Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Reinkarnacyjny_Kot - Furry Tales - 1  
Autor: Reinkarnacyjny_Kot
Opublikowano: 2013/2/7
Przeczytano: 3007 raz(y)
Rozmiar 30.58 KB
-2

(+2|-4)
 
Był ciepły, letni poranek. Małe miasto, Blackberry Hill, pogrążone było jeszcze w sennych oparach porannej mgły. Nic dziwnego w mieście, które leży na wybrzeżu. Nic nie zapowiadało, ze ten dzień będzie jakiś szczególny. A przynajmniej tak wydawało się Wolfiemu, gdy wygrzebywał się z cieniutkiej, lnianej pościeli. Nie lubił wstawać wcześnie. Zwłaszcza nie w wakacje. Nie zdziwiła go więc zbytnio godzina, którą pokazywały fluorescencyjne wskazówki budzika, stojącego na nocnej szafce.
Z głośnika małego, przenośnego radia dobywał się właśnie głos speakera:
- Witajcie, moi drodzy! Dochodzi godzina dziesiąta w naszym pięknym miasteczku! Co przyniesie nam nowy dzień? Sam nie wiem, nie ulega jednak wątpliwości, że będzie równie upalny jak cały ostatni miesiąc! Mam rację, Sally?
- Oczywiście, Greg! Twojemu psiemu nosowi nic nie umknie! Ty chyba umiesz wywęszyć pogodę na kilka dni do przodu, czyż nie? Chyba powinieneś zastąpić mnie na stanowisku prezenterki pogody! Ale masz rację, będzie dziś upalnie, sucho. Dopiero pod wieczór zrobi się odrobinkę chłodniej.
- Ah, nie drocz się, moja kocico, przecież nigdy bym ci tego nie zrobił! - zaśmiał się speaker. - W każdym razie, moi drodzy, ogony do góry! Rozprostować kości i wyskakiwać z wyrek! Jest zbyt piękny, bezchmurny i upalny dzień na siedzenie w domach! Pamiętajcie jednak, by całe futro dokładnie spryskać wodą przed wyjściem! I posmarujcie się dokładnie kremem przeciwsłonecznym! Nie zapomnijcie o ogonach!
- Nie zapomnijcie tez o czarnych okularach i czapkach! Przecież nie chcemy, by doszło do niemiłego w skutkach udaru! Wychodząc, weźcie ze sobą dużo chłodnej wody! - dodała Sally.
- Starajcie się też, by wasze futerko było możliwie najkrótsze! Im grubsze, tym większa szansa, że będzie wam strasznie gorąco! I zakładajcie cieniutkie bluzki i krótkie spodenki! Prawda, Sally? W końcu temperatura ma dziś sięgnąć rekordowych 40 stopni! To nie przelewki, moje drogie futrzaki, dbajcie o swoje futerka i ogon do góry! A teraz nieco muzyki do późnego śniadanka od Purr FM! Trzymajcie się, moje futrzaczki!
Wolfie przeciągnął się, wstał, włożył na tylne łapy kapcie, poprawił sterczące, długie i skołtunione futro na głowie i jakoś próbował doprowadzić do porządku zmierzwiony ogon, rozczesując go szczotką. Podszedł do lustra i przyjrzał się sobie krytycznie. Postać, którą ujrzał w lustrze, ktoś postronny oceniłby na dość przystojnego, wysokiego, umięśnionego psa, z czarnym, kosmatym futrem. Miał zielone oczy, dość przyjemny wyraz pyska, i sześć piegów w okolicy czarnego, wilgotnego nosa. Wyprostował się, prężąc muskuły i oglądając swoje wyrobione mięśnie klatki piersiowej i brzucha. Ćwiczył, i to dość często. Starał się zachowywać dobrą kondycję. Co prawda, miłością do ruchu zaraził go jego przyjaciel, Kaj.
- No właśnie, ciekawe, co u tego wilczka słychać? - zastanowił się Wolfie, ubierając czarne spodnie i skórzaną kurtkę. - Pora byłaby na jakieś śniadanko...
Otworzył drzwi od sypialni i przeszedł przez ładnie urządzony, obity brązową boazerią, korytarz i po chwili wszedł do salonu. Lubił ten duży, przestronny pokój, swoją miękką, szarą sofę, ten telewizor plazmowy wiszący pomiędzy dwoma oknami domu. Z nostalgią spojrzał na abstrakcyjny obraz, wiszący między regałami na książki ustawionymi przy ścianie za sofą. Przed nią stał mały stoliczek do kawy, ze szklanym blatem, pod którym leżały różne czasopisma.
- Ah, moja perełka. - mruknął, dotykając czule klawiatury laptopa stojącego na stoliku. Miał w nim pierwsze rozdziały swojej nowej książki. - Niedługo do ciebie wrócę.
Odwrócił się i wyszedł przez drzwi na lewo od sofy. Sąsiadowały z drugimi, prowadzacymi do małego korytarzyka prowadzącego ku frontowym drzwiom. Na każdych widniała malutka tabliczka z nazwą pokoju. Tak, na wypadek gości.
- No, to teraz pora na śniadanko! - powiedział, zacierając ręce. Podszedł do lodówki, nucąc coś pod nosem, otworzył ją i wyjął kilka kurzych jaj. Nalał oleju na patelnię, postawił na silnym ogniu i założył fartuszek kuchenny, co by nie poplamić czystych ubrań. Wbił jajka na rozgrzany tłuszcz i, wsłuchując się w ich skwierczenie na rozgrzanym tłuszczu, podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Niestety, za wiele nie zobaczył, bo wszędobylska mgła dopiero zaczynała się rozwiewać.
- No trudno. Ale może wybiorę się na plażę? - zastanowił się, wyjmując chleb z chlebaka i układając go w koszyczku wyłożonym serwetką. - Z tego, co wiem, Kaj i Nikki lubią tam chodzić, może ich tam spotkam? Poza tym przyda mi się odrobinka relaksu. W końcu niedługo idę do collage'u...
Szczerze, obawiał się nieco, co o nim powiedzą, gdy przyjdzie na uczelnię. Obawiał się reakcji futrzaków, gdyby, nie daj Boże, dowiedzieli się o jego sekrecie. Poczuł dreszcze na samą myśl, że to mogłoby się wydać! W końcu nie wszyscy są na tyle wyrozumiali, by zrozumieć, że...
- O rany! - krzyknął, biegnąc w stronę patelni, z której zaczął się już unosić swąd przypalonych jajek sadzonych. - Jak zwykle! Niech to szlag!
Wyrzucił na talerz zawartość patelni. W ostatniej chwili udało mu się uratować śniadanie.
- Ja nie wiem, jak ten Kaj to robi, że jemu zawsze wszystko się udaje w kuchni! - mruknął nie bez zazdrości. Jednak nie dane mu było długo skupić się na śniadaniu, bo jego myśli znowu odpłynęły ku murom uczelni. Chciał się uczyć, zdobywać wiedzę, kształcić... Ale prawda była taka, że nie lubił przebywać w towarzystwie innych futrzaków. Co z tego, że napisał dwie powieści z myślą o nich właśnie, skoro, tak naprawdę, nie potrafił porozmawiać nawet z listonoszem czy gazeciarzem, gdy pukali do jego drzwi? Nigdy nie był dobry w zawiązywaniu relacji z jakimkolwiek futrzakiem, obojętnie, czy to był pies, kojot, żbik, lis, wilk, pantera, puma, tygrys, królik, smok czy kot. Bał się ich. Nie wiedział, dlaczego. Znaczy... podejrzewał, ale nie sądził, ze TO może mieć wpływ nawet na koleżeńskie relacje. Czasami chciałby po prostu z kimś szczerze, od serca, pogadać... Ale bał się odtrącenia. Jedynie Kaj i Nikki byli jego znajomymi.
Bardzo też tęsknił za ojcem i matką. Oni by mu pomogli! W końcu bardzo wiele dla niego znaczyli, i na pewno poradziliby mu, by znalazł sobie chociaż kolegę. Może nawet przyjaciela? Poczuł się smutny, gdy przypomniał sobie o rodzicach. To już ponad rok, odkąd...
- Nie! - krzyknął. - Nie chcę znowu sobie przypominać tej traumy! - uderzył łapą w stół. I, by otrząsnąć się z ponurych myśli, sięgnął po leżącą na stole książkę. „Upiór południa” po chwili pochłonął go bez reszty. Z włączonego radia dało się słyszeć rytmy piosenki „Kryptonite” zespołu 3 Doors Down.
