Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: trajt - Fantomfur - Fachowiec cz.V  
Autor: trajt
Opublikowano: 2015/3/13
Przeczytano: 904 raz(y)
Rozmiar 10.54 KB
2

(+2|-0)
 
Kurort NEPTUN robił niemałe wrażenie na nowoprzybyłych turystach. Zabudowaniami zajmował całą wysepkę i uchodził za najbezpieczniejszy kompleks na całym Kalidlioroi. Nad całym terenem zawieszono niewidzialną osłonę, przez którą nie przechodził metal ani tworzywa sztuczne. Ten złoty środek, jak i renoma, przyciągnęły wielu bogatych wczasowiczów. To właśnie dla nich wybudowano jazz operę, aqua park, mały port jachtowy, łaźnie, domy spotkań, salony gier oraz posterunki specjalnych grup ochrony.

Ostatnio wokoło zaroiło się od policyjnych motocykli i motorówek. Nie przeszkadzały gościom w odpoczynku, ale plotki przechodziły przez osłonę. Sprzątaczki, boyowie i kelnerki wymieniali ze sobą nowe wieści. Nakaz milczenia ze strony dyrekcji niewiele zdziałał. Za odpowiednią cenę przekazywali je gościom.

Nadszedł czas przedwieczornego odpoczynku. Robo-stewardzi prosili gości o zajmowanie miejsc przy stolikach do pokera, basenach, placach zabaw.

W tym roku kurort przyjął nadprogramową liczbę gości i na sztucznie nasłonecznione place przyszły tłumy chętnych. Każdy znalazł swoje miejsce.

Przy jednym ze stolików przerwano partyjkę. Gracze odłożyli karty i popatrzyli na niesamowite zjawisko. Wilcza łania w jaskrawym i przyciasnym kostiumie kąpielowym kolejny raz okrążała jeden z basenów. W błękitnej wodzie poruszała się z gracją, której nie umieli lub nie chcieli się oprzeć. Ich stół stał na idealnej pozycji. Widzieli wszystko co potrzeba. Nie byli w tym osamotnieni. Wielu samców obserwowało ją. Nieliczni mogli sobie pozwolić na otwarte podglądanie, innym pozostawała dyskrecja.

- Jakie nóżki i bioderka – syknął plamisty wąż.
- A cycuszki pełna klasa - dorzucił wiewiór.- Uformowane bezbłędnie!
- Ciało bogini – dodał tygrys o skunksim namaszczeniu.
Łania podpłynęła do brzegu i poprawiła zmoczone włosy.
- Spójrzcie na te krągłości. Natura umie stwarzać istne cuda – dopowiedział doberman.- Zaraz te cudo będzie moje, zobaczycie.

Zostawił kolegów i podszedł. Na krawędzi nachylił się i wystawił rękę.

- Pomóc?- spytał mrugnięciem.
- Pomóż sobie, frajerze – odpowiedziała.

Doberman zrozumiał, kiedy dziewczyna wrzuciła go do wody. Pozostali ryknęli śmiechem. Ona sama, niewzruszona i obojętna, wyszła z basenu. Odchodząc, machała biodrami w taki sposób, żeby jeszcze wściec prostaczka. I pokazać, że z żywiołem lepiej nie próbować.

Obecność tych bezwstydnych zboczeńców mierził ją. Przyjechali tu dla niej czy dla swoich rodzin? Zaczęła żałować wydania Kranczeka policji. Wydał się elegancki, szarmancki,
zwyczajny. Nie interesowało go jej ciało, ani razu też nie spuścił wzroku. Każdy prostak na jego miejscu próbowałby zagadać, zaprosić na kolację, potem na numerek. Samcza wyobraźnia nie stanowiła zagadki.

,,Mężczyźni nie myślą o niczym innym, niż o zdjęciu ubrania z ładnej dziewczyny” – stwierdziła na widok umięśnionego jelenia. Przypał podrywał na bicepsy jasnofutrą wiewióreczkę.

