Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: trajt - Los Animales Noire - Zwierz - Rozdział I - cz.2 (+18 M/F)  
Autor: trajt
Opublikowano: 2014/8/7
Przeczytano: 2698 raz(y)
Rozmiar 10.42 KB
7

(+7|-0)
 
Drugie ciało znaleziono w tydzień po pierwszym. Leżało pozbawione głowy w rynsztoku, na zachodnich przedmieściach. Zrobili z nim to samo, co z pierwszym. Nic. Obydwa zostawili na pastwę czasu, bo nie mieli papierków od kostnicy. Pieczątka ponad prawem. Pierdolona biurokracja nie pozwoliła na przyjazd karetki. Ciała dalej leżały jak leżały. Pewnie dzisiaj niewiele z nich zostało Zgnilizna to uczta dla robactwa. I zwyrodnialców. Niestety.

Gliniarze, wiadomo, mogą wszystko poza obroną obywateli. Czy oni zrobili coś z ciałami? Jasne. Spisali zeznania frajerów wybranych na poczekaniu z tłumu i odjechali. Zostawili je dla swoich spraw. Kretyńskie i bzdurne rzeczy, które każdy przerabia w ciągu dnia. Zwyczajnie zbijali bąki i nic więcej. Normalka.

Trzecie ciało też pewnie by odpuścili, gdyby nie jedna rzecz. Zabito niewłaściwą ,,dziewczynkę”. Zwierz nie zabił zwykłej kici czy skunksiczki. Śmierć takiej zwyczajnie zwraca uwagę gazet. Napiszą: ,,Śmierć kolejnej prostytutki. Policja angażuje się w sprawę prostytucji”. Niewinnych i bezbronnych łatwiej wykorzystać. Szczególnie tych, którzy sprzedają wiecznie tą samą cnotę. Nic. I zawsze musi być jakieś ,,ale”. Trzecie ciało to potwierdza. Jeden z klientów, może i sam ,,ojczulek”, wziął sprawy we własne ręce. Wyznaczył tyle, że zachęcił każdego, kto liczył na łatwy szmal. Za głowę zwierza czy za skórę? Nieistotne. Przekonał wielu – CO, wolnych strzelców, weteranów, młokosów. Z każdego zakątka zaczęli wypełzać ,,obrońcy” i miejscy ,,herosi”. Nieopierzone jastrzębie. Prędzej sepy. Zlecieli się większa gromadą na żer. Żeby ich… Nieważne.

Całe te polowanie było policji na rękę. Proszę bardzo, niech inni łażą po śmietniskach, brudzą ciuchy przeszukują kanały i nastawiają karki, żeby je złamać. Frajerzy wycisną z siebie wszystko na nic i za nic. My tymczasem ogarniemy burdele, kasyna, bary. Oczywiście wkroczymy pod sam koniec ratując całą sytuacje.

Powiem tyle. Kij im głęboko.

No i się zaczęło. Znaleziono dwa ciała. Dwóch amatorów pełnych dobrych chęci, w eleganckich, skrojonych na miarę ubrankach, pozbawionych doświadczenia, znaleźli w kanałach, w centrum. Roztrzaskane czaszki, porozrzucane wnętrzności, resztki kończyn. Ponoć znaleźni całą nienaruszoną rękę w rękawie. Mocno ściskała spust dymiącego się rewolwer. Nieźle. Przestrzegli innych. Prawo dżungli, koledzy. Przegrają słabi, zwyciężą silni.

- Nie wtykajcie nosów tam, gdzie nie wiadomo, czy stracicie resztę – poradziłem młodym, gdy staliśmy przy studzience. Akurat wyciągali te dwa maszkarony. Paru nowicjuszy rzygnęło na ich widok. Znałem kilku z widzenia ze złomowiska. Nie było wśród nich tego… No… Jak on miał…. Irving jakiś tam. Jego nie było. Olał zabawę. Dobrze zrobił.
- Spadaj, Hech, to nie miejsce dla ciebie – zawołał na mnie agent.
,,Dobra, dobra, służbisto, pomyślałem., Nie ze mną takie numery już odgrywano”
Odpuściłem sobie dalszy cyrk.
- Sami nadstawiajcie karki, frajerzy – rzuciłem na pożegnanie.

Wracałem w dobrym humorze. Wieczór był pogodny. Miło. Ciężki płaszcz poszedł w odstawkę do szafy, a marynarkę zdjąłem i rzuciłem na ramię. Zapomniałem o problemach, kopiąc piłkę z dzieciakami z dzielnicy. Fajne szkraby, ale ojców mają kiepskich. Znam każdego z widzenia. Mieszkam w czynszówce, gdzie na dwudziestu lokatorów, co trzeci bądź co drugi jest odsyłany z kwitkiem z urzędu pracy. Wracają, piją, hałasują. Nic nie robią. Życie.