- Po wszystkim wiedziałem, że to musi mieć coś wspólnego z tobą. Naprawdę nie dbam o to co się dzieje teraz i co działo się wtedy. Tak długo jak będziesz moim przyjacielem na końcu. - wyszeptał Wolfie, myśląc o rodzicach, a szybko otarta łza próbowała spłynąć mu po policzku.
*************
Gdy doprowadził do porządku zarówno swoje niesforne i skołtunione futro (nie znosił konieczności rozczesywania go co rano!), jak i swoje nostalgiczne i wrażliwe, psie serce, otworzył drzwi wyjściowe. I od razu poczuł na twarzy i piersiach pierwsze promienie palącego, sierpniowego słońca. Co prawda, już niedaleko zostało do września, bodaj jeden dzień, ale lato nie dawało za wygraną i nie chciało ustąpić tak łatwo jesieni.
Zresztą Wolfie nie znosił jesieni. Smutny to był dla niego czas. Nikt nie mógł przypuszczać, jak smutny. W końcu to czas, w którym były jego urodziny. Wielu na pewno cieszyłoby się, gdyby zbliżały się ich urodziny, ale Wolfie nie cieszył się ani trochę. Wręcz przeciwnie, był na skraju załamania nerwowego. Starał się jednak tłumić te niedobre emocje i ukryć je pod maską wyluzowanego, uśmiechniętego psa. Nie nawykł do okazywania swego przygnębienia przed kimkolwiek, a tym bardziej, że czuł wstyd na myśl, że miałby komuś mówić o tym, co czuje. Sądził, że to egoistyczne. W sumie jedynie z Nikkim i Kajem był szczery odnośnie swego samopoczucia. Nawet bardziej szczery, niż przed sobą samym, z czego nagle zdał sobie sprawę, idąc ulicą Klonową w kierunku plaży.
Wrażenie było tak silne, że aż przystanął i potrząsnął mocno łbem. Idąca w przeciwną stronę lisica obejrzała się za nim podejrzliwie, ale nic nie powiedziała.
- Co było, to było! Są rzeczy, których nie cofnę, muszę się z tym pogodzić! - podszedł do rosnącego na skraju chodnika drzewa i oparł o nie łapę. Zwiesił głowę, próbując jakoś uspokoić serce. Te obrazy... one wciąż do niego wracały! Wciąż i wciąż widział...
- Przepraszam! Wszystko gra? - spytał ktoś za jego plecami. Odwrócił się i warknął. Prosto w pyszczek chuderlawego, białego kocura w czerwonym podkoszulku i beżowych spodenkach.
- Spadaj, kocie! To nie twoja sprawa!
- Miaaaał! Ale ja chciałem... - zaczął, ale Wolfie nie dał mu dokończyć.
- Nic mi nie jest! Nie potrzebuję twojego zapchlonego, kociego współczucia! Zjeżdżaj!
Odwrócił się i ruszył w swoją stronę. Po około pięciuset metrach skręcił w dróżkę, biegnąca przez duży, stary park.
Lubił to miejsce. Było takie spokojne, ciche. Można było usiąść na ławeczce, dać odpocząć łapom i pomyśleć w spokoju, kontemplować otaczającą przyrodę. Wdychać zapach trawy, kwiatów... Tylko był jeden niezwykle irytujący Wolfiego szczegół - wszędzie kręciło się pełno zakochanych par. Gdzie nie spojrzeć, na ławkach siedziały przeróżne pary, niejednokrotnie mieszane.
- Straszne, jak można się tak obnosić z uczuciami! - myślał, obrzucając niechętnym spojrzeniem lisiczkę i owczarka niemieckiego splecionych ze sobą w miłosnym uścisku na ławce. Jej biała koszulka na ramiączkach uwydatniała piękne, kobiece kształty, krótka, dżinsowa mini była aż nazbyt wyzywająca, a ruda kita oplatała w pasie psa, którego łapy dotykały jej pleców. Miał na sobie niebieską koszulkę z odciskiem łapy i krótkie, czarne, sportowe spodenki, które wybrzuszały się w pewnym miejscu, co Wolfie zauważył z niesmakiem. I jeszcze te namiętne pocałunki! Czuł, że albo szybko stamtąd odejdzie, albo zwymiotuje. Nie znosił widoku takich par!
- W sumie... czemu mnie to tak odrzuca? - przemknęło mu przez głowę. I wtedy ich zobaczył. Na oddalonej ławce, w cieniu drzew.
- O cholera! - warknął, próbując odwrócić wzrok. Ale nie mógł. Coś go ukuło w klatce piersiowej. Niesmak? Zgorszenie? A może... Zazdrość? Tego ostatniego nawet nie dopuścił do swej świadomości. Nie wiedział, czemu ten widok tak go zabolał.. Był pewny jednego – znalazł się w złym miejscu o złym czasie.
Na ławce siedział młody, jasnobrązowy pies, nastolatek, młodszy od Wolfiego. I przytulał do siebie ubranego tylko w krótkie, białe spodenki, tygrysa, swojego rówieśnika. Nie kryli się, a jeden patrzył na drugiego z czymś... czymś takim w oczach... Wolfie nie potrafił, a może nie chciał dochodzić do tego, co to było. Wiedział, że nikt nigdy nie patrzył tak na niego.
- Boże... - wyszeptał, widząc, jak tygrys coś powiedział do swojego towarzysza i pocałował go. Potem przytulili się, wstali z ławki i, o zgrozo! Ruszyli w stronę Wolfiego. - Co robić, co robić... - panikował, rozglądając się gorączkowo. W końcu jednym skokiem znalazł się za najbliższym drzewem. Tygrys i pies minęli go, trzymając się za łapy.
Tego było już dla Wolfiego za wiele. Za wiele, jak na jeden dzień, a dochodziła dopiero jedenasta. Nie chciał jednak, by te wydarzenia pokrzyżowały mu plany! Przeszedł przez park i po kilku minutach znalazł się na plaży.
Z tego, co było widać, nie tylko on miał pomysł, by iść dzisiaj nad morze. Setki futrzaków, śmiejąc się, kąpiąc, gawędząc i jedząc przekąski zakupione w małych, plażowych barkach – zbudowanych z bambusa budkach krytych słomą, miło spędzało czas. Postanowił spędzić ten czas, który pozostał mu z wakacji, podobnie jak oni. Podszedł do barku.
- Witam. Poproszę kolę. - powiedział do stojącego za ladą lwa.
- Już podaję.
Po chwili, mając już w dłoni chłodny napój z parasolką, podszedł do wolnego, zielonego leżaka ustawionego obok stolika ze szklanym blatem, podstawił na nim szklankę i zdjął skórzaną kurtkę, podkoszulkę i spodenki. Usiadł sobie wygodnie na leżaku, w cieniu rzucanym przez wielki, biało-czerwony parasol. Rozglądał się ciekawie na wszystkie strony, próbując wyłowić z tłumu Kaja i Nikki.
Nikki był krzyżówką lamparta i tygrysa z domieszką rysia. Duże łapy, lamparcie, duże cętki na barkach, górnej części pleców, i na udach, biały brzuch i klatka piersiowa, duże uszy, krótki ogonek, zawadiackie, brązowe włosy na głowie, sterczące w czub, futerko na policzkach... Przez chwilę sądził, że go zobaczył, ale mylił się.
No to może chociaż Kaj gdzieś jest? Czarne łapy do łokci i do kolan, przechodzące w biel, niebieskie futerko na łokciach, długi, niebieski ogon, czarny pyszczek, niebieski, pierzasty grzebień na głowie... Kaj był krzyżówką wrony i wilka. A raczej... miał za przodka wronę, i po rodzicach odziedziczył grzebień. Jego dwie siostry też miały takie... Ale i jego nigdzie nie było widać. Zrezygnowany Wolfie, zamknął oczy.
Skąd mógł, biedny, wiedzieć, że ten dzień, bynajmniej, nie skończy się tak, jak zakładał? Nie wiedział, nie mógł wiedzieć, co Los dla niego przygotował. Nie zdawał sobie sprawy, że okres,w którym był sam, miał się skończyć. Będzie mu jednak bardzo trudno – zmierzy się z samym sobą.
Ale nie uprzedzajmy faktów...
***********
Jake obudził się w swoim małym, stojącym na przedmieściu, jednorodzinnym domu około ósmej rano. Bardzo lubił wstawać wcześnie. Nie mógł znieść myśli, że słońce jest już na niebie, a on nie korzysta z dobrodziejstw, jakie daje mu natura i lato. Bardzo lubił przechadzać się w promieniach słońca, leżeć na trawie i wdychać zapach kwiatów, czuć delikatne pieszczoty promieni słonecznych na ciele.
