Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Krissr44 - Szczeniak  
Autor: Krissr44
Opublikowano: 2016/4/25
Przeczytano: 1085 raz(y)
Rozmiar 421.10 KB
-3

(+1|-4)
 
SZCZENIAK


I – Pierwsze Chwile

Były sobie raz dwa psy, samiec i samica. Samiec to mieszaniec ras labradora retrievera i goldena retrievera maści czarnej i budowy smukłej, choć nieco wychudzonej. Ówże pies ma na karku sporo lat i czuje, że jego czas już się kończy i, że długo już nie pożyje. Jego partnerka mieszaniec ras owczarka niemieckiego i owczarka podhalańskiego maści tak samo czarnej jak on, budowy smukłej i nieco wychudzonej, nie była już młodym psem.
Lecz przed śmiercią chcieli na świat wydać ostatnie potomstwo. Nie tracąc cennego czasu postanowili przejść od razu po psiemu do rzeczy. Cały rytuał trwał jakąś godzinę, aż w końcu dokonali, czego chcieli! Labrador był po tym wszystkim tak zmęczony, że nie mając więcej energii do życia od razu zdechł. Owczarka będąc w lepszej formie niż on zdołała przeżyć to wszystko, co się działo w wspomnianej godzinie. Położyła się na wielkim płaskim kamieniu znajdującym się niedaleko od niej i zasnęła.
Noc była bezchmurna z cudownie świecącym księżycem w pełni. Wszystko wydawało się normalne, lecz nie dziś! Dzisiejszej nocy miało stać się coś nadzwyczajnego. Przelatująca nieopodal na niebie kometa emitowała nieznane dotąd światło w połączeniu z blaskiem tajemniczego księżyca. Tenże blask niczym lampa reflektora samochodowego, świeciła najjaśniej tylko w paru częściach świata, poza zwykłym blaskiem księżycowym, padając akurat jednym z tych promieni bezpośrednio na leżące nieopodal na kamieniu zwierzę.
Samica tej nocy dostała bardzo wysokiej gorączki i nie mogąc się z tego otrząsnąć po paru godzinach zdechła. Kometa będąca w specjalnym połączeniu z księżycem była na niebie zaledwie 30 sekund, a już narobiła w świecie nie lada zamieszania! Zmiany, które miały się okazać w niedalekiej przyszłości, na którego padła niesamowita jasność fuzji księżyca i tajemniczej komety.
Ranek minął spokojnie, lecz cała historia miała właśnie się niechybnie zakończyć z powodu zginięcia obydwu psów w tak krótkim czasie, przed wydaniem potomstwa. Nagle z nie wiadomo, jakiego powodu, obok nieżywych psów leżało malutkie żyjątko przypominające coś w rodzaju „łysego” miniaturowego pieska o wielkości zaledwie paru centymetrów, jakby dopiero niedawno co wyszło na świat.
Co parę krótkich chwil po nim zaczęły przechodzić dziwne, jasne świecące fale jakiejś energii. I wtedy w mgnieniu oka dało się zaobserwować nagły wzrost. Malutkie żyjątko zaczynało szybko rosnąć, coraz to bardziej i bardziej, aż po chwili przypominało bardzo małego pieska haski.
Szczeniaczek nie był w ogóle podobny do rodziców, ani z rasy czy z wyglądu. Jego wygląd przypominał małego psiaka syberian haski z nieco domieszką alaskana malamute o grubych łapach, maści cudownie śnieżno-białej, nie czarnej jak sierść obydwu rodziców. Oczy miał błękitnego koloru. Sierść krótką, pięknie lśniącą, cudownie uczesaną bez żadnych odcieni innych kolorów, o budowie muskularnej, jak na szczeniaczka w tym wieku.
Nagle wstał na równe łapki i po jego sierści od główki po ogonek zaczęły przechodzić dziwne magiczne fale energii, czegoś przypominającego magię. I po chwili jego ciało zaczęło się ponownie powiększać w mgnieniu oka do rozmiarów dorosłego szczeniaka. Teraz miał wygląd prawdziwego haskiego a nie jego miniaturki. W tej chwili jego postawa stała się jeszcze piękniejsza niż przed trzydziestoma sekundami. Sierść nadal była śnieżno-biała, lśniąca tylko, że teraz dłuższa i bardziej, przypominająca rasę haski o grubych łapach i sylwetce alaskana malamute. Pazurki przednie i tylnie były krótko obcięte i ładnie oszlifowane, jakby dopiero, co wrócił z salonu piękności dla psów.
Parę minut później robiąc parę kroków, zaczął obracać się powoli dookoła siebie, zaobserwował wszystko, co się znajdywało w jego otoczeniu. Szczególnie zwrócił uwagę, na leżące w pobliży niego zwłoki nieżywych psów. W danej chwili nie wiedział, co ma teraz z nimi zrobić. Wiedział tylko, że jest głodny.
Spojrzał w niebo i dokładnie w tej samej chwili przyszło mu do głowy by zamknąć oczy i skoncentrować się na czymś, czego jeszcze nie znał. Nagle całe ciało zaczęło emitować coś przypominające jakby magiczne pole energii, otaczające go. Wtedy psiaczek otworzył oczy, które w tej chwili zmieniły kolor z błękitnych w czerwone. Skierował je bezpośrednio na wspomniane nieżywe psy i po kolei za pomocą tej tajemniczej otaczanej go energii, przetransportował je po kolei wprost do świata zmarłych. Po transporcie wrócił do rzeczywistości!
Niewiedział skąd posiada tą niezwykłą moc. Mógł miotać energetycznymi kulami aury i koncentrować się nad konkretnymi rzeczami i zjawiskami potężną siłą mentalną, jaką chwilę temu użył. Po tym całym przedsięwzięciu był tak zmęczony, że od razu postanowił się przespać, nie zdążywszy nic zjeść. Położył się na szerokim kamieniu będącym koło niego i od razu zasnął. Przespał tak cały swój pierwszy dzień i całą bezksiężycową noc.

II – Psie Miasteczko

Rano jak tylko wstał zszedł z kamienia na ziemię, otrzepał się z gracją i postanowił iść naprzód, tam gdzie było widać jakieś budynki. Pomyślał sobie, że może tam znajdzie jakieś jedzenie na dziś. Idąc tak luźnym krokiem napotkał rosnące przy drodze drzewa owocowe. Jabłka, gruszki… Był za mały i nie mógł sobie pozrywać żadnych owoców z gałęzi, więc zjadł to, co leżało akurat na ziemi.
Pojadł sobie owoców i postanowił iść dalej. Idąc tak zauważył niedaleko przed sobą bawiącego się małego szczeniaka wyglądającej na labradora retrievera. Podszedł jeszcze kawałek w jego kierunku na tyle by on go zauważył i przysiadł sobie z gracją na zadzie, nie opodal niego.
Bawiący się szczeniak po chwili zwrócił na niego uwagę. Od razu przestał się bawić i podreptał w jego kierunku. Będąc przy nim odezwał się wesoło.
– Cześć kolego!
Haski grzecznie mu odpowiedział i zaczęła się krótka rozmowa.
– Nie widziałem cię wcześniej w tych okolicach? – Zaczął labradorek.
– Bo jestem w tych okolicach od niedawna, więc nie mogłeś mnie wcześniej widzieć.
– Aha a skąd jesteś? – Spytał zaciekawiony piesek.
– Nie wiem dokładnie skąd, więc nie mogę ci dokładnie powiedzieć.
– Aha, nie szkodzi – Powiedział sympatyczny labrador, żegnając się z nim.
Po krótkiej rozmowie obydwaj chłopcy wrócili do swych zajęć.
Haski obejrzał się dookoła i postanowił iść dalej przed siebie. Po pewnym czasie doszedł do miejsca gdzie banda szczeniaków dobermana, atakowała przechodzące tamtędy szczeniaki innych ras. Nagle z oddali zaczął odzywać się szczenięcy głos szefa gangu wspomnianych chuliganów.
– Zgubiłeś się dziecino?
– Nie, a kto pyta? – Powiedział grzecznie Szczeniak.
Zaraz przed nim przycupnęła zgraja piesków złożonych z pięciu szczeniaków rasy doberman.
– Wkroczyłeś na teren twojej porażki baletnico! – Powiedział szef gangu.
– Nie sądzę! – Od razu odpowiedział mu haski. – A po za tym, nie jestem baletnicą tylko haskim, „młodziaku”.
Rozłoszczony tą nagłą wypowiedzią młody doberman wyzwał go na pojedynek, z którego raczej w jego rozumowaniu nie miał by on żadnych szans. Kończąc tą wypowiedź dał znak reszcie grupy, by atakowali. Ale zanim zaczęli go atakować, haski szybkimi ruchami odrzucił ich od siebie, uderzając w nich energetycznymi kulami aury. I po chwili leżeli jak dłudzy na grzbietach porozkładani koło niego. Haski przysiadł sobie powoli na zadku i powiedział do nich z kpiną w głosie.
– To była raczej wasza niefortunna porażka a nie moja.
Rozwścieczony lider grupy chciał skoczyć do jego gardła, lecz on pocisnął mu kulę aury i wtedy napastnik obracając się w powietrzu, odleciał od niego o jakieś 200 m ryjąc pod koniec lotu pyskiem o ziemię.
– Dajcie sobie spokój, bo i tak przegracie! – Powiedział im na koniec.
Oni odpowiedzieli, że nie dadzą Mu spokoju wolą raczej zginąć! I z impetem zaczęli się na nim wyżywać pazurami i zębami. Po jego sierści przeszły parę razy magiczne fale i wysunęły mu się z przednich łapek długie, twarde i ostre jak brzytwa pazury. Jednym uderzeniem tych specjalnych pazurów wszystkie szczeniaki, co do jednego leżały porozkładane dookoła niego w pewnej odległości z poszarpanymi i zakrwawionymi cielskami.
Po tym całym zamieszaniu, zostawił wszystko tak jak teraz było i poszedł zwiedzać miasto, w którym akurat przebywał. Chodził sobie tak parę godzin, aż zaczynało się powoli ćmić. Skręcił, więc z powrotem w stronę swojego legowiska idąc spokojnym krokiem.
Dni tam mijały bardzo szybko i niezwykle w jednej nocy ukazując pełnię a w drugiej nocy nów. Tak z powrotem. Nie spieszyło mu się wcale i idąc tak oglądał otaczającą go przyrodę. Zanim tam dotarł była już piękna noc. Cudownie świeciły gwiazdy i obok nich księżyc ukazany w pełni. Bardzo mu się podobał widok księżyca. Wpatrywał się w niego, aż po pewnym czasie przebiegły mu po grzbiecie ciarki. One niebyły zbyt przyjemne, jakby miały w przyszłości znaczyć coś niepożądanego i niezbyt przyjemnego…, ale czemu? Nie myśląc o tym, oglądał księżyc do tej pory, aż nie zasnął na swoim kamieniu, gdzie przyszedł na świat.
Rano wstał, podniósł łepek w górę, zobaczył w prawo, potem w lewo i następnie zaczął iść w stronę miasteczka. Poruszał się po nim powoli bez pośpiechu, zaglądał do różnych zakamarków, podziwiał miastowe widoki. Nagle doszedł do miejsca gdzie w jakimś z zaułków pewien dorosły dog niemiecki okładał przebywające tam szczeniaki z innych ras. Młody haski podszedł do niego i powiedział.
– Daj im spokój chuliganie! Bij się z dorosłymi psami, najlepiej swoich rozmiarów a nie wyżywaj się na szczeniakach!
– Takich jak Ty?
Odpowiedział krótko narwany pies, zostawiając ich w spokoju i rzucając się na niego. Nasz szczeniak dostał nagle łupnia, bo nie był wcale na to zdarzenie przygotowany i oczywiście zarył mordką o ziemię po ataku z zaskoczenia. Dog zadowolony, że rozprawił się szybko ze smarkaczem i że mógł szybko wrócić do tortur ze szczeniakami. Wtedy haski opamiętał się po tym szybkim ataku, wstał lekko otrzepał się i podskoczył do niego powtarzając do oprawcy te same słowa, co wcześniej, by zostawił ich w spokoju i zajął się psami w swoim wieku. Zdając sobie z tego sprawę, że może dostać ponownego łupnia za te słowa.
Dog niemiecki nie chcąc odrywać się ponownie od swej zabawy, zamachnął się i zdzielił szczeniaka w łeb, odrzucając go ponownie od siebie, ale na mniejszą odległość niż wcześniej. Haski będąc przygotowany na to, szybko doszedł do siebie i walnął go kulą aury. Te jego uderzenie tylko zrobiło mu mocny ból w plecach, nie robiąc poważnych strat na zdrowiu denerwując go bardziej!
Szczeniak teraz zrozumiał, że daleko nie zajdzie w takiej obronie piesków i siebie, bijąc go kulami aury i nic poza tym nie robiąc mu poważnego. Zanim on odwrócił się do niego i wstawi mu ponownego łupnia albo coś gorszego. Szybko skoncentrował się bardzo mocno, na swoim ciele i powoli zaczął zmieniać się z małego szczeniaka, w dorosłego psa tej właśnie rasy, tak szybko jak tylko mógł. Po przemianie nic praktycznie się u niego nie zmieniło poza tym, że wyglądał jak dorosły pies haski. Jego ciało było tak samo ładnie „ulizane”, lśniące jak wcześniej, dodatkowo lepiej zbudowane i umięśnione. Jego ogon był długi puszysty i ładnie zawinięty ku górze niż, opadnięty ku dołowi wtedy jak był jeszcze przed momentem szczeniakiem.
Dog odwrócił się do niego by mu ponownie przywalić. Nagle został skołowany, czemu stoi na miejscu małego szczeniaka, dorosły pies. Ale szybko doszedł do siebie i z drwiną w głosie powiedział:
– Co jest?!, Szczeniaczek pobiegł po braciszka? I tak jestem od ciebie większy i silniejszy. Nie masz żadnych szans! – Powiedział dog, dodając jeszcze. – Niezła zmyłka, punkt dla ciebie albo twojego małego braciszka, hahaha!! Ale to nieważne, bo i tak zaraz zrobię z ciebie marmoladę. – Mówiąc te słowa ze złością!
Tym razem odrzucił na bok poniewierane szczenięta i miał zamiar rzucić się na psa z pazurami. Kiedy haski podskoczył do niego wcześniej i wydzielił mu prostą fangę z pazurów w pysk. Chciał wypróbować swoją siłę i dorosłe ciało, zamiast nokautować go od razu energetyczną kulą aury. Dog niemiecki był w dobrej kondycji i tylko lekko mu się łeb obrócił od tego uderzenia pazurami.
– Ha. Tylko na tyle cię stać? – Powiedział z kolejną drwiną. Zrobił dwa kroki w tył i miał zamiar zaaplikować haskiemu ostateczny atak w gardło. Ale nasz pies niewiarygodnie szybko się uczy, jak na psa przystało i z gracją odskoczył w bok, aplikując mu parę uderzeń pazurami w brzuch, w czasie jego manewru. Dog po skoku runął na ziemię nie trafiając sobie w ten sposób w dorosłego szczeniaka. A dodatkowo nacierpiał się w locie od ataku w brzuch, jaki dostał od niego.
Po upadnięciu na ziemię, poleżał na niej na chwilkę, aż nieco odsapnął. Pozbierał się po tym wszystkim i by nie dostać gorszego łupnia wolał bez słowa oddalić się z podkulonym ogonem.
Haski odwrócił się w stronę poturbowanych szczeniąt, przyłożył do nich swoje łapy i koncentrując się na tym by psiaki zregenerować, uleczył je swoją magiczną siłą mentalną. Jak doszły do siebie powiedział:
– Wracajcie do swoich rodziców i następnym razem uważajcie na siebie.
Po tych słowach odwrócił się i poszedł we własną stronę, przy tym zmieniając się z powrotem w szczeniaka, jakim był normalnie. Praktycznie spodobała mu się ta dorosła forma, ale pomyślał sobie, że na dorosłego osobnika będzie jeszcze miał czas.
Pogodziwszy się z tym, co się stało, postanowił wyjść z zaułka miasta i zwiedzać dalej. Nie zdążył dojść za daleko, bo z placu, koło którego właśnie przechodził nagle odezwał się głos.
– Hej! Szczeniaku! Za zhańbienie naszego brata dostaniesz takiego łupnia, że rodzona matka Cię nie pozna. Lepiej by było dla Ciebie żebyś się nie urodził!!!
A na to szczeniak z drwiną powiedział.
– Lepiej zamknij ten dziób, booo wykopię, Ci grób!
Po chwili okrążyła go zgraja dorosłych owczarków i dogów niemieckich. Było ich na placu jakieś 15 sztuk z każdej wymienionej rasy w różnych barwach i wiekach a wśród nich, był ten właśnie „dręczyciel szczeniaków”, który się poskarżył innym, że go pobił jakiś tam biały kundel.
Haski spojrzał na nich i już wiedział, co się kroi. Nie zastanawiał się długo tylko zmienił się w dorosłego psa nie zważając kompletnie na wpatrujące się w niego ślepia. Doszedł do wniosku, że tyle dorosłych psów na jednego to raczej za dużo i wzmocnił się ile dał tylko radę, używając maksymalnych swych mentalnych mocy, tak bardzo że prawie opadł z sił. Ale skoro miał możliwość regeneracji i leczenia się na wezwanie po przemianie w dorosłą formę doszedł do siebie, zanim zaczęła się prawdziwa walka.
Urósł jeszcze więcej niż dotychczas, ale niedużo by nie stracić kompletnie całej swojej siły na powiększanie ciała. Urosły mu większe pazury i większe mięśnie, jego łapy były takie potężne, że na tylnych bez problemu mógł sobie stanąć bez opierania się przednimi łapami. Wyglądał podobnie z wyglądu jak dorosły dobrze wyrośnięty haski tylko nieco lepiej zbudowany niż normalnie, z postawą przypominającą „Lukario z Pokémonów” stojącego na tylnych łapach.
– Zdziwieni?… Dobrze!… Więc dawać!… Na co czekacie!? – Powiedział z podnieceniem w głosie.
Wszystkie psy były oszołomione, co do jednego, widząc jego transformację z nieporadnego szczeniaka w przypominającego wyglądem dorosłego psa haski wielkością prawie dorównującej dogom niemieckim średnich wielkości. Szef bandy ockną się z tego zdziwienia i wydał natychmiast komendę:
– Do ataku! Nie brać jeńca, tylko Go zabić!
Haski z uśmieszkiem na pysku już się nie mógł doczekać. Chciał się porządnie wyszaleć jak się nadarzała okazja i sprawdzić wydajność swych magicznych mocy.
Przygotował sobie na każdej z przednich łap kule aury. Jak oprawcy byli jeszcze w trasie do niego, zaczął sobie w nich trafiać po kolei, polepszając sobie w ten sposób celność w oczach. Jak jakiś pies podskoczył do niego za blisko to zdzielił go potężnymi pazurami w łeb. Zdarzało się, że niektóre psy były w gorszej formie i padały kompletnie bez ruchu na ziemię kończąc w ten sposób swój nędzny żywot, lecz większość z nich musiał dobijać dwa, trzy razy, zanim przestały z nim walczyć. I tak rozbroił ich, co do jednego. Żeby wyeliminować pozostałych z gangu, którzy przeżyli jego obronny atak, dobijał ich rzucając się na nie swym ciałem lub uderzając się z nimi swym potężnym cielskiem z pazurami.
Po takiej rzezi, powstał totalny bałagan, wszędzie było pełno psich trupów. Haski koncentrując się nad konkretnym obszarze, utworzył potężnie duży ładunek swej siły mentalnej połączonej z aurą i przeniósł wszystkie poturbowane ciała i ich pozostałości do tego samego miejsca, co swych rodziców na początku historii. Następnie zmienił się na powrót w szczeniaka i powoli poszedł w kierunku swojego kamienia, pozostawiając miasteczko w lepszej kondycji prawnej usuwając miastowych opryszków. Tak idąc sobie w to wspomniane miejsce myślał:
– Kim ja na prawdę jestem? Psem? Alienem? Mutantem jakimś? A może oprawcą jak inni…? A może bohaterem?
Po chwili skupienia i w czasie drogi, zatrzymał się dochodząc do swojego kamienia. Przed swoim „niby tymczasowym domem” powiedział po krótkich przemyśleniach.
– Skoro już tu jestem i mam te moce, którymi się posługuję, a krzywdy nimi nie robię, (przynajmniej tak mi się wydaje), poza tym, że „eliminuje zło”, to raczej jestem w jakimś sensie „małym bohaterem” nie złoczyńcą!
Po chwili ciszy, zwinął się w kłębek i poszedł spać. Rano przyszedł do niego młody labrador, którego poznał, jako pierwszą żywą osobę na tym świecie.
– Śpisz? – Zapytał haskiego kolega, trącając go nosem.
– Teraz to już nie, a czy coś się stało?
– No raczej nieee! …, Ale nareszcie Cię znalazłem…, Co tu robisz? – Zaczął zadawać pytanie za pytaniem zaciekawiony labradorek.
– Śpię. – Odpowiedział rozespany haski.
– To tu mieszkasz? Aaaaha!…
Zaczął gadać jak nakręcony. Po chwili młody haski przerwał mu tą jego wyczerpującą wypowiedź nieco zmęczony zaraz z rana po jego gadkach.
– Tak! Tu mieszkam! A konkretnie, czegoś chcesz?
– Nie. A czemu jesteś tu sam jak palec na tym pustkowiu, poza miasteczkiem bez żadnych przyjaciół czy rodziny? – Zadał pytanie haskiemu labradorek.
– Bo jestem… i tyle.
Powiedział krótko i zwięźle haski, nieco zirytowany z ciągłych pytań od samego rana.
– Nie martw się Ja tu jestem, będę cię codziennie odwiedzał póki tu będziesz. – Odparł młody labrador.
– Dzięki, będzie mi bardzo miło, ale niedługo opuszczam to miejsce. – Odpowiedział haski.
– A gdzie wyruszasz? Jak można spytać?
– Jeszcze nie wiem, ale pewnie w daleką drogę. Coś mnie ciągnie w nieznane.
– Aha. To cześć miłej drogi.
Piesek pożegnał się z nim i podreptał w stronę miasteczka.
Haski w lepszym humorze niż zaraz po nagłej pobudce doszedł do wniosku, że pójdzie się jeszcze na chwilkę zdrzemnąć.
Po krótkiej dodatkowej drzemce, młody haski otworzył oczy i spojrzał w jasno świecące na niebie słońce. Pooglądał chwilkę krajobraz, który go otaczał, siadł na „zadku” i zaczął się bawić aurą. Wypuszczał małe kule aury w górę i łapał je z powrotem żonglując nimi. Po chwili zaczął więcej ich wpuszczać w powietrze a następnie nimi żonglować jak cyrkowiec. Rzucał je coraz wyżej i szybciej dodając, co chwila jedną, aż żonglował już jakimiś trzydziestoma kulkami aury. By je zlikwidować! Z jednej dużej aury zrobił sobie osłonę i nałożył ją sobie na siebie. Puścił wszystkie kulki i one spadając rozpraszały się o niego nie robiąc mu żadnej krzywdy.
Po takiej dziwnej zabawie wstał na równe łapki i oddalając się kawałek od swego kamienia, zaczął ćwiczyć nowe formy, które może przydałyby mu się w jakichś walkach, jakie musiałby stoczyć w przyszłości. Bo maksymalną formę, w którą się ostatnio zmienił to był tylko haski: młody lub dorosły. A coś go w głowie trapiło, że ta maksymalna jego forma w niedalekim czasie może mu nie wystarczyć!
W ten sposób mocno się skupił i za pomocą swych sił mentalnych i aury, zaczął się uczyć nowej formy, która mu w tej chwili wpadła do głowy. Ta forma, którą sobie wymyślił, był to kot.
– Kot jest dość prostej budowy i mały, może mi się kiedyś przydać.
Po jego grzbiecie zaczynały przechodzić fale magii i z chwili na chwilę zaczął zmieniać się w kota tylko, że dorosłego. Po przemianie nie był on większy od niego a raczej był o odrobinę mniejszy. Pooglądał się z wszystkich stron i uznał, że jest kotem tak jak powinien być tylko, że jego futro jest w tej samej barwie, co psie łącznie z niektórymi opcjami. Czyli był dorosłym kotem o futrze gładkim, lśniącym i śnieżno-białym, dobrze umięśnionym. Wypróbowując to ciało doszedł znów do wniosku, że jest, jako kot tak dość silny, może stać na tylnych kończynach bez problemu, na dodatek tak samo władać aurą i siłą mentalną, co młody haski. Zatrzymał się na chwilkę i pomyślał w skupieniu.
– Czyli mogę po przemianie wykonywać te same rzeczy, co przed przemianą. A wygląd osobisty jest podobny do wyglądu domyślnego. – Myśląc sobie głośno z zamkniętymi oczyma.
Więc pomyślał, że czas na inną formę, ale trochę trudniejszą do wykonania. Raczej silniejszej od psów w jakimś stopniu. Jego myśli skierowały się w kierunku konia, rasa tu nie była istotna. Po jego kocim grzbiecie zaczęły przepływać fale magii i po chwili jego ciało zaczęło rosnąć i zmieniać się na podobiznę oczywiście dorosłego konia.
Łapki kota zaczęły zmieniać się w kopyta, ogon stawał się przypominać koński. Jego pysk przekształcać się, coraz to bardziej przypominając koński. Z głowy wyrastać zaczęła długa grzywa. I normalnie zaczął wyglądać jak dorosły, dobrze zbudowany, umięśniony ogier o całkiem białym umaszczeniu oczywiście. Nie zmieniał płci w czasie przemiany jak tego nie chciał, bo to była osobna kwestia.
Po całej transformacji zaczął się sobie przyglądać. Wypróbował poruszanie postaci, oraz swoje niezwykłe umiejętności. Doszedł do wniosku, że każde zwierzę, w które się zamieni ma te same niezwykłe umiejętności, co haski, którym jest normalnie. Dodając jeszcze te opcje, które posiada dany gatunek zwierzaka.
Teraz pomyślał sobie, że jak do takiej transformacji doszedł bez problemu, od małej po dużą to, że wystarczy się skoncentrować na danym zwierzaku i tyle.
Używając kuli aury, jako koń, trudno jest celować i nią operować przez to, że się ma kopyta i do tego dużą wagę wbijającą w ziemię, lecz waga to raczej mały problem! Jak chodzi o siłę mentalną, każda forma daje sobie z nią rady, bez jakiegokolwiek problemu.
Dzień się niestety już kończył i zaczynało robić się powoli ciemno. Wrócił szybko do postaci szczeniaka haskiego regenerując całe ciało i stabilizując je. Następnie powiedział sam do siebie.
– Dzisiaj raczej nie pójdę pochodzić po mieście, bo cały dzień spędziłem na nauczaniu się nowych form ciała. A to zajmuje sporo czasu i trzeba jeszcze dodać, że siły życiowej do wyuczanie się nowych postaci zużywa sporo. Regeneracja przecież też nie jest za darmo.
– Rozejrzał się dookoła i odparł po chwili.
– Nie szkodzi jutro też jest dzień, co nie zrobiłem dziś mogę zrobić także jutro. – Czekając na księżyc w pełni, którego bardzo lubił oglądać, położył się i spoglądał w niebo. Lecz był tak zmęczony, że po paru minutach od razu zasnął.


