Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: trajt "Narcyz Iksiński wyrusza na Kresy"  
Autor: trajt
Opublikowano: 2010/12/23
Przeczytano: 1374 raz(y)
Rozmiar 42.61 KB
0

(+0|-0)
 
Właściciel restauracji dał znak klaśnięciem, by kandydat na pianistę przestał grać. Muzyk podniósł palce z klawiszy instrumentu, po czym zamknął wieko od niego.
- Może być? – zapytał kandydat.
- No nie wiem – odrzekł z lekka właściciel, kocur o posiwiałych już wąsikach – pańska gra jest zbytnio...frywolna. Gdzie pan już grał?
-Tu i tam. Na weselach i przyjęciach. A raz nawet do opery mnie wzięli, ale –tu kandydat kaszlnął dość głośno- wyrzucili dyscyplinarnie.
-Jak to dyscyplinarnie?
-No tak po prostu. Dyscyplinarnie.
-Tak po prostu, pan tutaj niestety nie popracuje.
Lis poprawił swe ciemno rude włosy i zaczął główkować jak tu jeszcze zagadać właściciela, aby go przyjął do pracy.
- To może..
Tu kocur mu dał znak by przerwał mówić, na co kandydat się ucieszył , gdyż myślał ,że zaraz dostanie pracę . Jednak właściciel powiedział:
-To może pan sobie pójdzie? Czeka jeszcze mnóstwo bezrobotnych muzyków po panu. Do widzenia.
-Ale..
-Powiedziałem! Do widzenia!
Kandydat obawiając się o swe życie czmychnął, czym prędzej z restauracji, o mało nie gubiąc po drodze płaszcza i kapelusza. Kiedy tylko wyszedł z budynku ,od razu postawił stopę na zalanej przez potop słońca ulicy. Pomału dobiegało południe. Mimo wszechobecnego upału na zewnątrz było sporo przechodniów.
Lis pogrzebał po kieszeniach, prosząc w ciszy o znalezienie, choć garści drobniaków. Prośba poskutkowała. W głębinach spodni leżała mała 50-cio groszowa moneta.
Podszedł z czarnymi myślami do stojącego na rogu Różanej kiosku.
- ,,Kurier Codzienny ‘’poproszę- wybełkotał .
Przeliczył starannie resztę i usiadł na najbliższej ławce, znajdującej się pod piękną lipą. Usiadł. Rozłożył gazetę mimo niechęci do czytania po kolejnej stracie kolejnej pracy.
,, Kolejna nieudana oferta ‘’ – pomyślał . Lektura nielubionego działu pod tytułem : Oferty Pracy stanowiła dość częstą ,,rozrywkę ‘’ lisa . Kolejna gorzka porażka sprawiła, że mimo ciepłych dni lata w umyśle kandydata na muzyka kłębiło sie od czarnych chmur. Wtem do jego uszu doszły znane mu krzyki znajomego głosu:
- Panie Iksiński! Panie Iksiński!
I szybko skierował wzrok w tamtą stronę. Wśród tłumów jego uwagę przykuł wiekowy wilczur – listonosz trzymający w biegu swą torbę służbową. Na jego widok Iksińskiego ogarnął strach. Znowu wezwali go do sądu za niepłacenie czynszu albo jeszcze coś gorszego. Ile on nie płacił? Miesiąc? Trzy miesiące? Pół roku? Miał nawet zamiar zasłonić siebie gazetą, lecz uznał, że lepiej być mężczyzną i po męsku przyjąć list z sądu.
- Panie Iksiński! Panie Iksiński!- wołał dalej listonosz mimo dobiegnięcia do lisa.
-Co pan Filip tak krzyczy na ulicy! Ciszej.
-Wiedziałem, że pana tutaj znajdę. Panie Narcyz.
-Cicho – uciszał go półgłosem lis- Chce pan żeby mnie wyśmiali?
-A, dlaczego nie panie Narcyz? Narcyz to bardzo piękny kwiat. Wie pan, że...
-Mi pan tu nie rób wykładu z botaniki, tylko dawaj pan ten list!
-Dawaj! Mógłby pan chociaż powiedzieć ,, proszę ‘’ .
-Proszę dać mi ten list. – wydusił z siebie zniesmaczony Iksiński.
-Proszę – wilk wręczył zaklejoną, białą kopertę. – Widzi pan wystarczy trochę kultury.
-Kultura bzdura – zripostował listonoszowi, po czym przyjrzał się kopercie by znaleźć nadawcę. Szybko znalazł imię oraz nazwisko winowajcy jego krótkotrwałego strachu:
Hipolit Piórko ul. Jana III Sobieskiego 5
,,Zaraz ,zaraz czy to nie jest czasem adres mojej ciotki ‘’ – rzekł do siebie w myślach lis.
Pan Filip nie zdążył się pożegnać, ponieważ jako listonosz musiał zawszę na czas dostarczyć dawane mu na poczcie listy, przesyłki i paczki. Narcyz nawet nie spostrzegł jego odejścia, lecz dalej myślał. W jakim celu jego postrzelona ciotka, przez swojego adwokata wzywała go do siebie? Słowo ,,postrzelona’’ w stosunku do ciotki Kasandry – starszej siostry matki Narcyza – było słowem zbyt pozytywnym by określić jej zachowania .
Siostrzeniec wręcz nienawidził swej podstarzałej krewniaczki z powodu nadania mu przezeń przydomku ,,Narciś ‘’ – co wręcz wywoływało u niego chęć zamordowania cioci. Podobne poglądy podzielali jego rodzice, ale Kasandra chcąc lub nie chcąc przeżyła większość członków rodziny Gertinów i jedynym żyjącym bliskim pozostał Narcyz.
Spacer na ulicę Sobieskiego nie należał do najlepszych. Cały czas chmara myśli nie dawała mu spokoju. Co ta wariatka znowu od niego chce? Znowu będzie narzekać na jego nieudolne życie w stolicy. Lis nie mógł ścierpieć faktu ,że znów będzie nazywany ,, Narcisiem „ przez tą staruchę .
Popatrzył na zegarek. Była dwunasta czterdzieści sześć. Postanowił pójść na skróty przez Tramwajową, aby mieć już spotkanie za sobą. Akurat mijał wracających na obiad letników z dziećmi po porannym leniuchowaniu nad brzegami jednego z okolicznych jezior.
