Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: trajt ,,Nawet wąż zrzuca skórę" - (anty)kryminał noir - cz.II  
Autor: trajt
Opublikowano: 2014/1/7
Przeczytano: 1300 raz(y)
Rozmiar 10.79 KB
6

(+6|-0)
 
Pomyślałem, że skoro Paco mówił prawdę, nadarza się okazja na zarobek. Zacierałem ze szczęścia ręce. Ale zaraz, dobre wrażenie jest ważne, a tu taki chlew. Wyciągnąłem nieużywaną niszczarkę, kupioną ładnych parę lat temu, i zacząłem anulować niepotrzebne papiery. Tylu zaległych rachunków, co ja mam, chyba nikt z żyjących nie zbiera. Strzepnąłem wszystko z biurka w czeluści metalicznej bestii. Schowałem całą kolekcje kalendarzy oraz inne ‘’osobiste” rzeczy.
Nie pamiętałem zbyt dobrze ostatnich porządków.
,,Kiedy tu sprzątałem? Chyba jakieś osiem miesięcy temu”
Wtedy pani Jefferson, która akurat przyszła posprzątać, uznała moją osobę za wilczego karalucha. Tłumaczyłem starej gospodyni, że ochrzczono mą osobę w obrządku chrześcijańskim. Z kolei ona tłumaczyła mój fakt istnienia jako pomstę bożą dla Weroniki. Skąd te kobiety czerpią informacje dotyczące cudzych związków? Plotkary i tyle! Ale wciąż mam żal wobec Weroniki. Wiem, wiem, wiem, nasz związek, chociaż krótkotrwały, bo trwał niecałe trzy dni, rozbudził w niej podobny żar uczuć jak w mym sercu.
Łzy same płynęły do oczu.
Postąpiłem szczeniacko. Przeryczałem całą godzinę, zapominając o mających nastąpić zdarzeniach. Wytarłem nos i oczy własnoręcznie wyhaftowaną chusteczką. Darmowe kursy szydełkowania znacząco poprawiły mój nastrój (niestety nie stan portfela).Całemu mieszkaniu przydałby się ogólnie niewielki remont; haki odpadały, żarówka nie dopalała, łózko ma odstające sprężyny. Blaski życia tanim kosztem. Życie.
Pukanie do drzwi. Cholercia, własnym ryczeniem zagłuszyłem skrzypienia schodów i podłogi. Wielokrotnie dziękowałem Bogu, że dał mi mieszkać w takiej zapyziałej dziurze, gdyż przegniłe deski wyśmienicie zastępowały sygnał wczesnego ostrzegania. Głośny dźwięk stąpania po starym drewnie, bez jakiekolwiek ulg wobec wagi przybysza, wzmacniał ostrożność lokatorów. A teraz? Teraz byłem wyjątkowo zdezorientowany.
Podbiegłem i Otworzyłem klapkę wizjera. Widząc lisice żywcem wyjętą z opisu Paco dostałem pozytywnych dreszczy. Czarna suknia z niezłym wycięciem z boku na nogi, czarny welon, spod którego widać było purpurowe włosy. Wszystko się zgadzało. Czyli ten jeden raz mały nie oszukał mnie.
Szybko się otrząsnąłem i sprawdziłem porządek. Wszystko jako tako, tylko pozostał wiatrak. Ponowne pukanie. Ach, te baby! Spokoju nie dadzą, ale bez nich byśmy sobie do gardeł rzucili! Pozostała ostateczność! Otworzył szeroko okno i wyrzuciłem z całej siły wiatrak bez żalu:
- Adieu i nie wracaj, stary gruchocie! - Życzyłem śmieciowi, zamykając okno.
Jeszcze otrzepałem kurz z marynarki, znaczy marynarkę z kurzu, i otworzyłem lisicy. Pierwszy wkroczył dym papierosowy; gęsty i mocno alergiczny. Dobrze, że rano wziąłem leki przeciwalergiczna. Spuchnąłbym w mgnieniu oka bez nich. Czasami żałowałem, że nie płacę pani Jefferson większego czynszu. Ktoś by posprzątał mieszkanie i był czasowo moją sekretarką. Brrr, dreszcze same nadchodzą wraz z tym pomysłem.
Weszła, trzymając prawą dłonią lufkę, na którą założono papieros. Doskonała figura, talia. Słowem: kawał niezłej, nowobogackiej panny. Ciekawa czy była na wydaniu? No co? Próbować warto!
