Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Vaalandil Númen "Pustkowie Ludzkości - Kilka słów od Autora"  
Autor: Vaalandil
Opublikowano: 2015/5/13
Przeczytano: 1025 raz(y)
Rozmiar 14.59 KB
2

(+2|-0)
 

Pragnę dziś wszystkim przedstawić wstęp, a w późniejszym okresie także kilka kolejnych rozdziałów jednego z obecnie największych projektów, jakie obecnie realizuję. :) Jest to opowiadanie w stylu postapokaliptycznego fantasy, a jego realia są omówione właśnie w tym wstępie.

ŻYCZĘ MIŁEJ LEKTURY!

W roku 2014 ludziom udało się w wyniku wieloletnich eksperymentów z sukcesem stworzyć to, co dotąd wydawało się niemożliwe - nową rasę, której nadano dumną nazwę Anthrenów. Były to inteligentne zwierzęta o ludzkich kształtach, znane głównie w świecie młodzieży i artystów jako anthro i dotąd istniejące tylko na rysunkach i w opowiadaniach. Rasa ta, łącząca zarówno ludzką inteligencję jak i zwierzęce cechy takie jak siła, szybkość czy wytrzymałość, stała się dość szybko obiektem zainteresowań zarówno naukowców i wojska. Choć ci pierwsi uważali odkrycie za nową szansę dla człowieka i w kilka miesięcy później udało się im opracować metodę przejścia z formy ludzkiej w Anthrena, o tyle dowódcy armii widzieli w nich żołnierzy idealnych.
Nowa rasa, choć pod wieloma względami przewyższała człowieka nie obnosiła się z tym nigdy, przyjmując jego zwyczaje, religię i język, żyjąc w zgodzie z ludźmi, którzy początkowo niechętni, powoli zaczęli przyzwyczajać się do Anthrenów i ich bliskiej obecności. Oczywiście pewne ugrupowania uważały taki stan rzeczy za bunt przeciw Bogu i ewolucji, czego efektem były wszelkiego rodzaju ataki na nową rasę, zarówno w zakresie mentalnym jak i fizycznym. Gdy jednak w trzecim kwartale 2014 doszło do brutalnego mordu na Anthrenie, dokonanego przez terrorystyczne ugrupowanie „Ludzka Ziemia”, zaczęto ostro tępić przy pomocy policji i wojska wszelkie przejawy wrogości wobec nowej rasy. Tym bardziej że Anthreni uważali ludzi za równych sobie, przyjaźnili się z nimi, a nawet dochodziło do przypadków ślubu człowieka z anthro.
Świat zdawał się dążyć ku lepszemu jutru... Niestety jednak nie na długo.
Prawie półtora roku po niezwykłym odkryciu, gdy Anthreni przestali być już cudem świata ale wciąż pozostawali niezwykłymi formami życia, 23 czerwca 2015 roku o godzinie 21.20 w szpitalu Salpêtrière na nieznaną chorobę umiera troje dorosłych ludzi. Mechanik i dwie kelnerki z pobliskiej restauracji, którzy sami zgłosili się do szpitala nie byli w żaden sposób ze sobą powiązani i nie spotykali się. Jako przyczynę zgonu podano rozległy wewnętrzny krwotok, którego źródła nikt nie był się w stanie doszukać. Uznając to za dość niezwykły, aczkolwiek niegroźny przypadek, lekarze po sekcji zwłok przekazali ciała do kostnicy i udali się do swoich domów… Zupełnie nieświadomi tego, że właśnie przyczynili się do końca ludzi na Ziemi.
Niecałe dwa dni później w godzinach porannych Salpêtrière przyjął owych lekarzy oraz pięciu innych sanitariuszy z tymi samymi objawami – wewnętrzny krwotok, silny ból… A w efekcie śmierć, której nikt nie był w stanie powstrzymać. Dziewięć niewytłumaczalnych zgonów postawiło personel szpitalny w stan lekkiej paniki. Ogłoszono izolację oddziału i zaczęto w pośpiechu badać komórki zmarłych, jednak zrobiono to o wiele za późno. Dwie godziny później odnotowano zgony kolejnych lekarzy, a także pacjentów, nawet tych już całkowicie zdrowych, którzy mieli opuścić swoje łóżka i udać się do domów. Kiedy 25 czerwca dobiegał końca, nie żyła już jedna trzecia personelu i pacjentów szpitala. Lekarze, nie panując już zupełnie nad rozwojem choroby i paniką, kazali przekazać władzom i mediom paryskim wiadomość o śmiertelnej epidemii, której nikt nie jest w stanie powstrzymać. Zwrócono się także o pomoc do innych lekarzy i naukowców o opracowanie antybiotyków, szczepionek… Czegokolwiek, co mogłoby powstrzymać epidemię.
Kiedy w odizolowanym, jak się zdawało Salpêtrière, nastał ranek 26 czerwca, nie było tam już ani jednego żywego człowieka. Brygada żołnierzy ubrana w szczelne skafandry wyniosła z budynku jedynie trójkę anthreńskich niemowląt, stwierdzając zgon dokładnie 347 ludzi, a więc pacjentów i członków personelu szpitalnego. Nikt w pośpiechu nie zauważył pewnego dość istotnego faktu.
Kiedy dwie godziny później ogłoszono żałobę narodową, nikt nie miał czasu na smutek i zadumę – ogarnięci paniką w skutek wiadomości o epidemii ludzie zaczęli uciekać jak najdalej od szpitala i jego okolic, porzucając swój dobytek i chwytając tylko to, co najważniejsze. Oczywiście znaleźli się też tacy, którzy uważali, że żadna choroba nie jest ich w stanie zmóc, a media jak zawsze starają się wszystko dodatkowo koloryzować.
