Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Kicius "Zmieniony- część 2"  
Autor: Kicius
Opublikowano: 2010/7/30
Przeczytano: 1429 raz(y)
Rozmiar 19.79 KB
0

(+0|-0)
 
Jason podążał powoli za wilczą hybrydą.

Okazało się, że jego sytuacja była poważniejsza, niż sądził w pierwszej chwili. Teraz, kiedy wiedział już, że Gęste Futro (co to za idiotyczne imię!) nie zrobi mu żadnej krzywdy, mógł sobie poobserwować go, zupełnie swobodnie, gdyż nawet, gdyby jego towarzysz miał mu za złe zbytnie przyglądanie się swojej anatomii, choćby ze względów kulturowych, to nie mógłby dostrzec jego wzroku. Wszak prowadził Jasona, był więc na przedzie.

To, co fachowe, doktorskie oko Gray'a zaobserwowało, nie podobało mu się ani trochę. Futro był po prostu idealnym przykładem zastosowania inżynierii genetycznej. Co prawda, nie przeprowadził dokładniejszych badać, ale z tego co widział części ciała zaczerpnięte od wilka były w doskonałej harmonii z pierwotnymi, ludzkimi. Włosy były gęste i mocne, mięśnie silne i w odpowiednich miejscach, zważywszy na ruchy przewodnika, a zwierzęca głowa i zapewne hybrydowe mózgowie oraz narządy zmysłów działały w pełni sprawnie. Mężczyzna przypomniał sobie, ile wysiłku włożyli z zespołem profesora Stefana w to, by te kilka kocich cech nie kłóciło się z ludzkim ciałem. Obróbka DNA, wybranie odpowiednich miejsc na chromosomach, by je wszczepić i wstępne testy na zwierzętach oraz komputerowe symulacje zajęły im dobre pół roku, a i to tylko dlatego, iż dostęp do ludzi i aparatury mieli właściwie nieograniczony. W normalnym ośrodku zajęłoby to pewnie ze dwa, trzy lata, pomijając formalności prawne, oburzenie tłumów i dysputy nad etycznością eksperymentu prowadzone przez świat akademicki. Przy dobrym wietrze w dziesięć lat dałoby się stworzyć człowieka o modyfikacjach identycznych z uzyskanymi przez profesora Stefana.

Jednak tak daleko posunięta ingerencja w genom, a co za tym idzie metabolizm, wszelkie biologiczne układy i zapewne psychikę transformowanego, wymagałaby naprawdę tytanicznej pracy. Możliwe, że w ciągu pięciu lat w podziemnym kompleksie powstałby prototyp takiej istoty, o ile znaleźliby się chętni, by brać udział w tym szaleństwie. Delikatny wpływ na genotyp ochotnika to jedno, a stworzenie praktycznie nowego gatunku na bazie istoty ludzkiej to drugie. Gray nie zdziwiłby się, gdyby z całej rzeszy uczonych pozostała zaledwie garstka.

Wtedy też, po raz pierwszy zaczął się bać, nie intuicyjnym, chwilowym lekiem o swoją skórą, który odczuwał podczas ucieczki, lecz strachem znacznie głębszym i o większej mocy. Jason nie znał nikogo o zasobach wystarczających na stworzenie tak doskonałej hybrydy, a fakt, iż udało się ją już stworzyć i zapewne rozmnożyć, napawał go panicznym lękiem. Przed oczami stanęły mu chore eksperymenty radzieckich i sowieckich naukowców, a także pogłoski o tym, iż podobno ich dzieła były kontynuowane. Jako naukowiec, i to wysokiej klasy naukowiec, Jason nigdy nie wierzył w podobne bzdety, teraz jednak zastanowił się, czy teorie spiskowe, w które wierzyła garść ufo-fanatyków nie miały w sobie czasem więcej niż ziarnka prawdy.

