Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Opowieści Z Kontynentu: Zielony Świt Rozdział 2  
Autor: Neckroo
Opublikowano: 2015/11/8
Przeczytano: 846 raz(y)
Rozmiar 45.57 KB
0

(+0|-0)
 
Cóż. Coś tam czytacie więc nie jest chyba tak źle. Macie tu kontynuacje.

Opowieści Z Kontynentu: Zielony Świt rozdział 2.


Dwa światełka Darka zamigotały jaśniej, gdy przed jego oczami pojawiła się całkiem naga przedstawicielka Angrivalu. Arsen omiótł ją spojrzeniem szybko. Na kontynencie wszyscy poeci tworzyli poezje o nieskazitelnym, pięknie kobiet z Nowego Angrivalu. Dorównywały swoją urodą mieszkankom Almanuru. Tamtejsze orlice, jastrzębice i sokolice często zazdrościły nimfom i harpią. Rywalizacja była bardzo widoczna. Zanim Arsen stał się najbardziej poszukiwanym obiektem na Aigfal, spotykał wiele kobiet z tych krajów. Zawsze wprowadzały go w dobry nastrój i gotowość do chędożenia. Kiedyś nawet miał taką przygodę. Jak sobie teraz to przypomina to...cóż demony, siedźcie cicho w swojej norze. Czas powrócić na ziemię myślami. Spojrzał w prawo. Odgłos gałęzi jasno sugerował że ktoś na niej zasiadł.
- Fiora. - skwitował krótko mierząc ptaszysko spojrzeniem. Ta nie odpowiedziała niczego, zakrakała ostrzegawczo. Arsen zdziwiony nie pojmował przez chwile co się dzieje. Krótko później zrozumiał że zapewne chodzi o animalkę. Spojrzał na nią. Ta biegła na niego ze sztyletem w dłoni. Arsen chwycił ją za nadgarstek dłoni w której trzymała broń. Sztych był kilka centymetrów od torsu nekromanty.
- Co ty robisz dziecko? - zapytał zaskoczony poczynaniami nieznajomej. Ta stała tylko z harda miną, która mogła skrywać tysiące uczuć.
- A jak myślisz? Powinieneś zapłacić za to co jej zrobiłeś. - odparła stanowczo. Widać było wielki gniew, całe jej ciało rwało się do wymierzania kary. Dark sprawił że kolejna istota go nienawidzi. Był prawdziwie przeklęty. Alabastrowo białe ciało Angrivalki, wyrywało się z uścisku dłoni szkieleta. Jej trzymana dłoń wypuścił sztylet, szybko złapał go druga ręka. Arsen wiedział co się szykuje. Puścił dłoń dziewczyny. Nimfa zaczęła ciąć powietrze, przed Darkiem który cofał się przed ciosami. Może to było dziwne ale nekromanta nie umiał jej zaatakować, ani podjąć żadnej reakcji. Czy może powróciły stare wspomnienia? Pewnie też ale nie to było tego powodem. Wcześniej to jej krzyki słyszał. Co musieli jej tu robić, skoro jest naga? Chociaż nie widać było fizycznych uszczerbków. Brak siniaków czy innych elementów stosowania przymusu. Jednak Dark wiedział że istnieją metody zadawania bólu bez zostawiania siniaków. Z tego powodu że jego misją było ocalenie jej teraz nie zamierzał jej atakować. Nimfa musi jednak przestać z nim walczyć. Jeżeli Dark, znowu podda się szaleństwu...wszystko może się wydarzyć. Jego misja względem niej, przepadnie. Tego nie chciał. Z całego serca nie chciał. Nagle poczuł że uderzył plecami o drzewo.
- Szlag! - wycedził. Nie było już drogi ucieczki. Ostrze sztyletu przeszyło powietrze i zagościło w ciele Darka. Ten krzyknął z bólu. Karmazynowa czerwień zalał mu oczy. Chwycił za nadgarstki animalki. Ścisnął je. Nimfa jęknęła z bólu. Puściła rękojeść ostrza. Arsen rozłożył jej ręce tak że teraz, mógł w całej okazałości podziwiać młode ciało. Nie była wysoka. Na pewno o głowę niższa niż on. Jednak jej ciało mogło być idealnym wzorcem dla nie jednej pani na kontynencie. Piękna idealnie zarysowana twarz z alabastrową cerą, brak było na niej cech starości, obleczona w długie ogniste włosy. Jędrne, zdrowe piersi idealnego kształtu z malutkimi sutkami, beżowy brzuszek z wcięciami w talii, kształtne biodra, wyraziste uda i delikatne stópki. Można byłoby rzec, ideał. I te oczy...czerwone jak jego. Niemal spalały go żywcem. Dark mierzył ją spojrzeniem. Gdyby tylko był żywy. Nagle potrząsnął głową. O czym ty myślisz? Nie to było twoja misją wilku. Straciłeś resztki godności? Tak...godność...ile ma jej szkielet? Ciężko było na to odpowiedzieć. Nekromanta starał się trzymać dobrych myśli. Oddychał ciężko. Nie z powodu ostrza. Nie stracił jeszcze kontroli nad sobą, czuł jednak że jest blisko. Gdy to się stanie. Będzie po niej a on znowu kogoś skrzywdzi. Nie chciał już tego. Po chwili zobaczył jak Fiora zlatuje by usiąść nimfie na ramieniu.
- Dark! Wracaj tu! - krzyczała. Wywołało to natychmiastową reakcję. Arsen wyglądał, jakby obudził się z koszmaru. Patrzał na młoda animalkę. Puścił ją natychmiast. Ta upadła na ziemię, zakrywając się skrzydłami. Szkielet po chwili poczuł że ma coś wbitego w ciało. Wyjął to. Bolało przez chwilę. Krew lekko trysnęła. Odrzucił sztylet i podszedł do dziewczyny. Ta szybko odeszła od niego.
- Zostaw mnie. Jesteś... - Dark przygotował się na najgorsze. - ...potworem. - skończyła. Arsen przez chwilę był tak wściekły, że z całej złości grzmotnął pięścią o runo leśne. Po chwili zamknął oczy, co wyrażane było tym że diodki na chwile znikały i pojawiały się z powrotem. Wstał na równe nogi.
- Masz rację. - odparł tylko zimnym tonem i odwrócił się by odejść. Fiora pojawiła się przed nim by go zatrzymać.
- Żartujesz sobie? Zostawisz ją? Gdzie twój honor? - Dark zacisnął zęby. Chwycił wronę cała dłonią i ścisnął. Nimfa tylko krzyknęła, w geście troski. Rozłożyła duże skrzydła wyrastające w łopatek. Gotowa do pomocy. Dark jednak nie skupiał się na animalce.
