Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Askha "Corsairs" - "Uwięzienie" cz.1  
Autor: N527
Opublikowano: 2005/12/21
Przeczytano: 1836 raz(y)
Rozmiar 26.06 KB
0

(+0|-0)
 
Skay potrząsnął głową usiłując pozbyć się szumu i kalejdoskopu, narkotyki którymi go naszprycowano nadal trzymały go pomiędzy objęciami Morfeusza, a strzępkami realnego świata. Czuł tylko dość wyraźne wibrowanie podłogi i co jakiś czas dźwięk jakby przygniatanego metalu, po kilku minutach zaczął odzyskiwać świadomość.
Stwierdził, że znajduje się w jakimś pomieszczeniu, sądząc po metalowych ścianach, był to jakiś statek, silniki były zbyt ciche jak na atmosferyczne, a dziwne kołysanie nasunęło mu niepokojące wnioski.
Pierwszym był wniosek, że znajduje się pod wodą, drugim było to, ze jest skuty i ma na sobie więzienne szare łachy.
- No to mnie *piiiiiiiiiii* stary urządziłeś... – warknął i podniósł się do pozycji siedzącej, ciekawa reakcja jego ojca tym razem zaskoczyła go totalnie, skończył z korsarstwem i zaczął żyć normalnie, to go od razu do pierdla pakuje jego własny ojciec, co prawda nie nienawidzili się wzajemnie, ale to według niego było to delikatne przegięcie.
Potrząsnął głową próbując pozbyć się narkotycznych efektów, po chwili poczuł się tylko gorzej wiec z powrotem się oparł plecami o ściankę, zaczął wodzić oczami po pomieszczeniu, poza lampką i drzwiami nie było tutaj nic innego, co go wyjątkowo zmartwiło, podwinął rękaw i od razu poczuł ulgę, zostawiono mu przynajmniej zegarek i nieśmiertelnik jego zmarłej dziewczyny, pocieszyło go to mocno, przynajmniej to mu zostawiono.
- No dobra... – wziął głęboki wdech i wstał. – No to jak stąd wyjść? – zaczął chodzić pod ścianami szukając jakiś pomysłów na wyjście. W końcu stwierdził, że to bezsens.
Usiadł i zaczął się wsłuchiwać w dźwięki przenoszone przez zimny metal, jedyną rzeczą którą udało mu się wyłapać było miarowe buczenie silników, poza tym to tylko niezidentyfikowany szum, zaczął powoli się upewniać, że jest na jakimś statku podwodnym. Nie był to szczyt jego marzeń, ze statku podwodnego było mało dróg ucieczki, za mało jak na jego standardy. Przeciągnął się i zaczął rozprostowywać ogon, od siedzenia na nim całkowicie mu zdrętwiał, po chwili przyjrzał się swojej mechanicznej kończynie, lewa ręka od łokcia w dół była mechaniczną protezą, nie lubił na to patrzeć, teraz pożałował, że nie dano mu rękawicy by sobie zakryć protezę. Pomasował letni metal i wbił spojrzenie w małą lampkę która oświetlała pomieszczenie mdłym światłem.
Poczuł się wyjątkowo samotny, jak nigdy dotąd...

Obudziło go wyjątkowo mocne szarpnięcie konstrukcji statku, poderwał się gotów do obrony, jednak statek znieruchomiał i nic się nie działo, całe buczenie ucichło, panowała tylko grobowa cisza.
- Nie podoba mi się to, oj bardzo mi się to nie podoba... – mruczał pod nosem.
Po chwili poczuł, ze ktoś otworzył jego pomieszczenie, odwrócił się i zobaczył dwójkę ludzi w ciemnogranatowych mundurach jeden miał dość groźnie wyglądającą broń a drugi miał coś na kształt jakiejś pałki, Skay nie miał ochoty na zaczepki, nie miał dość sił na walkę w takim miejscu i to z uzbrojonymi napastnikami. Dał się delikatnie wyprowadzić z pomieszczenia, idąc przez korytarze statku zdał sobie sprawy, ze to jednostka więzienna, dwa: nie był tutaj sam, dookoła niego szli też inni więźniowie, wśród nich byli przedstawiciele wszystkich 3 ras występujących na ziemi. Skay poczuł się nieco zdziwiony taką ilością więźniów, z rozmyślań wygnały go ponaglenia strażników, ruszył zgodnie z tłumem w kierunku śluzy, wywnioskował to z opisów na ścianach, w końcu zobaczył większą połać wolnego miejsca, za tą oto połacią znajdowała się grodź śluzy, jakoś nie dodało mu to otuchy. Spojrzał chwiejnie po innych, wszyscy zdradzali objawi naszpikowania narkotykami, zagryzł język i czekał...