Memento mori.
Wirus, na którego francuscy lekarze i naukowcy nie byli w stanie znaleźć żadnego lekarstwa, został nazwany Krwawą Mary i w przeciągu trzech kolejnych dni zabił dwie trzecie mieszkańców Paryża. Ciała martwych ludzi, których nie zdążono spalić na wielkich stosach, gniły dokładnie tam gdzie zostały, roztaczając nad miastem obrzydliwy fetor. Tymczasem wiadomości mówiły o nowych ogniskach epidemii, zapewne wywołanych przez uciekających z kraju Francuzów i turystów. Niemcy, Włochy, Hiszpania, Belgia, Polska, Wielka Brytania… Kolejne państwa padały ofiarą Krwawej Mary, zaś dziesiątki tysięcy martwych i rozkładających się ciał spośród tych których nie spalono, zakopano głęboko w ziemi bądź wyrzucono do morza ścieliły ulice miast i wnętrza domów.
Mówiono głośno o Apokalipsie i końcu Świata, którego nikt w żaden sposób nie był w stanie powstrzymać, zaś duchowni nawoływali głośno do modlitwy i żalu za grzechy. W administracji publicznej zapanował kompletny chaos, kolejne rządy upadały, ludzie zaczęli popełniać masowo samobójstwa, a najlepsi spośród naukowców wznosili bezradnie ramiona ku niebu, prosząc Boga o to by ukazał im ścieżkę ratunku. W panice uciekali także Anthreni, stanowiący jedynie nikły procent olbrzymich rzesz uchodźców, którzy rozpaczliwie szukali schronienia poza kontynentem, zdążając ku Ameryce, Afryce, Australii czy nawet Arktyce. Jednakże tamtejsi politycy, przerażeni skalą migracji i rozwojem epidemii zaczęli zamykać swoje granice dla imigrantów, chroniąc się przed zwiększeniem ryzyka zarażenia wirusem. 7 sierpnia 2015, gdy zapory przestały dawać jakikolwiek skutek, prezydent USA wydał rozkaz bezwzględnego strzelania do kogokolwiek, kto próbuje dostać się do ich państwa z zewnątrz. Ocean wypełniły kolejne ciała i świeża krew zarówno uchodźców i Amerykanów, jednakże Krwawej Mary nic nie było już w stanie powstrzymać.
Pod koniec sierpnia wirus zabił już całość populacji Europy i Azji. Japonia, która postanowiła ukrócić cierpienia swoich ludzi, niekoniecznie pytając ich o zdanie i zdecydowała się na desperacki ruch. 29 sierpnia sama zrzuciła na siebie bombę nuklearną, odbierając życie tym, którzy przetrwali oraz przykrywając część Azji radioaktywną chmurą. Tymczasem fakt, że Anthreni jako rasa nie podlegają chorobie w końcu został zauważony przez rzeszę amerykańskich, brytyjskich i rosyjskich naukowców, którzy zebrali się w sterylnych bunkrach pod Nowym Jorkiem i wciąż pracowali w pocie czoła. Zapaliło się światełko nadziei – a co, jeśli krew tej jakże wspaniałej rasy zawiera przeciwciała, które mogą zapobiec rozprzestrzenieniu się Krwawej Mary? Do eksperymentów czym prędzej zachęcono kilku przedstawicieli Anthrenów, pobierając ich czystą krew, a następnie infekując ją zakażoną krwią ludzką. Modląc się o pomyślne wyniki, rozpoczęto testy, podczas gdy jedne z nielicznych aktywnych stacji telewizyjnych i radiowych przekazywały kolejne ponure wieści o epidemii szalejącej w Australii i Afryce. Wojsko USA nie było już w stanie dłużej opierać się napierającym rozpaczliwie falom uchodźców – również tutaj zaczęły pojawiać się pierwsze ogniska choroby, zabijając żołnierzy i imigrantów.
Niestety wyniki badań pogrążyły w nicość ostatnie źródło nadziei ludzkości na przetrwanie. O ile organizmy Anthrenów wydaliły z siebie Krwawą Mary bez żadnego szwanku, o tyle ich komórki czy krew połączona z ludzkim ciałem nie były w stanie zniszczyć wirusa. Ostatnie bastiony w USA, Ameryce Południowej, na Grenlandii i Alasce upadały w zastraszającym tempie, a odór ciał zdawał się wypełniać powietrze na całym globie. Co bogatsi próbowali ucieczki do podziemnych bunkrów bądź w kosmos, lecz niestety wirus okazał się szybszy – śmierć dopadła ich nawet w tych, jak się zdawało, najlepszych schronieniach.
Jako ostatnią deskę ratunku zaproponowano masowe przekształcenia ocalałych ludzi w Anthrenów dzięki odkryciu naukowców dokonanego zaraz po stworzeniu nowej rasy i specjalnej aparaturze, jednak i tu nadzieja zawiodła – wszyscy naukowcy, którzy byli by się w stanie tego podjąć nie żyli, zabierając tajemnicę wraz ze sobą do grobu, a urządzenia przepadły bez śladu. Ostatni ocalali pogrążyli się w mroku beznadziei, oczekując pasywnie na dzień swojej śmierci.
