Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: trajt "Groteskowa Gęba Witolda"  
Autor: trajt
Opublikowano: 2011/7/13
Przeczytano: 1459 raz(y)
Rozmiar 13.43 KB
2

(+2|-0)
 
Do redakcji WIADOMOŚCI LITERACKIE wszedł lis w eleganckim garniturze z garścią notatek dłoniach, minął sekretarkę- wilczycę w powabnej sukni i wszedł do pokoju redaktora naczelnego pisma- pana Grydzewskiego. W środku zza biurkiem siedział kocur, o dość lwim futrze. Akurat zapisywał jakiś ważny artykuł na maszynie do pisania. Gdy tylko podnosząc wzrok zobaczył swego gońca literackiego-, czyli taka osoba chodząca po różnych spotkaniach grup poetyckich czy literatach spisując ich utwory lub fragmenty by naczelnik zrobił wstępną selekcje dzieła przed ich otrzymaniem od autora- Franciszka Kowalskiego, przerwał pisanie.
-No i jak tam Kowalski?
-Nieźle panie redaktorze- odpowiedział kładąc przed zwierzchnikiem swoje notatki.-Tylko jest jedna sprawa.
-Jaka?
-Mam dosyć łażenia po tych wszystkich kabaretach i kawiarniach, aby wysłuchiwać tych poetów i literatów. Wie pan-tu zając ściszył głos-ten Tuwim mnie zaczyna irytować.
-No! No! No! Kowalski! Tuwim to swój chłop!
-Ale ci wszyscy Skamandryci to ciągle o jakiś kwiatkach i pszczółkach i innych dziwactwach. Na przykład Julian pisze w wierszu "Chrystus miasta”:
" Tańczyli na moście
Tańczyli noc całą…”
Lecz słowa wiersza nie trafiały do Redaktora Naczelnego, który zakończył, ,przerwę” i wziął się dalej za swoją robotę. Natomiast zając dalej czytał zapisane słowa poety, mimo widocznej niechęci pracodawcy do słuchania jego zdań na temat literatury współczesnej.
" Ucichło. Coś szeptali.
Na ziemię padli. Płakali.”
-To wszystko?
-Tak. To wszystko, co wymyślił ten wilczur.
-Jaki jest tego tytuł?
-"Jezus miasta” znaczy „Chrystus miasta”
-Ładny tytuł.
-Ale pan nie rozumie, że już nie chce łazić po tych pismakach?
Tu kocur przestał pisać i powiedział:
-A gdzie ja znajdę takiego lisa jak ty, łażącego po tych wszystkich miejscach?
-Nie wiem-odpowiedział Kowalski czyszcząc swojego monokla o chusteczkę. W tej samej chwili weszła sekretarka.
-Panie redaktorze! Jakiś interesant!
-Pani Ewo niech pani go wpuści!
Wilczyca zniknęła na moment, po czym wróciła prowadząc jakiegoś lisa wyglądającego na bystrzach, ale według Kowalskiego na takiego nie wyglądał.
-Imię i nazwisko?- spytał Grydzewski.
-Narcyz Iksiński.-odpowiedział przybysz.-Ja w sprawie pracy.
Kowalski i Grydzewski popatrzyli z zachwytem na siebie jakby wygrali los na loterii.
***
Kawiarnia POD SZPILKĄ była trochę pustawa tego dnia. Puste stoliki okryte śnieżnobiałym obrusem. Przy stolikach stały krzesła, również puste jak stoliki. Dzień był jasny, słoneczny, więc nie świeciły żadne lampy wewnątrz lokalu. Co ciekawe jedynymi gośćmi była niewielka grupka trzech osób siedzących w kącie przy barowej ladzie.
-Ty Julek coś napisałeś nowego?- spytał zając swego sąsiada- wilka o dosyć lwich cechach, które wskazywały na jego żydowskie korzenie.
-Przykro mi Antoni, ale jakoś nie mam weny. A ty Jarek?
-Ja tez dzisiaj taki sobie.- odpowiedział biały kot.-W ogóle dzisiaj taki dość monotonny dzień.
