Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Liskowic "Lisia Szabla" cz.1 [+18]  
Autor: Liskowic
Opublikowano: 2010/6/25
Przeczytano: 2193 raz(y)
Rozmiar 27.17 KB
0

(+0|-0)
 
O tym jak pan Gedeon szlachciankę do szabelki przyuczał, przerwanej kąpieli gonitwie po lesie, iskry w śniegu, wyższości szabel z kabłąkiem, o Lisich godach pod sosną i obietnicy kozaka.





Angelina siedziała na przy okiennicy patrząc na pachołków, którzy doglądali koni. Jej bujny ogon poruszał się powoli na prawo i lewo dając tym samym do zrozumienia, iż taki sposób spędzania czasu nie jest jej niemiłym. Od kiedy na dworek wrócił Gedeon Liskowski, zwykła spoglądać przez okno częściej. Dziwiło ją to, że lisi szlachcic przyjechał na służbę do swojego dawnego kompana pomimo tegoż miał własny dwór gdzieś niedaleko Lublina, w Zawieprzycach.

W dworku po pijatyce, jej nozdrza były atakowane zapachem rozlanego miodu, mięsiwa, pieczonych owoców, przypraw a zwłaszcza, o dziwo, prochu strzelniczego. Pan Wilkowski z pozostałymi szlachcicami zaproszonymi tutaj, aby uczcić błogosławiony stan panienki, oddali trzy salwy z samopałów, bandoletów i pufferów w sam sufit.
Cieśla nigdy na służbie u szlachcica nie umrze z głodu- Zwykł mawiać znienawidzony przez nią Janusz, ale tutaj akurat uprzedzenia szły na bok, gdyż w tej kwestii nie sposób było sie z nim nie zgodzić.
Panowie szlachta nadal pili, choć było południe dnia następnego. Spojrzała na męża, który spał teraz snem mocnym. Kochała go jak najlepszego przyjaciela, on zaś świata poza nią nie widział. Niezbyt dobre było to połączenie, ale jakby nie zgodziła się wyjść za starszego od niej o lat 20 Andrzeja, który dobrym i wiernym był mężem, co na
Tatarów nieraz jeździł, zostałby jej Jan, brat jego, charakternik i zajezdnik.
Wybór był prosty.


Życie panienki było prawie, że wyprane z kolorytu, gdyby nie Gedeon. Pamiętała ich pierwsze spotkanie prawie rok temu.



*****************************************
Padał śnieżek, grunt był ubity a wiatru nie dało się uświadczyć. Jakże by tej pogody nie wykorzystać lepiej niźli na trening?

Zamachnęła się szablą pozornie atakując bark, lecz przechyliła nadgarstek, aby pióro szabli spadło mu na żywot. Gedeon sparował uderzenie bez najmniejszego trudu uderzając z łokcia. Nie stosował bloków jeno szybkie zbicia, co było dla panienki zupełnie nowe. Tak walczyli Ci, co przeciw szabli tatarskiej o niebywałej krzywiźnie stawali.
Odskoczyła i znów stanęła do pozycji od zastawy trzeciej. Dyszała, a on stał i uśmiechał się zawadiacko. Husarkę miał drwiąco opuszczoną.
-Walcz waść!- Warknęła a futro na jej karku zjeżyło się złowieszczo, że nawet Janusz Wilkowski, który treningowi się przypatrywał, odstawił kielich z miodem. Już chciał przerwać im walkę, kiedy Andrzej powstrzymał go ręką.
Choć pierworodny Andrzej miał dość pospolity kolor futra i oczu, jego uszy nie unosiły się wyżej niż pozostałych a pysk na równi pospolity, co jakowyś szarak z Mazowsza, to jego brat Jan miał futro białe oczy jasnobrązowe, rysy szlachetne z krótkimi jasnymi włosami opadającymi lekko na czoło. Lecz charakter ni jak nie pasował do anielskiego koloru. Cóż, Pani Ironia lubiła być obecna wszędy i zawsze.
-Daj jej jeszcze chwilę- poprosił. Tomasz z niechęcią upił kolejny łyk złocistego trunku.
-Ja z waszmościanką nie walczę, jeno uczę- odparł z uśmieszkiem słodkiego szczenięcia Liskowski.
Ten słodki ton i maniera doprowadzały Angelinę do furii.
Rzuciła się do przodu markując uderzenie na jego prawą rękę. Zastawił się, w tym momencie wilczyca przerzuciła szablę do lewej ręki, jeden z najbardziej zdradzieckich ruchów. Doskoczyła ponownie i cięła piórem szabli. Piekielna polska czwarta, ruch, którego obawiali się, Francuzi, Hiszpańce i wszelakie pludractwo.
Liskowski nie odbił tym razem...Odskoczył.

Panienka, użyła ogona, jako przeciw wagi i uchyliła się przed ripostą z jego prawego barku. Miała wystawione całe ramię, plecy i szyję, miała szczęście.
Liskowski uśmiechał się nadal, cały jej wysiłek zdawał się go zwyczajnie bawić.
Angelina spojrzała na niego, na tę posturę mniejszego od niej o dwie głowy lisa, na te bystre oczęta.