***

Obecna sytuacja? Stoję przy oknie i palę. Znowu. Marnuje płuca za cztery dolce i trzydzieści centów. Słaby rachunek. A miałem je rzucić. Ciągle zapominam.

Co do tego zwierza, wolę czekać. Zaczekam, posłucham relacji. Inni odpuszczą, inni przyjdą. Miałem zupełną słuszność. Od wyznaczenia nagrody minęły dwa miesiące i dwadzieścia trupów. Nadal nic. Myślałem, czy śmiać się, czy płakać z poczynań wszystkich – policji, CO, młodych. Z samego siebie.

Noce spędzałem przy rozwiniętych żaluzjach, patrząc jak biegają z ulicy na ulicę z latarkami. A jak. Plotki robią dobrą reklamę. Inni też spodobała się zabawa w podchody i się przyłączali. Za wielu chciało pograć. Urządzali burdy z konkurencją. Słyszałem niejedną strzelaninę. Było kilka ofiar. Czy nikt w tym mieście, do kurwy nędznej, nie sypia?

White śpi wtulona w poduszkę. Zrzucona kołdra leży na podłodze. Cudowny widok, który aż sam się prosi. Obok puste miejsce. Właśnie tam powinienem teraz być. Czeka na mnie. Najgorsze, że dzisiaj nie mam ochoty. Żal. Zawsze pozostaje ucieczka od odpowiedzialności. He, he. Ciuchy leżą na krześle w przedpokoju. Wiać? Nigdy od tej zebry. Nie ma bata. W swojej klitce się nie wyśpię. Nocne libacje sąsiadów obrzydziły mi sen w mojej dzielnicy. A lepiej jest spać w czymś towarzystwie. No nie chodzi tylko o spanie.

Słyszę radiowóz na sygnale. Rzadki dźwięk. Palcami rozsuwam żaluzje i patrzę. Po ulicy jedzie radiowóz. Przypuszczam, że siedzący w środku gliniarze piją, żrą pączki i gadają. O czym? O wszystkim niezwiązanym z robotą. Też tak chcę. Dla renty, emerytury, uczciwej pracy, dla siebie. Dla White. Zwłaszcza dla niej. Trzeba się kiedyś w końcu ogarnąć. Niestety.

Radiowóz budzi ją. Podnosi głowę.
- Wracasz do łóżka?- pyta.
- Idę, idę. Kończę papierosa.
- Najpierw wypłucz pysk. Nie lubię zapachu tytoniu, przecież wiesz.
White siada na kolanach. ,,Pocięte” żaluzjami światła ulicy wpadają do środka i ukazują niektóre detale jej okazałości. Piersi, kawałek brzucha i czarny pyszczek zastygły w uśmiechu. Wzrok nie kłamie. Ochota wraca. Compadre staje na baczność.

,,Proszę –nie odrywam wzroku – trzeba zadbać o higienę”.

Wchodzę do łazienki, zapalam światło i odkręcam w umywalce ciepłą wodę. Biorę ze schowka za lusterkiem płyn do płukania zębów. Muszę szybko zmyć te paskudztwo, jeśli chcę spędzić miło resztę nocy. Popijam z butelki i odkładam ją z powrotem. Obrzydliwy smak mięty. Płuczę pysk i wypluwam te paskudztwo szybko. Zamykam drzwiczki. Wtedy w lusterku widzę White. Stoi za mną.

- Może zaczniemy tutaj?- szepcze mi do ucha.

Obejmuje mnie od tyłu i sięga dłońmi do przyrodzenia. Zaczyna delikatnie masować jądra… Pieści je… Uuuu… Odpowiednio przesuwa…. Aaa-a… palce po futerku… Delikatnie, skarbie… Słodki Jezu… Nie na darmo… O tak… studiowała pożyczoną od Japonek księgę miłosnych… Aaa-a… technik Orientu… Dzięki niej wie… Uuu-u… czym jest dawanie rozkoszy. O-o-o-o-o-o tak… Delikatny masaż czyni cuda. Dobrze… Dobrze… Dobrze… Nie przestawaj. Jest dobrze… U, to dopiero przyjemność… Jedyna w ciągu…. Ymmm tego dnia. Albo po… Ymm… wczorajszym dniu. Przyjemna chwila na powitanie nowego.

- Umiesz czytać w moich myślach – odpowiadam po dłuższej przerwie uroczym warknięciem.

