Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: trajt ,,Lepiej później niż wcale"  
Autor: trajt
Opublikowano: 2013/6/29
Przeczytano: 1130 raz(y)
Rozmiar 19.10 KB
1

(+1|-0)
 
Gdyby przypadkowy przechodzień zabłądziłby źle obraną wcześniej ulicą, niechaj przenigdy nie przyjdzie mu prosić o wskazanie właściwej przypadkowo poznanych osób. Wcześniej, niż w domu, z goła znalazłby się w dość niezręcznej sytuacji, a nawet straciwszy cały majątek, skończyłby w kryminale. Bo cóż innym jest ulica niż prawdziwą dżunglą czy buszem głębokiej Afryki. Tym bardziej w samym centrum cywilizowanej Europy w Paryżu Północy.
Dwu-osobowy patrol rowerowy, jak co dzień, wykonując służbowe zadanie, jechał Złotą skąpaną w wiosennym deszczu. Łatwo było rozpoznać mundury owych rowerzystów od zwykłych policjantów. Krój nieco ciemniejszy od granatowych mundurów, lecz o szlifie nieco ułańskim z kaburą i paskiem do niej, a na głowie czapka policyjna.
- Dzisiaj spokój - rzekł młodszy aspirant, pedałując wolno i z gracja. Dla młodego królika był to jego pierwszy dzień w terenie.
- To dobrze - powiedział podstarzały łasic - bo zawsze się znajdzie paru gnojków.
- Dobrze, że akurat zrobili sobie wolne. Nie chciałbym używać przemocy.
- Czego was uczą w tej oficerce? Malowania paznokietków?- spytał aspiranta starszy kolega z obrzydzeniem.- Za czasów carskich uczono dawania porządnego łomotu bandytom. A teraz, co wykładają?
- Stosowania kulturalnego zachowania wobec podejrzanego.
- Cholera, nawet policjanci stali się gapowaci - rzekł przerażony policjant.- Słuchaj młody, teraz udzielę ci paru dobrych rad jak powinien postępować policyjny rowerzysta z patrolu rowerowego.
- Słucham.
- Po pierwsze - łasic oderwał prawa rękę od kierownicy i zaczął wyliczać - nigdy nie wdawaj się w bójki. Tylko poprzeszkadzasz sobie i innym. Po drugie, nigdy nie dawaj wiary ,,dziewczynkom”. Są słodkie na początek, ale potem masz problem z nimi.
- Czy z tego właśnie powodu pan komisarz Przygoda rozwiódł się z żoną?- przerwał królik.
- Prawdę zna tylko Bóg, pan komisarz, szanowna, była pani komisarz, jej pokojówka, wszystkie koleżanki byłej pani komisarzowej i jej pokojówki; wszyscy koledzy i podwładni pana komisarza, cała policja kryminalna stolicy i cała stolica.
- Czyli wszyscy?
- Wracając do ważniejszych kwestii. Po trzecie, przenigdy nie dawaj za wygraną bandytom.
Ostatniej porady młody aspirant zbytnio nie zrozumiał, gdyż kłóciła się z pierwszą zasadą. Nie chcąc rozgniewać przełożonego zadał lekko dygresyjne pytanie:
- Tak jest. A jeżeli przestępca ma samochód?
- Wtedy próbujesz ustrzelić tylne opony. Wtedy ci się uda aresztujesz podejrzanego.
- A jeżeli będzie uciekał na piechotę?
- Pedałujesz ile sił w nogach, krzycząc: Niebieskie! Niebieskie!
- Dlaczego muszę wykrzykiwać te słowo?
- Bo patrole rowerowe dotychczas nie otrzymały syren jak patrole samochodowe czy konne.
- Policja konna ma nawet syreny? Gdzie je montują?- pytał z niedowierzaniem królik.
- Nie mają syren.- odparł chłodno łasic.- Tylko gwizdki, jak najzwyklejsze psy na rondach. Gwiżdżą tak sobie, my musimy krzyczeć jak idioci.
Nagle młody aspirant krzykał, wskazując coś leżącego na ulicy:
- Niech pan patrzy! Tam w rynsztoku!
- Pedałuj, młody! Pedałuj!
W rynsztoku coś leżało. Coś pokiereszowanego i krwistego. Miało na sobie brudny, szary płaszcz i dyndający z głowy kapelusz w takim samym kolorze. Początkowo, zaraz po dojechaniu do zawiniątka policjanci nie wiedzieli jakiej jest postury. Czasy były niespokojnie i co rusz komisariat otrzymywał doniesienia dotyczące nieadekwatnie ubranych pijaczyn i pijaczków od wielu osób.
