Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Ostatni Kontakt  
Autor: Mars
Opublikowano: 2016/4/1
Przeczytano: 988 raz(y)
Rozmiar 12.02 KB
3

(+3|-0)
 
Ból.
Ból i nic więcej.
Ból, nieskończony, wszechogarniający, trwający od zawsze i na zawsze.
Cały wszechświat składający się jedynie z bólu.

Ale chyba jest coś jeszcze... tak, coś jest, ledwo odczuwalne, ale na pewno jest, a nawet wydaje się narastać.
Minęła cała wieczność.
Można już określić co to jest... światło.
Światło z wolna układające się w niewyraźne plamy.
Plamy z wolna układające się w kształty.
Powierzchnie, przedmioty.
Jakieś ściany, jakaś aparatura.
Szpital? Miałem wypadek?
Kim ja w ogóle jestem?
Nie, to nie jest szpital...
Eluas?
To jedyne co pamiętam, ale co to jest Eluas?
Ja jestem Eluas? Nie, coś się nie zgadza...

Hibernatornia? No tak, Eluas-387.
A ja? Ja jestem tu kapitanem.
A więc jednak się udało?

***

Kapitan, kiedy wreszcie doszedł do siebie, przystąpił do realizacji doskonale znanej procedury. Skierował swe kroki do najbliższej końcówki Automatu i wywołał raport.
Teraz trzeba było podjąć decyzję czy budzić resztę załogi. Raport nie pozostawiał żadnych wątpliwości, decyzja mogła być tylko jedna.

Zanim wszyscy się obudzą i dojdą do stanu używalności minie trochę czasu, zobaczmy czego jeszcze Automat się dowiedział... szczegółowe raporty... no, wszystko w normie, w sumie to trafiliśmy nawet dokładniej niż zakładano, jesteśmy praktycznie idealnie na skraju tego systemu...

Eluas-387... skąd ta nazwa? Eluas to była jakaś zabita dechami wioska na tamtym płaskowyżu, gdzie to swego czasu postawili nowy radioteleskop, większy niż wszystkie które wcześniej istniały.
Niby miał służyć do poszukiwania obcych cywilizacji, ale przecież tak naprawdę nikt w to nie wierzył. No, może garstka oderwanych od rzeczywistości maniaków wierzyła. Tak czy owak, lata mijały, dzięki teleskopowi dokonano nawet kilku interesujących odkryć, ale doprawdy, nic co mogłoby fascynować kogokolwiek poza wąskim gronem naukowców.

Aż tu nagle 5JUQE6.

Kodem tym oznaczono sygnał nieco inny niż wszystkie, w sumie to jego inność nie była jakaś szokująca, ale traf chciał że kilka dni później obserwatorium odwiedził młody i nadgorliwy dziennikarz jednego z magazynów popularnonaukowych. Pismak bardzo chciał jakiejś sensacji, a że ten sygnał był jedynym interesującym od dłuższego czasu, to właśnie jemu poświęcił spory fragment w swoim artykule.

Artykuł przypadkiem zainteresował kogoś wpływowego, kto później zaczął wypytywać co dalej z tą sprawą, no i zapadła decyzja żeby ponownie skierować teleskop w ten punkt nieba.

No i dopiero wtedy tak naprawdę się zaczęło. Sam sygnał rzeczywiście był ciekawy, ale prawdziwą sensacją okazało się być jego źródło - ewidentnie nie była nim sama gwiazda, ale planeta krążąca wokół gwiazdy nazwanej Eluas-387. I to ze sporym prawdopodobieństwem planeta klasy "M".

Cóż to się wtedy nie działo! Przez dłuższy czas w mediach prawie nie było innych tematów. Jednocześnie odnotowano dwa skrajne zjawiska: z jednej strony nagłe cudowne rozmnożenie prepersów i temu podobnych oszołomów z manią na punkcie obrony przed grożącą niechybnie inwazją kosmitów, a z drugiej masowe demonstracje radości z powodu nawiązania kontaktu z "braćmi w rozumie", oczywiście połączone z wezwaniami żeby niezwłocznie lecieć im na spotkanie - w krótkim czasie zgłosiło się kilka milionów ochotników do takiego lotu.
Kwestia kontaktu z obcymi przez dobre parę lat była obecna w polityce wszystkich państw świata, natomiast w dłuższej perspektywie dookoła domniemanych kosmitów powstało kilka nowych religii.

