Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: trajt "Na szlaku Aragonii" - cz. I  
Autor: trajt
Opublikowano: 2011/9/19
Przeczytano: 1204 raz(y)
Rozmiar 17.48 KB
4

(+4|-0)
 
Słowo wstępu
Będąc autorem poniższego tekstu chciałbym we wstępie zaznaczyć, że nie staje po żadnej ze stron politycznych występujących w tej opowieści. Jeżeli jednak jest ktoś, kto tak nie uważa, niech napisze, dlaczego tak sądzi. Życzę miłego czytania.

Dziób statku przecinał granatową morską tafle, mknąc tym samym przez niezbyt spokojne wody kanału La Manche. Niespokojne nie wynikały z kaprysów pogody czy też Neptuna - władcy mórz, lecz z niespokojnej płaszczyzny politycznej, ogarniającą w tej chwili prawie cały świat. Zewsząd dochodziły wiadomości o toczących się wojnach. W Chinach zwalczające się frakcje komunistów Mao i nacjonalistów Czang Kaj-szeka walczyły również z naporem Japończyków, a wojska włoskiego führera - zwanego przez swoich duce - Mussoliniego gniotły w tym samym czasie niepodległość najstarszego państwa Ziemi- Etiopii. Ale nie były to jedyne konflikty mogące zachwiać i tak już pochyłą ku upadkowi linię pokoju, tak z trudem trzymaną od 1918 przez Ligę Narodów.
*
Szarawo-biała blacha okrętu dotychczas handlowego, a obecnie przerobionego na transportowiec wojskowy, dawno już była została okryta przez odznaki niezbyt udanej inspekcji w porcie w Gdyni, skąd wypłynął. Dawne lata świetności już minęły dla tej jednostki.
*
Narcyz odsunął głowę znad rufy statku. To, co musiał zrobić, już zrobił.
- Po co prosiłem o dokładkę? - zapytał sam siebie.
- Jak tam stary? - odezwał się znajomy głos a ktoś klepnął go po ramieniu.
- Rosolnik zwariowałeś!
- O co ci chodzi?
Kocur, podobnie jak lis, miał na sobie szaro-zielony mundur z oznaczeniami starszego szeregowca. Wprawdzie obaj byli starszymi szeregowcami, ale Fiodor miał zostać niedługo awansowany na kaprala.
- Obiad dał mi się we znaki, a ty jeszcze mnie poklepujesz!
- Nie martw się. Jak dopłyniemy do Bilbao to wyzdrowiejesz.
- Tak, wyzdrowieję.- stwierdził ponuro Narcyz. - Chyba że jakiś frankista mnie nie zastrzeli.
- Nie bój się. Przecież jestem tutaj.
Iksiński przeszedł parę kroków, mrucząc coś.
-Nie wiem, po co się, do cholery, zaciągnąłem do tej brygady?
- Pamiętaj, co obiecałeś mojej siostrze.
- Tak. Tak. Tak. – machnął pogardliwie ręką lis w stronę kota. - Mam uważać na ciebie, a ty na mnie.
Narcyz nadal wracał myślami do tamtego lipcowego dnia, gdy nadeszła do Warszawy wiadomość o wybuchu wojny domowej w dalekiej Hiszpanii. Akurat wtedy jakiś szczeniak biegł ulicami stolicy wołając, podobnie jak stu innych gazeciarzy takich jak on:
-Sensacja! Sensacja! Wojna domowa w Hiszpanii! Generał Francisco Franco wspólnie z Falangą wypowiada posłuszeństwo rządowi republikańskiemu i wywołuje wojnę!
Iksiński, stojący wspólnie z Rosolnikiem w długiej kolejce po zasiłek - wszak kryzys trwający od 1929 nadal trwał - początkowo nie zwracał uwagi na młokosa, lecz szybko ulatniający się bezrobotni z ogonka przykuły nie jego uwagę, lecz przyjaciela. Fiodor szybko zrezygnował z miejsca i przepychając się przez tłum szturmujący gazeciarza, kupił za wszystko co miał w kieszeni - a niewiele mu zostało od ostatniej pomocy państwowej - dziennik.
- Ty, czytałeś? - zagadał do lisa, który nadal stał, nie wiedzieć czemu, w kolejce. - Wojna domowa w Hiszpanii!
- I co z tego? - burknął Narcyz. - Hiszpania jest daleko. A my tutaj mamy lepsze rzeczy do roboty. Uff, ale upał. - odparł ocierając czoło z potu.