- Powiem ci gdzie głupia, czarna ptaszyno. Jest w moim grobie! Zarżnięty przez cały ten świat, który ma w dupie czy mu pomogę czy nie! - mówił pełen złości. - Świat który najchętniej by mnie poszatkował, spalił, rozpierdolił na części, zdezintegrował, zimplodował czy co jeszcze. Każdy zasrany mieszkaniec, chce mojej śmierci. Rozumiesz?! - rzucił wroną przed siebie. Sam upadł na kolana. Już nie mógł dłużej. Szał minął zastępując miejsce smutkiem. Potem doszło do najdziwniejszego spektaklu, jaki mógł mieć miejsce. Do uszów nimfy i Fiory która leżała na podłożu, doszedł lekki jęk. Dark nie mógł ronić łez. Był nieumarłym, jego ciało nie produkowało łez. Jednak mógł wydawać odgłosy kwilenia. Nimfa która była tak bojowo nastawiona, spotulniała. W jej serce trafiło każde słowo Arsena. Jednak bardziej zmiękczyło ją to, że widziała jak szkielet kwili. Nigdy wcześniej nie widziała, żeby nieumarły jęczał w innych powodów niż te normalne. Już na pewno normalnie, nie są to emocje. Tutaj miała za to coś całkiem nowego. Wrona obolała podeszła do Arsena, który obecnie zdjął nakrycie głowy i położył się na ziemi. Zamknął oczy. Fiora pogłaskał go po czaszce piórami skrzydła.
- Wiem to Arsenie. Wiem że nigdy, nie dostąpiłeś wdzięczności od nich. Zawsze chcieli cię ścigać. Zniszczyć. Mieli gdzieś twoje poświęcenie. Pamiętają tylko Ciche Miasto i nic więcej. - spojrzała na nimfę jakby chciała dać jej do zrozumienia, że wszystko co mówi to prawda. - Jednak wiem też, że potrafisz pomóc. Ocalić kogoś. Opatrzeć. Dać schronienie. Pamiętasz tego małego liska? - Fiora mówiła o pewnym dawnym wydarzeniu. Arsen kiedyś znalazł pewnego liska. Był bardzo chory i cały poharatany. Prawie nie żył. Jakby celowo go pobito i zostawiono. Rodziny kupców Circarskich, często tak postępowały z nieuleczalnie chorymi dziećmi. Bili je na śmierć a potem wywozili w odległe tereny za granice państwa. Przed Powstaniem Króla Szczurów takie rzeczy były nagminne. Dark bardzo często słyszał od Fiory, że Circarczycy posiadają całe hałdy martwych dzieci, które zakopywano. Oficjalnie mówiono, że to w myśl selekcji. Nekromanta nigdy nie mógł w to uwierzyć. Circara słynęła z tego że robiła takie numery. "Spichlerz kontynentu"? Pff...to jedyne pozytywne określenie, jakie miała. Reszta była już mniej pochlebna. Niestety. No w każdym bądź razie lisek długo nie dawał oznak że wyjdzie z choroby. Nekromanta podejrzewał w pewnym momencie że dziecko na prawdę jest martwe. Wrona pamiętała jak złorzeczył całemu krajowi. Że spaliłby go żywcem i wyplewił lud tego przeklętego państwa. Los jednak uśmiechnął się do liska. Wyzdrowiał i miał się dobrze. chciał zostać z Darkiem jednak nekromanta się nie zgodził. Musiał opuścić młodego animala. Jednak zanim to nastąpiło, odprowadził go do najbliższego domu.
- Roni. Chyba tak się zwał. - odpowiedział wronie która pokiwała głową. - Tak. Dokładnie tak. - odparła. Arsen podniósł głowę. Przed oczami z mgły wyszły wspomnienia, Roniego który został przyjęty do nowego domu. Dark poczuł wtedy że może świat, nie jest taki paskudny. Oczywiście złe rzeczy działy się częściej. Jednak była to może wina, krótkowzroczności animali. Łatwiej jest zauważyć zło niż dobro. Jego jeden czyn sprawił że świat na pewno stał się lepszy. Zarówno w oczach tego dziecka jak i jego. Wtedy Dark poczuł że może pomagać. Chciał pomagać z całego serca. Szybko jednak się przejechał na swoim dobrym sercu.
- Czy dla pamięci Roniego nie warto pomagać? - zapytała patrząc na niego czarnymi jak węgiel oczami. Dark westchnął. Podniósł się cały. Podszedł do ostrza które wcześniej wyjął sobie z ciał. Podniósł je i podszedł do dziewczyny. Ta usłyszawszy tyle faktów o nieumarłym, nie wiedział co już czuć względem niego. Na początku bała się go, chciała się tylko obronić. Teraz nie wiedziała już co miła robić. Na pewno nie ufała mu. Jednak gdzieś w jej sercu zagościło malutkie przekonanie, że może być dobrą istotą. Szkieletem o złotym sercu, pod płachtą z ciemności i cierpienia. Dark schylił się do niej i podał jej oręż. Starał się nie gapić na jej ciało. Nimfa przyjęła swoją broń. Po chwili doszło do niej że prezentuje się bez ubrań. Teraz gdy emocje opadły, doszło to do niej wyraźnie. Szybko otuliła ciało skrzydłami.
- Bogowie, wybaczcie. - poczuła jak nogi gną się jej, z zażenowania całą sytuacją. Zaczęła przepraszać. Arsen na początku zaskoczony spojrzał na dziewczynę. Potem się uśmiechnął.
- Nie musisz mnie przepraszać. Po prostu się ubierz. Był tu jakiś obóz tak? - zapytał pogodnie. Nie chciał tworzyć, niesmacznej atmosfery. Nimfa pokiwała delikatnie głową. Jej twarz przyozdobiona rumieńcem spowodowała że Arsen, przez chwilę zaniemówił. Była na prawdę piękna. Wilku o czym ty marzysz? Szedł przed siebie. Teraz nabrał chęci, na odtworzenie swojego ciała. Co by za to dał. Wiele. Może nawet Fiorę. Gdy pomyślał o tym, zaśmiał się głośniej. Animalka prowadziła go do miejsca gdzie obozowała grupa która go napadła. Mały obóz pomiędzy wyrębnymi drzewami, prezentował się dobrze. Ognisko dymiło się jeszcze co sugerowało że mieli chęć opuszczać to miejsce. Gdyby wyjechali kilka godzin szybciej. Fiora podleciała do garnka, który stał na ruszcie nad ogniskiem. W środku coś było. Nienazwana kremowego koloru breja śmierdziała strasznie. Wrona odskoczyła od "jedzenia"
- Bogowie. Wojskowe racje. - odparła machając skrzydłem w stronę gara. Dark zaśmiał się.