Wtem do środka wszedł dość młody wilk w płaszczu. Wziął pierwsze lepsze krzesło i przysiadł się do pozostałych.
-Gombrowicz panowie pozwolą.- powiedział podając dłoń.-Młody literat. Właśnie wróciłem z Europy Zachodniej.
-To miłe, ze jakiś kot-tu Tuwim zmienił ton widząc gniewny wzrok Iwaszkiewicza- to znaczy jakiś młody, zdolny poeta przyszedł do starych wiarusów by zasięgnąć parę rad.
-Nie jestem poetą, ale krytykiem i dziennikarzem literackim.
-To jeszcze gorzej.-rzekł zdenerwowany Słonimski zapalając papierosa.
Akurat w tej samej chwili do lokalu wszedł Narcyz. Porozglądał się po pomieszczeniu i zauważył kółko literackie w rogu. Chyba czytał w myślach wcześniej przybyłego łodzika, bo też wziął byle, jakie krzesło i usiadł koło nich.
-Narcyz Iksiński z Wiadomości Literackich i chciał….
-Zaraz.-przerwał mu zając.- A gdzie Kowalski?
-On teraz w redakcji siedzi a ja idę w teren zamiast niego. No, więc chciałem zapytać jak…
-Poczekaj przyjacielu.-tym razem lisowi przerwał Witold.- Ja byłem tu pierwszy.
-Tak gadaj zdrów. Ja jestem starszy.
-Ale ja jestem wyższy.-stwierdził młody wilk.
,,Cholera bomba! Jakiś młody mi się tu wpycha do roboty i się rządzi, bo ma kilka centymetrów więcej!”
-Barman! Po piwko dla każdego!- zawołał Tuwim.
-Już, już, już panie Julek!- krzyknął ktoś z magazynu.
-Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii to Tuwim!- pisnęła jakaś dziewczyna.
Do wilczura podbiegła młoda kotka z jego tomikiem poezji. Cała podekscytowana poprosiła, aby jej podpisał. Tuwim wyjął z kieszeni marynarki pióro. Na stronie tytułowej coś tam nagryzał z dedykacją i wręczył dziewczynie tomik z powrotem. Ta jeszcze raz zapiszczała z zachwytu i wybiegła z kawiarni. Na to wszystko Juliusz stwierdził, chowając pióro:
-Ciężko być popularnym poetą w Drugiej Rzeczypospolitej. Na ulicy jakaś czytelniczka albo czytelnik albo grupa złożona z obojga płci rzuca się na ciebie swymi ciałami oraz z twoimi tomikami. To straszne.
-Rozumiem pana. - powiedział młody. - Ja sam piszę ostatnio takie opowiadanie o zatraceniu formy. O dorastaniu. Nawet mam taki wstęp;
"Początek i bomba
Kto to czyta ten trąba!”
-Co to za głupi początek? - spytał Iksiński - Początek powinien być jakiś taki miły. Początek powinien zaciekawiać czytelnika.
Borsuk-barman podszedł do dyskutantów niosąc pięć butelek piwa. Zaraz lis chwycił swoja. Wypił ją do dna. Po zyskaniu nowych sił był bardziej skory do rozmowy na temat pomysłów literacko-poetyckich. Jednocześnie Witold również zyskał nowe siły do dyskusji.
-Panie Iksiński chyba pan nie rozumie stanu obecnej literatury polskiej.
-Ty Gębowicz słuchaj no….
-Mam na nazwisko Gombrowicz, a pan już chyba się upił.
-Ja młody nigdy a nigdy nie wziąłem alkoholu do ust!
Obaj rozmówcy musieli kłócić się z godzinę, bo trzej Skamandryci nie chcieli przeszkadzać i po prostu wyszli. Narcyz wpakował się w jakiś literacki quiz. Witold Gombrowicz cały czas go zasypywał jakimiś teoriami literackimi, których lis nie rozumiał. Myśli Iksińskiego cały swój wysiłek umysłowy skierowały przeciw temu, młodzikowi, który stawiał się wyżej od niego.
-Wie pan, dlaczego Sienkiewicz jest tak uwielbiany?