- Byś się wstydził. - rzekł Rosjanin.
- Ja?! - lis wyglądną na zszokowanego.
- Tak, ty. Tam jakiś buntownik walczy z legalnie wybranym rządem, a ty nie pójdziesz go bronić?
- A ty w ogóle czytałeś dokładnie ten artykuł? Podobno ci republikanie to komuniści.
- Komuniści. - przedrzeźniał kolegę Fiodor. - Tam komunistów w rządzie nie ma. Tylko socjaldemokraci, republikanie i paru anarchistów.
- Nie wiem jak ty, ale wolę postać w kolejce po zasiłek.
*
- Ty tchórzu - Nina wymierzyła mocny cios swą dłonią w prawy policzek lisa. Cios był tak mocny, że Narcyz padł jakby rażony piorunem.
- Za, co?!
- Mój brat idzie walczyć z wrogami wolności i narodu hiszpańskiego, a ty sobie siedzisz!
- Przynajmniej ocalę ogon. - odrzekł wstając.
- Co by powiedzieli twoi rodzice?- kotka pogardliwie spojrzała na niego.
- Powiedzieliby zapewne, że jestem normalny - tu zmienił ton na bardziej agresywny - bo nie rzucam się jak wariat, kiedy z naprzeciwka wali ckm!
- Jak ty możesz żyć tak? Bez honoru.
- Prosto. Z waszą dwójką jakoś mi latka lecą, a to już będzie ze dwa lata.
Nina pomału zaczęła ściągać z siebie kwiecistą sukienkę.
- Odwróć się teraz, bo się przebieram.
- I tak nie ma co oglądać.-mruknął a po chwili oberwał w tył głowy poduszką.
- Za co?
- Jak się odwrócisz to ci powiem.
Narcyz nawet nie zamierzał, ale skoro chciała coś mu powiedzieć, więc to zrobił. Teraz miała na sobie stary, acz piękny płaszcz kobiecy. Chyba zbytnio przeliczył się ze słowami Niny, bo znów otrzymał od niej cios w policzek, przez który znów padł na podłogę.
- A to za co?!
- Dobry chrześcijanin nastawia drugi policzek. - odpowiedziała kotka.
Podeszła do drzwi. Wychodząc zmieniła jednak ton i powiedziała :
- Narcyz.
- Tak?
- Proszę cię, zaopiekuj się moim bratem. - mówiąc to uroniła łzy, po czym szybko wyszła.
*
- Generał Franco oraz falangiści robią to, co myśmy zaczęli w 20-stym roku! - krzyczał wyraźnie z drewnianej trybuny, naprędce postawionej, acz pięknie udekorowanej w biało-czerwone chorągiewki, pewien kozioł. - Tacy ludzie jak on sprawiają, że czerwona zaraza zniknie z zachodniej Europy! Walka trwa nadal, ale prawdziwi hiszpańscy patrioci potrzebują wsparcia wielu!
Przed nim stał szereg złożony z dziesięciu bojówkarzy, z czego dwóch na skrzydłach oburącz trzymało polskie flagi.
W tym samym czasie wielu młodych członków Polskiej Falangi wręczało ulotki przechodniom. Wszyscy faszyści mieli wyraźne szmaragdowe opaski ze śnieżnobiałym mieczem trzymanym przez śnieżnobiałe ramię pośrodku.
- Poprze pan Wystawienie legionu Dmowskiego? – spytał taki młodzik przechodzącego obok Narcyza.
- Jakiego legionu?
Na odpowiedź lis musiał poczekać, ponieważ młodzik stanął na baczność i wyjaśniał teatralnym głosem:
-Legionu, którego patronem będzie sam wielki patriota Roman Dmowski. Legion weźmie udział u boku wojsk frankistowskich w zwalczaniu bolszewików w Hiszpanii. W ten sposób pomożemy naszym braciom katolikom.
Narcyz powiedział, że chętnie wspomoże Legion, ale potrzebował czasu i wpierw chciał co nico przeczytać, o co właściwie chodzi. Z jednej strony nie chciał sprowokować, żeby oni go pobili, a po drugie ten krzykacz zakłócał jego myślenie.
- Podobnie jak frankiści powinniśmy raz na zawszę pozbyć się żydomasonerii, a także wytępić wszystkich tych, którzy ośmielają się krytykować najświętszy Kościół Katolicki!
