Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: MFarley - Karnawał Zdrajców - Rozdział I cz.4  
Autor: MFarley
Opublikowano: 2013/9/15
Przeczytano: 989 raz(y)
Rozmiar 12.63 KB
4

(+4|-0)
 
Ciemną izbę rozświetlały płonące łuczywa i ogień z paleniska. Jego bracia siedzieli już przy stole czekając na posiłek. Jorg, najstarszy z ich trójki, powitał go z uśmiechem.

– Patrzcie, wrócił nasz obieżyświat!
– Cześć Jorg. Cześć Hogan.
– Cześć Finn. – Najmłodszy z Wilków odwrócił się, by spojrzeć na Finna z identycznym uśmiechem, jak poprzedni. – Gdzie byłeś tak długo?
– Zbierałem zioła dla Slaina, a potem pomagałem Bryce’owi łowić ryby.
– Och… i to wszystko? – spytał Jorg z uśmieszkiem na pysku.
– W skrócie… – Finn nie od razu wychwycił ton brata. Czując na sobie wzrok podniósł głowę znad balii z wodą, w której umył pysk i łapy, i spotkał cwaniackie spojrzenie starszego Wilka. Hogan zdezorientowany zerkał to na jednego, to na drugiego, lecz milczał. Ostatecznie obydwie pary niebieskich oczu spoczęły na Finnie.
– Co? – spytał marszcząc brwi. Kiedy tylko spojrzał na Jorga, zrozumiał o czym myśli starszy. Nie miał jednak ochoty o tym mówić.
– Ty już dobrze wiesz co. Nie byłeś przypadkiem na targu?
– Gdzie jest matka?
– Na górze, zaraz przyjdzie – odpowiedział mu Hogan. – Co robiłeś na targu?
I znów dał się złapać w tę pułapkę. Prawda była ustalona zanim nawet zdążył zaprzeczyć. Rodzina.
– Skąd pomysł, że byłem na targu? – Przegrana bitwa, ale może matka zdąży wrócić?
– Stąd, że twoje piękne futerko przyciąga uwagę, braciszku – powiedział Jorg pokazując mu język, niczym szczeniak.
– Wiesz, że zbyt długie przebywanie na słońcu może opóźniać w rozwoju?
– Daaaj spokój Finn… nie wykręcisz się. – Roześmiał się Jorg. – A jak już mówimy o rybach… stary Aldo i tuzin innych widzieli was na targu. Ponoć znów wpadłeś w sieci ponętnej Suzette?
– I? – Finn złożył ręce na piersi.
– I nawet się specjalnie nie szamotałeś – Jorg drażnił się z nim.
Ulubiona zabawa: poniżanie mnie przed Hoganem. Hogan zachichotał. Jeszcze niezupełnie po męsku.
– Udawałem martwego. Ponoć nie ruszają padliny – odparł Finn śmiertelnie poważnie. To wywołało salwę śmiechu u obu braci.
– No co ty? – zdziwił się Jorg. – Suzette na ciebie leci. Masz chłopie szczęście. Jest ładna.
– Taa? Leci na połowę wsi.
– Jest najstarszą córką młynarza – wtrącił Hogan. – Byłbyś bogaty.
– Chcesz bogactwa? Sam się z nią ożeń – rzucił Finn niosąc ryby do spiżarni.
– Czemu nie? – rozmarzył się Hogan.
– Jesteś za młody – powiedział Jorg i zwrócił się do Finna, gdy ten wrócił do izby – Co cię ugryzło? Tylko żartujemy.
– Jestem zmęczony.

Gdy tylko to powiedział, wiedział już, że mu nie uwierzą, a przynajmniej nie Jorg. To kłamstewko już raz tego wieczoru zawiodło. Nie miał jednak najmniejszej ochoty o niczym mówić. Skoro, jak radził mu Slaine, miał mniej myśleć, jak wobec tego miałby o tym mówić? Wątpił zresztą, czy któryś z braci by go zrozumiał.
– Zmęczony? Niby czym? – prychnął Hogan. Jorg zrobił minę pod tytułem: „nie obrażaj mojej inteligencji” i wyraźnie chciał coś powiedzieć. Matka jednak miała tę rzadką zdolność do pojawiania się w krytycznych momentach.

Jej futro było krótkie, tak jak u Jorga i Hogana i, również jak u braci Finna, ubarwione dość pospolicie – czerń wokół oczu, na skroniach i krawędziach uszu przechodziła w szeroką gamę odcieni szarych i brunatnych na czole i całym ciele. Spodnią część pyska, policzki i gardło pokrywał kremowy włos wyróżniający się z ciemnej oprawy, niczym brylant.

