Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Kicius "Zmieniony- część 1"  
Autor: Kicius
Opublikowano: 2010/7/1
Przeczytano: 1366 raz(y)
Rozmiar 19.80 KB
0

(+0|-0)
 
Awata, 128 Rok Kwitnącej Wiosny.

Gęste Futro wracał z całonocnego polowania.

Słońce wzeszło już nad horyzontem, rzucając na las pod kątem jasnożółte światło, które tak uwielbiał. Młode, zielone listki pochylały się na delikatnym wietrze, niosącym z sobą zapach kory, rosy i świergot ptaków. Futro przystanął, nabierając świeżego powietrza w płuca i wydychając je ustami.

Gęste Futro był jednym z najlepszych łowców w swoim miocie. Posiadał imponującą muskulaturę, perfekcyjny węch, był w stanie bezszelestnie podkraść się do ofiary, a także bez większego wysiłku dogonić ją i zabić, gdy już była świadoma jego obecności. Niejeden rywal z jego stada przekonał się na własnej skórze o ostrości jego pazurów i kłów, a samice często przymilały się do niego, oczekując, iż okaże im on swoje względy. Niestety, podczas walk godowych nie starał się o żadną z potencjalnych partnerek, pozostawiając pole do popisu innym. Tak więc mijały lata, a on dalej był sam, polując nocą, by wrócić nad ranem ze zdobyczą. I tylko jego skołtunione, gęste futro rosło z roku na rok, znacząc w ten sposób upływ czasu.

Tak, Futro był wilkołakiem.

Teraz, wracając z kilkoma królikami w prawej łapie, nie był przygotowany na to, co nieoczekiwanie wyczuł. Uniósł swą kształtną głowę wyżej, łapczywie pobierając powietrze swymi nozdrzami. W leśnym powietrzu, pomiędzy woniami trawy, kwiatów, kory i mokrej ziemi wyczuł zapach człowieka.

Zawarczał gardłowo, ostrząc sobie pazury o pobliski konar, bardziej z gniewu niż potrzeby ich sprawdzenia. Ludzie mieli umowę, nie wolno im było się zbliżać do wilkołaczych lasów pod karą śmierci na miejscu. Jeśli jednak jeden z nich był na tyle głupi, by zrobić sobie majówkę na wilgotnej trawie, to Gęste Futro miało zamiar z radością pokazać mu, jak wielki błąd popełnił.

Historia stosunków ludzko-wilkołaczych była długa i niezbyt chwalebna, choć obie strony nie przejmowały się tym zbytnio.

Pierwotnie, wilkołaki i ludzie byli śmiertelnymi wrogami. Obie nacje polowały nawzajem na swoich przedstawicieli, atakowały w sposób mniej lub bardziej jawny, a także zażarcie pilnowały własnych terytoriów. Z czasem, wraz z rozwojem cywilizacji, ludy te zbliżyły się do siebie, z początku nieufnie, potem zaś na zasadach pokojowej koegzystencji. W efekcie ostatni wiek można nazwać wielkim triumfem, zważywszy na to, iż wymiana handlowa rozwijała się znakomicie, wilkołaki w ludzkich armiach czy ludzcy uzdrowiciele w wilkołaczych lasach nie należeli do rzadkości, a zdążył się nawet jeden czy dwóch mieszkańców dziczy, którym pozwolono studiować w ludzkich akademiach, jeśli wyrazili taką chęć. Niestety, w ostatnich latach wszystko się uwsteczniło.

Stało się to za sprawą ludzi. O ile wilkołaki były jednorodne religijnie, pielęgnując swoje animalistyczne obrządki w miarę zamkniętych społecznościach, o tyle ludzie zawsze wyznawali wiele religii, które często były przyczyną ich wewnętrznych starć, czy to pokroju filozoficznego, politycznego, czy też niestety militarnego. Nie licząc ciemnych wieków, spory te zawsze omijały Wilczy Ród. Teraz jednak było inaczej.