- Czy pan Kurkoff?- spytała ciepłym głosem, kiedy usiadła. W tym momencie jej zielone oczy, dziwnie przypominające kocie oczy, był bardziej widoczne spod długich włosów zabarwionych na jasny fiolet.
Wziąłem głęboki oddech. Wiedziałem, że oto nadeszła moja szansa. Trzymałem fason, obserwując z jaką gracją wykonywała krok po kroku.
- Zależy kto pyta – odpowiadałem twardo. Wolałem pokazać bardziej męską stronę swego charakteru. Kobiety przecież lubią brutali. Chyba.
- Sprawa wymaga dyskrecji – założyła nogę na nogę, tym samym ukazując nieziemski widok. Nosiła czarne rajstopy z czerwoną podwiązką. Wspaniały komplet. Wrrr. Pewnie badała moją wytrzymałość i cierpliwość. Chciała sprawdzić ile wytrzymam taką torturę. Nie wytrzymałem i co chwile spuszczałem wzrok na parę sekund.
- Dyskrecja to moje drugie imię - powiedziałem bez odrywania wzroku od jej nóg.
- Czy pan mnie słucha, czy tylko mnie rozbiera wzrokiem?- Nieco oziębiła toń głosu, dając mi wyraźny sygnał, abym przestał zwracać uwagę na jej dolną część.
Podniosłem wzrok.
- Przepraszam.
- Możemy przejść do mojej kwestii?
- Ależ oczywiście – spuściłem chwilowo głowę, jakbym był szczeniakiem. Nadal nim jestem, bo znowu obserwowałem te nogi.
- Czy jest więc pan gotów do podjęcia sprawy? Słyszałam, że jest pan najlepszym detektywem na Marsie.
,,Jaka łasa na moje usługi”
- Jestem jedynym detektywem na Marsie – powiedziałem dumnie.- I jestem gotowy przyjąć pani zlecenie.
- Zna pan pana Satoichiego?
Z odpowiedzią wolałem poczekać. Hmmm... Pan Satoichi. Pan Satoichi. Kto nosi takie nazwisko?! Kim jest ten facet?! I skąd ma taką świetną żonę?! Najbogatsi to mają szczęście! Do biznesu! Do kobiet! Do samych siebie! A ja? Gnieżdżę się jak kret! Jak burak! Mogłem ukończyć te ciężkie studia prawnicze! Cholerny uniwersytet NYMC! Wszystko przez bandę nadętych profesorów! Egzaminy trudne i bez prawa poprawy! Wróciłem do rzeczywistości, bo nie warto czasem wspominać.
- Eeee... Tak.– Choć nazwisko obiło mi się o uszy dopiero w tej chwili.
- Odkąd mąż został zamordowany – zakryła oczy jedwabna chusteczką - było to jakieś dwa dni temu, jest mi doprawdy ciężko.
- Każdy ma życie pod pewnymi względami ciężkie. - Sam wiodę takie życie. Nie zamierzałem wspominać klientce o zamaskowanym zabójcy. Odkąd zakończyłem sprawę fałszywego złota zacząłem obawiać się spadających z nieba fortepianów.. Nie wiem skąd, ale mój cichy wielbiciel musiał kupić niemałą partie tych instrumentów. Widocznie zadarłem wtedy z szajką sprzedawców instrumentów szmuglujących fałszywe złoto. Jedynie co pamiętam z tych dni, to złamane ręce. Nie powinienem dźwigać sztabki ołowiu, chcąc wykazać się przed Weroniką....Ale czego nie robi, żeby zaimponować kobiecie.
- Przepraszam - kobiecy głos zbudził mnie - jakiej Weroniki?
Akurat doznałem olśnienia, że mówiłem to wszystko na głos. Cholercia, powinienem się tego wyzbyć!
- Głośno myślałem o pani sprawie.
- Interesujące – głośno westchnęła – że bez podania potrzebnych panu informacji, pan już zabrał się za sprawę.
Przytaknąłem jej.
- Właśnie. Jako zawodowiec przeprowadzam śledztwo już wtedy, kiedy klient przekracza próg domu. Mogłaby pani podać istotne ślady?
- Mój mąż nazywał się John Satoichi.- Oznajmiła. - Sądzę, że sfingował swoją śmierć w należącej do niego fabryce, by ukryć się przed wierzycielami. Długie, jakie zaciągnął przed śmiercią, znacznie przerastały wartość firmy. Według mnie – zniżyła nieco ton głosu, przez co ledwo ją słyszałem i musiałem przybliżyć głowę, ale za to mogłem podziwiać jej przepiękny dek.. jadeitowy naszyjnik zawieszony na szyi – wierzyciele mają zamiar odnaleźć się pierwszego i zmusić do spłaty długu.