-Bo dostał Nobla?- odpowiedział pytająco Narcyz.
-Nie! Bo pisał tak jak chcieli czytać wszyscy! Polacy największymi wojownikami w historii! To bzdura! Większość wojen w XVII wieku przegraliśmy z kretesem!
-Ty młody uważaj.
-Co młody uważaj! Sam pan uważaj, żeby pan nie stracił ogona!
-Jak śmiesz! Ty..ty..ty…
-Ty sformowany tworze…ty…zgębowany idioto….ty…..ty..kupo!
Takie dziwne wyzwiska Narcyz nigdy w życiu nie słyszał! Przestał na chwilę stał unieruchomiony przez wyzwiska Witolda. Widocznie ten wykorzystał sytuacje. Wyszedł zostawiając Narcyza samego w kawiarni. Po chwili odzyskał zdrowy stan umysłu, czyli taki, który był u niego jeszcze przed wypiciem piwka. Szybko przypomniał sobie, o co chodzi.
"Muszę pogadać z tym młodym dziwakiem”
***
Odnalezienie Gombrowicza nie należało do prostych. W redakcji wprawdzie go znano, ale redaktor Grydzewski radził mu nie spotykać się z nowicjuszem. Uważał go za dziwaka oraz samotnika z własną groteskową filozofią, godną Witkacego. Zostawało jedno wyjście znane przeciętnemu obywatelowi, któremu zależało na odnalezieniu kogoś w ponad milionowej stolicy- książka telefoniczna. Iksiński szybko zabrał z najbliższej budki wielką cegłę papieru oprawioną w pożółkłą okładkę.
"Zobaczmy”- pomyślał lis przewracając stronę po stronie.
Pod G było parę tysięcy odnośników, ale był też odnośnik, którego szukał Iksiński.
GOMBROWICZ WITOLD-krytyk literacki. ul. Miodowa30/5
***
Kamienica czynszowa była jedną z najlepiej zażądanych, jakie widział Narcyz. Pięknie otynkowane biel ością ściany pokrywające zszarzały marmur z wystającymi arkadiami, kolumnami i innymi architektonicznymi ozdobami okrywające swą doskonałością ów kamienice. interesanta zatrzymał na progu stary dozorca- wiekowy już ryś . W swych dłoniach staruszek mocno ściskał miotłę.
-Czego pan tu szuka?- spytał gniewnie, jakby chciał zaatakować miotłą.
-Ja do pana Gombrowicza.
-A był pan umówiony?
-Nie, bo co?
-Jak nieumówiony, to niech stąd idzie, bo ja go stąd sprzątnę szybko!
Walka Dawida z Goliatem-, choć nie wiadomo było, który to, który, była dla Narcyza niewygodna. Po pierwsze ze względu na wiek przeciwnika a po drugie ze względu na niemożności posiadania czasu na takie bzdurne gierki. Iksiński postanowił jakoś wziąć samotnym szturmem ową kamiennicową fortecę a dokładnie jej wrota pilnowane przez podstarzałego wartownika uzbrojonego w miotłę z końskiego włosia. Zapytał staruszka:
-Ile weźmie pan za przepuszczenie mnie?
-Zależy, kim pan jest?
-Byłem parę miesięcy w Legii Cudzoziemskiej, trochę przebywałem na wschodzie i takie tam.
-Oooo, to przepraszam.-stwierdził dozorca.- Taki weteran wyprawy kijowskiej ma prawo przepustki.
Choć w 20-stym roku lis poszedł na studia, z których go wyrzucono, to nie miał za bardzo wielu powodów by wraz z marszałkiem iść na bolszewików. Ryś przepuścił Iksińskiego przez bramę wielorodzinnej posesji. Klatka schodowa, schody i w końcu upragnione drzwi. Drzwi do tego bezczelnego młodzieniaszka! Tego chamskiego prostaka! Tego ziemiańskiego głupka, chcącego go nauczać w sprawie literatury! Zapukał. Ze środka przez dziurkę od klucza wyleciało jedno zdanie a raczej jedno słowo.
-Proszę.
