Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Tygistor "Zagubiona Otchłań" - część II .  
Autor: Tygistor
Opublikowano: 2012/4/29
Przeczytano: 1068 raz(y)
Rozmiar 15.02 KB
1

(+2|-1)
 
Powrót do kolonii.


Od schwytania Tony’ego minął już miesiąc z okładem. Technicy kończyli opracowywać firewall i czas planowanej misji zbliżał się wielkimi krokami. Warunki, w jakich przebywał, nie były złe. Pomijając brak swobody, miał czysty i schludny pokój, oraz zadowalające wyżywienie. Czasem więźnia odwiedzał Max, ten wilk z bionicznym ramieniem, od czasu do czasu wpadała Samantha. Podczas jednego z kolejnych dni do pokoju przyszła tygrysica razem z Maxem.
-Zbieraj się.- rzucił wilk, ciskając mu pod nogi czysty mundur. Tony włożył go, a strażnik gestem wskazał drzwi. Sam powiedziała, żeby poszedł za nią.

-Lecimy za kilka dni. - rzuciła, patrząc przed siebie. – Powinieneś z grubsza poznać ważniejszych członków załogi.- z tymi słowami oboje weszli do dużej hali, w której panował nieopisany bałagan. Na podłodze walały się najróżniejsze przedmioty: układy scalone, kable, komponenty broni, jakieś skrzynie. Przy stojącym opodal biurku stał borsuk, pochylony i odwrócony plecami do nich. Rękawy miał podwinięte, na twarzy maskę spawacza. Majstrował zawzięcie przy jakimś dziwnie wyglądającym urządzeniu.
-Tony, to jest Marcus, nasz… - zaczęła Sam, ale przerwał jej błysk i głośny trzask.
-… mechanik?- spytał tony, widząc, jak borsuk rozgania łapami dym.
- Bystry jesteś.- Tygrysica podeszła do Marcusa. Ten odwrócił się, mierząc do niej lutownicą.
- Spokojnie, Mark.- powiedziała, cofając się nieznacznie. – To jest Tony, ten co go wyciągnęliśmy z tej puszki.- Borsuk rzucił w stronę kojota dziwne spojrzenie, ignorując jego wyciągniętą dłoń. Mruknął coś niewyraźnie, świdrując więźnia swoimi małymi, czarnymi oczkami.
-No jasne!- krzyknął nagle.- dwieście miliamperów minus te delta to piętnaście, a nie sześć!- odwrócił się powrotem do biurka. – Nie przeszkadzać!- rzucił przez ramię.
-Chodźmy. –Sam pociągnęła za sobą zdezorientowanego kojota.

- Dziwak jakiś.- Tony wydawał się lekko wystraszony.
- Powiedzmy, że jest dość… oryginalny.
-Oryginalny? Raczej zdrowo walnięty.
-Też byś był, jakby popieściło cię dwanaście tysięcy volt.- rzuciła Sam, wprawiając więźnia w osłupienie.
-Nikt by tego nie przeżył!- powiedział, całkowicie skołowany.
-Kwestia natężenia.- Rzuciła tygrysica. – fakt faktem, że od tamtego czasu naprawi wszystko i ulepszy tak, że w gacie narobisz z radości. – Sam zatrzymała się przed białymi drzwiami. Oboje weszli do niewielkiego pomieszczenia. Za ladą stał lew bez grzywy, oglądający pod światło jakąś broń. W prawym uchu miał szeroki pierścień, na szyi bliznę.
-Tony, poznaj naszego speca od zaopatrzenia.- rzuciła tygrysica. Lew spojrzał na więźnia. Odłożył oglądaną broń i wyciągnął rękę w jego stronę.
- Witaj, mały, w moim małym królestwie.- Lew mocno ścisnął dłoń kojota.- Nazywam się Nero, a moim zadaniem tutaj jest dbanie o to, żeby nasi mieli zawsze nowe zabawki.- Puścił do niego oko.
-Jeśli masz kasę, to załatwię wszystko, ale jak spróbujesz mnie orżnąć, będą cię zdrapywać widelcami ze ściany.- Zbliżył pysk do twarzy kojota.- Czy to jasne?- spytał. Więzień skinął energicznie głową. Sam gestem pokazała mu, żeby wyszedł.
- Powiedział ci co miał do powiedzenia. Mam coś dodać od siebie?- spytała.
-Nie, dzięki, wiem wszystko.
-Świetnie. Teraz poznasz dowódcę.- z tymi słowami tygrysica podeszła do wielkich wrót. Wstukała kod na konsoli obok nich. Na środku dużej hali postawny byk maltretował worek treningowy.
-Hej! -Zawołała Sam.-Steven!- Osiłek przerwał ćwiczenie i chwycił ręcznik leżący na stoliku.
-Domyślam się, że to tutaj- Skinął brodą na kojota.- ma nam pomóc w akcji.
- W istocie. –Odezwał się Tony.
-Znasz plan, mały?
-Nie bardzo. Wiem tylko, że za kilka dni zaczynamy.
-No więc słuchaj. Chłopcze.- Byk wytarł mokre czoło. –Ponieważ nie mamy prawie żadnego punktu zaczepienia, poszukiwania zaczniemy od gruzów Rostoku. – przerwał na chwile.- Polecimy tam i poszukamy śladów: układów scalonych, nośników pamięci, obcej maszynerii, czegokolwiek, co miało śladowy kontakt z tymi istotami. Polecisz z nami, przy odrobinie szczęścia wykryją cię i przylecą za tobą. –Steven pociągnął łyk z butelki z wodą.
-Tez mi szczęście…- mruknął Tony. Byk zgromił go wzrokiem.
-Udam, że tego nie słyszałem.- Powiedział lodowatym tonem. Wstał i podszedł powrotem do worka.
-To wszystko, jesteście wolni.- rzucił przez ramię, uderzając weń. Sam gestem wskazała więźniowi drzwi.- To już wszyscy.- powiedziała.- Reszta to zwykli żołnierze. Wracamy do kwatery. Pojutrze akcja, lepiej odpocznij…- Tygrysica uśmiechnęła się nieznacznie. Kiedy weszli do pokoju, spojrzała na pamiątkowe zdjęcie Tony,ego.