Po kilku minutach zostali szczegółowo przeliczeni i zapakowani do śluzy, Skay nie przepadał za tłokiem, ale w tej chwili to miał ochotę coś komuś zrobić, zapach tak wielu istot wyjątkowo drażnił mu nozdrza, po długiej chwili druga grodź otworzyła się powoli, Skay śledził wzrokiem podnoszącą się ścianę metalu, po matowej powierzchni ściekały drobne strumyczki wody, przełknął ślinę i pojrzał na stopy w ciężkich butach, po chwili ściana poniosła się na tyle, ze zobaczył rzędy strażników, ku jego zdziwieniu ci już byli mieszanką, byli to w większości ludzie, potem Literoti a na końcu seki, od ostatniego czasu nie widział by komuś powierzono takie stanowiska, pokręcił głową i ruszył do przodu wraz z resztą tłumu, rozejrzał się po pierwszym pomieszczeniu do którego ich wprowadzono.
Była to wielka sala z jednym balkonem, na balkonie stała grupa ubranych na jasno postaci, w ich rękach Skay dostrzegł broń palną, po chwili głos dowodzącego strażnikami zwrócił jego uwagę.
Człowiek był nadzwyczaj wysoki, i to nie za sprawą butów, miał z dwa metry wzrostu i był niezwykle umięśniony, ogólnie model super żołnierza, Skay poznał go po kodzie kreskowym na policzku. Samiec zmarszczył się na samą myśl o żołnierzach wspomaganych genetycznie, od razu przypominała mu się Jedynka, najdoskonalszy Psi-żołnierz wyprodukowany na Ziemi.
- ...teraz idziecie grupami tak jak was podzielą strażnicy, dostaniecie zakwaterowanie i rzeczy osobiste, reszta już zależy od was..
Strażnik gadał dalej, ale reszta jego pomocników już zaczęli ich dzielić.
- A cóż to? Czy ja dobrze widzę kogo my tu mamy w spisie? Mark, Tanya, przystopujcie, mamy tutaj ważną personę... – podniósł listę nad głowę.
Skay wywrócił oczami, pomyślał szybko za jakie grzechy go to spotkało, po podsumowaniu jednak stwierdził, że znowu mu się należało.
- Wielki pirat, wielki oszust, Skaykey Uth Naddar! No pokaż się!
Skay rozepchnął kilka osób przed sobą i wyszedł przed szereg, po czym złożył ręce za plecami i patrzył z wyższością na przywódcę strażników.
- Stwierdzam z dumą, że to ja. – powiedział radośnie, nie bał się klawiszy w najmniejszym stopniu.
- No, no... – podszedł bliżej do jaszczura i położył dłoń na pałce. – W życie bym się nie spodziewał, że zobaczę tak znany ryj w takim miejscu.
Jaszczur uśmiechnął się i zastanowił się nad ripostą.
- Znany jak znany, ale przynajmniej zasłużenie na to by nazywać to ryjem, nie to co u ciebie, genexie. – z radością obserwował efekty swojej wypowiedzi, żołnierz poczerwieniał na twarzy i zaczął stroić dziwne miny.
- Jak śmiesz! – wyciągnął pałkę i skierował ją w stronę brzucha Skaykeya.
- Zwyczajnie, stwierdzam co widzę. – wypiął się dumniej.
Strażnik zamachnął się pałką próbując trafić w nerkę, pałka została zakleszczona w tytanowych palcach protezy, strażnik próbował wyszarpnąć ją przez chwilę, Skay w końcu puścił pałkę, strażnik schował ją brutalnie i wyrwał rozkazy by poumieszczać każdego w wydzielonej mu strefie...

- Skaykey Uth Naddar, B503. Twoje rzeczy są już w środku. Zapamiętałeś gdzie jesteś zakwaterowany? – jeden z pomocników podniósł pytająco brwi.