Z czasem Jason zwrócił swą uwagę nie na Gęste Futro, lecz na otaczający ich las. Choć nie był biologiem w klasycznym znaczeniu tego słowa i jego szczegółowa znajomość systematyki kończyła się tak, gdzie zaczynały się formy życia wykraczające poza kilka komórek, to mógł z całą stanowczością określić, iż znajduje się w strefie klimatu umiarkowanego. Wskazywała na to roślinność, bardzo podobna do tej, którą można było spotkać w resztkach europejskich lasów. O ile orientował się w ekologii, w Rosji szata roślinna była inna, a i Gęste Futro nie mówiło z rosyjskim akcentem... lub jakimkolwiek wschodnim. Prawdę mówiąc, posługiwał się angielskim wyśmienicie, choć wilczy pysk utrudniał mu trochę mówienie.

- Hmmm... gdzie dokładnie się znajdujemy?- zagadnął, dalej przyglądając się roślinom. Możliwe, iż gdyby był ekspertem w kwestiach biogeografii, sam mógłby sobie odpowiedzieć na to pytanie, ale z jego rodzajem wiedzy było to niemożliwe.

- W świętym lesie mojego plemienia. Zasadniczo na jego granicach, jak możesz dostrzec. W sercu drzewa są grubsze, większe i bardziej witalne. To miejsce można nazwać terenem przejściowym. Widać, że mimo wszystko masz więcej wspólnego z ludźmi niż wilkołakami. Dla nas takie rzeczy są tak oczywiste, że o nich nie rozmawiamy. Nie musimy- odparł dość szorstko wilkołak, dając przy okazji do zrozumienia, iż jego rasa jest lepsza od ludzkiej.

- No tak...- Jason przez chwile nie wiedział, co powiedzieć- Widzisz, większą cześć swojego życia spędziłem w miastach, a od kiedy zacząłem studiować, a potem pracować naukowo, praktycznie nie opuszczałem największych aglomeracji. Masz rację, to wygląda jak jakiś rodzaj terenu przejściowego, jak to ładnie nazwałeś. Jestem doktorantem biologii i nie pytałbym o takie rzeczy. Pytając „gdzie”, miałem na myśli „w jakiej części świata”. Rozumiesz?

- Części świata?- Gęste Futro był wyraźnie zdziwiony- Na południu, oczywiście. Wielki Las Daven, odwieczna siedziba wilkołaków, największa na świecie. Nasz stolica, chluba, nasz największy skarb. Gdzie się wychowałeś, że tego nie wiesz? Przecież dotarłeś tu o własnych siłach, spałeś, gdy Cię znalazłem. Chcesz powiedzieć, że nie wiedziałeś, do jakiego lasu dokładnie zawędrowałeś?- to, co Jason uznał za hybrydę, odwróciło łeb i spojrzało na niego badawczo, przystając.

- No cóż, zasadniczo nie- przyznał niechętnie- Widzisz, w sumie powinienem być teraz w swoim mieście. To, co widzisz, te uszy, pazury i ogon, mam to od niedawna. Trudno mi powiedzieć, jak długo spałem, najrozsądniej będzie przyjąć, że najdłużej parę godzin, ale mój zespół naukowy powinien teraz nade mną czuwać. Prawdę mówiąc, sądzę, że zostałem porwany. Tam, gdzie prowadziłem swoje badania, nie ma żadnych lasów, choć nie mam stuprocentowej pewności, nigdy nie pozwolono nam poznać lokalizacji ośrodka. Rozumiesz, był pod ziemią i mógł być praktycznie wszędzie na terenie Ameryki. W każdym razie, naprawdę nie wiem, gdzie jestem i co się ze mną działo. I wątpię, by ktokolwiek poza Twoim... szczepem?- zawahał się, nie wiedząc, jak nazwać grupę społeczną, w której obracał się jego rozmówca. Gdy uzyskał potwierdzenie przez przytaknięcie wielkiego pyska, kontynuował- By ktokolwiek poza Twoim szczepem używał tej nazwy na las, w którym jesteśmy. Możesz mi podać jakieś wielkie miasto w okolicy? Jeśli jest dość spore, na pewno będę wiedział, gdzie jesteśmy.

