Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: trajt - Zabaweczka +18 (M/F)  
Autor: trajt
Opublikowano: 2016/3/6
Przeczytano: 977 raz(y)
Rozmiar 17.61 KB
2

(+2|-0)
 

Czego to zwierzaki nie wymyślą. Tancerki wiją się, jakby ciałka miały z gumy. Ale silikon przeszedł do lamusa, hę. Wszystko niby prawdziwe – piersi, brzuszek, ogonek. Nie do odróżnienia, choć nie całkiem. Ten tańczący naprzeciw mnie yiffdroid umie owinąć ciałko wokół rury w dowolne figury. Technika naprawdę idzie naprzód. Andro-zwierzaczki opakowane w synt-fur (syntetyczne futerko), zniszczyły stary system. Prawdziwe profesjonalistki, żywe i starzejące się, wypadły z interesu. Kto powstrzyma postęp w takim wydaniu?

- Malutka, no chodź tu! No chodże! Dam setkę!- pada z końca lady. Bielutka króliczka w czarnej koronce odstawia rurę i na czworakach zmierza w kierunku klienta. Przechodzi zwinnie i sprawnie, unosząc pupcię na akuratną wysokość ponad szklankami i butelkami,. Szkła jest sporo. Ósma wieczór. Na dodatek zaczęła się burza piaskowa i przybyło gości. Któryś musi być ,,zielarzem”. Szast forsy czyni cuda.

Zostały dwie tancerki – lisiczka i lwiczka. Można próbować. Szukam po kieszeniach papierków. Przedwczoraj dostałem ostatni żołd - cały tysiączek w drobnych banknotach. Wczoraj przyjechałem tutaj, nająłem pokój, przeczesałem mieścinę w poszukiwaniu pracy i pospałem do dzisiaj. Cały dzisiejszy dzień spędziłem w łóżku, myśląc co dalej. Zawodówka, marna płaca archiwisty, kilka latek w armii z własnej woli i przejazd wzdłuż kosmicznych przestrzeni. Teraz liczy się teraz. Nic więcej.

Znajduję dwudziestaka i cichaczem go unoszę. Zobaczymy, robociki dostrzegą? Najwyżej wolniej wydam. Podchodzi lisiczka. Purpurowe futerko w posrebrzanym bikini. Stąd, z pozycji siedzącego, mogę spokojnie wsunąć papierek za majteczki i spojrzeć jej prosto w oczy. Szklane oczy kamerek, rejestrujące najmniejszy ruch.

Podobne, tyle że na podczerwień, posiadały androidy na Manicor IX. Czterdziestu, w tym ja, przeżyło z batalionu liczącego czterysta pięćdziesiąt ogonów. Pamiętam spacerek w gównie, z całym sprzętem na plecach, gdy chodzący plastik walił z grubszego kalibru. I ciągle ten kurewski deszcz padające ze wszystkich stron. Trudno w takich warunkach przetrzymać zasadzkę. Pociągam ze szkiełka. Gorzki smak radości po uratowaniu ogona.

Andro-lisiczka nadal nade mną koczuje. Przyciska biust. Srebrny materiał stanika długo nie wytrzyma, zaraz pęknie. Do tego ten zalotny uśmieszek. Wgrali program romantyczności i maszynka zaczyna podryw. Hę, przykro mi, oszczędzam (sam próbuję w to uwierzyć). Usłuchasz?

Usłuchała. Odeszła, wypinając purpurowy tyłeczek i płomyczek zakończony białą strzałką, do wilczura wymachującego ,,wachlarzykiem”. Zmarnowałem okazję na własne życzenie. Dwudziestka mogła ją zatrzymać. No tak, skleroza nie boli, a dwudziestak zniknął wraz z sunią. To nie na moje nerwy.

- Nieźle zbudowana, co, królik? – wtrąca szczurek z oklapłymi uszami. Tutejszy, bo czuć.- Tentego, wszystko, okrągłe cycuszki, milusi ogonek, lśniące futerko, puszysty tyłeczek.

- Ta, wystarczy sama technika – mówię pociągając łyczek. Technika techniką, ale whisky to mają oryginalną. Zalatuje kukurydzą.- Może być.

- Ogólny zarys?

Polewam nam obu. Została połowa butelki. Co mi tam...

- Taaa, wymiary ma odpowiednie.

- Myślisz, że dałoby radę z nią.... pociupciać?

- Starczy zagadać.