,,Nie ścierpię tej wstrętnej jędzy ! Niech gada swoje, ale i tak moje na wierzchu! – pomyślał Narcyz po czym uśmiechnął się pod nosem - Godzinka lub dwie małego piekiełka a potem spokój na parę dni’’
Skręcił koło słupa ogłoszeniowego, przy którym kręcił się spory tłumek. Akurat wywieszono plakat informujący o wielkich derbach stolicy. ,, Chleba i igrzysk ‘’ -jak mawiała stara rzymska maksyma będąca jednocześnie głównym hasłem populistów. A skoro wszystko prócz biletów na mecze piłki nożnej podrożało , zostały tylko ,,igrzyska ‘’.
Ulica Jana III Sobieskiego jak przystało na ulicę reprezentacyjną była typowo nowobogacką dzielnicą snobów, arystokratów i innego tego typu bogaczy. Pięknie wybrukowana i wyglądająca niczym bizantyjska mozaika jezdnia, biegła wzdłuż kamienic. Budynki tutaj przypominały bardziej zminiaturyzowane pałace z Francji czy też z Wielkiej Brytanii niż mieszczańskie domostwa inteligencji. Przed każdym domem znajdowała się maleńka altanka oraz ogródek.
Narcyz nacisnął domofon, będący istnym symbolem przepychu. Minęła minuta. Potem dwie minuty. W końcu nie wytrzymał i gniewnie chwycił za klamkę w metalowej furtce. Puściła. Droga do ciotki została przed nim otwarte.
,,Może jednak jutro przyjdę –pomyślał- ale skoro tu już jestem ,to może ciotka da parę groszy.
Minął zakątek pokryty czerwonymi różami oraz słonecznikami. Zapukał do drzwi. Cisza. Zapukał po raz drugi. Znów cisza. Przystawił prawe ucho do drewna. Cisza. Niespodziewanie rozległy się kroki zmierzające ku drzwiom. Szybko lis poprawił wizerunek: zaciągnął włosy do tyłu, poprawi ł muszkę na marynarce i otrzepał płaszcz z pyłu.
Drzwi otworzył mu pan Hipolit – wiekowy zając z uszami opadającymi ze starości z tyłu głowy. Na oczach miał okulary ze szkiełkami grubości denka od butelek po piwie. Na widok Narcyza zaraz wyszczerzył ze szczęścia swoją sztuczną szczękę:
- Jak dobrze panie Narcyzie, że pan przyszedł tak szybko. Proszę. Proszę.
Przekroczenie progu było dla Iksińskiego takim uczuciem, jakie czuł Cezar w czasie przekroczenia Rubikonu wieki temu. Zaraz padło pytanie od zająca:
-To jak tam panu się żyje?
-Stara bida. Raz na wozie raz pod nim.
Uśmiech znikł i zając posmutniał:
-Dobrze, że przynajmniej pan czytał list ode mnie.
,,Cholercia zapomniałem ,otworzyć koperty !Trudno, nie ma odwrotu, zagram na zwłokę ‘’
-Czy stan cioci uległ polepszeniu?
-Proszę pana. Stan chorej jednocześnie na gruźlicę i trąd to nie może być lekki. – odrzekł pan Hipolit.
,, Musiałem akurat zgadnąć ,że ta jędza jest chora. To może trochę przedłużyć moją wizytę tutaj ‘’
Zając pomógł zdjąć lisowi kapelusz i płaszcz, wieszając je następnie na wieszaku, wystającym tuż obok drzwi frontowych. Następnie oboje ruszyli korytarzem, którego podłoga otulona była w perski dywan, a na ścianach wisiały obrazy mistrzów pędzla.
W chwilę później wchodzili na górę po skrzypiących, ciężkich schodach z marmuru i wypolerowanych balustradach oraz poręczach z drewna. Wspinaczka mimo tak małej wysokości nie należała do najprzyjemniejszych. O ile schody prowadziły tylko na pierwsze piętro – taką wysokość miał ów budynek nie licząc strychu – to, aby postawić jedną stopę na następnym ich stopniu należało namęczyć się z tym zadaniem.
Gdy tylko szczyt został osiągnięty ,przed oczami Narcyza wyrosły wysokie na 3 metry i dwuskrzydłowe . Były lekko uchylone , lecz można było zauważyć ,iż pokój za nimi był oświetlony przez Słońce . Zając cicho powiedział do Iksińskiego:
- Niech pan uważa, żeby i pan się nie zaraził od niej.
-Hipolicie! –rozległ się chrapliwy głos zza uchylonych drzwi.
-Tak jaśnie pani?
-Kto przyszedł?
-Pani siostrzeniec. Narciś.
-O jak miło, że Narciś pamiętał o mnie!
,,No nie ! Ja tą wiedźmę zamorduje! ‘‘
Lis o mało nie dostał choroby świętego Wita. Już miał zamiar odepchnąć zająca na bok, wskoczyć do środka i udusić swymi dłońmi ciotkę. Na szczęście opanował gniew gdyż wymagała tego sytuacja.
-Wpuść go!
-Jak pani tego sobie życzy - odpowiedział pan Hipolit, po czym odwrócił głowę w stronę siostrzeńca swej pani:
-Może pan wejść.
Iksiński opanował resztki szaleństwa dotyczące zabójstwa cioci i wszedł do pomieszczenia.
W ułamku sekundy lis stanął w tak jasnym pokoju ,że myślał ,iż ciotka kazała rozebrać dach w tej części domu . Moment wystarczyłby zobaczył swój mylny wniosek.
Naprzeciwko niego znajdowało się łóżko z baldachimem, z którego zwisały czarne prześcieradła, które zasłaniały łóżko i osobę lezącą w na nim. Natomiast zza łóżkiem cała ściana pokryta oknami wpuszczała do środka promienie Lata.
,,Może ta jędza już umarła ?’’ –Pomyślał, lecz jego nadzieja zaraz prysła jak bańka mydlana, bo zza prześcieradeł znów rozległ się ów chrapliwy głos:
-Chodź do cioci Narciś. Chodź mój ukochany siostrzeńcze.
Wolnym krokiem dotarł do łóżka.
-No i jak tam ci Narciś idzie?
,,Lepszego pytania nie wymyśliłaś stara wiedźmo ! ‘’
- No, co ciociu ma iść?
-Twoja nauka na uczelni? Uniwersytet!
Narcyz wolał nie przypominać krewniaczce, że ze studiów prawniczych go wyrzucili za opuszczanie zajęć, przez co nie ukończył uczelni. Po za tym ciotka i tak nie wiedziała o tym.
