Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: trajt ,,Stara zazdrość nie rdzewieje"  
Autor: trajt
Opublikowano: 2013/8/26
Przeczytano: 886 raz(y)
Rozmiar 13.06 KB
1

(+2|-1)
 
Tekst dedykuje tym wszystkim, którzy posiadają obrączki oraz - a jeśli dopiero planują - dziecko. Pamiętajcie, że zbytnia zazdrość to pierwszy gwóźdź do trumny udanego związku albo tarcza, chroniąca go przed utratą sensu oraz racji bytu.
Autor


Samolot nadświetlny trasy Ziemia-Księżyc-Mars kończył właśnie lot na płycie lotniska Pulavskiego w NYMC (New York Mars City). Pojazd przypominał długi, srebrny, niesamowicie kontrastujący z wszechobecną czerwienią, długopis z doczepionymi na grubym końcu skrzydłami lekko wygiętymi ku górze. Przód samolotu, zwieńczony dosyć długim kolcem, niesamowicie mamił widzów oglądających ten spektakl wydłużając jasną strzałę. Wielu nowoprzybyłych pierwszy raz leciała nad nie mogło powstrzymać zachwytu nad konstrukcją oraz gracją maszyny, która leciała coraz niżej, jakby sięgając niewidocznymi szponami piaski czerwonych wydm leżących nieopodal szarej, betonowej strefy zabudowań.
Cud techniki! Miraculum mechanicus!, przemknęło cichcem wzdłuż foteli.
- Widziałeś to, tato?! - mały wilczek z nieco długimi uszkami przyciskał pyszczek do szyb. Chciał zobaczyć wszystko bardzo dokładnie, bowiem nigdy wcześniej nie leciał tą linią. Prawdę mówiąc jego rodzice, ukrywając osobiste oraz nadmierne zauroczenie nowym środowiskiem, także lecieli pierwszy raz.
Ojciec, choć właśnie głowę miał zajętą innym problem, powiedział:
- Widziałem. Nawet ładnie, tylko odsuń się od okna. – Doktor Zenkowicz z trudem powstrzymywał swój lęk przed lataniem nabytym za młodu, co chwilę wycierając spocone czoło jamochłonową chusteczką, najnowszym cudem techniki od czasów jedwabnych chusteczek, jak również papieru ściernego.- Niedługo lądujemy i powinieneś zapiąć pasy.
- Niesamowicie, że dostałeś tutaj posadę.- jego żona, ciemno blondwłosa króliczka o błękitnych oczach, dalej nie traciła humoru. - Wreszcie zobaczę normalny świat, nie co ten szary, zimny Księżyc. Brr, aż na samą myśl robi mi się chłodniej.
- To miłe, że tak myślisz, skarbie, tylko proszę, porozmawiamy o tym jak tylko wylądujemy?
- Znowu cię wzięła ta choroba rakietowa?-spytała.
Husky przytaknął. Wzdrygał się i twarz mu nieco pozieleniała, a oczy zezowały.
- Chyba wziąłeś leki? - spytała.
- Wiesz dobrze, że smakują obrzydliwie. Nie do wiary, żyjemy w XXX wieku, a dalej nie potrafimy nadać lekom porządnego smaku – odparł, ściskając nerwowo kolana. - Poproszę, zamów wodę, kochanie.
- Przepraszam - jego żona zaczepiła przechodzącą stewardesę. Był to typowy model androida żeńskiego - ponętna, długonoga, jasnowłosa śnieżna pantera w obcisłym uniformie doskonale podkreślającym piękną powłokę ze sztucznie wyhodowanych tkanek.
Zenowicz nie widział brzydkich androidów, nawet kiedy pracował w Armstrong City na księżycu . Nikt nie widział, bo kto by je produkował i kupował? Wariat albo fetyszysta!
- Czym mogę służyć? - spytała uśmiechnięta. Miała aksamitnie czysty głos. Z pewnością użyli dobrego oprogramowania oraz pliku dźwiękowego popranego od odpowiednio dobranej aktorki.
- Mo-Mo-Mogę do-do-do-dostać co-co-coś na-na uspokojeniem?- mężczyzna prosił z ciężkim pojękiwaniem. Czuł nadchodzący ból głowy i nieprzyjemne ruchy żołądka. Gdyby jednak posłuchał przed lotem żony nie musiałby znosić tych katuszy. Ach, dlaczego nie posłuchałem żony, pomyślał. Teraz bym zdrzemnął się spokojnie bez czucia tych bólów.
- Za chwilę lądujemy, proszę zap-zap-zap…
Zawiesiła się. Tak po prostu się zawiesiła z przegrzania obwodów. Wiadomo, automaty nie są niezawodne. Prędzej czy później potrafią przysporzyć niewielkich kłopotów niezagrażających podróży oraz podróżnym.
Podszedł steward - niski i krępy bury kocur. Tym razem był to zwykły, żywy i brzydki pracownik. Dokładniej steward-mechanik. Każda załoga samolotu, bez względu na wykowywane zadanie, miała po jednym czy dwóch takich mechaników w ekipie.