- Wielka Polska Katolicka! - zawołali ci z szeregu. - Wielka Polska Narodowa!
- Cholera, kolejni wariaci. - odrzekł cicho lis, oddalając się czym prędzej od całego zamieszania.
*
Minął tydzień, ale wydarzeń było co nie miara. Narcyz obiecał Ninie zaopiekować się Fiodorem w czasie całej kampanii wojskowej. Szybko poprzez Rosolnikowa przystąpił do Dąbrowszczaków ,gdyż batalion do którego wstąpił nosił imię jednego z przywódców Komuny Paryskiej z 1871 roku - Jarosława Dąbrowskiego, zwanego z powodu niskiego wzrostu "Łokietkiem”. Wypływali w październiku z Gdyni.
*
Nabrzeże portu gdyńskiego zaroiło się od ochotników, żegnających ich rodzin, gapiów, a nawet manifestacji zwolenników Narodowej Demokracji, będących zdecydowanymi przeciwnikami rządu republikańskiego. Rządu, który dla wielu konserwatywnych kół nie tylko polskich, ale nawet europejskich czy światowych zamierzał wprowadzić czerwony terror swymi antyklerykalnymi ustawami oraz sojuszem politycznym z anarchistami i Komunistyczną Partią Hiszpanii.
Mimo rzucanego gradu gróźb i przekleństw pod swoim adresem pierwsi żołnierze zaczęli wchodzić na pokład cumującego okrętu. Wielu jeszcze żegnało swoje dzieci całując je czule, żeby nie zapomniały o swych ojcach, wyruszających na front, mogący w niedalekiej przyszłości zbliżyć się do ich ojczyzny i zniszczyć to wszystko, co z takim uporem oraz trudem budowano dla przyszłych pokoleń . Jedynym ratunkiem więc pozostała daleka podróż.
- Już tęsknie za domem - powiedział Narcyz, wchodząc po rampie na pokład.
- Nie pękaj. - mówił Fiodor. - Zanim się obejrzysz, postrzelamy parę razy i wrócimy w chwale, jako bohaterowie.
- Ażeby was tam wycieli w pień! Bolszewiccy judasze!- krzyknął ktoś z tłumu narodowców.
- Żebyście skończyli jak ci w 20-tym roku!
- Dla nich chyba wrócimy jako mordercy i bandyci. - lis ponuro spojrzał w stronę endecji.
- Jak usłyszą, co zrobimy z frankistami, to wtedy ochłoną. - kocur przystanął przy burcie.
Z dołu machała do nich Nina, pomachując przy tym chusteczką na pożegnanie. Obydwaj odwzajemnili się machaniem; podobnie jak wszyscy ochotnicy żegnali tak swych krewniaków - może nawet po raz ostatni - dopóki polski korytarz pomorski nie znikł za horyzontem.
*
- Długo jeszcze? - lis wyraźnie poczuł zniecierpliwienie.- Mam dosyć tej puszki, tego żarcia, jeszcze choroby morskiej i upału!
- Cicho tam! - uciszał go dowódca.
- Stary komuch. - odrzekł cicho Narcyz.
- Narcyz, oszalałeś? - spytał go Fiodor uciszonym głosem.- Siedź cicho, bo cię jeszcze rozstrzelają.
- A co? Jak ten żbik ma w swojej kajucie "Manifest" Marksa i portret Lenina, to ja chyba nie jestem komunistą?
- Rozumiem, że pułkownik Matuszczak ma takie poglądy, ale to nie powód, żeby go obgadywać.
- Cicho tam! - pułkownik ponownie podniósł głos. - Zaraz będziemy w Bilbao! Wszyscy są?!
- Tak jest panie pułkowniku! - odpowiedział chórem oddział.
- Tak jest panie pułkowniku. - przedrzeźniał cicho kolegów Narcyz, a Fiodor lekko uderzył go w bok łokciem. Lis pohamował wybuch złości na swego przyjaciela, gdyż widząc powagę sytuacji w jakiej się znalazł, nie wypadało przedwcześnie okazywać swoich napadów złości.
Okręt pomału dobijał do Bilbao - stolicy Basków, którzy w rozpoczętym się właśnie piekle stanęli znów, dzierżąc w swych dłoniach broń, by walczyć przeciw każdej tyranii, chcącej zniszczyć ich namiastkę niepodległości. Przez burtę widać było piękno średniowiecznego budownictwa - ściśnięte aż do granic możliwości kamieniczki, wykonane przepięknie, z iście mistrzowską dłonią.