- Ją czy właściciela?

Natychmiast pojawia się barman. Burek wyraźnie podsłuchuje.

- Zainteresowani którąś?- pyta

- Zależy – mówię.- Mają predyspozycje?

- Długouchy, te laleczki przetrzymają próżnię kosmosu. Ręczę ogonem. Urządzałem taki pokaz umiejętności. Wiadomo, prawdziwym babkom wyprułoby flaki, ale nie androidom. U, działo się. Chłopcom ze stacji wyrosły prawdziwe sekwoje.

- Żart.

- Nie żartuję.

- A któryś próbował? - pytam.

Barman wybucha śmiechem, wręcz parska.

- Mowa. Każdy. Żaden z gości nie żałował. Laleczki tym bardziej.

Przeczesuję uszy do tyłu, te zaraz wracają na swoje miejsce.

- To ile?

- Dla ciebie, długouchy, będzie pięćdziesiąt. Dobrze ci z oczu patrzy, więc mam pewność, że nie przeholujesz ze sprzętem.

Kładę rzeczoną sumkę.

- Na ile?

- Godzinę, jeśli się postarasz.

Piję do samego dna. Gładko wchodzi, byle gładko nie wyszło.

- Tyle przeżyłem, że żadna maszyna mnie nie złamie.

***

Barman włącza światło. Pierwszą rzeczą, jaka wpada w oko, jest stojący pośrodku stół. Długi, obity pianką. (Dla wygody?). Po jednym spojrzeniu przegrywa z otoczeniem. Wzdłuż ścian magazynu stoją szeregi nagich androidów z drugiej parafii. Galeria piękności. Psowate, kotowate, gryzoniowate, kopytane, łuskowate. Na oko ze dwadzieścia sztuk, jeśli nie więcej. ,,Stutysięczny kredyt wziąłem, tłumaczy barman. Spłacałem pięć lat. Bez ich pomocy trwałoby to pewnie o wiele dłużej. Ale wygryzłem konkurencję”. Wolna konkurencja – walczy o klienta, inaczej tracisz wszystko. Jak na wojnie.

Wtem barman zagaduje, czy jestem pedziem.

- Zgłupiałeś, koleś?

- Chodzi o popyt i podaż.- Wskazuje odległy kąt pomieszczenia, gdzie nie dociera światło neonówek.- Trzymam tam trzy męskie modele – liska, kocurka i konika. Suczki rzadko zaglądają do baru, chociaż czasem przyjdzie taki, co woli dawać niż brać. Sprzęt się nie zmarnuje.

- Mowa.

- No, długouchy, wybierz którą chcesz.

Przechadzam się wzdłuż szeregu. Suczki, koteczki, myszki, miśki, klaczki. Smukłe, gładziutkie, wręcz wyrzeźbione. Rysy ciał i pyszczków idealnie zarysowane. Żadnych oznak choroby, zakażenia, charakterku. Czysta radość. Ciekawe, mają jednakowy wzrost albo oczy płatają mi figla. Fakt, są nie do odróżnienia od prawdziwych. Wieczne pięknotki. Tylko korzystać.

Przystaję przed smoczycą o bladym odcieniu łusek. Gąszcz srebrzystych włosków przesłania oczka, zamknięte jak u reszty, równie srebrne usteczka i para posrebrzanych sutków. Istne magnesiki.

- Może ta jaszczureczka – mówię, dotykając brzuszka na wysokości pępka. Przyciskam. Natrafiam na opór. Mocna konstrukcja.- Tak. Właśnie ta.

- Trochę tandeta – zauważa barman.- Nie chcesz koteczki? Mam jaguarzycę, panterę...

- Mnie się podoba właśnie ta.

- E, guściki.

Barman chwyta ją i unosi bez większego wysiłku. Widocznie użyto lekkich materiałów plastycznych. Ciężka obudowa zmiażdżyłaby potrzebującego.

- Tak czy inaczej?- pyta, kiedy kładzie smoczycę na stole. Srebrzyste włoski rozlewają się po całym blacie.

- Może być. Jest włączona?

- Nie, łaziłaby bez celu i zagadywała napotkanych gości. Ubrać ją? W schowku trzymam uniform pielęgniarki.

- Niech zostanie jak jest.

- Co jeszcze... Masz godzinkę, może czterdzieści minut, jakby ci szybciej poszło.

- Wiem, wiem. Gdzie się włącza te ustrojstwo?