- Najbliższe jest Thempos, ale wątpię, byś je znał, skoro nie wiesz, gdzie leży Daven- powiedział Futro, ruszając znowu w drogę. Jason nie miał innego wyboru, jak tylko ruszyć za nim- Przybyłeś zza morza? Podobno ludzkie plemię handluje z innymi ludźmi, żyjącymi na innych kontynentach. Tak, musisz być z innego kontynentu, to wyjaśnia Twoje słownictwo. A tak swoją drogą, co to za dziwna grupa, ta cała grupa naukowa? Nauczacie Wasze szczenięta?

- Nie nie nie, nie nauczamy. Prowadzimy badania naukowe, w ośrodkach badawczych. Akurat my zajmowaliśmy się molekularnym poziomem życia, ale są też inne ośrodki, fizyczne, chemiczne, informatyczne, zajmujące się kosmosem... cała masa. Wiesz o czym mówię?- spytał Jason z nadzieją w oczach, ale mina zrzedła mu, gdy Futro zrobił wielkie oczy, patrząc na niego przynajmniej tak, jakby mówił po chińsku.

Nie było to w sumie nic niezwykłego, jeśli się nad tym dłużej zastanowić. Nazwy, które podawała hybryda były kompletnie nieznane naukowcowi, a z jego słów wynikało, iż jest to dość spory teren. Zapewne twórcy tych istot pozwolili im nadać własne nazwy terenów lub sami podali im je, przeprowadzając jakiś dziwny eksperyment społeczny. Ale i z tym Gray zamierzał się uporać.

- Wiesz... mówię o takich wielkich budowlach, w których są różne interesujące przedmioty... „magiczne” błyszczące powierzchnie, wyświetlające dane, małe, superpotężne szkła powiększające, rzędy flakoników z kolorowymi płynami, którzy ludzie w białych fartuchach mieszają z sobą, by uzyskać inne płyny... na pewno Twoje plemię nigdy nie spotkało się z czymś podobnym?- spytał, sugestywnie unosząc brwi. Jego opis monitora i mikroskopu był dość pobieżny, ale laboratorium chemiczne opisał wystarczająco dokładnie, by Gęstemu Futru mogło się ono skojarzyć z zapewne tajemniczym i owianym legendą miejscem narodzin jego ojców.

- Nie, nigdy żaden z wilkołaków nie widział takich rzeczy, o których mówisz- słowa Futra boleśnie zniszczyły nadzieję Jasona na jakąkolwiek normalną rozmowę, ale to, co usłyszał potem, po prostu przeszło jego pojęcie- Podobno czarodzieje w swych gildiach mają podobne przedmioty, my jednak się tym nie zajmujemy. W czasie gdy ludzcy magowie czerpią swą moc z pętania przyrody i rozkazywania jej, my żyjemy z nią w harmonii. Ale skoro wychowałeś się w wielkich miastach, jak sam mówisz, i skoro uczestniczysz w tych magicznych eksperymentach, to pewnie nigdy nie będziesz w stanie zrozumieć równowagi, w jakiej żyjemy.

Świetnie- syknął w myślach Jason- nie dość, że sprowadzają naukę do poziomu magicznych zabaw, to jeszcze postrzegają naukowców jako próżnych ludzi „pętających przyrodę”. Niby tym się właśnie zajmujemy, ale takie postawienie sprawy wcale mi nie ułatwi zadania. Boże, a jak oni zechcą złożyć mnie w ofierze?!