– Co to za podniesione głosy? – spytała, naturalnie, uzyskując milczenie w odpowiedzi. Dopiero po chwili zauważyła swojego trzeciego syna. – Och, Finn, jesteś wreszcie. Czemu tak długo cię nie było?
– Pomagałem Bryce’owi przy rybach – wyjaśnił Finn.
– Zabrakło ryb?
– Tak. Matka wysłała go, bo skończyły im się zapasy.
– Hmm… Rzeczywiście, nie dalej jak wczoraj Damila mówiła mi, że duży ruch panuje ostatnio na targu – stwierdziła Wilczyca.
– Z pewnością – mruknął Jorg. Złośliwy uśmieszek zagościł na jego pysku, a Hogan dzielnie próbował stłumić chichot. Finn posłał zimne spojrzenie obu braciom. Na szczęście matka właśnie ustawiła kolację na stole.
Parująca kasza z kawałkami słoniny wypełniła swym aromatem całe pomieszczenie. Drewniane łyżki poszły w ruch, nim jeszcze Ellin zdążyła zasiąść przy stole. Jedli w milczeniu, a jedynym dźwiękiem był chrobot sztućców o ścianki misek. Ten korzystny dla Finna stan rzeczy trwał jednak jedynie do chwili zaspokojenia pierwszego głodu.

– Podobno dziewczyny od młynarza kupiły dziś suknie od jakiegoś kupca ze wschodu… – wypaliła matka. Dwa pozostałe Wilki parsknęły tłumiąc rechot.
I ona też przeciwko mnie?– zdążyło mu tylko przemknąć przez myśl. Wiedział, że to po nim spodziewa się reakcji.
– Ojciec od zawsze chwali wschodnie tkaniny. Nie ma żadnych wieści od niego? – spytał patrząc na nią. Warto przynajmniej spróbować.
– Nie widziałeś ich czasem?
Jak do ściany.
– Nie, niestety nie rozglądałem się za sukniami, kiedy przechodziliśmy przez targ – odparł spuszczając wzrok z powrotem do swojej miski. Jego bracia ponownie parsknęli. Przynajmniej oni mają zabawę – pomyślał młody Wilk z goryczą.
– A wam co tak wesoło? – Wilczyca rzuciła w ich stronę unosząc brwi.
– Ależ proszę mamo, nie chcemy przeszkadzać – zapewnił ją Jorg.
Matka zmierzyła go spojrzeniem i po chwili kąciki jej pyska zaczęły delikatnie wędrować ku górze, podobnie jak u jej najstarszego oraz najmłodszego syna.
– To jak, Finn, co o nich sądzisz?

Finn podniósł wzrok i dopiero teraz dostrzegł chytre uśmieszki na pyskach wszystkich członków jego rodziny. No, Wilczyca jeszcze próbowała się powstrzymywać. Z jakiegoś absurdalnego powodu jemu także zachciało się uśmiechnąć, choć miał wszelkie powody, żeby tego nie robić. Tytanicznym wysiłkiem powstrzymał jednak mięśnie twarzy przed obróceniem w perzynę murów wokół jego prywatności.
– Generalnie… zgadzam się z ojcem. Wschodnie tkaniny są znakomite. – Starał się zabrzmieć możliwie najbardziej rzeczowo i oschle. Jednak wszystko na nic, kiedy rodzina się za ciebie weźmie. Wilki zarechotały.
– Finn… nie bądź takiiii… – teraz zaczepił go Hogan. W tym momencie Finnowi wydało się, że jego brat jest o dekadę młodszy.
– Suzette to świetna kandydatka na żonę – matka w końcu wyłożyła karty na stół.
– Skąd możesz to wiedzieć? – odparł Finn.
– Jest młoda, zdrowa, więc dałaby ci dużo dzieci – wyliczyła jego matka. – No i jest…
W tym momencie wszyscy podskoczyli na swoich krzesłach i spojrzeli na Jorga, który postanowił przeciągłym wyciem przekazać to, co matka chciała powiedzieć o Suzette w następnej kolejności. A co każdemu samcowi rzucało się w oczy jako pierwsze.
Wilczyca pokręciła głową z politowaniem i poczekała aż Jorg skończy. Hogan siedział i chichotał. Finn siedział coraz bardziej rozeźlony. I tyle z niemyślenia, Slaine. Jorg w końcu zamilkł i uśmiechnął się łobuzersko.
– Dlatego właśnie najpierw chcemy z ojcem ożenić ciebie – stwierdziła matka patrząc na Finna. Jorg nie wydawał się specjalnie dotknięty tymi słowami. – Choć twój brat ujął to całkiem dosadnie.
– Dlaczego? On jest starszy i lubi ją. Ożeńcie z nią jego, nie mnie – obruszył się Finn. Nastawienie jego brata zmieniło się diametralnie, gdy usłyszał te słowa.
– Zapewniam cię, braciszku – Jorg wycedził pochylając się w jego kierunku – że gdyby był jeszcze cień szansy, to wyłbym do księżyca przed gospodarstwem starego Mardiga, a nie tutaj.
– Przy odrobinie rozsądku nie musiałbyś w ogóle wyć – odciął się Finn coraz bardziej rozdrażniony.
– Czemu? – zaciekawił się Hogan.
– Trzymaj pysk na kłódkę! – warknął Jorg. Rozmowa nie zmierzała w dobrym kierunku.
– Spokój! – podniosła głos matka. – Finn, nie zmieniaj tematu. Dobrze wiesz o co chodzi. Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki oporny? Możesz mieć całą fortunę Mardiga – młyn razem z polami i obejściem!
Młody Wilk westchnął sfrustrowany i skrył pysk w swoich łapach.