- Dobrze że ja nie mam tego problemu. - odparł. Spostrzegł że nimfa zniknęła w namiocie. Pewnie tam miała jakieś ubrania. Zaczął przechadzać się po obozie. Penetrował każde miejsce, szukając przydatnych rzeczy i informacji. Obecnie najbardziej frapujące było pochodzenie owej dziewczyny. Kim mogła być? Szkielet nie był pewny co do własnych przemyśleń że może być ona animalką z Angrivalu. Nic mu się nie zgadzało. Nie ma charakterystycznego upierzenia, barwy, ani pióropusza z którego słyną nimfy. Hmm...nic się nie zgadzało. Mogłaby być bardziej harpią. Tylko nie widywało się tak jasnych harpii na kontynencie. Dark podszedł powoli do namiotu w którym zniknął obiekt jego rozmyśleń. Za nim jednak wszedł do środka, młoda osóbka wyszła ubrana. Pięknie leząca skórzana kurtka, idealnie komponowała się z płócienną koszulą i szaliczkiem wokół szyi. Na dolną cześć garderoby nie spojrzał. Zasępił się. Teraz jeszcze jedna rzecz mu nie pasowała. Mianowicie skrzydła. Miała ich trzy pary. Aż trzy. Nie mogła pochodzić z kontynentu. Na nim nikt nie posiadał, trzech par skrzydeł.
- Wybacz że cię zapytam o coś. - zaczął. Nieznajoma zdziwiona przechyliła głowę. - Tak? - zapytała. Dark pokazał jej skrzydła. - Skąd masz trzy pary? Nigdy nie widziałem istoty z trzema parami skrzydeł. - oznajmił wyraźnie zaskoczony. Animalka chciała odpowiedzieć, jednak coś nie dawało jej takiej możliwości. Złapała się z głowę.
- Ja nie wiem. Nie pamiętam. - oznajmiła. Nagle poczuła swoją bezsilność. Krok dzielił ją od popadnięcia w panikę. Nekromanta szybko chwycił ją za ramiona i potrząsnął. Ta ze zdziwienia jak traktuje ją szkielet, znieruchomiała.
- Uspokój się. Pamiętasz cokolwiek? - zapytał. Błędne spojrzenie dziewczyny miotało się na prawo i lewo. - Clooy. - odparła. Arsen przez chwilę nie rozumiał co do niego powiedziała. Jednak po chwili skojarzył że musi chodzić o imię. - Masz na imię Clooy? - zapytał by się upewnić. Nimfa spokojnym ruchem głowy twierdząco odpowiedziała na pytanie Arsena. Fiora siadła na ramieniu nekromanty.
- Clooy. Ładne imię. - stwierdziła. Animalka spojrzała na nią. Miała głębokie spojrzenie. Jakby się czegoś bała. Jakby coś przez chwile pamiętała ale bała się, że to co trzymała w głowie za chwilę pochłonie ją całą. Dark puścił ją. Ona sama po kilku chwilach uspokoiła się na tyle że mogła już stać z podniesioną głową.
Nekromanta nie wiedział za bardzo co ma zrobić. Nie trafił się jej przypadek poza kontynentalnego stworzenia, które na dodatek miało amnezję. Fiora szepnęła mu do ucha.
- Może odstawimy ją do stolicy. - Dark spojrzał na nią karmazynowym okiem. - Oszalałaś! - krzyknął. Zaraz zamachnął się by odgonić ptaszysko. wrona zawisnęła przed nim na wysokości jego tworzy.
- Arsenie wiem że to niebezpieczne biorąc pod uwagę twoją reputację i kondycję. - spojrzała na Nimfę. - Jednak jeżeli znów ci odbije. Co wtedy? - zapytała. Dark chociaż chciał zdrowo przyłożyć swojej towarzyszce, to musiał się z nią zgodzić w jednej kwestii. Gdy tracił panowanie nad sobą. Był nieobliczalny. Animalka nie mogła nie czuć że wrona lekceważy ją w rozmowie.
- Ej ja też tu jestem. - Fiora nie przyjęła się tym że uraziła Nimfę. Jak to mówili dzieci nie przeszkadzają, dorosłym w rozmowie. Clooy musiał to jakoś przeżyć. Była z nich najmłodsza. Fiora była od niej na pewno starsza nie wspominając o Arsenie który przeżył całą I Wojnę Krwi. Ta trwała ponad dwieście lat, po niej przyszła smutna egzystencja, jako przeklęty szkielet. Był więc bez wątpienia, najstarszy w tym gronie.
- Nie mogę pytać cię o zdanie Clooy. Na pewno zaprzeczysz. - odparła do niej wrona siadając s powrotem na ramieniu nekromanty który uspokoił swój temperament.
- Właśnie tego się obawiam. Jak stracę kontrolę w mieście to po stolicy. - powiedział do wrony. Ona to rozumiała. W stolicy na pewno znajdzie się ktoś, kto będzie chciał dopaść Darka. O ile nie będzie to całe miasto. Clooy podeszła do nekromanty.
- Skoro to takie niebezpieczne. To czemu się tam wybieramy? - zapytała, patrząc ukradkiem na wronę nieprzychylnie, za potraktowanie jej jak powietrze. Szkielet założył ręce na siebie.
- W stolicy będziesz najbezpieczniejsza. Na dworze Arcybiskupa nic nie będzie ci groziło. - odparł. Animalka próbowała protestować, jednak Dark nie dawał się przekonać. - To już postanowione. Odstawie cię pod mury miasta. Potem znajdziesz siedzibę kręgu i będziesz bezpieczna. - powiedział ostatecznie. Clooy obrażona odeszła do najbliższego drzewa. Arsen przypomniał sobie, jak bardzo niesforne potrafią być dzieci. Ona wybitnie je przypominała. Złapał się za głowę.
- Choć Fiora. Musimy przygotować się do podroży. - powiedział do wrony która pokiwała głową. Wzleciała by zacząć szukać jakiś przydatnych rzeczy. Clooy przez chwile szeptała coś do siebie. Po chwili się uspokoiła i spojrzała na Arsena. Dziwny jest ten świat. Istota która mogła prawdziwie ją przerazić, pomaga jej. zaczęła się zastanawiać ile prawdy jest w tym, że Arsen Dark to jeden z najgorszych zbrodniarzy w historii. Animalka spojrzała w słońce. Nagle poczuła jak ogień dziecka Harrariela, ją woła. Dziwny głos zagościł w jej głowie. Był ciepły, opiekuńczy i męski. Clooy stała jak zahipnotyzowana. Głos wprowadził ją w dziwny nienazwany trans.