-Ty....Ty...Z kurwy synu!- Wykrzyknęła podnosząc szablę, aby za chwilę ją wsunąć za pasek. Jej batorówka była stara, pamiętała jeszcze czasy króla Stefana.-Wygrałeś..- Powiedziała cicho. Jakby do samej siebie. Jej mąż już zdążył do niej podejść. Wpadła mu w ramiona szukając w nich otuchy, tej natomiast pogłaskał ją czule po pyszczku, który był lekko łzami zroszony. Liskowski schował swoją husarkę do pochwy, po czym zdjął kołpak przyozdobiony czaplim piórem z głowy na znak szacunku dla przeciwniczki. Dostrzegła to i podała mu rękę. Chociaż był mniejszy to łapę miał silną a uścisk godny płatnerza.
-Przepraszam waszmości.
-Za co?- Zapytał naprawdę zdziwiony.
-Za...Z kurwy syna...- Powiedziała powoli. Ten zaś uśmiechnął się tak promiennie, że jakby mógł owy uśmiech ogrzewać to janczarom dupy by wyparowały.
-Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr...Za to wypiję.- Powiedział nim z Andrzejem poszli do dworku. Na placu została sama z Januszem, który jak gdyby nigdy nic przyglądał się sie czeladzi krzątającej się wszędzie, choć jeszcze przed chwilą gotów był skoczyć, aby kobietę własnego brata miłością zbrodniczą uwielbianą, przed lisem uchronić.
Pykając fajkę patrzył na chmury.
-Pewno sie cieszysz- powiedział o dziwo ciepło i przyjaźnie, kiedy ona nakładała na siebie pikowany żupanik specjalnie dla niej uszyty. Tak to było, jest i będzie, że jedne panienki na szwaczki, a drugie do wojaczki.


-Z, czego się Janku cieszyć? Chłodne wieczory mamy dobrze, że zima łagodna, ale jeno patrzeć jak śnieg trakty zawali jeszcze przed wiosną.
Uśmiechnął się do niej w sposób taki, że byłaby skora w tej chwili wybaczyć mu wszystkie występki
-Za dzień lub dwa...

***


...Lisie gody - Rzekł Andrzej do Gedeona -Lisie gody..Kurwa mać!- Lis podniósł uszy, po czym nieco z nico zakłopotanym wyrazem pyska. Nie rozumiał podniecenia starego kompaniona.
-Jędruś, Przed chwilą wbiegłeś mi do komnaty, kiedy brałem kąpiel. Chyba nie spodziewasz się, że wyjdę, obejmę cię z obnażonym kusiem. A jeśli jednak to radze nałożyć turban i jechać do Turków, tam sodomia milej widziana niźli miłość chrześcijańska.- Odparł z typowym dla siebie chichotem.- A gdybym tu wianki chłopkom zrywał?
-Oj wyłaź prędzej Gedeon - ryknął Wilkowski- Na czyjej służbie synu babiloński końską pytą jebany jesteś? Wystarczy jedno moje słowo, aby cię z gołą dupą na dwór w mróz wyrzucić.- Dopiero teraz Liskowski dostrzegł łzy w oczach przyjaciela.
-Jędruś...Co się stało?