- Przypomina mi trochę Florencję. - zauważył ryś, stojący przed Narcyzem.
- Też tak gorąco? - lis chwilowo odpiął górny guzik kołnierza, chcąc tym samym pozwolić sobie na większy oddech.
- Tak pięknie.
Gdy tylko statek znalazł się dostatecznie blisko nabrzeża, z pobliskiego posterunku wyszło sześciu Basków-szakali w strojach marynarzy. Złapali rzucone im liny cumownicze i zaczepili je o pobliskie polery - oznaczające również pachoły.
- Uwaga chłopcy - zaczął dowódca - przybiliśmy do brzegów Hiszpanii w celu obrony wolności i sprawiedliwości. Pamiętajcie, że macie uszanować tutejsze zwyczaje oraz kobiety. Każdego, kogo znajdę na nieuszanowaniu regulaminu odstrzelę na miejscu. Zrozumiano?!
-Tak jest, panie pułkowniku! - ryknęło na raz paręset gardeł.
W międzyczasie przystawiono do burty drabinkę, aby można było zejść na brzeg.
- Kolumną wymaszerować i śpiew! - padł rozkaz.
Dźwięk maszerującego oddziału mieszał się ze słowami pieśni.
"Nie noszą lampasów, lecz szary ich strój,
Nie noszą ni srebra ni złota,
Lecz w pierwszym szeregu podąża na bój
Piechota ta szara piechota.”
- I co o tym sądzisz, przyjacielu? - Fiodor spojrzał na idącego obok niego lisa.
- Jeżeli nie dostanę kulki w łeb od frankistów, to może nasz dowódca mi ją da.- odpowiedział ponuro Narcyz, nie uczestnicząc przy tym w śpiewaniu, bo od upału gardło mu uschło na wiór, a poza tym nie potrafił utrzymać taktu w śpiewie.
"Miarowo bagnetów kołysze się łań,
A w sercu ich szczera ochota,
Ze śpiewem do boju wyrusza jak w tań,
Piechota ta szara piechota.”
Początkowo wszystko wyglądało w porządku, ale coś wisiało w powietrzu. Uwagę wszystkich przykuło to, że ulice były opustoszałe, a marynarze baskijscy z portu gdzieś zniknęli. Mijali zamknięte sklepy, kawiarnie, a nawet dom uciech. Śpiewy zapewne musiały zwrócić uwagę mieszkańców. Tylko dlaczego nie wychodzą?
- Boją się nas czy co? - lis nerwowo ściskał karabin.
-Pewnie myślą, że jesteśmy Polakami na służbie u Franco. - odrzekł pewien buldog, dodając sobie otuchy, paląc papierosa.
- To głupota - Fiodor spojrzał gniewnie na zamknięte okiennice - przecież od razu byśmy wszystko zrabowali i spalili to, co pozostało.
Marsz przez uliczki, pamiętające zapewne buty żołnierzy cesarza z Korsyki, wprawił wszystkich w odmęty niepokoju, a nawet strachu. Każda uliczka mogła tylko chwilowo być do przejścia, by potem stać się pułapka na szczury, którymi byli oni. Wprawdzie wiedzieli o nienawiści Basków do Falangi i Franco za próby zhiszpanowania ich, ale obawiali się najgorszego.
Jaka ulga ich ogarnęła, kiedy dotarli do placyku, przy którym stał gotycki kościół. Wiadomo, łatwiej jest walczyć na otwartej przestrzeni, niż być zamkniętym w ciasnych korytarzach labiryntu.
- Stać!
Niedaleko z kamieniccy wyszedł niski jegomość, wyglądający na burmistrza. Poprawił nieco krawat, zapiał guziki od marynarki i podszedł do pułkownika. Oboje poczęli rozmawiać żywym hiszpańskim, co dla wielu żołnierzy było czymś nowym, zwłaszcza że wielu z nich słyszało ten język po raz pierwszy. Minęło parę minut nim jegomość odszedł, a dowódca powiedział:
- Żołnierze! Pan Fernando Gomera przeprasza nas w imieniu mieszkańców, ale przed paroma dniami niedaleko miasta przejeżdżał konny patrol żołnierzy Franco i myśleli, że jesteśmy ich piechotą.
- Nie widzieli sztandaru? - padło pytanie.