W czasie przeszukiwania poszkodowanego, w celu znalezienia najpodlejszych dokumentów, żywy denat okazał się zwykłym wiewiórem i do tego moczymordą.
- Coś znalazłeś, młody?
- Tylko jego papiery - młodszy aspirant podał łasicowi małą książeczkę.
- Adam Dylewski.- zaczął czytać starszy policjant.- Data urodzenia bla, bla, bla, adres zamieszkania i inne duperele. Dobra, bierzemy go na komisariat.
Łasic już przywiązywał pijaczka do siedziska swojego pojazdu, gdy królik go powstrzymał:
- Przeprasza, ale zgodnie z protokołem A3 łamane przez 58 należy osobę poszkodowaną w wypadku alkoholowym ukarać mandatem w wysokości 500 złotych.
- Tak się teraz nazywa zwalczanie alkoholizmu w społeczeństwie? Mandat?- policjant zszokowany wymową kolegi nie wiedział co z nim począć.- Takich moczymordów należy zwalczać!
- Jeszcze możemy dać mu upomnienie, ale w kategorycznej formie.
- Czyli takiej?- łasic zaczął walić po pysku wiewióra, próbując go wybudzić.- Wstawaj gnoju! Policja cię wzywa do obowiązku!
- Co pan robi?!- pytał przerażony młodszy aspirant .
- A co nie widać?! Przywołuje do porządku podejrzanego!
- Chyba nie tak się postępuje z alkoholikami.
- Widzisz młody, to jedyny porządny sposób.- powiedział uśmiechnięty łasic, bijąc dalej pijaczka. Deszcz ustał, lecz szare chmury dalej wisiały na niebie.
- Panie marszałku, melduje gotowość do boju...-wymamrotał wiewiór.- Kapral Lotek gotowy do akcji.
- Młody, zapisz jego nazwisko: Lotek.
- To chyba nieetyczne, aby wymuszać na podejrzanym zeznań siłą? Należy w tym celu użyć dyplomacji.
- Przecież właśnie korzystam z dyplomacji- stwierdził hardo starszy policjant.- Dyplomacji sił.
Niedaleko od całego zajścia rozgorzał nowy konflikt. Z pobliskiego sklepu jubilerskiego - nad wejściem którego wisiała piękna tabliczka pisana stylizowaną cyrylicą: ,,Goldschmidt. Jubiler. Złotnik. Kredytów nie udzielam - wyszedł lis machający pięścią ze złości i rzucający do środka przekleństwa.
- Goldschmidt, ty stary Żydzie, nie zapłacę tobie złamanego grosza za ten bubel!
- Panie Iksiński, nie bądźmy szczeniakami! Bądźmy dorosłymi! - ze sklepu za wściekłym klientem wyszedł wiekowy i garbaty lew. Miał na sobie czarny ubiór godny najskąpszych bankierów , a długa biała broda dodawała mu kontrastu. - Dam jeszcze pikne kolczyki złote za pół ceny.
- Teraz to pan miły, jak panu klient ucieka. - Narcyz próbował za wszelką cenę wyrwać ramię od uścisku handlarza.- Panie, daj, że pan spokój, bo zawołam policję!
- Służba zawsze jest na miejscu, żeby wspomóc obywateli!- łasic pozostawił młodszego aspiranta z poprzednim problemem. Zamierzał sam rozwiązać, jako prawdziwy weteran, problem.- O co chodzi?- skinął czapkę.- W czym rzecz?
- Ten staruch próbuje mnie oszukać!- lis pokazywał palcem na starego lwa.
- Ja? Panie Iksiński! Ja jestem uczciwi żid! Najbardziej uczciwi żid!
- Zwłaszcza po tej stronie Wisły - powiedział sarkastycznie lis – zwłaszcza po tej stronie. Całe Stare miasto o panu mówi, jaki to pan skapy.
- Widzi pan jak to jest, każdy sobie rzepkę skrobie - odparł starszy policjant.
- Ale, panie władzo! Ja, tylko, uczciwie zarabiam! Ja jestem uczciwi, a tacy ja on - żydowski jubiler wskazał na lisa- niszczą moja ciężką prace!
- Rozumiem. Mamy tutaj typowy przykład bolszewickiej prowokacji!
- Przepraszam, jakiej?- Narcyz nie mógł uwierzyć własnym uszom.
- Bolszewickiej.- łasic zapalił papierosa.- Pan jest komuch! Komuch i bolszewik w jednym!
- Właśnie! Komuch i bolszewik!- poparł policjanta lew.
Wtedy nadbiegł młodszy aspirant.
- Mogę się wtrącić?- zapytał.