Nie było w tych myślach niczego nielogicznego. Jeśli Jason dowiedział się przez ten czas czegokolwiek o „wilkołakach”, jak same siebie zwały, to tego, iż pogardzają naukowcami, a ludzie nie są mile widziani w ich lasach. Skoro według nich, Gray jako naukowiec był magiem, zaprzeczeniem stylu życia, który prowadzili i najpewniej najgorszym z wszystkich ludzi, to równie dobrze mogli go poświęcić w jakimś pogańskim rytualne mającym zapewnić witalność i zdrowie ich dzieciom. Był wszak spoza wilczego plemienia, a wedle jego obserwacji, istoty te musiały rozwijać swą społeczność od początku, bez żadnego wsparcia, nie licząc nauki języka pierwszych swych przedstawicieli. Możliwe, iż podczas tej nauki przejęły trochę cech charakterystycznych dla kultury Zachodu, ale poza tym mogły reprezentować sobą poziom plemion afrykańskich. Na samą myśl mężczyznę przeszły ciarki po plecach.

- Co ze mną będzie- spytał sam siebie cicho. Od razu pojął, iż był to zły moment za użalanie się nad sobą. Dwumetrowa bestia przed nim zastrzygła uszami i odpowiedziała, nim zdążył choćby chrząknąć- Normalny człowiek już dawno by nie żył. Ty, jako specjalny przypadek zostaniesz przedstawiony starszyźnie, jak już mówiłem. Do nich należy decyzja, nie do mnie. Opowiesz jej wszystko o swoich „grupach badawczych”, porwaniu i innych swoich przygodach, a potem zdasz się na jej werdykt. Może Cię puścić wolno, może Cię zatrzymać w naszej społeczności i obserwować lub wziąć za jeńca. A jeśli nie da wiary Twoim wyjaśnieniom...

Złowieszcza cisza zawisła w powietrzu niczym jakiś gęsty opar. Jason nieświadomie poruszył niespokojnie ogonem, czując w swojej piersi szaleńcze bicie serca. Doskonale zrozumiał, co kryło się za niewypowiedzianymi słowami Futra. Przez umysł naukowca przemknęła wyrazista wizja całego stada wilkołaków, rzucających się na niego w ciemnym lesie, z ostrymi szponami i zębiskami, zagłębiającymi się w jego ciało. Chyba wolałby każdy inny rodzaj śmierci, tylko nie tą. Nie chciał zginać w ten sposób, rozszarpywany na kawałki podczas jakiegoś rytualnego polowania. Nikt by nie chciał.

- A ty?- głos Jasona był niezwykle wyrazisty w przemijającej ciszy, pomimo tego, iż mówił szeptem- Ty dajesz im wiarę?- spytał, patrząc uważnie na głowę potwora, wznoszącą się prawie pół metra ponad nim.

Gęste futro obserwował zatrzymał się na chwilę i odwrócił w stronę zmodyfikowanego z nieprzeniknionym wyrazem pyska, po czym odwrócił od niego wzrok i ruszył dalej, mrucząc pod nosem coś, co brzmiało jak „zmarnowaliśmy już dość czasu, idź szybciej”.

Czyli nie, pomyślał gorzko Jason, przyspieszając kroku.

[center]~*~[/center]

Dwójka mężczyzn podążała przez las. Jason, jako, iż z względów technicznych podczas swej biomodyfikacji musiał być prawie nagi, nie miał przy sobie zegarka, oceniał jednak, że szli około godziny szybkim krokiem, co oznaczało, iż przebyli jakieś pięć, może siedem kilometrów. Gęste Futro naprawdę potrafił narzucić tempo i Gray sam się zdziwił, że za nim nadąża. Domyślał się, iż jego mięśnie mogą pracować inaczej, choć nikt nie był pewien tego, na czym owa zmiana będzie polegać. Niemniej efekt pozytywnie go zaskoczył, był w stanie maszerować przez godzinę w dość trudnym terenie i nawet się nie ssapał!

Niestety, poza tym nie miał zbyt wiele powodów do radości, o czym przypominało mu milczenie wilkołaka za każdym razem, gdy chciał zapoczątkować luźną rozmowę. Stworzenie było odporne na wszelkie próby sprowokowania przyjemnej pogawędki, więc po paru próbach Jason dał sobie spokój, pozostając sam ze swoimi obawami.