III – Wilkołak

Odrazu po pobudce zrobionej przez jego przyjaciela młodego labradora, wstał wypoczęty, przecież znał tą pobudkę z wczoraj. Pogadał sobie z nim chwilę i wróciwszy do swych obowiązków pożegnawszy przyjaciela. Następnie zrobił kilka kroków od legowiska i dobrze się zastanowił, co by mógł się dziś nauczyć. Pochodził troszkę w pobliżu swego legowiska i po chwili powiedział do siebie.
– Może nauczę się nowej formy? Ale tym razem bardzo trudnej i niezwykłej!
Wymyślił sobie dość trudną istotę do wykonania. Z tego rzesz powodu, że to, co miał na myśli jest raczej formą magiczną. Pomyślał sobie o wilkołaku i przystępując do wykonywania mocno się skoncentrował na tym działaniu, by wszystko poszło zgodnie z planem bez zbędnych niespodzianek.
Na jego psim grzbiecie pojawiły się fale magiczne, tylko, że tym razem były dziwnie niestabilne i w ten sposób zamiast przepływać równo po nim to raczej omijały go łukiem. Tylko niektóre z fal magicznych łączyły się z jego ciałem powodując przy tym niewyczuwalny wcześniej bul. Reszta fal jakby odlatywała w przestrzeń! Co było mocno dla niego podejrzane z tym bólem to, że nie mógł nad nim w ogóle zapanować! Ten bul stawał się tak duży i nieznośny, że był w niektórych momentach nie do zniesienia! Jego ciało, przemieniało się dość nagle i niestabilnie niż w powszednich przemianach. Czyli z pyska psa w pysk wilka, tylko nagle i naprzemiennie, aż do stabilności. I tak z każdymi członkami ciała. Nie było dużej różnicy pomiędzy psem a wilkiem, ale jednak. Przemiana trwała trochę dłużej i była dość męcząca i do tego dziwnie bolesna.
Po jakimś czasie doszła do maksimum. Po całej przemianie i po bólu niebyło śladu. Czół się dość dobrze, ale raczej nieco zmęczony, wyglądem przypominał prawdziwego Wilkołaka. Ale nie takiego strasznego jak go inni opisują!
Jego pysk był wilczy dosłownie i czysty, a niepobrudzony krwią z zębami na wierzchu! Sierść miał w kolorze śnieżno-białym, oczywiście lśniącą i gładką jak zawsze. Poza tym, że jego postawa była dwunożna a nie na czworaka.
Po krótkim odpoczynku chciał wypróbować to nowe ciało. Robiąc pierwszy krok, miał wrażenie jak by się uniósł w powietrzu! Poruszając się jego kroki były ciche, spokojne i pełne gracji, prawie niedotykające ziemi a zarazem szybkie jak błyskawica, można by tak powiedzieć.
Jak chciał użyć kuli aury to wyrzucając ją w przestrzeń, nie zwrócił nawet uwagi, kiedy trafiła w cel, taka była szybka i dokładna. Cel pozostający na drodze kuli aury po prostu przestał istnieć! Aurę mógł używać w niewiarygodnie różny sposób z niewiarygodnie dużą mocą i dokładnością. A siła mentalna była tak duża, że w tym kierunku, w którym została skierowana, na jakąś konkretną rzecz, bez problemu i wysiłku mógł z nią zrobić, co chciał.
Całe te ciało było perfekcyjne i bez żadnych wad! Co by nie zrobił zostanie na pewno wykonane. Wilkołak był na prawdę bardzo zadowolony z tej formy, jakiej się nauczył. Ta jego uciecha z tej formy miała trwać jednak tylko do czasu… Przez to, że się jej nauczył i pobrał magię przeznaczoną dla tej formy, nałożył na siebie nieprzewidziany problem, który miał się w niedługim czasie okazać! Ale na razie nie musiał się o to martwić, jeszcze.
Po przemyśleniu, przypomniał sobie formy, które znał i powiedział je na głos.
– Umie się zmienić normalnie w: młodego haskiego i dorosłego haskiego. – Następnie w dorosłego kota, konia i wilkołaka. Z tego ostatniego jestem najbardziej zadowolony!
Z totalnym uśmiechem na pysku. Był już w tej formie wilkołaka bite 15 minut i z każdą chwilą dziwnie chciało mu się jeść czegoś, czego raczej nie znał. Można było, by dodać jego wzrok i słuch jak i inne funkcje stawały się jeszcze bardziej niewiarygodnie dokładne i wyspecjalizowane z każdą dodatkową chwilą, dały mu się słyszeć odgłosy zwierząt znajdujących się w pobliżu! Czół się w tym ciele jak najbardziej doskonale, lecz coraz to bardziej głodny, więc doszedł do wniosku, że przydałoby się wrócić do normalnej postaci młodego haski.
Więc wziął się za to, bo na razie nie miał z tym żadnego problemu. Mocno się skoncentrował i tak samo dziwnie ze strasznymi bólami dosłownie wszędzie, zaczął się nagle i naprzemiennie zmieniać w młodego haski. Lecz ta przemiana była tym razem dużo szybsza niż ta wcześniejsza. Po całkowitej przemianie w domyślną formę czół się jak najbardziej doskonale i głód mu przeszedł. Doszło mu po tym zdarzeniu do głowy, że czym dłużej by był w formie wilkołaka tym trudniej mógłby nad nią panować. Jakby ona sama zaczęła panować nad sobą i zarazem nad nim samym! To go trochę przestraszyło! Mówiąc.
– Muszę jeszcze nad tą formą trochę popracować, zanim zacznę jej dosłownie używać!
Pomyślał dodatkowo, żeby mieć idealne i mocne funkcje w magicznej formie takiego zwierzęcia, na jakiego ma się ochotę, trzeba na to zapracować lub w przyszłości za to zapłacić.
– Jak będę się w wilkołaka zmieniał to muszę mieć to na myśli żebym nie przesadzał z jego funkcjami, bo może to wyjść poza moją kontrolę. Przecież to zwierzę magiczne a nie zwykłe jak koń czy pies.
Czas mijał nieubłagalnie szybko. Słoneczko grzało mu białą sierść. Pomyślał sobie.
– Czym bym mógł się dziś zająć!? – Powiedział do siebie pytająco.
– Może bym spróbował czegoś mocniejszego od wilkołaka? – Dodając.
Przez myśli przeleciała mu myśl o przemianie w jakiegoś smoka, ale szybko mu ta myśl odeszła. Przecież jest zbyt dużo odmian smoków, którą by miał wybrać?
– Poza tym to już magia zaawansowana, nie taka jak moja czy magia wilkołaka.
Rezygnując z tego pomysłu przyszła mu myśl po głowie, że już przesadza z nauką w takich dziwnych stylach i ruszył w stronę miasteczka. Idąc tak po prostu przez miasto, oglądał budynki i wystawy sklepowe, a mijane na ulicach psy dziwnie mu się przyglądały. Przecież był szczeniakiem, więc dlaczego? Pomyślał, mówiąc do siebie.
– Może przez to moje mocne unikatowe ubarwienie? – Pewnie tak… – Dodając po chwili.
Przeszedł jakiś kawałek i zaczepił przechodzącego obok niego psa pytając.
– Dzień dobry, może mi Pan powiedzieć, czemu większość psów ogląda się za mną?
– Przecież chodzisz sam, bez matki czy ojca po mieście a poza tym masz unikalnie ubarwioną sierść.
– Aha, dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. – Do widzenia.
Pożegnał się z psem dziękując mu za odpowiedź. Pomyślał sobie żeby nie zwracać sobą tak dużego zainteresowania, wypadałoby się w jakiegoś innego psa zmienić albo, chociaż zmienić wygląd. Ale przyszła mu do głowy odpowiedź na to, że i tak by dziwnie wyglądał, bo kolor i kształt sierści zostaje niezmieniony po transformacji. Zatrzymał się na boku chodnika i zaczął myśleć. A inne zwierzaki obchodziły go z różnych stron pytając, co jakiś czas.
– Nie zgubiłeś się dziecino? Na kogo czekasz? Gdzie twoja mama?
On zaś budząc się ze swoich głębokich myśli odpowiadał im, że wszystko jest w porządku.
Nagle zza rogu ulicy wyskoczyły pewne psy. Drąc się w niebogłosy na innych.
– Wszyscy won! Bo zabijemy każdego, kto się sprzeciwi!
Na te głośne krzyki wszystkie zwierzaki zaczynały szaleć w panice. Niektóre w ucieczce popychały lub uderzały szczeniaka niechcąco. On zaś, nie mógł się zmienić przy tych wszystkich zwierzętach w lepszą formę, więc pobiegł w pewien zaułek i zmienił się w dorosłego haski, wiadomo jak. Wrócił z powrotem w to samo miejsce gdzie nagle zapanował chaos, mówiąc.
– Dość! Dajcie nam spokój! Krzyczał stanowczo!
Po tych słowach zobaczyli go oprawcy i bez jakiegokolwiek gadania złapali go i spętali sznurami zaczynając używać go, jako worka treningowego.
Haski był tak związany, że nie mógł wydostać wolnej łapy by pocisnąć im z pazurów lub aury. Zamknął oczy i chciał użyć siłę mentalną, by się oswobodzić. Lecz nic z tego nie wyszło, bo nie mógł się skoncentrować. Wokół niego była totalna wrzawa i do tego bez przerwy był okładany różnymi uderzeniami. Przecież się nie szkolił w używaniu psychiki w nagłych wypadkach! Pozostała mu tylko przemiana, by się uratować. Pomyślał, że zmieni się w konia i oswobodzi się z tych sznurów a przy okazji pociśnie im z kopyt! Lecz „nici” z tego, bo hałas był za duży żeby coś wykonać dobrze. Do wszystkiego trzeba chwilę ciszy i spokoju!
Użył resztek swoich sił przeznaczonych do samoczynnego leczenia i pozytywnego myślenia i bezmyślnie, zaczął się zmieniać w wilkołaka, który jeszcze nie był wyregulowany i dokładnie sprawdzony! Przemiana była dość stabilna i szybka, nie była na przemienna tak jak ostatnio. A bule przy tym były nadal odczuwalne tylko, że te bule dodatkowe nie były już tak dokuczliwe, jakie były ostatnim razem.
Liny zaczęły pękać w miarę jego przemiany. Po totalnym przeobrażeniu oswobodził się i raczej nie był w przyjemnym nastroju! Jego siła psychiczna i świadomość były zbyt słabe, żeby zapanować w całości nad tym magicznym ciałem. W ten sposób cechy wilkołacze wzięły przewyższającą górę nad nim.
On, jako wilkołak jednym szarpnięciem zrzucił z siebie wszystkich swych oprawców naraz. A następnie, co było raczej niewskazane, rzucił się na nich ze wściekłością. Swymi potężnymi mięśniami i potężnymi pazurami zaczął rozszarpywać ich na wszystkie możliwe kawałki! A co mu wpadło pod pysk od razu pożerał.
Rozbiegani w panice przechodnie widząc jakimś dziwnym trafem na chodniku wilkołaka biegającego koło atakujących ich chuliganów, zaczęli bardziej biegać drąc się w niebogłosy. Wtedy powstała niepotrzebna dodatkowa panika. I wtedy wszystko poszło nie tak jak miało być!
Wilkołak był tak agresywny przez te wszystkie zdarzenia razem wzięte, że z trudnością odróżniał złe psy od dobrych. Rzucał się praktycznie na wszystko, co było w jego zasięgu łap i pyska.
Po paru minutach takiego szaleństwa, chwycił się za łeb i zawył. Z tego powodu, że siła psychiczna, haskiego, którym był bez przemiany, doszła do mocy takiej, jaka była w stanie ingerować w jego niekontrolowane działania i powstrzymać od tak niekontrolowanej rzezi! Uspokoił się na, tyle, że przestał rzucać się na każdego. Z każdą chwilą jego doświadczenie było coraz to większe a jego forma stawała się coraz to stabilniejsza. Jego świadomość całkowicie powróciła. Oglądnął się dookoła i doszedł do wniosku, że zabił wszystkich złoczyńców i przy okazji też niewinnych przechodniów. Od razu postanowił się przemienić z powrotem, w haskiego, ale tym razem już w dorosłego a nie szczeniaka. Szczeniak w tej sytuacji był raczej nie na miejscu.
Aby posprzątać ten bałagan, pomyślał, że wyczyści im pamięć za pomocą mocy psychiki. Żeby żaden z przechodniów, którzy przeżyli atak nie wiedzieli nic o tym zdarzeniu, siła magiczna haskiego mogła nie wystarczyć. W takim razie pozostał jeszcze na moment w postaci wilkołaka, utworzył potężny ładunek psychiczny połączony z aurą i wyczyścił wszystkim zwierzętom pamięć o tym konkretnym zdarzeniu, w obrębie całego miasteczka. Na szczęście nikt nie zdążył opuścić jeszcze miasteczka! I następnie usunął wszystkie ciała po tej rzezi, powracając do swej pierwotnej postaci, lecz dorosłej, nie szczeniackiej!
– Już po wszystkim, nareszcie… – Powiedział do siebie z ulgą ruszając naprzód wychodząc z miasta.
Był już nieco zmęczony tą nieprzyjemną przygodą, a na dodatek robiło się ciemno. Nie chciał wracać do swojego legowiska, by rano nie przypomnieć sobie o tej wpadce, by podobnej jeszcze raz nie przeżyć. Cóż nie wiadomo, co jeszcze go w przyszłości czeka.
Poza miastem znalazł przytulne miejsce i postanowił na nim na razie zanocować. Księżyca widać nie było z powodu nowiu. Ułożył się wygodnie i poszedł po prostu na spoczynek.


