Opowiadania: trajt "Na szlaku Aragonii" - cz. IV |
Autor: trajt Opublikowano: 2012/5/12 Przeczytano: 1062 raz(y) Rozmiar 9.34 KB |
|
|
Słowo wstępu
Kwestie w specjalnych nawiasach <> są kwestiami wypowiedzianymi w danym języku. Przykro mi, ale nie jestem poliglotą.
-Łap te papiery!- Narcyz skakał, machając niezdecydowanie nie łapiąc ani jednego świstka.
-Co nam po nich?!-Fiodor patrzył krzywo na swoją dłoń. Była rozcięta przy palcach i cała zaczerwieniona od krwi.- Ciesz się lepiej, że żyjemy!- wskazał na jenota.
Obok w strumyku leżał Bruno. Krwawił z głowy, barwiąc znacznie wody swą krwią. Mundur miał poszarpany Bredził przy tym parę nie zrozumiałych słów.
-Ażeby....Co jest...Co to....
-Temu to dobrze, bo przynajmniej sobie leży.- rzekł kocur owijając zranienia.- A ty, po co łapiesz te szmaty? Przecież woda i tak zmyła atrament.
-Wystarczy być na wojnie i już każdy wariuje!- lis krzyknął drąc na małe kawałeczki, trzymane papierzyska.- Ta wojna jest popierdolona! Franco jest popierdolony! Wszyscy są popierdoleni! Wszyscy oszaleli! Kto daje mapę po portugalsku w Hiszpanii?! Kto jest takim tępym idiota?! Kto ostrzeliwuję jedną ciężarówkę nawałą ogniową?! No, kto ?! KTO JEST TAKIM POPAPRANYM SKURWIELEM?!
-Ajajajajaja.....-Bruno jęczał dalej.
-Chyba chciał ci powiedzieć, żebyś się przymknął.
-Fiodor, ty mnie już nie denerwuj!
-Bo co?- kocur wstał, chcąc przegonić przyjaciela z pola walki.
-Przywalę ci.- Narcyz znacznie się ożywił.- Po prostu ci przyłożę.
-No chodź.-Fiodor zrobił kilka kroków naprzód. Podobnie postąpił Narcyz. Mierzyli i siebie nawzajem dzikim wzrokiem pełnym zawziętości. Obaj ciężko łapali powietrze, w którym i tak coś wisiało.
-Zaczynaj.- powiedział ponuro Narcyz.
Jak na rozkaz Fiodor z całej sił walnął pięścią prosto w nos przyjacielowi. Lis padł na ziemię rażony istnym piorunem.
-Sukinkot z ciebie!- wołał, próbując zahamować krwotok.
-A z ciebie suczy syn!Najlepiej byś zwiał od tego całego burdelu jak najdalej?! Prawda?!
-Tak! Tak, a wiesz czemu?!
Fiodor nie odpowiedział. Nie mógł nawet złapać powietrza w płuca. Po głębokim oddechu spytał:
-Czemu?
Uśmiech Narcyza bardziej się skrzywił, nadając mu groteskowy wygląd.
-Przeleciałem twoją siostrę.- odparł uśmiechnięty.- I co? Będziesz wujem.
-Zwariowałeś, przecież to niemożliwe?
-Dlaczego, tak sądzisz?
-Nawet po pijaku nie potrafisz poderwać najbrzydszej.
-A jednak.- lis wstał. Cały przód munduru miał ochlapany krwią z nosa.-Zrobiłem to.
-Ty..Ty...Ty największy farciarzu na ziemi.Ha.Ha.Ha- Fiodor zaczął się śmiać jakby wciągnął butlę podtlenku azotu. Zaraz Narcyz zaczął się śmiać i chwilowo obaj zapomnieli o otaczającym ich koszmarze. Śmiech jest najlepszym lekarstwem na wszystko
*
-Co robimy?
-Nie wiem.- Fiodor wspólnie z Narcyzem niósł pod rękę nieprzytomnego Bruno, bełkoczącego cały czas.-Jeżeli frankiści zdołali odnaleźć nasz wóz, to pewnie nas szukają.