Złotawa szakalica przekroczyła granicę Puszczy i skierowała swoje kroki, do najbliższej wioski. W połowie drogi przystanęła. Rzuciła ubrania na ziemię i sama uklęknęła. Dotknęła swojego brzucha. Czuła jak to przeklęte nasienie, z tego paskudnej macki żywi się jej krwią by rosnąć. Pogłaskał swoje ciało czując smutek, po chwili przekuła go w złość. Tak bardzo zaczęła życzyć śmierci Arsenowi. Wstała i zaczęła wygrażać pięścią w stronę Puszczy.
- Zabije cię Dark. Zginiesz! Słyszysz!! - krzyczała. Nagle upadła lamentując. Jej los na prawdę był teraz nieznany. Sama nie wiedziała, co wyjdzie z niej po tym jak ten paskudny wytwór nekromanty, już do końca się pożywi. Czy wyjdzie sam? Czy może będzie musiał go urodzić? Urodzić? Jak zwykłego animala? Przeraziła się prawdziwie. Jak to? miała urodzić coś tak paskudnego, złego i sprzecznego z zasadami życia. Po chwili wstała. Otarła oczy od łez. Ogień zemsty płonął w jej sercu. Czuła jak wypełnia jej umysł i rozsadza czaszkę. Zaczęła się ubierać. Gdy skończyła zaczęła się rozglądać. Dotarło do niej że nikogo tu nie ma. Żadnej żywej duszy. Nikogo. Jej towarzyszów też nie. Chociaż długo już ich nie było to dopiero teraz, poczuła ciężar ich nieobecności. Zwłaszcza Lube. Jego było jej szkoda najbardziej. Dobrze znała kotowatego. Lubiła się z nim. Reszty kompanii w równym stopniu było jej szkoda. Jednak to właśnie Lube był bliski jej sercu. Wtedy gdy Dark zabił go tą włócznią. Szakalica zacisnęła pięść. Za to również zapłaci. Dark zapłaci u niej, już za dwie rzeczy. Będzie długo cierpieć. Animalka powoli stawiała kroki. Na horyzoncie pojawiły się pierwsze domki wioski. Już była blisko cywilizacji. chwyciła swój brzuch. Ten zaczął ją boleć. Jakby coś zjadało ją od środka. Pasożyt rósł bardzo szybko. Musiała się spieszyć. Może kapłani z Srebrnego Kręgu jej pomogą. Czuła swoją słabość. Gdy pojawiła się na wejściu pierwszego domu, upadła z wycięczenia. Ostatkami sił powstrzymywała powieki, przed zamknięciem. Jednak nie mogła walczyć z sennością za długo. Widziała tylko jakieś rozmazane kolory, które rosły w jej oczach. Po chwili oczy zakryła jej ciemność.
Szakalica otworzyła oczy, po nie wiadomo jak długim czasie. Przed jej twarzą zauważyła parę wielkich zielonych oczu. Przestraszyła się tego i odruchowo chciała się oddalić. Nagle poczuła że nie może. Coś zatrzymało ją. Jakby jakaś siła trzymała ją za nadgarstki i kostki. Po chwili zauważyła, że siedzi przykuta do metalowego krzesła. Dziewczynka która siedziała na jej kolanach patrzała na nią z uśmiechem.
- Hej. Obudziłaś się. Jak masz na imię? - zapytała pogodnym głosem. Szakalica nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Była zdezorientowana i przerażona. Siedziała skrępowana w jakiejś szopie a jedyna żywa istota jaka tu była to małe dziecko które pytało ja jak ma na imię.
- Co? Moje imię? To nie ważne. Wypuść mnie szybko. - zaczęła się szarpać. Dziewczyna zeszła z jej kolan. Stanęła obok dużego tygla, wiszącego nad ogniskiem. Ogień palił się już jakiś czas co sugerował stopień zużycia drewna, pod narzędziem. Metalowe kajdany nie chciały ustąpić. Szakalica nerwowo się rozglądała. Szybko w jej oczy rzucił się jakiś czarny obiekt na jej brzuchu. Przeraziła się.
- Nie. - wycedziła tylko. Patrzała załamana jak pulsujące, czarno-czerwone ciało pasożyta było już na zewnątrz jej ciała. Przebiło się przez brzuch i delikatnie wychodziło na zewnątrz. Centymetr po centymetrze. Miało już sporą powierzchnię. Miało długość dwóch palców wskazujących. Nie przypominało na razie niczego co byłoby zbliżone do animala. Po chwili zauważyła zaczątki uszu, a kontury w pewnych częściach układały się w przeraźliwie smukłe ciało. Co za potwór! Dziewczynka która na nią patrzała była dziwnie spokojna. Nie wykazywała strachu czy paniki. To jeszcze bardziej wprowadzało szakalicę w poczucie zagrożenia i zdezorientowania.
- Co tak patrzysz! Nie patrz na mnie! Wynoś się! - krzyczała do młodej wilczycy. Ta nie ruszyła się o krok. Wpatrzona w to co pulsowało na jej ciele. Szakalica wpadła w panikę i nie moc. Coraz bardzie brnęła w szaleństwo. Przed jej twarzą pojawił się Dark i te jego czerwone oczka. Mówił do niej.
- No. Teraz już wiesz co na prawdę ci ofiarowałem. Szaleństwo i śmierć. - mówił. Szakalica nie chciała w to uwierzyć. Resztki jasności umysłu mówiły że to wyłącznie iluzja, płatana przez jej mózg. Jednak był to wyłącznie szept, wśród wrzasków. Animalka podśmiewała się z bezsilności. Po krótkim czasie zmieniło się to w autentycznie, mrożący krew śmiech szaleńca. W odgięta do tyłu głową rechotała szaleńczo, wypełniając całą szopę swym głosem. Dopiero teraz mała wilczyca zaczęła się bać. Czym prędzej podeszła do drzwi. W tym samym momencie, przyszedł jej ojciec i matka. Gdy weszli oboje do środka ich oczom ukazał się przerażający widok. Pasożyt na ciele szakalicy rozrósł się, o kolejna długość palca. Coraz bardziej rozpruwał jej brzuch by wyjść na zewnątrz. Widać było że wystaje mu szakala przednia łapa i ciągnie się linia szyi. Uszy rosły już długie, niedbale i pokracznie. Teraz brakowało tylko inicjatywy potwora, do poruszania się. Starszy animal który był już mocno posiwiałym wilkiem śnieżnym, wyprosił swoją żonę i córkę.
