Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: trajt - Los Animales Noire - Zwierz - Rozdział VI cz.III (+18 M/M i M/F)  
Autor: trajt
Opublikowano: 2015/1/24
Przeczytano: 1668 raz(y)
Rozmiar 12.67 KB
5

(+5|-0)
 
Otwieram szeroko oczy. Czuję ożywienie. Co za sen! Co to miało niby być? Już zapomniałem. Za szybko.

Moja głowa. Mhmm... W pysku wyczuwam resztki czegoś podłego. Smak ciężkiego kacu. Dobry kolega. Nie zostawi mnie samego w samotności. Po śnie potrzebuję czyjegoś towarzystwa. Chłopaków nie ma. Dali mi pospać. Porządni. Dotykam czoła. Mokre. Koszula i gacie kleją się do futra. Całe są spocone. Obrzydliwość.

Po omacku znajduję włącznik stojącej lampy. Przyciskam. Zapala się słabe światło. Zaraz chowam twarz za dłonią. Oczy bolą… Parę mrugnięć i po sprawie. Jest dobrze, nie wylądowałem na podłodze czy w wannie. Siedzę w fotelu. Tkwię w nim w koszuli poplamionej winem. Słabo. To jedna z dwóch jakie mam w szafie. Tamta też czeka ubrudzona. Znowu zapomniałem pójść do pralni.

Z sypialni sąsiadującej z pokojem dobiega głos Terence'a.
- Powoli, Frank!... Masz za dużego! Nie za ostro. Aaaaaa…!
- Wczoraj miałeś większą frajdę!
- Wczoraj było inaczej.

Wyłączam lampkę. W ciemności snop światła, wychodzący od drzwi sypialni, dosięga moich stóp.

- Przepraszam - odzywa się Frank.- Zaczynamy od nowa?
- Jasne. Moja kolej.
- Dlaczego?
- Ustaliliśmy, że raz ty, raz ja. Była umowa. Graliśmy w orła i reszkę.
- Zaraz sam ci wcisnę orła.

Kapelusze z głów. Wcześniej nie słyszałem tak ostrej utarczki między zakochanymi. Szacuneczek. A myślę tu o dwóch facetach. Dziwne uczucie.

A oni dalej toczą grę: ,, Tylko nie za ostro”, ,,Nie łam się, jeleniu, zaraz obaj na tym skorzystamy”.
Skryta zwierzęcość zaczyna kusić. Wzmaga moją ciekawość. Wiedziony nimi wstaję i idę w stronę światełka. Zahaczam stopą o kanapę... W ostatniej chwili chwytam się czegoś, żeby nie paść jak kłoda. Boli. Dławię ból i krzyk. Oby nie słyszeli. Nie zamierzam przerywać im zabawy.

Dźwięk wyostrza się. Znów krótki krzyk i czyjeś odgłosy zadowolenia. No, zabawa na całego.

Drzwi ciut uchylone. Zaglądam. Światełka niedużo, ale wystarczy. Rozpoznaje plecy jelenia. Jasno brązowe futro, gdzieniegdzie nakrapianie bielą, leży na szarym prześcieradle. Pod krótkim ogonkiem znajdują się czarne ręce owczarka. Masują tyłek. A, pozycja 69. Poznaję. Spróbuję tego z White. W minecie, jak moja kochana zebra nazywa czochranie boberka, ponoć jestem dobry.

2:55? Ścienny zegar, wiszący w widocznym miejscu, nie kłamie. Terence długo odreagowuje wilka z baru wyścigowego. Potrzeba. Wyskoczy, obrazi i potupie nóżką. Żal takiego zabić. Zwyczajnie szkoda kuli.

Frank unosi głowę. Pysk ma umazany ,,śmietanką”. Oblizuje się. Wydaje się zawiedziony.
- Nic nie czuję. Co z tobą?- pyta.
- Nie jestem w formie. Tamten palant... Ekhm! Ekhm! Dlaczego Hech musiał mnie powstrzymać?
Owczarek kładzie się na jeleniu. Całują się. Chłopaki, ja was proszę, przestańcie, bo będziecie mieli mnie na sumieniu! No i będziecie mieli bałagan. Przez chwilę mam ochotę puścić pawia.... Kolego, nie w obcym domu. Opanuj się! Powstrzymuję się.
- Oszczędził tobie 25 lat za kratkami – mówi.- No chodź, zaraz ochłoniesz.- Odwraca się i wystawia w stronę Terence'a tyłek. Jakby teraz wytężył wzrok i popatrzył w odpowiednim kierunku, zobaczyłby moją zniesmaczoną twarz.
- Jak tam chcesz. Ale ostrzegam, teraz będzie pod górkę.

Nie czekam na ciąg dalszy. Dobra, macie prawo do prywatność w swoim mieszkaniu. Nieładnie zaglądać do cudzej sypialni. Wstyd, wstyd. I jak pozostać uczciwym wobec siebie? Ogarnij się. Ogarniam się całe życie. I wciąż nic. A chciałem im zachawtować w mieszkaniu. Jak ostatnia świnia.

W drodze powrotnej nie uderzam o żaden mebel. Dobrze. Oczy się przyzwyczaiły. Wracam na fotel.

Zazdroszczę im. Spędzają noc we dwoje... znaczy się we dwóch. Nikt im nie przeszkadza, nawet ja. Dwóch gości w sąsiednim pokoju sięga nieba, gdy ja osiągam dno. Zazdroszczę im. Nienawidzę cweli! Nienawidzę tych pederastów! Nienawidzę! Mają więcej szczęścia ode mnie! Nienawidzę! Mają cięgle z górki. Chciałbym ich zabić. Wpadnę tam, jak jeden drugiemu będzie obciągał ptaka! Uduszę! Zatłukę!

Co ja wyprawiam?! Ochłoń! Za dużo myślisz. Za dużo pijesz. Za duża ochota i chęć odegrania się na pechu. A któreś przekazanie mówi: Nie zabijaj.