- Widzę, że ma pan problem.- Powiedział i klepnął andro-panterę w tyłek. Pomogło, ale operacja restartu wprawiła małżonkę Zenkowicza w oburzenie.
- Czym mogę służyć? - powtórzyła znów ze swym pięknym uśmiechem. Restart usunął jej nieco pamięci krótkotrwałej z dysku. Często się to zdarza. Ale czyja to wina? Gwarancji na sprzęt androidalny jeszcze nie wprowadzono w życie.
- Czy mogę dostać szklankę wody?- poprosił husky.
- Oczywiście - stewardesa uśmiechnął się i odeszła. Steward-mechanik śledził jej perfekcyjnie falujące biodra. Inżynierowie pomyśleli o wszystkim podczas projektowania ruchów oraz kształtów. Podobnie uczynek uczyniłby Zenkowicz, lecz z powodu kagańca zwanego małżeństwem zachowanie tego typu urastałoby do rangi zdrady. Tym bardziej u jego żony. Siedział więc ze zzieleniałą twarzą spuszczoną w dół.
- Niesamowite. – Stwierdził, nie mogąc oderwać wzroku od niej.
- Bateria w jej tyłku? - spytał husky. Jego pytanie znacznie nie spodobało się żonie.
- Heniek! Bądź poważny!- wrzasnęła jego żona, czym zwróciła uwagę paru blisko siedzących pasażerów - Obok ciebie jest Junior!
- O co ci biega? Ja tylko pytam jak android …
- Byś się wstydził pytać o takie rzeczy! I to jeszcze przy dziecku!
,,Przy dziecku” to określenie zbyt nachalnie wypowiedziane. Króliczka powinna raczej powiedzieć: ,,Przy innych”. Gdyby bowiem Zenkowicz rozejrzał się po współpasażerach, z pewnością wykalkulowałby, że cała jego rodzinka stała się atrakcją, zwieńczającą całą podróż. Chmara oczu, szczególnie żeńskich, wpatrywała się w niego. Z pewnością leciało z nimi wiele podobnych im rodzin i z pewnością po jego kłótni inne żony, wzorem jego małżonki, zaczęły pouczać swoich małżonków.
- Ale ja już wiem jak powstają dzieci, mamo - wtrącił się nieśmiało synek.- Tatuś mi powiedział!
- Widzisz do czego prowadza takie rozmowy?!- krzyknęła na cały hol.- Powinieneś się wstydzić!
Wybuchła burza oklasków. Klaskały wyłącznie panie oraz niektórzy panowie, puszczając oko w kierunku żony Zenkowicza. Szczęśliwie dla niego większość samczej braci była solidarna i z ukrycia, znaczy spod klaszczących żon lub dziewczyn, posyłali mu znak podziwu – kciuk uniesiony ku górze – utożsamiając się z jego bolączkami. Męska solidarność zawszę pozostanie ponad podziałami wszelkiego typu!
Tymczasem Zenkowicza nie obchodził ten latający cyrk. Siedział między młotem a kowadłem. Zastanawiało go tylko, którą z tych rzeczy jest jego żona, a którą synek.
Króliczka miała ciężki charakter, więc pozostawała kowadłem. Nigdy nie sądził, że ożeni się z tak ciężkim żelastwem - charakteru nie wieku. Była niezłą zazdrośnicą. Już po ukończeniu studiów biosychologicznych, kiedy się pobrali, poznał ten charakterek. Jej nieokiełznana zazdrość i chęć ochrony ich synka przed, jak sama to określała, współczesnym światem pornografii, duperelstwami oraz dureństwami. Ta pierwsza bariera do nieskazitelnego szczęścia rodzinnego zrobiła z niego skrajnego punktualistę i pracownika miesiąca kilkadziesiąt razy pod rząd w zakładzie pracy. Natomiast druga pozbawiła wilka kanałów tematycznych oraz męskiej literatury obrazkowej kolekcjonowanej skrupulatnie pomiędzy okresem liceum a studiami, a którą z ciężkim sercem sprzedał.
- Ale muszę?- spytał smętnie w sądny dzień. Był o piętnaście lat młodszy, więc za bardzo nie wyłysiał i nosił hawajską koszulę, którą wszyscy wokoło, prócz samego młodego Zenkowicza i jego młodej żony, uznawali za najbrzydsza koszule na świecie, i z żalem dzierżył swoje skarby.
- TAK!- odpowiedziała hardo króliczka, kładąc na kupce gazet ostatni magazyn. Nic, a nic nie straciła z charakteru z tamtych lat.- Jeśli chcesz być ze mną musisz zachować mi wierność!
- Jestem ci wierny! A jeden kolega chce odkupić.- Skłamał. Za wszelką cenę zamierzał ocalić kolekcję.- Da nawet trzy tysiące.
- Wyraziłam się jasno! Masz to zniszczyć!
Czy zazdrość żony była skutkiem zazdrości o urodę przekolorowanych modelek? Ależ skąd! Wszyscy koledzy i przyjaciele zazdrościli mu pięknej małżonki. Posiadała nieprzenikniona urodę idącą w parze z nieprzeciętną inteligencją oraz sylwetkę, o którą marzyło wiele przyjaciółek, a niejedne żeńskie androidy, jeśli wszczepiono by mu procesor uczuciowy, byłby zazdrosny. W istocie nie należała do tych przedstawicielek własnej płci, które spędzają większość czasu na zabiegach upiększających i odmładzających. Piękno i mądrość jej nie opuszczały.