- Żartujesz. Nie możemy cię tu zostawić z tym czymś. - protestowała żona. Animal nie chciał jednak, wdawać się w sprzeczki. Skończył szybko dyskusję. Zaryglował drzwi i pokonując swój własny lęk, podszedł do stogu siana by chwycić za ubranie do odprawiania guseł. Ubrał się czym prędzej w kubrak i podszedł do tygla z torbą wypełnioną ziołami. W środku narzędzia była woda. Szakalica patrzała na niego przekrzywioną głową. Z kącika ust, leciała jej strużka śliny. Szerokimi oczami wpatrywała się w starca. Ten dygoczącymi rękami, wrzucił zawartość torby do kotła i zaczął powoli mieszać. Przełykał ślinę co rusz próbując nie patrzeć jak wyliniały miejscami stwór pulsuje na ciele szakalicy. Wilk czuł że ona jest stracona. Chciał jej pomóc z całej siły. Miał nadzieje że gusła wystarczą. Jednak to była bardziej magia oparta na zabobonach, niż mocy jakiegoś konkretnego Boga. Starzec nie wróżył sobie sukcesu. Jednak twardo brnął do przodu. Nagle jego przerażenie się wzmogło. Pasożyt zaczął oddychać. Po chwili pociągnął nosem. Budził się. Jego już wykreowana głowa, posiadała sprawne jedno oko. To otworzyło się nagle i spojrzało na starca. Animal czuł jak jego serce przyspieszyło. Przyspieszył przygotowania. Zaczął mamrotać jakieś dawno zasłyszane zaklęcia. Pasożyt zaczął kłapać szczęką w jego stronę. Nie był jeszcze wykształcony więc nie mógł się oderwać od swojego ciała, którym się żywił. Szakalica była już pół martwa. Jej oczy nadal otwarte do granic możliwości, spoglądały przed siebie. Na wpół nieumarły szakal miał już rozmiar prawie metra. Musiał jeszcze trochę pożywić się, później oderwie się od ciała i wielką chęcią zabije tego głupca. Potwór rósł bardzo szybko po kilku kolejnych chwilach miał już ponad metr. był bliski półtora metra. Animalowi czas się już kończył. Wykonał dwa ostatnie gesty po czym zaklął wodę mocą odprawionego rytuału. Tygiel lekko podskoczył. W tym momencie Pasożyt mógł poczuł że jest gotowy. Rozerwał ciało żywicielki i pofrunął na nieszczęsnego starca. Ten jednak miał jeszcze refleks. Uniknął ataku upadając blisko zrzuconej zawartości szakalicy. Jej oczy teraz już opadłe, prawie zamknięte patrzyły na niego. Ich smutek, wiercił dziury w jego duszy. Jego nozdrza szybko przebił smród trzewi, jaki wydawało z siebie truchło. Pasożyt otrzepywał się z łożyska oraz innych wydzielin w których kąpał się, gdy wychodził na zewnątrz. Cóż to była za podróż. Teraz jednak mógł już spokojnie nasycić się, po "narodzinach". Szybko wyczuł ciało starca. Podbiegł do niego. Śnieżny wilk zareagował natychmiast. Wstał i oczami szukał tygla. To jego jedyna nadzieja. Spartaczył bo nie uratuje już szakalicy ale przynajmniej zabije to coś. Chwycił za rączkę i zamachnął się całym naczyniem, tak że ciecz która w nim była wyleciał wprost na szarżującego pasożyta. Ten z powodu impetu nie mógł się zatrzymać. Zawartość kotła oblała go całego. Słychać było syk jakby rozgrzany metal, poddawano hartowaniu u kowala. Pasożyt nie patrząc gdzie biegnie, wpadł na ścianę szopy. Grzmotnął tak mocno, że aż połamał sobie nos. Jucha trysnęła jak woda z kranu. Leciała ciurkiem. Wilk patrzał jak ciało potwora spowija mgła. Woda działała, paliła go. Jednak to było za mało. Nie zabiła go. Jedyna bron jaką miał przy sobie, nie dała rady nawet porządnie zranić pomiota. Co dalej? staruszek wykorzystał to że szakali stwór, miota się próbując pozbyć się z siebie cieczy. Wilk złapał za rygiel i podniósł go. Jednak nie zdążył wyjść. Zanim mu się to udało przebiły go na wylot szpony potwora. Animal obrócił w konwulsjach głowę by spojrzeć na wytwór nekromanty.
- To bolało. - wskazał na swoją twarz i ciało nadpalone od mieszanki. W ogóle całe ciało tego czegoś było ohydne. Liczne dziury jakie ziały na całym ciele prawdopodobnie były efektem cieczy z tygla ale również i wydzielin organizmu szakalicy jak żółć czy kwas żołądkowy. Inne miejsca były już lepiej zachowane jednak określenie "lepiej", powinno być raczej zabronione dla tej istoty. Liczne, wyliniałe miejsca prezentowały szare, zarobaczone ciało pokryte licznymi kraterami z cieknąca ropą. Całości dopełniały, zlepiona w kudły rudo-czarna sierść która prezentowała się co najwyżej żałośnie i ohydnie. Stwór bez większych ceregieli zacisnął zęby na szyi wilka. Krew obryzgała co całego. Gdy poczuł że iskra życia animala zgasła odrzucił go na ziemię. Zaczął powoli pałaszować ciało śnieżnego wilka. Ostrze siekacze, kły, trzonowce radziły sobie z każdym napotkanym problemem. Kości pękały a mięśnie i organy rwały się na sztuki. Pasożyt pochłaniał ciało bez manier, rozlewając każdą możliwą ciecz jaką można sobie wyobrazić dookoła siebie. Gdy skończył usłyszał jak coś, dobija się do drzwi. Zostawił prawie ogołocone truchło starca i podszedł do zasuwy. Odwiódł ją i otworzył drzwi. Żona nawet nie zdążyła krzyknąć gdy szpony długie na całą dłoń, odcięły jej głowę. Czas na drugi posiłek. Szybko zabrał się za pałaszowanie obiadku. Urywał poszczególne paluszki i wciągał flaki jak spaghetti. Dziewczyna która wszystkiemu się przyglądała przez szparki między palcami spoglądała jak potwór pochłania cal po calu jej matkę. Chciała zasłonić sobie całkowicie oczy. Jednak jej ciekawość nie chciała na to pozwolić. Co za głupota umysłu, fascynować się taką rzezią. Pasożyt ze zwisającymi jeszcze kawałkami mięsa na kłach spojrzał na dziewczynkę. Otarł szczękę z resztek jej matki i powoli do niej podszedł.
- Witaj. - przekręcił głowę. Młoda wilczyca struchlała ze strachu patrzała na potwora. Jawił się obecnie przed nią jako ociekające krwią, monstrum. Zniżył się do niej.
- To ty pozwoliłaś się mi rozwinąć. Dziękuje. Jednak widzisz. Jestem nadal głodny. - odparł wstając powoli. Dziewczynka dygotała cała. Dawało się tylko słyszeć ciche cedzenie słowa "nie". Potwór wyszczerzył zęby. Czas na kolację.