Niszczenie czyjegoś szczęścia to zajęcie dla oszustów bez honoru. Bez szemrania zniszczą komuś ikrę dla własnej satysfakcji. Nie zamierzam być jednym z nich.

Zobaczyłem figle dwóch gości. No i?! Widziałem gorsze rzeczy. Gorsze? No powiedzmy. Widząc tamtych, widziałem siebie z White. Cudaczne porównanie. Nie przeleciałbym faceta, tymczasem Terenc'a i Franka pokazują, że życie lubi zaskakiwać. I nie ma ochoty przestać. Jak zawszę.
Ale im zazdroszczę. Mają siebie. Ja nie mam nikogo. Nie umiem żyć bez White. Cały czas oszukuję innych. Oszukuję siebie, że jakoś to będzie. Oszukuję, że miłość jest dla mnie. Nie mogę być bez niej. Uzależnia gorzej od morfiny i alkoholu. Gorzej od papierosów.

Terence pyta, czy w porządku.
- Dajesz dalej, jelonku!- woła Frank.
- Nie nazywaj mnie tak!
- Wybacz. Nadal mnie biorą te marynarskie nawyki z Tangeru. Za dużo nocy z chłopaczkami.
- Mieliśmy o tym więcej nie mówić – mówi Terence. W głosie czuć złość.
- W miłości wszystkie słowa są dozwolone.

Telefon stoi w zasięgu ręki. Zadzwoń! Znasz numer! Co ci grozi? Przegrałeś w jednej chwili, w drugiej, przewróciłeś się, otarłeś kolano. Podniosłeś się i pobiegłeś dalej. Upadłeś. Przepadłeś.
Szkoda, że Terence ma lustro. Nie chcę ubrudzić, plując sobie w twarz. Samokrytyka. Niektórym by się przydała.

Spoglądam na pocerowane skarpetki. W ciemności przypominają pozszywane białe stopy.
Uciekam od tematu. Boję się zadzwonić. Dwa, trzy dni temu zostałem tchórzem. Nie umiem unieść słuchawki, wykręcić numeru. Bez White jestem nikim.

- Ugryzłeś!- krzyczy Terence.
- Ociupinkę i przez przypadek.
- Ja ci zaraz sam przypadkiem odgryzę!
- Ty, on na pewno się nie obudzi?- pyta Frank.
- Śpi jak dziecko. Ma ciężkie dni za sobą. Odsypia je.

Trochę racji. W fotelu czuję się wypoczęty. Wygodny mebel. Taki starszy brat poduszeczki. Służy mi. Po polowaniu odkupię go. Spróbuję. Aż mnie korci na... No co? Koledzy mają zabawę, a ja nie mogę?

Chcę pójść z White na plażę, kiedy skończę polowanie.... Tak zrobię. Pójdę i przeproszę. Zaproszę na spacerek na Long Island, jak nieformalnie nazwano kawałeczek miejskiej plaży. Wybierzemy cichy zakątek. Miejsce, gdzie dobrze słychać fale. Grota na ten przykład! Tam nikt nie będzie nam przeszkadzał. A tam są groty? Albo lepiej, położyły się na piasku i będziemy się kochać po zmierzch.

Jeden wieczór zjadę na ręcznym. Kiedyś przychodzi taki czas. Trudno.

Odpinam pasek i ściągam spodnie do kolan. Dobry początek. Opuszczam gatki. No, compadre, koniec odsiadki. Wychodzimy. Kolej na wyobraźnię. Moja słaba strona. Wrócić pamięcią do kształtów i je wydobyć. Dobra, pomalutku. Przymykam oczy.

White dopiero wyszła spod prysznica. Yhmmm… Ma mokre ciałko. Nie ma ręcznika. Łatwizna, już taką ją widziałem. Żadnych ciuchów. Szybciej dojdę. Nie jestem napaleńcem. A może jednak... Pominąłem grę wstępną. Trudno. Jak to szło?.. Czarno-biała piękność jest naga. Dobry początek, bardzo dobry. Szlafrok zostawia w łazience. Podchodzi pieszcząc piersi. ,,U, podejdź, mała”, mówię. Ona nic nie odpowiada. Idzie. Na szybko przechodzę ze wstępu do samej akcji. Unoszę jej ogonek, masuję plecy. To jest dobre. Czysta słodycz. Stoimy nad łóżkiem. White stawia ręce na pościeli i nic więcej. Daje mi wolną drogę… Bardzo dobrze. Kochamy się bez słów. Idzie. Bez krzywd...

- Hech...
Myśl o White przepada. Czemu? I na zmyślone spotkanie nie zasłużyłem?
- Hech...
Ten głos. Czyi? Chłopaków? Z sypialni słychać chrapanie. Śnię? Odpada. Na wszelki wypadek sprawdzę. Głęboki wdech i z całej siły ściskam compadra. Yhmmmm.... Wystarczający dowód na bezsenność.
- Hech...

Znowu. Kto gada? Muszę sprawdzić. Macam ścianę. Włącznik musi być gdzieś blisko. Rozbłyska słabe światło. Oczy bolą. Jedno mrugnięcie i wzrokiem przemierzam całe pomieszczenie.
Zatrzymuję się na oknie. Zamieram. Coś stoi za szybą. Dostrzegam zarys, kształt. Gaszę światło. Teraz to widzę. Wysoka i chuda postać. Naga. W ciemności jarzą się dwa czerwone punkciki, a pod nimi czai się złośliwy uśmiech. Dwa rzędy kłów lśnią w mroku.

Chryste, co to jest?
- Hech...
Kabura wisi na fotelu. Dobrze zrobiłem trzymając ją przy sobie. Sięgam po rewolwer. Skapnie się?
- Wiem co chcesz zrobić, Hech. Widzę to.
- To wiesz też z czym skończysz...

Strzelam. Nie odrywam palców ze spustu. Łap, zboku! Łap te cholerne naboje! Trzy strzały zlepiają się w jeden. Trafiam jednym w ścianę, a dwoma w szybę. Obym trafił.