Skay pokiwał głową i wszedł do pomieszczenia, te były ułożone piętrami po okręgach, na każdym piętrze było średnio po 200 cel, w każdej mogły mieszkać 4 osoby.
Akurat miał pustą, był sam, stwierdził, że to nawet i lepiej.
- Tia, pamiętam gdzie jest „tutaj”. Jak coś to komuś powiercę dziurę w dupie.
- Jak chcesz... – strażnik odwrócił się i ruszył w swoją stronę.
Skay westchnął i rozejrzał się po pokoju, ten był jednocześnie sypialnią i holem, w prawej ścianie było przejście do drugiego pokoju, Skay rozejrzał się uważnie, na ścianach były składane koje, jego spojrzenie po raz kolejny przykuło przejście do drugiego pokoju, bez wahania rozwinął kotarę, drugi pokoik był zastawiony dwoma szafkami, na ścianie naprzeciwko przejścia były szklane drzwi. Skay podszedł i zajrzał do każdej z szafek, wszystkie były puste i najwyraźniej nowe.
Odwrócił się i ruszył w stronę szklanych drzwi, otworzył je z panelu umieszczonego obok framugi, nacisnął płytkę, drzwi rozsunęły się gładko.
- Ooo... łazienka, zajebiście. – podrapał się po głowie i wrócił do pierwszego pokoju, nad jego koją stała mała paczka, domyślił się, że chodziło o te jego pierdoły co mu się miały przydać.
Wziął ją lekko i usiadł na dolnej koi, rozorał papier pazurami i wyciągnął kubek.
- Looo... Kubek, nie no o tym zawsze marzyłem, no dobra... – wyciągnął jeszcze trochę przyrządów do higieny osobistej, zapasowe ciuchy i kartę dostępową, poobracał ją trochę w dłoniach...

Skay leżał bez celu na koi obmyślał jakaś drogę ucieczki, nadal zastanawiał się nad sensem własnego istnienia. Nigdy się nie zastanawiał nad tym, że może trafić do więzienia, już prędzej przypuszczał, że zostanie zastrzelony podczas pojmania...
- Hej, można się wpakować tutaj, podobno wolne?
Podniósł się z koi i spojrzał na gościa, tym okazała się dość młoda samica Literoti.
- Tak, jasne... – pokazał jej ruchem dłoni na złożone koje.
Patrzył na nią ciekawie gdy rzuciła swój tobołek na podłogę, stanęła w lekkim rozkroku i położyła ręce na biodrach.
- Ale ty masz *piiiiiiiiiii* słabą pamięć... – wypaliła dziarsko.
Poczuł się jak rażony gromem, teraz przypomniał sobie ta postawę i ton głosu.
- Nya?! – poczuł jak oczy wychodzą mu z orbit.
- Nie, twój stary, starzejesz się gnoju.
Zeskoczył z koi i mocno uściskał dalszą członkinię zbuntowanej części rodziny.
- No ja pierdole, Nia, co ty tutaj do cholery robisz, jak pamiętałem to robociłaś w domu w warsztacie, jak ty tutaj...
Wyzwoliła się od niego i pokiwała głową na boki, po chwili oparła się o ścianę i zrobiła zamyśloną minę, po chwili wzięła wdech i zaczęła tłumaczyć.
- To było gdzieś tak trzy lata po twojej zwiewce z chaty, stary wywalił Europę do góry nogami, jak cię nie znalazł to cię olał, ogłosił, że nie żyjesz i oficjalnie cię wydziedziczył ze wszystkiego. – wzięła wdech. – Ponieważ, jestem podobno, jakoś tam spokrewniona z tobą, to twój stary coś tam niby dla mnie robił ale, w każdym razie jak wiesz, pracowałam w warsztacie jak co dzień, naprawiałam ten czarny ciężki samochód... – nie zwróciła uwagi na niego, gdy jej pokazywał, że wie o który samochód chodzi. - ... a tu nagle wypada Oliver i wyskakuje mi z takim tekstem: Masz się wykąpać i przebrać bo ojciec chce cię komuś oddać.
Skay podrapał się po karku, już nic nie rozumiał, ale zaczynało brzmieć ciekawie.
- Mam pytanie: Ale jak tutaj trafiłaś?