***

Była noc, co nie sprzyjało spacerom w lesie, a Angelina zmuszała konia do cwału. "Zachciało mi się oglądać jak się lisy pierdolą kurwa mać!" Przemykało jej przez myśl raz za razem. Pierwszego ciurę zastrzeliła z puffera, kula rozorała mu czoło a on sam stoczył się z siodła na zmarzniętą ziemię. Wyprzedziła pościg, ale wiedziała, że jej klacz Kara nie wytrzyma pogoni. Napastnicy mieli świeże podjezdki, a jej wierzchowiec od rana nie jadł i nie pił, w dodatku brał mróz.
Zsiadła z konia i puściła go traktem. Teraz biegła przez las licząc na to, że napastnicy pojadą cwałem Za Karą, co da jej czas do ukrycia się.
Boże, jak ona się myliła.
Słychać było wystrzał, rozdzierający uszy suchy trzask i koński kwik.
Angelina wyrosła w kraju, w którym miast kołyski, dzieci kołysane były przez końskie siodła. W kraju gdzie dłonie przyzwyczajone były do uzdy. W kraju, w którym doby koń kosztował więcej niż człowiek. W kraju gdzie koń potrafił znaczyć więcej niźli własny syn.
Nie wytrzymała.
-KARUSIA!- Krzyknęła i zaczęła biec z powrotem. łzy spływały jej po policzkach. Nos wychwytywał zapachy krwi, prochu i nawet w lasach obecnego na terenie Rzeczypospolitej siwuchy.
- Tam jest!- Krzyknął jeden. Był to dość wysoki wilk odziany w tani żupan piechoty łanowej. Wyciągnęła batorówkę, węgierka lekko zasyczała, kiedy jej pani wyciągnęła ją z pochwy. Przyjęła pozycję. Ogon wygięty do tyłu, kolana ugięte. Druga ręka przy zapasowym bandolecie. Była w swoim żywiole. Groźna wilczyca, której szarawe futerko jeżyło się bardziej i bardziej. Wyszczerzyła kły do napastnika, który zdołał zejść z konia i wyciągnąć leciutką karabelę. Był od niej wyższy o głowę.
-Zanim tamci cię znajdą...
-...Będziesz już związana i potulna jak owieczka przed rzeźnikiem.- Dokończył za nią.
Skoczyli do siebie, stal spotkała stal. Walczyli z balansu atakując na górne partie ciała. Poszły iskry. A śnieżek jak padać to padał, nie przejmując się szlachcianką, iskrami i całą Rzeczypospolitą.
- Ku mnie!- Zawołał wilk. Dopiero teraz Angelina usłyszała kroki. Dwa ubrane w lniane koszule, hajdawery i baranice lisy wbiegły na trakt, tylko jeden miał szablę, drugi trzymał toporek na długim drzewcu."Najemne ciury albo szaraczki z Mazowsza". Dygotali z zimna. "Z nimi łatwo pójdzie" pomyślała waszmościanka, nadal zaabsorbowana swoim pojedynkiem.
Pierwszy doskoczył ten z toporkiem i od razu dostał piórem po łbie. Nie zabiło go to, ale leżał praktycznie nieprzytomny.
To był głupi ruch. Wilk doskoczył do niej i chwycił z nadgarstek.
Miała jeszcze chwilę zanim doskoczy lisi najemnik z przeżartą rdzą batorówką.
Przyłożyła bandolet do wilczej skroni napastnika i pociągnęła za spust.
Nie strzeliło. Panewka była zakryta.
Wilk chwycił ją w silne ramiona po tym jak odrzucił jej szablę na bok. Poczuła mocne uderzenie w żywot i na dłuższą chwilę straciła oddech. Kopnięcie w jej delikatny a przecież tak hardy pyszczek, przygniotło ją do ziemi i ostatecznie złamało jej ducha. Czuła jak ją wiążą i choć wielokrotnie wyobrażała sobie jak pluje w twarz jej nieprzyjaciołom, to teraz rozpłakała się na dobre.
Wilk otworzył bukłak, z którego upił siwuchy, po czym podał ją rannemu topornikowi, aby polał ją sobie na ranę.
-Imaginuje sobie waszmościanka, że wielem dobrego o niej słyszał i muszę przyznać...- Przerwałby położyć rękę na jej piersiątku. "To koniec" pomyślała ze łzami w oczach. Zadygotała pod jego dotykiem a ten uśmiechnął się szyderczo-...Że mnie nie okłamywano.
Pisnęła, kiedy rozerwał jej żupanik. Płakała jak lizał ją po sutkach.
Lisy przyglądały się ze złośliwymi uśmieszkami. Powolutku zaczęły się zbliżać.
-A wy kurwie syny gdzie!?- Zagrzmiał- Semenko pojedź po trupa Barabasza, a ty Taras idź konie uspokój, długa droga do Krakowa. Szablista zawarczał a sierść mu się zjeżyła, jednak nie sprzeciwił się rozkazom
-Tak pane, tolka ja wazmu jej szablu. Maja hierawata.- Powiedział wyrzucając swoją zardzewiałą batorówkę w krzaki by podnieść jej piękną i zadbaną broń ze śniegu. Taras powoli wstał i podszedł do trochę wciąż nerwowych wierzchowców Nie patrzyła na to jak odjeżdża. Zamknęła oczy, kiedy ręka ich herszta zanurkowała między jej nogi. Masował ją tam bezczelnie, kiedy ona chlipała. Jego oddech śmierdział gorzałą. Czuła jak wsadza jej palec do środka.
-Ciasną masz tą piczę.- Powiedział, kiedy próbowała się wyrwać. Położyła uszka, kiedy uderzył ją łokciem w twarz.
Gryzł ją delikatnie w ramię, kiedy jego prawa łapa masowała ją tam gdzie nawet jej mąż często nie zaglądał. Pocałował ją w piersi i zsunął jej hajdawery a potem delikatnie schodził na dół. Jego długi, ciepły, wilczy język delikatnie zbliżał się do jej powoli rozgrzewającej się piczki. Powąchał ją tam jakby delektując się jej wonią. Po chwili zaczął lizać ją końcem języka po jej drażniątku. Wygięła się w niechcianej przyjemności, kiedy czuła jego ciepły oddech. Jego jęzor przesuwał się wzdłuż całej jej długości. Słychać było już końskie kopyta, zapewne Semenko wracał Zacisnęła nogi, więc uderzył ją w splot słoneczny. Straciła oddech.
-Nie widzisz głupia kurwicho, że robie ci dobrze?!- Krzyknął jej do ucha, po czym ściągnął jej hajdawery, nie broniła się juz. Strach zwyciężył- A może ty nie lubisz jak cię delikatnie biorą, co? To da się załatwić jebicho turecka, kozia córo. Nobile Verbum ci daję, że ja ci zaraz...-Niedokończył. Usłyszał krzyk i kwik koni.