Dziesięć lat temu grupy ludzi zaczęły atakować wilkołaki. Sposoby były różne, od zdradzieckiego srebrnego sztyletu wbitego w plecy, przez tłum wieśniaków z pochodniami podpalających leśne schronienia. I pomimo tego, iż spora część ludzi odcięła się od tych działań, wilkołaki nie mogły zapomnieć o swych braciach, ani o rozpaczliwych skowytach tych, którzy odnaleźli ich szczątki, często sprofanowane, obdarte ze skóry, z wyprutymi wnętrznościami i w środku okultystycznych kręgów wyrysowanych wilczą krwią. A skoro głównych przywódców tajemniczego kultu nie odnaleziono, ludziom wzbroniono wstępu w wilkołacze knieje. Nawet obecnie zdarzało się, że jakieś wilkołacze plemię zostało wybite w pień przez kultystów. I mimo tego, że wilkołaki mściły się okrutnie za swe krzywdy, nic nie wskazywało na to, by akty terroru miały się skończyć.

Dlatego właśnie Rada Starszych uznała, iż należy pozbyć się dla bezpieczeństwa każdego człowieka, jaki zawędruje zbyt blisko Wilczego Rodu.

Gęste Futro przestał tropić za pomocą węchu, wiedząc już, w którym kierunku powinien się poruszać. Jego umięśnione nogi łowcy same poniosły go, zdawałoby się, że na skrzydłach wiatru, w stronę, gdzie powinien znajdować się intruz. Musiał tylko pokonać paręnaście metrów drzewiastego terenu i wyjść na pobliską polankę.

Przystanął, nie wiedząc, co powinien zrobić.

Stworzenie, które leżało przed nim na trawie, oddalone od niego od dobre dziesięć metrów, z pewnością nie było wilkołakiem. Odziane w samą bieliznę, nie miało na swoim ciele ani grama futra, prezentując Gęstemu typowy, zapadły męski tors przedstawiciela rasy ludzkiej razem z wszystkimi typowo ludzkimi członkami. Problem w tym, że obok ludzkich części ciała, występowały też inne, wybitnie nieludzkie.

Mężczyzna posiadał okazałe, nadmiarowe, brązowe kocie uszy wyrastające z głowy powyżej pierwsze, ludzkiej pary. Włosy, również brązowe, przystrzyżone na krótko, nie zawierały w sobie z kolei nic zwierzęcego, czego nie można powiedzieć o dość długim, smukłym, krótkowłosym ogonie, leniwie płożącym się po ziemi.

Futro stał więc na skraju polany, zastanawiając się, z kim ma do czynienia i co powinien począć, gdy tajemniczy osobnik ziewnął głośno, przeciągnął się na trawie i wstał chwiejnym krokiem. Wilkołak dał szybko susa za jedno z większych drzew, wystawiając zza jego pnia jedynie jedno oko i czubek swego nosa, obserwując poczynania człowiekopodobnego mężczyzny.

Jasno wstał z wilgotnej trawy, nie do końca rozumiejąc, co się wokół niego dzieje. Rozejrzał się półprzytomnym wzrokiem wokół, drapiąc prawą dłonią po głowie. Pazur przyjemnie podrażnił skórę głowy…

PAZUR?!

Gray podskoczył, patrząc na swoje ręce. Fakt, iż znajdował się na jakimś leśnym pustkowiu nie miał teraz żadnego znaczenia. Podniósł drżące z podniecenia ręce do oczu, oglądając je ze wszystkich stron. Tam, gdzie powinny znajdować się paznokcie, znajdowały się dość spore, lekko zakrzywione pazury, zupełnie jak u kota. Jason uklęknął, przeczesując nimi zieloną trawę i wbijając pazury w miękką glebę, przez którą przeszły jak przez masło. Dopiero teraz zauważył też, że ma ogon, wyrastający dokładnie z miejsca, w którym występowała kość ogonowa. Zachwycony, chwycił go, delikatnie przesuwając po nim dłonią. Intensywne uczucie łaskotek, z tym, iż teraz znacznie bardziej intensywne, przeszyło jego ciało. Zadygotał, machając ogonkiem. Zabił się tak jeszcze z parę minut, oswajając się z nowym ciałem.