IV – Portal

Rano wstał sam bez pobudki, zrobionej zwykle przez swojego kolegę, młodego labradora i zrobiło mu się nieco smutno. Chciał się z nim jeszcze pożegnać, ale nie chciał na chwilę obecną wracać do miasta. Postanowił odrzucić złe wspomnienia w tył i iść naprzód szukając przygód.
Idąc tak drogą doszedł do miejsca gdzie na niej były porozrzucane dziwne, ostro zakończone, mocno rozdrobnione kamyczki koloru zielonego, które się przyciągały lub odpychały jak się w nie kopnęło. To go trochę zdziwiło i za razem zaciekawiło. Postanowił sobie, że zacznie je zbierać.
Po pewnej chwili kamyczków było tak dużo, że mu się przestały mieścić w łapach, więc by je dalej zbierać zaczął używać siły mentalnej. Unosił je w powietrzu koncentrując się na tym, by je utrzymać w górze i zbierać zarazem nowe. Szedł sobie drogą a odłamki normalnie leciały w jego stronę od razu się łącząc ze sobą w jedną całość. Po dłuższej chwili zbierania, odłamki zielonej skałki pozbierały się w coś trochę przypominające kamienny okrąg z dziwnymi dodatkowymi wypustkami. Droga była daleka a końca jeszcze niebyło widać.
– Gdzieś w oddali na pewno jest jakieś miasto. – Pomyślał sobie.
Haski zatrzymał się i postawił dziwną układankę na ziemi. Za pomocą siły mentalnej, której używał do chwytania odłamków, pozbierał resztę skałek z ziemi i z nudów zaczął sobie w ten okrąg rzucać. W ten sposób, trenował sobie rzuty.
Rzucił pierwszy kamyczek a on lecąc w kierunku okręgu, zamiast przelecieć przez niego, połączył się z resztą. Haski zgarnął pewną część skałek z drogi i rzucał po kolei, kamyk po kamyczku. Każdy lecący odłamek znalazł swoje miejsce w układance. Lecz po pewnym czasie pozbierał wszystkie napotkane kawałki zielonej skałki i rzucając ostatnim z nich w okrąg, zakończył nim układający się przedmiot. Okrąg natychmiast zaczął świecić a następnie cała kamienna układanka, która teraz wyglądała jak niby „portal międzygwiezdny”, scaliła się w całość natychmiast gasnąc.
Pies zdziwiony tym zjawiskiem, chciał rzucić w okrąg czymś, lecz nie miał nic w pobliżu łap. Więc rzucił swoją kulą aury, ale ona zamiast przelecieć przez niby portal, zniknęła w nim! Po prostu jak aura zbliżała się do okręgu, to z niego wyszła niby okrągła fala wody i pochłonęła kulę energii. Haski zaczął rzucać kule aury jedną po drugiej zainteresowany tym niecodziennym zjawiskiem, ale wszystkie, co do jednej znikały we wnętrzu okręgu, za pomocą wiru wodnego.
– Dziwne zjawisko. – Powiedział zdumiony
Wziął jakiś kamień i rzucił w okrąg, ale on wyskoczył z drugiej strony nie znikając. Pies rzucił kolejny, lecz z nim było tak samo.
– Po testuję sobie i sprawdzę, co uaktywnia ten portal.
Zaczął, więc testować i wrzucać w okrąg różne przedmioty, łącznie ze swoimi mocami. Okazało się, że zwykłe kamienie, glina, patyki czy inne dostępne tam przedmioty po prostu przelatywały przez niego nie robiąc nic innego. Ale jak rzucił kulą aury lub ładunkiem energii mentalnej, to okno aktywowało się i te moce pochłonęło.
Doszedł do wniosku, że testy odstawi na bok i przejdzie do konkretów. Ale zanim to uczyni prześpi się nieco, bo niestety zaczynało się robić już ciemno. Miał zamiar przespać się chwilę i w promieniach pełni księżyca zacząć kontynuować próbę przejścia przez okrąg oczywiście, jeśli to tylko możliwe. Zamknął oczy i zasnął. Noc była spokojna, pełnia świeciłaby prawdopodobnie jasno, ale nie dziś! Bo akurat było bardzo duże zachmurzenie i w ten sposób chmury zakrywały ją w całości.
Nazajutrz rano wstał otrzepał się z gracją i przypomniał sobie, co miał robić, gdy tylko zauważył niedaleko siebie portal. Powolnym krokiem normalnie przeszedł przez niego na drugą stronę bez szwanku. Ponownie to uczynił w drugim kierunku, znów nic się nie stało! Przechodził w obydwie strony kilkakrotnie, ale nic się nadzwyczajnego nie stało.
Oddalił się na kawałek i skoncentrował nad okręgiem, a wtedy wewnątrz kręgu zaczynały pojawiać się dziwne smugi jak by była w środku woda. Podszedł do niego ostrożnie, koncentrując się nieco nad wykonaniem jakiegoś magicznego ruchu, a ono w miarę zbliżania się stawało się coraz to aktywniejsze. Przestał się koncentrować i portal ucichł. Ignorując to, że haski zbliżał się wolniutko w jego kierunku. Ale wystarczyło, że pomyślał sobie lekko o jakiejś magii, a w okręgu zaczynała pojawiać się znów dziwna woda chcąc go pochłonąć z każdym krokiem!
Zatrzymał się i zrozumiał od razu, że to okno kamienne reaguje na każdy rodzaj energii: magicznej, jaką On może się posługiwać, jak i magnetycznej jak zielone kamyczki znalezione niedawno. W takim razie jedno go trapiło, nie wiedział, co jest po drugiej stronie i czy ten portal jest bezpieczny czy też nie!
– Przyjmijmy, że jest bezpieczny i co dalej?! – Mówiąc do siebie.
– Jak bym przeszedł przez niego, jak bym miał z powrotem wrócić? I gdzie bym się pojawił? Kogo bym tam spotkał…?
Wiele pytań bez konkretnej odpowiedzi, go trapiło. Oddalił się od portalu na znaczną odległość, zamknął oczy i nie koncentrując się w ogóle na tafli okręgu zmienił się powoli w wilkołaka tak dla pewności, by być bardziej bezpieczny. Nie będę teraz pisał jak przebiegała przemiana! Następnie, koncentrując się tym razem na portalu, użył swojej wilkołaczej magii mentalnej i z dość dalekiej odległości aktywował portal. Trzymał go w pogotowiu do tej pory aż nie przejdzie na drugą stronę oczywiście, jeśli mu się to uda!
Wolnym, lecz stanowczym krokiem szedł w jego kierunku. Stojąc przed taflą aktywnego okna był w odległości od niego na wyciągnięcie łapy. Oczywiście w postawie dwunożnej przełożył jedną łapę, później drugą łapę, następnie spróbował cały przejść powoli na drugą stronę dając głowę w miarę swych możliwości na końcu.
I nastała kompletna cisza a zarazem i ciemność. Po drugiej stronie tam gdzie się znalazł było: chłodno, ciemno i dość ponuro! Powietrze było ciężkie i mgliste. Otoczenie raczej bez drzew czy jakichkolwiek roślinności, wszędzie tylko pustka i dookoła strach! Jego oczy przyzwyczaiły się momentalnie do totalnego ciemna, lecz nie z tego powodu, że był wilkołakiem. Nie miał zamiaru w tej sytuacji się zmieniać w żadne inne zwierzę a o psie, nie było nawet mowy!
Jego forma wilkołaka była aktywna już jakieś pół godziny i co zauważył, że nie czuje jeszcze głodu i może zapanować nad ciałem w stu procentach. To dobry znak stabilności i połączenia dwóch różnych od siebie form. Miał trochę stracha, bo niebyło ty na razie żadnych zwierząt poza nim samym, a dookoła tylko cisza i nic po za tym. Ruszył się z miejsca, by nabrać trochę więcej pewności i odwagi.
Chodził po tym ponurym miejscu i praktycznie nikogo nie spotkał. Na szczęście! Poszedł dalej na wprost i po chwili doszedł do miejsca gdzie był potężny wąwóz. Nachylił się nad nim ostrożnie i zobaczył w dole pełno pełzających wielkich pająków lub istot, które przypominały je nieco. Ale te pająki nie wyglądały normalnie, tylko raczej jak wielkie pająki z ogonami skorpionów. Niektóre skakały, a inne pełzały w dziwnym spokoju i do tego w niezwykły sposób kołysząc się w obie strony.
Nagle za swoimi plecami usłyszał zbliżający się dźwięk niby pełzania. Odwrócił się, ale nikogo na razie nie zauważył! Nagle z zaskoczenia wskoczyło mu na pysk coś dziwnego, wżynając mu się w głowę. Miał wrażenie jak by chciało mu coś wsunąć do pyska, wziął i wytworzył pole mentalne żeby go odrzucić, ale na próżno! Trzymało się za mocno. Resztkami sił opierania się przed włożeniem mu coś do gardła, użył kuli aury. Nie ryzykował zwykłym uderzeniem. Wytworzył dość duży ładunek i wycelował sobie w paszczę. Normalnie w ostatniej chwili, aura rozpaćkała to coś na jego głowie. Zdenerwowany za pomocą kul aury miał ochotę unicestwić tego pasożyta, ale go wcześniej rozwalił.
Pomyślał sobie, że to już koniec, lecz się mylił! To raczej dopiero początek! Minął krótki moment i zaczęły zbliżać się te właśnie dziwne pająki jeden po drugim. Wilkołak szybkimi ruchami rozpaćkiwał je od razu jak zauważył.
Pająków na razie było brak, więc ruszył wolnym spokojnym krokiem naprzód. Ale po jakimś czasie zaskoczyło Go coś dziwnego, przypominającego niczym kurę z wystającymi dużymi, pobrudzonymi krwią zębiskami obgryzające, mu tylne łapy. Wielkość tego czegoś dochodziła raczej do jego kolan, w takim razie było dużo większe od zwykłej kury! Zauważył, że były całe zielone z długimi wystającymi pazurami na tylnych łapach. Na szczęście niebyło ich za wiele! Za pomocą kul aury zaczął celować w te dziwolągi przypominające nieco kury. Jak wszystkie wyeliminował, to na chwilę była cisza.
Ruszył przed siebie. Po chwili zauważył samotną niby kurę, więc bez wahania strzelił jej w łeb z aury. Ale po niej pojawiła się druga i zaraz trzecia potem czwarta i kolejna…. Z każdą chwilą robiło się coraz to niebezpieczniej. Co miał do stracenia, jak któraś się pokazała, rozłupał jej łeb. Lecz po paru chwilach musiał się zatrzymać. Bo te stworki zaczęły go coraz to szybciej i więcej atakować znienacka, a jemu zaczynało powoli brakować siły. Obijały się czasem o niego, gryzły po nogach. Na jego szczęście, był w formie wilkołaka, a nie psa haski. Za pomocą swych pazurów zaczął je rozszarpywać na strzępy i rzucać w nie kulami aury. A jak to nie pomagało używał pola mentalnego i odpychał je od siebie na pewną odległość, nieco nimi rzucając. Potworki odlatywały w powietrze i odbijały się od niego, rozsypując w kawałeczki. Doznawał jednak niekiedy drobne rany.
Niedługo przychodziło ich coraz to mniej i po chwili zrobiło się spokojnie. Zaatakowała go przecież cała banda, albo raczej armia tych zębatych kur.
Odpoczął krótko i uleczył się. Nagle z oddali zaczęły napływać dziwne dźwięki, inne niż te, co wydawały kury i pająki. Te dźwięki przypominały odgłos jaszczurki czy czegoś w tym rodzaju, ale jakby większego.
Co było niewiarygodne, przed nim pojawiła się nagle postać potężnego jaszczura w postawie dwunożnej. Był jego wielkości, miał długaśny i gruby ogon z ostrym kolcem na końcu, niczym otwieraczem do konserw. Cały był tak samo zielony jak kura, lecz pokryty kolcami i wystającymi z pleców sześcioma jakby zakrzywionymi rurkami. Posiadał łuski i z jego paszczy kapał bez przerwy lepki śluz. Spadając na ziemię wypalał w niej małą dziurę. Poza tym i tak nie miał, co wypalać, bo nie było tam w ogóle roślinności z powodu braku światła! Jego głowa była dziwnie podłużna, od pyska po kręgosłup w kształcie wydłużonego kasku rowerowego. Nie miał oczu, nosa, ani też uszu tylko cieknące zęby wystające z warg. Jego atutem był dodatkowy język przypominający wyglądem niby „żabki hydraulika”. Był on schowany wewnątrz zębów, wysuwał się bardzo szybko z paszczy robiąc przy tym odgłos „chapnięcia”. Miał wielkie długie łapy z długimi pięcioma palcami zakończone pazurami. Jego tylne łapy były potężne jak u konia, a nawet potężniejsze, z trzema palcami tak samo zakończonymi pazurami. Wyglądał na dobrze zbudowanego i potężnego gada.
Jaszczur jak tylko znalazł się w zasięgu swych potężnych łap, rzucił się na niego. Nasz wilkołak odparł szybkim skokiem w bok atak, jak by był przygotowany na takie posunięcie. Zaczęła się walka. Wilkołak kontra Obcy.
Okładali się pazurami i rzucali się na siebie. Nasz bohater w walce używał potężnych kul aury. Ale przez to bardzo się męczył, musiał się odnawiać i zarazem bronić! Używanie dużego ładunku aury Go wyczerpywało, więcej niż zwykłe uderzenie, lecz dzięki temu przynajmniej wygrał! Jak by nie aura i siła mentalna, możliwe by było, że walka by trwała do chwili, aż jakieś zwierzę nie padnie z wyczerpania. Bo byli prawie tak samo silni o podobnej posturze!
Po ciężkim zwycięstwie, zaczął kolejną chwilę odpoczywać. Do czasu, aż z oddali zaczynały dochodzić znale już dźwięki potężnych jaszczur. Wilkołak zregenerował się szybko i odnowił utracone siły. Nie miał zamiaru stoczyć kolejnej walki z tymi jaszczurami. Z dwoma na pewno by nie miał żadnych szans a o większej liczbie atakujących niebyło mowy!
Natychmiast się bardzo mocno skoncentrował nad wcześniejszym portalem, mając w duchu nadzieję, że się ukarze i zabierze Go z powrotem we właściwe miejsce, we właściwym czasie! Przeszkadzały mu te przerażające wrzaski, które wydawały te alieny. Ale dawał z siebie wszystko, tylko by nie słyszeć ich a skupić się na konkretnej rzeczy.
Nagle w ostatniej chwili ukazał się portal. Bez konkretnego namysłu utrzymując go w aktywności, wskoczył do niego resztkami swych sił, zużytych przy władaniu swymi mocami. Miał praktycznie konkretnego fuksa, bo jak by mu się to nie udało na 101% zginąłby na pewno śmiercią tragiczną! By przeżyć musiał by mieć mocniejszą postać! Bo prawie o włos od niego, ukazały się cztery jaszczury, z którymi zdążył się wcześniej poznać!
Udało mu się naprawdę dobrze skoncentrować przy tym hałasie, nabierając przy tym lepszego doświadczenia związanego z hałasem w czasie używania tej umiejętności. W ten sposób na jego życzenie, portal przyniósł go w to samo miejsce, z którego wcześniej wyszedł.
Jak już wrócił, był tak konkretnie zmęczony, że nie miał nawet siły by się zregenerować i zmienić z powrotem w psa, zwalił się na kolana, od razu zasypiając. To posunięcie było dość niebezpieczne dla niego i nie tylko. Bo jak by ktoś w nocy lub wczesnym rankiem tam tędy przechodził, widząc śpiącego wilkołaka powstałby niezły bałagan. Że przestraszyć by się mógł to jeszcze nic, ale mógłby zabić śpiącego, albo i gorzej!
Praktycznie teraz nie mógł na to nic poradzić, bo już spał! Ale wracając do tego jak by był w tamtym świecie, jako haski zginąłby z pewnością od razu, nawet przy starciu z „kurami”. Ale jak by był w postaci konia to może by dał sobie radę pociskając im z kopyt dając niezły łomot, lecz nie na dłuższą metę! A mówiąc o jaszczurach niemiałby szans! Bo na nie niema mocnych. A jeśli wskoczyłby mu na głowę pająk, miał by mniejsze szanse na ratunek!
Było już ciemno, jak on powrócił z powrotem w to samo miejsce. Bo jak on był gdzieś tam w innym portalu, tu czas mijał jak najbardziej normalnie. Akurat miał niesamowite szczęście, bo była pora na nów. Po prostu to jeszcze nie czas by ujrzał odblask księżyca, ale już niedługo i tak go ujrzy dowiadując się coś więcej o sobie.