- O, zapomniałbym. Dzięki za przypomnienie.

Barman unosi jej główkę i przyciska prawe oczko.

- Dziwny patent. Czasem ma się wrażenie, że wbijesz za głęboko i popsujesz. (Ostrzega mnie?). Poczekaj pięć, dziesięć minut.

- A potem?

Burek szczerzy szczeniacki uśmieszek.

- Potem już zależy tylko do ciebie. Dobrej zabawy.

Wyjście właściciela oznacza rozpoczęcie zabawy. Po zdjęciu bluzy odpinam pasek, wojskowy, nabity ćwiekami na konieczności. Można go użyć jako zabawki. Zbić pupcię za poległych, wykrzykując imiona kolegów. Pamiętam, jak na Manicor IX taki złom celował do nas, kiedy brnęliśmy po uszy w bagnie... Zemsta. Żenua. No i ta sytuacja. Cholera, naszła ochota na ciupcianie z robotem i wychodzą uśpione fanaberie. Inni zdążyli w to zagrać. Dostawali przepustkę i zachodzili gdzie trzeba. Ja pozostałem w tyle. Wolałem zwyczajową chwilówkę – raz a dobrze, na jeden tydzień, i z zabezpieczeniem. Inaczej wyszłoby i dziecko, i sąd, i areszt. Zwierzak od tego wariuje.

Zwinięte na jedną kupę rzeczy kładę pomiędzy smoczymi nóżkami. Pozostawiam służbowe bokserkach w barwach khaki. Badziewna pamiątka z wojska. Gadzinie to nie zrobi różnicy. Podobnie z moim wyglądem. Się ćwiczyło, się walczyło, ciałko nabrało ogłady. Stracona rzecz.

Siadam przy maszynce. Dziesięć minut, mówił barman. Pal licho, na ile ją naładował. Oby starczyło. Skorzystam z przerwy i przyjrzę się nagiemu ciałku. Górna część opakowania niczego sobie. Przeciągam palec po łuskach. Niby prawdziwe. Głębsza analiza pozwoli wychwycić różnicę. Głębsza to niedługo będzie, hę. Zmierzam w kierunku krocza. Dokładnie odtworzone detale.

Pocierając krocze, gdy nagle czuję na karku czyjś dotyk. Nareszcie się włączyła. Szeroko otwarte szare oczka wpatrują się we mnie.

- No cześć – mówi mrugając radośnie.

- Cześć – odpowiadam.

- Czujesz na mnie chrapkę?

- Ty na serio?

Smoczka wyciąga ręce i przeczesuje moje uszy, sięgając jednocześnie pod bokserki. Mhm, dłonie wprost stworzone do pieszczenia przyrodzenia – nie naciskają biedaczka... Masują co trzeba. Wyczuwam zbliżający się.... O tak. Tak, tak, laleczko, nie przeszkadzaj sobie.
Wyliczyłaś, które nerwy wymagają twego magicznego dotyku? Prawda, po to zostałaś stworzona. Nie zwlekaj z użyciem języczka... U, głębokie gardziełko. Usłużnie obejmuje pyszczkiem cały dzióbek. A języczek, u, cudo z tworzywa sztucznego, ale wyćwiczone i wyrachowane. Nie da odetchnąć. Same korzyści. Nie przerywaj sobie. Poczekam.... Wpierw drobna nagroda. Przeczesuję srebrne włoski.

- Teraz czujesz na mnie chrapkę?- pyta po oblizaniu pyszczka. O, musiałem odpłynąć, bo nie poczułem, jak skończyła. Sprawny sprzęcik.

- Teraz czujesz na mnie chrapkę?- powtarza.

- Pewnie.

Ściągam bokserki. Tym ruchem pozwalam smoczce pokazać pełnie sił. Bierze mnie w ramiona i przyciska do siebie. Rany, ciepła i śliska. Musieli wszczepić gruczoły dla większego efektu... Będzie trzeba uważać, żeby się nie ześlizgnąć.

Na Manicor IX nasze mundury były przesiąknięte deszczem, potem i krwią. Mimo to maszerowaliśmy naprzód pod krzykiem oficerów. ,,Smith, do ciężkiej kuźwy! Karabin nad wodą, bo go zmoczysz!”. Nie byli tacy straszni. Bardziej baliśmy się skrytych automatów. Żywy wróg ma serce, które da się odnaleźć i zniszczyć, robot ma procesor, który musisz trafić jednym strzałem. A jak strzelać, będąc żywym?...