-Pudło – pada zza okna i słyszę złośliwy rechot.
Ktoś wbiega do pokoju. Dostrzegam czyjeś kontury.
- Zwariowałeś?!- To Terence'a.
Wyskakuję z fotela i biegnę do przedpokoju. Na ciemno ubieram buty, chwytam płaszcz i kapelusz.
- Dzwoń po policję! Ja spadam na dół!
- Co się, do diaska, stało?!- krzyczy jeleń.
- Zwierz!- odkrzykuję w drzwiach i wyskakuję.

Biegnę schodami. Czy zawiązałem buty?! Nieważne! Nie spadają, to najważniejsze. Prawie skręcam kark przeskakując trzy stopnie w dół.

Jestem na zewnątrz. Cisza. We wszystkich oknach widać spuszczone rolety. Jestem zdany na siebie. Ale gdzie on jest? Nigdzie go nie widać. Wtedy słyszę ten rechot. Idę jego szlakiem i znajduję właściciela. Czeka na czworakach po drugiej stronie ulicy. W mglistym świetle lamp jest bardziej wyraźny. Blady, pozbawiony owłosienia. Pyska nie rozpoznaje, jakoś dziwnie płaski. Ale oczy świecą krwistą czerwienią.

Na mój widok zwierz rechocze i zaczyna biec.

Czekaj, czekaj, zobaczysz kto się śmieje ostatni. Jak będziesz leżał we krwi na bruku, to ci się zaśmieję prosto w twarz.

Strzelam. I pudłuję. Rozśmieszam go. Przebiega kawałek chodnika. Biegnę za nim. Jest szybszy od kul. Nie nadążam z przeładowaniem. Naboi do rewolweru wziąłem mało. Bębenek wciskam na siłę. Nuż, kurna, ładuj się! Puste łuski spadają całą grupą na bruk. Spadają z hukiem. Nie pozbieram. Z amunicją do visa jest lepiej. 2 magazynki czekają wszyte pod materiał płaszcza. Poczekaj, gnoju, już na ciebie poluję. Serce kłuję pod piersią… Nie teraz.

Wyprzedza mnie o dobry metr. Biegnie raz na czterech, raz na dwóch nogach. Nie nadążam.
Wbiega w zaułek, ja za nim. Czysto i pusto, nie licząc kałuż i sterty poszarpanych plakatów. Nie ma go?

- Popatrz w górę, kojocie!- pada z góry.

Patrzę. Co jest? Łazi po ścianach? Czym chwyta cegły? Co za cholerstwo?! Rechocząc wdrapuje się na dach. Robi to szybko i na widoku. Mam cię! Unoszę vis-a. Na pożegnanie dostaje 6 kulek w plecy. Masowych zabijaków kodeks nie obowiązuje. Wal śmiało w plecy, w nogi, gdzie celujesz. Nie przepuszczę takiej okazji.

Nikt nie patrzy. Szkoda. Szykuje się ładny widok.

Nie trafiam? Dobrze celowałem, a w tak odsłonięty cel niełatwo chybić.
Zwierz wystawia zza narożnik łeb i łapę na pożegnanie. Śmiejąc się, macha do mnie i znika. Pozostawia rechot. Zimny i złowieszczy skowyt przyprawia o dreszcze.
Zrobił ze mnie durnia. Dołączyłem do szerokiego grona łowców.
Wychodząc z zaułka trafiam w światło.

- Podejdź tu z rekami w górze, gnoju!
Przesłaniam oczy. Za radiowozem stoi policjant. Mierzy do mnie ze strzelby. Jego kumpel siedzi w pojeździe i przez opuszczona szybę świeci w moją stronę latarką. Gdzie żeście byli, frajerzy. Zabawa się skończyła. Wolniej nie daliście rady?
- Nie słyszałeś, kretynie?!- pyta ten z latarką.- Podjedz bliżej.
Zachowuję spokój. Resztę nocy muszę zarezerwować dla tych idiotów. Nie spróbuję im niczego wyjaśnić. Nie opłaca się.

A rechot nadal nie znika. Ciekawe czy go słyszą?

 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
2
(+2|-0)
Opowiadania: trajt - Los Animales Noire - Zwierz - Rozdział VI cz.III(+18 M/M i M/F)
Wysłano: 14.03.2015 21:52
Wilk
Anthro
Wróciłem :)

Na wstępie przepraszam. Jestem winien. Wodzić Cię tak długo za nos, tak długo kazać czekać… Dyshonor dla mnie, trajcie. Poza tym, jest też kilka innych tekstów, które warte są uwagi i na pewno to nadrobię.

Z noire mam niewiele doświadczenia. Czyli ile? Tyle, ile przeczytałem u Ciebie. I ewentualnie wykopałem gdzieś w internecie. A najbliżej obejrzenia filmu noire byłem podczas seansu Sin City. Ironia, bo oglądałem masę starych filmów. Nie starych, jak z lat 80-tych, a starych jak z lat 30-tych, 40-tych…
Dlaczego o tym mówię? Dla określenia poziomu kompetencji. Kompetencji mojej, jako autora, jako krytyka. Nie jako czytelnika. Tak więc mogę czegoś nie zauważyć, albo coś pomylić - warto zachować to w pamięci na wypadek dalszej lektury ;)

Długo się zastanawiałem jak to wszystko sklecić, jak to pozbierać i poukładać, żeby nie tylko w składny sposób wyrazić swoją opinię, ale też w możliwie czytelny, przejrzysty i uporządkowany sposób udzielić Ci jakichś, naturalnie z mojego punktu widzenia, przydatnych technicznych wskazówek. Dlatego tę swoistą recenzję, a "SWOISTA" to tutaj bardzo ważne słowo, postanowiłem podzielić na 2 części.

W pierwszej skupimy się na takich elementach, które wymagają w pewnym stopniu omówienia - jakiejś analizy, interpretacji i tego sympatycznego filozoficzno-mądrościowego bełkotu, w którym tak lubię się paplać. Drugą część poświęcę na sprawy bardziej techniczne - podam przykłady co mi się podoba, gdzie widzę pewne niedociągnięcia i dlaczego tak uważam. Zacznijmy zatem :)


CZĘŚĆ 1

Jak już wspomniałem - w miarę możliwości uzupełniając swoją niekompetencję zasięgnąłem dostępnych każdemu pomocy internetowych. Dlatego niekiedy chronologia omawianych przeze mnie zagadnień może nosić znamiona jazdy wg definicji.