V – Kocie Miasteczko

Rano jak się obudził widząc przed sobą po raz kolejny kamienny portal, przypomniał sobie wczorajszą jatkę i postanowił dla bezpieczeństwa swojego i innych przybyszów, że zamiast go niszczyć tak jak był kiedyś w rozsypce na tej drodze, to raczej przetransportuje go do świata zmarłych delikatnie i w miarę bezpiecznie. Potem zmienił się na powrót w dorosłego haski mówiąc następnie po krótkim namyśle.
– Przecież i tak tam są same umarlaki. Nie ma się, czego obawiać! – A jakby ktoś tam jeszcze dziwnym trafem żył to i tak go nie uaktywni, bo raczej niema tam żadnego źródła energii. – A jak chodzi o magię to na razie tylko siebie znam, jako jedynego, który umie nią władać.
Po wykonaniu tego, co sobie zaplanował wyruszył w dalszą drogę.
Szedł zakrętami i dolinami, aż doszedł do miasteczka schowanego po między pewnymi dużymi pagórkami. Nie wiedział, kto tam żyje i w jakiej postaci ma tam wkroczyć. Więc został psem, do czasu aż nie zauważył, że mieszkają tam same koty! Szybko zmienił się w formę kota, zanim go ktoś zobaczył, że jest psem i powoli wkroczył do miasta.
W miasteczku kotów właśnie odbywała się zabawa. Wszystkie koty były poprzebierane w różne zwierzęta: psy, króliki, konie, tygrysy, lwy i inne zwierzaki. Jedne przebrania były dość starannie wykonane, inne zaś na odczepkę, byle tylko było.
Parada trwała już dłuższy czas, śpiewy, tańce, występy i różne atrakcje. W każdym miejscu miasteczka coś się ciekawego działo. Pomyślał sobie, że praktycznie jak by się zmienił w szczeniaka to nikt nie zwróciłby na niego uwagi, a on by był w swojej postaci. Pomyślał sobie i wykonał to.
Poszedł do miejsca gdzie nie było poprzebieranych kotów i zmienił się w szczeniaka haski. Jak pokazał się na placu, zdarzyło się, że niektóre koty zwracały na niego szczególną uwagę. Pomyślał sobie, że to chyba przez ten niesamowicie jasny kolor futra. Jako kot też miał taki sam kolor futra, jako piesek którym był normalnie. W takim razie starał się ignorować to że gapią się na niego, by się nie zdradzić.
– To nic, przynajmniej mogę być we własnej, czystej postaci. – Powiedział do siebie szeptem, by jakiś kot nie usłyszał jego słów.
Niektóre małe kocięta poprzebierane za szczeniaki były o wiele mniejsze od niego i pytały:
– Bardzo ładny i duży kostium, wygląda prawie jak prawdziwy. Czy to na pewno jest kotek?
A inne koty, które towarzyszyły im przytakiwały mówiąc.
– Tak, piękny kostium, każdy szczegół dopracowany starannie i dopasowany do ciała. Ciekawe, jaki artysta kryje się pod maską?
Te ostatnie słowa trochę go zaniepokoiły i wolał się oddalić od nich, by nie zdradzić się przez przypadek. Zabawa trwała jeszcze jakieś kilka minut i po chwili uczestnicy zaczęli ściągać maski! To posunięcie kotów normalnie zbiło go z tropu i zarazem przeraziło! Za wszelką cenę chciał się oddalić do miejsca gdzie się przemienił w szczeniaka. Nie chciał przecież się zdemaskować przed całym miasteczkiem!
Z chwili na chwilę robiło się coraz groźniej i groźniej. Ale w prawie, ostatniej chwili uciekł w doskonałe miejsce gdzie koty na razie go nie widziały. Tak sądził, lecz właśnie przy zmianie w kota, jakiś młody kociak przechodził tamtędy i zobaczył jak on się zmienia w całej jego okazałości! Osłupiło go to i zarazem przeraziło! Po przemianie haski, jako kot odwrócił się w jego stronę i ze zdziwieniem powiedział do kociaka.
– Cześć kocie, ładna parada?
A ten na te słowa ze wrzaskiem wyskoczył z zaułka i pobiegł, czym prędzej do matki. U niej zaczął opowiadać, że jakiś piesek zmienił się w kota. A ta wysłuchawszy go, powiedziała.
– Tak. Tak. Bujną masz wyobraźnie i pogłaskała go po główce.
A nasz kot słysząc to z zaułka gdzie był ukryty odetchnął z ulgą. Wyszedł z niego spokojnie jakby nic się nie stało i wrócił do grupki kotów. Były wówczas jakieś przemówienia, podziękowania itp. Niechciał raczej tego słuchać, więc odwrócił się i zaczął wychodzić powoli z grupy kotów. Nagle jakiś go zaczepił mówiąc.
– Gdzie idziesz, pan?! To jest ważne! – Te nagłe słowa lekko go zmuliły i nie wiedział, co powiedzieć. Ale zaraz doszedł do siebie i odpowiedział mu.
– Za wczas zdjąłem cały kostium, więc idę go założyć!
– Trudno, to stój pan bez kostiumu, już za późno, by nad tym myśleć!
Na te słowa kot lekko się zaczerwienił i odwrócił się do niego plecami. Po przemowie, koty zaczęły się rozchodzić, a służby porządkowe zaczęły zbierać pozostałości po paradzie.
Większość kotów opuściło miejsce parady. Ale nagle ten kociak, który go widział jak się zmienia zawołał na niego.
– Hej! Panie kocie! To prawda, że był pan pieskiem?
A on z zaskoczenia, że jeszcze go spotka zaczął się jakoś wykręcać i oddalać nieco. Na to słowa i zachowanie swego młodego, matka się zaczerwieniła i było jej głupio. Podbiegła szybko do niego i powiedziała.
– Bardzo pana przepraszamy, synek coś sobie ubzdurał na paradzie, że widział pieska, który zmienia się w kota.
On zaś słysząc te słowa odpowiedział jej z ulgą.
– Nic się nie stało, to tylko nieporozumienie. Tak zgadza się, byłem przebrany za szczeniaka, lecz to tylko kostium, nie jestem przecież psem!!
– Tak myślałam, że to tylko psikus, przepraszam najmocniej jeszcze raz. – Do widzenia.
Po tych słowach odwróciła się i zaczęła się oddalać z lekko ogłupiałym kociakiem. Za ten czas wszyscy już porozchodzili się i zaczęło się powoli ćmić.
Haski, jako kot zauważył to i miał zamiar opuścić miasteczko lub znaleźć miejsce na nocleg, kręcąc się niepewnie.
Kiedy kotka odchodząc od niego odwróciwszy się nieco w jego stronę, zauważyła jego dziwne zachowanie, zawołała do niego pytająco:
– Czy może Pan szuka noclegu?
– Praktycznie, tak! – Odpowiedział automatycznie, zdziwiony nagłym pytaniem haski.
– Miał by Pan ochotę przenocować u nas? Pomyślałam, że nie jest Pan z miasta?
Kot trochę się wzdrygnął i prawie miał jej odpowiedzieć, że nie chce, ale… Pomyślał, że może to przesądzić sytuację i że może zacząć coś podejrzewać. Więc po szybkim namyśle odpowiedział.
– Bardzo chętnie skorzystam. Jeśli to nie sprawi kłopotu. – Dziękuję.
Kotka podeszła do niego i zapytała.
– Skąd pan jest, jeśli można spytać?
– Przyszedłem z za gór.
– Aha, z dość daleka!? – Po chwili dodając.
– Ładne ma pan futro, takie unikalne. Pewnie pochodzi pan z szlacheckiej rodziny.
On na te słowa lekko się zaczerwienił i nic nie odpowiedział. Pomyślał sobie jak by wiedziała, kim jest to by inaczej myślała.
Doszli do miejsca spoczynku. Mały kotek zapytał się matki, czy może iść się bawić, ta dała mu zgodę i po chwili weszli do domu. Stanęli w holu a ona zapytała haskiego.
– Czy podobała się panu parada?
– O, tak, była cudowna. – Odpowiedział.
A kotka na to pytanie spytała niezręcznie kolejnym pytaniem.
– A gdzie Pan ma swój kostium?
– Kostium…?! Aha odstawiłem do znajomego zaraz po paradzie, bo nie był mój!
Musiał normalnie improwizować kłamiąc, bo go przycisnęła tym pytaniem. A nie mógł przecież jej powiedzieć, że to była jego prawdziwa forma! Więc spytał jej gdzie mógłby się położyć. Ta zaś wskazała mu miejsce pokazując schody na piętro. Kot podziękował z góry za nocleg i oddalił się we wskazane miejsce.
Właśnie wchodził po schodach na górę, jak za ścianą zaskoczył go ten mały kociak, który go podglądnął na paradzie, pytając Go od razu szepcząc, by mama nie słyszała, co mówi, jeszcze zanim ten coś powie.
– To prawda, że pan może się zmieniać w małego pieska? – Dodając od razu.
– Nawet niech Pan się nie wykręca, bo widziałem na własne oczy przemianę!
– Proszę mi pokazać swoją prawdziwą postać. Proooszeeeę! – Naciskał.
Ostro go wciskając tymi słowami do muru!
Kot lekko się skrzywił i chciał szybko oddalić się bez słowa odpowiedzi. Ale kotek uspokoił go szybko.
– Wiem, że to jest jakaś tajemnica, dlatego pytam się szeptem, by nikt nie słyszał.
Odpowiedź w takim razie Kota była krótka i surowa.
– Chodź do sypialni.
I poszedł przodem, w skazane wcześniej miejsce, przez gospodynię domu. Wlazł z nim do pokoju i zamykając drzwi, lecz nie na klucz z powodu, że go nie było! Odsunął się od niego stając przy zasłoniętym oknie przez żaluzję.
– Nie zbliżaj się do mnie teraz, tylko patrz w tej odległości, w jakiej stoisz i nawet nie miej zamiaru krzyczeć! Bo sam chciałeś!
Opuścił głowę i użył swojej mocy. Natychmiast po całym jego ciele zaczęły przeskakiwać magiczne fale energii. I w mgnieniu oczu zaczął się zmieniać. Przed oczyma kotka stanął mały szczeniak haski. Kociak na to był cały w niebo wzięty.
– Wiedziałem, że mi się nie przewidziało!
– Tylko NIKOMU! Nie mów, że jestem psem! – Ostro i poważnie powiedział szczeniak otrzepując się z gracją.
– Tak się czuje dużo lepiej, oto moja prawdziwa postać!
Mały kotek był zachwycony, że może nareszcie poznać prawdziwego psa! A zarazem, był lekko, przerażony z takiego faktu, że jest sam na sam w jednym pokoju z nim! Powodem tym były opowieści, jakie mu babcia opowiadała o psach!
– Sam chciałeś widzieć moją prawdziwą postać, więc teraz nie krzycz!
Powiedział do niego z powodu jego konkretnego zachowania.
– Widzę, że się mnie boisz! Niepotrzebnie, nie zrobię ci krzywdy, ani nikomu. Jestem przecież szczeniakiem. A psy bez przyczyny nie gryzą!
Dokończył wypowiedź tak by go uspokoić i odwiać różne niepotrzebne myśli. Uspokojony kotek, był tak zafascynowany, że widzi pierwszego szczeniaka na własne oczy, nie mógł się powstrzymać i się go zapytał.
– Jesteś prawdziwym szczeniakiem psa?
– Oczywiście. A jak myślisz, przecież widzisz mnie na własne oczy!
Nagle rozmowa się urwała, bo na zewnątrz domu wydobywały się przedziwne kocie wrzaski.
Dwa koty po prostu sobie walczyły. Haski oglądał przez uchylone okno, jak wyrywają sobie kłaki futra i dawały sobie po pyskach z pazurów. Chciał wyjść na zewnątrz w postaci kota, by lepiej widzieć to dziwne i niecodzienne zjawisko.
– Oni tak walczą, co dziennie i zawsze kończą po trzech godzinach ze zmęczenia. – Powiedział kotek dodając jeszcze tylko. Na inny temat.
– Czy wszystkie psy mogą się zmieniać w koty?
Psiak był lekko rozchwiany tym pytaniem i nie wiedział, co dokładnie mu odpowiedzieć, więc tak odpowiedział.
– Oczywiście, że żaden pies nie umie się zmieniać.
– A ty podobno jesteś psem i umiesz się zmieniać w kota?!?!
– Zgadza się, ale Ja jestem jedynym w swoim rodzaju i dlatego umiem się zmieniać!
– Aha, małe pieski mogą się zmieniać!
– NIE!!! Oczywiście, że nie! Po prostu Ja mogę i tyle! Bo jestem nieco innym pieskiem niż tamte, o których opowiadała ci babcia!! Rozumiesz teraz!!
Dodał ostro by zamknąć ten temat! Kociak umilkł z lekkim grymasem na pyszczku. Było po nim widać jakby miał zamiar zaraz wybuchnąć płaczem. Psiak podszedł do niego i przytulił go do siebie, jak swego synka, uspakajając go nieco.
– Cicho mały! Już dobrze! Nie ma, po co łez wylewać z powodu krótkiego i niepotrzebnego krzyku.
Mówiąc to głaskał kotka po główce w ten sposób jak robiła to jego mama. Na ten gest, którego otrzymał od szczeniaka. Mały kotek się przeraził, że pies go dotyka! Ale po chwili doszedł do siebie, z powodu dziwnie łagodnych pieszczot, których czasem dostawał od swej mamy. Było mu w tej chwili tak dobrze, że nawet zapomniał, kto go przytula.
Nagle haski usłyszał dźwięk informujący go, że zaraz drzwi do pokoju się otworzą i ktoś przez nie przejdzie! Natychmiast odsunął w miarę powolnym gestem kotka na bok od siebie i momentalnie zmienił się w kota! Normalnie miał fuksa, bo to była mama przywołana dziwnie głośna rozmową a zarazem i krzykiem!
– Czy coś się stało?
– Nie. Wszystko jest w należytym porządku. Właśnie kładłem się na spoczynek.
Nagle zauważyła młodego kotka i powiedziała.
– Aha, a Ty, co tu robisz?!
Na to szybko kot odpowiedział zamiast małego.
– Dziecko przyszło powiedzieć mi dobranoc.
– A ten hałas?! – Ciągnęła gospodyni.
Chciałbym mu opowiedzieć przed spaniem jakąś bajkę, ale raczej jestem słaby w takich sprawach. I dla tego wyszło to trochę za głośno!
– Nie męcz gościa, ja opowiem ci jakąś bajkę na dobranoc. – Powiedziała kotka do małego i wyszła z nim z pokoju.
Po ich wyjściu z pokoju haski, jako kot spojrzał przez okno, ale walczących kotów już przez nie niebyło widać. Miał zamiar iść na podwórko i pooglądać tą walkę, ale skoro już skończyli to położył się spać po długim męczącym dniu.
Była czarna noc, tak czarna, że nawet nie było widać księżyca w pełni. Oczywiście znów był zakryty grubymi chmurami. Kot spojrzał przez okno w kierunku księżyca i powiedział niezadowolony.
– Znów nie mogę sobie pooglądać pełni, bo akurat kiedy ona jest to są grube chmury, przez które nic nie widać!
W kolejnym dniu rano, wstał i upewnił się, czy nadal jest w formie kota. Jak się dowiedział, że jednak jest, to zszedł na dół i podziękował kotce za nocleg i wyszedł na powietrze. Zaczął przechadzać się po miasteczku i oglądać wystawy przypominające oczywiście koty. Pomyślał sobie mówiąc cicho do siebie.
– Fajnie, pozwiedzam trochę miasto i dowiem się o różnych zwyczajach panujących w tych okolicach.
– To miasteczko jest prawie tak somo spokojne jak moje!
Nie przewidując, co będzie za moment! Nagle napadły na niego znienacka jakieś wielkie koty. Rzuciły się na niego, lecz On wykrył ich atak i wcześniej odskoczył w bok. A one miały runąć na ziemię, ale nie upadły, bo były przecież kotami! Koty zawsze spadają na 4 łapy. Od razu zapytał je stanowczo.
– Co jest!? Przeszkadzam wam!? Czego ode mnie chcecie?
– Wkroczyłeś kocie na miejsce przeklęte w tym mieście i musisz mieć przez to karę!
– A skąd miałem o tym wiedzieć! Nie jestem z miasta!
– To już Twój problem! Ha! Ha!
Pomyślał sobie w myślach.
– Znów jakieś debile z jakiejś bandy terrorystów miastowych! Czy w każdym mieście muszą wystąpić wybryki społeczeństwa, których trzeba wyeliminować?
Nie czekał na oklaski, czy inne ruchy i od razu przystąpił do roboty. Zaczął wypróbowywać te kocie ciało i bić się z nimi, ale wyszło to na marne. Bo to ciało nie było zdolne do intensywnego bicia się wręcz, tylko drapania i gryzienia. Więc przystąpił do jego ulubionej taktyki, czyli rzucaniem kul aury. Od razu było lepiej. I zaczęły w walce padać „jak muchy”.
– Białasie! Pożałujesz tego!
Odparł ostro szef kociej bandy widząc że przegrywa i zaczął się na niego wydzierać. A on z kpiną skumulował sobie siłę w jedną dużą kulę i walnął mu taką rakietę, aż ten odleciał o jakieś 200 m od niego i momentalnie zamknął jadaczkę! Na to inne koty widząc to, od razu wycofały się.
– I po walce! – Dodał na koniec przemieniony haski.
Za pomocą swych mocy oczyścił się z kurzu i odnowił utracone siły. Odwrócił się na pięcie i ruszył z powrotem w kierunku noclegu.
Tak wracając myślał sobie, że w formie kota dużo nie zdziała jak napadnie na niego jakaś większa grupa kotów. Przecież oni mogą się zregenerować za jakiś czas i w większej grupie znaleźć mnie i napaść. Czas chyba nauczyć się nowej formy albo nowej techniki walki.
Aura jest na razie nie do przebicia, ale ona zużywa trochę dużo energii w długotrwałej walce w ręcz. Szczególnie, gdy używa się dużych ładunków uderzeniowych i z każdym długotrwałym atakiem staję się słabszy. Co wtedy jestem zmuszony się odnowić lub uleczyć. A dodanie większej ilości siły i mięśni kosztuje mnie sporo energii. Muszę jeszcze wziąć pod uwagę to, że jak trafię przez przypadkowe wywołanie portalu, do świata tych wielkich jaszczur, to na pewno zginę w mniejszej formie! Przydałaby się jakaś nowa niezawodna technika, która nie zużywa tyle energii a zwala z nóg. Albo coś w stylu nowej formy, która dałaby sobie radę z takiego rodzaju stworzeniami. Zastanawiam się jednak nad tymi smokami. To nie był by zły pomysł! Lecz musiał bym się dobrze zastanowić, jakiego wybrać, bo przecież to istota magiczna i o wiele silniejsza od wilkołaka czy konia.