To Semenko zeskoczył z wierchowa i przejechał Tarasa po żywocie.
-Gospady pamiłuj...- Tak brzmiały jego ostatnie słowa.

-Semenko..Co ty?- Rzekł wilk szybko naciągając hajdawery wciąż niedowierzając temu, co było dane mu zobaczyć.
Angelina pociągnęła nosem. Znała ten zapach.

Dopiero teraz jak lis podszedł bliżej zauważyć się dali, iż nie baranica go zdobi jeno żupanik lniany spięty pasem z rapciami, do których pochwa ze spoczywającej w nią husarką doczepiona była. Lisi szlachcic trzymał teraz batorówkę waszmościanki, którą odebrał świętej pamięci Semence. Rzucił ją w bok i dobył własnej. "Czarna Panienka" Liskowskiego zasyczała niczym żmija gotowa do skoku na niespodziewającego się kostuchy szczura.
-Stawaj wałachu turecki! - Krzyknął do wilczego szlachciury. Jego oczy powędrowały na związaną i odkłaniającą swoje wdzięki panią Wilkowską. Oczy jego napełniły się furią. Szlachciura dobył karabeli, lekkiej, zwinnej i śmiertelnej riposty na sejmikach i zajazdach.
-Na wielkoluda mi waść nie wyglądasz. Zaniechaj mnie to puszcze wolno a może nawet- tutaj uśmiechnął się szkaradnie a futro zjeżyło mu się na ogonie, obnażył kły- potańcujemy z panią Wilkowską, co prawda wianek dawno jej pan Andrzej zerwał, ale nadal jej pica jest ciasna jak..
-STAWAJ!- Krzyk Liskowskiego był tak pełen nienawistnej pasji, że szlachciura cofnął się o krok pomimo tego, że był o 3 głowy większy od Gedeona. Stanęli w pozycji.

Okrążali się po lewej stronie wydeptując krąg na śniegowym puszku. Miarkowali siły i działali z rozwagą i spokojem godnych Franciszkanów, tylko ich oczy i oddechy głębokie niosły swoistą przepowiednię mordu.
Pewno długo by tak miarkowali zamiary pozwalając, aby puszek pookrywał ich sierść a lekki szron pokrył ich nosy gdyby gdzieś niedaleko łania nie nastąpiła na gałąź.
Ten lekki trzask był impulsem. Skoczyli ku sobie. Angelina widziała błyski w ich oczach przez snopy iskier rozświetlane.

Wilk ciął od dołu na żywot. Liskowski skontrował uderzenie obiciem na czwartą zastawę.
-Kozak miał za długi jęzor- powiedział Gedeon - Kto was nasłał panie Michale Drzywuski?
Wilk zawarczał gniewnie.
-Dobrze, że moczymordę zasiekłeś. Mam nadzieję, że uciąłeś mu pen pijaczy jęzor. Ode mnie jednak nic się nie dowiesz, za dobrze zapłacili.
-Porwanie na zlecenie mógłbym darować, ale kradzieży szabli nigdy. Nie bój się. Czuł swoją śmierć, być może nadal tańcuje z kostuchą.
Patrzyli na siebie złowieszczo zanim doskoczyli ponownie.


Michał uderzył z odlewu na nogę, Gedeon chciał sparować. Jakże sie pomylił.
Atak z łokcia był taki zwodniczy. W jednej chwili karabela zmieniła kąt ciosu w ręce swego pana na szyję Liskowskiego.
Ledwo uskoczył jednak oberwał szablą po pysku. Pisnął, kiedy posoka zaczęła wylewać sie z rozoranego po całej długości lisiego policzka na biały śnieg zraszając również lniany żupan.
Drzywuski chciał poprawić, ale Gedeon wbrew jego oczekiwaniom, nawet na moment nie stracił rozeznania. Ciął z ramienia to, co miał najbliżej.
Michał zawył, kiedy jego karabela jego cztery palce upadły na ziemię.
Przestał wyć jak Gedeon rozorał mu gardziel husarską panienką.
Tako kończyli ci, co do karabeli rękawic kolczych nie nosili.

Liskowski patrzył na truchło dysząc ze zmęczenia. Gdzieś zahuczała sowa, którą waśnie polskiej szlachty obchodziły mniej niż mysz, którą przyszło jej upolować.

Rozwiązał Wilkowską by chwilę potem nałożyć na nią swój żupan. Otarł jej łzy.
-Waszmościance już nic nie grozi.- Zapewnił ciepłym i spokojnym głosem. Wtuliła się w niego, kiedy łzy popłynęły znowu z jej oczu niczym dwie małe rzeczki.
-Jesteś ranny Gedeon- powiedziała głaszcząc jego policzek.
-Tak- tutaj uśmiechnął się znowu tak samo przyjaźnie, co wtedy, gdy ją przyuczał- Dostałem coś Pro Memeoria od tego Nobilu Nullu, mój błąd...Errare Humanum Est.
Wtuliła się mocniej. Mniejszy od niej lisi szlachcic pachniał krwią, końskim grzbietem, miodem, prochem...Przygodą. Nie zauważyła, kiedy głaskał jej włosy by ją uspokoić.
Polizała go po ranie...I wtedy zaczęła sie prawdziwa opowieść.