Rzeczywiście! Dziwnym trafem jakoś oddział zapomniał zabrać ze statku sztandar. Oczywiście został zabrany już w ojczyźnie, ale jakoś tak samo wyszło. Dowódca postanowił szybko naprawić swój błąd.
- Kto jest odpowiedzialny za sztandar oddziału?
Z kolumny wystąpił młody zając, podnosząc przy tym niepewnie rękę.
- Ja. Panie pułkowniku.
- Teraz wrócisz na statek, zabierzesz nasz sztandar, a potem zgłosisz się do mnie. Zrozumiano?
Młody pokiwał głowa i szybko pobiegł. Żbik wrócił na czoło kolumny.
- Dzisiaj spędzimy noc w tym oto kościele.
*
- Fiodor, śpisz? - Narcyz podszedł, rzuciwszy koc przez ramię.
- Idź spać. Jest - popatrzył na zegarek-cebulę - kieszonkowy zegarek - podarowany mu przez siostrę - trzecia w nocy, albo trzecia nad ranem.
- Tomek nie daje mi spać a wiesz, jaki jest ten wilk. Naje się i chrapie.
- Jak to wilk. Wal śmiało.
- Dzięki.
Lis legł koło kocura. Teraz spali we dwóch pod obrazem, mogącym uchodzić za dzieło samego El Greco. Jaskrawe barwy czy wyraziste pozy dawały im szanse ujrzenia czegoś pięknego. Wokoło spali ich towarzysze broni, tylko pułkownik dostał prywatna kwaterę, do tego ciepłą, a oni marzli na lodowatej bryle z kamieni.
- Fiodor, zasnąłeś?
- Przy tobie na pewno nie zasnę. - kocur odwrócił głowę naprzeciw Narcyza. - Czego chcesz?
- Tak sobie myślę…
- Taaaak?
- Tak sobie myślę, czy Nina za nami tęskni?
Myśl Narcyza wprawiła Fiodora w osłupienie.
- Te żarcie ze statku rzeczywiście ci zaszkodziło.
Niedaleko ktoś głośno kaszlnął.
- Nie. - zapewniał go przyjaciel.- Ja tak naprawdę. Wiesz, ja się boję, że mnie albo tobie coś się stanie i może nawet żaden z nas nie wróci do kraju.
- Idź spać lepiej. Nabierzesz sił. - kocur powrócił w krainę snów, a lis przeżegnał się i zaczął rozmowę z Bogiem, co Narcyzowi bardzo rzadko przychodziło.
- Panie Boże. Wiem, że bardzo dawno odmawiałem modlitwę, ale chciałem w obecnej sytuacji poprosić cię o jakieś błogosławieństwo dla Niny, Fiodora i dla mnie. – tu zapłakał cicho, żeby nie pobudzić innych. - Wiem, że nie jestem praktykujący, ale jeżeli nie chcesz przeznaczyć choć kapkę dla mnie, to przynajmniej dla Fiodora i Niny. On niech przeżyje tą całą zawieruchę, bo lepiej zajmie się siostrą niż taka mazgaja i tchórz jak ja.
Wykonał znak krzyża i w końcu poszedł spać.

 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
Anonim
0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt " Na szlaku Aragonii - cz.I"
Wysłano: 20.09.2011 0:54
Nie przepadam za opowiadaniami nawiązującymi do historii, ale to czytało się całkiem przyjemnie :F. Jeśli miałbym coś wytknąć...

- znalazłem parę literówek
- niektóre emocje (szczególnie płacz) przychodzą bohaterom jakoś tak niespodziewanie, na twoim miejscu bardziej bym się zagłębił w ich opisy

<daje plusa>

0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt " Na szlaku Aragonii - cz.I"
Wysłano: 21.09.2011 21:58
Leniwy kot kanapowy
Anthro
Jedyne czego mogę się uczepić, to tylko kwestia Wielkiego Kryzysu. W II RP takie kryzysy gospodarcze zdarzały się średnio co 2 lata. Poza tym brakuje mi trochę groteski w stylu Paragrafu 22, bo kilka zdarzeń aż się prosi o okrutne dowcipy - chociażby scena z endekami. Zamiast zakończyć się na kłótni normalnego osobnika (Narcyz) z z sfiksowanymi fanatykami ( którzy notabene uważają się za jedynych normalnych obywateli), to wszystko sfinalizowało się bez większych emocji. Ale tekst mi się podoba.