Może koń wolał mężczyzn? Spotykała takich. - Taka natura poniektórych – zanuciła. Wyglądali niepozornie, zwyczajnie i nagle odchodzili w objęcia równie niepozornych i zwyczajnych kochanków. To byli ci normalni, a nie wesołkowaci głupcy, wyrwani z jakiś podkoloryzowanych parad. Na samą myśl o tych błaznach wzdrygnęła się.

W pokoju zdjęła przemoczony kostium, wytarła się ręcznikiem i naga położyła się na łóżku. Materac zareagował na jej ciężar rozpoczęciem kilkuminutowym programem masażu. Po spotkaniu z idiotą na basenie potrzebowała odprężenia.

Zza odsłoniętych okien balkonowych rozpościerał się wspaniały widok. Świadomie liczyła na jakiegoś zagorzałego podglądacza. Byłoby cudem, jeśli znalazłby się ktoś taki. Skręcić kark to żadna sztuczka, pozwala pokazać drapieżność piękna.

Poza spotkania z Kranczeka nie znalazła innej ,,rozrywki”. Zwiedziła tutejsze ruiny, poznawała muzea, łapała opaleniznę, jednak nigdzie nie poczuła takiego rozluźnienia, jak przy tym ogierze.

Włączyła ściano ekran. Na płaskiej tafli, zajmującej środkową część ściany, pojawił się hotel, przed którym wisiała znajoma twarz kapitana policji. To jemu ujawniła, gdzie znajdą zabójcę Pinka. W pełnym umundurowaniu czarny wyder wydawał się jej dojrzalszy niż w rzeczywistości. Pod udawaną powagą skrywał zakłopotanie. Ciągle się oblizywał. Dostrzegła także skryty oczopląs, ukryty pod czarnymi okularami.

- [Czy tego typu ćwiczenia będą częściej organizowane?]- spytała dziennikarka spoza kadru. Na dole ekranu wyświetlono pasek z tłumaczeniem.

Kapitan chrząknął i popatrzył wprost do kamery.

- [Oczywiście. Musimy przestrzegać konwencji bezpieczeństwa. Nasza planeta może również paść ofiara terroryzmu i bandytyzmu między galaktycznego. Względnie jesteśmy bezpieczni, ale jutro albo pojutrze istnieje ryzyko ataku.]
- [Jak przebiegała dzisiejsza akcja?]
- [Bardzo dobrze. Podejrzany został aresztowany w sposób animalitarny Nie został pokrzywdzony, akcja przebiegła bez strat. To zasługa ciężkiego treningu, jakiemu podlegają siły przeciwterrorystyczne… znaczy antyterrorystyczne. Proces ujęcia to niebywale skomplikowana zagrywka. Ogólna strategia polega na, jak możliwie najszybszym zaskoczeniu przeciwnika. Drużyna szturmowa musi polegać wyłącznie na siebie…

Wyłączyła ekran i przeciągnęła się.

,,Wyłącznie na siebie, powtórzyła. Zrobili z jednego aresztowania marną szopkę. A mówili, że zrobią to po cichu. Durnie”.

Czy koń walczył? Budynek w tle nie wyglądał na uszkodzony. Poddał się? Taki zawodowiec? Małe realne. Żeby nie popsuć swego wizerunku, policja nie poda ilu zginęło, ilu zostało rannych, kto zaginął. Nic nowego.

Padło trzykrotne pukanie do drzwi. Sygnał tutejszej obsługi.
- Proszę – powiedziała głośno i podciągnęła kołdrę.
Wszedł boy hotelowy z tacą, na której dźwigał kubełek schłodzonego szampana.
- Szampan- rzucił.
- Nie zamawiałam…
- Ale ja tak – przerwał jej boy i rzucił tacę. Napój wraz z rozbitym szkłem i kostkami lodu rozlał się po podłodze. Oczom łani pokazał się pasiasty osioł w uniformie boya. Wydawał się w niego wciśnięty.

Niespodziewany gość celował do niej z pistoletu z tłumikiem.

- Nie cieszy się pani na mój widok?- zapytał.- Powinna pani, skoro dostałem zaproszenie. A może przyszedłem nie w porę?- Dziewczyna skuliła się na drugim końcu łóżka.- Nie poznaje mnie pani?

Słysząc te pytanie poszukała w pamięci nazwiska bądź obrazu. Przychodziła jej tylko jedna osoba. Ale nie powinna być w teorii wolna.