VI – Nowa Forma

Po przechadzał się jeszcze po mieście i pomyślał spokojnie, jaki gatunek smoka by był najlepsze do nauki. Nie za duży, ani nie za mały. Nie przerażający, ani nie śmieszny. Po chwili powiedział do siebie niezbyt głośno, by ktoś go nie usłyszał.
– Myślę, że gatunek smoka o imieniu „Drako” kiedyś nazwany przez Bołena jednego z bohaterów filmu pod tytułem „Ostatni Smok” będzie odpowiedni.
– Ten smok jest elegancki nie za durzy i nie za mały, po prostu jedyny w swoim rodzaju.
Muszę tylko znaleźć odpowiednie miejsce, gdzie nikt mnie nie będzie tym razem widział. Coś w tym stylu jak otoczenie dookoła mojego kamienia w psim mieście w odosobnieniu od kogokolwiek. Pomyślał sobie i wyszedł z miasteczka.
Oddalił się od niego o jakieś 3 mile i tam znalazł idealne miejsce. Nisko położony kanion, otoczony różnymi skałami. Tam stanął w miejscu centralnym gdzie żadna rzecz nie przeszkadzałaby mu, poza niektórymi kamieniami. Miejsce to było dobrze ukryte i ciche w konkretnym oddaleniu od cywilizacji.
Mocno się skoncentrował i pomyślał głęboko, że chce się zmienić w smoka, jakiego ma na myśli. Był w doskonałej formie, fizycznej jak i psychicznej, więc nie było problemu z koncentracją. Użył swych maksymalnych mocy i zaczął się bardzo powoli zmieniać. Po całym jego kocim ciele przechodziły fale magii i zaczął się powiększać. Ale nie na długo cóż, wszystko stanęło po pewnej chwili i wróciło z powrotem do kociej normy! Był konkretnie zmęczony i wyczerpany po krótkiej koncentracji. Bo jego kocia magia była zbyt słaba, by tego dokonać!
– Więc zacznę ponownie, lecz nieco inaczej. – Powiedział po szybkiej regeneracji sił.
Zmienił się w haskiego i zaczął ponownie się uczyć!
Skoncentrował się na tej konkretnej formie i po chwili jego ciało dorosłego psa zaczynało się powiększać i przy tym zmieniać. Wyrastały na nim drobne łuski, robiąc przy tym nieznośny bul, nad którym on mógł na razie zapanować! Ale brakło mu siły na to wszystko razem wzięte i przemiana z powrotem powróciła do postaci dorosłego haski bez żadnego rezultatu.
– Co jest! Nigdy mi się tak nie zdarzyło, żebym nie mógł nauczyć się nowej formy!
– A może ona jest zbyt potężna, by się jej uczyć?!
– Nonsens, spróbuje jeszcze raz! Ale tym razem, jako wilkołak i to na ostro!
– No ja myślę, że w tej formie magicznej będę o wiele silniejszy i bardziej skoncentrowany. Teraz na pewno mi się uda dokonać przemiany. – Powiedział wyczerpująco w myślach.
Miał właśnie chęć zmienić się z psa w wilkołaka, lecz w tym dniu to raczej nic z tego. Ponieważ robiło się już powoli ciemno i zanim by się przemienił w wilkołaka, to musiałby z powrotem zmienić się w psa lub kota. Wracać do kociego miasteczka tylko po to by się przespać, było bez sensownym pomysłem. A w nocy to ciężko cokolwiek zrobić! W ten sposób musiał odstawić to na następny dzień!
Tej nocy był nów, więc niebyło sensu oglądać pełni skoro jej nie było widać. W takim razie położył się spać tutaj. Znalazł podobający mu się kamień, podobny do tego, co był w psim miasteczku i układając się wygodnie zasnął.
Wczesnym rankiem zmienił się natychmiast z psa w wilkołaka i zaczął się uczyć ponownie z większą determinacją jak dotychczas. Wytężył maximum swych mocy i zaczął się zmieniać ponownie.
Po jego włochatym wilkołaczym ciele zaczęły przebiegać magiczne pioruny i zarazem przepływać fale magii. Po chwili, powoli zaczął zmieniać się jego wygląd i było widać jak się powiększa. Na jego ciele zaczynały wyrastać małe łuski, tak jak dotychczas było u psa. Ale następnie robiło się ich coraz to więcej aż po chwili całe jego ciało zaczęło się rozświetlać złotym blaskiem! Wtedy zaczynało dopiero pobierać wysokiej ilości magii. Ponieważ magia była pobierana bardzo gwałtownie a jego ciało nie było w stanie jej na tyle szybko rozprowadzić po organizmie, jego organizm w czasie przemiany zaczął normalnie pękać i następnie chamsko się rozrywać na kawałki, odskakując nieco od niego! A w miejscu zerwania natychmiast wyrastać miniaturowe ciało smoka. Bul był wtedy tak przeraźliwie wielki, że aż nie do zniesienia i wilkołak przeraźliwie zaczął wyć! Hałas był tak głośny, że koty oddalone od niego o 3 mile słysząc go, niektóre z nich pytająco zastanawiały się.
– Co to było? – Bez odpowiedzi.
Koło niego było porozrzucane bardzo wiele krwawych kawałków ciała. Które były cały czas w zasięgu oplatającej go magii. Niekiedy się łącząc w całość a niekiedy na powrót rozrywając w niewiarygodnym do zniesienia bólu! Z chwili na chwilę bardziej przypominał miniaturowego smoka pewnej rasy niż wilkołaka z dziwnymi smoczymi dodatkami ciała.
Nagle przemiana zaczęła nabierać gwałtownego tępa i powoli kończyć tworzoną nową strukturę ciała. Porozrzucane koło niego kawałki ciała zaczynały same się łączyć coraz to bardziej i zamieniać od razu w brakujące dodatki smoczego ciała.
Kompletnie wszystko go bolało przeraźliwie, ale nie dał za wygraną i z całej swej siły próbował dokończyć całej przemiany. Ponieważ wiedział, że jak ją teraz przerwie to wszystko z powrotem wróci do normy, bez jakiegokolwiek rezultatu i będzie musiał jeszcze raz przechodzić przez te całe piekło!
Na sam koniec resztki pozostawione, jako wilkołacze nagle zmieniły się w smocze i momentalnie jego ciało zaczęło znów rosnąć tylko, że tym razem nagle i do maksymalnej potrzebnej wielkości smoka. Następnie po jego ukształtowanym ciele przebiegło parę jeszcze fal i piorunów magicznych i kompletna przemiana dobiegła końca!
Cała nauka tej nowej formy była bardzo dla niego męcząca i długa. Cały proces trwał jakieś 5 minut, ale jemu wydawał się wiecznością! Po zakończeniu przemiany ledwo żywy, dyszał powoli ze zmęczenia, poczuł jak przybywa mu nagle sił zwykłych i tych magicznych.
Bez problemu mógł się zregenerować w parę sekund. Jego magia w formie smoczej była aż 15 razy większa od wilkołaczej. Wyglądał dosłownie jak smok i tak się właśnie czół z taką tylko różnicą, że miał śnieżno-biały kolor łusek.
Zaczął się poruszać i sprawdzać swoje nowe ciało. Doszedł po chwili do wniosku, że nie było zbyt skomplikowane a praktycznie bardzo podobne w użyciu do psiego. Po chwili spodobało mu się to bardzo i dowiedział się, że może używać nowej techniki ziania ogniem, ale tylko oczywiście w postaci smoka.
Dookoła niego były porozrzucane niewielkie kamienie a za nimi różnej wielkości różne głazy. Robiąc kroki ziemia się zapadała z powodu jego totalnie wielkiego ciężaru zostawiając za sobą dość duże wgniecenia. Nie było mowy, że ktoś ich nie zauważy, jak będzie gdzieś przechodził! Ale trzeba dodać, że tam gdzie się właśnie znajduje jest dość miękka ziemia z dość dużą zawartością pyłu, dlatego wydaje się, aż tak ciężki!
Zionął sobie dla testu płomieniem ognia w stojący niedaleko głaz. A skoro był on trochę od niego oddalony, więc pomyślał, że płomień do niego nawet nie dojdzie. Ale co go przeraziło i zarazem zafascynowało. Dmuchnął krótko w stronę głazu a on po prostu się rozsypał, pozostawiając z siebie nieforemną kupkę, dymiącego, szarego pyłu! Normalnie, co zauważył, że płomień przeszył głaz na wylot i zrobił z niego pył po dwóch sekundach od ziania. Nie był w stanie nawet pomyśleć, jaka to musiała być potężna temperatura.
Zaczął się sobie przyglądać. I doszedł do wniosku, że ma potężne i silne łapy zakończone grubymi trzema pazurami z tyłu i czterema z przodu. Jego ogon był gruby i długi zakończony niby młotkiem z gwoźdźmi. Szurnął tylko raz nim i od razu zmiótł, bez jakiegokolwiek problemu stojące niedaleko głazy rozwalając je na kawałki.
– Łał, jaka potężna siła!
– A skrzydła? Suuuper!
Miał długie, potężne i eleganckie skrzydła. Rozpiętość nich dochodziła do 70 m!
Użył wtedy ich i w chwili ruchu nimi uniósł się, bez jakiegokolwiek wysiłku w górę. A pył, który był ułożony wokoło głazów na tym miejscu, uniósł się natychmiast w powietrze. Skończył po chwili machać i lekko z gracją opadł na ziemię. Oczywiście jak by był nieco wyżej i nie manewrował nimi, na pewno runąłby z hałasem i łomotem w dół, ponieważ jeszcze Nie znał funkcji odpowiedzialnej za manewrowanie i latanie! Doszedł do wniosku, że to ciało jest jak najbardziej super i nie do zwyciężenia przez nikogo!
– Teraz na pewno zniszczę każde jaszczury, które staną mi na drodze, bez żadnych wyjątków w portalu alienów. – Powiedział z uśmiechem w głosie.
Skoncentrował się nad portalem by się pokazał, lecz użył tylko niewielkiej ilości siły mentalnej i od razu portal ukazał się przed nim aktywny. Ruszył przed siebie robiąc krok za lustrem okręgu. I natychmiast ukazał się w świecie alienów, kończąc się koncentrować portal znikł.
Normalnie jest tam ciemno jak zwykle. Ale jego smocze oczy bardzo szybko przyzwyczaiły się do ciemnego miejsca i widział dużo lepiej niż jak był w postaci wilkołaka. Co go zdziwiło był w stanie zauważyć każdy szczegół tego miejsca, którego nie widział dotychczas. Nawet widział drzewa, które rosły dziwnie bez słońca. Nie były one wysokie czy takie jak na ziemi, ale były i to się liczyło. Tylko nie mógł zrozumieć w jaki sposób mogły tu właściwie rosnąć bez niego.
Na razie był spokój, nikt nie wiedział o jego przybyciu. Dziwne, bo przecież jest bardzo dużych rozmiarów. Jak się zaczął przyglądać tej ciemnej krainie, widział wszystko jak na dłoni. Nie miał by nikt szans podejść go. Zaczął się przechadzać w smoczej formie po alieńskiej krainie. Nagle zauważył jak pająk chce na niego wskoczyć i obija się o niego. Odwrócił się by go zobaczyć, lecz go niechcąco zdeptał. Szedł dalej, ale jakoś dziwnie był spokój. Doszedł po chwili gdzie wcześniej był w formie wilkołaka i spojrzał do wąwozu. Oczywiście pełzły tam cały czas te ohydne pająki! Odwrócił się i poszedł dalej w stronę swej wcześniejszej walki z wielką jaszczurą, pozostawiając za sobą ślady wgniecionej ziemi. Pomyślał sobie głośno.
– Dziwne, nikt mnie nie atakuje jak jestem w tej formie! Ciekawe jak by było jak bym się zmienił z powrotem w wilkołaka?!
I miał zamiar to wykonać. Skoncentrował się by uaktywnić transformację. Naglę nad nim zaczynała pojawiać się dziwna ciemna chmura, w której szalało pełno magicznych błyskawic. Nawet nie zaczął się porządnie zmieniać a już musiał skończyć. Bo ta mrugająca jasnymi piorunami chmura robiła dość dużą jasność w tym ponurym i ciemnym miejscu, i przy okazji wzywać nieaktywne dotychczas alieny.
Jak przerwał przemianę nie dowiadując się czy wtedy przyjdą do niego jak będzie w formie wilkołaka, bo narobił tyle jasnego otoczenia, że same przylazły do niego!
Nagle z różnych stron zaczęły napływać hordy różnych alieńskich form.
– Dziwne, czyli one reagują nie tylko na rasę, ale też na jasność otoczenia.
Będąc w formie smoka raczej niemu siał się obawiać, że coś się mu stanie. Jak wspominałem ze wszystkich stron zaczęły się pojawiać kury, pająki i jaszczury razem wzięte, ale nie było ich za wiele, jakieś parę osobników.
Smok otworzył szeroko skrzydła i zaczął nimi wachlować. Pająki i kury po prostu latały w powietrzu unoszone! Ale jaszczury były o wiele cięższe od nich i nie dały się temu wiatru. Stwory o głowach podobnych do kasków rowerowych zaczęły się rzucać na niego i wywijać swymi potężnymi łapami uzbrojonymi w długie pazury. On zaś swym potężnym ogonem zmiatał ich z ziemi i wywracał. Niektóre były bardziej doświadczone w atakach i skakały na odległość jego pyska! Ale to go w ogóle nie przerażało, po prostu zjarał ich na pył w locie jednym dmuchnięciem. Inne zaś więcej natarczywe po prostu od razu rozmiażdżał kulami aury, które zaczęły wylatywać z jego łap jak pociski, za jednym zamachem z trącając po 3 jaszczurowate alieny.
Ale obcych stawało się przychodzić coraz to więcej z powodu ataków nieco rozjaśniających atmosferę. Szczególnie te gigantyczne jaszczurki! Nie miał zamiaru przywoływać ich więcej, więc oderwał się nieco od ziemi i w locie próbował szurać po ziemi ogonem. Lecz niestety nie był jeszcze na tyle doświadczony w lataniu i wykonując w powietrzu atak ogonem zdarzyło mu się stracić koncentrację i runąć na ziemię z łomotem wprost na łażące tam alieny.
W tym niewielkim problemie latania usuwał niechcąco większość ziemnych stworków, robiąc przy tym poważny krater w ziemi.
– O! Znalazłem lepszy sposób eliminacji tych dziwadeł bez rozświetlania otoczenia!
Wzbijał się w powietrze na kawałek od ziemi i po prostu przestawał machać, a grawitacja robiła resztę. Tego dziwnego ataku była tylko taka wada, że robił w ziemi dość dużej wielkości kratery, deformując wtedy powierzchnię ziemi.
Jak zostało jeszcze parę sztuk nie było potrzeby bardziej deformować otoczenia i powoli sfrunął na ziemię dokończając robotę zniszczenia swymi pazurami.
Praktycznie nie zauważył niczego, co by go mogło zaatakować w powietrzu. Więc zamiast robić w dole pobojowisko, ruszył w kierunku wąwozu popalić troszkę „pajączki”.
Przed wąwozem uniósł się w powietrze i używając wcześniej latania bardziej się go nauczył i kontrola nad nim była teraz u niego dużo lepsza!
Obniżył potem nieco lot i w powietrzu wziął duży oddech a następnie zaczął palić poruszające się tam robale. Palił ich jakiś czas robiąc przy tym niesamowitą jasność w wąwozie. Latał sobie nad tym miejscem i smażył ich ile wlezie, przy okazji zwiedzając teren.
Wszędzie było ciemno i ponuro poza wąwozem. On był tak głęboki, że jasność wylatująca z niego nie aktywowała alieny znajdujące się poza nim. Lecz odwrotnie było w środku! Powstała totalna i nieuregulowana rzeźnia. Ale nie trwała już zbyt długo, bo wspomniany wcześniej wąwóz właśnie się kończył!
Nagle na drodze jego lotu pojawiła się góra i zaraz poniżej była dość mała pieczara, z której właśnie nieograniczona ilość tych pajęczych obcych wychodziła. Nie mógł tam wlecieć, ponieważ był o wiele za duży. Otwór prowadzący do pieczary był nie większego wzrostu od wspomnianego pająka, temu tylko one zdołały tamtędy przechodzić. W takim razie smok przestał zionąć ogniem i dał wreszcie spokój pełzającym alienom. Wzbijając się w górę wyleciał z wąwozu.
Na każdym kroku były jakieś stwory w dole, nic dziwnego! Opuścił się w dół i usiadł na ziemi. Był już bardzo daleko od swego miejsca, gdzie pierwszy raz się pokazał. Tu były same gigantyczne jaszczury. Tylko, że one się różniły od tych które znał. Tamte były po prostu zielone, a tu są żółte i parę czerwonych!
– Dziwne, tu są w innych kolorach!? Przecież tu wszystko jest szare!? A te istoty jednak są kolorowe!? – Zdziwił się w myślach.
Zaatakował jednego żółtego kulą aury, a ten przestał istnieć, jak te powszednie w kolorze zielonym. Inne, które były obok niego po prostu zignorowały to, że coś się koło nich stało, bo kula aury nie emituje tak dużego światła jak płomień. Owszem emituje światło jak leci, bo przecież jest czystą energią, ale nie jest ono tak silne żeby te stwory się aktywowały. Uderzył tym razem czerwonego. A ten, zatem też zginął, ale nie rozprysnął się na kawałki jak to było z zielonymi i żółtymi.
– Ooo?! Ten był mocniejszy! – Powiedział z lekko skrzywioną minką.
– Może po prostu sklasyfikuję je zgodnie z ich rozróbą, nie biorąc na razie pod uwagę pająków i kur.
Opisywał je mówiąc tak jak je widział, po uderzeniu w nich zwykłą kulą aury w formie smoka:
– Zielony się rozpaćka i nie będzie po nim żadnych śladów istnienia.
– Żółty zostanie rozerwany na kawałeczki i właśnie zostaną po nim te kawałeczki.
– A czerwony po prostu zginie śmiercią tragiczną, od razu zalewając się żrącą niby kwas krwią.
– Spoko, lepsza forma tego samego gatunku i z tego lepsza obrona! Ciekawe czy są jeszcze inne kolory tych jaszczur? – Powiedział te słowa sam do siebie z zadowoleniem obserwatora.
Skoncentrował się nieco nad portalem by się ukazał, a następnie w tej postaci, w której teraz był wszedł z powrotem do zwykłego świata.