- Dobrze. Chyba wszystko zaliczę. A jak się ciocia czuje.
,,Obyś szybko kopnęła w kalendarz ! ‘’
- Coraz lepiej. Chyba poleżę jeszcze z tydzień.
,,Szkoda ‘’
- No to ja się ciociu zbieram do roboty. Chyba wrócę późno do domu.
-Ale Narciś zostań! Tylko Hipolit poda mi lekarstwo. Hipolicie!
Do pokoju wszedł zając niosąc w dłoniach srebrną tacę z leżącymi na niej tabletkami o przeróżnych kształtach i kolorach.
-Hipolicie, która godzina? – Zapytała zza prześcieradeł swym chrapliwym głosem ciotka.
-Za pięć siódma wieczór pani.– odrzekł pan Hipolit.
-Narciś idź już. Musisz ciężko pracować. Pa skarbie.
,,No nareszcie koniec tej komedii”
-Pa ciociu. - odpowiedział na pożegnanie krewniaczki Narcyz.
Pan Hipolit wymownym gestem polecił lisowi odstąpienie od łóżka chorej. Sam natomiast włożył pod prześcieradła tacę lekarstwami. Chwile później ciotka odrzekła:
-Hipolicie zaprowadź Narcisia do wyjścia i przyjdź do mnie za godzinę.
-Jak sobie pani życzy.
Zaraz po tym Narcyz wraz z panem Hipolitem udali się na parter do gabinetu starego księgowego. Jeszcze w czasie schodzenia siostrzeniec zapytał:
-Dlaczego pan powiedział błędną godzinę mojej cioci?
-Bo i tak nie pozna, jaka to jest pora dnia. Przez tą chorobę kompletnie oszalała!
,,Jakby była wcześniej zdrowa ‘’
Gdy już się tam znaleźli stary zając wyciągnął z szuflady swojego biurku kartkę z maszynopisu:
-, Więc drogi panie Narcyzie odczytam testament pańskiej ciotki Kasandry.
-Ale zaraz – zauważył zdziwiony lis – testament odczytuje się wtedy, kiedy ktoś już nie żyje.A moja ciotka jeszcze żyje i miewa się dobrze.
-Tak się panu tylko zdaje. Pańska ciotka przewidując swą śmierć postanowiła już pół roku temu będąc zdrowa na umyśle i ciele..
,,Chyba będąc walniętą w czoło przez spadającą cegłę ‘’-pomyślał siostrzeniec .
…postanowiła napisać testament. Pozwoli pan, że go przeczytam?
-A, co mam do stracenia! Dawaj pan!
- Mógłby pan chociaż powiedzieć ,,proszę”
-Jedną lekcję manier miałem i to mi wystarczy!
Pan Hipolit zmierzył gniewnym spojrzeniem Narcyza i zaraz zaczął czytać:
Ja Kasandra Gertinówna, córka Władysława Giertina i Janiny …
,,Nuda ! Ale zaraz, zaraz, zaraz ta stara wiedźma musiała mnie umieścić w swoim testamencie! Jako jej jedyny krewniak pewnie otrzymam niezłą sumkę? He, He, He, He nareszcie wyszło na moje!
….mojemu kochanemu i jedynemu siostrzeńcowi Narciśowi..
,, No nareszcie moja kolej ! Pieniążki moje ukochane zaraz was zabiorę! ‘‘
..nakazuje zawieść moje ulubione przedmioty : talię moich kart do pasjansa , mój różaniec z kamyczków częstochowskich i ostrobramskich oraz egzemplarz ,,Pana Tadeusza ‘’ z osobistym podpisem twórcy , do Benwicka niedaleko Grodna .Tam w dworku należącym do mojej rodziny ma rzeczy powyższe zakopać by moja dusza legła tam, gdzie wyszłam na ten ziemski padół
,,Co ?!”
-Co?!
- Czego pan nie zrozumiał? – zapytał zaskoczonego lisa zając.
- Zaraz , zaraz , zaraz – Narcyz zaczął tryskać niepohamowanym gniewem – mam rozumieć , że mam pojechać gdzieś nakresy i tam zakopać jakieś śmieci ?! A co z domem i z tym wszystkim co tutaj jest?!
-Na pierwsze pytanie odpowiedź brzmi: tak - ze stoickim spokojem pan Hipolit odpowiadał wściekłemu Iksińskiemu – na drugie pytanie odpowiedź brzmi: dom i rzeczy w nim się znajdujące przypadają Muzeum Narodowemu.
-A ile pan z tego dostał?! No ile?!~
-1500 złotych odprawy.
-Ja ją zabiję! Ja ją zabiję! Potem zgolę jej futro i obetnę jej ogon i sprzedam Żydom! Zrozumiał pan?! Żydom!
-Wie pan to trochę nie wypada krzyczeć, kiedy pańska ciotka umiera u góry. Po za tym, co ma pan do Żydzi? Co im do tego?
-Ma pan rację! Muszę się tylko u-s-p-o-k-o-i-ć! – ostatni wyraz brzmiał we wściekłym głosie lisa niczym huk baterii armat oddających po kolei salwę.
Minęła chwila nim Narcyz ochłoną i rzekł spokojnie do pana Hipolita;
- Wie pan, co teraz zamierzam?
-Myślę, że pojedzie pan tam, dokąd panu kazała jechać ciotka? Prawda?
-Nie! – Krzyknął Narcyz wstając niesamowicie szybko z krzesła – Ja ją teraz zamorduje! – po czym wybiegł z gabinetu wrzeszcząc. Tak samo postąpił Pan Hipolit, ale zamiast krzyczeć rzekł spokojnie:
- No nie. Co mu odbiło?
Pościg za przyszłym mordercą był ciężki dla starszego już wiekiem zająca. Ledwie wspiął się na piętro, kiedy z pokoju jego pani wyszedł całkowicie wyciszony i ze wzrokiem jakby zobaczył ducha.
- Mam już dzwonić na policję?
-Jaką policję? Niech pan, panie Hipolicie dzwoni po trumnę.
- Umarła?
-Wpadam do pokoju krzycząc wniebogłosy. Nie odpowiada Podbiegam do łóżka i zrywam te prześcieradła, co ją zasłaniały i zobaczyłem, że umarła. Dziwne? Jeszcze z 20 minut temu z nią rozmawiałem.