Aby je jakoś uśpić, rozglądał się bacznie naokoło. Drzewa stawały się coraz większe, wyższe, grubsze i bardziej okazałe, zupełnie jak w filmach przyrodniczych, które oglądał w wolnych chwilach. Najczęściej dotyczyły one egzotycznych ekosystemów, ale parę opowiadało o z pozoru zwykłych miejscach z naukowej perspektywy. Oczywiście, pozorna zwykłość owych miejsc pomijało to, iż w ciągu ostatnich stu lat ich liczba zmalała drastycznie. Prawdę mówiąc, niewiele osób się tym przejmowało.

Gray z zaskoczeniem odkrył, że wolał przebywać w tym lesie bardziej, niż badać faunę i florę Afryki czy Ameryki Południowej. Zawsze sobie wyobrażał, iż będzie przedzierał się z maczetą przez dzikie dżungle i prowadził badania nad nieznanymi gatunkami zwierząt. Tym bardziej, z pozoru prosta i mało okazała roślinność lasu, w którym byli, zachwyciła go całkowicie. Liście były jasno zielone, kontrastujące z ciemną, brązową, chropowatą korą, na której pojawiały się plamy światła prześwitujące przez korony drzew. Ptaki śpiewały w nich, dając poranny koncert, a gdy mężczyzna musiał oderwać wzrok od górnych partii lasu, dostrzegał w dole mnóstwo świeżej, bujnej trawy i kwiatów. Zaczął rozumieć, czemu profesor Stefan należał do niewielkiego procenta osób, które w wolnych chwilach aktywnie działały na rzecz odnowy europejskich ekosystemów.

Mimo uwagi, z jaką obserwował okolicę, dojście do osady wilkołaków zaskoczyło go. Gęste Futro stanął w pewnej chwili, patrząc przez siebie, a Jason obok niego, oczekując na to, co zrobi. Gdy jego przewodnik spojrzał na niego znacząco, a potem na bujną roślinność przed sobą, Gray podażył za jego wzrokiem. Z początku dostrzegł tylko wyjątkowo zielony fragment lasu, ale potem liście zostały rozczesane przez delikatny przypływ wiatru i Jason poczuł to. Jego wyczulony węch poinformował go o całej masie zapachów, na które wcześniej z powodu tępa wędrówki i widoków nie zwrócił uwagi. Był to zapach lasu, kory, liści, kwiatów, ściółki, ale woń zawierała w sobie także inną, ostrzejszą nutę. Gdy Jason zamknął oczy, zrozumiał, iż był to ten sam zapach, który wydzielał Gęste Futro. Jedynie delikatna dysharmonia wskazywała mu na to, że należał do więcej niż jednego stworzenia. Do całej masy stworzeń.

- Czuję... innych- stwierdził, pociągając nosem.

- Tak, dobrze się ukryliśmy- odparł krótko Futro, ruszając naprzód. Gray nie miał innej możliwości, jak ruszyć za nim.

Okazało się, że tuż za gęstymi zaroślami stało coś, co wyglądało jak osada żywcem wyjęta z westernów. Skórzane, prymitywne namioty wznosiły się pod cieńszymi i rzadszymi w tym miejscu drzewami, ozdobione farbowanymi piórami, plemiennymi wzorami i otoczone gładkimi kamieniami wyciągniętymi z dna rzek, Pomiędzy namiotami rozciągały się wydeptane ścieżki, ogniska i niekiedy liny, na których suszyły się zwierzęce skóry.