- Witaj, świecie! - zawołał, otwierając szeroko okna sypialni i wpuszczając do środka ciepły powiew, niosący ze sobą zapach kwiatów. - Jak dobrze jest żyć, jak wspaniale! - oparł ręce na parapecie i wyjrzał na zewnątrz. Za płotem sąsiad, znudzony sędziwy królik, kosił właśnie trawę. Dwie sąsiadki, lisice, matka z córką, akurat przechodziły koło furtki. Gdy go zobaczyły, obie pomachały mu na powitanie.
- Dzień dobry! - krzyknął, uśmiechając się szeroko. Po chwili odwrócił się, rozprostował szeroko ramiona i przeciągnął się. Podszedł do lustra i spojrzał na swoje odbicie. Duże uszka, jasnobrązowe futerko, niesfornie rozczochrane na głowie, mały, ciemnobrązowy nosek, biała klatka piersiowa i brzuch z nieśmiałymi kosmykami na piersiach. Miał krótkie futerko, za to mięciutkie. Nie był jakoś specjalnie przystojny czy umięśniony, ale jako kojot podobał się sobie. A to, jego zdaniem, było najważniejsze – by akceptować siebie, jakim stworzyła nas natura.
- Hmmm... - brązowymi oczami próbował ocenić, w czym byłoby mu do twarzy, ale przypomniał sobie o najważniejszym! Najpierw prysznic!
Jak tylko mógł szybko zdjął bokserki i wskoczył pod gorący prysznic. Mył się długo, podśpiewując sobie. Gdy wyszedł spod strumienia gorącej wody, sięgnął po ręcznik i zaczął wycierać swoje mokre futerko. Po chwili rzucił okiem w kierunku lustra, przetarł je i spojrzał na swoje odbicie. Zaśmiał się głośno, widząc, że całe futerko mu się nastroszyło.
- Aj, no i ten ogon! - spojrzał przez ramię na swój sterczący w górę, zawijający się nieco w kierunku pleców, ogon i znowu parsknął śmiechem. Nie był tylko lekko nastroszony – bardziej przypominał wygiętą w łuk szczotkę do butelek. - Znowu trzeba to to uczesać!
Sięgnął po szczotkę, usiadł na łóżku w sypialni i starał się jakoś doprowadzić do porządku. Gdy wreszcie uznał, że futerko wygląda, jak należy, podszedł do szafy.
- Białe bluzki... nie, nie białe. Czerwone T-shirty? A może niebieskie? E, sam nie wiem. Może jednak ubiorę czarny T-shirt? - mruczał, przerzucając zawartość szafy, wyrzucając co poniektóre rzeczy przez ramię za siebie i robiąc totalny bałagan wokół siebie. - Nic nie ubiorę! Jest dość ciepło, żebym wziął tylko dżinsy!
Po chwili odwrócił się z parą starych, dziurawych na kolanie dżinsów w łapie i spojrzał na łóżko i podłogę.
- Ups! - zachichotał. - Ja to zawsze nabroję! Teraz muszę to poskładać... Albo nie, po co? - już miał wyjść, gdy jakiś wewnętrzny głosik podszepnął mu, że może lepiej posprzątać. A jeśli ktoś go odwiedzi? Skapitulował więc i zabrał się do składania ubrań, które sam rozrzucił. Gdy skończył ze zgrozą zerknął na zegarek stojący na szafce nocnej.
- Pół godziny! Jeny, straciłem pół godziny czasu, a jeszcze śniadanko trzeba zjeść! - wybiegł z pokoju mając tylko jedną nogę w nogawce spodni. Przebiegł przez hol, obok schodów na piętro i drzwi wejściowych i pchnął białe drzwi pomiędzy schodami a wyjściem. Wpadł do małej kuchni i opadł na krzesło przy małym stoliku, gdzie dokończył się ubierać. - No! Wreszcie wszystko na swoim miejscu!
Spojrzał w stronę lodówki i zaklaskał ucieszony. Przypomniał sobie, że dziś jest szczególny dzień! Odkąd skończył szkołę średnią, Blackberry Furry's High School, i to wcale nie z najgorszymi wynikami, czekał niecierpliwie całe wakacje na list z uczelni. Złożył tam aplikację, licząc, że się dostanie.
Podszedł do lodówki, wyjął z niej półmisek szyneczki i serka, oraz coś, co kupił specjalnie na tę okazję, gdyby dostał list z uczelni – czekoladowy torcik. Jego ulubiony przysmak! Przepadał za słodyczami.
Smarując kanapeczki masłem i układając na nich plastry szynki, pomidorka i ogórka, przyjrzał się raz jeszcze folderowi z collage'u. Marzył o dostaniu się tam! W końcu to jedna z najlepszych uczelni w kraju, kształcąca młode Futrzaki w najróżniejszych zawodach. I to podchodząca do sprawy nader progresywistycznie, postępowo i innowacyjnie. Stawiano na rozwijanie indywidualnych talentów, a każdy Futrzak, bez względu na to, jakiej był rasy, poglądów czy orientacji, mógł liczyć na prawdziwie przyjacielskie relacje z wykładowcami. Do każdego podchodzili indywidualnie, wedle swych możliwości, i nie oceniali tyle wiedzy, co zapał i zaangażowanie, promowali przede wszystkim indywidualny talent.
Co prawda, Jake jeszcze nie odkrył, w czym tak naprawdę jest dobry, czy w ogóle ma jakiś wrodzony czy nabyty talent, ale nie zrażał się tym. Liczył, że w końcu go w sobie znajdzie. Co prawda, pisał krótkie opowiadania, głównie horrory i sci-fi, ale nikomu ich nie pokazał. Leżały zamknięte na kluczyk w jego biurku.
Nagle rozległ się sygnał nadejścia wiadomości SMS. Wyjął komórkę z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Dotknął palcem ekranu, by odblokować dotykowy telefon.
- Mama! - ucieszył się. Jego rodzice mieszkali w San Diego. Kochał ich, wiele rozmawiali przez Furnet, telefon, wpadali raz na kilka miesięcy, by życzyć mu powodzenia, podtrzymać na duchu, przywieść nieco ponadprogramowych pieniędzy czy jedzenia. Już wtedy, gdy miał iść do szkoły średniej, ustalili, że najlepszym wyjściem będzie, jeśli zamieszka w ich małym domku, oddalonym raptem o 200 km od San Diego. W Blackberry Hill. Nie protestował, w końcu dla młodego futrzaka to oznaczało nieskrępowana wolność! No i przysyłali mu kasę co miesiąc na rachunki, więc nie miał żadnych problemów z jedzeniem czy mieszkaniem. Jedynym wyznacznikiem tego, że stan rzeczy nie ulegnie zmianie, były słowa ojca „Ucz się, co miesiąc będziemy dzwonić do twojego wychowawcy, pana Blumbetta, i dowiemy się o twoje stopnie!”. Jak powiedział, tak zrobił.
Jednak Jake lubił się uczyć. Nie miał problemów z językiem angielskim, literaturą... najgorzej szło mu z matematyki i fizyki, ale już w szkole podstawowej wiadomo było, że nie jest umysłem ścisłym, a rodziców zadowalały w zupełności oceny dostateczne z przedmiotów ścisłych.
Jak więc można było się domyślić, SMS od mamy dotyczył jego studiów w collage'u. Już miał odpisać, że jeszcze nie ma wyników, gdy do drzwi ktoś zapukał. Zaciekawiony Jake otworzył i stanął oko w oko z panem Hacketem, listonoszem.
- Mam tu coś z uczelni dla ciebie, mały! - zaśmiał się biały tygrys, aż zafalowały mu wąsiki. - I to dość ciężki! Chyba wiesz, co to znaczy?
Oczy Jake'a rozszerzyły się i szeroko otworzył pyszczek.
- O, dzięki, panie Hacket! - przytulił listonosza i porwał z jego łap grubą kopertę.
- Powodzenia!
Zamknął drzwi i przeniósł kopertę do kuchni i położył na stole. Przez chwile wpatrywał się w nią ze strachem. A jeśli się nie dostał? Może, gdyby się dostał, list byłby grubszy? A co powie mama, jak go nie przyjęli?
- Na imię Boskie! - drżącymi palcami otworzył kopertę i z wypiekami na twarzy odczytał pierwsze wersy:

