Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: trajt "Na szlaku Aragonii" - cz. IV  
Autor: trajt
Opublikowano: 2012/5/12
Przeczytano: 1136 raz(y)
Rozmiar 9.34 KB
1

(+1|-0)
 
Słowo wstępu
Kwestie w specjalnych nawiasach <> są kwestiami wypowiedzianymi w danym języku. Przykro mi, ale nie jestem poliglotą.

-Łap te papiery!- Narcyz skakał, machając niezdecydowanie nie łapiąc ani jednego świstka.
-Co nam po nich?!-Fiodor patrzył krzywo na swoją dłoń. Była rozcięta przy palcach i cała zaczerwieniona od krwi.- Ciesz się lepiej, że żyjemy!- wskazał na jenota.
Obok w strumyku leżał Bruno. Krwawił z głowy, barwiąc znacznie wody swą krwią. Mundur miał poszarpany Bredził przy tym parę nie zrozumiałych słów.
-Ażeby....Co jest...Co to....
-Temu to dobrze, bo przynajmniej sobie leży.- rzekł kocur owijając zranienia.- A ty, po co łapiesz te szmaty? Przecież woda i tak zmyła atrament.
-Wystarczy być na wojnie i już każdy wariuje!- lis krzyknął drąc na małe kawałeczki, trzymane papierzyska.- Ta wojna jest popierdolona! Franco jest popierdolony! Wszyscy są popierdoleni! Wszyscy oszaleli! Kto daje mapę po portugalsku w Hiszpanii?! Kto jest takim tępym idiota?! Kto ostrzeliwuję jedną ciężarówkę nawałą ogniową?! No, kto ?! KTO JEST TAKIM POPAPRANYM SKURWIELEM?!
-Ajajajajaja.....-Bruno jęczał dalej.
-Chyba chciał ci powiedzieć, żebyś się przymknął.
-Fiodor, ty mnie już nie denerwuj!
-Bo co?- kocur wstał, chcąc przegonić przyjaciela z pola walki.
-Przywalę ci.- Narcyz znacznie się ożywił.- Po prostu ci przyłożę.
-No chodź.-Fiodor zrobił kilka kroków naprzód. Podobnie postąpił Narcyz. Mierzyli i siebie nawzajem dzikim wzrokiem pełnym zawziętości. Obaj ciężko łapali powietrze, w którym i tak coś wisiało.
-Zaczynaj.- powiedział ponuro Narcyz.
Jak na rozkaz Fiodor z całej sił walnął pięścią prosto w nos przyjacielowi. Lis padł na ziemię rażony istnym piorunem.
-Sukinkot z ciebie!- wołał, próbując zahamować krwotok.
-A z ciebie suczy syn!Najlepiej byś zwiał od tego całego burdelu jak najdalej?! Prawda?!
-Tak! Tak, a wiesz czemu?!
Fiodor nie odpowiedział. Nie mógł nawet złapać powietrza w płuca. Po głębokim oddechu spytał:
-Czemu?
Uśmiech Narcyza bardziej się skrzywił, nadając mu groteskowy wygląd.
-Przeleciałem twoją siostrę.- odparł uśmiechnięty.- I co? Będziesz wujem.
-Zwariowałeś, przecież to niemożliwe?
-Dlaczego, tak sądzisz?
-Nawet po pijaku nie potrafisz poderwać najbrzydszej.
-A jednak.- lis wstał. Cały przód munduru miał ochlapany krwią z nosa.-Zrobiłem to.
-Ty..Ty...Ty największy farciarzu na ziemi.Ha.Ha.Ha- Fiodor zaczął się śmiać jakby wciągnął butlę podtlenku azotu. Zaraz Narcyz zaczął się śmiać i chwilowo obaj zapomnieli o otaczającym ich koszmarze. Śmiech jest najlepszym lekarstwem na wszystko