Tylko na tym to polega? – myślał. – Co w takim razie jest w tych dwóch słowach i w całej tej miłości, o której tyle wszyscy mówią? Ważne jest to co czujemy, czy tylko ile dostaniemy? „Kocham cię.” Czy to tylko puste słowa? Nic nie czuję.
– Nie wiem… Nie lubię jej, nie chcę jej, nie podoba mi się i…
– Co?! – prychnął z niedowierzaniem Jorg. Dyskusja nagle zamarła.
Czuł na sobie wzrok matki i swoich braci. Musiał podnieść głowę z zasłony swoich łap i zmierzyć się z tymi spojrzeniami. Były… może zaskoczone… na pewno zmieszane. A przynajmniej potok racjonalnych ekonomicznych argumentów przemawiających za małżeństwem z Suzette został na chwilę zatrzymany. Ta chwila wystarczyła. Finn wstał. Nie w pośpiechu, powoli, nie patrząc już na nich. Ta grupowa inwazja w jego sferę prywatną bynajmniej nie była pierwszą, ale zdecydowanie najbardziej stanowczą, jak dotychczas. Zbyt stanowczą… Dość tego!
Porwał swoją tunikę z wieszaka przy drzwiach i tyle go widzieli.

Po kliknięciu zamykanych drzwi cisza, która zawisła w izbie stała się trudna do zniesienia. Jakoś trudno było im spojrzeć na siebie. Ellin nie wiedząc co zrobić skryła pysk w łapach, podobnie jak przed chwilą uczynił jej już nieobecny syn. W jednej chwili zwyczajnie rozmawiali, a w następnej… Nawet nie wiedziała co o tym myśleć. Czuła ucisk w skroniach, tak, jakby ta niefortunna rozmowa rozpychała się w jej umyśle napierając na wszystkie inne sprawy, które, nie mając dla siebie miejsca, najchętniej wyskoczyłyby stamtąd. Masaż przynosił trochę ukojenia, ale frustracja pozostała. Minuty mijały.
– Co z nim jest nie tak?! – Jorg w końcu przerwał ciszę zirytowany. – „Nie lubię jej.” – prychnął. – „NIE LUBIĘ JEJ!” Dziewczyna sama pcha mu się w ramiona razem z posagiem, a on… "nie lubi jej"…
Jego matka tylko pokręciła głową nie wiedząc co odpowiedzieć. Po chwili usłyszała szurnięcie krzesła po glinianej podłodze, szybkie kroki i trzaśnięcie drzwiami. Kiedy Ellin podniosła wzrok, napotkała zmartwione spojrzenie swojego najmłodszego syna. Jego uszy były oklapłe, podobnie jak jej własne. Siedział naprzeciw niej, prawie jak lustrzane odbicie – on jedyny z całej trójki był bardziej podobny do niej, niż do Davena. Jedynie uśmiech miał po ojcu, jak Jorg i Finn.

Nagle podrostek opuścił swoje miejsce. W następnej chwili klęknął przy jej krześle i przytulił ją, kładąc łeb na jej piersi. Ellin przyjęła syna w objęcia i ucałowała go w czoło. Mógł mieć już piętnaście wiosen i uważać się za dorosłego, ale w głębi jego duszy było miejsce także dla dziecka. Dziecka, które czasem potrzebowało matczynego uścisku. I kochała go za to. Nie znaczy to, że kochała go bardziej niż Jorga czy Finna. Żaden z nich jednak nie był tak otwarty w okazywaniu uczucia. Jorg od zawsze był typem samca alfa w stadzie, a Finn… cóż… był dziwnym dzieckiem, wyobcowanym. To tylko pogłębiło się, kiedy wkroczył w wiek męski. A ostatnio… nie wiedziała już co ma robić.
– Tata mógłby już wrócić – powiedział cicho Hogan.
– Tak. Mógłby… – Ellin jeszcze raz ucałowała ciemnoszare czoło syna.


 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: MFarley - Karnawał Zdrajców - Rozdział I cz.4
Wysłano: 15.09.2013 21:47
Wilk
Anthro
Rodzina. Czasem nawet na zdjęciach nie wypada zbyt korzystnie ;]