- A ty gdzie, młody ?! Co z tamtym pijaczkiem ?!
- Ocuciłem go i sam jakoś poszedł do domu.
- Dobrze. Najchętniej bym go zastrzelił, ale dobre i to. Mam tutaj problem.
- Widzę - odpowiedział zając – mamy tutaj klasyczny problem antysemityzmu.
- Że co?!- zawołali razem łasic, lew i lis.
- Po prostu ten pan- aspirant wskazał na Iksińskiego – powinien grzecznie przeprosić pana Goldschmidt za arogancje.
- Ja?! Jego?! Ja mam przepraszać tego starego lichwiarza?! Nigdy! Nigdy!
- Morda! Dostaniesz w mordę jak się nie zamkniesz !- wrzeszczał policjant.
- Powinien pan, być bardziej miły wobec obywateli.- zając zaczął wypisywać upomnienie.
- Powinien pan, być bardziej miły.- łasic cienkim głosem przedrzeźniał swojego podwładnego.- Ja ci dam być ,,miłym”. Teraz się tak robi - i z pięści uderzył nos lisa. Tamten się przetoczył po bruku, plamiąc krwią zarówno ulice jak i chodnik.
- Znowu?! Kurwa, znowu ?! Dlaczego wszys…..
Narcyz rzucał całą gamą przekleństw oraz innych niezbyt przyjemnych epitetów pod adresem policji i osób postronnych.
- Po co, pan to zrobił?!- młody był zszokowany ponownym wybuchem gniewu starszego kolegi.
- Bo tylko tak, młody zdołasz upomnieć podejrzanego, że powinien pójść po rozum do głowy.
- Ale pan mu powiedział…..
- Mam gdzieś swoje poprzednie zdanie! Jest podejrzany?!- Zapytał krzycząc.- Jest podejrzany! Zabierzemy go teraz na posterunek!
- Pzepraszam, panie policjmajster - Żyd poprawił sobie jarmułkę - ale chciałbym zaznaczyć, że pan Iksiński to bardzo uczciwy kleyent i nie chciałbym żeby coś złego go spotkało.

***

Żyd Goldschmidt, choć z narodu, co proroków wielu dał temu światu, sam prorokiem nie był. Narcyz, owszem został zaaresztowany w sposób kulturalny i elegancki- młodszy aspirant już się tym zajął - ale samo miejsce, do którego trawił nie wyglądało uroczo.
Komisariat leżał, gdzieś na uboczu, wepchnięty w podejrzaną dzielnicę. Akurat nastała przerwa obiadowa.
Leciwy naczelnik tej komórki- porucznik Bobowski- siedział za biurkiem, służącym mu również za stojak na noże. Świstak- mały wzrostem, acz wielki duchem, nawet za bardzo wielkim.- czytał, przy kubku gorącego barszczu groszową powieść za grosze trzy. Obok niego młody szary wilk spisywał zeznania lisa, siedzącego z zabandażowanym nosem.
- I-k-s-i-ń-s-k-i?- pytał zakłopotany policjant.
- Iksiński. - Narcyz powtarzał któryś raz. Kajdanki ciążyły mu straszliwie i na domiar złego były za ciasne. - Czy nie może pan tego zapamiętać?
- Oskarżony, milczeć, albo wsadzimy do karceru!- świstek przesunął stronę.- Już jedna baba tam siedzi za obrazę munduru!
- Panie naczelniku, ale to pan zaczął ją napasto….
- Cicho, Kurkowski! Wiem jak było! W końcu jestem naczelnikiem, a wy powinniście pisać dalej sprawozdanie!
- Rozkaz.
- On taki zawsze? - spytał półgłosem Narcyz.
- Nie, tylko wtedy, od kiedy jego żona trzyma go krótko. A ona jest jeszcze gorsza choleryczką od niego.
Obaj zaczęli się lekko chichrać z dowcipu. Jednak dowcip nie przypadł znacząco do gustu naczelnikowi. To zmusiło- dosłownie- Narcyza do porannej odsiadki.
Cela, o dziwo, nie była znacznie mała. Była całkiem, całkiem, akurat na pięciu skazańców. Trzy ściany i kraty od frontu, cztery prycze, po dwie na każdej stronie, jedna na drugiej, zwisały na łańcuchach. Na dolnej pryczy, po prawej, ktoś leżał okryty całkowicie kocem. Mała, brudna i naga żarówka dawała słabe światełko, co jakiś czas gasnące.
Lis szokowany jakością sanitarną pomieszczenia, pomyślał:
,,Na to idą moje podatki?”
