Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Biały Husky w Krainie Pragnień  
Autor: SweetDevil
Opublikowano: 2016/1/11
Przeczytano: 1072 raz(y)
Rozmiar 7.24 KB
0

(+0|-0)
 
Rozdział 1

Nareszcie się stąd wynoszę.” – powiedziałem do siebie w myślach, pakując ostatnie rzeczy do walizki. Kiedy udało mi się ją zapiąć, rozejrzałem się po już pustym mieszkaniu. – „Nie będę tęsknić za tobą” – oznajmiłem również w myślach i spojrzałam na moją wielką walizkę i średniej wielkości torbę podróżną. – A więc, cały dobytek mojego życia, dało spakować się dosłownie w dwie torby. – Zaśmiałem się pod nosem i ruszyłem w stronę drzwi, ciągnąc za sobą walizkę. Wsiadłem do windy i zjechałem z trzeciego piętra na parter i ruszyłem w stronę wyjścia.
- Pani Huskander? Jedna wyjeżdża Pani? – Zapytał mnie wysoki lis o kruczoczarnych włosach. W jego niebieskich oczach zauważyłem smutek.
- Tak Tony. Mam dość miasta, poza tym dobrze wiesz, że tutaj nie potrafię skupić się na pracy. Potrzebuję ciszy i spokoju. – Machnąłem swym długim psim ogonem i ostatni raz uśmiechnąłem się do chłopaka. – Żegnaj Tony. Miło było Cię poznać. – Złapawszy za rączkę od walizki ruszyłem przed siebie, wychodząc z głównego holu. Kiedy tylko wyszedłem na zewnątrz, zerknąłem na kamienicę, w której mieszkałem przez blisko 10 lat. Teraz mając 30-tkę na karku zebrało mi się na paniczny atak śmiechu. Wielki naukowiec mieszkający w malutkim mieszkaniu, w małej kamienicy w najbiedniejszej dzielnicy tego walącego uryną i spalinami miasta. Ruszyłem powoli w stronę taksówki, którą zamówiłem wcześniej. Pomimo środka jesieni, w mieście było ciepło, więc ubrałem jedynie skąpą mini w kolorze lawendy, top w tym samym kolorze, co mini oraz czarny bezrękawnik. Na dolnych łapach miałem również czarne, 10 cm szpilki. Wsiadłem powoli do taksówki, zaś kierowca, chował moją walizkę do bagażnika, swego samochodu. Siedziałem na tylnim siedzeniu, przeglądając skrzynkę mailową na swym telefonie. Kiedy kierowca wsiadł, zapytał o cel podróży? Oznajmiłem, że chcę jechać na dworzec kolejowy. Ruszył bez słowa, co jakiś czas zerkając na mnie w lusterku. Jazda przebiegła bez problemów, na szczęście, wyjechałem przed godzinami szczytu, więc jako tako uniknąłem korków. Po kilkudziesięciu minutach, dotarłem do celu. Zapłaciłem taksówkarzowi i zabierając swą walizkę, ruszyłem w stronę głównego wejścia na dworzec. Stanąłem przed drzwiami i wyjąłem paczkę papierosów. Odpaliłem jednego i stałem patrząc, na mieniące się złotem liście dębu rosnącego nieopodal. Miałem jeszcze kilka minut do odjazdu pociągu, więc nie śpieszyłem się z paleniem. Kiedy zgasiłem peta w popielniczce, ruszyłem powoli na peron. Pociąg, który miał mnie zabrać do innego miasta odjeżdżał za 10 minut. Bez pośpiechu wsiadłem do pociągu i zająłem wykupione miejsce. Zerknąłem na bilet i zacząłem go czytać po raz któryś z kolei. Podróż potrwa 5 godzin, a później jest przesiadka do busa. Kiedy usłyszałem, gwizd oznaczający odjazd pociągu, wyciągnąłem książkę z torby podróżnej i zacząłem czytać, zupełnie tracąc kontakt z rzeczywistością. Z transu wyrwał mnie konduktor. Poprosił o bilet, który wręczyłem mu po chwili. Kiedy wreszcie sobie polazł i zauważyłem go dwa przedziały dalej, ruszyłem w stronę toalet. Zamknąwszy się w środku, uchyliłem okno i odpaliłem papierosa. Ten kto zakazał palenia w pociągach powinien smażyć się w piekle. Stałem oparty o ścianę tuż przy oknie i podziwiałem szybko zmieniające się widoki. Po kilku minutach, ktoś zapukał nerwowo do drzwi łazienki. Otworzyłem drzwi i wpuściłem pilnie potrzebującą skorzystać kobietę. Wróciłem na swoje miejsce i znów zagłębiłem