*

-Co robimy?
-Nie wiem.- Fiodor wspólnie z Narcyzem niósł pod rękę nieprzytomnego Bruno, bełkoczącego cały czas.-Jeżeli frankiści zdołali odnaleźć nasz wóz, to pewnie nas szukają.
-Ciekawe czy mają dobre żarcie?- zastanawiał się lis.- Jeżeli tak to od razu do nich wstępuje!
-Dziwię się że moja siostra ma dziecko z kimś takim jak ty.
-A kogo chciałbyś na moje miejsce, co? Marszałka Rydz-Śmigłego?!
-Nie kłóćmy się lepiej, bo nas usłyszą.
I jak gdyby nigdy nic, na ich drodze wyrósł postawny wilk w niemieckim mundurze. Mierzył do nich z pistoletu maszynowego MP 38.
-Halt!- zawołał.
-Musiałeś wykrakać?- syknął Narcyz.
-Skąd miałem wiedzieć?
-<Kogo niesiecie?>- Niemiec był coraz bliżej.
-Co on gada?-Narcyz już czuł na swoim karku ołów, ale jego jedynym ciężarem nadal pozostawał Bruno.
-Czy któryś z nas jest Szwabem?- Fiodor pomału miał dosyć dźwigania kolegi.
-<Odpowiadać, albo was zastrzelę parszywe kundle!>
-Co on tak krzyczy, nawet nie zaczęliśmy uciekać?
-Wiesz Narcyz jacy są Niemcy. Więcej krzyczą niż robią.
-Co teraz?
-Może się poddamy?
-<Nie gadać, tylko ruszać!>
-Słuchaj, co on tak krzyczy?-Narcyz był na skraju wyczerpania. Waga Bruno- ku zdziwieniu lisa- znacznie wzrastała.- Nie może normalnie powiedzieć, czego chce?
-Znasz niemiecki?- Fiodor spojrzał na niego kaprawo.
-Żaden z nas nie zna niemieckiego, a ten tu- Narcyz pokazał głową na jenota- jest albo w niebie, albo zalany w trupa.
-<Widzę, że opieramy się! Ruszać!>- wilk szturchnął Narcyza lufą swej broni, dając jasno do zrozumienia co mają zrobić. Lisowi to się nie spodobało.
-Hej! Ty mi tu nie pakuj tej pukawki w tyłek, bo ci zaraz przywalę.
-On chyba nam każe iść.- odrzekł kocur.
-Czemu tak sądzisz?
-Bo Niemiaszek stoi za nami i w nas celuje.
Narcyz odwrócił głowę i stwierdził, że przyjaciel mówił prawdę. Za ich plecami Niemiec dalej do nich mierzył.
-<Iść!>
-Dobra, dobra!- krzyknął Narcyz podnosząc nogi.- Durny krzyżak bez słownika.

