Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Dziama "Mróz" - rodział "Elektrownia" cz. I  
Autor: Dziama
Opublikowano: 2010/3/13
Przeczytano: 1507 raz(y)
Rozmiar 4.77 KB
0

(+0|-0)
 
Słowo wstępu - jest to część opowiadania non-furry. Dowiedziałem się, że tak można, więc ciiii. Czytajcie i komentujcie :)


Motocyklista pędził starą Yamahą po polnej drodze przez zamarznięte, stepowe pustkowie. Niebo było czyste, słońce jasno świeciło. Nie pojawiało się na nim żadne stado ptaków, większość zwierząt i lasów wymarło przez nieustający, siarczysty mróz oraz okrutną wojnę, która doprowadziła świat do ruiny, pustki i pogłębiającej się anarchii, a ludzkość na skraj upadku. Podróżnik poprawił ręką pas od starego karabinu snajperskiego i spojrzał na zegarek. Wskazówki od zawsze pokazywały tę samą godzinę, 3.33, był tam też kompas oraz termometr, który aktualnie wskazywał 39 stopni poniżej zera. Kierowca starego motocyklu naciągnął bardziej na twarz stare szmaty, którymi miał szczelnie owiniętą głowę. Oprócz tego nosił okrągłe okulary z zasłonami od iskier, które były używane niegdyś do spawania, aby choć trochę chronić swój wzrok przed zimnem oraz promieniowaniem słonecznym. Miał też na sobie starą, ciemną, długą kurtkę, bojowe spodnie z kieszeniami, rękawiczki ze skóry jakiegoś dawnego zwierzęcia oraz wysokie, wojskowe buty, które niegdyś zabrał martwemu gwardziście. Popędził maszynę. Zmarznięte traw i niskie krzewy ciągnęły się po horyzont. Z lewej strony w oddali widać było szczątki ludzkich osiedli, opustoszałych od wielu lat. Nawet bandyci się stamtąd wynieśli, nie mając już co rabować; urządzali oni zasadzki na samotników, podobnych jemu. Teren, po którym się przemieszczał znany był z częstych strzelanin pomiędzy bandytami a innymi ludzkimi klanami, a wszystko przez cel, do którego zmierzał. Po przejechaniu jeszcze 10 km silnik maszyny zaczął rzęzić, motor zwalniał. Kierowca spojrzał na licznik. Koniec paliwa.
- Kurwa… Bez benzyny nie jesteś mi do niczego przydatny – zaklął pod nosem.
Paliwo, amunicja, pożywienie i zwłaszcza leki były to najcenniejsze surowce, wielokrotnie przewyższające swoją wartością ludzkie życie.
Kierowca zatrzymał Yamahę i sprowadził ją z drogi, aby nie rzucała się w oczy ewentualnym, kręcącym się w pobliżu bandytom. Z trudem wepchnął ją w wysoką do pasa zamarzniętą trawę i krzaki stepowe i rzucił na ziemię kilka metrów od drogi. W pewnej odległości zauważył czarny kształt dużego, samotnie stojącego budynku oraz słupy wysokiego napięcia, które, w czasach sprzed Wojny Elektronicznej, przewodziły prąd. Wziął myśliwską lornetkę i spojrzał. Budynek był duży, była to stara elektrownia. Wszystkie okna były powybijane, nie zauważył żadnego ruchu. Tydzień wcześniej została wysłana tam grupa ekspedycyjna, ale nie wiadomo, czy jeszcze żyli. Mogli tam już być bandyci, mógł zabić ich mróz lub głód. Wędrowiec zdjął z ramienia karabin, odbezpieczył zamek i ruszył pośród traw. Wszędzie panowała niesamowita cisza. Jedynym dźwiękiem było pękanie zmarzniętych gałązek i skrzypienie szronu pod butami. Słońce świeciło oślepiającym blaskiem, który odbijał się od drobinek lodu i szronu. Na szczęście stare, robocze okulary dobrze spełniały swoją rolę.
Po około pół godziny męczącego marszu samotnik zbliżył się do obiektu na odległość 2 km i zatrzymał się niepewnie. Teraz nastąpiła najtrudniejsza dla jego psychiki część zadania. W budynku mogła być banda „szczurów”, jak potocznie określano bandytów, mogli mieć snajpera. Nie było sensu kryć się w trawie, pewnie już dawno został zauważony, ale dopiero teraz zbliżył się na zasięg pewnego strzału. Nie było innej rady, musiał się dostać do budynku. Zawiesił broń powrotem na ramię, podniósł ręce do góry i zrobił niepewny krok na przód. Mimo mrozu pot wystąpił mu na czoło, w każdej chwili mógł zginąć. Wziął głęboki oddech, zamknął oczy i postąpił kilka kroków na przód. Nic się nie stało. Wędrowiec otworzył oczy i ruszył pewniejszym krokiem. Po jakimś czasie spuścił ręce w dół, nie miał siły już dłużej trzymać ich w górze, po za tym, jeśli nadal żył, to był już bezpieczny. Zbliżył się do budynku, wszędzie panowała niepodzielnie cisza. Żelaznego ogrodzenia nie było, na ziemi leżały tylko szczątki, reszta została pewnie rozkradziona. Elektrownia była stara i zniszczona, nie miała w ogóle szyb. Miała jakieś cztery piętra, część ściany była osmolona od pożaru. Za pustymi ramami od wielkich, przemysłowych okien widać było maszyny i liczniki. Wędrowiec podszedł cicho do ciężkich, zbrojonych drzwi i wyjął zza pasa nóż.
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: Dziama "Mróz" - rodział "Elektrownia" cz. I
Wysłano: 13.03.2010 15:10
Lis rudzielec
Zmiennokształtny
To tylko początek, mam koncepcję na napisanie dłuższej całości, ale proszę o obiektywne komentarze, ponieważ nie wiem, czy jest sens i czy się spodoba.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Dziama "Mróz" - rodział "Elektrownia" cz. I
Wysłano: 13.03.2010 16:30
Skunks
Anthro
Mnie trochę wciągnęło, bo tekst krótki. Czekam na więcej ^^

0
(+0|-0)
Opowiadania: Dziama "Mróz" - rodział "Elektrownia" cz. I
Wysłano: 13.03.2010 16:40
fioletowy kot w szaliku
Anthro
Jak tekst z podręczników do RPGów, ale do Neuroshimy to mu troche brakuje. Porządnie napisane, ale bez fajerwerków ;p .

0
(+0|-0)
Opowiadania: Dziama "Mróz" - rodział "Elektrownia" cz. I
Wysłano: 13.03.2010 18:38
Husky
Anthro
Dobre, ale punkt kulminacyjny (lub jego brak) jest taki sobie ;] Pisz dalej, to może być niezłe jak się rozkręci! :-)k

0
(+0|-0)
Opowiadania: Dziama "Mróz" - rodział "Elektrownia" cz. I
Wysłano: 13.03.2010 19:22
Ładny język i miło się czyta.
Ale krótkie!
Czekam na następną część ^ ^

0
(+0|-0)
Opowiadania: Dziama "Mróz" - rodział "Elektrownia" cz. I
Wysłano: 10.07.2010 20:54
Lew feral
Kogucik
Chce się czytać ciąg dalszy :-)k

Moim zdaniem bardzo fajny początek - pomijając fakt, że nie jestem fanem wizji apokaliptycznych - jak trafiłem na EOTxt to było przykre doświadczenie :-Pk

EDIT START:
No po prostu mnie wciągnęło
*EDIT END*

Chyba powinno zostać dokończone.