Mamy zatem w Twoim opowiadaniu tło prawie nieodzowne dla każdej historii noir. Miasto. Jakie jest to miasto? Prawie takie jak trzeba. Wielkie, pełne brudu. W jego żyłach płynie plugawa krew, a jeszcze nietknięte arterie, albo czekają na swoją kolej do upodlenia, albo trzymają się tylko tym, że to upodlenie jest prawnie opisane, ujęte w ryzy legislacyjno-biurokratycznej machiny, która sama pokasłuje i odpluwa. W tle przewija się także wątek wyborów, który, przynajmniej dotąd, także służy ukazaniu zepsucia. Tym razem zepsucia elit. Były inspiracje historyczne w charakterystykach kandydatów? Guevara, na ten przykład? Tak czy owak, bardzo korzystnie to wypada. Gdzie to mamy? Np. w biurze przesłuchań, kiedy idą dowiedzieć się co z Blake. Miasto jest bardzo dobrze wykreowane.

Wiesz czego mi brakuje? Noir. Ciemności. Czarnego, CZARNEGO koloru. Nocy. Więcej akcji nocą. Więcej deszczu i mokrego asfaltu. Więcej białych oparów unoszących się ze studzienek kanalizacyjnych. Masz betonową dżunglę. Niech pnie się ku czarnemu niebu. Niech będzie CIĘŻKA. Jakby miała zaraz zwalić się nam na głowy. Tego trochę brakuje w moim odczuciu.


Następną kwestią, której chciałbym poświęcić chwilę jest fabuła. Mamy zatem prywatnego detektywa podążającego tropem bestialskich morderstw, dokonanych przez tajemniczego Zwierza. Czyli coś starego i coś nowego.

Popularny motyw noir połączony z elementem w zasadzie paranormalnym. Jest to o tyle ciekawe, że Zwierz, przy całym przerażeniu jakie wywołuje, nie budzi tego szczególnego rodzaju lęku - przerażenia nabożnego. A byłby to ciekawy kierunek do podążenia, skoro, skądinąd i tak cały motyw Zwierza wywołuje u mnie skojarzenia z historią bestii z Gevaudan, rozsławionej przez film "Braterstwo Wilków".

Brak w zasadzie motywu femme fatale - sądzę, że do całej historii by wręcz nie przystawał, zatem jest to wręcz zaletą. Mamy za to często obecny w gatunku noir mizoginizm - tutaj objawiający się nie tyle w stosunku do kobiet ogółem, a w stosunku do prostytutek oraz lesbijek. Hech, mimo przeciwstawnej postawy, także tkwi w sidłach mizoginistycznej retoryki. Np. tu.: "Lesby nie lesby, to wciąż kobiety." Jest to jednak zrozumiałe, z racji charakterystyki środowiska, w jakim przebywa i zapotrzebowania samego utworu na elementy komizmu, choćby w cechach idiolektu bohaterów.


Przejdźmy zatem do nich. Może znajdzie się kilka zdań dla pozostałych, natomiast nie ukrywam, że interesuje mnie głównie Hech.

Hech jest wręcz szablonowym bohaterem noir. I sądzę, że w tej szablonowości kryją się wszelkie pozytywy, jakie można sobie wyobrazić. Wszak mówimy o wpisaniu się w tę konwencję i sądzę, że zrobiłeś to świetnie!

Prywatny detektyw, umoczony w grzechach otaczającego go światka, nie dość jednak, by zatracić poczucie wyższych wartości. Taki zatroskany drań, jednak nie kuloodporny. W świetle opinii świata, w którym się porusza, mógłby spokojnie uchodzić za cynika. Ma twardą historię, ale i twardy tyłek. Nie ma kasy, za to ma poczucie humoru. Zdarza mu się zamotać, kilka razy z opresji ratuje go szczęście.

Ogólnie, mimo ciągłej walki z niemoralnością otaczającego świata, widać po nim doświadczenie, zblazowanie i zmęczenie - ukazałeś to umiejętnie. Uciekanie w nałóg tylko podkreśla ten wizerunek. Dla mnie bardzo wielkie znaczenie miała też informacja braku korelacji w jego rzeczywistym wieku, a wyglądzie zewnętrznym.

Jego narracja jest zabawna, nie daje się nudzić. Ewentualne wtręty, dygresje, nie są wymuszone, zwykle spójne z tym, co dzieje się wokół niego. Przy okazji też wtrącę - narracja pierwszoosobowa to Twój żywioł i to widać w tym tekście ;]

Co do reszty bohaterów - lubię jak zgrabnie wypełniają swoją niszę.

White - idealizowana przez Hecha kochanka. No ale czyż nie słusznie? Chyba jedyna postać, która w ciągu całego tekstu mnie niczym nie zirytowała. Bezpieczna przystań głównego bohatera, a jednocześnie krucha arkadia, wymagająca ramienia i silnej ręki do obrony. I taką aurę roztacza, kiedy tylko się pojawia. Jej siostra - no, to jest kobieta wyemancypowana, bez dwóch zdań! Sprała Morrisa - czegóż więcej oczekiwać?

Morris - rozumiem potrzebę tej postaci. Jest uosobieniem wszystkiego co złe mogłoby zagościć w funkcjonariuszu służb mundurowych. Jedno "ale". W lesbijskim barze jego nastawienie jest wręcz groteskowe - gość z takim "attitude", żeby uniknąć powtórzenia, nie zostałby nawet urzędnikiem. Trochę to odbiera wiarygodność postaci. Bardzo się cieszę, że dostaje w ryj.