- Takie koleje losu. Najpierw narodziny a potem śmierć
***
Pogrzeb odbył się tego samego dnia. Była godzina piętnasta, kiedy mały kondukt żałobny kroczył między starszymi grobami na cmentarzu. Orszak był rzeczywiście mikroskopijny. Oprócz wozu pogrzebowego z dwoma grabarzami i dwoma czarnymi końmi w zaprzęgu z tyłu kroczyli Narcyz , pan Hipolit i stary zgarbiony lew . Z przodu szedł ksiądz – młodszy od Narcyza ryś z biblią w dłoniach.
-Pan Narcyz? – zapytał lisa lew.
- A pan, kto?
- Jakub Goldschmidt? Jestem z zarazem byłem przyjacielem pańskiej ciotki.
-Myślałem, że Żydom nie wolno przychodzić na katolickie pogrzeby?- spytał zaciekawiony Narcyz. Pan Goldschmidt nie wyglądał nawet na Żyda, owszem miał długą czarną brodę, ale na jego lwich policzkach nie powiewały pejsy i dodatkowo miał na sobie elegancki garnitur.
-Panie Narcyz, my jesteśmy dziećmi tego samego Boga a po za tym chciałem osobiście pożegnać się z najlepszą klientką.
-Że, co?
- Widzi pan, jestem jubilerem a pani Kasandra kupowała wszystkie moje wyroby nie pytając o cenę. I Jak to mówi dobra stara księga: Lepsza klientka kupująca niż zgraja kumoszek cię olewająca.
- To macie napisane w tej swojej Torze?
- Nie! Napisałem poradnik dla sklepikarzy w tym kraju.
,, Boże dzięki ,że załatwiłeś moją ciotkę ale proszę załatw jeszcze tego Żyda. Wiem ,że są Narodem Wybranym ale tego już mógłbyś wybrać aby sobie poszedł ‘’ – pomyślał zrozpaczony lis słuchając przeróżne pomysły lwa na ulepszenia sklepów .
Kondukt stanął przy wyznaczonym miejscu na grób. Grabarze, jako wyćwiczeni zawodowcy wykopali dół na trumnę. Ksiądz odmówił krótką modlitwę. Także Żyd odmówił w jidysz krótkie pożegnanie dla zmarłej. Po chwili lis spytał jubilera:
-Co pan powiedział mojej cioci?
- Żeby pozdrowiła mojego brata Jakuba na tamtym świecie. Pewnie gość gdzieś łazi w zaświatach.
Iksiński pożegnał się z jubilerem, po czym podszedł do pana Hipolita:
- To, co mam robić?
- To, co panu kazała zrobić ciotka – wypowiedziawszy te słowa wyjął ze swej torby średniej wielkości metalowe pudełeczko mające na wierzchu wymalowane Orła Białego z napisem Za wolność naszą i waszą a – proszę. To są te rzeczy w osobistym pudełku pani Krystyny i 150 złotych na bilet oraz drobne wydatki. Powodzenia - zając zasalutował lisowi,
-Zaraz mam rozumieć przez to, że mam jechać tam?
-Oczywiście, że tak.
Grabarze przykryli trumnę świeżą ziemią, położyli ładny stroik, zdjęli czapki i złożyli cichy hołd zmarłej. W ułamku sekundy odjechali swoim karawanem.
,,No świetnie ! ‘’ – pomyślał Narcyz, ściskając w jednej dłoni pudełko a w drugiej parę banknotów.
***
Świat zza okna przedziału wydawał się pędzić, kiedy całe pomieszczenie spokojnie stało. Klasa pierwsza sporo kosztowała Narcyza, ale uznał, że lepiej będzie jak wygodnie dojedzie na miejsce. Zostało mu jeszcze 125 złotych, więc schował je do swojej walizki, zabranej na tak poważną sytuacje.
Miękkie siedziska umilały ,,ciężką ‘‘ podróż . Mimo senności lis postanowił wszystko dokładnie przemyśleć. Dojedzie do Grodna potem do tego dworku i co dalej? Zostanie mu po wszystkim ze 70 lub 80 złotych. Co z nimi zrobi? Musi zapłacić komorne za ponad rok zaległości! Dalej będzie wiódł nudne życie bezrobotnego lisa w stolicy bez możliwości zmiany swego nędznego życia!
-Zaraz, co ja wygaduję!- krzyknął głośno. –Przecież tam w dworku mogą być zakopane jakieś skarby!
-Przepraszam czy są tutaj wolne miejsca? – rozległ się miły dziewczęcy głos.
Spojrzał w tamta stronę i ujrzał kotkę ubraną w atłasową suknię kolorze zimnego błękitu. Ten kolor ciekawie kontrastował z jej czarną sierścią. Miała szmaragdowe oczy i poruszała się z iście kocią gracją. Ponownie spytała:
-Przepraszam czy są tutaj wolne miejsca?
Narcyz szybko popatrzył na przedział wszystkie miejsca były wolne. Zapomniał, że zapłacił konduktorowi, aby całe pomieszczenie było jego. Lecz nie mógł odmówić tak pięknej kotce. Z kopyta padła odpowiedz:
-Oczywiście. Może panienka wejść – lis wyszczerzył głupkowaty uśmiech, który zazwyczaj działał na płeć przeciwną.
Współpasażerka miała przy sobie tylko niewielka damską torebkę, która często można było zauważyć u wielu kobiet z wyższych sfer. Szybko zajęła miejsce naprzeciw Iksińskiego.
-Panienka tak sama?
-W Grodnie odbierze mnie rodzina.
-Co za zbieg okoliczności ja również jadę do Grodna.
-To podróż możemy spędzić na miłej konwersacji – rzekła sympatycznie kotka czesząc dopiero, co wyjętym małym grzebyczkiem swe cudowne krótkie czarne włosy.
- Na konserwie?- spytał lis.
-Ale pan zabawny. Naprawdę – nagle przez przypadek upuściła grzebień, – o ale ze mnie niezdara może pan podnieść?
-Dla tak uroczej młodej damy wszystko – odrzekł uśmiechnięty Narcyz unosząc lekko swój kapelusz i schylając się by podnieść przedmiot.
Chwilę później, kiedy podnosił grzebyczek przed oczami miał wycelowany w niego rewolwer. Na spuście spoczywały palce kotki. Uśmiech u niego zaraz znikł.
-Co pani odbiło! Straszyć rewolwerem w pociągu!