Z czasem, dotarło do niego, w jak dziwnej sytuacji się znalazł. Choć eksperyment przebiegł pomyślnie i czuł się perfekcyjnie (co było w dużej mierze zasługą Profesora Stefana), to nie tak miał wyglądać jego pierwszy dzień po dokonaniu biomodyfikacji. Powinien obudzić się na szpitalnym łóżku w wysterylizowanym pomieszczeniu, poddany podstawowym testom fizyczno-psychologicznym. Miały od niego zostać poddane próbki do hodowli tkankowych, a badania biochemiczne przeprowadzone na szeroką skalę powinny pomóc naukowcom lepiej określić wpływ metody na zdrowie, a także wykryć nieoczekiwane zmiany i ich naturę. Przy efektywnej pracy i braku większych zaskoczeń, wszystkie te czynności powinny się zakończyć po półroczu.

Czemu więc znajdował się w jakimś lesie, bez ubrań, opieki lekarskiej, leków i nieodstępujących go nawet na krok naukowców z notesikami w rękach? Nie mógł zrozumieć, czemu ktokolwiek w placówce miałby go wywodzić w jakiś dziwne, nieznane mu miejsce, gdzie był pozostawiony sam? A może… to jakiś terenowy test sprawnościowy? Ale zrobiony tak nagle i zaraz po praktycznej realizacji projektu? Nawet generał Carter, mimo tego, iż trzymał naukowców w żelaznym uścisku, zmuszając do wykonywania swoich poleceń, nawet tych najdziwniejszych z punktu widzenia badaczy, nie poprosiłby o wykonanie tak irracjonalnego polecenia. A co, gdyby Jason potrzebował natychmiastowej operacji?

- Hej, jest tu kto? Moglibyście choć jakieś ubrania dać, zimno mi!- krzyknął z wyrzutem, rozglądając się na boki. Objął się ramionami, drżąc. Wtedy właśnie dostrzegł wychylony zza drzewa wielki, wilczy łeb.

Przez sekundę stał w bezruchu, oceniając sytuację, potem zaś jego twarz przybrała wyraz niemego przerażenia, gdy zdał sobie sprawę z rozmiarów głowy i wysokości, na której była zawieszona. Powoli i sztywnie odwrócił się plecami do potwora, biorąc kilka głębokich wdechów i mrucząc pod nosem modlitwę, po czym ruszył szaleńczym biegiem, nie oglądając się za siebie.

Oczywiście, potwór ruszył za nim.

Jason wiedział, że nie ma najmniejszych szans w walce, wątpił, by miał w ucieczce. Nie był wojskowym, większość personelu podziemnego kompleksu stanowili naukowcy i obsługa techniczna. Jako obiecujący doktorant, lubiący bliskość Profesora Stefana, jak i wymieniający z nim pomysły i idee na równym poziomie, dołączył do przedsięwzięcia w roli osobistego asystenta uczonego. Poświęcając swoje życie nie tylko nauce, ale i ideologiom, które w jego mniemaniu miały możliwość zmiany świata na lepsze, poniechał uczestnictwa w różnorodnych aktywnościach sportowych, treningach, kursach sztuk walk i tym podobnych dziedzinach życia, w których była rozwijana lub wykorzystywana fizyczna strona istnienia. Wierzył, iż we współczesnym świecie ciało jest tylko czymś, co ogranicza byt, wiążąc go i poniewierając.

Właśnie z tego powodu zgłosił się na ochotnika do eksperymentu. Gdyby się powiódł, postawiliby pierwszy krok tu prawdziwej wolności.

Teraz jednak, uciekając przed dwumetrowym potworem, Gray pożałował, iż nigdy nie przykładał się bardziej do ćwiczeń. Chcąc zyskać na czasie, przeskoczył pobliski krzak, chyba tylko dzięki adrenalinie krążącej w jego żyłach, po czym pochylając głowę i zasłaniając ją rękami, zaczął na oślep przedzierać się przez krzaki.