Odwracam się. White kuca i liże czubek penisa… Nie przestawaj… Dawaj, słodka… Dłonią czeszę jej czarno-białą grzywkę. Ssie dalej… Uuuu-u-u… dobrze. Odchylam głowę do tyłu. Już czuje…. Wdech i wydech… Czuję… O… O… Nie rób wstydu, compadre… Już idzie… Aa-a-a… Następuje wytrysk. White spija tą białą słodkość. Wstaje i, patrząc mi w oczy, splata ręce za moimi plecami.

- Dokończymy w sypialni, zgoda?- mówi.

Nie potrzebuję większej zachęty.

Wracamy do sypialni. White kładzie się na wznak. Rozsuwa nogi. Cipkę zasłania dłońmi. Zaczyna się zabawa. Compadre jest rozgrzany do czerwoności. Pora dać upust. Kładę się na niej. Wchodzę… Trę torsem o jej miękkie piersi. Powolutku-u-u-u… W dół i w górę…. White całuje mnie w szyje, w podbródek, w zamknięte powieki. Wciskam się głębiej. – Kur-r-rw-w-wa – warczę. Jej nogi i ramiona łączą się na moich pośladkach i plecach. Słyszę urywki jej zachwytu.

- Mhm.... Nie przestawaj… – mówi mi do ucha. Liże… mnie po szyi.

Nie zamierzam… Ostrożnie podnoszę White… Uuuu-u… Jeszcze… Aaaa-a… (Z trudem przełykam ślinę.) … trochę. Unoszę ją nad łóżko. Idzie… Aaaa-a… Kładę ją z powrotem… na pościel … Idzie… unoszę jej nogi… i przytrzymuje je… White trzyma dłonie na ścianie. No… Y… dawaj, compadre. Nie zawiedź mniee-e-e-e… i tym razem. Jest… Jest… Już zaraz… Co za ulga....

Wytrysk. Szybko wyjmuje penis. - Kurwa, za szybko – klnę. Sperma ochlapuje atłasową pościel i wykładzinę na podłodze. Nie powstrzymany potok. Niezłe ciśnienie jest we mnie. He, he. Żarty na bok. Jestem wykończony. Kładę się obok White.

Oddycham powoli. Z trudem łapię każdy łyk powietrza. By mile zakończyć nasze dzisiejsze spotkanie, White głaska mnie po członku. Wrr-r... Wciąż dzielnie stoi na warcie Aaa-a.... gotów do dalszych walk. Ponownie czuje przepływ ukojenia. Tego mi było trzeba.
White odwraca twarz w moja stronę.

- Znowu to zrobiłeś – mówi.- Znowu wyjąłeś w czasie wytrysku.
- No i?…
- Ty chyba naprawdę nie chcesz mieć ze mną dzieci, prawda?
Trudne pytanie. Kieruje oczy na sufit. Nie odrywam wzroku od zepsutego wiatraka.
- Powiedziałem, że nie chce rozmawiać na ten temat.

Czuję jak zostawia mojego compadre. Chcę z nią pogadać. Na darmo. Mam przed sobą jej plecy.
,,Mogłeś z nią pogadać, frajerze, myślę., Rozmowa potoczyłaby się normalnie. Potem, jeśliby nie miała nic przeciwko temu, przeszlibyśmy na inny tor. Bardziej przyjemniejszy. Ale dwa razy to o dwa za dużo”.

Kiedy patrzę na te nagie kontury, wracam pamięcią do zwłok na złomowisku. Pozbawione kręgosłupa i pozostawione w krwawej brei nie dają mi spokoju od dłuższego czasu. Szybki rachunek sumień. A jakby to była White? Nie patyczkowałbym się ze ścierwem. Wykorzystałbym doświadczenie z rzeźni. Tasak, siekiera i hak. I po ścierwie.

Dwie godziny później świta. Choć raz cię cieszę, że przyjechała policja, ale to szczęście trwało za krótko.

 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
2
(+2|-0)
Opowiadania: trajt - Los Animales Noire - Zwierz - Rozdział I - cz.2 (+18 M/F)
Wysłano: 16.08.2014 22:57
Efekt romansu wilka i lisicy
Anthro
Jeżeli chodzi o mnie:

Postaraj się raczej w opisach scen erotycznych postawić na opisanie DOZNAŃ postaci niż na szczegółowy opis czynności. Dosłowność niszczy klimat a seks wydaje się wtedy czynnością wyłącznie mechaniczną.