Nia ożywiła się bardziej wciągnęła głęboko powietrze by zacząć nawijać.
- No to do tego zmierzam, no to zrobiłam co mi kazał i mając pełno w gaciach poszłam do domu, tam twój stary nawet na mnie nie patrzył tylko pokazał mi jakiegoś ćwoka co miał jakąś firmę, i powiedział, że idę z nim jako jego kochanka!
Zrobiła wyraźnie urażoną minę i pokręciła głową na boki, Skay wstał i poklepał ją lekko plecach, w sumie to domyślał się dalszego ciągu.
- A ty się pewnie nie zgodziłaś, zgadłem?
- Da. – uśmiechnęła się. – Ale koleś nie spasował to mu złamałam ręce, a twój stary mnie wywalił tutaj i tak siedzę tutaj już siedem lat. – spojrzała na niego z krzywym uśmiechem.
Uściskał ją raz jeszcze, po tym wszystkim co go spotkało w ciągu ostatnich sześciu miesięcy to było powrotem do normalności, przynajmniej w jego mniemaniu i w świetle ostatnich etapów jego życia.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę, po prostu tym razem mam farta.
- Szczęście w nieszczęściu, co? – oparła się łokciami o ścianę.
- Można to tak powiedzieć, Nya, powiedz mi jedno... – usiadła na koi naprzeciwko niego z pytającą miną.
Skay zgarbił się lekko, to co chciał jej powiedzieć było wbrew niemu samemu.
- Znasz mnie trochę, wiesz, że mam własne zasady i ich się trzymam... Nia, ja tu nie usiedzę. Ja musze choćby podjąć jakąś próbę ucieczki z tego pierdla.
Nya była wyraźnie zbita z tropu, najwyraźniej nie brała takiego pytania pod uwagę.
- Skay... Z tego miejsca nie da się uciec.
Samiec roześmiał się sarkastycznie, miało tym inne zdanie.
- Z każdego miejsca da się uciec.
- Skay, jesteś ponad kilometr pod wodą, tutaj masz ciśnienie jak na powierzchni, każda próba wyjścia na zewnątrz cię rozwali, poza tym... Czekaj.
Pociągnęła go za rękę do drugiego pokoju a potem w okolicę łazienki, odkręciła wodę i usiadła na progu łazienki.
- Ty nieźle świrowałaś tutaj? – pokazał jej młynka przed czołem
- Nie, zapewne jest tutaj podsłuch, wiesz, jak coś to się do ciebie przykleją i do mnie też.
Samiec opadł bezsilnie obok Nyi, za dużo zwrotów akcji w tak krótkim czasie.
- Więc dokończę, to więzienie ma jakby dwie warstwy, w wewnętrznej żyją i pracują więźniowie, tej strefy pilnują strażnicy powołani z pośród więźniów.
Skay pojął pewną rzecz.
- Czyli sami się pilnujecie? – powiedział z nutą nadziei w głosie.
- Można tak to nazwać... – pokiwała głową na boki. – Ale jest jeszcze druga warstwa, zewnętrzna. Tam mieszkają strażnicy, technicy i cała reszta, warstwa zewnętrzna jest szczelnie oddzielona od więziennej, strażnicy nigdy bezpośrednio nie ingerowali w to co się tutaj dzieje. – wydusiła resztką powietrza. – No i po dwunastej wieczorem wszyscy muszą być w celach, takie zasady. – wzruszyła ramionami.
Skay siedział w milczeniu analizując to co usłyszał, jednak była droga ucieczki, nawet możliwa, głownie dlatego, że kreowano ją na niemożliwą do zdobycia.
- Więc jak strażnicy tłumią bunty? Muszą to jakoś robić.
Nia spojrzała nieprzytomnie w podłogę.
- Słyszałam od jednego więźniów, że po prostu wlewają wodę z zewnątrz i zwiększają ciśnienie, proste, ale skuteczne. – mruknęła.
Złapał ją lekko za barki i spojrzał głęboko w oczy.
- Wiem jak stąd zwiać, albo mi się tak wydaje, czy masz tu jakiś techników i informatyków, wiem jak stąd zwiać, ale bez ciebie rady nie dam.
Nya zdrętwiała gdy tylko mocniej zacisnął pazury, po chwili pisnęła gdy za mocną ją ścisnął.