Rzucił się szybko. Jednak jego atak nie skończył się śmiercią dziewczynki a jego własnym krzykiem. Oczom młodej wilczki, błysnął tylko jakiś przedmiot. Leciał szybko i miał kształt koła. Gdy otworzyła oczy szerzej, zauważyła że coś przed nią leży. Przez chwilę nie była pewno co to jest. Potem jęknęła i odsunęła się od tego. To była przednia cześć pyska z językiem. Ten obiekt musiał go odciąć. czakram odbił się kilka razy i zaczął lecieć w przeciwnym kierunku. Dziecko śledziło teraz jego tor. Obiekt zatrzymał się w dłoni niewysokiej postaci. Ta stała przed wejściem do domku, w którym mieszkała już niekompletna rodzina młodej animalki. Biało-szara postać podeszła bliżej dwójki. Stanęła tak że światło idealnie ją oświetlało. Była na pewno myszą. Więc musiał być z Circary. Chociaż tego nie mogła być pewna. Myszy lubiły podobnie jak ich więksi bracia szczury, wieść życie wędrowników i koczowników. Mogła więc być z każdego miejsca na kontynencie. Potwór obecnie sikał krwią z żyłek, które prowadziły wcześniej do nosa na podłoże. Okiem spoglądał na mysz która stała z czakramem gotowym do ataku.
- Wybacz. Spudłowałam. - odparła do niego, stymulując sobie ramię. - Chyba wyszłam troszkę z wprawy. - zaczęła się rozciągać. - To jednak się dwa razy nie zdarzy. - ostrzegła uśmiechając się zadziornie. Potwór, wydał z siebie dźwięk zadowolenia. Zaszarżował na nią. Mysz chwyciła kilka noży z pasa i rzuciła w kreaturę. Ta sprawnie je ominęła. To dało kilka sekund biało-szarej animalce na doskok do potwora. Czakram przeciął powietrze. Refleks potwora był jednak wysokiej rangi. Uniknął bezpośredniego uderzenia. Czakram, zostawił tylko płaskie rozcięcie na klatce piersiowej. Potwór zasyczał z bólu. Myszka się uśmiechnęła ale szybko poczuła, piekący ból od strony lewego przedramienia. Stwór zaryczał triumfalnie. Wojowniczka spojrzała na ranę z której sączyła się obecnie krew.
- Dark jak zwykle się postarał. Nie wyszedł drań z wprawy. - odparła i wyciągnęła z tylnej torby małą fiolkę. Odkorkowała ją po czym wypiła duchem jej zawartość. Poczuła jak jej ciało płonie od magicznego wywaru z buteleczki. Jej żyły zmieniły na chwilkę kolor i były bardzo widoczne. Po chwili schowały się. Odwróciła się w stronę potwora. Jej oczy wydały się jaśniejsze. Potwór ani trochę się nie przestraszył. Chlusnął kilka razy krwią i znowu zaszarżował na swoją ofiarę. Myszka chwyciła czakram i rzuciła go przed siebie. Tym razem zrobiła to tak szybko że monstrum nie dało rady zareagować. Metalowy dysk przeleciał przez jego głowę dzieląc ją na pół. Obie części dyndały na mięśniach szyi gdy padał martwy. Siła impetu sprawiła że jego ciało poszurało jeszcze trochę o piach po czym znieruchomiało. Mysz zakończyła mały horror na farmie. Myszka zaczęła iść po swoją broń. Czakram upadł kilka metrów od ciała powalonego stwora. Wojowniczka podniosła go i przypięła do pasa. Zaczęła powoli odchodzić. Żałowała że potwór tak szybko zdechł. Mogła spróbować coś z niego wytrzasnąć na temat Arsena i potem dopiero zabić. Cóż pospieszyła się. Trudno. Nagle usłyszała nawoływanie małej dziewczynki.
- Ej. Nie zostawiaj mnie tu. - krzyknęła do niej. Mysz stanęła ale nie spojrzała w jej stronę. - Czemu? - zapytała poważnie. Dziewczynka nie rozumiała tego pytania. Jak to czemu? Przecież ona była mała bezbronną istotą. Jak miała dać sobie rade? Zwłaszcza po tym co teraz widziała. Mysz odwróciła do niej lekko głowę. Czekała na jakąś odpowiedz dziecka. To jednak nie miało pomysłu co ma odpowiedzieć. Zaczęła więc iść dalej. Dziecko nagle podbiegło do niej.
- Nie zostawiaj mnie! - krzyczało targając za jej ubrania. Myszka spojrzała na nią i odtrąciła. - Puść mnie dzieciaku! Nie mam czasu na niańczenie ciebie. - odparła okrutnie. Dziewczynka poczuła jak mocno bolą ją słowa wypowiedziane przez mysz. Zaczęła ja mocniej szarpać. Sekundę później ze zgrozą patrzała jak zabójczyni potwora wysuwa pazury z naramiennego urządzenia. Dziewczynka odsunęła się.
- Płacz nic ci nie da. Tam gdzie ja idę nie możesz iść. Będziesz mi tylko zawadzać. - odparła chowając ostrza. Dziecko czuło jak popada w panikę. Zaczęło płakać nie wiedząc co ma robić. Mysz ponownie zaczęła się oddalać od niej. Dziecko przez łzy widziało jak jej jedyna szansa na przetrwanie właśnie się ulatnia.
- Czemu? Czemu to takie niebezpieczne?! - wrzeszczała do niej. Biało-szara animalka przystanęła ostatni raz. Spojrzała na dziecko.
- Ponieważ poluje na Arsena Darka. Tam nie ma dla ciebie miejsca. - odparła i zaczęła się oddalać biegiem. Nic i nikt już nie zdołało jej zatrzymać.


Clooy smacznie spała w środku kupieckiej karawany. Dark miał niebywałe szczęście że ją wypatrzył. Jakiś niefrasobliwy kupiec, chciał przejechać przez Puszczę. Gdy napotkał nieproszonych podróżników nawet nie chciał z nimi gadać. Na szczęście Dark umiał magią przekonać każdego do swojej woli. Można powiedzieć że nekromanta wyświadczył mu przysługę. Kupiec nie dałby rady tam przeżyć sam. Teraz popędzał jednorożce by te zmierzały do Vaimaru. Stolica Anechoru, była daleko od Puszczy co dawało im kilka dni spokojnego transportu. Wrona siedziała obok kupca i nadzorowała go, Arsen z Clooy siedzieli w środku pojazdu. Szkielet czuł jak lektyka kołysze się. Chociaż gościniec był prosty i udeptany to sama karawana, nie była już zbyt młoda. Koła mogły mieć już ubytki albo ośki były źle wypoziomowane. Jednakże taki transport to zawsze bezpieczniej, niż podróże zwykłą drogą. Teraz trzeba tylko uważać na posterunki. Był po za tym jeszcze jeden powód. Clooy. Chociaż on nadal mówił do niej nimfo, to jednak wiedział że nie może nią być. Zachodził już w głowę kilka razy ale każda opcja wydawała się albo niewłaściwa albo szalona. Ona stanowiła dla niego zagwozdkę. Jednakże lubił takie zagadki. Lubił myśleć, kombinować i dociekać. To trzymało go w formie. Nagle nierówność na drodze, wybiła karawanę trochę do góry co spowodowało że ściągnięta siłą grawitacji rąbnęła o podłoże z wielką mocą. Lektyka prawie zleciała, z podwozia karawany.