-Twoja dziewczyna?- spytała, wskazując na nie.
- Tak.- warknął kojot.
- Hej, spokojnie, tylko pytam.- Usiadła na krawędzi łóżka. –Gdzie ona teraz jest?
-Zginęła na Rostoku.
-To było 4 lata temu.
-Nie twój interes.- Tony usiadł przy komputerze. Odwrócił się plecami do dziewczyny, ostentacyjnie ją ignorując.
-Widzę, że to drażliwy temat. –Tygrysica przekrzywiła głowę. –Miałeś od tamtego czasu jakąś kobietę?
-Odwal się.- Odwarknął kojot.
-Słuchaj, mały.- Sam podeszła do krzesła, obejmując z tyłu więźnia. –Sam wiesz, że akcja może się nie udać, że możemy zginąć. Chcesz umierać ze świadomością, ze nie wykorzystałeś ostatnich dni?- szepnęła mu do ucha. Więzień obrócił się na krześle. Dziewczyna włożyła ciepłą dłoń między jego nogi. Ten przymknął oczy, odchylił głowę i z westchnieniem poddał się jej zabiegom.
-Widzisz, to nie boli… szepnęła Sam do siebie, zabierając się do roboty.

(W tym miejscu mogę wrzucić opis yiffania. Zależy, co lud powie.)

Dwa dni później.

W hali odlotów panował spory ruch. Tony szedł w stronę śluzy, mijając zabieganych robotników. Po chwili był już na pokładzie średniej wielkości niszczyciela. Swe kroki skierował na mostek, gdzie czekał już Hannibal. Obok niego stała Sam, wpatrując się w pustkę za szybą. Jaszczur omawiał z pilotem ostatnie szczegóły. Po chwili odwrócił się do więźnia.
-Gotów na akcję?- spytał uśmiechem.
-A mam jakiś wybór?- odparł kojot z wyraźną ironią.
-Rozchmurz się, mały, może uda ci się zemścić.- z tymi słowami Hannibal odwrócił się do szyby.
-Odpocznij.- rzucił przez ramię. Po kilku minutach pilot odcumował statek, wyznaczył współrzędne i uruchomił napęd skokowy. Godzinę później okręt wyszedł z nadprzestrzeni. Oczom pasażerów ukazały się rozbite gruzy planety Rostok.