- Pan Kranczek?

Już chwytała słuchawkę, gdy osioł strzelił. Pocisk minął dłoń i trafił w telefon. Urządzenie spadło na podłogę z głośnym trzaskiem.

- Bądź grzeczna i wytłumacz mi kilka spraw.- Przystanął przy drzwiach, po czym podszedł..- Ładnie mnie urządziłaś, kochana.- powiedział nie zdejmując z niej muszki.- Prawie mnie dostali. Ledwo udało mi się uciec i przyjść. Zastanawiało mnie, czy mam się spodziewać miłego przyjęcia.- Zmierzył ją wzrokiem.- Widzę, że przygotowała się pani na moje przybycie.

Dziewczynie wrócił uśmiech. Zakłopotanie zniknęło. Unosząc ręce za siebie odsunęła nogami kołdrę. Odsłoniła nagie piersi.

- Jesteś zmęczony po pościgu?
- Jakim pościgu? Na tej gwieździe nie wiedzą czym naprawdę jest pościg i aresztowanie. W porę wyprowadziłem się z hotelu. Mieli mnie przy sobie przez 5 minut. 5 minut, a nawet nie zareagowali na moją drobna przemianę. Widzisz, w tym zawodzie wolę zachować pozory obrazu. Muszę być incognito.
- Pewnie chciałbyś się przede mną otworzyć, prawda?

Wyciągnęła ręce do przodu. Chciała objąć go w pasie. Mężczyzna chwycił ją za ramię i odepchnął na łóżko.

- Mylisz się…

Umilkł. W ręku trzymał kawałek materiału o barwie łaniej skóry. Rozpoznał materiał. Sam takiego używał.

- A więc to tak. Musimy pogadać…

Spojrzał na rzekomą łanię. Z oderwanego miejsca wystawała zwyczajna ręka o granatowym namaszczeniu i ciemnych plamkach. Prawym okiem określił gatunek. Kocica. I właśnie ta kocia rączka trzymała krótką blaster-strzelbę. Musiała ją schować pod poduszkę i wyciągnąć, gdy patrzył na kawałeczek przebrania.

- Jak mówiłeś, w tym fachu trzeba być incognito. Taki napiwek wystarczy za udane zlecenie?- zapytała.
Odwzajemnił się krótkim uśmiechem i zaczął:
- W życiu nie …

Nie dokończył. Z broni padł strzał, który rozpadł się na tysiąc pojedynczych pocisków. W pasiastego osła trafiła pełna pula, odrzucając go do tyłu. Puścił pistolet i huknął o ścianę, prawie rozbijając ekran. Osunąwszy się na podłogę dotknął postrzały na brzuchu. Dłoń była cała we krwi. Spływała po spodniach, wzdłuż krocza. Polizał umazane palce. Jego oddech przycichał.
Podniósł wzrok. Wilcza łania czy też kocica stała nad nim naga i z uniesioną lufą. Przepiękny demon zniszczenia.
-… można mieć czegoś za dużo – dokończył i spuścił głowę.

Sprawdziła szyję. Brak pulsu. Przyłożyła do dłoni nieboszczyka spust broni. Musiała przygotować alibi. On zaatakował, nastąpiła szarpanina, udało jej się wyrwać, zabrać napastnikowi broń i zabić. Tak proste i bezbłędne tłumaczenie wystarczy policji.

Dwoma palcami uniosła głowę za czoło. Pogładziła grzywkę, patrząc w martwe oczy.

- Szkoda ciebie - szepnęła mu do ucha.- Byłeś taki miły. Gdybyś został na dłużej, porozmawialibyśmy i poczekali grzecznie na policję. Zachowałeś się trochę nie fair uciekając i przychodząc tutaj, ale nie szkodzi.

Zostawiła trupa. Podarła pościel i umazała twarz kosmetykami. Kocimi pazurami wypruła poduszce wypełnienie, a na koniec potargała włosy i ogon.

,,Niedługo przybiegnie obsługa, pomyślała. Musieli usłyszeć strzał”.

Nie myliła się. Ktoś gwałtownie zapukał.
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.