„Szanowny Panie!

Niniejszym informujemy, że Pana podanie zostało rozpatrzone POZYTYWNIE i został Pan niniejszym PRZYJĘTY w poczet studentów Blackberry Furry's University! Cieszymy się, że możemy Panu przekazać tą szczęśliwą wiadomość. Dziękujemy, ze wybrał Pan nasza uczelnię, mamy nadzieję, że będzie się Pan w jej murach czuł jak w domu.

Do listu dołączamy plan kampusu, plan zajęć i regulamin studiów oraz przysięgę, której będzie Pan zobowiązany przestrzegać. Zajęcia zaczynają się 2 września o 10:00 apelem na rozpoczęcia roku na placu przez budynkiem uczelni. Mam nadzieję, że będzie Pan usatysfakcjonowany poziomem naszej placówki.

Z poważaniem
Rektor”


- Tak! Tak! Tak!- zakrzyknął trzykrotnie Jake, dając upust wielkiej radości. Zaklaskał i wziął ze stołu telefon komórkowy, wyszukał w kontaktach numer mamy i zadzwonił. - Halo? Mama? Tak, tak! Dostałem się! Dostałem! Pójdę na Furniwerek!
Postanowił uczcić ten sukces kąpielą słoneczną na plaży. Nie wiedział, że i jego życie odmieni się za sprawą pewnego wydarzenia...
*****************