- Cholerny trakt. - zaklął nekromanta. Dark zauważył tylko, jak hełm spadł mu z głowy od impetu uderzenia. Nimfa zbudziła się od tego całego bałaganu. gramoląc się na siedzeniu przetarła oczy. Skrzydła miała otulone wokół ciała. Teraz poczuła jak zdrętwiały. chciała je rozprostować ale nie mogła gdyż w środku gdzie przebywali nie było dostatecznie miejsca.
- Głupie skrzydła. - rzuciła poirytowana. Spojrzała na Darka który schylał się po hełm który był niedaleko jej. Clooy znowu oglądała jego czaszkę. Puste, czarne oczodoły w których gościły tylko dwie kropki, po jednej za każdy oczodół. Do tego szereg wilczych zębów i pusta przegroda nosowa. Arsen zauważył jej spojrzenie. Szybko założył hełm i pomacał go. Zwłaszcza uszy. Jak on za nimi tęsknił. Za ogonem też. Teraz został mu tylko, jakiś szkieletowy bicz. Gdy o tym sobie przypomniał spojrzał na cienki stworzony z kręgów bat. To bolało go bardzo. Ograbiony z majestatu. Kochał swój ogon. Teraz miał tylko to.
- Tęsknisz za nim? - zapytała Clooy. Patrzała na niego czerwonymi oczami. Darkowi zaparłoby dech, gdyby miał płuca. Kochał kolor jej oczu. Cała wydawała mu się niebywale atrakcyjna. Przez chwile nie wiedział co ma odpowiedzieć. Zaskoczony pytaniem i onieśmielony karmazynowością spojrzenia dopiero po chwili odzyskał głos. Spojrzał na ogon i zdjął hełm. Jego dwie białe diodki spoczęły na uszach. Metalowych, przyspawanych nitami do powierzchni metalowej czaszki hełmu.
- Tak. Bardzo. - odparł tęsknym głosem. Clooy posmutniała. Nie chciała wywołać u niego złych uczuć. Nawet jeżeli potraktował ją wcześniej niemiło, to teraz widziała że nie był taki zły jak tu się o nim mówiło. Pomagał jej. Gdy nie panował nad nim szał na prawdę był miły i pomocny.
- Kiedyś na pewno je odzyskasz. - odparła pogodnie starając się wlać optymizm do serca Arsena. Ten tylko odkiwał głową. Do Clooy doszło że jej próba poprawy humoru nie wiele mu pomogła. chwile później Dark przyłożył w dach. Był to umówiony znak na przystanek. Karawana się zatrzymała. Szkielet założył hełm i wyszedł z powozu. Zanim całkowicie zniknął w sieni zerknął na Clooy.
- Możesz rozprostować skrzydła. Ja obmyślę dalsza trasę. - powiedział i wyszedł. Słońce było jeszcze wysoko na horyzoncie. Dało się bezproblemowo jechać. Fiora podleciała do niego.
- Co jest? - zapytała. Dark spojrzał na nią. - Ehh...nie ważne. - odparł i spojrzał na karawanę. Clooy wysiadła z niej. Momentalnie jej umysł zażądał by zesztywniałe kości rozprostowały się. ponaglona impulsami w głowie, tak uczyniła. Nekromantę urzekł ten widok.
- Piękne skrzydła. - szepnął. Wrona spojrzała na niego. Stuknęła go dziobem w hełm. Dark wrócił na ziemię. - Ej! Co to miało znaczyć? - zapytał. Wrona wskazała mu nimfę. - Podoba ci się co? - zapytała. Nekromanta chwycił wrone w dłonie i spojrzał na nią. Ta zaczęła krakać jak szalona. Clooy od razu zareagowała.
- Ej! Zostaw ją! - krzyknęła. Myślała że Arsenowi znowu odbiło. Tym razem będzie walczyć na prawdę. Chociaż nie miała żadnego treningu wojskowego. Dark spojrzał na nimfę, potem na ptaka. Odrzucił Fiorę i odszedł od obojga dalej.
- Arsen? Czekaj. Ja nie... - chciała go zatrzymać ale Dark nie zamierzał się zatrzymywać. Clooy znowu posmutniała. Wrona szybko jednak podskoczyła do niej.
- Nie wiń się kochana. Nasz Arsen ma...pewne problemy. - odparła do dziewczyny. Nimfa patrzała na to jak nekromanta oddala się i przystaje niedaleko małego stawiku. Usiadł. Clooy mimo słów czarnego ptaka, nie umiała nie winić siebie o spowodowanie tego ambarasu. Powoli zaczęła podchodzić do Arsena. Fiora została przy woźnicy. Żeby ten nie uciekł jakby klątwa Darka przestała działać. Dark mamrotał coś do siebie. Nimfa nie mogła usłyszeć co mówi a gdy była już dostatecznie blisko Arsen przestał mówić. Dziewczyna zaczęła mówić.
- Arsenie...ja... - zaczęła. Szkielet chciał pozwolić jej na dokończenie. To byłoby wspaniałe, gdyby go przeprosiła. Te słowa byłby miodem dla jego uszu. I nie chodziło o jakąś próżność czy dwulicowość. On czuł że nie może jej zmuszać do tego. Tak mu coś mówiło. Szybko zmienił temat.
- Stark. - powiedział do niej. Zbita z tropu Clooy nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Stała patrząc na wstającego Arsena. - Clooy Stark. Medyczka polowa. - oznajmił i położył jej rękę na ramieniu. Nimfa zrozumiała że chodziło o nią, jednak po co był jej tytuł i nazwisko?
- Ale po co to? - zapytała. Dark objął ja i zaczął wracać do karawany. - Na wypadek jakby posterunek chciał nas skontrolować. Po za tym w stolicy dobrze jest mieć osobowość z zawodem i nazwiskiem. To podstawa. - oznajmił. Fiora spojrzała na nich. Przybliżali się do niej. Uśmiechnęła się do siebie.