W każdym bądź razie nie było widać nikogo kto przejmowałby się rzeczywistością, a rzeczywistość była taka że żaden poważny naukowiec nie zaryzykował stwierdzenia że odbierane wciąż sygnały są dowodem na istnienie obcej cywilizacji.
Owszem, sygnały wyraźnie różniły się od wszystkiego co do tej pory zaobserwowano, ale niezliczone próby wyciągnięcia z nich jakiegokolwiek sensownego przekazu zawsze kończyły się fiaskiem, powstało natomiast sporo całkiem wiarygodnych hipotez zakładających naturalne pochodzenie owego "Głosu Obcych".

Kontakt? Nawet jeśli tam naprawdę żyły inteligentne istoty, to przy odległości pięćdziesięciu lat świetlnych jaka niby mogła być szansa na nawiązanie dwustronnej komunikacji?

Natomiast kwestia lotu... no litości, w tamtych czasach astronautyka na całym świecie była w stanie głębokiego upadku, agencje kosmiczne od kilkudziesięciu lat były dobijane kolejnymi cięciami budżetowymi, właśnie wycofano z eksploatacji ostatni z promów kosmicznych i problemem były jakiekolwiek loty załogowe, zresztą nie bardzo było dokąd latać – funkcjonowała jedynie stacja kosmiczna na niskiej orbicie, aczkolwiek nawet ona była obiektem nieustannej krytyki jako marnotrawstwo publicznych pieniędzy.
Czasem tylko przy okazji kampanii wyborczych jakiś polityk coś wspominał o możliwości powrotu na księżyc, a nawet dalszych lotach, ale na gadaniu się kończyło - takowi wizjonerzy wyborów wtedy raczej nie wygrywali.

Sprawa Eluas-387 zmieniła jednak sytuację diametralnie - mijały lata, emocje opadły, ale tajemniczy sygnał wciąż docierał i nie można było go tak po prostu zignorować. Zainteresowanie badaniami kosmicznymi utrzymywało się na wysokim poziomie, znalazły się niezbędne środki, dokonano kilku przełomowych odkryć i jakieś dwadzieścia lat później rozpoczęła się seria załogowych lotów na wszystkie planety i księżyce na których dało się wylądować, wbić flagę i wygłosić propagandowe frazesy - szczególnie okazałe były te które wypowiedziano przy okazji lądowania na odkrytej zaledwie kilka lat wcześniej Dziewiątej Planecie: "To więcej niż spełnienie marzeń z dzieciństwa... kiedy byliśmy dziećmi nie mogliśmy o tym nawet marzyć, przecież nawet nie wiedzieliśmy że ta planeta istnieje..."

Renesans "podboju kosmosu" długo jednak nie trwał, społeczeństwo znowu się znudziło, tym bardziej że nadzieje na kolonizację innych planet i pozyskiwanie z nich surowców wciąż okazywały się mrzonkami. A kryzysy surowcowe zdarzały się coraz częściej.

Takiemu to światu Moktar Vereden objawił dzieło swojego życia – udowodnił możliwość poruszania się z prędkością nadświetlną dzięki zakrzywianiu czasoprzestrzeni, a następnie zbudował działający model.
No cóż, wynalazek okazał się serią rozczarowań dla miłośników sci-fi którzy oczekiwali cudownego urządzenia umożliwiającego swobodne loty po całej galaktyce - model Veredena pozwalał przenosić jedynie pojedyncze atomy na mikronowe odległości.

Dopiero po śmierci genialnego wynalazcy jego następcy rozwinęli technologię na tyle, aby możliwy był transport obiektów makroskopowych, a w końcu zbudowano i statek kosmiczny zdolny poruszać się szybciej niż światło.
Niestety, w międzyczasie objawiło się też wiele ograniczeń, w szczególności fakt że zjawiska towarzyszące zakrzywieniu momentalnie zabijają jakąkolwiek żywą tkankę - no, ale to udało się obejść dzięki hibernacji w temperaturze niemalże zera bezwzględnego.
Nie można było jednak obejść problemu związanego z ogromem energii niezbędnej do inicjacji zakrzywienia, a z faktu że energia ta jest proporcjonalna do którejś tam potęgi gęstości uginanego ośrodka wynika że nadświetlne loty możliwe są jedynie w naprawdę wysokiej próżni - przestrzeń międzyplanetarna jest już trochę za gęsta i wewnątrz układu użyteczny jest tylko napęd konwencjonalny.