Teraz to ja żyję! Smoczka łączy rączki tuż nad moim ogonkiem. Srebrzyste włoski, poruszone wcześniejszymi manewrami, oplatają zewsząd cudnie bladą twarzyczkę . Trudno w tym gąszczu natrafić na pyszczek... Trzeba będzie się wysilić. Maszynka jest wyższa ode mnie i muszę podciągnąć każdą cząstkę siebie. Bezproblemowe lądowanie. Rym-cym-cym.... nie wypadnę z rytmu.

Yhm, smoczka wyczuwa sensorami moje ,,zahartowanie”. Zaczyna działać na pełnych obrotach. Gadzie rączki nabierają prędkości, czuję je na plecach, na biodrach... (Dłonie na pewno wykonano z synt-fur, zbyt realistyczne).Turbinki wewnątrz niej pracują. (Umieli zmieścić sporo maszynerii). Cyk, cyk, cyk. Koleżanko, za ostro przędziesz. Złapiesz rozpęd i padniesz. ,,Przeszkadza ci prędkość?”, pyta cicho. Z wrażenia uszy mi stają. Nie tylko one. W zamian pieszczę piersi. Ha, ha, ha, sztuczne wyrobniki... warte najmilszego uczucia. Poprzestanę na nich. Lśniące sutki (wypolerowane przed pracą?) nadal łakną dotyku. Ściskam je, przypadkiem zahaczę pyszczkiem.

- Są twoje – mówi smoczka, po czym wpada w zachwyt. Krótki krzyk... A, doszedłem. Satysfakcjonujące ustrzelenie maszynki.
Przewracam się z niej na boczek i przeciągam ręce, nadwyrężone, podobnie całe ciało. Yhm, dawno nie czułem takiego zmęczenia Zapaliłbym na zakończenie, gdybym miał czym. Najważniejsze, że dałem z siebie wszystko.

Przeczesując srebrne pasemka, przesłodkie niteczki, zaczynam odczuwać wrażenie bycia obserwowanym. Inne modele, pewnie z włączonymi kamerkami, rejestrowały nasze poczynania. (Czego to zwierzaki nie wymyślą). Poznały nowe ruchy, igraszki, dobieranie par. Królik i smoczka – ssak i gadzinka.

Chyba to nie koniec. Wyczuwam miłą nóżkę dotykającą dzióbka.

- Masz jeszcze chętkę?- pyta smoczka.

Przesuwam rączkę pod gadzi ogonek. Maszynka zdaje się lubić taką taktykę, mruczy. Realna dziewczyna, o ile nie jest profesjonalistką, dałaby w twarz.

- Starczy ci energii?- pytam.

Zamyka oczy i opuszcza głowę. Potrącam ją. Nie podziałało. Próbuję drugi raz. Żadnej reakcji. No tak, po zabawie, wyłączyła się. Szybko minęła ta godzinka. W barze to zaledwie sekunda. Jeden rozdział życia mam za sobą.

Zakładam ciuchy, myśląc o wydanej pięćdziesiątce. Słuszny wydatek, słuszny, nie ma co. Starczy na ostatniego? Krucho z funduszem. Zabrałem ile wypada, mało.

Odstawiam maszynkę na miejsce. Nic tu po bałaganie. Rzeczywiście dość lekka. Wychodząc, przystaję przy wyjściu i odwracam oczy. Tyle modeli, do wybory do koloru. Wypadło na gadzinę. Żądze to umieją płatać dziwne figle.

W drodze powrotnej mijam barmana prowadzącego pod ramię wstawionego jelenia. Kolejny w potrzebie.

- Dało radę?- pyta na mój widok burek.

- Nie narzekała.

- Dobrze słyszeć- mówi, szczerząc ironicznie ojcowski uśmiech.

W barze po staremu. Klientów nie ubyło, nie przybyło, nie wszczęto awantury. Młodzi, zdolni, ściągnięci wprost z pobliskiego kosmodromu przez troskliwych kolegów. Przyszli przejść przyśpieszone szkolenie z bycia mężczyzną. Narwańcy przystali na warunki. Piją, rzucając banknot za banknotem.