-Dosyć tego udawania Narcyz – powiedziała spokojnie dziewczyna. –oddaj mi skarb.
-Jaki skarb?- spytał lis siadając z powrotem na swoim miejscu. Udawał, że nic nie wie.
-Ten, który otrzymałeś w spadku od swojej dziwnej ciotki.
- Po pierwsze nie dostałem żadnego skarbu, po drugie moja ciotka w rzeczywistości nie była dziwna. Była wariatką!
-Jak zwał tak zwał. Mój kuzyn mi o wszystkim powiedział.
-Znasz go. To Fiodor Rosolnik. Ja jestem Nina Rosolnik.
-Rosolnik?! Przecież on zginął w 20-tym, gdzieś pod Kijowem!
-Widzi pan, panie Iksiński. My koty mamy 9 żyć. A Fiodor ma ich jeszcze 7.
-No po prostu świetnie! Zwariowana panna z rewolwerem mi grozi , że mnie zastrzeli jak nie powiem , gdzie jest skarb , który nie istnieje !
- Spokojnie. Bo pan będzie ze swoją ciocią.
-Tego się najbardziej boję! Gdzie jest pani brat?
-To mój kuzyn i obecnie czeka na nas w Grodnie.
-Co ze mną zrobicie?
-Tylko spokojnie odbierzemy nasza własność. Znaczy własność mojego kuzyna .
- A potem?
- Potem pan spokojnie wróci do stolicy.
-Sam?! – zapytał przerażony lis.
-Sam.
- Bez pieniędzy ani żadnych innych środków?!
-Oczywiście, że tak.
-Cholera!
-Niech pan będzie spokojny.
-Ja mam być spokojny?! Pani mierzy do mnie z rewolweru w przedziale pierwszej klasy jak w jakimś..
-Kryminale – dodała kotka, nadal mierząc do niego z rewolweru.
-Dziękuje.
-Proszę bardzo.
Nastała godzina ogólnego myślenia. Narcyz swoim lisim sprytem zaczął się orientować w sytuacji. W prawej dłoni ma grzebyczek. Ale co zrobi grzebyczkiem przeciw rewolwerowi w tak pięknych acz niebezpiecznych kocich dłoniach. Mógłby użyć hamulca bezpieczeństwa, który by tak zahamował pociąg, że jego urocza przeciwniczka upuści broń i stanie się bezbronna. Szlag! Nie było hamulca w przedziale! Nie miła czasu, aby wy myśleć jakiegoś sensownego planu.
,,Myśl stary ! Myśl! Nie po to męczyłem się z tą ciotką, aby teraz tak skończyć! ‘‘
Lis wstał.
-, Co pan robi?
- Idę się przejść.
-Zapomniał pan, że ja wciąż celuje w pana z mojego rewolweru.
-Już nie. – stwierdził spokojnie Narcyz, po czym rzucił na swoje siedzisko grzebyczek i prawą dłonią uderzył kotkę, przez co ona upuściła rewolwer.
-Auł! Jak pan traktuje kobiety?
Narcyz nie odpowiedział i znów mocniej uderzył ją w prawy policzek, przez co straciła przytomność bezwładnie opadła na znajdujące się obok miejsca.
Przez chwilę znów nastała cisza po tej krótkiej burzy. Lis miał dwa wyjścia. Ulokować gdzieś tą pannę, aby więcej go nie niepokoiła, albo wyskoczyć z pociągu myląc jednocześnie pościg. Do Grodna pozostało jakieś 4-5 kilometrów. Może się udać?
Na szczęście płaszcz i kapelusz miał na sobie. Tylko trzeba jeszcze zabrać broń swej niedoszłej zabójczyni. Błyskawicznie opuścił przedział i poszedł w stronę wyjścia.
,,Mogłem nie być taki ostry dla tej małej ‘’ – pomyślał , kiedy już stał koło drzwi od wagonu . Wyjrzał przez okienko w drzwiach. Było już popołudnie. Jeszcze raz wszystko przekalkulował. Teraz albo nigdy. Klamka puściła i zaraz w jego uszach walił hałas pędzącej kolei.
- O matko! – krzyknął skacząc z wagonu.
W jednej chwili świat zawirował przed jego oczami. Nie wziął pod uwagę, że tory leżały na znacznym podwyższeniu – ziemnym wale wysokim na 10 metrów. Kiedy tylko sturlał się na dno, szybko sprawdził czy ma walizkę? Na szczęście walizka była przy nim.
,,Trzeba się rozejrzeć ‘’
Wstał i pomału wszedł na wał, kiedy tylko był dość wysoko widział całą okolicę jak na dłoni. Niedaleko leżała wieś z kościołem. Warto było by tam zajrzeć by spytać czy nie podwiozą. Lecz, kiedy tylko chciał zejść, znów sturlał się w dół lecz tym razem wpadł do małego stawiku i cały zmókł .
-Cholera! A tak mi dobrze szło!
Wyjście ze stawu była czymś potwornym. Całe jego futro oraz ubranie przemokły do suchej nitki.
- Gdzie ja to wszystko wysuszę?! – spytał wściekle.
- Ale pan jest śmieszny. – odezwał się dziecięcy głosik z tyłu.
Przy stawie na kamieniu siedział młody lewek w jarmułce. Miał an sobie pobrudzoną białą koszulę i spodnie na szelkach.
-O, co ci chodzi młody człowieku?
- Że pan jest bardzo zabawny, ale mój tato jest lepszy w tym interesie.
- A czym twój tatuś zajmuje?
-Salomon! Salomon! – wołał ktoś niedaleko.
-Tutaj tato! – zawołał chłopiec.
Zaraz przybiegł lew ubrany już w spodnie i kamizelkę. Podobnie jak jego synek miał na głowie jarmułkę, ale oprócz tego posiadał jak każdy dorosły Żyd czarne pejsy i brodę. Gdy tylko dobiegł zapytał:
- Matka mówiła, żebyś się nie oddalał od wozu.
-Przepraszam tato.
- No. Idź teraz i pomóż matce w szykowaniu posiłku.
Malec zerwał się ze swojego siedziska i pognał. Tymczasem ojciec zapytał lisa:
-A pan skąd?
- Ze stolicy – odpowiedział obojętnie Narcyz.
- Może pan wstąpi do nas. Mamy wprawdzie skromny posiłek, ale chyba panu to nie przeszkadza?
- Nie skąd. Czy mógłbym u państwa się wysuszyć?