Terence i Frank. No to ci dopiero parka, nie? Dobrzy goście z nich, zaręczam. Ale aż tyle nie są w stanie wyżłopać ;]

To chyba wszyscy z tych ważniejszych, prawda? Zatem jeszcze kilka słów o stylu.
Przede wszystkim muszę pochwalić za staranność. Praca jest znacznie czystsza - mniej literówek, kosmetyka znacznie poprawiona - wiem ile wysiłku to kosztuje, pomny na Twoją przypadłość, tym bardziej doceniam. Znacznie poprawia komfort czytania.
Ogólnie stylistycznie dobrze/bardzo dobrze, tak trzymać. Są fragmenty gdzie mamy krechę w dół, więc sejsmograf jeszcze czasami wariuje, ale generalnie jest postęp. Brawo! :)


CZĘŚĆ 2

Technicznych uwag, skarg, zażaleń, pochwał i interpelacji kilka.

Tutaj może wyjść nieco chaotycznie - będę jechał rozdziałami, odnosił się do tego co napisałem wcześniej, a jeżeli wyłapałem jakieś przykłady tego samego zjawiska w następnych rozdziałach, to załączę je od razu pod konkretną uwagę.


I rozdział

- dobry początek do opowiadania

- miło widzieć, że przynajmniej "pierdolnęło" nie zostało wyserduszkowane

- kilka niezbyt zgrabnych zabiegów językowych, np.:

Cytat:
Nie wiedzieli, że Agencja nie pozwala robić zdjęć bez pozwolenia.
- czyli te zrobione z pozwoleniem już pozwala zrobić?

Cytat:
Opisał, że zwierz był całkowicie biały. Bielszy od bieli. Nawet blady.
- Uwaga z takimi zabiegami. Bardzo niebezpieczne - można wyciągnąć nogi, i bielszym od bieli wylądować w trumnie. Bardziej drewnianej od drewna.


- kilka również całkiem udanych - np.:

Cytat:
Zgodziłem się. Zrobiłem to wyłącznie dla świętego spokoju ze strony CO. Skłamałem. Kogoś to dziwi? Teraz wszyscy oszukiwali - uczniaki, klasa średnia, politycy, policjanci. Zwłaszcza ostatni. W większości. Narzekali na płace, kiedy sami odbierali grosze innym. Nie jestem pod tym względem wyjątkowy.
- To mi się podoba. Jest takie… noir. Ponure. Dojrzałe. Zblazowane.

Cytat:
Przekonał wielu – CO, wolnych strzelców, weteranów, młokosów. Z każdego zakątka zaczęli wypełzać ,,obrońcy” i miejscy ,,herosi”. Nieopierzone jastrzębie. Prędzej sepy. Zlecieli się większa gromadą na żer. Żeby ich… Nieważne.
- Rozwijaj ten styl.

Cytat:
Wracałem w dobrym humorze. Wieczór był pogodny. Miło. Ciężki płaszcz poszedł w odstawkę do szafy, a marynarkę zdjąłem i rzuciłem na ramię. Zapomniałem o problemach, kopiąc piłkę z dzieciakami z dzielnicy. Fajne szkraby, ale ojców mają kiepskich. Znam każdego z widzenia. Mieszkam w czynszówce, gdzie na dwudziestu lokatorów, co trzeci bądź co drugi jest odsyłany z kwitkiem z urzędu pracy. Wracają, piją, hałasują. Nic nie robią. Życie.
- Po prostu dobre.

Cytat:
White siada na kolanach. ,,Pocięte” żaluzjami światła ulicy wpadają do środka i ukazują niektóre detale jej okazałości. Piersi, kawałek brzucha i czarny pyszczek zastygły w uśmiechu. Wzrok nie kłamie. Ochota wraca. Compadre staje na baczność.
- Świetna gra światła i cienia z tymi żaluzjami. I zgrabnie to opisałeś.


- bohater w niektórych przypadkach jest trochę… nielogiczny? Spójrzmy tu:

Cytat:
Spojrzałem na ciało. Takie piękno marnie skończyło. Kręgosłup wyrwano z ciała wraz z głową, że tak powiem, elegancko. Nie naruszono nóg i rąk, które leżały w błocie zmieszanym z krwią. Robota jakiegoś psychola. […] Biedna łania. Skąd wiem? Odcień i barwa futra, sylwetka, ogon… Trzeba zwracać uwagę na szczegóły. Trochę ich po niej zostało. Obserwacja i zachowanie czujności to podstawa. To właśnie odróżnia mnie od szczawików.


To są dwa akapity. Część wyciąłem. Brak logiki. Jeśli pozostały nogi, ręce, ogon… w moich oczach to żadne osiągnięcie, że rozpoznał gatunek ofiary i jej płeć po takich poszlakach. Na pewno nie jest to dokonanie na którym budowałbym jego przewagę w doświadczeniu i spostrzegawczości nad "szczawikami".

Co do sceny seksu - moim zdaniem to nie tak, że ta scena seksu jest nieudana. Chyba za mocno to potraktowałeś. Owszem, jest kilka niezgrabnych rozwiązań, ale ukazanie cielesności się sprawdza - Hech to może nie czystej krwi hedonista, ale jednak przyjemności ciała, także poza sferą seksualną nie są mu obce i od nich nie ucieka - czysto duchowa, czy też emocjonalna strona seksu w tym wypadku mogłyby być nieprzystające. Liskowic ma jednak rację - zarówno ogólnie, jak i w tym wypadku - znaleźć balans, trochę mniej dosłowności. Natomiast, tak jak napisałeś później - ten eksperyment "pod jakimś względem nie wypalił". A pod jakimś wypalił. Także tu szlifować, bo strawić się dało, ale smak można poprawić ;)

W III rozdziale to już wyszło znacznie lepiej. Tylko znowu Liskowic miał rację - za dużo trzykropków ;]

- Ta przepychanka słowna z Morrisem na końcu I części rozdziału jest dobra.


II rozdział

- fajnie się zaczęło

Cytat:
Kiedy schyla się do niższej półki, patrzę na jej dupcię. Włoska koronka od ciotki. I świat nabiera uśmiechu.
- I to są właśnie te zgrabne zabiegi - świetna sprawa - więcej takich.