coś w stylu "Zamknąłem ją w moich ramionach jakbym zamykał cały świat. Jęknęła kiedy w nią wszedłem a ja razem z nią. Nasze oddechy splotły się w mgiełkę. Nie istniały dla mnie zmartwienia, syn idiota, szef złodziej ani nieustający brak kasy w portfelu. Jej oddech był ciepły i kojący. Delikatnie pieścił moją szyję, którą przygryzła w chwili uniesienia. Drapnęła moje plecy tak jakby chciała mnie oznakować, że należę do niej. Lubiła pokazywać światu, że jesteśmy razem więc czemu miałaby tego nie pokazywać kiedy byliśmy sami? Sami tam nad jeziorem w zapomnienej przez ludzi i Boga częsci lasu.
"I zwierz przybył ciał naszych przywabiony wonią aby krążyć i dzikości spoglądać" napisałby jakiś poeta...może Słowacki?
Po wszystkim wtuliła się we mnie. Jeszcze dwa dni temu władcza i wyniosła a teraz cicha i poskromiona."

brzmi IMAHO lepiej niż : "Wsadziłem jej penis w cipę, jej śluz spełzł mi po gumie i spadł na jajka, jej oddech śmierdział czosnkiem, niepotrzebnie zabrałem ją na hot dogi. Jęczała jakby się dusiła kaflem z podłogi"

tia wiem, że mistrzem literatury nie jestem. Czytelnik ma bują wyobraźnię. Trzeba w sprawach erotycznych dać mu pole do samodzielnego opisu w swojej głóce czynności, któreg go/ją fascynują.. Daj mu opis przeżyć a on doda sobie szczegóły i wyjdzie naprawdęfajna mieszanka

tak czy inaczej masz plusa pisz dalej chętnie poczytam

3
(+3|-0)
Opowiadania: trajt - Los Animales Noire - Zwierz - Rozdział I - cz.2 (+18 M/F)
Wysłano: 19.08.2014 20:50
husky / wilk
Anthro
Liskowic
Musze powiedzieć, że 2 dni zwlekałem z odpowiedzą, ponieważ Twój komentarz, słuszny całkowicie, omawia ważną kwestię narracji kryminału

Cytat:
Postaraj się raczej w opisach scen erotycznych postawić na opisanie DOZNAŃ postaci niż na szczegółowy opis czynności.


Prawda... :rollk: Chyba wyciągnąłem pochopne wnioski z poprzedniego opowiadania (BLUE KITTY). W którejś części (w 2 albo w 3) umieściłem poetycki zapis seksu. Oczywiście brak komentarzy do tego fragmentu, jakoś nie pozwolił mi ocenić dotychczasowych rozwiązań roli narratora scen erotycznych.

Tutaj wrócę do Twojego poetyckiego, ala Słowacki, opisu stosunku:

Cytat:
coś w stylu "Zamknąłem ją w moich ramionach jakbym zamykał cały świat. Jęknęła kiedy w nią wszedłem a ja razem z nią. (...)nieustający brak kasy w portfelu. Jej oddech był ciepły i kojący. Delikatnie pieścił moją szyję, którą przygryzła w chwili uniesienia. (...) Po wszystkim wtuliła się we mnie. Jeszcze dwa dni temu władcza i wyniosła a teraz cicha i poskromiona."


Tak, to jest dobry przykład. Narracja pierwszoosobowym w czasie teraźniejszym (CZYLI TU I TERAZ) jakoś to przetrzyma :-Dk

Cytat:
Dosłowność niszczy klimat a seks wydaje się wtedy czynnością wyłącznie mechaniczną.


Hmmm... Cóż, Mój eksperyment pokazania ,,doznań" z perspektywy pierwszej osoby w czasie teraźniejszym nie wypalił pod jakimś względem. Spróbuję to jakoś poprawić w dalszych częściach.

Cytat:
brzmi IMAHO lepiej niż : "Wsadziłem jej penis w cipę, jej śluz spełzł mi po gumie i spadł na jajka, jej oddech śmierdział czosnkiem, niepotrzebnie zabrałem ją na hot dogi. Jęczała jakby się dusiła kaflem z podłogi"


Tak nigdy bym nie napisał --k bez przesady. Może bohater jest prostym gościem, którego wychowała ulica, ale nigdy czegoś takiego by nie powiedział.

1
(+1|-0)
Opowiadania: trajt - Los Animales Noire - Zwierz - Rozdział I - cz.2 (+18 M/F)
Wysłano: 21.08.2014 17:02
Efekt romansu wilka i lisicy
Anthro
no przeciez wiem ze bys tak nie napisal taki tylko skrajny przyklad podalem :D napisalem tak dla zartu

sorry za brak polskich znakow ale nie potrafie zmienioc ustawien na kanadyjskim komputerze.

wiesz sa ludzie ktorzy lubia doslowne opisy ja do nich nie naleze i powiedzialem tylko swoje zdanie. Czasem doslownosc sie sprawdza trzeba tylko wyczuc balans IMAHO :-ojjk:

masz talent to go szlifuj. Nie myli sie tylko ten, co nic nie robi no nie :) ?