Nie wiedziała, kto pierwszy pocałował a kto odwzajemnił, to było nieistotne. Wiedziała, że to ona pierwsza ściągnęła mu koszulę. Patrzyła na jego blizny i całowała rany swojego wybawiciela niczym Maria Magdalena, święta grzesznica. Bała się, że ją odtrąci...Niepotrzebnie.

Zamknął oczy, kiedy poczuł jej pocałunki. Rozchylił żupan, który założyła na siebie. Ścisnął za pierś delikatnie, lecz zdecydowanie.
Ucałował jej szyję zanim ona pchnęła go na ziemię. Leżał uśmiechając się do niej, kiedy jej pyszczek masował mu podbrzusze a ręka głaskała go między udami, czyniąc pewne rejony twardszymi. Jego ręka powędrowała na jej włosy, aby pogłaskać je lekko. Nie przejmował się tymże leży na sniegu. Futro dawało mu dostateczną ochronę przed chłodem, więc fakt, że ściągała mu hajdawery nie napawał go obawą przed ochłodzeniem.Wręcz przeciwnie.
Przeniosła się do pozycji kruczej, która pozwalała na wzajemne miłowanie się ustami. Pozycję gromioną z ambony przez klechów, i tak uwielbianą przez większość szlachetnie urodzonych. Zamruczał, kiedy poczuł jak zamyka mu wilcze usta na jego przyrodzeniu. Pocałował jej dziupelkę jakby to były jej własne usta, kiedy zaczęła poruszać głową z góry do dołu masując jego członka długim wilczym językiem wewnątrz jej ust.
Lizał ją tam powoli, głaszcząc jej pośladki swoimi łapkami. Mruczał przy tym dając jej dodatkowe wibracje. Przerwała na chwilkę, aby wypuścić jęk pełen rozkoszy.
"Boże. Co ja wyczyniam?" Przemykało jej przez myśl raz za razem, jednak nie przerywała, nie odtrącała kochanka.
Trwali tak pieszcząc się nawzajem, kiedy nagle Gedeon stanowczym ruchem zrzucił ją z siebie.
Myślała, że chce przerwać, ale on rozchylił jej uda. Nie chciał dłużej czekać.
Jego wzrok zdradzał pożądanie. On sam nie wiedział, czego nie przerwie, czego jej nie odtrąci, zawiezie do dworku i udawać będzie, że nic między nimi nie zaszło. Nie był w stanie.
Ucałował głęboko brudząc jej pyszczek posoką z policzka. Nie przejmowała się smakiem krwi. Zamknęła oczy i pocałowała go głębiej niż był sobie w stanie wyobrazić. Serce zabiło obojgu mocniej.
Wpadł w jej ramiona, gdy ona pozwoliła mu wejść w siebie. Zaczął delikatnie, ale stanowczo zarazem. Przygryzła lekko jego szyję.
- uwielbiam twój zapach - wyszeptał - Pachniesz sosną i potem.
Zamruczała lekko, kiedy zakleszczyła jej mięśnie wokół jego członka. Zagryzł wargi, kiedy oplotła go ramionami i nogami, nie chciała puścić.
Poruszała biodrami w takt jego pchnięć głaszcząc jego ramiona. Futro jej lisiego kochanka było zadziwiająco miękkie i puszyste jak na takiego charakternika.
Ciała wilczycy i lisa parowały na mrozie, z daleka słychać było jak zwierz jakowyś krąży wokół nich, ciał kochanków przywabiony wonią.

Próbował poprawić swoje położenie, na próżno. Jej nogi i ręce go oplotły niczym winorośl tyczkę.
Uśmiechnęła się słodko. Podobało jej się to, iż to teraz ona decydowała o wszystkim. Była większa i silniejsza. Przeturlała się takiż teraz on był na dole. Patrzył na nią z dołu, ze swoim zawadiackim uśmiechem, kiedy ujeżdżała jego konika, wprowadzając do źródełka, z którego mógł pić do woli.
Chwycił ją jedną ręką za pierś..Za mocno.
Pisnęła i strzeliła go otwartą dłonią w zdrowy policzek, a ten zwolnił nieco uścisk.
- Ja z waćpanem nie walczę, jeno przyuczam - powiedziała figlarnie ujeżdżając go coraz szybciej i pewniej.
Chwycił ją za dłoń delikatnie i pewnie zarazem. Patrzyła na jego blizny, na świeżą ranę na pysku. Na zlepione posoką potem i śniegiem futerko. Dopiero teraz dostrzegła głębie jego oczu. Brązowe studnie, które zdawały się mówić więcej niż niejedna z ksiąg zbiorów Zamojskiego. Czuprynka krótka, ścięta po bokach mieniła się czerwienią. Jego miękki oddech ciepły jak letnie popołudnie, zamieniał się w kłęby pary. Najbardziej zaskoczył ją jednak jego kuś. Niejeden większy wilk mógł mu pozazdrościć wytrzymałości i finezji. Ot cała fantazja szlachecka. Pochędożyć i powalczyć dobrze przed schlaniem się na umór. Nie chciała mieszkać gdzie indziej niźli w Rzeczypospolitej. Tutaj się miłuje na zabój i jebie do utraty tchu.