Wszystko było okej w 2 części II rozdziału. Wszystko było w porządku. Ale musieli, musieli przejść na tym czerwonym świetle i Hech musiał pobić się z przypadkowym kolesiem, który obtrąbił go na światłach. Dzień wcześniej śmiał się ze szczawików i narwanych młokosów skaczących sobie do gardeł. Co właśnie zrobił? To samo. Oczywiście - można założyć - taki już jest ten Hech, czasem zrobi coś głupiego. No dobrze - a więc czemu? Miał prawo być czymś wkurzony? Wczorajszym nieporozumieniem z White? Z całą pewnością nie. Morrisem? Jeszcze go nie zdążył mocno zirytować. Idą za to z konkretnym celem i nie mają czasu na wygłupy. Ale nie, musiał się uprzeć i wdać w sprzeczkę. Czy fabuła tego wymagała? Nie. Czemu się tak przyczepiłem do tego?

Po pierwsze: wizerunek zblazowanego, doświadczonego bohatera, ciągle tak krytykującego tych młodych, narwanych i impulsywnych, który umiejętnie budowałeś od początku utworu. Co z nim? A chooj, je*ać go! …serio, pobił się z przypadkowym kolesiem, bo ten go obtrąbił na światłach? COME ON, GIVE ME A BREAK! Kompletnie nieprzystające. Tym bardziej, że ta logiczna sprzeczność się pogłębia później, w barze lesbijek, kiedy to treserka budzi w Hechu respekt, jakiego nie obudził napakowany tygrys.

Po drugie: Pozytywne oceny akurat tej części to jakiś żart! I to jeszcze od takich wyjadaczy, jak Liskowic i Drvaal. Katastrofa, bo sam ten zabieg był tak kontrproduktywny, że ktoś powinien dostać w twarz. I całe szczęście, że Morris dostał, bo Ciebie bym nie chciał uderzyć.
Są całe rozdziały tej historii zasługujące na znacznie większą admirację niż otrzymały, choćby za warsztat, ale kompletnie bez powodu, to właśnie ten ma bodaj najwięcej plusów. Obraza Boska!

Może moja reakcja wyda Ci się gwałtowna, natomiast w moich oczach dokonałeś ohydnego gwałtu na procesie kreacji postaci, a dwaj doświadczeni i utalentowani pisarze jeszcze Ci dali "10" jak Wodecki w Tańcu z Gwiazdami. Nie może być! D:


Teraz pozytywy tego rozdziału:

Z tekstów:

Cytat:
Za drogie. Zwyczajnie wyjmuj kutasa, gdy wystrzeli.
- Gdy wystrzeli?! – zadziwia się.- Co to za rada?
- Najlepsza.


Śmiechłem, przyznaję xD

Cytat:
Morris oddaje mi płaszcz.
- Ale cię zrobił.
Wycieram nos o rękaw. Krew przestaje ściekać.
- Ty byś narobił w gacie, zanim by ci walną – warczę.- W ogóle po co leźliśmy na czerwone?
- A cholera wie! Śpieszy nam się.


Mimo wszystko - to podsumowanie sytuacji było zabawne ;]

Cytat:
Serio, mogę ci dorobić świecidełka na górze?
- ten tekst to klasyka ;] Świetne zwieńczenie tej części.

Moja sugestia co do fragmentu, którym byłem oburzony - błyskotliwy tekst, który zgasiłby tygrysa z auta, byłby bardziej pożądany zarówno dla uzyskania efektu komicznego, jak i dla kreacji postaci. A z całą pewnością byłbyś w stanie coś śmiesznego sklecić. Coś takiego jak to powyżej.


Jeszcze w kwestii uwag technicznych:

- co najmniej drugi taki przypadek, więc zwracam na to uwagę:
Cytat:
Nikt, kto w nim żyje, jego nie ogarnia.
- dłuższe formy zaimka występują na początku zdania. Zatem nie "jego", a "go". -> Nikt, kto w nim żyje, go nie ogarnia.


III rozdział

Cytat:
Dawno tu nie byłem. Mówią, że lesbijskie bary to raj dla zapaleńców. Ochoczo podkradają się pod te drzwi, polując wzrokiem na tajemniczy czar. Że im się chce marnować czas.

Nigdy wcześniej nie zaglądałem do lesbijskich barów. Nie znalazłem dobrego, ewentualnie głupiego, powodu. Czy odwiedzałem kiedyś bar Blake? Za wiele nie pamiętam z zeszłego tygodnia, nie mówiąc już o minionych latach.
- to nie był w tym barze, był, czy nie pamięta?

- klimatyczne miejsce, nie powiem - jeden z opisów sprawił, że zachodzę w głowę… a takie zjawisko chyba też pojawiło się już wcześniej:
Cytat:
Kurtyna przy jednej wnęce unosi się. Wychodzi wilczyca z czerwonymi skrzydełkami i w czerwonym kompleciku bielizny. Jedwab, zgaduję. Unosząc się nad podłogą prowadzi na smyczy koleżankę.
- czy te skrzydełka… - to element stroju, a unoszenie się nad podłogą to przenośnia, czy ona… ma skrzydła i leci? Szczerze? Zgłupiałem ;]

Cytat:
Do stolika podchodzi zebra bliźniaczo podobna do White. Tak całkiem podobne to nie są.
- A ja jestem wysoki, ale niskiego wzrostu… trajcie, błagam! xD

- "nadęte rumieńce"? na Boga, mam nadzieję, że to nie jest zaraźliwe D:

Cytat:
Stary sposób nigdy się nie starzeje.
- jak dla mnie, to już się zestarzał, żeby być starym, nie? ;p

- w 2 części świetne rozmyślania na temat odwyku :D

- no i Morris dostał baty - to zawsze cieszy :D

- 2 część 3 rozdziału to warsztatowo bodaj najwyższy poziom poczynając od początku opowiadania - zgadzam się z Liskowicem


IV rozdział

Zgrabny opis marginesu społecznego miasta, tam, na posterunku. Świetnie oddaje klimat miejsca, w którym nie chciałbyś się znaleźć.