Gdyby nie ta jej chorobliwa zazdrość.
Ech, jeszcze pozostawała teściowa. Niska, pulchna króliczyca po sześćdziesiątce o mocarnych mięśniach, pamiątka po chlubnej sportowej przeszłości czterokrotnej mistrzyni w rzucie młotem ( nadal trzyma całą kolekcję młotów na pamiątkę). Była taka silna, że nie potrzebowała dźwigni w czasie zmiany koła, czego skutkiem było nie zabieranie ,,szanownej i kochanej mamusi” na przejażdżki. Właśnie po niej żona odziedziczyła rodową cechę kobiet z ich rodziny.
Na wszelkie sposoby zmieniała życie Zenkowicza, i wyłącznie jego życie, w koszmar. Oskarżała husky’ ego o głodzenie i życiu w nędzy córki oraz wnusia, pomijając fakt, że Zenowicz zarabiał porządne, nieco psie, aczkolwiek porządne, pieniądze. Wyrzucała mu jego niezaspokojone rządze malowania plastikowych figurek żołnierzy. ,,Niedługo zacznie malować figurki nagich kobiet!”- krzyczała wielokrotnie w czasie odwiedzin u córki. Tłumaczenie tego historycznym zamiłowaniem niszczyła jednym zręcznym zdaniem: ,,Jeśli to jego hobby, zamknij go na całe siedem godzin, żeby oprzytomniał!”
Można było jej wybaczyć tego rodzaju ekscesów, jako że mąż, czyli teść, zmarł na rok przed narodzinami Juniora, jednakże męski honor nie pozwalał mu podnieść białej flagi. Dziwnym zbiegiem okoliczności mamusia pozwoliła, z sugestywną ochotą uduszenia huksy’ego, poślubić mu córkę. Dobrze, że jeszcze żył teść. Biorąc pod uwagę, iż właśnie głos teściowej, bynajmniej nie głos rozsądku, wymógł na nim zmianę adresu zamieszkania, trzymał nerwy na wodzy.
A Junior rósł zdrowo i fakt odziedziczenia większości ( wilczych ) cech po dziadku Zenkowicza nie budził u nikogo zastrzeżeń, szczególnie ( o dziwo) kochanej teściowej. Był doprawdy uroczonym geniuszem. Kiedy był mały, zaczęła interesować go anatomia marsjańskich ssaków przedlodowcowych. Swoje hobby wcielił w życie i już w wieku ośmiu lat napisał na zakończenie drugiej klasy podstawówki elementarnej pięcio stronicowy esej, z pokaźną bibliografią oraz liczbą przypisów ,,O kretach błękitnych i ich potrzebach żywieniowych”, co szczerze ucieszyło rodziców. Zwłaszcza mamę, ponieważ mogła w końcu zacząć plotkować z innymi mamami o ilorazie inteligencji ich pociech. A to był już wyznacznik porządnego statusu społecznego.
- Proszę oto pańska woda. - Uśmiechnięta andro-stewardesa przyniosła tacę z wody.
- Dzieku…
Nie zdążył podziękować, gdyż sięgając po szklankę poczuł jadowite i kłujące spojrzenie króliczki. Widział w myślach mającą nastąpić chwile pełna grozy. Często miewał takie tejrezjańskie wieszczenia, gdy wyjeżdżali dokądkolwiek we trójkę:
Żona wyrwie stewardesie oba robotyczne ramiona, bo siłę, choć nie niewielką, odziedziczyła po kądzieli. Jego samego zacznie nimi okładać przy oklaskach żeńskiej części podróżnych. Zapewne całe zajście zakończy się dla niego wizytą w szpitalu - dokładniej w więziennym szpitalu, bowiem ktoś w końcu powinien zapłacić za szkody - i rozwodem. Żona weźmie synka ze sobą do matki, on pozostanie z alimentami, android pójdzie na złom i zastąpią go nowym oraz lepszym modelem ku uciesze, w szczególności oczów, przyszłych klientów. A on dostanie za współwięźnia jakiegoś oszalałego tetryka, trującego mu co wieczór nudne historię!
Szczęście mu jednak sprzyjało…..
Choroba ustała, mechanik przeprosił za złe zachowanie( taka praca, wyposażenie oraz klientela), Junior oderwał oczy od szyby, samolot zaczął lądować. Budynki stawały się coraz bardziej widoczne. Monumenty przedstawiające wyobrażenie rzymskiego Marsa, zresztą bardzo miernie wykonane, będące jakoby bramą wjazdową, witały nowo przybyłych.
- Za chwilę wylądujemy. Proszę państwa o zapięcie pasów bezpieczeństwa. – ogłosił przez głośnik pilot.
- Dzięki Bogu. - Zenkowicz odetchnął z ulgą. - Dzięki Najwyższemu.
A to był dopiero początek …
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.