*
-Wie pan co, pułkowniku Coronera?- oficer Honric spokojnie przechadzał się po obozowisku wraz z ocelotem.- Dostałem ostatnio telegram chwalący pana za dotychczasowe wyniki treningu rekrutów.
-Nie zależy mi na laurach, lecz na jak najlepszym przygotowaniu młodych.
-Oczywiście, oczywiście, ale musi pan sam stwierdzić, że dotychczasowe działania przynoszą rezultaty. Nieprawdaż?
-Wojna to wojna- Coronera dumał dalej.- Wojna to najgorsza z możliwych plag jakie każdy pies, kot czy pospolity gryzoń potrafi zacząć.
-Pan i ten pański animalizm- odparł kpiąco z nutką wściekłości owczarek- a doskonale pan wie, że tak było i będzie od początków świata. Walka o przetrwanie rasy.
-Wy Niemcy, potrafilibyście, tylko dzielić wszystkich według rasy. Pamiętajcie, iż każdy bez względu na pochodzenie ma w sobie coś dobrego i złego.
-Jeżeli pan w ten sposób zamierza walczyć z bolszewizmem, to proszę nie zdziwić się jakby nad Madrytem powiewał czerwony sztandar.- wycedził przez zęby Honric. Wtedy też oficer ujrzał trzech przybłędów- a dokładniej lisa, kocura i rannego w głowę jenota- prowadzonych pod lufą swojego żołnierza.
-Hail Hitla!
-Hail Hitla!
-Herr Major! Złapałem trzech dezerterów!
-Gut ! Rozstrzelać ich na miejscu, żeby reszta miała przykład.
-Hiszpania to cywilizowany kraj i żadna obca armia, nawet sprzymierzona nie będzie stosować barbarzyńskich metod wobec dezerterów. Nie chcemy drugiej Guernici.
-Próba się w końcu powiodła i daliśmy do zrozumienia światu, iż Rzesza jest potęgą w każdej dziedzinie wojny!- wykrztusił z siebie Honric, opluwając jeszcze mundur Coronery.
-Gdyby to ode mnie zależało, pan by na suchej gałęzi wisiał.- odpowiedział spokojnie oficer. Był niższy o głowę od owczarka, ale wzrok miał potężniejszy.
-Tak,tak,tak pan tylko mówi. Rozstrzelać!
Żołnierz wespół z więźniami wykonał zwrot.
-Zamknąć!
Żołnierz i więźniowie ponownie wykonali zwrot.
-Rozstrzelać!
-Zamknąć!
-Rozstrzelać!
-Zamknąć!
Trwało to chwilę, ale cała czwórka wymęczona manewrami sapała ciężko ze zmęczenia.
-Widzi pan, co pan narobił?
-Co ja?- owczarek był zdruzgotany i rozgoryczony.- To pan cały czas chce ich przymknąć!
-Herr major, hę, hę, hę czy mogę hę, hę, hę, odpocząć?-wilk nie mógł stać i tylko broń, o którą się opierał dawała mu chwilę wypocząć.
-Po tym jak rozstrzelacie dezerterów!
-O co oni się kłócą?- spytał Narcyz. Parę zwrotów źle mu zrobiło. Schudł tak bardzo, że nawet
mundur o jego rozmiarach zwisał mu z kościstego ciała.
-Chyba Hiszpan chce nas rozstrzelać, a, a, a Szwab zagłodzić na śmierć.- Fiodor też ledwo, ledwo dychał. Tylko Bruno miał dobrze dalej chrapiąc mimo rannej głowy.
-Ta wojna coraz bardziej mnie prze...prze...prze...
-Przeraża?- dopowiedział Narcyzowi Coronera po polsku. Słowo w ojczystym języku wypowiedziane przez obcokrajowca ożywiły Narcyza oraz Fiodora. Obaj puścili jenota, ale nawet ciężkie lądowanie w piachu nie wybudziło go.
-Polak?- lis i kocur nie dowierzali.
-Nie, poliglota. Znam wiele języków.- ocelot był zadowolony z reakcji jeńców.-Zapraszam waszą trójkę do mojej kwatery. Oczywiście jeżeli panowie nie mają innych planów, lecz sądząc po zaistniałej sytuacji i tak nie macie wyboru. Weście tylko ze sobą kolegę.
-Ale panie pułkownik....
Honric nie zdołał dokończyć, gdy Narcyz, Fiodor niosąc leżącego Bruna, szli za pułkownikiem.
-Do widzenia panu. Majorze Honric.
Kiedy na placu owczarek został z wilkiem.Wilk zapytał:
-Herr major. Mogę odpocząć?
-Dopiero jak wykonasz dwadzieścia okrążeń! Ale wpierw przyślij mi Hansa, bo coś czuje, że moje ramie znowu źle się trzyma! Zrozumiano!
Żołnierz wyprostował się na komendę przełożonego jakby go w tyłek szpilką ukuli:
-Hail Hitla!
-Hail Hitla!
Żołnierz zaczął bieg, a major idąc w kierunku kwater oficerskich warczał pod nosem:
-Słowiańskie bydła. Bez czci i wiary. Dlaczego akurat musiałem trafić na zepsutego rasowo Hiszpana? Gdzie ci prawdziwi waleczni Aryjczycy, zdolni do zgniecenia bolszewizmu?


 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.