Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Vonderey "Dążenie Do Prawdy i Smok w Butelce"  
Autor: Vonderey
Opublikowano: 2009/8/26
Przeczytano: 1616 raz(y)
Rozmiar 12.48 KB
0

(+0|-0)
 
Mądry czarownik siedział w swoim gabinecie i próbował napisać coś dla ludzi. Chciał napisać coś mądrego, ale jak przedstawić swoje racje innym, głupszym od niego? Jak pokazać ludziom kim są w taki sposób, żeby nie rzucili książką o ścianę i zdenerwowani zabrali się za coś o wiele mniej twórczego niż czytanie? Oni nie lubią prawdy. Najbardziej nie lubią czegoś, czego nie rozumieją. To, czego nie rozumieją jest dla nich głupie. Nigdy nie przyznają się, że to oni są głupi...
W krainie, gdzie żyją smoki, i te wielkie, i te tak małe, że można je zamknąć w niewielkim pojemniku i karmić muchami, ludzie są tacy sami, jak w wszędzie indziej. Fantazja siedzi w naszej głowie na zawsze. Czym się różni dorosły od dziecka? Cóż to za pytanie? Dorosły, to dziecko, które zapomniało, jak z tej fantazji korzystać. Dorosły osłania się przed nią kloszem swoich szyderstw i uznaje, że jest dziecinna próbując tego zakazać innym.
Tutaj wszystko odbywa się podobnie. To inny świat, wszystko jest możliwe. Czarownik nie musi czarować, by nim być. Najlepszy w sztuce magii odkłada ją na bok i robi wszystko własnymi rękami. Moczy ręce w wodzie myjąc naczynia, choć wystarczy machnąć różdżką. Wysiłek jest potrzebny. Trzeba nauczyć się jak można ułatwiać sobie życie a potem tego nie robić. To prawdziwa magia. Co z tego, że czarodziej potrafi zamienić się w lisa? Nie jest lisem. Prawdziwa sztuka to pozwolić temu płochliwemu stworzeniu podejść do siebie, pokochać go i pozwolić mu pokochać siebie. Zaufać mu, zrozumieć go i pozwolić mu być sobą a samemu zostać tym samym sobą ale mądrzejszym o nowe doświadczenie, które z czasem zaowocuje.
Czarownik nachylił się nad pergaminem albo papirusem, może to nawet był papier przywieziony z dalekich krain, gdzie ludzie robią go doskonale, choć nazywa się ich barbarzyńcami, bo mówią w innym języku. Przymknięte lekko oczy oceniły go w świetle świecy. Stwierdziły, że nadaje się do niesienia w sobie wiedzy, bo słowo pisane jest święte a mądrość, której może nikt nie doceni natrafi wreszcie na godnego czytelnika.
Mag odszedł na chwilę od biurka i poszedł po swoje pióro. Mógł przywołać je magią i nie zrobić tych kilku kroków, potem z powodu braku ruchu zastałyby mu się stawy, bolałby kręgosłup skrzywiony od wygody. Ból tłumiłby magią i tak naprawdę nigdy nie nauczyłby się być prawdziwy. Wszystko byłoby iluzją, aż z czasem zwariowałby do końca. Wolał jednak zrobić tych kilka kroków i wykonać średnio skomplikowany ruch ręką, żeby to pióro podnieść.
Tak naprawdę było to magiczne pióro. Jedna z najbardziej magicznych rzeczy na świecie. Było w stanie zachować tekst na papierze, przenieść wiadomość komuś innemu a zasada jego działania była znana i dostępna dla wszystkich, którzy umieją czytać i pisać. Właściwie było całkiem zwyczajne, ale magiczne w taki sposób jak kryształowa kula czy różdżka. Magia płynie z tego, kto tego używa a nie z przedmiotu. Pióro samo nic nie napisze a nawet jeśli ktoś je zaczaruje tak, żeby pisało, na papierze nie pojawi się nic, co wcześniej nie było już wymyślone.
Mag odetchnął ciężko. Jak tu zacząć? Może od czegoś, co średnio mądry człowiek będzie w stanie zrozumieć? Może tak... Zaczął pisać starannym pismem z lekko pochyłymi, zgrabnymi literkami.
Każdy człowiek myśli: „Jestem tylko ja i wszyscy inni wokół”. To błąd. Tak naprawdę jest wszystko inne, w tym wszyscy inni a ja gdzieś w środku, skryty w tłumie. W tłumie a jednak samotny...
Przerwał na chwilę pisanie, pogładził się po długiej, siwej brodzie sięgającej aż po cingulum, wiążące jego szatę tak, aby długi płaszcz nie powiewał na wietrze widowiskowo, bo przecież nie o wygląd chodzi. Zastanowił się chwilę. Skreślił wszystko. Ludzie nie lubią, jak się im mówi coś takiego, myślą, że są najważniejsi. Najlepszy gatunek, też coś. To, że stoimy prosto i potrafimy używać wszystkich palców, w tym przeciwstawnego kciuka, do dłubania w nosie nie czyni z nas panów.