Na ladzie powtórka z rozrywki. Króliczka w czerni, lisiczka w sreberku i lwiczka topless odprawiają wspólny taniec połączony z macankiem. Zrozumiała zmiana oprogramowania. Klient płaci klient wymaga wrażeń. Trójka skąpo odzianych modelek, z barwnymi neonami i flaszkami w tle, wprawia w amok, stanowi też reklamę. Pomyślcie, trójka andro-piękniś, opleciona swymi ogonkami, dają występ peszący zwyczajne dziewczyny. Postęp ma na sumieniu niejeden nieszczęśliwy ogon.

- Lepsze od prawdziwych. - słyszę jednego klienta.

- Wcale nie udają – dopowiada inny ogon.

- I są o wiele lepiej zbudowane.

Atmosfera na zewnątrz, inaczej jak ta w barze, nieco się uspokoiła. Burza minęła i znowu tysiące gwiazd rozświetla niebo. Główną ulicą, krótką i jedyną w tej kolonii, dochodzę do piętrowego baraku. Neonowy piesio nad wejściem śpi w najlepsze, migocząc niebieską poświatą. Pewnie jest dziewiąta. Najgorzej, mówiłem recepcji, że przyjdę po ósmej. ,,Wychodzę na jednego”, mówiłem. Wyszło szydło z worka. Chyba nie wywalą jedynego gościa za drobne spóźnienie. Zapłaciłem z góry to mam wymagania.

Dwuskrzydłowe drzwi skrzypią przy otwieraniu. Czekają na naprawę. W pobliżu biura recepcji przechodzę na palcach, z butami w łapach. Lepiej dać starowince spokój. Ruchome schody znowu zepsute, niech to. Po dotarciu pod swoje drzwi, numer 12, wyskakuje kłucie w okolicach serca. Nieplanowany wysiłek, hę...

Mały luksus: nocna szafla, obok anty-grawitacyjne łóżko z zużytą baterią (z tej przyczyny właścicielka spuściła z ceny), czterokanałowe radyjko. Wystarczy. Aby do wyjazdu, sam nie wiem kiedy on nastąpi. O prace w okolicy nie mam co marzyć. Byle dożyć jutra.

Słusznym powodem do zerwania umowy byłby schowany pod poduszką pneumatyczny glock 10 mm. Pociągam za cyngiel. Wciąż niezawodny.
Recepcjonistka zostawiła na szafce pocztę. Poczciwa kobiecina. Zobaczmy... Faksograf od matki. (Skąd wzięła ten adres?). Rozrywam kopertę i wyciągam plastykową stronniczkę komputerowego wydruku. Same starocie – opowiastki o treningach, o nieudanych randkach. Znowu narzeka na Heńka: ,,Ten kundlowaty husky absolutnie nie pasuje do Natalie (moja siostra)”. He, he, odpuściłaby biednemu pieskowi. Takiego zięcia trudno nie lubić. Pracowity, wręcz zapracowany, oddany mojej siostrze, strasznej zazdrośnicy, i fajny ojciec. Syna nazwali Tadzio. O małym matka też wspomina: ,,Istny słodziak!!! Jak przylecisz na Marsa, koniecznie odwiedź Natalie, i tego głąba, i zobacz się z Tadziem. Taki słodki i mądry!!! Umie liczyć do stu, nawet od tyłu. (Pomijam resztę listu – kolejno narzeka na podatki i placówki zdrowotne). PS: Kiedy zadzwonisz do Grace (moja była)?!?”.

Udany wieczór. Wgniatam głowę w poduszkę. Swoje przeżyłem, straciłem co zarobiłem. Sen już się do mnie dobiera. Gdyby to była smoczyca, taka realna i prawdziwa, żywa, działoby się. Wyraźne bicie serca, ruch płucek pod piersiami. Żadnej mechaniki. Gdzieś się zapodziały te samotne dziewczęta. W barze takich nie zauważyłem. Może było kilka niewidocznych. Wadziły postępowi. I kto się kim pobawił?


 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
Anonim
0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt - Zabaweczka +18 (M/F)
Wysłano: 21.04.2016 14:50
Ciekawa wizja syntetycznych usług seksualnych.

Mam dwa pytania:

Co uzasadniło archaiczne słownictwo? Postacie wypowiadają się jakby były z przeszłości aniżeli przyszłości. Miałem wrażenie jakbym czytał coś o dwudziestoleciu międzywojennym.

Skąd te wszystkie zdrobnienia? Spacerki, szczurki, sumka, guściki itd. Rozumiem ten styl kiedy mowa o mechanicznych kobietach, ale każda postać na dowolny temat tak się wypowiada.