Cytat:
W czasie procedury aresztowania wyraziła się w sposób ordynaryjny wobec pracownika departamentu prawa.
- "ordynaryjny" - toś mnie zagiął na chwilę z tym archaizmem ;]

I część - niezły fragment - z jednej strony nadal popycha akcję do przodu, ale na początku zastanawiałem się co z retrospekcją, czy nie namieszała, ale stwierdziłem, że da się prosto w tym odnaleźć, a wprowadziła całkiem pożądany w tej scenie efekty spowolnienia akcji - no i poniekąd zaburzenia chronologii też są właściwe konwencji noir.

II część - w sumie uwag żadnych - tylko to:
Cytat:
Drogę zagradza nam nie całkiem lisowaty zając. No rudy zając z pyskiem żyrafy i z długimi uszami. Antylopy?
- Moja wyobraźnia wysiada przy takich chimerach. Skąd Ty to bierzesz? D:

Całkiem dobre dialogi - i Morris - dostaje ♥♥♥♥♥♥♥♥. Zawsze cieszy.


III część

Cytat:
Patrole i uliczni zwiadowcy wyjdą w miasto. Na następne dni i noce zgarnęli role naszych cieni.
- Dobre, klimatyczne.

Dobra część ze świetną konkluzją. Podobają mi się wstawki z dzieciństwem i przemyślenia - niewymuszone, naturalne. Nie przerywają akcji, a współgrają z nią - ona je wywołuje.


V rozdział

I część

Cytat:
Realny gorący kop ma większa moc niż ten z rąk złodziejskiego sprzedawcy. Zabijanie ciała mało znaczy. Zabijanie woli walki. W tym mam złoty medal. Obie nogi zdrowe, a nie chcę biegać. Tchórzostwo. Nie mam serca, a chce kochać. Głupota.
- Dobre. Po prostu dobre.

Klasyczny i dobrze skonstruowany komizm - jak paczka morfiny w dłoni Terence'a zmieniła nastawienie Hecha momentalnie.

II część

Rany, ale ten Terence spina poślady D: A z czego tu żartować, jak nie z życia? ;]

Cytat:
CO trzyma nóż pod wyszczerzonym uśmiechem sprawiedliwości. Frajerzy nic nie znaczą. Zostaną na lodzie. Norma.
- kolejna z tych myśli zdecydowanie na PLUS.

Terence spina poślady. Mówiłem już? Ja wiem, że muszą być ciasne dla Franka, ale nie do przesady ;]

Niemniej dialog między Hechem a Terencem też zdecydowanie na plus.


VI rozdział

I część

Zobo - rany boskie… to by chyba każdego zaintrygowało :O

Dialog Hech - Frank - ogólnie dobry, podoba mi się.

II część

Pół godziny i 6 pustych butelek? Hecha nie poskładało? Sam mówił, że nie ma głowy do picia.

III część

Abstrahując od zabawnej w sumie sceny seksu i komizmu tego, że Hech ich podgląda. Komizmu i dramatyzmu - bo jednak znać daje o sobie samotność, to… "W fotelu czuję się wypoczęty. Wygodny mebel. Taki starszy brat poduszeczki." - to jest genialne, uśmiałem się. Mój przyjaciel ma takie teksty :D

Bardzo dobry cliffhanger na końcu.


To tyle z części technicznej.


PODSUMOWANIE
Krótko: Jest naprawdę dobrze! Brawo i gratuluję! :) Zwłaszcza od 3 rozdziału widać jeszcze lepszy warsztat, widać że pracujesz i się wyrabiasz. Przyjemnie się to czyta, postaci ogólnie są psychologicznie spójne, a narracja zgrabnie i płynnie poprowadzona. Historia jest prosta i interesująca, zwłaszcza ze względu na dynamikę. To na razie najlepsza Twoja praca, jaką czytałem. Czekamy na dalsze rozdziały i czekamy z zainteresowaniem ;]

Co jeszcze należałoby nadmienić - te serduszka. CO TO JEST ZA ABOMINACJA?! Precz z tym g.ó.w.n.e.m. ;[

0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt - Los Animales Noire - Zwierz - Rozdział VI cz.III(+18 M/M i M/F)
Wysłano: 15.03.2015 23:53
husky / wilk
Anthro
Pora na recenzje recenzji :lolk:

Napisze krótko - MFarley, to kawał dobrze napisanej roboty. 8-)k

Wiem, że nie zdołam napisać tak dobrej recenzji recenzji, zatem skrócę ją do paru punktów:

Do części I:

Cytat:
Morris - rozumiem potrzebę tej postaci. Jest uosobieniem wszystkiego co złe mogłoby zagościć w funkcjonariuszu służb mundurowych. Jedno "ale". W lesbijskim barze jego nastawienie jest wręcz groteskowe - gość z takim "attitude", żeby uniknąć powtórzenia, nie zostałby nawet urzędnikiem. Trochę to odbiera wiarygodność postaci.


Akurat tu się po części nie zgodzę. We współczesnym świecie gorsi potrafią zostać prezydentami, a nawet dostać pokojowego Nobla tylko za szczery uśmiech.

Cytat:
Terence i Frank. No to ci dopiero parka, nie? Dobrzy goście z nich, zaręczam Ale aż tyle nie są w stanie wyżłopać


Do tego wrócę przy omawianiu części II


Część II:

1.
Cytat:
Nie wiedzieli, że Agencja nie pozwala robić zdjęć bez pozwolenia.

- czyli te zrobione z pozwoleniem już pozwala zrobić?


Tu zdanie miało sugerować, że należy mieć pozwolenie na robienie fotek. Układ media i władza.

2.
Cytat:
Dzień wcześniej śmiał się ze szczawików i narwanych młokosów skaczących sobie do gardeł. Co właśnie zrobił? To samo. (...) Miał prawo być czymś wkurzony? (...). Ale nie, musiał się uprzeć i wdać w sprzeczkę. Czy fabuła tego wymagała? Nie. Czemu się tak przyczepiłem do tego?