- Chciałbym zawiadomić mojego adwokata o fatalnych warunkach sanitarnych w celi! – krzyczał przez kraty.
- Cicho tam, bo poszczuje podwładnym!
- Ale, panie naczelniku, ja jestem pacyfista.
- Czy was ktoś pytał o zdanie, Kurkowski?
- Mogę zadzwonić? – spytał Narcyz, kurczowo trzymając się krat. Wierzył, dość słabo, ale wierzył, że wyjdzie na wolność.
- Mogę zadzwonić? Mogę zadzwonić? – zapiszczał naczelnik, przedrzeźniając więźnia.- Oczywiście, ze nie! Tu jest poważna instytucja, a nie burdel ! Zachciało się telefonu! Phi! Skazańcom powinno wystarczyć prycza i tyle!
- Ostatniemu lokatorowi pozwolił pan z aparatu – powiedział policjant.
- Kurkowski, morda!
Niepocieszony lis siadł na lewej pryczy, patrząc na swojego współlokatora, bo nic lepszego nie miał do roboty, a przyszłość nie rysowała się różowo. Nie mając lepszych pomysłów, co dalej robić, zagadał współtowarzysza niedoli:
- A kolega, za co siedzi?
- Za nic - odparł głos. Był bardzo znajomy Narcyzowi, ale nie zaprzątał sobie głowy błahostkami. Miał teraz poważniejsze problemy. Jednak nawiązał , niechcąco, jednoosobową konwersacje. Nie wiedzieć czemu nie spostrzegł skrytej pod kołdrą senności współlokatora.
- To ciekawe. Ktoś przynajmniej mnie rozumie.- powiedział. – Bo mnie nikt nie rozumie. Mój najlepszy przyjaciel, jego siostra. Wracając do jego siostry. Jest ładna, to fakt. Nawet bardzo ładna. Chciałem się jej oświadczyć, ale jakiś stary żyd był zbyt skąpy. A ja, biedny miś, siedzę jak głupi…
- Cicho tam, bo poszczuje podwładnym!
- Ale, panie naczelniku, ja już mówiłem, że...
- Wiem, Kurkowski, wiem. Wy jesteście dupa, nie policjant!
- No i widzi kolega? Taką mamy policje w tym nieszczęsnym kraju!
- Powiedziałem! Morda! Idźcie spać!
- Ale ja się nie wyśpię. Pan za głośno krzyczy.
- Łeb do poduchy i spać!- wrzasnął, tocząc pianę z ust.
Ogólny obraz sytuacji, szczególnie widok wściekłego policjanta, dał lisowi do zrozumienia, że pora pójść spać pomimo porannej pory. Położył się na pierwszej-lepszej wolnej pryczy. Krótko to trwało. Ogólnie nie spał, gdyż po chwili zbudził go aspirant. Robił to bardzo delikatnie w porównaniu ze swoim przełożonym. Tamten by wszedł i walnął pałką jego. A ten elegancko, na palcach wszedł i leciusieńko potrząsnął bok.
- Pobudka.
- Co znowu? Śpię!- Kłamał.
- Wypuszczam pana i tamta panią – powiedział, wskazując sąsiednią pryczę.
- A pański naczelnik?- zapytał lis.
Aspirant wzruszył ramionami.
- Poszedł do domu. Mu to obojętne, czy ktoś siedzi. Dla niego ważny jest paragraf i odpowiednia dokumentacja i rejestracja. Jednemu dał klucze. Nie doliczyliśmy się i była afera.
Koc na sąsiedniej pryczy poruszył się i opadł. Nareszcie lis zobaczył z kim miał (nie)przyjemność spędzić kawał czasu w pudle. Doznał wstrząsu, bowiem sąsiednią prycze zajmowała znajoma mu czarna kotka.
- Już wychodzimy?- spytała.
Narcyz był zszokowany. Wcześniejsza rozmowa policjantów uświadomiła mu, iż widocznie w celi będzie siedział z kobieta, choć nie spodziewał się, że właśnie trafi na kobietę, którą zna i którą kocha. Te zakłopotanie chwilowo wyprowadziło od niego kłopot zakupu pierścionka zaręczynowego.
- Nina? Ty tutaj?
- A kogo się spodziewałeś?- przeczesała palcami włosy.- Poli Negi?
- No nie - odpowiedział – jednak ich obecność tutaj byłaby bardziej prawdopodobna niż twoja.
- Te konowały z policji –spojrzała niesmacznie na wilka – wszystkich traktują
- Szanowana pani raczy wybaczyć – Kurkowski z grzecznością tłumaczył postępowanie służb porządkowych kotce – lecz moja osoba broniła panią przed panem naczelnikiem. To on był gotów panią zrewidować. Ja ostro protestowałem. A poza tym pani go za mocno po-po-po-pobiła. Nadal nie znaleźliśmy jego dolnego kła….