Czarownik podniósł z regału butelkę z małym piszczącym smokiem w środku. Mały miał czerwone łuski na plecach i zielone na brzuchu. Wyraz jego pyszczka przedstawiał obraz głodujących, czarnych dzieci z dalekich kontynentów. Mag słyszał kiedyś o nich. Podobno mają pomalowane twarze i grają na bębenkach. Zjadają też siebie nawzajem. Wszyscy mówią, że to źle. I król i wszyscy kapłani Boga Trzy w Jednym. Przecież to mięso jak każde inne, problem tylko w tym, że nie każdy ma apetyt na kogoś, kogo zna. Smok znowu zapiszczał.
- No co jest mały? Wiem, że ci tam w butelce niewygodnie, ale cierpisz na chorobę, która wzmaga się przy dostępie tlenu, dlatego masz ten koreczek nad głową. - Smok spuścił łebek. Miał nadzieję, że odzyska wolność. - Msz może jakiś pomysł, jak napisać coś dla ludzi?
Smok pokiwał główką i zaczął pantomimę. Łapki ustawił w geście odpowiednim do trzymania miecza i pokołysał się trochę tak jakby jechał na koniu. Potem wypiął dumnie pierś i uderzył w nią pięścią.
- Rycerz w lśniącej zbroi na koniu? Dumny z siebie? - Zapytał Mag a smok pokiwał zdecydowanie główką. - Tylko dlaczego jest taki dumny? Znalazł jakąś dziewicę? To dziś rzadkość, na prywatną dziewicę mało kto może sobie pozwolić...
Smok pokręcił główką i kontynuował przedstawienie. Chodził po dnie butelki z łapkami w górze, groźnie jak podczas ataku. Miał wystawione pazurki i rozwinięte małe skrzydełka kompletnie nie nadające się do lotu. Potem zionął ogniem aż się zakrztusił. Udawał dużego i groźnego smoka. W pewnym momencie złapał się za klatkę piersiową i padł na grzbiet ze wszystkimi łapkami w górze i wywieszonym różowym języczkiem.
- Aha, już rozumiem, jest dumny z zabicia smoka. Mam napisać legendę o przystojnym rycerzu, pewnie blondynie z niebieskimi oczami, w złotej zbroi i na białym koniu, który zabije smoka i uratuje księżniczkę? Pewnie potem mają żyć długo i szczęśliwie, żeby bajka nadawała się dla ludzi, mam rację?
Smok pokiwał łebkiem jak zwykle, kiedy jego pan miał rację. Nic dodać, nic ująć.
- Może mam jeszcze nazwać tego rycerza Artur albo nawet Zawisza? Nie, to zbyt oklepane. Nie chcę psuć sobie opinii, chociaż taki powtarzający się, schematyczny bubel na pewno spodoba się ludziom. Straszne, jak ludzie potrafią zaśmiecać swoje rozumy.
Smoczek zmartwił się, że nie pomógł swojemu właścicielowi tak, jak powinien, szybko szukał nowego pomysłu, żeby zabłysnąć nim, chociaż to z góry było skazane na niepowodzenie, bo Mag był taki mądry, że naprawdę trudno było przy nim zabłysnąć.
- Ty wiesz dlaczego ja próbuję napisać tą książkę? - Mały pokręcił głową. - Mój czas już się zbliża i niedługo umrę. Chciałem coś po sobie zostawić, napisać coś mądrego, ale teraz widzę, że mądrość jest rzeczą prywatną i nie warto się nią dzielić. Przynajmniej z ludźmi. Bo ty mnie rozumiesz, przynajmniej na tyle, ile możesz...
Smok posmutniał, nie chciał, żeby Mag umierał i swój smutek przedstawił pantomimą tak zawiłą, że tylko prawdziwy czarownik mógł to zrozumieć. W ogólnym znaczeniu brzmiało to mniej więcej tak: „Umierasz? Nie rób mi tego, nie zostawiaj mnie, nie chcę, żebyś umarł!”. Później zaczął wymachiwać łapkami w trochę inny sposób a mianowicie: „Umierasz? I tak po prostu nie przejmujesz się tym? Chcesz tylko napisać książkę i zostawić wszystko za sobą?”.
- Nie przejmuj się mały, celem życia jest przecież śmierć, nikt nie żyje wiecznie. No chyba, że Bóg Trzy w Jednym, którego wyznają niektórzy ludzie. Tekst może przetrwać, tylko jak napisać ludziom, że to, co nas różni od zwierząt, to tylko to, że złudnie myślimy, że jesteśmy ważni i potrzebni. Za coś takiego ludzie by mnie znienawidzili, oni nie znają prawdy. Ciemność jest lepsza dla nich od światła, bo światło pozwala widzieć, a oni nie wszystko chcą zobaczyć. To ciemnota a ja chcę ich oświecić, jeśli tylko się da... - tłumaczył się Mag. - Żal mi trochę życia, bo się do niego przyzwyczaiłem, ale bardziej żal mi ciebie, bo jak ja umrę, ktoś wypuści cię widząc twój smutny dzióbek a po godzinie zrobisz się niebieski, odpadną ci łuski i umrzesz tak jak ja, tylko bardziej boleśnie...