*****************
Dochodziła 10:45, gdy Jake przechodził w znakomitym humorze ulicą w kierunku parku. Nagle zauważył dziwne zachowanie jakiegoś dużego, czarnego psa. Najpierw oparł łapę o drzewo i zwiesił głowę, a potem nakrzyczał na jakiegoś kocura, który chciał mu pomóc w czymś.
- Nie rozumiem. - mruknął sam do siebie Jake. - Jak można być takim futrzakiem? I jak w ogóle można się złościć na cokolwiek czy przejmować w tak piękny dzień, jak dziś?
Wzruszył ramionami i, nucąc pod nosem, poszedł do parku. Uwielbiał to miejsce! Było tak pełne pozytywnej, pulsującej w powietrzu, energii, że chciało mu się śpiewać. Ptaszki, promienie słońca prześwitujące między liśćmi drzew, i te futrzaki na ławkach, tak radosne, tak cieszące się życiem i sobą! Co prawda, nadkładał nieco drogi, bo mieszkał kilka ulic dalej, ale park niedaleko ulicy Klonowej był jego ulubionym miejscem przechadzek. Poza tym był idealnym miejscem, by nastroić się pozytywnie przed wejściem na pobliską plażę.
- Ah, jest tu naprawdę rozkosznie! - powiedział głośno, rozrzucając na bok ramiona. Spojrzał w bok i zobaczył dwie podśmiewające się z niego zajęczyce, próbujące zamaskować uśmiechy swoimi długimi uszami. Akurat wyszły na powietrze ze swoimi pociechami. - Cześć.
Odpowiedziały mu tylko śmiechem, wzruszył więc ramionami i ruszył przed siebie ścieżką. Nagle znowu dostrzegł tego samego, dużego psa. Wyglądał, jakby w panice szukał jakiejś kryjówki. Nagle schował się za drzewem. Nie rozumiał, dlaczego. Przecież ten tygrys i brązowy psiak tylko sobie spokojnie szli, trzymając się za łapy.
- A to ci dziwny typek, no! - powiedział Jake, śmiejąc się z wybryków czarnego psa. - Musi mieć chyba jakiś poważny problem... - zmartwił się. - Żeby tak się bać towarzystwa innych futrzaków? Boże...
Posmutniał nieco, i zaczął rozmyślać o tym czarnym psowatym. Naprawdę, nie rozumiał futrzaków, którzy nie chcieli przebywać z innymi, którzy się złościli na nich za chęć pomocy. To naprawdę dziwne! A co mu zrobili ci dwaj? A może to jego znajomi, których wolał, mimo wszystko, uniknąć? Tylko dlaczego? Jaki problem może mieć ten nieszczęśliwy futrzak?
Był nieszczęśliwy, to pewne. Tylko jaki mógł być tego powód? Jake nie mógł wpaść na nic innego, jak strata kogoś bliskiego albo zerwanie z dziewczyną, ale to przecież nie usprawiedliwiało zachowania tego futrzaka! Nie wolno tak robić, nie wolno zachowywać się niegrzecznie wobec tych, którzy dali nam pomocną łapę! I nic, nic nie usprawiedliwia niemiłego zachowania względem drugiej osoby!
Poczuł nieco złości na tego psa, ale szybko ją opanował. Nie był typem kogoś, kto się złościł czy irytował. Uznawał, że to po prostu niepotrzebna strata sił i energii. Po co marnować życie i energię na użalanie się nad sobą, skoro można je wykorzystać w o wiele pojemniejszy sposób?
Jednak ten czarny pies siedział mu w głowie, gdy wchodził na plażę. Liczył, że przyjemna kąpiel słoneczna pozwoli mu się zrelaksować i odprężyć. Chciał wykorzystać jak najpełniej sytuacje,w jakiej się znalazł – ostatni dzień wakacji.
Poszukał więc wolnego miejsca na piasku i położył na nim ręcznik. Z małego plecaka,w który się zaopatrzył przed wyjściem z domu, wyjął książkę; Nie lubił nosić pasków, dlatego rozpiął spodnie. Wolał swobodę, mimo że nie nie miał nic pod spodniami. Wyciągnął się na brzuchu i pogrążył w lekturze.
- Kurcze, ale gorąco! Jak mi się chce pić! - powiedział kilkanaście minut później, klękając na ręczniku i ocierając jego rąbkiem spoconą twarz. - O, barek! - zaklaskał w dłonie i ruszył w jego kierunku, uprzednio poprawiwszy spodnie, które nieco spadały mu z tyłka.
- Co dla pana? - spytał barman, stojący za ladą. W tym samym czasie Wolfie zdjął z oczu czarne okulary i obserwował uważnie młodego kojota.
- Co to za typek? - pomyślał. Wstał i podszedł do niego.
- Obojętnie. Coś na ochłodę. Może być kola. - mówił Jake, zakładając ręce za głową i przeciągając się.
- A pan to się nie za swobodnie zachowuje? - zagadnął Wolfie. Gdy ktoś mu się wydawał sympatyczny, starał się ubrać maskę uśmiechniętego, wyluzowanego psa. Mimo, ze czuł się naprawdę nieszczególnie.
- Co? - mruknął kojot, odwracając się. „To ten pies! Ten sam czarny pies! Czemu do mnie zagadał?”, przemknęło mu przez głowę. - Heh, a co, nie wolno? Jake. - przedstawił się,
- Jasne, ze wolno! Wolfie. - wyciągnął ku niemu dłoń na powitanie. Pomyślał, że milo byłoby spędzić ten dzień z jakimś sympatycznym futrzakiem. W końcu we dwoje raźniej, skoro nie ma tu Nikkiego czy Kaja, to chociaż ten uśmiechnięty kojot będzie dla niego pretekstem, by nieco oderwać się od ponurej rzeczywistości.
- Miło mi poznać. Jak się masz? - spytał Jake, jakby nigdy nic. Wiedział, że nie usłyszy o razu prawdy. A może?
- Dobrze. Przejdziemy się plażą? - odrzekł Wolfie, choć przez jego twarz przemknął cień. Chciał iść do swojego miejsca, swojego własnego zakątka. Ale wolał mieć jakiegoś towarzysza. „Towarzystwo, towarzystwo, ktokolwiek...Kogokolwiek. Pal licho, mógł być nawet ten zawszony kocur, o mnie zaczepił rano!” myślał gorączkowo Wolfie.
- Chętnie. Uwielbiam spacery. - odrzekł kojot. Ramię w ramię zaczęli przechodzić między plażującymi futrzakami.
Jake pomyślał, ze dobrze byłoby choć troszkę „wybadać”, z kim ma do czynienia. Szli w kierunku, którego do końca nie znał, gdzieś z dala od głównej plaży, w bardziej dzikie i niedostępne rejony.
- Gdzie mnie zabierasz? - zagadnął ostrożnie.
- Zobaczysz. - odwarknął Wolfie, starając się nie dać po sobie poznać, że obecność Jake'a jest mu potrzebna, ale nie trajkoczącego nad uchem.
- A gdzie mieszkasz?
Przymknął na chwilkę oczy.
- Ha, ale szybki! - powiedział na głos. „Naprawdę sądzi, że mu powiem?”
- To nie tak! Ja chciałem tylko... - speszył się kojot, robiąc się nieco czerwony na twarzy. Nie chciał przecież od razu się wpraszać, broń Boże!
- Dobra, dobra...- mruknął pies, wiedząc najwyraźniej swoje.
W skrytości ducha cieszyło go, ze Jake... że ktokolwiek jest obok. Ale nie dopuszczał tego do siebie. Radość, ze inny futrzak z nim gdzieś idzie? Co to za powód w ogóle do jakiejkolwiek radości? Spojrzał na Jake'a, który, zdaje się, był zupełnie odmiennego zdania – uśmiechał się jeszcze szerzej, ciesząc obecnością nowego kolegi.
- Jak tak dalej pójdzie, policzki mu się rozerwą od tego uśmiechu. - pomyślał. - Boże, co za futrzak...
Nie rozumiał takich skrajnych optymistów. Świat do bagno, a każdy chce ci dowalić, gdy pozna twoją słabość czy odkryje inność. Taka jest rzeczywistość, i ten kojot powinien to wiedzieć. Inaczej zaboli go bardzo, gdy ktoś mu wytknie jego słabości.
- Dobrze, że nie masz takiego sekretu, jak ja... - pomyślał, patrząc na Jake'a. - Zazdroszczę.
********************
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: Furry Tales - pierwsze rozdziały.
Wysłano: 7.02.2013 9:15
Owczarek Ciasteczkowy
Anthro
Okay, przeczytałem.
Co mnie kłuje w oczy:
- niewiarygodnie ogromna liczba zdrobnień. Później tak mi to nie dawało spokoju, że wszystko było dla mnie zdrobnione, choć nie było napisane.
- rozmowa radiowców. Tak się w radiu nie mówi, a na pewno nie krzyczy. Liczba wykrzykników trochę nadprogramowa.
- dużo piesków,lisków. Jest tyle fajnych gatunków zwierząt, a lisów po prostu od zajoba.
- Yiff Yiff Yiff? zmień to. na cokolwiek. Nawet na krzyk. ale nie na yiff yiff. Ten tygrys powinien mu pokazać dużą paczkę po tym tekście. w swoich spodniach i go wyruchać na tyłach domu w nagrodę za przyniesioną paczkę.
- Wolfie? Imię dla psa? O ironio, kolejny trap imienny. Można było coś fajniejszego wymyślić.
- Kot, który go zaczepił jest trochę wmuszony w to opowiadanie, żeby pokazać, jak twoja postać jest bardzo zimna i "doesn't give a fuck" w stosunku do innych.


Co mi się podoba:
- pomysł. Sam sto lat temu pisałem opowiadanie, co prawda do szuflady i może nawet lepiej. Było w dość podobnym guście. Choć motyw "piękni i zdolni mężczyźni i ich rozterki", no...to dość passe. I gimnazjalne trochę. Tak samo jak jakieś miksy zwierzęce. Wilk z domieszką wrony? SERIOUSLY?

Masz dość alternatywne uniwersum, tzn, "obnoszenie się" miłością i strach przed homoseksualizmem (czy coś) gdzie to wręcz chleb powszedni w światku furry i nikt z tym problemu nie ma. Mam niedosyt po przeczytaniu, chętnie się zagłębię dalej. Aczkolwiek spodziewam się, co się może dziać później. Nie mniej jednak, plusik poleciał.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Furry Tales - pierwsze rozdziały.
Wysłano: 7.02.2013 9:40
Kot
Anthro
Niektórzy błędnie interpretują Yiff - to jest też powitanie i wyraz radości.

