, ty! Wyłaź z rękami w górze.
Paweł zasyczał wściekle.
- Zauważył mnie. Zaczekaj tutaj. - Powiedział półgębkiem, po czym wyszedł z rękami uniesionymi wysoko w górze.
- Mam cię. - Strażnik zaczął się zbliżać. - Co tu robisz o tej godzinie?
- Spaceruję.
- Spacerujesz? Wydaje mi się, że twoje tłumaczenie jest gówno warte. Wszystkie pokoje są już dawno pozamykane. Obawiam się, że trzeba będzie o tym donieść przełożonemu Lykosowi. Ale możemy zapomnieć o całej sprawie... - Na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech, w oczach błysnęło pożądanie. - Wiesz o czym mówię, prawda?
Tego było za wiele, nawet dla Pawła. Iskierki w jego oczach buchnęły ogniem wściekłości.
- Spierdalaj zboczeńcu. - Mruknął, po czym wyciągnął rękę i wyrzucił z siebie całą moc, jaka tylko mu została po pokazie u Riordiana. Strażnik wrzasnął, przefrunął przez korytarz, zatoczył w powietrzu salto, rąbnął o ścianę i padł nieprzytomny. Paweł przetarł rękawem krwawiący nos.
- Czysto, możesz wyjść.
Rayla wyszła powoli zza rogu i uśmiechnęła się szeroko na widok półżywego strażnika.
- Biedny Peck. Miał pecha, że trafił akurat na ciebie. Niektórym strażnikom naprawdę przydałaby się samica. Ciekawe, co się stanie rano...
- Nic się nie stanie. Mnie już tu nie będzie, a ciebie nikt nie będzie podejrzewał.
- W sumie racja. Chodźmy.
- Tak, chodźmy. Obawiam się, że mogłem niechcący obudzić parę osób.
Przechodząc koło ciała strażnika Pecka, Rayla nie zapomniała o kopnięciu go kilka razy w czułe miejsca. Paweł pierwszy raz, odkąd się tu znalazł żałował, że nie jest tu w pełni cieleśnie, lecz tylko jako widmo.

***

- W końcu przyleźliście! - Wycedziła Ishka. - Myślicie, że tak łatwo udawać, że ktoś jeszcze tu jest, za każdym razem, gdy przechodzą patrolujący strażnicy? Może wy byście umieli się rozdwoić, ale ja nie!
- A ty co? Myślisz że zabawą jest przemknięcie korytarzami tak, żeby cię nikt nie zauważył? - Rayla udawała wściekłą. - Myślisz, że łatwo się włamywać do innych pokoi? Myślisz, że łatwo było unieszkodliwić Pecka, gdy się napatoczył?
- Zaraz, unieszkodliwiliście Pecka?
- No wiesz... Pierwszy zza rogu wyszedł Paweł. Peck jak zwykle najpierw postraszył Lykosem, a potem... A potem Paweł nie wytrzymał i miotnął nim o ścianę.
- Skąd tyle wiecie o tym procederze? - Spytał Paweł.
- Parę razy taka sytuacja zdarzyła się pod naszymi drzwiami. Peck ma swoje wady i zalety...
- Wady? Zalety? - Paweł uniósł brwi.
- No cóż... Zaletą jest to, że nigdy się do nas nie dobierał i nawet nie będzie próbował. Wadą jest to, że jest jednym z nielicznych strażników, których nie można obłaskawić na "piękne oczęta", prawda Ishka?
- Prawda, prawda... Ile razy lądowałyśmy przez niego u starego Lykosa? Pięć? Sześć?
- Osiem.
- Inni... - Powiedział w zamyśleniu Paweł. - Inni próbowali się do was dobierać? - W jego oczach znów błysnął ogień wściekłości.
- A jakże! Na szczęście jesteśmy tu jednak od małego i nauczyłyśmy się dbać o swój interes... - Ishka wyciągnęła długie, ostre, ale zadbane pazury. - ...zanim jeszcze stałyśmy się dla nich atrakcyjne.
- I co? - Spytał drwiąco. - Niby w wieku 12, 13 lat byłyście się w stanie postawić strażnikowi?
- Zapominasz o jednym. - Wtrąciła Rayla. - Strażnicy zawsze łażą pojedynczo. My jesteśmy dwie.
- Chyba, że tak... - Złowieszczy uśmiech na twarzy Rayli nieco go uspokoił. - Tak czy siak... Zabawiłem tutaj już chyba dość długo. Muszę wracać. Cześć Ishka.
- Cześć.
Rayla zdjęła aktywator z szyi. Paweł pobrał moc.
- Gotowa? - Spytał.
- Gotowa. Ishka, złapiesz mnie, dobrze?
Paweł dotknął kawałka kwarcu, wydał energię. Zawirowało mu w głowie, oczy zasnuła mgła. Ostatnie, co widział, to Ishka podtrzymująca ciało Rayli. Później zemdlał.