VII – Blask Księżyca

Smok pojawiając się ponownie w normalnym świecie. Ukazał się konkretnie w tym samym miejscu, z którego wyszedł.
Akurat wtedy jak był w portalu alienów, tutaj zdążyło minąć już bardzo wiele czasu, czyli praktycznie cały dzień i noc. Właśnie jak się ukazał na tym miejscu to kończyła się noc, w której był księżyc w nowiu.
Następnie powoli skoncentrował się na powrotnej przemianie w dorosłego psa haski. Używając przy tym bardzo wolno i uważnie mocy smoczej. Nad jego głową zaczynała pojawiać się czarna chmura pełna piorunów magicznych. Następnie unosząc się chwilkę nad nim jeden z nich wyleciał z chmury i wpadł bardzo szybko w smoka! A zaraz kolejna i następna. Potem na smoku zaczęły pojawiać się magiczne fale. On zaś koncentrując się bez przerwy, by zmieniać się bardzo wolno i uważnie, zaczął się pomniejszać i zarazem w nie za dużym bólu przemieniać się po kawałku swego ciała.
Na początek jego ogon zaczął się kurczyć zmieniając się w psi. Następnie jego tułów głowa i kończyny, przy tym powoli zamieniając łuski w futro! Ta cała transformacja odbywała się jakieś 5 minut, ale nie była tak nagła i drastyczna i bolesna jak przy zamianie z wilkołaka w smoka!
Czemu akurat zmieniał się w dorosłego haskiego? Ponieważ tą formę znał na tyle dobrze, że mógł sobie powoli z kawałka po kawałku ukształtować ciało w jak najmniejszym bólu.
Wyszedł z doliny, jako haski i wrócił do kociego miasteczka. Przed wejściem szybko zmienił się w kota i przeszedł przez główną furtę. Na szczęście na placu nie było żadnych zwierząt, ponieważ w jednym z domostw odbywało się wesele i pół miasta akurat na nim się znajdywało. Pochodził, więc po mieście i bardziej go pozwiedzał, tym razem bez tłoku. Zanim skończył, akurat przechodził koło swojego noclegu, w którym był jakieś 2 dni temu.
Nagle rozległy się kocie wrzaski. Pobiegł w tamtym kierunku i zobaczył te same koty, które walczyły wcześniej przed tym budynkiem, w którym ostatnio nocował. Teraz miał fajną okazję pooglądać jak koty dają sobie po pyskach. Po piętnastu minutach oglądania tego widowiska zaczęło go to nużyć. Nie chciał przecież spędzić przy nich reszty dnia, albo kolejne dwie lub 3 godziny, zanim się zmęczą i odstawią walkę na jutro.
Więc postanowił, że jeden z nich wygra za jego małą pomocą i wtedy może zobaczy coś nowszego, niż ta cała łupanina. Rzucił losy i na jakiego wypadnie ten wygra z jego magiczną pomocą.
– Cccccyk! I po robocie. – Powiedział do siebie.
Ten, na który los nie wpadł dostał szturchańca z siły mentalnej. Aż runął na ziemię robiąc fikołka, wtedy akurat jak dostał od drugiego w głowę. I wtedy drugi z nich zaczął się drzeć w niebogłosy, że wygrał.
Aż jedna z gospodyń wybiegła z chaty jak oparzona pytając.
– Kto wygrał?
– Tyś wygrał! To dobrze, nareszcie będzie spokój.
– To się ciągło przez jakieś 3 tygodnie może dłużej.
– Dobrze, że to już koniec! – Mówiąc to, odetchnęła z ulgą w głosie.
– No i udało mi się zrobić kolejny dobry uczynek. – Powiedział kot pomagający jednemu z nich wygrać.
Jak kotka zamknęła drzwi, wyszedł z ukrycia i poszedł dalej, nie bałamucąc nikomu, bo akurat zaczynało robić się ciemno. Nie chciał pukać do drzwi domostwa, w którym ostatnio spał, bo ostatnio całą noc spędził na walce z obcymi. Więc wyszedł z miasteczka i oddalając się od niego oglądał gwiazdy, które zaczynały się pojawiać tym razem na prawie bezchmurnym niebie.
Poza miasteczkiem zmienił się szybko w dorosłego haski i czekał na księżyc, który miał być dziś w pełni. Poszedł dalej szukając sobie kolejnego noclegu. Odszedł od wsi jakieś 5 mil, zanim zaczynała ukazywać się poświata księżyca.
Księżyc zaczął bardzo powoli wychodzić zza bardzo gęstej chmury. Od razu jak jego poświata zaczęła padać na niego, dziwnie się zaczął czuć.
Zaczęła go boleć głowa i nie mógł się nad niczym skoncentrować. Na całym ciele zaczął czuć nie przyjemne ciarki. Oczy go piekły i zarazem zaczynały się rozbiegać w różne strony. Jego ciało powoli i bez jego ingerencji same się zmieniało w formę wilkołaka. A jak księżyc całkowicie ukazał się w pięknej pełni, wtedy transformacja właśnie dochodziła do końca i jego oczy przestały go piec, zmieniając kolor z jego pięknych błękitnych na przerażająco, wściekle żółte.
Z tą chwilą, kiedy się nauczył formy wilkołaka, nałożył na siebie chcąc, nie chcąc, przekleństwo lykantropi. Póki księżyc był widoczny na niebie w pełni, wtedy nie miał nad sobą żadnej kontroli. Jego wilkołacza forma sama sobie rządziła.
On, jako bezmyślny wilkołak, myślący tylko o tym by zaspokoić swój wielki głód, który stawał się z każdą chwilą większy, nie wiedział na szczęście gdzie się znajduje.
A był przecież 5 mil od miasta. Zaczął węszyć, ale skoro był świeżo po transformacji w bezdusznego potwora, jego zmysły wilkołaka dopiero zaczynały się kształtować.
Więc nic nie wyczuł, co by mu spasowało. Odwrócił się plecami do miasta i poszedł w innym kierunku. Szedł w kierunku psiego miasteczka a dokładnie kierował się w stronę najbliższego lasu. Nagle napotkał na drodze skaczącego zająca. Oczywiście dopadł go natychmiast i uspokoił niecą część głodu. Następnie zmienił nieco kierunek i w niedługiej chwili wkroczył do pewnego lasu o którym była mowa. Tam zauważył inną drobną zwierzynę od razu ją pożerając.
Jak nasycił się w jakimś stopniu, zwrócił się z powrotem w tą stronę, z której przybiegł. Idąc tym razem w kierunku kociego miasteczka, prowadząc się węchem swego wcześniejszego tropu. Jego głód nie był już tak uporczywy jak wcześniej, więc nie miał ochoty zabijać. Ale jak tylko zobaczył na swej drodze coś, co mogło być jego zdobyczą, bez wahania przyskoczył do niej i ją pożarł łapczywie, nie zwracając nawet uwagi co to było.
Księżyc zaczęła przykrywać gęsta mała chmura. W tej chwili oczy agresywnego wilkołaka natychmiast zmieniły kolor z żółtych na powrót w błękitne. Natychmiast budząc się, zmieniając w normalny typ wilkołaka.
Teraz normalny w swej formie oglądnął się dookoła i zauważył, że jest ubrudzony jakąś krwią, miał ją zamiar z sobie zetrzeć ale… księżyc ponownie się ukazał i na powrót stracił swoją osobowość stając się bestią.
Od razu zaczął szaleć bez opamiętania wokół miejsca gdzie się teraz znajdywał. Następnie nieco się uspokoiwszy poczuł pewną woń, której wcześniej nie wyczuwał! Bo po drugiej przemianie w ciągu tej nocy niestety wyostrzyły mu się zmysły. Z oddali wykrył bardzo lekką woń zdobyczy. Więc bez wahania zaczął w jej kierunku biec.
Biegł jakiś czas, a zapach robił się coraz to wyraźniejszy. Aż mu zaczynała ślinka cieknąć z pyska na myśl o wielkiej wyżerce. Z oddali zaczynało wyłaniać się miasteczko kotów. Widząc to, powiedział do siebie.
– O. Tam jest jakaś osada, pewnie pełna jakichś smakołyków. Ale będzie wyżerka! – Zaczął się oblizywać na myśl o tym, co tam zastanie.
Na szczęście księżyc zaczął się chować na dobre w potężnej gęstej chmurze. Ale wystarczyłoby tylko zbiec z pagórka i wskoczyć z łomotem na plac miasta pożerając każdego, kogo się tam znajdzie, lecz w tej chwili jakieś parę kroków przed główną furtą, jego przeraźliwie żółte oczy z powrotem zmieniły się w normalne, błękitne. Następnie powracając do normalnego samopoczucia i w tej chwili potknął się wywalając przed samym wejściem na grzbiet i z powrotem następnie na brzuch ryjąc pyskiem o ziemię i na koniec waląc głową w słupek bramy!
Na szczęście wszystkie zwierzęta już spały o tej późnej godzinie, ponieważ była jeszcze noc i żadnego hałasu nie słyszały. Jak się pozbierał zdał sobie od razu sprawę z tego, co by się mogło stać, jakby nie wrócił na czas do normalnej postaci. A co byłoby najgorsze nie mógłby on na to nic poradzić będąc w tym transie!
Zerknął szybkim ruchem w niebo i zaczął szukać po nim księżyca, lecz go nie znalazł. Był skryty za gęstymi chmurami, które wydawały się nie kończyć na niebie. Więc raczej nic nie zapowiadało, by znów się ukazał. Nie namyślając się więcej wziął szybko łapy za pas i pobiegł jak najdalej od miasta nie oglądając się za siebie. Nie chciał przecież nic złego nikomu zrobić! Nie wiedział przecież, kiedy znów się zmieni w tego bezdusznego potwora w skórze wilkołaka. Na wszelki wypadek by transformacja dłużej trwała, zmienił się szybko w dorosłego haski, nadal biegnąc z dala od osady. Musiał przecież znaleźć jakieś bezpieczne miejsce na nocleg, by w razie nieoczekiwanej złej przemiany nie zrobić już więcej nikomu krzywdy!