Nie tylko o seks chodzi w okrzyku "Yiff!" Radzę zerknać na definicję:
http://pl.wikifur.com/wiki/Yiff

A ten wilk z domieszką wrony - zapożyczenie z pewnego fajnego obrazka, z 3 Doogs Night.

http://pamietnikezoterycz...esource/KAJ.jpg - tylko on jest na nim nagi.

Może opiszę nieco charakterystykę postaci?

Coś o nowej ksiażce - coś a la paczka 4 przyjaciół, dwie pary homo, i opisane ich perypetie w nowym mieście, albo w collage'u, a wszystko to postaci z moich szkiców - Jake, Kaj, Nikki i Wolfie? Romans. We wszechświecie, w którym nie ma ludzi - a jedynie antropomorficzne zwierzęta - Furry.

Fabuła... i tu klops. Zero pomysłu. A nie chcę zaczynać drugiej o Agencji, nim się nie przekonam, ze to sukces. Zmarnuję tylko czas. A nowa książka... No... coś jak "Przyjaciele". Albo "Jak poznałem wasza matkę?" Grupka przyjaciół, wzloty, upadki, nowe przyjaźnie, nauka na studiach... życie. Może z perspektywy najbardziej wrażliwego, Nikki? Pomyślę. Postacie (Kaj, Nikki) autorstwa artysty Demicoeur, nie moje. Ale urzekły mnie. Z tego, co się domyślam, Kaj ma dwie siostry jeszcze.

Tylko teraz przepisać 80-90 stron A4 na kompa z poprzedniej ksiażki...

RYS POSTACI:

Nikki – hojny, szczery, introwertyk, empatyczny. Lubi kawę, sklepy z ksiażkami, kolorowe opaski na rękę, nie lubi frytek, zapachu markerów, osób, która działają tak, jakby wszystko wiedziały, odrzucając opinie, uwagi lub sugestie innych. W sprawie seksu woli „przyjmować” pieszczoty, ale nie ma problemu z odwróceniem ról.

Kaj – sarkastyczny, żądny przygód, niepamiętny,. lubi piesze wędrówki, swetry, księgarnie, nie lubi wścieklizny, ludzie, którzy chcą być cool, mówiąc „Lubiłem ten zespół, zanim stali się wielcy!. Co do seksu, lubi „dawać” ostry seks, ale odwróci role, jeśli druga strona jest w tym naprawdę dobra. Poza tym Kaj jest bardzo bezpośredni i mówi, co myśli. Lubi i umie gotować.

(dosłowna charakterystyka postaci od Demicoeur).

Wolfie – osierocony pisarz, mieszka w odziedziczonym domu na przedmieściach. Lubi chodzić na plażę, by pomyśleć w „swoim miejscu” - na klifie. Lubi książki. Jest samotny, ale nigdy się do tego nie przyznał przed nikim. Gryzie go sumienie, gdy okaże uczucia komuś z otoczenia. Wtedy wybucha i odtrąca osoby od siebie. Wypiera swoją homoseksualną orientację. Boi się związków. Zamknięty w sobie, ale za to otwarty na poznanie innych. Lubi horrory, sci-fi. Boi się seksu i zaangażowania. Uważa, że za wiele to go będzie kosztowało, że zrani drugą stronę.

Jake – entuzjastyczny, otwarty, lubi się bawić, ogladać sci-fi, horrory, komedie. Czasami czyta książki. Często się śmieje. Niemal skrajny optymista, zawsze w dobrym humorze. Empatyczny, wie, kiedy się wycofać i dać komuś czas dla siebie, ale potrafi też pocieszyć. Mówi szczerze, z serca. Nie boi się przyznać, że jest homoseksualistą. Podchodzi do świata w bardzo wyzwolony i bezpośredni sposób. Mimo to, gdy dojdzie do czegoś wstydliwego, jest bardzo speszony i woli jak najszybciej uciec i przeczekać sytuację. Czuje się niezręcznie, gdy chce komuś okazać uczucia i łatwo się rumieni i peszy w takich sytuacjach. Do seksu podchodzi z prostą, jedną zasadą - najpierw zaufanie, przyjaźń, obopólna miłość, potem seks.

Mimo to dzięki za uwagi, poprawię tekst w wolnej chwili. :-)k

0
(+0|-0)
Opowiadania: Furry Tales - pierwsze rozdziały.
Wysłano: 7.02.2013 14:18
Kot
Anthro
Yiff - yiff co oznacza podtekst seksualny, a dosłownie dźwięk wydawany przez zwierzaka gdy jest zadowolony (cokolwiek "dobrego" mu się przytrafiło ;)) oraz powitanie, jak „cześć”.

Yiff – używany jako określenie czynności seksualnych posiada specyficzne tło emocjonalne. W odróżnieniu od innych określeń, nie jest zimno techniczny (jak "uprawiać miłość" czy "odbywać stosunek seksualny"), wulgarny ("pieprzyć się", "ruchać"), patetyczny ("łączyć w pasji") czy eufemistyczny ("iść do łóżka"). Yiff oznacza dobrą, wesołą, niezobowiązującą zabawę, psotną przyjemność, bez przywiązywania do seksu jakichkolwiek głębszych znaczeń. Yiff to seks szybki, łatwy i przyjemny, oparty raczej na przyjacielskiej zabawie niż na miłości, na luźnej, przyjaznej, radosnej i nieskrępowanej atmosferze, a nie na "podboju", lawirowaniu pośród barier moralnych i społecznych, i całym bagażu emocjonalnym, zwykle łączonym z seksem.

W tym kontekście uzyłem Yiff - jako wyrazu zadowolenia, radości. Nie w związku z seksem. Tak... by nie było niedomówień/

2
(+2|-0)
Opowiadania: Furry Tales - pierwsze rozdziały.
Wysłano: 7.02.2013 14:30
Arachne
Taur
oraz powitanie, jak „cześć”.

Jakaś chińska ta definicja. W polskim fandomie się jeszcze NIGDY nie spotkałem z takim użyciem tego słowa.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Furry Tales - pierwsze rozdziały.
Wysłano: 7.02.2013 14:35
Kot
Anthro
Dziwne, bo ja na stronie wiki o yiff znalazłem.

http://pl.wikifur.com/wiki/Yiff

Znaczenie

Yiff – słowo używane jako przymiotnik, czasownik albo rzeczownik określający zwykle czynności seksualne (rzeczywiste lub wirtualne) bądź treści o naturze erotycznej, choć czasem używane też w innych znaczeniach.

Niektóre popularne znaczenia i przykłady ich użycia:

Treść erotyczna/pornograficzna (rzeczownik)
Opowiadanie zawiera yiff.
Treść erotyczna/pornograficzna (przymiotnik) yiffny
Strona z yiffnymi rysunkami.
Czynności seksualne (rzeczownik).
Masz ochotę na yiff?
Czynności seksualne (czasownik) yiffać
Nie wchodź, bo tam się teraz yiffają
Przywitanie, tak jak cześć.
Yiff, lisku!
Okazywanie zadowolenia
Wreszcie! Yiff! Yiff! Yiff!

Antonimem słowa Yiff jest Yerf, słowo oznaczające treści aseksualne, nieerotyczne, "work-safe" itp

Więc takie przyjąłem.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Furry Tales - pierwsze rozdziały.
Wysłano: 7.02.2013 15:12
Arachne
Taur
Z tego co pamiętam pisałi to chyba sharpy albo Ola na podstawie angielskiej wikifur. Nie ma się to za bardzo do naszch realiów. Wiedziałem, ze zostawienie tak tego się kiedyś zemści.