Puścił ją widząc twardość w jej spojrzeniu, w sumie to już zaczynał świrować.
- Mam, ale zrozum, porywasz się z motyką na słońce, jak strażnicy połapią się, że coś kombinujemy to zaczną coś robić, to nie wypali, odsiedź ile masz odsiedzieć i wyjdź.
Wstała i zakręciła wodę, najwidoczniej był to koniec spiskowania na ten temat.
- Skay, ty nie rozumiesz pewnej drobnej rzeczy, nie wszystko dostajemy, albo sobie bierzemy siłą. – miał wrażenie, że Nya nie rozumiała go ani trochę.
Wstał i ruszył sztywno w stronę drugiego pokoju, położył się na koi i zaczął myśleć.
- Skay, ja nie chce ci podcinać skrzydeł, ale nie chce byś wierzył w coś czego nie ma, nawet jak wejdziesz na zewnętrzną bazę to i tak nie masz czym wypłynąć, a oddział żołnierzy przypłynie do bazy i zrobi porządek. – spojrzała na niego troskliwie.
Spojrzał na nią, po czym naciągnął sobie poduszkę na pysk.
- Nye chce mi się z tobą gadać. – dobiegło spod poduszki.
Nia uśmiechnęła się krzywo i nachyliła się nad nim, czekała chwilę po czym z całej siły uderzyła go w brzuch, Skay zerwał się wyraźnie zirytowany.
- No *piiiiiiiiiii*... Nudzi ci się?
- Nie, poprawiam nam humor. Jak chcesz coś jeszcze wiedzieć o tym więzieniu to pytaj, postaram się ci pomóc. – Skay położył się z powrotem na koi.
Trwał tak przez chwilę po czym wypalił.
- Jak tutaj można sobie dorobić? – mruknął głośno.
- Jasne, że można, na dole są warsztaty i pralnie, za robotę każdy dostaje wynagrodzenie, poczekaj, pokaże ci jak tutaj wygląda kasa.
Słyszał jak rozwijała ten swój tobołek, po chwili wyciągnęła coś metalicznie dźwięczącego, ściągnął poduszkę by skontrolować sytuację. Nya nachyliła się nad nim trzymając w ręku jakiś naszyjnik z metalowych płytek nawleczonych na rzemyk, na każdej był wybity numer i jakieś symbole, Skay miał coraz lepsze przeczucia.
- Jak to było z tymi strażnikami wewnętrznymi?
Samica rzuciła blaszki na wieszak i spojrzała na niego zakłopotana.
- To zewnętrzni wybierają kandydata, wewnętrzni odbierają nowych i ogólnie pilnują porządku, do tej grupy należę również ja. No jestem klawiszem... – odparła widząc jego minę. – No co?
- Nic... Po prostu bym się nie spodziewał, że ktoś ze zbuntowanej części rodziny może zostać gliniarzem... to takie jakby głupie.
Wydała się rozbawiona ta uwagą, zaśmiała się cicho, miała wyraźnie lepszy humor.
- Odezwał się zawodowy pirat cwaniak, każdy ma własną drogę, musisz to zaakceptować.
Skay postanowił uważnie przemyśleć wszystko co usłyszał, były to dość wartościowe informacje...

Nia miała dość dziwny chód zwłaszcza ruchy ogona, miała dziwny zwyczaj wywijania końcówką na wszystkie strony, Skay szedł za nią i wpatrywał się intensywnie w jej zad, nie miał głupich zamiarów, ale jak był młodszy to też tak robił, tyle, że wtedy nie potrafił sobie odmówić, na samo wspomnienie starych czasów zrobiło mi się lepiej.
Stołówka była dość zatłoczona, nie było wiele wolnych miejsc, ale Nya potrafiła wszystko szybko zorganizować, jedyną przeszkodą okazała się grupka wyrostków która myślała, że mają prawo nim pomiatać, Skay starał się być ostrożny, na początku.
Gdy tylko młodzi zaczęli podskakiwać strażnicy szybko ich rozpędzili, ze Skayem włącznie. Samiec wysoce urażony, aczkolwiek wrócił z posiłkiem, co można było zaliczyć jako sukces, biorąc uwagę, że stał się centrum zainteresowania całej stołówki.