***

- No to chyba jesteśmy w domu... - Mruknęła Rayla rozglądając się dookoła. - Jest tylko jeden problem. - Wbiła wzrok w twarz Pawła.
- Co? O, nie... - Spojrzał na swoje dłonie. Cały czas były to wyposażone w długie pazury, poduszki i całe pokryte futrem wilcze łapy. - To chyba efekt uboczny tego, co zrobił Riordian. Mam nadzieję, że to tak nie wygląda po drugiej stronie.
- Nie tragizuj. - Rayla odsunęła się trochę, by objąć go całego wzrokiem. - Wyglądasz nawet lepiej, niż wcześniej. - Zaśmiała się.
- Może i prawda, ale jak bym się z tego wytłumaczył? Byłbym czymś w rodzaju ciekawostki biologicznej albo coś w tym stylu. Zamknęliby mnie w klatce...
- Mówiłam, nie tragizuj. Po tamtej stronie NA PEWNO wyglądasz normalnie, zrozumiano?
- Zrozumiano.
- To dobrze. A teraz pozwolisz, że już stąd pójdę. Cześć!
- Slava!
Rayla odwróciła się i ruszyła przed siebie, a on obserwował. Obserwował jej zgrabne ciało, jej powolny i pełen gracji, niemal hipnotyzujący, chód, obserwował jej...
- Hej, gdzie ty się patrzysz? - Odwróciła się. - Już zapomniałeś o tym, że dzielimy również myśli?
- Nie, nie zapomniałem. - Wyszczerzył się w jej stronę. - Przepraszam, powiedzmy, że to takie skrzywienie zawodowe. Poza tym ty też zapominasz o tym połączeniu. Bo gdybyś pamiętała, to wiedziałabyś, że nie mam sensu udawać wściekłej.
Rayla zaśmiała się perliście.
- Masz rację... Do zobaczenia. - Powiedziała, po czym zniknęła w blasku błękitnego światła.

***

Rayla leżała na pryczy, wodząc palcami prawej ręki po podłodze. Ishka obróciła się na swojej, uchyliła jedno oko i westchnęła.
- Wciąż o nim myślisz, prawda? - Powiedziała zaspanym głosem.
- Prawda.
- Jak uważasz, o czym teraz ON myśli?
- Ja... Nie wiem.
- Tylko udajesz, że nie wiesz... Wmawiając sobie, że on nic do ciebie nie czuje, próbujesz uprościć sprawę. Bo wtedy możesz sobie powiedzieć, że on cię nie chce. Nie chcesz zobaczyć prawdy.
- Idź spać. Zaczynasz gadać bez sensu.
- Ja ZAWSZE gadam z sensem. Problem jest taki, że znasz prawdę, ale nie chcesz się do niej przyznać.
- Mów jaśniej, albo zamknij się w końcu. Preferuję jednak to drugie.
- Proszę bardzo, będę mówiła jaśniej... Po prostu nie macie odwagi powiedzieć sobie tych dwóch słów, mimo tego, że wiecie, co jedno czuje do drugiego i vice versa. Boicie się, mimo tego, że uważacie się za osoby odważne, bojowo nastawione do świata...
- Taka jesteś mądra? - Powiedziała z przekąsem Rayla. - To dlaczego nie jesteście jeszcze z Riordinem parą?
Ishka poderwała się, usiadła na łóżku.
- Nas do tego nie mieszaj. - W jej głosie dało się wyczuć nutkę groźby. - To jest zupełnie inna sprawa.
- Wydaje mi się, że gówno prawda. Macie dokładnie ten sam problem co my. Nie jesteście w stanie tego sobie wyznać.
- Aj... Może i racja.
- Nie może, tylko na pewno racja.

- Rayla?
- Hmmm?
- Powiedz mi jeszcze jedno. Co ty takiego w nim widzisz? Przecież on jest zupełnie inny. Nie pasuje do nas.
- Oj, wyglądu się czepiasz...
- Odpowiedz.
Rayla przewróciła się na plecy.
- Właśnie chyba dlatego, że jest inny. Nie mam na myśli wyglądu... Po prostu większość tych tutaj, to zboczeńcy, a reszcie brakuje charakteru. On zachowuje się inaczej. Jest błyskotliwy, z charakterem, ale nie ma w nim perwersji... Przynajmniej nie do przesady - Zachichotała. - On jest... No, po prostu różni się od tego, do czego przywykłam.
-Rozumiem... Idź spać.

- Rayla?
- Co znowu?
- Naprawdę idź spać. Pomyślisz o nim kiedy indziej, jasne?
- Dobrze, już dobrze...
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Artykuły: "Sny..."cz.4
Wysłano: 29.06.2009 14:51
Warchoł
Anthro
No i część czwarta... Zdecydowanie bardziej futrzasta niż poprzednia.

Any ideas? Jeśli tak, to wysyłać na PM.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Canis "Sny..." cz.4
Wysłano: 30.06.2009 14:22
Człowiek
Jak dla mnie każda kolejna część jest lepsza. Nawet wciąga :]

Dobra robota :)

0
(+0|-0)
Opowiadania: Canis "Sny..." cz.4
Wysłano: 31.12.2009 18:40
Lis Pospolity
Zwierzę
Coraz lepiej, coraz lepiej :3 zaraz zabieram sie za kolejne czesci :3