Patrzył na nią z dołu. Na delikatnie ułożone futerko, długie hebanowe, opadające na plecy włosy, zwykle splecione w długi warkocz. Kochał jej piersiątka, nie za duże, nie za małe. Niczym jabłuszka zakończone sutkami wielkości jagód. Delikatne podbrzusze niezmienione ciążą. Miał trudności z oderwaniem wzroku od piczki wydzielającej słodką woń oraz jej drażniątka. Oczy Waszmościanki Angeliny Wilkowskiej niczym zielone ognie, przeszywały go na wskroś.
"Czemu tej siły w oczach wcześniej nie dostrzegłem?" Pytał się w myślach raz za razem. Poczuł jej ogon, na swojej kicie.

Spletli je razem i chwycili się za ręce, kiedy doszła. Napoiła jego konika ochoczo i obficie. Poruszała biodrami, aby pomóc mu wejść głębiej. Poczuła jak ją wypełnia od środka wbijając lisie pazury coraz głębiej w zamarzniętą glebę.
Wiedziała, że trochę czasu minie zanim z niej wyjdzie. Taka już dola psowatych kochanków. Na szczęście niedaleko leżała podwójnie podszyta delia piechoty łanowej. Wzięła delię Michała Drzywuskiego z niesmakiem, ale przykryła nią siebie i jej kochanka.
-Dobrze, że zrzucił ją zanim go usiekłem...- Powiedział z uśmiechem godnym zawadiaki i miłośnika
Nagle usłyszeli jak coś się zbliżało. Liskowski zadrżał, teraz byłoby mu trudno się bronić. Chyba, przeciwnik padłby ze śmiechu. Jednak po chwili się rozluźnił. Nie było się, czego obawiać.
Na oświetlony księżycem trakt wbiegły dwa lisy. Samczyk podgryzał samiczkę a ta niczym kokieta puszyła się i groziła zębami. Potem role się odwracały, i tak non stop. Gniewne warknięcia mieszały się ze słodkim mrukiem, miłosne ocieranie z powarkiwaniem i iskrami w oku.
Patrzyli na swoiste widowisko w ciszy, którą przerwał Gedeon.
- Lisie gody przypominają walkę przeplataną tańcem.Jak byłem młody to bracia straszyli mnie, że nocne nawoływania lisów to w rzeczywistości krzyki czarownic, które tylko czekają na sposobność, aby mnie porwać?- Powiedział z uśmiechem. Teraz dopiero wyczuła zakłopotanie w jego głosie.


Kiedy emocje po pełnej przygód nocy minęły, poczuli się winni. Teraz wiedzieli, co czuli Adam i Ewa jedząc zakazany owoc. Patrzyli na siebie z niedowierzaniem.
Chciała powiedzieć coś mądrego, coś, co pomogłoby im się otrząsnąć z tego miłosnego amoku.
- Zachciało mi się patrzeć jak się lisy pierdolą.
Nie odpowiedział. Zamknął jej usta pocałunkiem. Nawet, kiedy zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła, nie odmówiła.


**************************************************************************************

Pan Liskowski waszmościankę Wilkowską nad ranem przywiódł z powrotem na dworek. Andzerzej ucieszył się tak bardzo, iż zemdlał. Runą na glebę jak Turek po dragonerii .Że co? No cóż waszmość za bzdury gadasz! A Ty byś się przyznał? Oczywiście, że pewne dość pikantne szczegóły pominięte zostały. O... Dziękuję bardzo panie Wibryski...Dobry z Waści kompanion. Widzicie panowie? Tak należy traktować bandurzystę, który historyję przynosi. Miodem i mięsiwem częstować. Że co? A juz mówię, jeno niech mnie ta zielonooka piękność po pysku poliże...Mrrrrr...
A teraz Ad Rem !
Kiedy Liskowski i Waszmościanką do dworku wrócili, zastali wszystkich. Z wyjątkiem jednej osoby.