Gęste futro musiał przyznać, iż był pod wrażeniem. Dziwny, na wpół zwierzęcy człowiek był szybszy i bardziej wysportowany, iż dawał po sobie poznać. Nie dość, że przeskoczył wielki, dziki krzew, rosnący na granicy polany, to jeszcze biegł w lesie, dorównując szybkością wilkołakowi. Obudziło to w nim pierwotne instynkty, tak łatwe do wyzwolenia z pęt. Porzucił natychmiastowo króliki, rzucając się do pogoni za swą zdobyczą.

Jason brał płytkie, szybkie wdechy, krucząc między drzewami i zaroślami. Słyszał za sobą sapanie bestii i jej wielkie, ciężkie stopy, miażdżące wszystko, co się pod nimi znalazło. Mógł tylko sobie wyobrazić, co stanie się, jeśli zwierz do dogoni. W umyśle widział wielkie szczęki zaciskające się na jego gardle i ciepły strumień krwi, buchający z przeciętej tkanki wprost w paszczę potwora.

Pogoń trwała długo, zbyt długo, jak na człowieka gonionego przez wilkołaka. Dystans między ofiarą i zwierzyną zmieniał się delikatnie na korzyść tropiącego, jednak różnica dalej pozostawała spora. Jason, nieświadomy zalet nowego ciała, biegł przed siebie, nie oglądając się do tyłu. Nawet mu przez myśl nie przeszło bronić się, czy to patykiem, czy też pazurami, którymi teraz dysponował. Gęste Futro z kolei tak zajął się pogonią, że nie miał zamiaru odpuścić, nawet mimo tego, iż coraz bardziej oddalał się od efektu swojego całonocnego polowania. Człowiek i ta był lepszą zdobyczą niż kilka królików, zwłaszcza tak niezwykły człowiek. Już wyobrażał sobie zazdrość rówieśników i konsternację Starszyzny, gdy wprowadzi jeńca do plemienia, schwytanego mimo całej swej chyżości.

Myśl o uznaniu i sławie dodała mu sił. Wystrzelił do przodu, zbliżając się do obiektu pogoni. Jason wiedział, że dzieli go od potwora zaledwie kilka metrów, nie mógł jednak nic zrobić. Odwrócił się w biegu, w samą porę, by zobaczyć, jak wielka masa skołtunionego futra i mięśni wystrzela w górę i opada na niego, przygważdżając go do ziemi swoim ciężarem. Gigantyczne, wilkołacze łapy unieruchomiły ręce mężczyzny, a wilcza głowa znalazła się zaraz przy jego uchu.

Jason zamknął oczy, leżąc na brzuchu. Wątpił, by coś mogło odmienić lego los, pragnął jedynie, by śmierć przyszła szybko i w miarę bezboleśnie. Brał głębokie wdechy, delektując się ostatni raz w życiu zapachem leśnej ściółki i zimnym powietrzem, chłodzącym rozpalone po biegu ciało od środka. Zrobiło mu się smutno, iż tak mało czasu spędzał na świeżym powietrzu, większość życia spędzając najpierw w książkach, a później w laboratorium. Przynajmniej przyjdzie mu zginać w tym ładnym miejscu, choć było to dość marne pocieszenie.

Gęste Futro i Jason trwali w bezruchu, oczekując jeden na reakcję drugiego. O ile Gray pragnął jedynie szybkiej śmierci, o tyle wilkołak był niezwykle ciekawy tego, co zrobi ten dziwny człowiek, niepodobny do żadnego, jakiego spotkał w swoim życiu.

- Hej, mały, żyjesz?- spytał, gdy milczenie przedłużało się.