- Oczywiście. Zapraszam.
Narcyz prędzej by odmówił, aby ruszyć dalej. Wprawdzie zmylił swoich przeciwników. Lecz czy na długo? Po za tym u Żydów odpocznie.
Idąc do obozowiska lew dalej rozmawiał z lisem:
- A czym pan szanowny się zajmuje?
-Jestem, znaczy byłem, znaczy pracowałem tu i tam.
-Jest pan podobny do nas. My już tak ponad 2000 lat w tej diasporze i wszędzie tak samo. Wszystko przez Żydów! Czarna śmierć przez Żydów! – lew westchnął - Co myśmy zrobili temu światu? Rozumiem, że można czepiać się żydowskiego kupca tego, że oszukuje, ale nas zwykłych satyryków?
-Jest pan satyrykiem?- zapytał zaciekawiony Narcyz.
- Wraz z dwoma braćmi założyłem kabaret Na odwrót.
-Dlaczego macie w nazwie Na odwrót?
-Widzi pan to.. Ale zaraz a jak pan się nazywa?
-Narcyz Iksiński. A pan?
- Jakub Tombak. I widzi pan, panie Narcyzie w tytule, dlatego mamy Na odwrót, ponieważ opowiadamy dowcipy o Żydach i..
- Zaraz, zaraz. –przerwał Iksiński Tombakowi – Jest pan Żydem i opowiada pan dowcipy o Żydach? To nielogiczne?
- He, He, He zaraz to panu wytłumaczę. Te dowcipy o Żydach są tak naprawdę o osobach, które je słuchają.
-A, przed kim głównie występujecie?
-Tu się pan uśmieje. He, He, He. Nasz kabaret występuje przede wszystkim przed jakimiś narodowcami albo politykami endeckimi.
-Nie chce być niemiły, ale niektórzy z nich nie są w ciemię bici i chyba się domyślają puenty tych dowcipów. Prawda?
- Oni myślą, że nasza trójka nie ma pochodzenia żydowskiego, ponieważ puszczamy zawszę przed przedstawieniem takie kłamstewko, iż musimy wczuć się w rolę fajtłapowatych Żydów. He, He , He. Oni uważają, że my przyklejamy sobie pejsy i brody oraz zakładamy nasze stroje. Proste acz genialne, nie uważa pan?
- Genialne? To jest fenomenalne! Poznał pan kogoś sławnego?
- Chętnie byśmy wystawili kabaret w stolica, ale na razie mamy ciężką sytuację . Tymczasem zapraszam do siebie.
Doszli do 3 małych wozów cyrkowych ustawionych jeden przy drugim . Obok był rozłożony mały namiot skąd słychać było próbę kabaretu :
……. mamy pejsy i brody cóż nam więcej potrzeba?
-Wiadomo zabawy, piwa i chlebaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
- Abraham! Znowu przedłużasz te ,,a’’!
- Bo inaczej nie mogę śpiewać tej zwrotki!
-Gadaj, co chcesz grubasie! O idzie Jakub!
Z namiotu wyszedł wysoki lew ubrany za księdza. Za nim podążał niski i pulchny śpiewak mający problem z literą ,,a ‘’.
- To moi bracia. Ten wysoki i starszy to Daniel a ten niski i młodszy to Abraham. A ten lis to Narcyz.
-Ha, ha, ha Narcyz co za imię. – zaśmiał się Daniel z Narcyza. - Kim pan jest? Ogrodnikiem?
-Byłem kiedyś pianistą.
-Świetnie potrzebujemy Masona! – zauważył Abraham, po czym dodał. – Do nowego skeczu!

-Ja nie jestem masonem. W młodości byłem przez rok harcerzem.
-Nie! Nie o to chodzi! – zaznaczył Jakub – W naszym nowym skeczu występuje Mason , który gra na fortepianie . Pan by się zadawał. Bo widzi pan chcieliśmy ….
- Jakub chodź pomóc! Dziadek oszalał! – przerwał kobiecy głos.
,,Skądś to znam ‘’ – pomyślał lis .
Ze środkowego wozu głosu wyszła lwica ubrana w skromna czarną suknię. Jakub szybko przedstawił Narcyzowi swoją żonę Rebekę, po czym się jej zapytał:
-Co on znów wymyślił?
- Chce wyjechać do Palestyny.
-Nie powstrzymacie mnie! – krzyknął ktoś groźnie z wozu.
- Spokojnie pradziadku, kiedyś wrócimy razem do Jerozolimy! – odpowiedział Salomon, kiedy wychodził ze środkowego wozu.
- Salomon przynieś mi muszkiet! Żywcem mnie nie wezmą!
-Ty stary ośle! Jeszcze chłopca namawia do złego!- odezwał się kobiecy głos.
-Nie pouczaj mnie wiedźmo!
,, To tutaj też żyją wiedźmy. Myślałem, że moja ciotka była jedyną ‘’
Z wozu wyszedł stary lew, nawet starszy od pana Hipolita czy nawet pana Filipa. Za nim również stara lwica z okularami:
-Gdzie idziesz stary głupcze?!
- Do Palestyny! – Krzyknął wściekle stary Żyd, ciągnąc za sobą wielki kufer.
-Zobaczysz! Skończysz jak ŻYD WIECZNY TUŁACZ!
- Przynajmniej rozruszam stare kości!
- To nasz rabin Samuel i jego żona Sara. Nasi dziadkowie – powiedział Daniel.
-Wasi dziadkowie? – Zapytał zaciekawiony lis.
-Naszej trójki.
-Wracaj do siebie wywłoko!
-Patrzcie, jaki ważny! Myślisz, że jak jesteś rabinem to możesz góry przenosić!?
-Mojżesz przeprowadził Naród Wybrany przez morze Czerwone to i ja mogę!
- Weź przynajmniej ręcznik, aby wysuszyć ten pustą łepetynę!
Wysuszyć? Narcyz przypomniał sobie, iż wpadł do stawu przed paroma chwilami. Gdy już chciał przypomnieć o tym gospodarzom, spostrzegł, że już wysechł. Letnie Słońce ogrzało jego, kiedy z lekkim obrzydzeniem przyglądał się kłótni.
Ostatecznie Rabin Samuel zaprzestał swojej wyprawy do ojczyzny, gdyż uznał, że żona go zbytnio namęczyła. Po tym cały incydencie Jakub zaprowadził do namiotu prób lisa i wszystko mu pokazał. Nowo zakupiony fortepian, rekwizyty i wiele innych potrzebnych w kabarecie rzeczy.