Jeszcze "Ogon do góry!" jest takim drugim hasłem które jest wybitnie bzdurne.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Furry Tales - pierwsze rozdziały.
Wysłano: 7.02.2013 15:18
Kot
Anthro
Ha, a proszę! Moje dwa ulubione zwroty, heh.

Okej, teraz mi wyjaśniono, ze to raczej nie przejdize, więc co nieco zmienię podejście do pisania. Po prostu źle zinterpretowałem słowo.

"Boję sie człowieka czerpiącego wiedzę z jednej ksiażki", a sam się tak zahcowałem, biorąc definicję z jednego źródła. Czyli bez yiff... to pewnego momentu.

Anonim
0
(+0|-0)
Opowiadania: Furry Tales - pierwsze rozdziały.
Wysłano: 7.02.2013 21:14
Postać Wolfiego (Chryste... to imię zalatuje disneyowskim infantylnym nazywaniem a la Kurczak Mały) jest strasznie teatralna w kuchni. Książka ma to do siebie, że może przedstawiać myśli bohaterów, dlatego też krzyk podczas uderzania dłonią o stół wychodzi średnio realistycznie. Dodatkowo, strasznie szybko przechodzi z jednego humoru na drugi, przed chwilą było swobodne śniadanie, a teraz wspominanie rodziców. Po drodze jeszcze było nostalgiczne spojrzenie na obraz (przy czym nie było nawet sprecyzowania co to za obraz, więc czemu w sumie nostaligicznie?)

Drobne błędy, takie jak:
"otworzył drzwi wyjściowe. I od razu poczuł na" <- po co nowe zdanie? samo "i"

"- Co było, to było! Są rzeczy, których nie cofnę, muszę się z tym pogodzić! "
On to mówi? Myśli?

Schizy głównego bohatera, a natychmiast potem pojazd po jakimś obcym wydały mi się mega sztuczne. Jeśli ktoś ma schizy to najczęściej reaguje brakiem odpowiedzi, wymijającą odpowiedzią. Jest zbyt zaabsorbowany tym co się dzieje w jego głowie, żeby w ogóle zwracać porządnie uwagę na otoczenie.

Z jednej strony Wolfie ma ogromne obawy przed reakcją społeczeństwa na jego sekret, a z drugiej mamy parę homoseksualną w parku po której nikt nie jedzie. Paradoks. Zalatuje jakimś klinicznym przypadkiem homofobii.

Domieszka krwi ptasiej do ssaczej w ogóle do mnie nie przemawia ale to twoje uniwersum.

Jake też teatralny jak cholera, no i dość zniewieściały ;D, ale są tacy ludzie więc nie jest to nic nienormalnego.

Dobra... jak przytulił listonosza to prawie zarzygałem tęczą ekran, ale to w sumie twój wybór settingu, że panują takie a nie inne normy społeczne. Dalej to jednak jest w konflikcie z homofobią Wolfiego, bo jak można w takich warunkach miłości i radości wykształcić sobie taką chorobę?

Nie żebym się czepiał, ale to tak jakbym ja uczęszczał na Ludzki Uniwersytet Śląski. Po co to Furry w nazwie skoro to tak jakby oczywistość w tamtych realiach?

"Furniwerek" mnie zabił.

Nie no, może i się czepiam, ale to to mi się w ogóle nie podobało. Miałem wrażenie, że Wolfy i Jake żyją w różnych krajach, podczas gdy żyją w tej samej miejscowości, która jest jakąś cudowną utopią. Naiwne to dość.

Osobiście też pisuję opowiadania i takowe pisywałem w gimnazjum a nie na uczelni. Może i nadawałoby się do Bravo Girls ale nie sądzę by starsi odbiorcy byli zachwyceni.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Furry Tales - pierwsze rozdziały.
Wysłano: 7.02.2013 21:42
Kot
Anthro
Wolfie to złożona postać z mnóstwem sprzecznych, skrywanych przez lata, emocji i uczuć. Z którymi nie daje sobie sam rady.

"- Co było, to było! Są rzeczy, których nie cofnę, muszę się z tym pogodzić! "
On to mówi? Myśli? - mówi. Inaczej ten kocur by go olał.

I nie ma schizofrenii - po prostu jest strasznie uprzedzony do innych futrzaków.

On po rpstu potrzebuje kogoś bliskiego, ale boi się reakcji osób trzecich. Co zaprezentuje w nowym fragmencie. Poza tym nie akceptuje swojej orientacji, a społeczeństwo nic sobie z tego nie robi, że takie pary są. Tylko dla Wolfiego to wielki problem.

Jake będzie swoistym przeciwieństwem Wolfiego.

Poza tym, jak się potem ukaże, utopia jest pozorem.

Może nie jest to literatura dla dorołych, ale będzie... :-Dk Gdy chłopcy się nieco rozkręcą.

Dodałem nowy fragment.

-2
(+2|-4)
Opowiadania: Furry Tales - pierwsze rozdziały.
Wysłano: 8.02.2013 15:59
PERMABAN
Jesteś tragicznie infantylny, przekłada się to na pisanie, notabene słabe, nie wiem jak można być tak ♥♥♥♥♥♥♥♥, by się porównywać do pisarzy typu Kossakowska czy, LOL, Pullmana. Strasznie słabe, zero warsztatu, zero tej "lekkości pióra", którą się tak chwalisz. Nawet ten twój kryminał jest gimnazjalny do porzygu, po prostu nie umiesz pisać, nie umiesz stworzyć ciekawych postaci ani świata, nic, co zainteresowałoby czytelnika. Nie wiem czy to kwestia twojego porażenia mózgowego, czy zwykłego ♥♥♥♥♥♥♥♥, ale jesteś kiepski w tym co robisz, a co bierzesz za swój atut.
Mniej zdrobnień, mniej wielokropków, wykrzykników, zaimków, kolorowych jednorożców i krainy płynącej tęczą. Więcej powagi, urozmaiceń, trochę brudnego światka i może będzie lepiej. A, i przede wszystkim - nie obsadzaj siebie jako głównego bohatera.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Furry Tales - pierwsze rozdziały.
Wysłano: 8.02.2013 19:52
Magiczny Gość
Zmiennokształtny
BTW, nie dałam rady przeczytać całości (jak Ara wspomniała, poziom opowiadania.pl, nie publikujących pisarzy). Język jest do przyjęcia, owszem, ale:

Cytat:
Fabuła... i tu klops. Zero pomysłu.


?!
Nie ma to jak pisać powieść bez pomysłu :-ojjk:

Otóż, ja również napisałam w życiu parę powieści , które leżą w szufladzie od tak dawna, że pierwsza we wszystkich kopiach zaginęła w pomroku dziejów (że drobniejszych form literackich nie liczę). Ale oczywiście nie będę dla ciebie żadnym autorytetem, wobec tego posłużę się słowami "starego repa" o znanym w Polsce nazwisku ;).