Gray powoli otworzył oczy. Mógłby przysiąc, że potwór odezwał się do niego, ba, nazwał go „małym” i spytał o samopoczucie! Mógłby przyznać, że się przesłyszał, ale zdał już sobie sprawę z tego, że ma teraz dwie pary uszu, z czego jedne niezwykle czułe. Nie istniała żadna szansa, by mógł się przesłyszeć, chyba, że jego wyobraźnia w chwili wielkiego stresu postanowiła nadać wilkołakowi jakieś ludzkie cechy, obniżając strach jej właściciela.

- Słu-słucham?- zająkał się, patrząc kątem oka pytająco na wilkołaka.

- Pytałem, czy żyjesz- odparł Gęste Futro, biorąc w płuca, podobnie jak Jason, kilka głębokich wdechów.

Serce załomotało Jasonowi, tym razem z podniecenia. Właśnie zdał sobie sprawę z tego, że został zaatakowany przez gigantyczną hybrydę człowieka i wilka, która była zdolna do rozumnego myślenia na równi z ludźmi, a nawet posługiwania się językiem mówionym. I to angielskim! Wilkołaki wedle legend były istotami ciemności, żywiły się ludzkim mięsem i przekazywały innym swą upiorną klątwę, gryząc ich do krwi, tylko po to, by następnej pełni wyruszyć na łowy. Nie znały honoru, polowały na słabszych i mniejszych od siebie, a co najgorsze, były dziełem demonów, chcących zniszczyć w osobie ludzkiej wszelki indywidualizm i wyższe uczucia.

Nagle mężczyzna zdał sobie sprawę z tego, jak był głupi. Dziś księżyc był w nowiu, wilkołaki i demony nigdy nie istniały, a w każdym razie nie dowiedziono istnienia takich form życia, a humanoidalne kształty bestii jasno dowodziły, iż miała znaczną część genomu wspólnego z ludźmi. Innymi słowy, była GMO, dokładnie takim samym, jak Jason.

- Tak, żyję. Uważam, że mogłeś mnie nie gonić, zaoszczędziłbyś mi stresu, Mogę wiedzieć, kiedy i gdzie powstałeś? Masz niezłe ciało, znacznie lepsze od mojego, ktoś musiał się nad Tobą nieźle napracować. To Rosjanie, prawda? Oni zawsze robią rożne ciemne interesy, ale wątpię, by mieli technologię spontanicznej modyfikacji DNA. Wyhodowali się od jednej komórki, oczywiście? Tak, innej możliwości nie widzę- zaczął mówić, odzyskując pewność siebie i spokój. Skoro miał do czynienia z czymś, co dało się jasno wyjaśnić, to nie miał problemu do niepokoju.

Aż tak dużego. Czy Rosjanie lub ktokolwiek inny mógł porwać go z placówki? Był pewien, że jest jedną z najtajniejszych miejsc w USA, nie wiedział o niej nikt poza wąskim, starannie wybranym gronem specjalistów i najwyższymi wojskowymi. Czy możliwe było, by nie tylko ktoś się o niej dowiedział, ale i wykonał szturm na nią? A jeśli tak, to czy znajdował się pod ścisłą obserwacją obcego rządu, chcącego wydobyć z niego jakieś informacje? Może liczyli na to, iż nie rozezna się dostatecznie szybko w sytuacji i nieświadomie poda im jakieś ważne informacje?

A może ten cholerny Carter za plecami stworzył sobie całą masę hybryd i teraz bada ich zachowania w jakimś dziwnym eksperymencie społecznym, w którym każde drzewo posiada własny mikrofon i minikamerę, a grupa socjologów wszystko nagrywa, analizuje i dyskutuje o co ciekawszych kwestiach, wypowiadanych przez bohaterów niecodziennego reality-show?

- Słucham?- spytał Futro, tym razem to on zbity z tropu. Nie zrozumiał niczego, co powiedział do niego dziwny człowiek, najpewniej mieszający słowa z kilku różnych języków.