Narcyz wszedł jak go prosił. W środku siedział ów młody wilk przy maszynie do pisania. Obok były czyste pliki papieru gotowe aby zostać wypełnione jakimś literackim bełkotem tego młodzika bez krzty inteligencji czy honoru.
-Czego pan chce?- spytał spokojnie.
-Ja tak przyszedłem... przyszedłem...
-Po co?
-Żeby pogadać jak mężczyzna z mężczyzną. Jak krytyk literacki z krytykiem literackim. Jak lis z wilkiem.
-Witold-rozległ się z sąsiedniego pokoju kobiecy głos znajomy jakoś Narcyzowi- to ja lecę na zakupy.
Do pomieszczenia weszła osoba, której Iksiński najmniej się spodziewał- Nina Rosolnik. Kotka miała na sobie różowy szlafrok.
-Nina, co ty tutaj robisz?
-Zarabiam na życie, jako sprzątaczka, kochany Narcyzie.
-A, co na to Fiodor?
-Wiesz, uznaliśmy, że skoro wszystkie nasze pieniądze wraz z moim kochanym kuzynem wydałeś na rozkręcenie nieudanego projektu założenia własnej linii oceanicznej.
-Co chcesz, plan był doskonały, tylko mieliśmy za małe fundusze.
-Za małe fundusze!- krzyknęła Nina. -To ty na te fundusze zarób najpierw idioto!
-Jeszcze zobaczysz jak ta linia wypali, kiedy LOT zbankrutuje! Pamiętaj samoloty nie mają przyszłości!
Nina ubrała koszule a na to rzuciła sweter. Strzeliła tylko groźnym wzrokiem w stronę lisa i wyszła. Wilka to trochę zaciekawiło. Zaproponował szklaneczkę czegoś mocniejszego, żeby wspólnie z Narcyzem poopowiadać to i owo o sobie.
***
Byli po którejś kolejce. Pod biurkiem walało się już tuzin buteleczek.
-Wie pan-zaczął Witold-, że poziom obecnej literatury polskiej jest żenujący.
-Stary- odpowiedział Narcyz- mi to już mówiłeś. Ja jak tam twoje próby literackie?
-Napisałem jedną powieść wspólnie z jakimś Kępińskim, ale to rzuciłem. Teraz pomału tworzę jakieś opowiadania. Nawet mam tytuł na ich zbiór.
-Jaki?
-,,Pamiętniki z okresu dojrzewania”! To jakby moja swoista refleksja na temat mego własnego dojrzewania. Genialne prawda?
-Ale, o co chodzi?- spytał Iksiński. Zapewne stracił zmysł orientacji.
- O to kochany panie Narcyzie, że młody człowiek jest jakby ugniatany przez normy społeczne, tak ugniatany, że powstaje forma istoty bez celu, bez własnego pomyślunku. Uformowana, upupiona istota pozbawiona indywidualności! Indywidualność jest zabijana! Zabijana przez formę! Zabijan….
-Ale, o co chodzi?- widocznie alkohol źle wpływał na umysł lisa. Narcyz zamknął swój umysł na światłe idee Witolda Gombrowicza.
-Dojrzewanie to formowanie młodego człowieka tak by był pozbawiony indywidualności! Pozbawiony prawa do buntu! Buntu przeciw formie!
Te światłe idee mogące zapewne pomóc niejednej osobie bez względu na wiek, płeć czy pochodzenie w kształtowaniu swojej osobowości. Zapewne te szczytne ideały, jakie głosi młody wilk są zbyt szczytne, aby taki prostak, jaki siedzi w ciele Iksińskiego, bo on w tym czasie był zajęty czymś, co dla niego było szczytne. Czyli spaniem oraz leniuchowaniem. Jednak czy na tym polegało jego formowanie, którego teorie tłumaczy mu młody Witold. Taka jest właśnie wstrętna gęba formy! Nikczemna, brzydka, niepociągająca, bez jakiegokolwiek zarysu humanizmu, normalności, genialności czy innej okazałości.
Więc czy to już koniec, czy początek? Osadźcie sami.
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.