- On zaczął – ostro zaprotestowała.- Co miałam robić, kiedy zaczął lubieżnie mnie obmacywać?
Słowa dziewczyny sprowokowały lisa do nagłej reakcji.
- Naczelnik cię obmacywał?!
- Uważam, że jestem łatwa. Dałam mu tylko do myślenia.
- Ale wie pani, iż była to napaść na funkcjonariusza?- odparł przyziemnie policjant.- To podchodzi nawet pod więzienie.
- A pan co by zrobił w takiej sytuacji?- zawadiacko zapytała wilka. Ten po krótkiej ciszy odpowiedział:
- To samo co pani.
- A, widzi pan. A wszyscy uważają nas, kobiety, za słaba płeć.
- Ja tak nie uważam – powiedział cicho, acz smutno policjant.- Co więcej, moja żona przynosi więcej pieniędzy do domu niż ja sam na tym stanowisku.
Lisowi przyszło na myśl, iż to odpowiedni moment na wyczekiwaną przez zeń doniosłą chwilę.
- Ninuś, ja…. chciałbym…
- Daj spokój, Narcyz – Nina urwała zdanie lisowi. - Nie widzisz, że temu panu smutno, bo żona od niego lepiej zarabia?
- Nie do końca smucę się z tego powodu. Widzi pani, ja, jako głowa dziewięcio-osobowej rodziny, powinienem chyba…
- No, słucham.- Nina przybrała pozę żony czekającej na męża wieczorami – ręce założone na biodrach i ostry wzrok. Tak ,to była poza nocnej stróżówki.
- Już nic.- Policjant spuścił głowę. Kotka tymi słowami budziła w nim prawdę o jego pracy i o rodzinie.
,, Trzeba będzie porozmawiać z Martą” – pomyślał, myśląc o żonie.
Za to słowa dziewczyny budziły u lisa zachwyt. Z rzadka kiedy nie doceniał Ninę. Ale teraz, w momencie dosyć nieciekawym, pokazała swoje odczucia wobec nachalnych adoratorów. Właśnie za to ją kochał. Była silna, niezależna i wyśmienicie gotowała. A na dodatek sprzątała, ponieważ on i Fiodor całymi dniami łapali dorywczą robotę co kilka dni.
Gdyby nie skąpstwo jednego żyda, normalnie w świecie zaprowadziłby do ołtarza tak doskonałą dziewczynę. I wkrótce to zrobi. Jak tylko znajdzie odpowiednio tani pierścionek. Goldsmith był zbyt wielkim skąpiradłem, a na dodatek podwyższał ceny przy zaniżaniu jakości towaru. Jednym słowem – kanciarz.
Policjant Kurkowski był tak miły, że zapłacił ze szkody moralne – po pięć złotych dla Ninę oraz dla Narcyza. Przepraszał całym sercem i na do widzenia ucałował dłoń kotce.
Wracali pustą ulicą. Nina nie czuła udręki, kiedy Narcyz, prócz mocnego trzymania ją za rękę, nie mógł porzucić tematu pobytu na posterunku.
- Mogłaś powiedzieć, że to ty leżysz na tamtej pryczy. Rozmowa z tobą osłodziłaby mi ten koszmar.
- Sama przeżyłam koszmar. W zupełności wystarczyło mi twoje gadanie. Poczekaj, jak to było… Jest ładna, to fakt. Nawet bardzo ładna. Chciałem się jej oświadczyć, ale jakiś stary żyd był zbyt skąpy. Mówiłam, żebyś pierścionka nie kupował u Goldschmidta. Jest strasznie skąpy i nigdy nie spuszcza ceny.
- Wiem.- odparł lis.- Chciałem, żebyś dostała taki… taki… taki ładny.
- Wiesz, że jaki byś nie kupił, to i tak bym za ciebie wyszła.
- Lepiej później niż wcale – odrzekł nieporadnie. - Niż w ogóle.
- I właśnie za to ciebie kocham. Za twoją ciapowatość w życiu.- Pocałowała lisa i poszli dalej.

 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+1|-1)
Opowiadania: trajt,,Lepiej później niż w cale"
Wysłano: 6.07.2013 15:23
Magiczny Gość
Zmiennokształtny
WCALE razem :-ok

0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt,,Lepiej później niż wcale"
Wysłano: 8.07.2013 23:06
husky / wilk
Anthro
Melduję posłusznie, że spostrzeżenie spostrzeżone, a błąd poprawiony :-Dk