Według informacji, jakie pozostały w wojskowych, pancernych bazach danych, ostatni człowiek na świecie umarł w Echo Bay, dnia 23 grudnia 2015 roku. Krwawa Mary zebrała śmiertelne żniwo godne Apokalipsy, która dosięgła każdego żyjącego człowieka. Anthreni, których zebrana z całego świata gromada liczyła wtedy zaledwie ponad setkę dorosłych osobników i około pięćdziesiąt „szczeniąt” znalazła schronienie na Antarktyce, jako jedynej wolnej od gnijących ciał, pożeranych przez dzikie zwierzęta i ich odoru. Zbierając wszelkie niezbędne urządzenia i zapasy żywności z miejsc które opuścili, stworzyli tam niewielką osadę, którą nazwali Gwiazdą Nadziei.
Od tamtego czasu minęło ponad 150 lat. Ślad po człowieku został niemalże całkiem zatarty przez czas i naturę, widoczny jedynie w ruinach miast pochłoniętych przez dziką roślinność, resztkach autostrad, pordzewiałych pojazdach. Powietrze oczyściło się, zaś klimat znów powracał powoli do swojego danego stanu. Ostatnie pamiątki po istnieniu człowieka w postaci zdjęć, filmów czy nagrań były ogromną rzadkością, na którą można było się natknąć jedynie przez przypadek. Czas wpłynął także na zwierzęta, które zaczęły ewoluować wraz z upływem lat, kompletnie pozbawione jarzma człowieka i jego zanieczyszczeń. Jednakże nie tylko upływ czasu miał na to wpływ - także zetknięcie ze starymi i wciąż wysoce toksycznymi odpadami z zapomnianych elektrowni i fabryk, czy też niedokończone eksperymenty naukowców, które wymknęły się spod kontroli ludzi i rozwijały się w nieznanym nikomu kierunku.
Pojawiły się ogromne, dzikie kotowate i psowate o wielkich kłach i wytrzymałych ciałach, ptaki wielkości samolotów czy owady wielkości małych samochodów, a także przeróżne nowe stworzenia, którym nikt nigdy nie nadał nazwy. Wiele zwierząt rozwinęło swoją inteligencję i zdolność komunikacji do tego stopnia, że nikogo nie dziwił już widok kogoś rozmawiającego z olbrzymim tygrysem na jakiś dość istotny temat czy też owadów wykonujących zadaną im pracę. Liczne plotki mówiły też o smokach, które ponownie pojawiły się na Świecie, panosząc się niczym panowie na włościach, a nie były to już owe dzikie i bezmyślne gady, jakie w większości spotykano w średniowiecznych legendach. Większość z nich jednak wciąż kochała złoto – największe banki świata służyły ponoć kilku z nich za jamy, w których zamieszkiwały.
Pośród tego wszystkiego zaś, żyjący w niewielkich miasteczkach, osadach bądź w dzielnicach dużych miast, odgrodzonych od zdziczałego świata solidnymi palisadami i murami żyli Anthreni. W przeciągu 150 lat zdążyli się rozmnożyć i rozejść po opustoszałej Ziemi z Gwiazdy Nadziei, odzyskując zaledwie niewielki skrawek tego, co kiedyś osiągnęła ludzkość. Żyjąc na poziomie technologicznym i kulturowym z 2014 roku, Anthreni zachowali przy sobie pamiątki po człowieku w postaci religii, szczątków różnych języków, muzyki czy literatury. I choć nowe pokolenia nie wiedzą, czym właściwie był człowiek ani jak tragiczny koniec go spotkał, nieświadomie niosą ze sobą jego dziedzictwo.
Jednakże, pomimo zastoju w rozwoju techniki, spowodowanego brakiem naukowców i dobrze wyedukowanych jednostek, a przede wszystkim źródeł wiedzy, powoli do łask zaczęła wracać dawno już zapomniana i uznana za legendę sztuka magii, zapisana w bardzo niewielu starożytnych zwojach i księgach, które udało się odnaleźć. Choć praktyką tego kunsztu zajmują się jedynie nieliczni młodzi Anthreni, mogąc sobie pozwolić na banalne i proste zaklęcia oparte głównie na iluzji, to mówi się czasami o potężniejszych magach, mieszkających z dala od „bastionów”. Nie każdy bowiem zamieszkiwał owe ostoje techniki i architektury – bardzo niewielkie grupy decydowały się na jedność z naturą i osiedlały się w dziczy, tracąc kontakt ze swoimi pobratymcami.
O ile życie w „miastach” toczy się normalnym tokiem, o tyle podróż pomiędzy nimi czy wyjazd na polowanie to prawdziwe wyzwanie dla nielicznych, gdzie trzeba się zaopatrzyć nie tylko w zapas energii w akumulatorach czy też zasób żywności i wody, ale przede wszystkim w broń dość dużego kalibru i zapas amunicji. Nigdy nie można było być pewnym, co się napotka na swojej drodze ani jaka przeszkoda może się pojawić, tym bardziej że mało które z dzikich zwierząt było nastawione przyjaźnie do podróżujących.
Akcja projektu, czy też opowiadania zaczyna się pewnego wyjątkowo śnieżnego i mroźnego dnia w roku 2169, podczas gdy mocna zima nawiedza Londyn. Niewielkie miasto Anthrenów, otoczone wysokim murem i zajmujące około jedną czwartą powierzchni dawnej stolicy Anglii, skupia się wokół Parlamentu. To właśnie tu nasze spojrzenie pada na głównych bohaterów, którzy będą dla nas tworzyć całość fabuły.