Nie było to jego celem, wręcz było my to wybitnie nie na rękę, wolał pozostawać bezpiecznie w ukryciu i kombinować jak się wymknąć.
Skay usiadł obok Nyi i zaczął powoli jeść, zorientował się, że ta patrzyła na niego wyraźnie podekscytowana, powstrzymywał się dość długo od zbędnych pytań.
- No dobra... – nie wytrzymał. – Z czego się tek śmiejesz co? Ja taki zabawny jestem?
- Nie. – połknęła to co miała w pysku. – Śmieje się jak widzę jaki się stałeś.
- E tam, ty znowu swoje... – przetarł chlebem miskę, sam prawie skończył już jeść, żarcie było nie całkiem parszywe, ale mogło być lepiej
- Taka już jestem, ale mam cytat na ciebie.
Skay podniósł pytająco brwi.
- Tak, jaki? – poczuł się zaciekawiony.
- „I choć idę przez dolinę, to zła się nie ulęknę bo jestem tutaj największym skurwysynem”
Spojrzała na niego oczekując efektu, musiał przyznać, że nawet do niego pasowało, ale nie widział związku z doliną i obecną sytuacją, no chyba, żeby uznać tą podwodną kolonię karną za dolinę, jedno i drugie było niskie, ziewnął i wrócił do kończenia posiłku.
- Mam coś co ci poprawi humor, wiesz?
Podniósł żywo łeb i spojrzał na nią wyczekująco, miał nadziej że to będzie cos ważnego.
- Właśnie się dowiedziałem, no o co biega?
Nachyliła się nad nim robiąc tajemniczą minę, samica wyglądała jakby miała nierówno pod sufitem.
- Taki znajomy technik stwierdził, że morze w twoim szaleństwie coś jest, więc poprosił bym cię do niego zwabiła jak skończysz żreć, stoi tam, to ten w czapce. – wskazała palcem na niewysokiego człowieka podpierającego ścianę, Skay spojrzał na niego i na Nyę, miał bardzo dziwne przeczucia.
- Nic nie kombinujesz prawda? – spytał z nutką nadziei w głosie.
Zaśmiała się lekko i pokręciła przecząco głową.
- Posprzątasz? – skinieniem podbródka wskazał jej pozostałości po śniadaniu.
- Jasne. – odparła. – No to leć i powodzenia.
Skay wstał i żywo podszedł do technika...

Technik zwał się Max, i wyraźnie wyznawał te same wartości co Skay, to znaczy, że nie miał zamiaru odsiadywać całego wyroku, ani nawet jego połowy.

Warsztat techniczny mieścił się na samym dole stacji, gdzie było względnie najchłodniej, lub najzimniej, zależało od kontekstu i potrzeby. Max zaprowadził go do własnej kanciapy i włączył kiepsko wyglądający komputer, ten jednak działał o wiele lepiej niż wyglądał, w każdym razie w ciągu kilku minut miał ogólny plan stacji i ten wykradziony z bazy danych, obydwa w większości się zgadzały.
Stacja miała kształt kurzego jajka, przytwierdzona do dna była czterema kotwicami, każda teoretycznie dałaby się odciąć i jajka wypłynęłoby na powierzchnię bez szwanku, gorzej było już z tym co było wewnątrz kolonii, z więziennej części nie dało się tego zrobić, trzeba było wejść do strefy strażników, a to wymagało nie lada pomysłu, tego im na razie brakowało, po kilku godzinach zaczęli dochodzić do wniosków.
- Czyli teoretycznie wydostanie się z kolonią włącznie to pryszcz?
Max pokiwał potakująco głową i zaczął dokładniej studiować linie pomiędzy strefami szukając jakiegoś punktu zaczepienia co do próby zdobycia bazy.
- No to nie mamy tylko pomysłu jak dostać się do strefy zewnętrznej... – Skay był wyraźnie zawiedziony tym problemem, gdyby mógł to wysadził sobie przejście pomiędzy strefami. – Ludzi się znajdzie, a tak, to tylko jeszcze jak się tam dostać?
- Dokładnie, ale gdzieś jest słaby punkt, zawsze jest. Musi być, inaczej to by było nierealne... – Jego wzrok wbił się w jeden punkt na monitorze, Skay drgnął i nachylił się nad planami. – Wiem już gdzie są drzwi i jak są zamykane, a słaby punkt to kanały wentylacji i elektroniki, czyli wszystkie kamery i podsłuchy.