Tak oto przeprowadzono kilka lotów w pobliskiej przestrzeni międzygwiezdnej, za każdym razem kosztem anihilacji jednej z planetoid krążących po peryferiach systemu - tylko tak można było pozyskać konieczną energię, a w jednym przypadku dodatkowo kosztem życia całej załogi - na skutek awarii zasilania temperatura w hibernatorach na chwilę wzrosła o kilka tysięcznych stopnia, wystarczająco żeby zamrożeni już nigdy się nie obudzili.
Najważniejszym z dokonanych dzięki tym lotom odkryć było to, że w wysokiej próżni nie ma nic ciekawego, zaś rzeczy nieciekawych też jest tam niezmiernie mało.

Tyle że tym razem lot na Eluas-387 jawił się już jako realna perspektywa...

Ale czy na pewno realna? Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego że w tym przypadku planetoida nie wystarczy, że na taki dystans trzeba poświęcić coś znacznie większego.
Całe armie naukowców długie lata pracowały nad tym problemem, ale prawa fizyki pozostawały nieubłagane - wszystkie modele symulacji niezbicie wykazywały że owszem, podróż jest możliwa, ale ceną będzie unicestwienie prawie całej masy Dziewiątej Planety, a co gorsza – że jest to jedyna planeta której można się pozbyć bez ryzyka katastrofalnych zmian w całym układzie.

Krótko mówiąc, powtórki być nie może - wyczekiwany od tak dawna Pierwszy Kontakt będzie jednocześnie ostatnim.

***

Wszyscy stali na pokładzie widokowym i wpatrywali się w jeden punkt, pomimo że widok nie był przecież imponujący - z tej odległości Eluas-387 był jedynie najjaśniejszą z gwiazd, natomiast planety będącej celem wyprawy gołym okiem w ogóle nie było widać. Wciąż jednak patrzyli i patrzyli...

Kapitan odezwał się pierwszy:
- Jak myślicie, czy Oni naprawdę tam są? Czy są tacy jak my? Jak zareagują na nasze przybycie?
Długo nikt nie odpowiadał, w końcu przemówił Pierwszy Oficer:
- Jeśli oni są tacy jak my, to powinniśmy się cieszyć że to my przybywamy do nich, a nie odwrotnie. Co się stało z mieszkańcami Nowego Świata kiedy dotarli do nich żeglarze ze Starego? Jedno jest pewne - w przypadku kontaktu dwóch cywilizacji zdecydowanie lepiej być gościem niż gospodarzem.

Powrócili na swe stanowiska. Według przyrządów wszystko było w najlepszym porządku, systemy statku w normie, zaś planeta wciąż była na swoim miejscu i nadawała jak zwykle.
Zaraz po ustawieniu anten podali odbierany sygnał na wejście Uniwersalnego Translatora, ale bezskutecznie - nawet tutaj nie udawało się wyciągnąć z niego niczego sensownego.

"Uniwersalny Translator..." Kto wymyślił tą nazwę? To chyba z jakiegoś filmu sci-fi? Tak czy owak, wyglądało to na kiepski dowcip. Owszem, urządzenie wykorzystywało najnowsze osiągnięcia w dziedzinie sztucznej inteligencji i całkiem poprawnie tłumaczyło pomiędzy dowolnymi z naszych języków, potrafiło nawet uczyć się języków wcześniej nieznanych, ale przecież nigdy nie zdołało wyczytać czegokolwiek z sygnału domniemanych Obcych.
No, ale niczego lepszego nie było, pozostawała więc nadzieja że mając do dyspozycji lepszej jakości sygnał, odebrany z bliska, zdoła jednak odnaleźć w nim jakiś punkt zaczepienia.

Ale najwyraźniej wciąż było za daleko. Translator stwierdził tylko że sygnał wygląda na mieszaninę różnych sygnałów emitowanych przez dużą liczbę nadajników i że bardziej szczegółowa analiza będzie możliwa dopiero po wyizolowaniu pojedynczych źródeł.

Trzeba więc było przyjąć to do wiadomości i lecieć dalej, tym bardziej że teraz nie pora rozwodzić się nad tą kwestią - cała załoga musiała zająć się diagnostyką i regulacją wszystkich podzespołów statku, a czasu na to było niewiele, wkrótce trzeba zwiększyć ciąg silników hamujących do poziomu przy którym ciążenie pozwala jedynie na bierne leżenie w fotelach...

***

Część druga: https://polfurs.org/modul...p?articleid=538
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.