-Ciekawe czy mają dobre żarcie?- zastanawiał się lis.- Jeżeli tak to od razu do nich wstępuje!
-Dziwię się że moja siostra ma dziecko z kimś takim jak ty.
-A kogo chciałbyś na moje miejsce, co? Marszałka Rydz-Śmigłego?!
-Nie kłóćmy się lepiej, bo nas usłyszą.
I jak gdyby nigdy nic, na ich drodze wyrósł postawny wilk w niemieckim mundurze. Mierzył do nich z pistoletu maszynowego MP 38.
-Halt!- zawołał.
-Musiałeś wykrakać?- syknął Narcyz.
-Skąd miałem wiedzieć?
-<Kogo niesiecie?>- Niemiec był coraz bliżej.
-Co on gada?-Narcyz już czuł na swoim karku ołów, ale jego jedynym ciężarem nadal pozostawał Bruno.
-Czy któryś z nas jest Szwabem?- Fiodor pomału miał dosyć dźwigania kolegi.
-<Odpowiadać, albo was zastrzelę parszywe kundle!>
-Co on tak krzyczy, nawet nie zaczęliśmy uciekać?
-Wiesz Narcyz jacy są Niemcy. Więcej krzyczą niż robią.
-Co teraz?
-Może się poddamy?
-<Nie gadać, tylko ruszać!>
-Słuchaj, co on tak krzyczy?-Narcyz był na skraju wyczerpania. Waga Bruno- ku zdziwieniu lisa- znacznie wzrastała.- Nie może normalnie powiedzieć, czego chce?
-Znasz niemiecki?- Fiodor spojrzał na niego kaprawo.
-Żaden z nas nie zna niemieckiego, a ten tu- Narcyz pokazał głową na jenota- jest albo w niebie, albo zalany w trupa.
-<Widzę, że opieramy się! Ruszać!>- wilk szturchnął Narcyza lufą swej broni, dając jasno do zrozumienia co mają zrobić. Lisowi to się nie spodobało.
-Hej! Ty mi tu nie pakuj tej pukawki w tyłek, bo ci zaraz przywalę.
-On chyba nam każe iść.- odrzekł kocur.
-Czemu tak sądzisz?
-Bo Niemiaszek stoi za nami i w nas celuje.
Narcyz odwrócił głowę i stwierdził, że przyjaciel mówił prawdę. Za ich plecami Niemiec dalej do nich mierzył.
-<Iść!>
-Dobra, dobra!- krzyknął Narcyz podnosząc nogi.- Durny krzyżak bez słownika.
*
-Wie pan co, pułkowniku Coronera?- oficer Honric spokojnie przechadzał się po obozowisku wraz z ocelotem.- Dostałem ostatnio telegram chwalący pana za dotychczasowe wyniki treningu rekrutów.
-Nie zależy mi na laurach, lecz na jak najlepszym przygotowaniu młodych.
-Oczywiście, oczywiście, ale musi pan sam stwierdzić, że dotychczasowe działania przynoszą rezultaty. Nieprawdaż?
-Wojna to wojna- Coronera dumał dalej.- Wojna to najgorsza z możliwych plag jakie każdy pies, kot czy pospolity gryzoń potrafi zacząć.
-Pan i ten pański animalizm- odparł kpiąco z nutką wściekłości owczarek- a doskonale pan wie, że tak było i będzie od początków świata. Walka o przetrwanie rasy.
-Wy Niemcy, potrafilibyście, tylko dzielić wszystkich według rasy. Pamiętajcie, iż każdy bez względu na pochodzenie ma w sobie coś dobrego i złego.
-Jeżeli pan w ten sposób zamierza walczyć z bolszewizmem, to proszę nie zdziwić się jakby nad Madrytem powiewał czerwony sztandar.- wycedził przez zęby Honric. Wtedy też oficer ujrzał trzech przybłędów- a dokładniej lisa, kocura i rannego w głowę jenota- prowadzonych pod lufą swojego żołnierza.