" Trochę inne są przeszkody, które musi przezwyciężyć debiutant pragnący wielkiej sławy, nagród i wywiadów w błyskach fleszy. Powtórzę tutaj, że autorskich motywacji nie dzielę na lepsze i gorsze - żądza bycia znanym człowiekiem nie wydaje mi się czymś nagannym, każdemu wolno chcieć. Kłopot polega na tym, że pisanie prozy fabularnej to pewien proces, zwykle długotrwały. Obawiam się, że minęły już czasy, gdy można było podbić świat debiutancką książką, a jeśli nawet nadal można - uczyni to raczej mądry a sędziwy dziadek, który wsadził w swą pracę całe życie, niźli dwudziestodwulatek z ambicjami. Zwykle do wyśnionej sławy prowadzi długa droga, a tymczasem debiutant myślący o tej sławie każdą swoją książkę, albo i opowiadanie, pisze tak, jakby miał za to dzieło dostać Nobla. Otóż pisząc powieść, myśleć trzeba o tym, co się robi, a więc o tej powieści i naprawdę o niczym więcej. To wcale nie jest łatwe, wiem z autopsji. Bardzo źle pracuje mi się nad książką, której dalszych losów nie znam - mówiąc krótko, nienawidzę pisania „do szuflady", lubię mieć konkretne zamówienie od wydawcy i określony termin. Jeśli tego nie ma, gotów jestem myśleć raczej o tym, do kogo pójdę z ukończonym dziełem, niż o samym dziele. I o kim mowa? - o starym repie, siedzącym w branży od lat. A pokażcie mi takiego debiutanta, który pisze na zamówienie. Powołałem się na własny przykład, by zademonstrować, że niektóre problemy nigdy nie przemijają - i przestrzec młodych adeptów pióra. Gdy piszesz powieść myśląc o tym, jaka będzie jej okładka w znanej serii, to przestań. Dobra rada: warto sobie powiedzieć i wbić do głowy, że pochwalona i nagrodzona zostanie dwudziesta piąta z napisanych i wydanych książek, żadna wcześniejsza nie. Dlaczego dwudziesta piąta akurat? Gdy napiszesz pierwszą i popatrzysz w kalendarz, będziesz wiedział."

Od siebie podkreślę tylko jedno - dwudziesta piąta z napisanych i WYDANYCH.

-1
(+0|-1)
Opowiadania: Furry Tales - pierwsze rozdziały.
Wysłano: 8.02.2013 20:38
Kot
Anthro
Może nie do końca zero pomysłu. Pomysł jest, ale tylko na kilka najbliższych kartek.

I bynajmniej nie chcę pisać dla sławy czy nawet dla pieniędzy. Wiem, że nie "zawojuję świata" pierwszą ksiażką. Choć wielu debiutantów to osiąga.

Pisząc, myślę tylko o bohaterach, starając się wczuć w ich sytuację, kreując ją jednocześnie.

Ja raczej myślę nie o tym, do kogo pójde z gotową ksiażką, czy się sprzeda, ile zyskam. Myślę raczej przede wszystkim o tym, by nie przerywać pisania, znajdować nową wenę, nowy pomysł, nowe koncepcje.

Kwestie sprzedania powieści, a już na pewno kwestię zysków zostawiam na moment, gdy mam na biurku gotowy, skońcony wydruk albo plik w komputerze z napisem "Koniec" lub "Cdn.".

A co do ciebie, Ara... daruj sobie. Bo moja ksiażka, do której, jak widzę, masz dostęp, jak i to tutaj, ma poziom ksiażek, na których pisze "Sprzedano w xx krajach". Smutna prawda, ale od dawna nie znalazłem wybitnej powieści z tym dopiskiem.

1
(+1|-0)
Opowiadania: Furry Tales - pierwsze rozdziały.
Wysłano: 8.02.2013 20:59
Magiczny Gość
Zmiennokształtny
Spróbuj zacząć od drabinki wydarzeń, nie od pisania. Historie składają się z początku, rozwinięcia i zakończenia. Podstawowe pytanie "o czym to będzie"- książka nie jest serialem. Z reguły opowiada o zmaganiach dwóch stron, napędzanych przez silne uczucia... OH WAIT. Przecież ty już jesteś pisarzem i takie podstawy nie są dla ciebie --k .

Nie czytasz ze zrozumieniem. Nie chodzi o zyski- chodzi o WYDANIE. To znaczy, że ktoś, kto codziennie czyta tony debiutanckich wypocin oceni twoje dzieło i uzna, czy historia zainteresuje ludzi, czy jest ciekawa tylko i wyłącznie dla autora.
Poza tym, jak wspomniałeś, nie masz koncepcji. Może masz wenę, ale bez warsztatu to książki nie będzie.

Nikt nie broni pisać, jeśli to sprawia przyjemność, ale skromność nie zawadzi. Pisarzem to ty jeszcze nie jesteś, a swój poziom oceniasz subiektywnie i, IMO, zbyt wygórowanie. Opublikuj coś chociażby w antologii.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Furry Tales - pierwsze rozdziały.
Wysłano: 8.02.2013 21:18
Kot
Anthro
Drabinkę tworzyłem przy poprzedniej ksiażce, i bardzo to pomagało w pisaniu.

Tyle, że tutaj mam ją co najwyżej do 4-5 wydarzeń w przód. Musze usiąść i zastanowić się,w jakim kierunku to pójdzie.

I mam już koncepcję. Na razie luźną, ale już kreuje się w głowie i zaczyna układać jak puzzle. A to znak, ze teraz wystarczy otworzyc edytor tekstu i... spisać koncept.

Anonim
1
(+1|-0)
Opowiadania: Furry Tales - pierwsze rozdziały.
Wysłano: 10.02.2013 3:28
Osobiście, jak tworzyłem moją aktualnie rozgrywaną kampanię do sesji RPG pierwsze co wymyśliłem to początek i koniec, a potem uzupełniałem środek. W poprzedniej kampanii tego nie zrobiłem i uznaję ją za wiele gorszą od aktualnej. Dlaczego? Wiedząc do czego historia dąży, jaki ma być efekt finalny i mając już wszystkie główne założenia, mogłem swobodnie obudowywać resztę widząc do czego wszystko to zmierza. Czytaj, miałem po prostu pomysł na fabułę!

Podobnie jest z moimi opowiadaniami science fiction. Z założenia ma być ich więcej i pisząc pierwsze wiedziałem jak cała seria się skończy, a nie miałem jedynie "kilka do przodu". To amatorskie spojrzenie, bo profesjonalistą nie jestem, ale bardzo mi pomaga tworzyć.

Co do uzupełnionej części opowiadania (którą wrzuciłeś w tym samym miejscu, na przyszłość, lepiej wrzucaj nowe opowiadanie z kolejnym numerkiem bo potem ludzie nie zauważają aktualizacji):

Nie wiem czemu metafora "pulsująca w powietrzu energia" brzmi dla mnie jakoś debilnie. Jak to to może w ogóle pulsować?

Jake zaczyna się zachowywać jak postacie z bajek dla dzieci w wieku przed przedszkolnym. Tłumaczy i komentuje na głos wszystko co się dzieje.

Sekundę później... Jake psycholog. Błyskawicznie przejrzał umysł Wolfiego zamiast stwierdzić to co stwierdza 99% procent ludzi widząc takie zachowanie u kogoś obcego: "chory umysłowo" albo zwyczajowo "wariat".

Następnie Jake w ogóle rozmawia z Wolfim. Każda normalna osoba unikałaby podobnego świra, dla samego świętego spokoju.

Potem od tak z nim gdzieś idzie. Rape and murder scenario. Realizm upada całkowicie.

Dodatkowo, zauważyłem, że obie postacie mają tendencję do myślenia/mówienia "Boże", co sprawia, że nie umiem odróżnić stylu Jake'a od Wolfiego.

Pierdolenie w myślach Wolfiego o sekrecie, już po raz drugi w tym opowiadaniu, psuje jakąkolwiek tajemniczość. Serio.

1
(+1|-0)
Opowiadania: Furry Tales - pierwsze rozdziały.
Wysłano: 10.02.2013 10:39
Smok Serwisowy
brawo, dawno niczyje opowiadania nie zgarnęły tylu komentarzy.
+ :3