- Istnieje taka możliwość – przytaknąłem podziwiając tło jadeitowego naszyjnika.
- Mogę na pana liczyć?- Mrugnęła oczami. Te cudownie świecące brwi opadły nieziemsko.
Zamiast zwykłego,, tak” wypowiedziałem moją cenę: dwa tysiące zaliczki i cztery tysiące po sprawie. Zgodziła się.
Wyciągnęła torebkę i pogrzebała w niej. Po chwili wręczyła mi plik banknotów. Bez namysłu schowałem pieniądze we wnęce biurka niewidocznej od strony przeciwnej.
- Proszę spać spokojnie – powiedziałem.- Wkrótce ta sprawa zostanie rozwiązana.
Wstała. Wzlatujący z papierosa dym układał się w awangardowe wzory secesji. Byłaby ładna tapeta, gdyby je dokleić do ściany. Mieszkanie nabrałoby troszeczkę światło, mimo że zachód mam od strony okien i w czasie zachodów. Śledziłem ją wzrokiem, a raczej jej ognisty ogon. Falował z niesamowitą gracją, wręcz hipnotyzując moje oczy jak jej brwi. Nigdy wcześniej nie widziałem tak urokliwego i jednocześnie tak magicznego ogona. Wręcz mnie palił, znaczy w przenośni, widok ogona.
- A, bym zapomniała – dodała przy drzwiach.- Moja wizytówka, jeśli by mnie pan szukał.
Stylowa wizytówka ozdobiona futurystycznymi wzorami i drukowana na marmurowym papierze. Dużymi łacińskimi literami napis głosił: Angel Satoichi/ Cafe Rosa. Schowałem do kieszeni kamizelki bilet wizytowy, wiedząc, iż w ten sposób uda mi się sprawniej wejść do klubu. Liczyłem też na darmowe martini, jakie dawali gościom zaraz po przyjściu. Przynajmniej takie krażą pogłoski.
- Sprosta pan zadaniu?- zapytała niewinnie.
- Czy sprostam, to sprostam, ale jak trza to trza – odrzekłem hardo. - Jestem gotów do wielkich czynów.
- Uwielbiam silnych mężczyzn – objęła mnie ramionami, jakby mdlała - którzy nie boją się ryzyka. Gdyby mój mąż miał tyle odwagi, co pan, nie zginąłby w swojej fabryce. Dlaczego musiałam wyjść za niego?- Drobne łzy padły na mój nos.
Zrobiła się dosyć nieznaczna sytuacja, ponieważ klientka była troszkę wyższa ode mnie. Ostatecznie dla mnie było to na rękę, bo mogłem podziwiać jej dek... jadeitowy naszyjnik. To się nazywa dzieło sztuki. Czułem splot kobiecych dłoni za mą szyją. Idealny moment godziwej śmierci dla prawdziwego mężczyzny. Chciałem umrzeć akurat w takiej chwili. Ale poczułem się nieswojo, kiedy chwyciła krawat i wytarła nim oczy. Odczułem lekki gniew. Czerwony, jedwabny krawat zdobyty z trudem u jednego żydowskiego krawca ze wschodniego targu i nie pozwoliłbym nikomu... Jej bym pozwolił.
- Jeżeli pani chce, to możemy się spotkać po zleceniu. Szampan, wygodne łóżko, jacuzzi... Pani płaci – zaproponowałem.
Zachichotała i pocałowała mnie.
- Do widzenia. - posłała jeszcze całusa w moją stronę i wyszła. Poczułem lekki dreszczyk emocji. Pierwszy raz, odkąd odeszła Weronika, nastąpiła burza testosteronu. Doznałem olśnienia, które gdzieś uleciało, gdy spostrzegłem, że klientka przygwoździła mi ogon drzwiami. Ponoć widok pięknej kobiety jest lepszym znieczuleniem niż alkohol. Ta teoria nie został do końca potwierdzona, lecz…
Potem, w czasie trzymania ogona w miednicy z zimną wodą, pomyślałem o jednym:
- W głowie to się nie mieści! Kto dzisiaj farbuje włosy na fioletowo?!
Czy było to ważne, kiedy słuchasz szelestu banknotów?