Wszystkich czytających pragnę także poinformować, że moje teksty znaleźć można również na moim profilu dA, a wszelkiego rodzaju WIPy i krótkie teksty także na profilu Tumblr i Facebook. :)
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
1
(+1|-0)
Opowiadania: Vaalandil Númen "Pustkowie Ludzkości - Kilka słów od Autora"
Wysłano: 13.05.2015 17:57
wilkołak / wilk rudy
Zmiennokształtny
1. Jak czytałam ten tekst, to przyszła mi do głowy "Plague INC" - prosta gra w której jesteś wirusem, który musi opanować całą ziemię. Opis bardzo przypominał ładnie napisany Gameplay z tej gry. :) W związku z tym jednak tylko dywagacja - grałam w grę dziesiątki razy i nawet na najłatwiejszych ustawieniach wybicie ludzkości zajmowało mi około 2,3 lata - tutaj odbyło się to w pół roku, co jest moim zdaniem prędkością aż nierealną.
2. Fajnie się pozbyłeś ludzi ze sceny, nie ma co xD Bardzo w stylu "Genezy Planety Małp" ^^
3. Dobrze opisana mechanika zachowań ludzi, państw i ogólnie mechanika epidemii.
4. Z tymi smokami to już jednak chyba przedobrzyłeś xD Nie wiem z czego nagle miałoby się pojawić DNA smoka - jeśli jako mutacja, to nie powinno się przenosić a co za tym idzie powinno bardzo szybko wyginąć, a jeśli jako stałe DNA to skąd ono się wzięło, zaprzeczając setkom lat ewolucji, które normalnie byłyby potrzebne na wykreowanie nowego gatunku?