VIII – Problem z Myszką

Biegł dłuższy czas i przebiegł jakieś 12 mil. Znalazł gdzieś tam grotę nad cudownym wodospadem.
– To miejsce powinno mi dziś wystarczyć.
Wszedł do groty jak najgłębiej się tylko dało i tam zasnął. Noc z księżycem w nowiu spokojnie minęła.
Rano wszystko było na swoim porządku. Wyszedł z groty i poszedł umyć się w wodzie, skoro była w pobliżu. Zanurzył się w niej w całości i zaczął odpoczywać po mało przespanej nocy.
– Jeszcze nigdy nie miałem żadnej możliwości by się porządnie wymoczyć. Więc zrobił sobie wolne.
Woda była cudownie chłodna i przeźroczysta, cały czas napływając z wodospadu. Leżał sobie tak i wypoczywał. Zmył sobie z pyska zaschniętą już dawno krew i zaczął się zastanawiać jak pozbyć się tego przekleństwa lykantropi. Nie mógł w żaden sposób wymyślić na to konkretnego sposobu, więc przynajmniej żeby mógł nad nią nieco zapanować.
Praktycznie, co zauważył, że najpierw zmienia się czy tego chce czy nie w wilkołaka a następnie urywa mu się film i zaczyna się cała ceremonia związana z wilkołactwem! Jakby dał sobie radę z samowolną przemianą w czasie aktywności księżyca to nie powinien mu się raczej urywać film i przy tym dochodzić do kompletnie złej przemiany. Przecież nauczył się ostatnio formy smoka, a ona nie miała jakichś swoich wad samowolnych, a była strasznie trudna i bolesna. Smok przecież różnił się wieloma funkcjami od wilkołaka, choć też był istotą magiczna, jak on.
Leżał sobie spokojnie i rozmyślał o tych sprawach, jak by je rozsądnie rozwikłać. Nie był głodny, bo w nocy najadł się do syta, więc nie miał zamiaru wyruszać, szukając jedzenia. Wolał leniuchować w przyjemnej wodzie do póki mógł. Miał zamiar spędzić w ten sposób dzisiejszy dzień, lub choćby parę godzin.
Pomyślał sobie, że poleży jeszcze chwilę i następnie wstanie i pójdzie w dalszą podróż. Ale wszystko potoczyło się inaczej z tego powodu, że był dość zmęczony, a ta cudowna woda w której leżał bardzo go odprężała. Nagle zasnął. Spał unosząc się na wodzie, choć nie była wcale solona. Jego ciało momentalnie jak wykryło, że jego aktywność spada i zasypia, by się nie utopił, samo aktywowało siłę mentalną unosząc go nad wodą nie wykrywając żadnego podłoża.
Spał w tej pozycji przez resztę dnia, aż zaczynała zbliżać się noc. W tej nocy powinna być pełnia a nic nie wskazywało na to, by coś jej przeszkadzało w tej nocy, by się ukazać, ponieważ nie było widać na niebie praktycznie żadnej chmurki.
W tej chwili jak światło księżyca zaczęło padać na śpiącego haski unoszącego się na wodzie, jego ciało zaczynało się zmieniać w wilkołacze. On zaś nie wyzwalając żadnej aktywności życiowych, cały czas spał odpoczywając sobie.
W tej chwili jak jego siła mentalna wykryła zmiany w jego strukturze genetycznej i osobowości, aby temu zapobiec sama utworzyła wokoło śpiącego, dziwne pole ochronne nieprzepuszczające promieniowania księżycowego. Bo nie wykryła w dalszym stopniu aktywności z powodu snu, więc zanurzyła jego ciało pod wodę nie topiąc Go! Wtedy struktura genetyczna, osobowość i forma wilkołacza z powrotem zmieniła się w dorosłego haski śpiącego tym razem pod wodą, otoczonego niby polem w kształcie dużej bańki.
Przespał tak spokojnie całą noc. A jak zaczynało się robić jasno, pełnia się schowała i wtedy haski niesamowicie wyspany i zrelaksowany zaczął się budzić. Jego aktywność powoli wzrastała, siła mentalna wykryła to. Wynurzyła go na powierzchnię wody i unosząc go w ten sposób, utrzymywała go nad wodą, do kompletnego powrotu ze snu w rzeczywistość.
Pies się obudził i zauważył, że wciąż leży w wodzie. Wstał naprawdę wypoczęty i od razu ruszył w dalszą drogę. Po pewnym czasie zobaczył przed sobą las. Według wzroku nie był zbytnio oddalony od niego, więc postanowił pobiec do niego. Po chwili nagle się zatrzymał, bo normalnie przed jego łapami teren do biegania nagle się skończył, pojawiającą się na tym miejscu skarpą. Wtedy zmienił zdanie na ten temat, że jest blisko.
W dół skarpy było dość daleko a potem jakiś jeszcze kawałek i dopiero był las. Z daleka taj skarpy nie było widać, bo poziom ziemi był tak fajnie ułożony, że powstawał błąd w widoczności. Wszystkie przedmioty wydawały się, że są niedaleko a jednak było zupełnie inaczej.
Na szczęście skarpa nie była zbyt stroma i do tego porośnięta trawami i różnymi drobnymi roślinkami. Po prostu powoli zaczął schodzić po niej w dół. Schodził ostrożnie, by się nie potknąć i nie rozbić sobie głowy. Jak nareszcie zszedł z niej doszedł po chwili do lasu.
Zaczął się w nim ciekawie rozglądać. Ten las to nie był ten sam, do którego dobiegł jak był wilkołakiem bez kontroli! On był położony w zupełnie innym miejscu. Szedł coraz bardziej w głąb, drzewa stawały się coraz ciaśniej do siebie przylegać i do tego robić się coraz to gęstsze. Każdy kolejny krok do pokonania stawał się gorszy z powodu jego wzrostu.
Zmienił się w szczeniaka by lepiej manewrować po tym dziwnie gęstym do przesady lesie. Szedł i szedł, aż w końcu i jemu stawało się to już zbyt ciężkie do przebrnięcia. Praktycznie doszedł do miejsca gdzie drzewa były normalnie wysokie, a pod nimi średnie i jeszcze konkretnie małe. Oczywiście wszystkie jak by to było mało, były bardzo gęste!
Udało mu się jakoś przez nie przebrnąć. Las się nagle skończył i szczeniak na czworaka wygrzebał się z pod drzew i przed nim stanęła olbrzymia góra, a w niej praktycznie wejście średniej wielkości prowadzące w głąb niej.
Ostrożnie wszedł w nią i pomaszerował do czasu, aż znalazł się w potężnej grocie. Grota była tak potężna, że jak by się zmienił w smoka i rozłożył skrzydła to jeszcze było by miejsce. W grocie było jasno z powodu wystających z sufitu ostrych skałek świecących jak diamenty. Na podłodze zaś, tego ogromnego miejsca były różnego rodzaju drużki. Jedne szerokie, inne wąskie. Jedne wysokie, drugie niskie. Każda prowadziła gdzie indziej.
Na 100% by mógł się tam zgubić, jak by miejsce, z którego wszedł tam nie było dobrze oznaczone. Zrobił parę kroków na przód i odwrócił się, by zapamiętać drogę powrotną. Wyjście, z którego przyszedł było konkretnie w samym środku groty i na dodatek na lekkim wzniesieniu, otoczone dookoła niego ładnie wyszlifowanymi okrągłymi kamieniami.
Ta właśnie grota prócz tego, że była pełna drużek i ostrych skał, była także przy każdym wejściu oznaczona różnymi symbolami. A koło symbolu były jakieś małe, czasem średniej wielkości kolorowe kamyczki, wyglądające na świecidełka. Jak by się przyglądać z dużą dokładnością to każda droga była bardzo łatwa do zapamiętania. Wystarczyło zapamiętać symbol lub kolorowe świecidełka.
Szczeniak wybrał sobie drogę mniej więcej naprzeciwko wyjścia o raczej małej wielkości i szerokości. Akurat by mógł się bez problemu w nią zmieścić. Koło niej był symbol myszy a świecidełka raczej przypominały źdźbła trawy.
Poszedł w jej kierunku, idąc jakieś 10 minut. Nie spieszył się w ogóle, korytarz robił się w miarę poruszania się na przód, coraz to mniejszy, ale nie węższy. Z przodu zaczynało wiać przyjemne powietrze. Dodam, że każdy korytarz prowadzący gdzieś tam… był cały czas jasny nie ciemny, ponieważ jego ściany były pokryte jasną skałą emitującą przyjemne światło.
Doszedł w końcu do końca drogi. Przed wejściem musiał dość mocno się schylić by się wydostać na zewnątrz. O jego zdumieniu ukazał mu się miniaturowy świat: Drzewa były tu maksymalnie wielkości o głowę większe od niego. Drogi bardzo wąskie, że jak by położył na niej jedna łapę, to by się nie zmieściła.
Wszędzie była piękna zielona trawa, gdzieniegdzie rosły miniaturowe krzewy. W oddali niedaleko niego był ogromny plac z malutkimi domeczkami. Właśnie chciał się zmienić w kota, by muc, jako tako mieścić się w tym świecie! Ale powstrzymał się, bo w oddali zobaczył jakby mysz. A następnie jeszcze jedną i kolejną. Dokładnie się przyjrzał. Po całym mieście chodziły różne gatunki myszy.
– Aha, teraz już wiem, na co był ten symbol myszy przed wejściem w korytarz. – Pomyślał chwilkę i ponownie powiedział cichutko by nikt nie usłyszał.
– Ale co tu zrobić? Jako szczeniak jestem o wiele za duży by tu normalnie się poruszać! A mniejszej formy od kota to nie mam! – Nie ma sensu uczyć się formy myszy!
Nagle usłyszał cieniutki głosik, jakby ktoś cichutko płakał. Oglądnął się dookoła i zauważył w trawie małą białą myszkę. Chciał jej jakoś pomóc, ale nie mógł nic pozytywnego wymyśleć z powodu głodu, który go męczył. Przecież ostatnio jadł w oazie albo raczej jak był w formie wściekłego wilkołaka.
Rozglądając się nie mógł nic konkretnego znaleźć, co by mogło zaspokoić jego szczenięcy apetyt. Doszedł do wniosku, że posili się niewielką ilością malutkich grzybków, które zauważył obok siebie. Chociaż na moment zaspokoiłby jakąś część głodu i mógłby normalnie zacząć myśleć jak by pomóc tej myszy. Grzybów było jakieś 50 sztuk koło siebie, więc nie zastanawiając się więcej jednym chłapnięciem zjadł je wszystkie.
Momentalnie zakręciło mu się w głowie. Stracił na jakieś dwie minuty przytomność i jak się obudził, leżał już na trawię. Ocknął się i przestraszył, że wszystko jest takie wielkie.
Co raczej mu się nie zdarzało, bo nigdy jeszcze w jego dotychczasowym życiu, niczego się nie przestraszył.
Natychmiast wstał na równe łapy i oglądnął się dookoła. Wszystko było normalnie pasujące do jego wzrostu a nie małe, jak wcześniej.
– Czary, czy co?
Powiedział ze zdziwieniem. Zobaczył koło siebie obgryzione grzyby, które teraz raczej były dość duże jak na grzyby. Miały wysokość do jego kolan. Był bystry, więc od razu zrozumiał, że właśnie przez nie się zmniejszył do takich rozmiarów, w jakim teraz się znajdywał.
– No chyba, że ma halucynację.
Po paru sekundach w niedalekiej oddali od niego wydobywał się płacz, teraz bardziej dokładny i wyraźny. Bez ceregieli tak jak stał poszedł w jego kierunku. Po chwili doszedł do myszy, która teraz była prawie jego wzrostu. Nie czekając na reakcje od razu ją zapytał.
– Co ci się stało myszko?
Ta odwróciła się do niego, bo stała plecami i odpowiedziała łkając.
– Kocham kwiaty, czym są większe i piękniejsze tym bardziej je kocham. – Po tych słowach zaczęła na powrót płakać.
Szczeniak podszedł do niej i skontrolował kwiatki. Wszystkie, które leżały wokół niej były zwiędnięte a zarazem suche i brzydkie, bez jakichkolwiek kolorów.
– Co się z nimi stało, czemu tak wyglądają? Takie już były??
– Jeszcze przed kilkoma minutami były piękne i duże a teraz popatrz jak wyglądają!
Zastanowił się chwilkę i zadał kolejne pytanie.
– A skąd je zerwałaś?
– A czemu tyle pytasz?!! – Odpowiedziała pytająco myszka.
– Temu pytam, bo wtedy będę mógł coś na to poradzi!
Ona wzięła parę zwiędniętych kwiatków w łapki i zaprowadziła Go natychmiast bez słów w miejsce gdzie było ich bardzo dużo.
Pies nachylił się nad stawem, pooglądał i później powąchał, nie zauważając w nich nic niezwykłego. Wrzucił po prostu jeden zwiędnięty kwiat powrotem do wody i miał jej powiedzieć, że nic niezwykłego nie zauważył w tych kwiatach…, ale nagle spojrzał na ten wrzucony kwiat i się nieco zdziwił!
Momentalnie jak kwiat znalazł się w wodzie, odżył i stał się znów piękny i duży. I po chwili przyczepił się na nowo do tafli wody a wokół niego wyrosły jeszcze 2 identyczne. Zdziwiony pomyślał jeszcze chwilę i doszedł do wniosku, że ta woda musi być źródłem problemu.
– Już wiem!
– Co wiesz? – Spytała szybko myszka.
– Jak chcesz żeby kwiatki utrzymały się dłużej musisz sobie wziąć trochę tej wody i po problemie.
– A właśnie jest problem! Po pierwsze nie mam, do czego jej wziąć a po drugie ta woda jest dziwna!
– Czemu tak sądzisz?
– Wrzuć jakiś inny kwiatek do wody i zobacz, co się stanie!
Szczeniak wrzucił inny kwiatek i od razu zauważył jak on się przyczepia do dna następnie rośnie w mgnieniu oka i wokoło niego pokazało się ich więcej.
– W takim razie teraz rozumie, czemu tej wody niechcesz.
Wziął próbkę w swe pole mentalne i niosąc jej niewielką część w powietrzu zapytał jej.
– Gdzie mieszkasz? Spróbuje ci pomóc.
Ta zachwycona od razu schwyciła go za łapę i pognała w stronę miasta, trzymając go.
Po tym nagłym szarpnięciu na setną sekundy stracił panowanie nad polem mentalnym i jedna kropla wody skapnęła na byle, jaki kwiat. On zaś momentalnie zrobił się nieco większy i ładniejszy. Zobaczywszy to szczeniak dopasował to do zjawiska widzianego w wodzie.
Jak dobiegli do domu naszej przyjaciółki, mysz powiedziała.
– Tu mieszkam, nieco w oddali od innych mysz. Nie lubię tłoku, tylko kwiaty, więc jak mi pomożesz?
– A może wejdziesz, rzadko miewam gości!? – Powiedziała nie oczekując odpowiedzi.
Szczeniak wszedł do jej domu i tam zobaczył w każdym rogu pokoju i przy każdym meblu jakieś kwiaty. Powiedział jej żeby mu udostępniła jakieś niewielkie pomieszczenie, ale z dala od kwiatów. Na te słowa myszka lekko się skrzywiła, ale pokazała psu gdzie może się ulokować. Zabierając z tego miejsca wszystkie kwiaty zapytała.
– Czemu akurat wszystkie kwiaty?
– Skoro to woda jest twoim problemem, to nie chciałbym się pomylić, testując ją. A w razie, jakich niespodziewanych problemów, nie chce niepotrzebnie kwiatów zrobić więcej!
Myszka pokiwała rozumująco główką i opuściła go na chwilę, by porozstawiać kwiaty w inne miejsca.
Następnie szczeniak postawił próbkę wody w dzbanku zamiast w krysztale na kwiaty. Nie chciał żeby ona przez przypadek nie włożyła do niego jakichś kwiatów i odłożył go na krawędź stołu opierając dzbanek lekko o ścianę dla bezpieczeństwa, biorąc się przy tym do pracy.
Korzystając ze swej wiedzy i z tego, co zauważył na polu, zaczął testować znalezioną wodę. Sprawdzał jej składniki i po chwili zaczął dodawać inne. Po paru godzinach intensywnej pracy, utworzył preparat łączący się z innymi składnikami w ten sposób by były stabilne.
Połączył pewną ilość swojego preparatu z całą zawartością pozostałej wody w dzbanku. Woda od razu zmieniła kolor na czarny i po paru sekundach wróciła do swego normalnego koloru. W ten sposób zrobił doskonale stabilną wodę, która stała się koncentratem wzrostu genetyczno-witaminowego. Więc nazwał ten preparat koncentratem „WGW”.
Wziął WGW i poszedł w miejsce gdzie były różne doniczki. Użył jedną kroplę na doniczce, która miała rysunek pelargonii. W doniczce nie było widać jeszcze żadnego listka. Jak kropla wpadła w ziemię, momentalnie ukazała się w niej cieniutka łodyżka kwiatu. Zachwycony, że mu ten eksperyment wyszedł, postanowił ułożyć według składni dozowanie do niektórych kwiatów znajdujących się w tym pokoju. Odstawił dzbanek ponownie na krawędź stołu opierając go o ścianę. Wziął z niego większą połowę preparatu i poszedł do myszki powiedzieć, co dokonał.
– Znalazłem sposób na utrzymanie przy życiu te kwiaty, które znalazłaś w wodzie, bez trzymania ich właśnie w niej.
Wziął zwiędnięte i suche na pieprz kwiaty z specjalnej wody. Użył na nich WGW i od razu odżyły i zrobiły się ponownie ładne. A myszka widząc to bardzo zadowolona schwyciła kwiatki i wsadziła je od razu do wazonu.
Młody haski wrócił do pomieszczenia gdzie pracował i schował ten preparat, który właśnie trzymał za pomocą siły mentalnej, teleportując koncentrat w całości do świata zmarłych. Nie był tam praktycznie ani razu, ale nic nie wskazywało na to, żeby ktoś tam jeszcze żył. Więc uznał, że będzie tam bezpieczny tak jak portal!
Po przetransportowaniu koncentratu wyszedł z domu myszki i poszedł w kierunku dziwnej wody. Szedł tam jakiś czas, aż doszedł do miejsca gdzie rosły dziwne grzyby. Wszystkie z nich nie nadawały się do badań, więc postanowił w pobliżu nich poszukać innych z tego gatunku. Szukał jakiś czas był cierpliwy, aż znalazł, akurat ten sam stos grzybów rosnący niedaleko od nich. Zerwał 1 grzyb i wrócił do domku myszki.
Położył grzyb na stole i kawałek z niego ukroił. Od razu jak go przekroił wypłynęła z niego nieco gęsta ciecz. Kropla tej cieczy spadła na gliniany talerzyk stojący obok i talerzyk się nieco zmniejszył. Widząc to szczeniak lekko się wzdrygnął i powiedział do siebie
– Mam szczęście, że niebyła to moja łapa tylko talerzyk!
Spróbował skapnąć kroplą w szklany talerzyk tym razem celowo, by sprawdzić czy to samo się stanie. Ale nic się niestało.
– Tak myślałem, kropla nie została wchłonięta przez szkło, więc nie powstała żadna reakcja. Dolał jeszcze odrobinę cieczy z grzyba na szklany talerzyk i następnie wziął odrobinę stabilizatora zrobionego wcześniej. Wlał go na wydzielinę z grzyba. Natychmiast zmieniła kolor na czarny i z powrotem na normalny.
– Dobra. Teraz jej skład będzie podatny na eksperymenty i zarazem silniejszy przez mój preparat!
Wydzielina z grzyba połączona z jego koncentratem stała się koncentratem odwrotnym do wzrostu. Każda kropla pomniejszała genetyczno-witaminowo. Z tego powodu nazwał ją „PGW”. Znalazł w pomieszczeniu ładny dobrze wyrośnięty kwiatek tulipana. Kroplę PGW wpuścił mu do kielicha. Natychmiast kwiatek się nieco pomniejszył, ale stając się jeszcze ładniejszy.
– Kolejny test wyszedł pomyślnie.
Powiedział sobie i koncentrat PGW teleportował tam gdzie WGW. Mówiąc jeszcze.
– Kiedyś się mogą przydać.
Miał ochotę opuścić to miasto i wrócić do normalnych rozmiarów, lecz nie wiedział jeszcze jak ma to zrobić. Mógł praktycznie użyć preparatu WGW, ale nie był nawet na 50% pewny czy on mu nie zaszkodzi. Bo przecież WGW i PGW są koncentratami genetyczno-witaminowymi na źródle roślinnym! W dużych ilościach mogłyby zaszkodzić nawet i roślinom! Więc dozując je na cokolwiek musiał by bardzo uważać. Ale na szczęście przeniósł już gotowe koncentraty w bezpieczne miejsce.
Wtedy właśnie nasza myszka wskoczyła do pomieszczenia gdzie on przebywał i mówiąc niezbyt wyraźnie zaczęła wymachiwać łapkami.
– Chce mi się bardzo pić. Podaj mi coś, bo zjadłam przez przypadek paprykę.
I bezmyślnie chwyciła dzbanek stojący oparty o ścianę z zapomnianym przez haski WGW! Zrobiła jakieś 2 łyki a resztę postawiła na stole mówiąc.
– Ohydna ta woda! Co to było?!?!
Szczeniak jak się skapnął, co ona robi miał jej zamiar wyrwać dzbanek z łapek, ale to niestety było już za późno, bo nawet jedna kropla koncentratu powoduję reakcję, a co dopiero prawie dwa łyki!
Całe jej ciało zrobiło się zielone a ona natychmiast straciła przytomność. Szczeniak nie zastanawiał się ani sekundy, tylko wypchał ją za zewnątrz budynku. Po paru sekundach jak koncentrat ustabilizował się w organizmie. Myszce przywrócił się normalny kolor. A następnie zaczęła momentalnie rosnąć i zmieniać swoją strukturę genetyczną, na szczęście w nieszczęściu poza domem!
Po chwili była większa nawet od normalnego szczeniaka a jej wygląd przypominał nieco kangura. Pies wiedział, że coś takiego może się stać, więc nie był wcale zdziwiony. Zanim zmutowana mysz doszła do siebie szczeniak za pomocą siły mentalnej przeniósł ją i siebie w miejsce gdzie nie było żadnych myszy.
Tam zmienił się w smoka by muc być mniej więcej jej wzrostu. Jako smok uniósł się w powietrze i nadleciał koło kangura tak by go całego widzieć i zanim całkiem doszedł do siebie, za pomocą psychiki uczynił tak by zasnęła.
Po raz pierwszy spowodował, że ktoś usnął za pomocą swej siły psychicznej, więc zużył nieco swej energii. Nie było to zbyt trudne do nauczenia tylko potrzebowało to dużej koncentracji, by kogoś uśpić. Na szczęście w tym miejscu gdzie oni przebywali nie przychodziły żadne myszy a On był akurat w formie smoka, więc jego magia była najmocniejsza. Dlatego nie musiał się przejmować by ktoś ich zauważył, lecz dla ostrożności ułożył kangura w pozycji leżącej.
Mutant spał głębokim snem sparaliżowany psychiką. Więc smok zmienił się w szczeniaka i pobiegł z powrotem do domu myszy. Tam zamknął się w swym wynajętym pomieszczeniu do pracy i zaczął wymyślać dodatkowe serum do stabilizatora PGW. Bo samo PGW mogło nie wystarczyć a raczej przy cofnięciu powiększenia, mysz zmienioną w coś przypominającego kangura, zmutować mogłoby bardziej! Zrobienie serum nie było zbyt trudne, bo wystarczyło sporządzić substancję, która odwraca składniki mutacji i zmienia je w składniki przystosowujące się do danego organizmu.
Siedział przy tym jakieś 3 godziny i zrobił antidotum praktycznie na wszystkie odmiany mutacji genetycznej. Nazwał je antidotum genetyczne, czyli „AG”. Odmierzył ilość AG do wypitej prawdopodobnej przez mysz ilości WGW i wrócił, czym prędzej do kangura.
Jak on spał nie mógł zrobić by wypił antidotum, więc postanowił się skoncentrować i obudzić go. Skoro kangur był w pozycji leżącej to mógł użyć psychiki bezpośrednio na nim. Ale skoro był w formie szczeniaka musiał się nieźle napocić by wygenerować tak duży ładunek psychiczny by Go obudzić. Nie mógł przecież być w innej postaci, niż jako szczeniak, bo mysz znała go tylko, jako psa!
Czemu tak się strasznie napocił przy generowaniu takiej psychiki, bo jak jest smokiem to jego moc magiczna jest przecież 15 razy większa od wilkołaczej, a 20 razy większa od małego szczeniaka ze zwykłą magią!
Udało się pieskowi obudzić kangura, a on po obudzeniu widząc psiaka zdziwił się nieco, czemu leży na trawie. A on dziwnie jest bardzo mały, niż kiedy go wcześniej widział, nie wiedząc jeszcze, że jest myszą zmutowaną w coś przypominającego kangura. Szczeniak powiedział do niego.
– Wypij to a poczujesz się lepiej.
– A co, czuję się źle?! Przecież ty wyglądasz jakby dziwnie mniejszy?!
Szczeniak dogiął na te słowa.
– Jak staniesz i spojrzysz na własne łapy to zobaczysz, o co mi chodzi!
Zmutowana mysz posłuchała go i wstała oglądając się dookoła. Przerażona tym wszystkim, czemu wszystko jest tak małe a jego łapki i całe ciało jest aż tak ogromne i zarazem dziwaczne!
Pies po tym fakcie szybko zareagował mówiąc.
– Schyl się do mnie i wypij to a wszystko powinno wrócić do normy.
Kangur kolejny raz posłuchał szczeniaka i wypił całą miksturę, co do kropli. Momentalnie bez jakichś ubytków fizycznych zaczął się zmniejszać i z powrotem przemieniać w mgnieniu oka w zwykłą mysz.
Po przemianie myszka czuła się bardzo dobrze, ale utraciła wszystkie myśli, które miała w czasie bycia kangurem! Jak u niej wszystko wróciło do normy i zobaczyła szczeniaka stojącego koło niej zapytała:
– Cześć, co robimy?
– A Ty nie wiesz?
– Nie! A co miałabym wiedzieć?!
– Nie pamiętasz, co się przed chwilą stało?!!
– Nie! A stało się coś?! Wiem tylko, że chciało mi się strasznie pić, ale chyba mi przeszło.
– To dobrze! – Powiedział szczeniak, kapując, o co chodzi, że ona nic nie pamięta! W takim razie zapytał się:
– Idziemy do domu?
– Tak – Odpowiedziała z uśmiechem myszka.
Więc pies poszedł przodem a ona podreptała za nim. Ale po paru sekundach przypomniał sobie, że musi wymyślić coś by wrócić do własnej postaci, jako pies a nie miniaturka!
– Idź przodem, ja muszę jeszcze coś załatwić.
– OK. Zobaczymy się w domu.
Pies wyruszył na poszukiwania tajemniczych grzybów, ale po żmudnych poszukiwaniach znalazł tylko jeden! Więc wziął przynajmniej jedną sztukę i wrócił z powrotem do domku myszki.
Po chwili byli w domu. Stanął przy stole i zaczął kończyć miksturę na źródle grzyba by wrócić w sposób normalny w psa takiego, jakim był przed zjedzeniem ich. Musiał wziąć pod uwagę ilość zjedzonych tych grzybów i ich stężenie w organizmie, bez zapasowych składników witaminowych. Męczył się jakieś 7 może 8 godzin, bo miał zrobiony wcześniej preparat AG, więc tyle to trwało. A jak by go wcześniej niemiał, pewnie męczyłby się jakieś 10 albo nawet 12 godzin!!
Ale w końcu udało mu się zrobić surowicę, o jakiej mu chodziło mającą moc jakichś 50 sztuk grzybów odwrotnej mocy. Nie miał, na czym tego sprawdzać, więc zawierzył swojej intuicji i wiedzy. Przecież ani razu go nie zawiodła! Wziął ze sobą gotową surowicę za pomocą energii mentalnej a resztę z niej przetransportował do świata zmarłych.
Pożegnał się z myszką i wyszedł z miasteczka, kierując się w to miejsce w którym się wcześniej pomniejszył. Od razu jak się tam znalazł za jednym zamachem wypił do ostatniej kropli cały preparat. Chyba było wszystko w porządku, bo od razu zakręciło mu się w głowie i stracił przytomność na jakieś dwie minuty a jak się obudził był z powrotem na miniaturowej trawie w miniaturowym świecie w swojej psiej wielkości. A co było mocne nie stracił ani kawałka pamięci.
Był zachwycony i od razu ruszył w stronę góry, z której przyszedł. Jedno tylko go smuciło, że nikomu w tym miniaturowym mieście nic nie pomógł. Prócz zrobienie radości pewnej myszce. Ale to nie ważne, pomyślał i poszedł dalej.
Idąc tunelem do groty po pewnym czasie wyszedł na powierzchnię. Zauważył, że za ten czas jak był w miniaturowej krainie, po drugiej stronie góry była noc. Pamiętał, że jak wchodził do groty to w tym dniu miał być nów w nocy. Ale skoro był naprawdę długi czas w świeci zamieszkaniem przez myszy, po drugiej stronie góry, to teraz już nie wie czy jest tu noc z pełnią czy z nowiem.
Co zauważył w tej krainie, że w ogóle nie zapada tam noc! Praktycznie zawsze jest dzień a spać można, kiedy się chce! Zerknął tylko w górę zauważając, że jest tam masa gęstych chmur korzystając z tego, że jest jeszcze noc a księżyca w żadnej postaci nie widać postanowił natychmiast zasnąć.