-Hail Hitla!
-Hail Hitla!
-Herr Major! Złapałem trzech dezerterów!
-Gut ! Rozstrzelać ich na miejscu, żeby reszta miała przykład.
-Hiszpania to cywilizowany kraj i żadna obca armia, nawet sprzymierzona nie będzie stosować barbarzyńskich metod wobec dezerterów. Nie chcemy drugiej Guernici.
-Próba się w końcu powiodła i daliśmy do zrozumienia światu, iż Rzesza jest potęgą w każdej dziedzinie wojny!- wykrztusił z siebie Honric, opluwając jeszcze mundur Coronery.
-Gdyby to ode mnie zależało, pan by na suchej gałęzi wisiał.- odpowiedział spokojnie oficer. Był niższy o głowę od owczarka, ale wzrok miał potężniejszy.
-Tak,tak,tak pan tylko mówi. Rozstrzelać!
Żołnierz wespół z więźniami wykonał zwrot.
-Zamknąć!
Żołnierz i więźniowie ponownie wykonali zwrot.
-Rozstrzelać!
-Zamknąć!
-Rozstrzelać!
-Zamknąć!
Trwało to chwilę, ale cała czwórka wymęczona manewrami sapała ciężko ze zmęczenia.
-Widzi pan, co pan narobił?
-Co ja?- owczarek był zdruzgotany i rozgoryczony.- To pan cały czas chce ich przymknąć!
-Herr major, hę, hę, hę czy mogę hę, hę, hę, odpocząć?-wilk nie mógł stać i tylko broń, o którą się opierał dawała mu chwilę wypocząć.
-Po tym jak rozstrzelacie dezerterów!
-O co oni się kłócą?- spytał Narcyz. Parę zwrotów źle mu zrobiło. Schudł tak bardzo, że nawet
mundur o jego rozmiarach zwisał mu z kościstego ciała.
-Chyba Hiszpan chce nas rozstrzelać, a, a, a Szwab zagłodzić na śmierć.- Fiodor też ledwo, ledwo dychał. Tylko Bruno miał dobrze dalej chrapiąc mimo rannej głowy.
-Ta wojna coraz bardziej mnie prze...prze...prze...
-Przeraża?- dopowiedział Narcyzowi Coronera po polsku. Słowo w ojczystym języku wypowiedziane przez obcokrajowca ożywiły Narcyza oraz Fiodora. Obaj puścili jenota, ale nawet ciężkie lądowanie w piachu nie wybudziło go.
-Polak?- lis i kocur nie dowierzali.
-Nie, poliglota. Znam wiele języków.- ocelot był zadowolony z reakcji jeńców.-Zapraszam waszą trójkę do mojej kwatery. Oczywiście jeżeli panowie nie mają innych planów, lecz sądząc po zaistniałej sytuacji i tak nie macie wyboru. Weście tylko ze sobą kolegę.
-Ale panie pułkownik....
Honric nie zdołał dokończyć, gdy Narcyz, Fiodor niosąc leżącego Bruna, szli za pułkownikiem.
-Do widzenia panu. Majorze Honric.
Kiedy na placu owczarek został z wilkiem.Wilk zapytał:
-Herr major. Mogę odpocząć?
-Dopiero jak wykonasz dwadzieścia okrążeń! Ale wpierw przyślij mi Hansa, bo coś czuje, że moje ramie znowu źle się trzyma! Zrozumiano!
Żołnierz wyprostował się na komendę przełożonego jakby go w tyłek szpilką ukuli:
-Hail Hitla!
-Hail Hitla!
Żołnierz zaczął bieg, a major idąc w kierunku kwater oficerskich warczał pod nosem:
-Słowiańskie bydła. Bez czci i wiary. Dlaczego akurat musiałem trafić na zepsutego rasowo Hiszpana? Gdzie ci prawdziwi waleczni Aryjczycy, zdolni do zgniecenia bolszewizmu?
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.