Właśnie w namiocie odbywał się wspólny posiłek wszystkich trzech rodzin. Oprócz Rebeki i Jakuba oraz ich syna Salomona przyszli również Daniel ze swą żoną Noam i Abraham, który nadal pozostał kawalerem. Natomiast Rabin ze swoją żoną przyszli później wprowadzając ze sobą nerwową atmosferę.
Jak zapowiedział Jakub posiłek był rzeczywiście skromny? Trochę ziemniaków, chleb i jeden kawał szynki. Na początku rabin Samuel pobłogosławił posiłek i wszyscy zaczęli się posilać. Z braku stołu wszyscy musieli jeść na prześcieradle rozłożonym na ziemi. Narcyzowi przypominało to dawne wycieczki z rodzicami, kiedy jeszcze żyli. Żal ogarniał go, kiedy widział jak ci biedni ludzie nawet, jeżeli innej wiary to też mieli prawo, aby lepiej żyć.
Nastała w końcu noc, więc Tombakowie umieścili Iksińskiego w wozie Abrahama a jego samego ułożyli w wozie Daniela i Noam. Gdy tylko lis legł na posłaniu zaczął rozmyślać. A może dać im te resztę pieniędzy, co mu pozostała po podróży? Nagle w jego głowie błysła pewna myśl. Szybko otworzył walizkę, wyjął paczkę z rzeczami ciotki i wyjął talię jej kart.
,,Przecież jak oddam im te kart nic się nie stanie ‘’
Przeszukał kieszenie. Znalazł resztę pieniędzy. Owe 125 złotych. Zostawi im talię i 100 złotych! W powrotną drogę ruszy trzecią klasą. Postanowił nie zwlekać z nadejściem poranka. Wyjął z walizki kopertę, gdyż zawsze zabierał parę i ołówek. Wypisał wyraźnie TOMBAK. Wsadził do niej 100 złotych, talię kart i ostrożnie położył w widocznym miejscu.
Wyszedł ostrożnie z wozu by nikogo nie zbudzić. Po przejściu paru metrów odwrócił się i lekko skinął na pożegnanie swym żydowskim przyjaciołom. Idąc w mroku nocy miał duszę na ramieniu , gdyż uważał , że ktoś jeszcze go napadnie na takiej prowincji . Popatrzył na zegarek. Była druga w nocy a na czarnym nieboskłonie świeciły gwiazdy – towarzyszki Księżyca.
Wieś, którą wcześniej widział z nasypu kolejowego, musiała być niedaleko. Po paru minutach błądzenia w końcu znalazł główną drogę prowadzącą do wsi. Jego lisi spryt nie zawiódł go. Ledwie przeszedł paręset kroków i już znalazł tablicę z nazwą mieściny BENWICK.
,,Zaraz , zaraz . Ten dworek ma znajdować się właśnie w Benwicku! ‘‘
Lis nie ukrywał swej radości. Więc gdzieś tutaj był ten dworek, do którego zmierzał. Lecz zmęczenie w końcu zwyciężyło. Musiał znaleźć jakiś nocleg. Postanowił pójść do najbliższych drzwi. Zapukał. Drzwi otworzył mu chłop – dość młody kundel palący jeszcze fajkę.
-Szczęść Boże. – powiedział Narcyz.
-Na wieki wieków – odpowiedział przybyszowi chłop. –Po cóż przyszliście drogi wędrowcze?
-Szukam noclegu.
-Przykro mi, ale ni ma miejsca. Niech pan pójdzie do księdza proboszcza, tam do kościoła.
-Dziękuję i miłej nocy.
-Nawzajem.
Plac, wokół, którego znajdowały się wiejskie zabudowania był dosłownie pokryty wyłącznie kolejnymi warstwami błota i różnych odpadków. Całość otulona w mrok, przez co Narcyz ledwo widział, dokąd idzie. Szczęście go opuściło. Wtem jego nos uderzył o coś drewnianego. Wpadł w błoto brudząc i jednocześnie mocząc suche ubranie.
,,Do diaska ! Jeszcze trochę i nie wytrzymam! ‘‘
W końcu zdołał spostrzec, że kucał przed drewnianym kościółku, do którego radził mu iść chłop. Wstał. Już miał zamiar wejść, lecz w tej samej chwili usłyszał z szopy obok znajomy głos:
-Mówiłeś, że nie będzie stawiał oporu!
,,Cholercia ! To ta zwariowana kotka!’’ – pomyślał.
-Uspokój się. – odpowiedział grubszy głos zapewne męski.
-Fiodor! Ty sam się uspokój ze swoimi pomysłami! Chodź mi pomóc z tym fajtłapowatym lisem! Zarobisz więcej pieniędzy niż na ulicy!
-Skąd miałem przypuszczać, że ten idiota cię uderzy i zabierze rewolwer.
Rewolwer! Lis Narcyz prawie o nim zapomniał! Przeszukał swój bagaż. Był na samym dnie! Teraz miał jakieś szanse na pokonanie swoich przeciwników. Zaczął po cichu liczyć.
-1, 2 i 3!- ostatnia cyfra była wyraźnym sygnałem dla niego. Zamknął oczy i mocno walnął z prawego barku w drzwi szopy i w pierwszej chwili krzyknął:
-Ręce do góry, bo zastrzelę!
- Narcyz ty idioto!
Na początku nie widział, kto rzucił mu obelgę, gdyż bał się otworzyć oczy. Pomału jednak otworzył lewe a potem prawe oko. Przed nim stała ta koszmarna kotka, która chciała go zaszantażować w pociągu, ale tym razem miała na sobie prostą szarą sukienkę. Obok niej stał kocur ubrany w szaty kapłańskie. Miał śnieżnobiałą sierść oraz brodę oraz wąsy.
-Rosolnik! Ty wstrętny kocurze!
-Cicho nie krzycz!- uspokajał Iksińskiego Rosolnik.
-O, o, o, o taki mądry a sam wyzywałeś go od idiotów!- gniewnie stwierdziła Nina.
-Czy ty zawsze musisz wtrącać się w męskie rozmowy?!
-Wy i wasza samcza dominacja! Mam cię dosyć! Odchodzę! – nakrzyczała kotka na kuzyna i już miała odchodzić, kiedy Narcyz ją zatrzymał, mierząc do niej z rewolweru.