Ogólnie bardzo ciekawy świat, brzmi bardzo zachęcająco jako świat do pisania w nim RP :)

0
(+0|-0)
Opowiadania: Vaalandil Númen "Pustkowie Ludzkości - Kilka słów od Autora"
Wysłano: 13.05.2015 21:56
Wilk
Zmiennokształtny
1. Przy dzisiejszym stopniu rozwinięcia komunikacji, nielegalnego uchodźstwa i nieudolności zabezpieczeń medycznych pół roku jest jak najbardziej realne. :D
2 i 3. Dziękuję bardzo. :D
4. Można by przyjąć, że smoki niegdyś żyły, jednak z czasem wyginęły, co nie zmienia faktu, że ich DNA mogło w jakiś sposób przetrwać, a po kataklizmie, wspomożone wszelkiego rodzaju wyciekami chemicznymi, zostało odrodzone. :D Niegłupią teorią byłby też fakt, że posiadając takie DNA, ludzie zaczęli eksperymentować, żeby odtworzyć ten mityczny gatunek. :D

Anonim
1
(+1|-0)
Opowiadania: Vaalandil Númen "Pustkowie Ludzkości - Kilka słów od Autora"
Wysłano: 14.05.2015 0:23
Wygląda to jak artykuł z Wikipedii - i tak samo się czyta. Opisanie świata i jego mechaniki w opowiadaniu w taki sposób to moim zdaniem pójście na łatwiznę. Rozumiem, że tak też można i że nie jeden pisarz tak robił, ale na pewno to wszystko powinno brzmieć w tej formie trochę ciekawiej.

Opis ciekawy? Trudna sztuka... To raczej zadanie, które ukazuje, czy autor ma w sobie jakiś błysk, czy nie. Można być wyrobnikiem, rzemieślnikiem...

Do tego też potrzeba jednak predyspozycji. Myślę, że je masz, ale za bardzo popadasz w jakieś schematy, które sam sobie narzucasz. Pisz odważniej.

We "Wspomnienia - Wstęp, Rozdział I" to samo. Jakieś wyjaśnienia na pół strony na dzień dobry. Mnie to zniechęca, wolę wsiąknąć i odkrywać świat po kawałku.

Poza tym starasz się i to widać, interpunkcja, składnia... To nie jest tu takie częste. Składanie zdań, ich wydźwięk, przemyślenia bohaterów... Wszystko na plus, ale musisz trochę zaszaleć. Po co nam kolejny pisarz z mało wyrazistym stylem ginącym w tłumie? Stać cię na więcej, widać, że nie piszesz od wczoraj. :P

Nie jestem żadnym autorytetem, sam pisze do dupy, więc się nie przejmuj.

Tak, czy siak - fajne.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Vaalandil Númen "Pustkowie Ludzkości - Kilka słów od Autora"
Wysłano: 14.05.2015 19:38
Wilk
Zmiennokształtny
Dzięki wielkie za krytykę, zarówno tą pozytywną jak i negatywną, na pewno postaram się w jakiś sposób zastosować do twoich sugestii. :D