Pisarze mają teraz ciężki żywot, jest taki zryw na zaskakujące zakończenia, że normalne zakończenie jest dla czytelnika zaskakujące...
Czarownik znowu zaczął pisać a smok przyglądał się jego małym, ładnym literkom. Spróbował od innej strony, od życia, które jest uniwersalne i wszędzie pasuje.
Niech żyje życie, albowiem manifestuje się we wszystkim, nawet tak niegodnym tego jak człowiek. Westchnął, niech ta linijka zostanie, najwyżej obrzucą go kamieniami. Życie ma początek i koniec a to, co jest pomiędzy nimi to tylko nudna egzystencja, pozbawiona cudów, herosów i mitycznych stworów, chyba, że je sobie wyobrazimy albo wyczarujemy. Umysł jest potężną bronią, potężniejszą niż magia ale tłumioną przez miecz. Siłą umysłu można pokonać miecz, ale nie głupiego człowieka, który nim macha. Dlatego właśnie po mądrzejszych śmierć przychodzi wcześniej, ale drodzy czytelnicy, którzy kiedykolwiek przeczytacie tą książkę, uwierzcie mi, że za mądrość naprawdę warto umierać. Pomyślał chwilę, zrobił parę kropek w miejscach przecinków i zmienił kilka trudniejszych słów takich jak „egzystencja” i „manifestuje” na łatwiejsze, pospolite. Ludzie nie lubią długich zdań i wyrazów, których nie rozumieją.
Smok pokręcił głową, chwycił się za szyję i poszarpał chwilę demonstrując kolejny przekaz.
- Tak, wiem, ludzi nie zaciekawi coś, w czym nie ma przemocy... - smoczek wykonał kolejne ruchy - ... i seksu? No tak. Masz rację, jak zresztą zwykle. Dobrze rozumiesz ludzi, powinieneś zostać profesorem jakiejś socjologii albo czegoś takiego.
Czarownik zwinął papier w kulkę i pomiął. Nie wiedział co robić. Właśnie wpadł mu do głowy nowy pomysł, od którego uśmiech znowu pojawił się na jego zmęczonej starością twarzy.
- Już wiem, napiszę coś o tobie! - powiedział do swojego towarzysza.
Smok wydał z siebie wiele mówiące „Hm?” i szerzej otworzył oczy.
- Tak, to przecież dobry pomysł, jak jako autor i ty jako główny bohater, będziemy razem żyć na wieki w książce. Będzie w niej coś o smokach i ciekawa historia, jak cię znalazłem, może trochę ubarwiona, żeby się lepiej czytało. Twoja historia opowie o przemocy i głupocie ludzkiej. O seksie też będzie, bo skąd inaczej byś się wziął?
Smoczek dreptał po butelce wyrażając coś w rodzaju skromnego: „O mnie to wszystko? Jestem taki dumy, ale nie trzeba było...”.
W tym momencie ktoś zastukał do drzwi. Używał do tego chyba pięści i buta a sądząc po dźwięku rezonansu pustki, także głowy.
Smok zademonstrował swoim ciałem: „Udawaj, że cię nie ma...”.
- Jednak otworzę, ale odwróć wzrok, to nie będzie przyjemne. - powiedział Mag otwierając drzwi.
W drzwiach stanął rycerz zakuty w ciężką zbroję łuskową. Miał pióropusz na hełmie i miecz w ręce gotowy do użycia. Wyraz twarzy świadczył o braku rozumu, wewnętrznej pustce i ogólnym rozzłoszczeniu organizmu.
- To ty napisałeś, ze zwierzaki są lepsze od ludzi? - zapytał głosem świadczącym, że wie, że to on, ale chce to usłyszeć od niego.
Tak - przyznał się Mag wiedząc, co go czeka i nie bojąc się. - I miałem w tym rację. - Dodał.
- W takim razie giń. - Machnął mieczem i głowa maga upadła na ziemię. Z kieszeni wypadła karteczka ze starannym pismem Czarownika. Homo Homini Lupus, a nie mówiłem?
Rycerz podszedł do zapłakanego, piszczącego smoka i przyjrzał mu się.
- Biedaku, kto cię tam zamknął. Jesteś taki smutny, zaraz cię uwolnię. - Powiedział i wyciągnął korek.
Na kartce zaczęły pojawiać się w magiczny sposób litery, pismo Maga.
Drogi czytelniku, sam zdecyduj, kto miał rację, a kto powinien umrzeć. Obiecałem, że skończę moją książkę i słowa dotrzymam. To właśnie jest ten koniec...
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: Vonderey "Dążenie Do Prawdy i Smok w Butelce"
Wysłano: 26.08.2009 20:01
Lis Pospolity
Zwierzę
Mój tekst ma trochę podtekstu filozoficznego, ale mam nadzieję że się spodoba, siedziałem nad nim całą noc... Jeśli ktoś zauważy jakieś błędy, nich od razu napisze gdzie, postaram się poprawić... 8-)k