-Teraz karty się odwróciły droga pani.
-Ty idioto! On nie jest nawet nabity! -stwierdziła gniewnie.
Kotka obrażona wyszła a lis zaciekawiony począł badać broń. Słowa dziewczyny okazały się prawdą. W bębenku nie było żadnego naboju.
-Nie martw się nią Narcyz- zaczął kocur.- i tak wróci. Nie ma nikogo poza mną.
-Ty a nie miałeś zginąć gdzieś w Kijowie w 20-tym?
-Wiesz jak było. Ciężko było, więc kiedy zobaczyłem prawdziwe oblicze tych bolszewików przeszedłem na jasną stronę frontu i zmieniłem swoje poglądy.
-A, dlaczego masz na sobie strój księdza?
-Wiesz. Musiałem się gdzieś zaszyć.
-I poszukać skarbu mojej zdziwaczałej ciotki?
-Byłem w tym dworku i tam nic nie ma. Ruina i tylko ruina. A ty, po co przyjechałeś? Tylko mi nie mów, że też po skarb.
-Na początku to też, po skarb, ale ciotka mi kazała pojechać tam i zakopać te pudełeczko- tu Narcyz wręczył Fiodorowi metalowe pudełeczko.
-Za wolność waszą i naszą – przeczytał kocur napis –piękne zdanie. Szkoda, że ludzie już tak nie postępują. Co w nim jest?
-,,Pan Tadeusz’’ z podpisem Adama , różaniec z czarnymi kamyczkami i talię kart do pasjansa ,którą oddałem biednej żydowskiej rodzinie komediantów.
-Różaniec możesz mi oddać.
-A co z ,,Panem Tadeuszem’’ ? Muszę coś zakopać w tych ruinach - odrzekł zakłopotany lis oddając różaniec Fiodorowi.
-Nie histeryzuj. Poczytamy sobie tą klasykę.
Nie zaczęło jeszcze świtać a już do szopy wróciła Nina, trochę już uspokoiwszy się po wcześniejszych przeżyciach. Usiadła obok kuzyna, który w tym czasie otwierał nieśmiertelne dzieło wieszcza. Nagle dziewczyna powiedziała do lisa:
-Przepraszam za wszystko panie Narcyz. Za to w pociągu…
-Nic się nie stało. A tak między nami to pani jest bardzo ładna – ostatnie zdanie wybełkotał.
Kotka obdarzyła uśmiechem Narcyza, na co on również odpowiedział uśmiechem. Nagle tą romantyczną sytuację przerwał nagle Fiodor.
-Ty Narcyz, skąd masz tą książkę?
-Od mojej ciotki. A o co chodzi?
-Nie licząc strony tytułowej to jeden gruby plik papieru. Papierowa cegła.
Kocur miał rację. Oprócz strony tytułowej, gdzie widniał tytuł dzieła, autor, miejsce oraz data wydania. Po za tym w okładce był tylko gruby blok papieru przypominający cegłę.
-Co znowu ta wariatka wymyśliła?- zapytał na głos Narcyz.
-Hej patrzcie-zawołała lekko Nina wskazując palcem na dziwną plamę pośrodku strony tytułowej.
Fiodor zaczął drzeć papier jakby coś przeczuwał. Będąc jeszcze na służbie u Kasandry, jako goniec nic go nie zaskakiwało u tej staruszki. Wtem całej trójce ukazał się schowek ukryty w książce. Był tam gruby plik banknotów przepasany grubą nicią. Narcyz ostrożnie wyciągnął pieniądze i zaczął przeliczać.
-Jezus Maria! Będzie ze 30 tysięcy!
- Ile?!- zapytał zaciekawiony kocur.
-Trzy..trzydz..trzydzieści tysięcy- wykrztusiła Nina.
-Fiodor sprawdź ten różaniec- powiedział do Rosolnika Iksiński.
Fiodor nie dał się prosić. Przypatrzył się różańcowi i zaraz zaczął pocierać kamyki. Czarna farba zeszła i na światło nowego dnia popatrzyły perły. Najczystsze perły jakiekolwiek można było zobaczyć. Lis szybko pomyślał. Talia kart, które dał Tombakom mogła zawierać jakiś czek. Nawet każda karta mogła zawierać czek na jakąś sumę. A on oddał im całą talię!
,,Ta stara wiedźma wszystko przewidziała !’’
-Co teraz zrobimy? – zapytała kotka.
-Musimy znaleźć tamtą rodzinę żydowską-zaproponował kocur.
-Po, co? Są uczciwi i ciężko pracują na swój chleb. A my? –popatrzył lis na Fiodora i jego kuzynkę-Ja nie znalazłem żadnej porządnej roboty-tu przerwał na chwilkę, po czym znów powiedział:
-Dobra dzielimy forsę na trzy równe części a perełki idą do Niny.
-Ja się z nim zgadzam – stwierdziła Nina.
-Dobra może być, ale muszę zawiadomić wieś, że dostana nowego księdza- rzekł sarkastycznie i z uśmieszkiem kot wstając i wychodząc z szopy.
-To, co pan będzie teraz rozbił?
-Się zobaczy. A pani.
-Najpierw zrobię to - tu kotka skończyła wypowiedź i uderzyła w prawy policzek Narcyza.
-Za co?
-Za to w pociągu.
-Racja.
Wrócił Fiodor cały szczęśliwy. Oświadczył, że mogą już wyruszyć po południu z powrotem do stolicy. Dodatkowo poinformował, iż rolnicy są bardzo uradowani tą wiadomością. Była ósma rano i Słońce było wysoko na niebie. Nowy letni dzień narodził się znów. Droga powrotna była przyjemniejsza niż poprzedniego dnia. Jedna myśl tylko zaprzątała Narcyzowi Iksińskiemu głowę, kiedy w towarzystwie Niny Fiodora Rosolników wracał z (nie)udanej wyprawy.
,,A co by powiedziała na to wszystko ta stara jędza?’’
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
Anonim
0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt "Narcyz Iksiński wyrusza na Kresy"
Wysłano: 25.12.2010 20:01
Fajne, podobało mi się ;). Ująłeś klimat tamtych czasów (historia dobrze ci służy).

Uwagi (krytyki nie może zabraknąć):
- znalazłem trochę błędów, w przyszłości przejrzyj całość
- trochę długie (ale to tylko moje widzimisię, po prostu lubię krótsze opowiadania)