**************************************************************************************

Zakapturzony szlachcic patrzył na dogorywającego Semenkę. Oczy lisa-kozaka były nieobecne, wpatrzone w dal, przerażone. Jego jelita były zawieszone na niskich gałęziach pobliskiej sosny.
Zakapturzony skrzywił się z odrazą. Zapach niestrawionej gorzały, krwi i gówna wymieszał się i unosił dookoła.
-Nie umiecie we trzech jednej murwy porwać?- Zapytał chichocząc- Angelina na to nie byłaby zdolna- Wsakazł na jelita kozaka, który dopiero teraz zdawał się zauważyć, że ktoś koło niego jest.
- Pami..Pamiłuj pane łycar...Ubij..Ubijt-t-tie mienia.- Powiedział błagalnym głosem.
-Daję ci moje Nobile Verbum, ale najpierw powiedz mi, kto to zrobił.
Kozak zajęczał po czym wyszeptał.
- Jewo...zawut...Gedeon Li-i-iskow...ski.
Zakapturzony uśmiechnął się złośliwie. Wiedział, że nic nie zrobi z tym jegomościem. Na razie. Odwrócił się i powoli zaczął iść do swojego wierzchowca. Kozak spojrzał nań przerażony.
-Kak ty?...N-n-nie ubijosz?
-Zawiodłeś, więc zdychaj kozacze -powiedział szlachcic- Czyżby ta cała kozacka sława nie mówiła o umieraniu w stepie i cierpieniu? Co prawda Stepów nie uświadczyłeś, ale cierpienia ci u nas dostatek?- Zaśmiał się.

Lecz co teraz miał usłyszeć miało śnić się mu po nocach do końca życia. Dręczyło go do dnia śmierci a duszę przepełniło lękiem tak potężnym, jakby na niego samego wszystkie chorągwie husarskie pędzić miały.

Kozak zaczął się śmiać. Nie swoim głosem w przepięknej polszczyźnie bez kozackiego zaśpiewu w intonacji głosek. Brzmiało to jakby głos wielu osób naraz.
-Tedy pamiętaj Panie Szlachcic, że jaką miarą mierzysz, będzie ci wymierzone po stokroć więcej. Niech brzydzą się tknąć ciebie kruki i wrony. Niech wilki zezwłok twój omijają, niech nieliczni kompanioni znienawidzą, niech miody będą ci gorzkie. A zemsty za tych coś pomordował nie wilk dostojny i lis przebiegły dokonał. Tego ci wszyscy z całego serca życzymy Januszu Wilkowski.
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: Liskowic "Lisia Szabla" cz.1 [+18]
Wysłano: 25.06.2010 11:49
PERMABAN
Cytat:
pomimo tegoż

Zgrzyt. Dałabym tu "tego, że".
Cytat:
W dworku po pijatyce, jej nozdrza były atakowane zapachem rozlanego miodu, mięsiwa, pieczonych owoców, przypraw a zwłaszcza, o dziwo, prochu strzelniczego.

Interpunkcja.
Cytat:
Cieśla nigdy na służbie u szlachcica nie umrze z głodu- Zwykł mawiać znienawidzony przez nią Janusz,

Spacja, myślnik, spacja, mała litera.
Cytat:
Spojrzała na męża,

Kto? Brakuje jasno określonego podmiotu.

Leży u ciebie interpunkcja, brakuje sporo przecinków, gdzieniegdzie ich za dużo, przed myślnikami nie dajesz spacji, czasem zły szyk zdań, powtórzenia itp.
Sam tekst sobie daruję, bo nie chciało mi się nawet do końca przeczytać. Strasznie zalatuje Komudą, aż za bardzo. Nigdy za nim specjalnie nie przepadałam, ale dość miło mi się czytało, jednak takiej nieudolnej kopii jego stylu już nie przełknę, sory.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Liskowic "Lisia Szabla" cz.1 [+18]
Wysłano: 25.06.2010 12:07
Efekt romansu wilka i lisicy
Anthro
Pamietam jak pisałem to zanim jakakolwiek ksiazka Komudy w łapy mi wpadła. Nie zaprzeczam, że jego twórczość nie miała wpływu na moją pisaninkę bo byłoby to najobrzydliwsze kłamstwo na jakie mnie nie stać, gdyż jakichkolwiek kłamstw nie znoszę. Projekt włożyłem do lamusa aby wyciągnąc to ze starej dyskietki zasadniczo niedawno <góra 3 tygodnie temu>
a te błędy które wychaczyłaś poprawiałem na szybko,nawet nie zwracając na nie specjalnie uwagi <przyznaje MEA CULPA> więc się nie gniewam na twoje komenty odnośnie interpunkcji i tym podobnych.
Pisze dla przyjemności a nie dla laurów i jakoś dziwnie się składa, że owe "Nieudolne podrabianie stylu" daje mi dużo frajdy.
Kto lubi ten czyta, do niczego nie zmuszam.
A Komuda to spoko facet, fajnie się z nim pije. Naprawde szkoda, że ma raka. Będzie na tegorocznym Falconie w Lublinie (w tym roku Falcon 4-odniowy), naprawdę warto się z nim spotkać twarzą w twarz.

ps. Tym razem poprawie z 10 razy nim do druku wrzucę ^^. Ponadto obiecuję nie pisać w notatniku bo wiele błędów zostało (jak już zdążyłaś zauważyć) pominiętych.
Ja pisać bede dalej a wy mówta co chceta :-Pk

Pamiętaj jedno... W polskiej dłoni szabli, nie uradzą diabli. 8-)k

ps. Jak jest jedna baba z mężem w pomieszczeniu to chyba pisac nie muszę, że to właśnie ona patrzy na małżonka. ^^