 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
trajt,,,,Nawet wąż zrzuca skórę" - (anty)kryminał noir - cz.II
Wysłano: 7.01.2014 13:49
husky / wilk
Anthro
Na razie wrzuciłem dwie części, które początkowo chciałem dać jako jeden rozdział, ale pomyślałem, że lepiej będzie je podzielić dla wygody :-Dk

0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt ,,Nawet wąż zrzuca skórę" - (anty)kryminał noir - cz.II
Wysłano: 8.01.2014 18:35
Owczarek australijski
Anthro
Hmm... Podział na mniejsze fragmenty dobrze się sprawdza. Wygodniej się czyta. :)

Co do samego tekstu to jest całkiem przyjemny w odbiorze. Widzę poprawę, to dobrze, oby tak dalej. Robisz mniej błędów i mam wrażenie, że całość jest bardziej przemyślana i poukładana od Twoich poprzednich opowiadań.

Przyznam, że zaskoczyłeś mnie z miejscem akcji - Marsem. :-Dk

Mogę śmiało powiedzieć, że chętnie przeczytam kolejną część!

0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt ,,Nawet wąż zrzuca skórę" - (anty)kryminał noir - cz.II
Wysłano: 8.01.2014 18:46
husky / wilk
Anthro
Cytat:
Podział na mniejsze fragmenty dobrze się sprawdza. Wygodniej się czyta.


Pierwotnie te dwie części (oraz następną część) chciałem wrzucić jako całość, ale poszedłem za głosem serca i rozumu, że lepiej to pokroić.

Cytat:
mam wrażenie, że całość jest bardziej przemyślana i poukładana od Twoich poprzednich opowiadań.


???

Sebkad, możesz mi podać konkretny przykład? Nie piszę tego złośliwie, ale jestem po prostu ciekaw. Bo jeżeli podasz przykład mojego wcześniejszego tekstu ,,Likwidator AE" to będę głosić wszem i wobec, jak zresztą w prywatnych rozmowach, że te opowiadanie niestety mi nie wyszło ( SZKODA! :-(k ), a pomysł był naprawdę świetny! Naprawdę!

PS: Co do powyższego opowiadanie, to piszę pomału zakończenie. Będzie prawie jak u Hitchcocka, ale prawie robi wielką różnicę :-Dk

Cytat:
Przyznam, że zaskoczyłeś mnie z miejscem akcji - Marsem.


Taki lekko postmodernistyczny zabieg. Lubię łączyć niektóre koncepcje i chwyty literackie. :-Dk

0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt ,,Nawet wąż zrzuca skórę" - (anty)kryminał noir - cz.II
Wysłano: 17.01.2014 11:00
Irbis/Panda
Zmiennokształtny
Mnie się podoba. Przyznam że czyta się przyjemnie i bezproblemowo.
Mam tylko jedno ale..."cholercia"?

0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt ,,Nawet wąż zrzuca skórę" - (anty)kryminał noir - cz.II
Wysłano: 17.01.2014 21:11
husky / wilk
Anthro
Cytat:
Mam tylko jedno ale..."cholercia"?


Każdy ,,prawdziwy bohater" (użycie cudzysłowu nie będę tłumaczył :-Dk , bo w przypadku mojego bohatera nie jest to konieczne) musi posiadać swoje chwytliwe powiedzonko jak np. Królik Bugs ,,Co jest, doktorku?" albo Wakko i Yakko z Animaniaków: ,,Czołem, siostro!"