W sumie ta część miała pokazać krótką odyseję po ulicach miasta. Pokazać środowiska.

Reakcję Hecha bym wytłumaczył na jeden możliwy sposób - oddziaływanie podświadomości samca chęć dokopania komuś. Psychologowie twierdzą, że w każdym z nas siedzi uśpiony barbarzyńca, którego czas niby przeminął ,ale ciągle nas podpuszcza do wojen, walk i innych tego typu rzeczy. Nazywają to ID - i to wszelkiego rodzaju popędy, które należny zaspokajać. Tyle na ten temat.

tu pominę obszerny fragment okresu gniewu i naporu siły

Cytat:

Po drugie: Pozytywne oceny akurat tej części to jakiś żart! I to jeszcze od takich wyjadaczy, jak Liskowic i Drvaal. (...)
Są całe rozdziały tej historii zasługujące na znacznie większą admirację niż otrzymały, choćby za warsztat, ale kompletnie bez powodu, to właśnie ten ma bodaj najwięcej plusów. Obraza Boska!


Sam się nad tym głowię. Można zapytać.


RZUCAM PYTANIE, CZEMU TEN FRAGMENT MA NAJWYŻSZĄ NOTĘ OCEN NIŻ POZOSTAŁE?


Cytat:

Może moja reakcja wyda Ci się gwałtowna, natomiast w moich oczach dokonałeś ohydnego gwałtu na procesie kreacji postaci, a dwaj doświadczeni i utalentowani pisarze jeszcze Ci dali "10" jak Wodecki w Tańcu z Gwiazdami. Nie może być! D:


I jeszcze Wodeckiego w to Wkręcasz?! :lolk: I taniec z gwiazdami :lolk: O, wilku! 4 razy czytałem ten fragment i nadal nie wiem, czy to wina 37 stopni gorączki, czy pisania pracy magisterskiej, ale zwyczajnie tego nie ogarniam :lolk: Czemu akurat Wodecki?! :lolk: Ryszard Ochódzki wyjechał?

3.
Cytat:
Dawno tu nie byłem. Mówią, że lesbijskie bary to raj dla zapaleńców. Ochoczo podkradają się pod te drzwi, polując wzrokiem na tajemniczy czar. Że im się chce marnować czas.

Nigdy wcześniej nie zaglądałem do lesbijskich barów. Nie znalazłem dobrego, ewentualnie głupiego, powodu. Czy odwiedzałem kiedyś bar Blake? Za wiele nie pamiętam z zeszłego tygodnia, nie mówiąc już o minionych latach.

- to nie był w tym barze, był, czy nie pamięta?


Nazwę to pomrocznością jasną albo szybką amnezją. Czasem się zdarza, że zapominamy, że gdzieś już byliśmy. Albert Einstein zapominał o prostych rzeczach - kluczach, adresu własnego domu - a był geniuszem.

4
Cytat:
Cytat:

Kurtyna przy jednej wnęce unosi się. Wychodzi wilczyca z czerwonymi skrzydełkami i w czerwonym kompleciku bielizny. Jedwab, zgaduję. Unosząc się nad podłogą prowadzi na smyczy koleżankę.

- czy te skrzydełka… - to element stroju, a unoszenie się nad podłogą to przenośnia, czy ona… ma skrzydła i leci? Szczerze? Zgłupiałem ;]


Tak :-Dk Niektóre panie mają skrzydełka i latają nisko nad ziemią. Widziałem w necie parę artów - polskich i zagranicznych - lisiczki, kotki, skunksiczki, myszki z pięknymi skrzydłami motyla. Według mnie to dodaje im jeszcze więcej uroku 8-)k

5.
Cytat:
Drogę zagradza nam nie całkiem lisowaty zając. No rudy zając z pyskiem żyrafy i z długimi uszami. Antylopy?

- Moja wyobraźnia wysiada przy takich chimerach. Skąd Ty to bierzesz? D:


W niektórych moich opowiadaniach pokazuję przykład prawa dziedziczenia u dziecka cech po rodzicach, dziadkach.

Nie wiem czemu, ale lubię pokazywać możliwości natury w kwestii potomstwa - kolor futra, charakterystyczne cechy danego gatunku psa czy gryzonia, które odziedziczy dziecko.

polecam jedno z moich starych opowiadań: ,,Stara zazdrość nie rdzewieje" gdzie pokazałem taki wątek:

ojciec husky + mama króliczka = synek wilczuś o nieco długich uszkach. Czemu wilczuś o nieco długich uszkach?

Husky nalezą do grupy psów pierwotnych, czyli takich, których DNA jest w największym stopniu równy DNA wilków.

A uszka odziedziczył po mamusi.

6.
Cytat:

Rany, ale ten Terence spina poślady D: A z czego tu żartować, jak nie z życia? ;]

Terence spina poślady. Mówiłem już? Ja wiem, że muszą być ciasne dla Franka, ale nie do przesady ;]


Ciekawe, tu przytoczę wypowiedz mojego kolegi z Poznania, uczciwy i porządny gość, z którym, o ile dobrze pamiętam żartowaliśmy nieco z życia i zeszliśmy na temat pracy. Zażartowałem z miejsca, gdzie pracuje i wynikła z tego mała kłótnia. Pamiętam, że powiedział, że nie lubi, gdy się żartuje z pracy, bo to jeden z tych poważniejszych tematów.

To bardzo uczciwy gość, więc szybko wyjaśniliśmy sprawę.

7.
Cytat:
Pół godziny i 6 pustych butelek? Hecha nie poskładało? Sam mówił, że nie ma głowy do picia.


Pomroczność jasna, zapomniał wół jak cielęciem był, zwyczajnie musiał się napić i to ostro.

i tu dochodzę do cytatu z I części:

Cytat:
Ale aż tyle nie są w stanie wyżłopać


Ciche wody brzegi rwą 8-)k Chyba w 6 rozdziale to zostało jakoś pokazane.

Na razie jestem wdzięczny i dziękuję za tak uczciwą i nieco dłuuugą, ale fachową ocenę.