Skay przypomniał sobie o podsłuchach.
- A tutaj ich nie ma?
- Są, ale dopóki działa to coś... – wskazał na małe czarne pudełko stojące na środku sali.
- Co to jest? – Literoti podszedł ostrożnie do przedmiotu, stając w bezpiecznej odległości, jakby to miało wybuchnąć.
- Zagłuszacz, sprawa, że wszystko jest dla nich nieczytelne, jeśli były tutaj jakieś podsłuchy, w co wątpię, sam przeszukiwałem ta pracownie tysiące razy, i na dziewięćdziesiąt dziewięć procent jest czysta. – Max przywołał go do siebie ruchami ręki.
- Chyba mam. – wskazał czubkiem śrubokrętu kawałek na jasnobłękitnym planie.
Skay nie rozumiał za bardzo tego co przedstawiał ten plan ale starał się robić porządne wrażenie, przez długą chwilę przyglądał się planom po czym też zauważył, że elektronika szła nad strefą niezabezpieczonym tunelem, tunel był w najwyższym momencie sali, co prawda tuż nad kamerą, co dawało im małe szanse, jednak zawsze coś co miało choćby ułamek szansy na powodzenie, w jego przypadku była to wolność, albo zwyczajna chęć dokopania zarządcom.
Max wywołał czyste powiększenie na ekran i pokazał mu cały szyb, ten biegł przez pewien czas pionowo, potem poziomo, a potem znów na złamanie karku w dół.
- Trzeba nam będzie alpinisty albo jakiejś żaby, ja się tam nie wyrobie.
- Ani ja, ale znam kogo kto będzie się nadawał, dzisiaj każe go znaleźć, zwołam ludzi i się przygotujemy na takie zabawy, od razu mówię ci, że jak to się uda to jesteśmy wolni dopiero jak przepłyniemy przez morze, a to już inna para kaloszy.
Skay usiadł na krawędzi stołu, technik miał racje, to bezsensowne bez wiadomości gdzie są i dokąd da się dopłynąć byli bezsilni i bezbronni, strażnicy mieli trochę broni w strefie, sam widział broń długą palną, ta się mogła przydać do odstraszenia ewentualnych zdrajców.
- Ale jedna osoba to mało, strażnicy złapią ja bardzo szybko...
Nie dane mu było dokończyć bo technik szybko go ubiegł z odpowiedzią.
- Może i tak, ale nie mamy zamiaru ich wybijać, tylko otworzyć drzwi do strefy, wtedy to nawet im broń palna nie pomoże. – zaśmiał się ochryple.
Skay spoglądał na śmiejącego się technika, plan był gotowy, teraz musiał załatwić kilka innych spraw brakowało mu kogoś dostatecznie chudego i cwanego by odblokować drzwi strefy, jak drzwi staną otworek wtedy strefa zostanie przejęta w ciągu kilku minut.
- No to plan jest, materiały mówisz, że załatwisz?
- Tak, pierwsza jakość z laboratorium chemicznego, lina, i kilka innych bajerów.
- To ja idę trochę się zdrzemnąć i być może kogoś znajdę do tej roboty z liną, ale mówię od razu, że to niemożliwe. – wskazał kciukiem na drzwi, Max pokiwał głową, nadal studiując plany bazy i jej techniki, ogólnie to nie wiele musiał robić, tutaj większość ludzi chciała wyjść na szybko, chętni do roboty też się znajdą...

Skay wszedł do swojego „domku” wszystko było tak jak zostawił, może za wyjątkiem Nyi która aktualnie brała prysznic ku nieopisanej radości Skaykeya.
Samiec podszedł do szklanych drzwiczek i otworzył je przez konsolkę, samica stała pod prysznicem, postanowił poczekać aż jego daleka kuzynka skończy się upiękniać, co w sumie trwało niezwykle krótko jak na standardy które pamiętał, w końcu dowiedział się, że Nya idzie zrobić swoje a potem wróci z powrotem.

 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: Askha "Corsairs" - "Uwięzienie" cz.1
Wysłano: 10.07.2008 18:15
Inna forma
Kiedy ciag dalszy :)