się w lekturze. Podróż zleciała mi, niewiadomo kiedy. Wysiadając z pociągu, zacząłem szukać odpowiedniego busa. Po kilku minutach błądzeniu po parkingu, wyjąłem z torby umowę kupna domku i zerknąłem na nazwę miejscowości do której zmierzałem. – Wieś Gin…ger…bread – przeczytałem na głos i wyruszyłem znów na poszukiwania, czytając każdą tabliczkę na pojazdach. Po ok. 15 minutach znalazłem busa, a raczej van’ a jadącego przez miasteczko. Podszedłem do drzwi, a chwilę później otworzył je kierowca. Po krótkiej rozmowie, schowałem swoją walizkę do bagażnika. Okazało się, że do odjazdu została jeszcze godzina, więc po krótkim namyśle udałem się do pobliskiej kawiarni, mieszczącej się niedaleko dworca kolejowego. Usiadłem na zewnątrz, zajadając się czekoladowym ciastem, czekając na swoją kawę. Kiedy po kilku minutach upiłem pierwszy łyk kawy, zrelaksowałem się totalnie. Tak dobrej kawy nie można było dostać w całym moim byłym mieście. A tutaj na brudnym dworcu nikt by się tego nie spodziewał. Delektując się kawą, straciłem poczucie czasu. Zerknąłem na zegarek i podskoczyłem przerażony. Miałem może z dwie minuty, aby zdążyć na van’ a. Pospiesznie wyciągnąłem pieniądze i położyłem na ladzie. Nie czekając na resztę, wybiegłem z kawiarenki jak poparzony. Dysząc ciężko, dotarłem do pojazdu. Pokazałem bilet i zająłem miejsce. Rozłożywszy się na krześle, ściągnąłem szpilki i zacząłem masować stopy. – Gdybym wiedział, że będę biegał, to założyłbym adidasy. – powiedziałem szeptem do siebie i spojrzałem na okno. Infrastruktura miasta zaczęła powoli ustępować malowniczym krajobrazom pól, lasów i dolin. Uśmiechnąłem się szeroko i założyłem buty. Ciekawiło mnie czy wioska do której zmierzam, też będzie miała takie widoki. Zamknąłem oczy i zaśmiałem się pod nosem. Starając się nie myśleć o tym, wyjąłem książkę. Starałem się skupić na treści, jednak moje myśli płynęły w zupełnie innym kierunku. Po godzinie jazdy van zatrzymał się na przystanku w centrum wsi. Kiedy wysiadłem z niego i zabrałem swój bagaż, i zacząłem się rozglądać. – Teraz w którą stronę? – zapytałem się sam siebie i wyjąłem arkusz umowy. – Gingerbread 42… Tylko gdzie to jest? – zrozpaczony westchnąłem i zacząłem się rozglądać na wszystkie strony. – Toż to zadupie!!! – wrzasnąłem na całe gardło. – Zamiast numerów domów, są tabliczki z nazwiskami! – zrezygnowany ruszyłem w byle jakim kierunku ciągnąc za sobą walizkę. Różnice pomiędzy wsią a miastem odczułem wtedy, kiedy zimny wiatr przeleciał mi pomiędzy udami, unosząc moją mini do góry. Pospiesznie pociągnąłem ją w dół, aby nikt nie zobaczył mojej bielizny. Chociaż, nie powinienem się tym martwić gdyż w okolicy nie widziałem ani jednej żywej duszy.
Po kilkudziesięciu minutach marszu, usiadłem na walizce i ściągnąłem szpilki. Ta polna droga dawał mi całkiem nieźle w kość. Kiedy masowałem łapy, moją uwagę zwróciła mała, puchata chmurka kurzu, która zbliżała się powoli w moją stronę. Zanim się zorientowałem, co to jest było już za późno…





Ciąg Dalszy w Rozdziale 2…






Seria komiksów „Wuffle” jest własnością Piti Yindee. Materiały zostały wykorzystane za zgodą autora.
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
1
(+1|-0)
Opowiadania: Biały Husky w Krainie Pragnień
Wysłano: 15.01.2016 2:11
Borsuk
Anthro
weź to przeredaguj, bo ciężko się czyta. Czytałeś książki, widziałeś jak to w nich wygląda? To popraw to, bo taka ściana tekstu dość mocno odrzuca.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Biały Husky w Krainie Pragnień
Wysłano: 15.01.2016 21:57
Husky
Zwierzę
Dziękuję za komentarz.
Przyznam się bez bicia, że byłem trochę wstawiony gdy to wrzucałem :/