0
(+0|-0)
Opowiadania: Liskowic "Lisia Szabla" cz.1 [+18]
Wysłano: 25.06.2010 12:28
Magiczny Gość
Zmiennokształtny
Zgadzam się z "ps"ami. Raz: polskie opowiadania cierpią zazwyczaj na nadmiar zaimków osobowych i gdzie można, należy je kreślić. Dwa: istnieje dobra zasada, by tekst napisany odłożyć na co najmniej tydzień do szuflady i po tygodniu poprawić. Dopiero wtedy, kiedy ochłoniesz, zobaczysz ile buraków nasadziłeś. W gruncie rzeczy pisanie składa się z nieustannej korekty.

Trochę bez sensu jest ułożenie tego tekstu, nie rozumiem wyskakujących z krzaka zdań po paru enterach ani gwiazdkowych linijek.

Sam tekst, chociaż lubię sarmatyzm, jest maksymalnie irytujący. Manierę trzeba umieć trzymać na smyczy, a ty, wydaje mi się, przeholowałeś. Długie, fantazyjne zdania nie są dobre dla akcji, ani przyjazne czytelnikowi, który gubi się w labiryntach waści i aliści. Nie wspominając o tym, że zrozumiałam, że któryś z bohaterów jest "końską pytą ♥♥♥♥♥♥ na służbie" :-ojjk: .

No i strasznie nie lubię motywu "pseudo-samodzielnej-panienki", która z jednej strony sadzi ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥, w drugiej rady sobie dać nie potrafi i musi być uratowana przez herosa. Ogólnie postaciom kobiecym dobrze robi, kiedy ich rolę rozszerzy się poza bycie czyjąś miłością/żoną/kochanką.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Liskowic "Lisia Szabla" cz.1 [+18]
Wysłano: 25.06.2010 12:33
PERMABAN
Wyhaczyć samo "h".

0
(+0|-0)
Opowiadania: Liskowic "Lisia Szabla" cz.1 [+18]
Wysłano: 25.06.2010 12:54
Efekt romansu wilka i lisicy
Anthro
he he . Dzięki za radę.
Zdaję sobie sprawę, ze schematu w jaki popadłem w pierwszym rozdziale.( ale pokusa była zbyt silna XD...mogę jedynie zapewnić o moich staraniach pracy nad warsztatem furry-sarmatyzmu he he)
Obecnie poprawiam tekst LINIJKA PO LINIJCE aby powywalać wszystkie "buraki" itp.<LV ma go re-uploadować...chwała mu za to>
Mam nadzieję, że kolejny rozdział wyjdzie mi troszkę lepiej (choć nie spodziewam się wielkiego nim zainteresowania).

Zapraszam na rekonstrukcję bitwy pod Kłuszynem 2-ego KWIETNIA ^^

0
(+0|-0)
Opowiadania: Liskowic "Lisia Szabla" cz.1 [+18]
Wysłano: 10.07.2010 18:22
Homo aves
Anthro
Nie no całkiem spoko tekścik. 8-)k
Jedyne czego się mogę przyczepić to zbyt częste używanie fachowych określeń odnośnie szabli.. TZ. Raz by wystarczyło napisać że kolo ma husarke,a wilczyca batorówke. A potem lać z murka poprostu pisząc "szabla" Masz niesamowitą wiedze na temat epoki. Jestem pod ogromnym wrażeniem i jak najbardziej powinieneś się w tekście nią chwalić. Ale nie wszystko naraz. Smakuj to stopniowo zostaw coś na przyszłe rozdziały by dalej zaskakiwać wiedzą. :-Dk
Podoba mi sie twoja znajomość techniki walki. Tu nie żałuj słów profesjonalisty. Tu ten zabieg jest doskonały. Ja osobiście poza słowem parada i kontra nie znam żadnego. --k A i te wydaje mi się że znacza to samo (ale chyba się myle)
No i podoba mi się że główna postac (jest ruda i od każdego niższa, a i tak daje po pysku :-Pk )

życze sukcesów bo dobrze piszesz. A błedy interpunkcyjne... są to prawda. Ale od czego jest wyobraźnia by czytelnik dopowiedział odpowiedni ton czytania

0
(+0|-0)
Opowiadania: Liskowic "Lisia Szabla" cz.1 [+18]
Wysłano: 16.07.2010 13:12
Homo aves
Anthro
Czemu mnie piszesz drugiej części? Fajne są. 8-)k

* Tłum domaga się kontynuacji *

0
(+0|-0)
Opowiadania: Liskowic "Lisia Szabla" cz.1 [+18]
Wysłano: 18.07.2010 13:07
Efekt romansu wilka i lisicy
Anthro
kurde przynajmniej jeden fan ^^ i od razu człowiek czuje się lepiej.
Czesc druga bedzie tylko najpierw musze "Buraki" poprawić .
Dziekuje za radę...Dodam przypisy pod każdym rozdziałem aby każdy mógł zrozumieć wsio ^^