-Niesamowite.- powiedział Hannibal.- Pomyślcie tylko, jakiej technologii trzeba, żeby zmienić całą planetę w kupę gruzu. –Uśmiechnął się pod nosem. – Nawigator!- rzucił. –Ustaw skanery na nietypowe sygnały!- ten posłusznie spełnił polecenie. Sternik powoli prowadził okręt wśród szczątków.
-Mamy coś!- krzyknął nawigator. Hannibal podszedł do niego. –Sternik!- powiedział.- Kurs 185- 265-992!- okręt obrócił się i po kilku minutach pilot ostrożnie osadził okręt na sporej asteroidzie.
-Chodź, mały.- rzucił jaszczur do Tony’ego.- szykuje się mały spacer.- więzień posłusznie udał się za jaszczurem. Po minucie weszli do sporego pomieszczenia. Na ścianach wisiały kombinezony, większość grupy była już gotowa. Maruderzy włożyli skafandry i po chwili wszyscy weszli do śluzy. Ostatnia próba łączności- i zewnętrzne wrota otwarły się. Grupa wyszła ze śluzy, lądując na powierzchni asteroidy. Ta obracała się, powoli, wystawiając swoją powierzchnie na bezlitosne promienie czerwonej gwiazdy. W szkarłatnym świetle widać było fragment murawy i drzewo, na którym wciąż były liście.
-Jak to możliwe?- spytał ktoś z boku.
-Próżnia zamroziła wszystko.- Hannibal przesunął dłonią po murawie. Zamarznięte szczątki poleciały w pustkę, migocząc w czerwonym blasku.
-Chodźcie!- krzyknął Steven z boku.- To chyba tego szukamy!- wszyscy odwrócili się, by obejrzeć tajemniczy obiekt. Była to kula o średnicy około pół metra, zakopana do połowy w ziemi, migocząca błękitnym światłem.- Co to jest?- spytał Tony. Dowódca wzruszył ramionami.
-Nie wiem, zabierzmy to na statek i zbadajmy.- skinął dłonią ma Maxa. Ten wyciągnął rękę, by zbadać obiekt. Gdy zbliżył ją do kuli, oko rozbłysło na czerwono. Nagle silne wyładowanie odrzuciło wilka na kilka metrów. Hannibal dostrzegł, że skafander wilka jest spalony do łokcia. Rzucił się do niego. Odetchnął z ulgą, widząc stalową protezę, wyzierająca spośród strzępów. Max przeżył, ale był nieprzytomny. Hannibal rozkazał dwóm żołnierzom zanieść go na statek, sam natomiast odwrócił się powrotem w stronę kuli.

-Sprowadźcie ruchome platformy.- rzucił do mikrofonu. Po chwili pojawiły się dwa automaty. Technicy zaczęli ostrożnie obkopywać kulę. Okazała się wystającym fragmentem większej struktury.
-Marcus, zeskanuj to.- Rzucił Steven do komunikatora. Po chwili na ekranie w Chełmie ukazał się zarys maszyny. Miała kształt gwiazdy, z długimi cienkimi ramionami długości kilkunastu metrów.
-Ciężko będzie to wykopać.- powiedział Tony.
-Co ty nie powiesz?- rzucił Steven sarkastycznie.
-Użyjmy impulsu sejsmicznego.- Zaproponował Marcus. –Nie powinien tego uszkodzić.
-Dobra, wszyscy na statek.- powiedział Hannibal. Gdy zdjęli skafandry, udał się wraz z kojotem na mostek. Przez szybę obserwowali, jak niebieska fala kruszy skalę na gruz. Spośród szczątków wyłonił się spory kawał żelastwa.
-Co o tym myślisz?- rzucił jaszczur w stronę Samanthy.
-Zwróć uwagę na te skały.- powiedziała, przyglądając się obiektowi.- Są zaklinowane. Gdyby to cholerstwo zostało tu zakopane po katastrofie, to dookoła byłby pył i piasek.
-Dobrze mówisz.- Hannibal przyjrzał się obiektowi.- Niech technicy ustala wiek obiektu.- rzucił do komunikatora, obserwując jak obiekt znika we wrotach ładowni. Czerwone oko wciąż migotało ostrzegawczo. –Szukamy dalej.- Rzucił do nawigatora.