Gdy oboje byli już przy karawanie Dark z lordowskim gestem wprowadził Clooy do środka. Wszedł za nią. Dał znać żeby karawana ruszyła. Nimfa spojrzała na nekromantę. Wprawdzie nie dał się jej przerosić ale czuła że już się na nią nie złości. Cieszyła się z tego. Nadał jej tez nazwisko i zawód. Cieszyła się z tego. Patrzała przez okno. Słońce pięknie świeciło. Znowu zaczęła słyszeć jakiś głos. Był teraz jednak szeptem. Po chwili zamilkł. Spojrzała na Arsena.
- Słyszałeś coś? - zapytała. Dark spojrzał na nią. Pokręcił głową przecząco. Badawczo się jej przyjrzał. Słyszała głosy? To nie było normalne. Na kontynencie brało się to za objaw choroby psychicznej. Kapłani kręgu od razu, brali takie osoby w dyby i próbowali leczyć. Nekromanta poczuł jak świerzbi go na sama myśl, o metodach leczniczych kręgu. Animale dawno już zostawili za sobą, mroki średniowiecza a członkowie organizacji nadal praktykowali metody, które obaliła ich własna inkwizycja.
- Nie. Nic nie słyszałem. - odparł do niej. Stark zaczęła się zastanawiać. Fakt że słyszy coś czego nikt inny nie słyszał, był dla niej niepokojący. Spojrzała na słońce znowu. Tym razem niczego nic. Żadnych szeptów. Dziwne.
- To nie pierwszy raz mi się zdarza. Słyszałam już coś raz. W Puszczy. - odparła do nekromanty. Ten zaczął się zastanawiać. W Puszczy mogła słyszeć akurat wiele. Jednak usłyszenie tam normalnej mowy, było raczej wyczynem. Nie mówiąc o tym że słyszała szept. Szept w Puszczy, gdzie sama natura wydawała spektrum odgłosów. ciekawiło go czym mogą być te szepty. Kolejna rzecz która powodowała że coraz bardziej go, ona intrygowała.


Podroż przebiegała bez żadnych komplikacji. Dark cieszył się niezmierni tym faktem. Oni musieli omijać problemy szerokim łukiem. Obecnie gdyby ktoś chciał sprawdzić ich karawanę mieliby poważne problemy.
Clooy zasnęła jakąś godzinę temu a Arsen zamienił się z woźnicą miejscami. Musiał go zmienić. Ciała kontrolowane klątwami, nadal były podatne na warunki biologiczne. Odczuwało zmęczenie, potrzeby fizjologiczne, głód, pragnienie i wszystkie inne potrzeby. Nekromanta musiał stymulować i nadzorować te potrzeby. Chyba że chciał mieć zasranego, zalanego, ospałego i niezdolnego do niczego z powodu wycieńczenia pomocnika u boku. Jednak z zasady, żaden z czarnych magów nie przejmował się marionetkami tak bardzo. Żaden z nich też nie używał zaklęć kontroli tak długo aby kontrolowana istota doczekała jakiś potrzeb. Zazwyczaj kontrola, trwała kilka minut albo do nagłej śmierci celu klątwy. Jednak woźnica był Darkowi potrzebny. On kierował karawaną. Mniej rzucał się w oczy niżeli Arsen czy Clooy. Dark spokojnie powoził karawaną. Fiora siedziała obok niego co jakiś czas sprawdzając jak ma się nimfa.
- Więc mówisz że słyszy głosy? - powiedziała pytającym tonem. Arsen pokiwał głową. - Dokładnie. - odparł. Wrona była tego samego zdania co Dark. Jeżeli słyszała głosy to możliwe że jest chora. Jednakże na Aigfal działy się tak dziwne rzeczy że nikt normalny nie pomyślałby o takich.
- A co jak na prawdę jest chora. A ty jeszcze się w niej... - nie dała rady skończyć gdyż Dark machnął ręką w powietrzu. Wrona dała rade ją zobaczyć i uchyliła się od ataku. - Dobra, dobra. Przecież ja żartuje. - powiedziała skruszona w między czasie, uchylając się przed następnych atakiem. Arsen zatrzymał pojazd.
- Nigdy więcej nie wspominaj o takich rzeczach. - powiedział groźnie. Fiora przeleciał przed jego wzrok.
- A niby czemu nie? To nie jest złe. Jeżeli ci się podoba, to po prostu jej to powiedz. - odparła silnie przekonana że takie traktowanie Arsena jest uzasadnione. Był w tym temacie strasznie ciapowaty. Ptak postanowił że pomoże mu. Arsen wstał i zszedł z miejsca woźnicy. Podszedł do wrony siedzącej na jednorożcu. Zgiętym palcem wskazującym podniósł jej dziób.
- Popatrz na mnie. Jestem Arsen Dark. Najbardziej poszukiwany nekromanta, na tym cholernym kontynencie. Jakie życie ją ze mną czeka? - zapytał. Nie czekał na odpowiedz. Ta szybko sama go znalazła. Wypowiedziała ją spokojnym głosem istota, która obecnie stała przy drzewie.
- Cóż zapewne wszystko co najgorsze. W tym również ja. - odparła szaro- biała istota. Wyszła z cienia drzewa i stanęła przed nim ze sztyletami w dłoni. Arsen obrócił się by lepiej ją zobaczyć. Wzrok od razu mu się rozszerzył. Fiora wzleciała i usiadła mu na ramieniu.
- Znowu się widzimy...Elii. - odparła w stronę myszki, która wcześniej zabiła jego nekromantyczny twór na farmie. Ona z uśmiechem że ją rozpoznał, odgarnęła sobie grzywkę sztyletem.
- Pamiętasz mnie. Jak cudownie. - odparła zadowolona. Podrzuciła sztylet. Ten zrobił kilka obrotów po czym znowu trafił do jej dłoni.
- Jak mielibyśmy zapomnieć. Ganiasz za nami już od ponad ćwierć wieku. - odparła Fiora poirytowana i zmęczona tym faktem. Elii zacisnęła zęby ze złości.
- Możesz podziękować swojemu panu. Jestem tu tylko po to by się zemścić. daj się zabić a wszystko się dopełni i nie będę już twoją zmorą. - powiedziała i przyjęła bojową postawę. Arsen ułożył ręce wzdłuż szaty. Jedną z nich sięgnął do pasa i wyjął krótki kawałek drewna. Po chwili drewniany kawałek wydłużył się do rozmiarów kostura. Druga ręka sięgnęła po dwa zestawy dzwoneczków, które miał przy pasie. Przywiązał je do kostura.
- Jeżeli tak chcesz to załatwić to proszę bardzo. Fiora. - wrona wiedziała że ma odlecieć. Siadła na brzegu karawany.
Elii i Arsen patrzyli na siebie. Dwa odmienne spojrzenia śmierci, dwie ręce tego samego Boga właśnie w tej chwili rzuciły się na siebie. Która utnie którą?

Tekstu trochę mniej. Zaczytujcie się. Komentujcie i oceniajcie również.
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.