- Eee… nie znasz się na genetyce, prawda?- spytał Jason. No cóż, pewnie powinien się tego spodziewać, wilkołak czy raczej wilcza hybryda nie był naukowcem, on po prostu powstał w eksperymencie genetycznym. Możliwe nawet, iż geny wilka ograniczyły jego inteligencję- Pytam o Twoich ojców. Jaka grupa ludzi jest Twoją rodziną?- zapytał, mówiąc głośno, powoli i wyraźnie. Znał język angielski, nie wykluczone, iż jego twórcy poczuli się odpowiedzialni za powołane życie i zaczęli mu matkować, będąc jakimś dziwnym modelem rodziny z wieloma rodzicami i jednym dzieckiem.

- Jestem Gęste Futro, syn Czarnego Szpona, należę do plemienia Wyjących o Północy- odparł dumnie rozmówca Jasona, wypinając pierś. Jego odpowiedź wprowadziła mężczyznę w konsternację. Czy możliwe, że był przedstawicielem drugiej lub trzeciej generacji hybryd? Jak długo istniała już technologia umożliwiająca tak zaawansowane modyfikacje genetyczne i w jaki sposób rozwijały się te istoty? Czy miały w ogóle świadomość, iż pochodzą od ludzi i są wynikiem ich ingerencji? A jeśli tak, traktowały ich jak prawodawców, ojców, tajemniczych bogów, którzy powołali na świat „ojców założycieli” rasy?

- Jestem Jason Gray, miło mi- powiedział, postanawiając nie wypowiedzieć na głos żadnego ze swych pytań. Uznał, że póki co, tak będzie lepiej- Możesz ze mnie zejść i pozwolić mi sobie pójść w swoją stronę?- spytał grzecznie, wiercąc się pod hybrydą.

- Niestety, nie- wilkołak pokręcił powoli głową- Tak się składa, iż Wy, ludzkie plemię, nie macie możliwości wstępu do naszych świętych lasów. Zbyt wiele z Was pachnie krwią, byśmy mogli czuć się z wami bezpiecznie. Zasadniczo, powinienem Ciebie zabić, z powodu krwi, jaką Twoi bracia mają na swoich rękach. Jako jednak, iż nie jesteś zwykłym człowiekiem- Gęste Futro spojrzał wymownie na kocie uszy Jasona- i dogonienie Ciebie zabrało mi mnóstwo czasu, zabieram Cię do Starszyzny. Oni zdecydują co z Tobą zrobić. Póki co, jesteś moim jeńcem, niewolnikiem czy jak ludzie nazywają osoby Twojego pokroju. A teraz wstawaj, idziesz ze mną- odparł, nagle oziębiając ton swojego głosu. Podczas pogoni za Jasonem i w pierwszej chwili po jego złapaniu zapomniał, z kim ma do czynienia, teraz jednak przypomniał sobie doskonale wszystkie krzywdy, jakie wilkołaki zaznali od ludzi. Wstał z mężczyzny i podniósł do z ziemi, prowadząc przed sobą.

Gray zaczął mieć dziwne przeczucie, iż tajemniczy twórcy hybryd nie byli dla nich zbyt łaskawi.
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: Kicius "Zmieniony- część 1"
Wysłano: 1.07.2010 0:35
Cat-boy
Anthro
Uf, chyba dwa dni pisałem :-P Mam nadzieję, że nie zanudziłem nikogo i jakoś dotarliście do końca, przyznam szczerze, że chyba pierwszy raz piszę coś, co jest dłuższe niż 3 strony i nie jest postem w jakiejś sesji, mam nadzieję, ze nie jest tragicznie, hm? :-P

0
(+0|-0)
Opowiadania: Kicius "Zmieniony- część 1"
Wysłano: 1.07.2010 10:33
Efekt romansu wilka i lisicy
Anthro
Lisowilk czekał czekał i w końcu się doczekał.... Do pióra i pisać dalej 8-)k
Podoba się.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Kicius "Zmieniony- część 1"
Wysłano: 4.07.2010 1:13
Żeberka
Zmiennokształtny
Masz trochę literówek i powtórzeń ale ogólnie ujmując jest bardzo ciekawe ;). Pisz dalej :).