Prze kilka godzin krążyli między asteroidami, wyszukując sygnałów i anomalii. Nagle na mostek wpadł jakiś lis w białym ubraniu. -Hannibal!- krzyknął. Ten podszedł do niego.
-Co się stało?
-Ustaliliśmy… wiek… obiektu…- dyszał naukowiec, wyczerpany biegiem. Podał jaszczurowi tablet. Ten spojrzał na niego.
-Niemożliwe… szepnął, w oczach miał wyraz bezgranicznego zdumienia.- Sześć milionów lat?! Musieliście coś pomieszać!- Krzyknął. Gestem wezwał do siebie kojota. –Chodź, mały, sami to zobaczymy.- Obaj udali się na niższy pokład. Po kilku zakrętach stanęli przed grubą szybą. Za nią leżał znajomy obiekt, wokół kręcili się technicy w kombinezonach. Jeden z nich podszedł do szyby i przystawił do niej tablet. Na ekranie widać było wyraźny zapis sygnału. Naukowiec wskazał nań, a następnie na maszynę.
-Rozumiem. -Szepnął jaszczur.- Struktura emituje sygnał. Spróbujcie ustalić pozycję odbiornika.- rzucił do interkomu. Nagle w jego kieszeni zabrzęczał pager. Hannibal spojrzał na niego i udał się w stronę mostka. Kojot podreptał za nim. Kiedy obaj tam dotarli, nawigator wskazał obiekt na gravidarze.
-Odbieramy kolejny sygnał. Ta sama długość fali co poprzednio.
-Podaj współrzędne pilotowi.- Jaszczur odwrócił się do kojota.- Chodź, mały, szykuje się kolejna wycieczka.- Po kilku minutach cała grupa znów stanęła na powierzchni asteroidy. Tym razem jednak był to spory kawał planety. Steven spojrzał na mapę i gestem wskazał kierunek. Po kilku minutach dotarli do wysokiego kanionu. Idąc dalej, weszli do sporej jaskini, w jej stropie widniała wielka wyrwa. Na środku stał wielki słup o gładkiej, błyszczącej powierzchni. –Nie dotykać tego.- Powiedział Steven do reszty.- Wiecie, co stało się Maxowi. –Do monolitu ostrożnie podeszli technicy. Odczyty wskazywały na wzmożone promieniowanie. Nagle szczyt iglicy zaczął skanować wszystko wokół szerokim, zielonym promieniem. Zatrzymał się na Tonym, asteroida zaczęła drżeć. Ze stropu posypał się gruz. –Uciekajcie!- krzyknął dowódca. Wszyscy rzucili się do wyjścia. Nagle przed kojotem spadł ogromny kawał stropu, odcinając mu drogę. Ściana za nim zawaliła się, ukazując otwarta przestrzeń. Tony wybiegł z jaskini i odpalił silniki skafandra. Oderwał się od asteroidy w ostatniej chwili, między stopami zobaczył pękającą powierzchnię. Odwrócił się i zobaczył, ze iglica była w istocie wypustką na szczycie jakiejś stalowej piramidy.

-Tony!- usłyszał głos Hannibala, płynący z głośnika. –Żyjesz?
-Tak, wszystko w porządku, przyślijcie kogoś po mnie.
-Już wysy…-Jaszczur przerwał. W tle słychać było, jak rozmawia z kimś z boku. –Słuchaj uważnie.- Powiedział drżącym głosem.- Coś nam odpala napęd skokowy. Nie mamy na to wpływu. -Kojot odwrócił się w stronę okrętu. Łączność zaczęła nawalać.
-Mały, …usi… cieka… cimy p… bie…- głos Hannibala przerywały trzaski. Po chwili okręt błysnął i zniknął. Tony przez chwilę analizował sytuację. Wokół niego była napromieniowana próżnia, tlenu w skafandrze nie starczy na długo, na dobitkę sektor był opuszczony.
-Nie…NIE… NIEEEEE!- krzyczał. Po chwili zreflektował się. Krzyk zużywał cenny tlen. Kojot uruchomił nadawanie sygnału ratunkowego i opadł na jakąś skałę. Chwycił kamień i cisnął w pustkę przed sobą, rozpaczliwie myśląc nad jakimś rozwiązaniem. Tajemnicza piramida obracała się powoli przed nim, blask gwiazdy nadawał jej szkarłatny kolor. Po chwili w głośniku rozległy się trzaski i szumy, jakby ktoś majstrował przy radiu. Nagle w odległości kilku kilometrów wyszedł z nadprzestrzeni spory okręt.
-Alleluja.- Powiedział kojot uradowany.- SOS, proszę o pomoc.- zaczął nadawać w stronę okrętu. Nagle zamarł. Statek zbliżał się. –No to kaplica… -pomyslał, widząc znajomy statek tajemniczych obcych. Zbliżał się do niego. Tony pospiesznie wyłączył sygnał.
-Co lepsze: śmierc z ręki tych padalców, czy nieuchronne uduszenie się?- powiedział do siebie. W końcu, tłumiąc złe przeczucia, wznowił nadawanie sygnału ratunkowego…

Cdn…







 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.