Najbardziej jednak uwagę przykuwali mieszkańcy tego terenu. Osada była zamieszkana na oko przez pięćdziesiąt wilkołaków, z których znaczna część była na widoku. Jason zaobserwował kilka bawiących się, biegających w kółko dzieci czy też może szczeniąt, a także samice przy wykonywaniu porannych obowiązków, jak określił trafnym okiem, sądząc po kształcie ich bioder, gdyż futro i pysk utrudniały rozróżnianie płci z użyciem klasycznych, ludzkich cech charakterystycznych. Wszystkie stwory wyglądały podobnie do Gęstego Futra, choć oczywiście miały różne umaszczenie, rozmiary i zapewne cechy charakterystyczne, po bliższym przyjrzeniu się. Innymi słowy, było tak, ja uważał Jason, istoty te zamieszkiwały te tereny od kilku pokoleń, co było widać nie tylko po dzieciach, ale także pierwszym, dość pobieżnym rzucie oka na ich styl życia.

Początkowo nikt nie zwrócił uwagi na Jasona i jego przewodnika, po chwili jednak zmieniło się to. Najpierw jedna z samic podniosła głowę i zawarczała, widząc niespodziewanego, ludzkiego gościa w obozie, potem dołączyły zaś do niej inne, dzieci z kolei skryły się za najbliższym namiotem.

- Idź naprzód- Futro rozkazał Gray'owi ruszyć się i popchnął go w plecy, zmuszając do rozpoczęcia marszu. Szli powoli, Jason z powodu lęku i nieprzyjaznych odgłosów szczepu, Gęste Futro najpewniej dlatego, iż nie miał powodu, by się spieszyć. Posuwali się naprawdę powoli i doktorant wolał wbić wzrok w swoje stopy i liczyć kroki, niż koncentrować się na reakcjach otoczenia. Nie sprawiło to bynajmniej, iż nieprzyjazne warczenia stały się cichsze, ale przynajmniej nie widział potencjalnych gestów wilkołaczyc. Miał cicha nadzieję, że tak długo, jak nie robi żadnych gwałtownych ruchów, jest bezpieczny i pod ochroną swojego przewodnika, nie był jednak tego wcale taki pewny. Na wszelki wypadek wolał nie prowokować nikogo sowim spojrzeniem.

Przeszli przez cały obóz, zbliżając się do największego namiotu, położonego po przeciwnej stronie osady. Wyczulone uszy Jasona podpowiedziały mu, że większość, jeśli nie wszystkie wilkołaki, które minęli, podążały za nimi, czy to z ciekawości, czy po prostu pragnąc udaremnić potencjalną ucieczkę jeńcowi. Głośno przełknął ślinę, szepcąc w myślach słowa modlitwy. Nie był szczególnie religijny, prawdę mówiąc jako naukowiec nie potrzebował idei Boga ani po to, by wyjaśnić zjawiska przyrodnicze, ani wyprowadzić fundamentalne zasady moralne, teraz jednak bardzo pragnął, by gdzieś tam wysoko w chmurkach jednak obserwował go pewien mądry starzec, trzymając go w swej opiece.

- To tu- odparł Gęste Futro, stając przed dużym, wyjątkowo bogatym we wzory namiotem, po czym uderzył łapą w coś, co przypominało indiański łapacz snów. Gdy rozległ się dźwięk drewnianych dzwonków i cichszy, delikatny odgłos szeleszczących piór, odczekał chwilę, aż z wnętrza namiotu nie wydobył się stary, zachrypnięty, kobiecy głos, zapraszający do środka. Dopiero wtedy wilkołak rozsunął kotarę i wszedł do środka, zostawiając na zewnątrz swoje martwe króliki.

Jason ruszył za nim, bojąc się zostać nawet na chwilę sam z całym stadem hybryd.
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: Kicus "Zmieniony- część 2"
Wysłano: 30.07.2010 1:14
Cat-boy
Anthro
Uf, dawno nie pisałem :-D Mam nadzieję, że wpis się spodoba, w sumie nie ma w nim żadnej większej akcji, ale musiałem jakoś opisać podróż do obozu :-D Narada starszyzny będzie ciekawsze, obiecuję :-D