IX – Zbroja

Rano obudził się i postanowił przedrzeć się przez ten dziwny las, który był dookoła wspomnianej wcześniej góry. Postanowił, że pójdzie dokładnie dookoła niej i spróbuje wyjść z tego gąszczu drzew. Szedł i szedł, aż po paru minutach nagle las się skończył i ukazała się przed nim droga. Postanowił nią iść.
Świeciło mocno słońce i zbliżało się południe, robiło się coraz to goręcej. Idąc dalej doszedł do miejsca gdzie droga się nagle skończyła i na miejscu niej ukazał się piasek. Nie było go zbyt dużo, więc łatwo się po nim szło. Co jakiś czas mijał drzewa i stosy kamieni, nie była to Sahara, dlatego nie rosły tam żadne kaktusy, więc postanowił dalej iść.
Szedł tak wiele godzin i w pewnej chwili marszu zaczęło mu się pić. Ale jakiegokolwiek zabudowania, czy czegoś w tym rodzaju nie było nigdzie widać, więc musiał się obejść bez wody na jakiś czas. Szedł dalej dzień stawał się ku zachodowi i robiło się nieco chłodniej.
– Przydałoby się znaleźć jakieś schronienie na noc. – Powiedział sam do siebie.
– Tylko gdzie? Wszędzie drzewa, ziemia i przede wszystkim piach.
Zadecydował, że zdrzemnie się na przydrożnym głazie.
Noc była piękna, gwiaździsta i bezchmurna. Księżyca oczywiście nie było widać, bo w tej nocy był akurat czas na nów, czyli praktycznie w miniaturowym mieście myszek, musiał być jakieś półtora dnia, może nieco dłużej.
– Dobrze, że niema dzisiejszej nocy księżyca w pełni, bo jeszcze nie wymyśliłem jak pozbyć się klątwy bez usunięcia formy wilkołaka.
Tej nocy mógł spokojnie spać kolejny raz. Rano nic go nie zatrzymywało w tym miejscu, więc wyruszył w dalszą trasę. Szedł tak parę godzin a w pobliżu nie było widać żadnego zabudowania.
Nagle zauważył niedaleko od siebie wystający dziwny przedmiot. Postanowił w jego kierunku iść i go zbadać, a nuż się przyda. Doszedł do niego i zobaczył, że to jest tylko zwykła antenka wystająca z piachu, nic poza tym. Na odczepkę uderzył w nią łapą i postanowił iść dalej przed siebie.
Ale nagle po uderzeniu w ten drut, w dole wzniesienia zaczęła się ukazywać draga asfaltowa, której wcześniej nie było widać! To nagłe zdarzenie go dość mocno zainteresowało i zarazem zdziwiło. Zszedł nieco z pagórka i wkroczył na nią. Zdziwił się jeszcze bardziej, że na takim opuszczonym pustkowiu jest asfaltowa droga ukryta przed wszystkimi i jeszcze zadbana a nie przysypana piachem czy porośnięta roślinnością. Wydawało mu się to bardzo podejrzane. Postanowił nią iść a może coś ciekawego odkryje!
Aż za zakrętem zobaczył dziwny budynek wyglądający troszkę jak niewielkie laboratorium. Postanowił tam iść i zbadać to miejsce z bliska. Doszedł do bramy, ale była zamknięta. Ciekawość go strasznie zżerała, więc postanowił, że tam się dostanie jakoś. W Butce strażnika nie było raczej nikogo, więc uszkodził troszkę kłódkę za pomocą niewielkiej kuli aury i w ten sposób włamał się na teren zakładu niezauważony.
Podszedł do głównych drzwi, otworzył je i wszedł tak by nie zwrócić na siebie żadnej uwagi. Szedł sobie korytarzem i każdą napotkaną kamerę atakował polem mentalnym by nikt nie wiedział, że się tam znajduje.
W korytarzu, co jakiś kawałek były drzwi po jednej jak i po drugiej stronie. Nie miał ochoty na zaglądanie, co było za nimi ukryte. Jego w tej chwili interesowało tylko to, do czego prowadzi ten korytarz i co jest na jego końcu.
Po paru chwilach korytarz się zakończył ukazując duże wahadłowe drzwi, otwierane w obu kierunkach. Więc postanowił właśnie w nie wejść. Za nimi był kolejny korytarz tylko, że tym razem bez żadnych drzwi, cały oszklony po obu stronach, prowadzący przez ogromny ogród wysoko nad ziemią do kolejnego budynku, kończąc się takimi samymi drzwiami.
Co było dziwne jak wchodził na teren laboratoriów dookoła niego był tylko piach i nic poza tym! A tu w głębi koło budynków okazało się, że rośnie trawa i nawet dość dorodne drzewa owocowe! Jak tak szedł tym oszklonym korytarzem to miejsce wydawało mu się coraz to niewiarygodne i ciekawe zarazem.
Haski zaraz po otwarciu drzwi wkroczył do ogromnej hali. Od razu zaczął ją oglądać poruszając się po obiekcie. Były tam różnego rodzaju sprzęty elektroniczne, mechaniczne, od pojazdów takich jak: czołgi, dżipy, czy wyrzutnie rakiet i mnóstwo wielkich komputerów. Okazało się w takim razie, że to było tajne miejsce do budowy różnych broni wojennych.
Wszystko, co widział było extra i bardzo mu się podobało. Chciał się dowiedzieć, do czego każdy sprzęt służy. Ale zanim doszedł do książek poukładanych na biurku by łyknąć trochę wiedzy, jego największą uwagę zwróciła bardzo dziwna zbroja unosząca się w powietrzu, centralnie na środku hali.
Podszedł do niej i zaczął ją oglądać ze wszystkich możliwych stron. Nie była ona pokryta żadnymi twardymi i ciężkimi elementami tylko zalana czymś przypominającym plastik. Wszystko przez niego było widać. Cała była pokryta kablami i układami scalonymi poprzyczepianymi elegancko do masy płytek. Wszystko to było zatopione w tym niby plastiku.
A co najlepsze lewitując cały czas, była zamknięta w przeźroczystym ciasnym pomieszczeniu, do którego z żadnej strony nie było dostępu. Na samym środku tej przeźroczystej puszki widniał naklejony napis a powyżej niego rysunek odciśniętej lekko wklęsłej łapy akurat psa. Tekst brzmiał tak: „Uwaga! Produkt zbrojony, automatycznie przystosowujący się do użytkownika!” I zaraz pod nią na czerwono: „Nie otwierać! Pomieszczenie sterylne! Grozi śmiercią lub trwałym kalectwem!” Te informacje trochę go zaniepokoiły i właśnie dla tego postanowił nie wykonywać tego ruchu otwarcia pomieszczenia. Lecz jego ciekawość i chęć sprawdzenia tego produktu wzięła nad nim górę.
Przyłożył łapę do narysowanego odcisku by sprawdzić czy pasuje do jego łapy. Ale nic się nie stało! Ponieważ odcisk był za duży praktycznie o parę centymetrów.
Dorosły haski skoncentrował się na łapie i przyłożył ją kolejny raz próbując ją dopasować lekko ją sobie powiększył zmieniając w większą rasę psa. I akurat udało mu się to!
Natychmiast wielki komputer obok niego, który był w stanie czuwania z zgaszonym monitorem włączył się. Zaświeciły się wszystkie światła w tym wielkim pomieszczeniu i dziwna siła magnetyczna mocno schwyciła jego łapę, przyciskając ją do wklęsłego rysunku łapy. Doprowadzając w ten sposób do tego, że bardziej się dopasowała do odcisku właściciela!
System zaczął skanować jego linie papilarne i uznał, że są poprawne. Ponieważ nasz psiak mógł dostosować każdy rodzaj odcisku. Nagle sprzęt puścił jego łapę i momentalnie osłona wokół zbroi zaczęła się obniżać i chować w podłodze. Ona zaś jak została narażona na działanie powietrza momentalnie okryła się białym dymem, który po ulotnieniu się ukazał ją pulsującą kolorami z szarego na żółty i z powrotem w odstępach, co jedną sekundę.
A w tym samym momencie na tym komputerze, który się uaktywnił wcześniej pojawiła się sylwetka psa przypominająca dorosłego haski. Pod nią ukazała się tabelka z różnymi wskaźnikami i ruszającymi się podziałkami. Zaraz pod nią pojawiło się jakieś ładowanie od 0 do 100% i z każdą sekundą rosło.
Wszystko działo się automatycznie! Zaciekawiony tym wszystkim pies oglądał te opcje wyświetlane na ekranie monitora. Zauważył, że jak się zbliża do mrugającej zbroi czas procentowy szybciej szedł, a jak się oddalał, to wolniej.
Doszedł do wniosku, że to, co się teraz dzieje wokół niego jest ściśle związane z nim. Czas procentowy prawie doszedł do końca. Podniecony haski nie mógł się doczekać, co się stanie jak dojdzie do 100%! Więc bardziej się przybliżył do zbroi.
Zaczął sobie szybko odliczać oglądając reakcje na ekranie:
– Jeszcze moment 98, 99, 100%. Juuuż.
Na ekranie pokazał się napis z rysunkiem by użytkownik zbliżył się do zbroi. Dorosły haski podszedł do niej a ona nagle wskoczyła na niego i momentalnie się zacisnęła dopasowując do jego psich kształtów ciała i stabilizując z jego funkcjami.
Haski przestraszył się i chciał ją natychmiast zdjąć używając przy tym mocy mentalnej. Ale nic nie mógł sobie z tym poradzić. Nieco zmęczony tą dziwną walką ze zbroją zauważył, że czuje się w niej dość dobrze.
W takim razie nie było potrzeby by się jej pozbywać.
Jak się już wyluzował, komputer to wykrył i na ekranie pojawił się komunikat z rysunkami.
– „Żeby ściągnąć zbroję należy usiąść na zadzie i wygiąć grzbiet ile się da w górę”.
Pies w takim razie zrobił to, co pisało na monitorze i zbroja się otworzyła i sama zlazła z jego grzbietu układając się obok niego. Jak komputer uznał, że użytkownik nie jest już w kontakcie dotykowym z urządzeniem ukazał kolejną informację z obrazkami.
– „By ją włożyć z powrotem należy się od niej odsunąć nieco, aż zacznie ponownie świecić migająco a następnie znów do niej podejść”.
Haski wykonał posłusznie polecenia i jak zbroja wskoczyła na jego grzbiet, ściągnął ją ponownie. Postanowił ja ubrać zaraz jak przemieni się w wilkołaka. Wymyślił sobie.
Zmienił się natychmiast w formę wilkołaka w niedalekim odstępie od zbroi i zaraz po przemianie podszedł do niej, by ona wskoczyła tak samo na niego. Ale nic takiego się nie stało. Nawet postanowił ją dotknąć robiąc to, lecz to nie podziałało! Natomiast komputer znowu wykrył nowy ruch i ukazał na monitorze kolejne teksty z rysunkami.
Tekst pokazany tym razem brzmiał tak:
– „Inny użytkownik nie może ubrać zbroi, ponieważ tylko pierwsza osoba się liczy, która ją przymierzyła po raz pierwszy”.
Haski już miał zamiar po ubraniu jej odejść od kompa i oddalić się od tej bazy, ale jak przeczytał tą informację zmienił zdanie. Odsunął się od urządzenia i miał zamiar z powrotem zmienić się w haskiego, ale zaraz po tym zdarzeniu komputer wykrył, że niezidentyfikowana osoba odeszła od zbroi i następnie napisał kolejną notkę:
– „By dodać nowego użytkownika, należy na panelu sterowania kliknąć komendę [Dodaj użytkownika] a następnie ustawić rasę zwierzaka lub wypełnić poniższy formularz. Użytkowników z takiej samej rasy może być wyłącznie: 1”.
Wilkołak z tego wszystkiego zapomniał nawet, jaka jest pora dnia. A była akurat już pewien czas noc! W pomieszczeniu było bardzo jasno, bo ono miało dość duże naświetlenie, więc dlatego nie zauważył, że dzień się skończył i zrobiła się noc.
Jedno go bardzo zdziwiło, widział jak piękny księżyc w pełni wpada przez okno do pomieszczenia i w tym związku miał się zmienić w krwiożerczą bestię już dawno, ale do tego wcale nie doszło. To było dla niego totalną zagadką, co spowodowało, że nadal czuł się dobrze, nie dochodząc wcale do transformacji. Na chwilę zostawił wszystko tak jak było teraz w spoczynku i postanowił to niezwłocznie zbadać.
Podszedł do zamkniętego okna i postanowił je na moment otworzyć, by sprawdzić, co jest grane. W oknach nie było żadnych klamek w takim razie postanowił sobie je poszukać. Ale na próżno!
W takim razie znalazł dźwignię przeciwpożarową, otwierającą głazy przeciwpożarowej wentylacji znajdujące się na suficie i uruchomił go. Po uruchomieniu otwierania głazu, komputer natychmiast zmienił oświetlenie na całym obiekcie i wstawił w głośnikach informację przeplataną alarmem przeciwpożarowym:
– „Uwaga pracownicy w obiekcie znajduje się pożar, głazy przeciwpożarowe i wyjścia ewakuacyjne otwierają się. Prosimy o natychmiastową ewakuację”.
Normalnie w tej chwili jak głazy się otwierały, wilkołak momentalnie zaczął się dziwnie czuć i przy tym go zaczynały oczy piec. Od razu zrozumiał, że ta baza jest chroniona specjalną powłoką przeciw promieniowaniu z zewnątrz. Momentalnie wyłączył alarm przeciwpożarowy poprzez ustawienie dźwigni w domyślnej pozycji.
Jak głazy i drzwi przeciw pożarowe się zamykały z powrotem, wilkołak prawie stracił panowanie nad sobą zmieniając się w bestię! Ale w ostatniej chwili włączyły się klimatyzatory powodujące ustabilizowanie atmosfery będącej w pomieszczeniu i nasz zwierzak powoli zaczął dochodzić do siebie.
Jak wszystko wróciło do normy, postanowił dokończyć to, co odłożył na czas sprawdzania aktywności pełni. Podszedł do komputera i kliknął klawisz [Dodaj użytkownika]. Na monitorze ukazał się napis:
– „Wpisz rasę zwierzaka: ………”
I zaraz pod nim ukazała się tabelka z dodatkowymi danymi. Wpisał tylko słowo „wilkołak” i kliknął pod tabelką klawisz [Dalej]. Tabelka zniknęła a na miejscu niej ukazała się instalacja od 0% do 100%.
Podszedł do zbroi na tyle by ona sama wskoczyła na niego i poczekał parę chwil, aż pasek instalujący dojdzie do końca. Czas mijał a jak instalacja doszła do 100%, od razu zbroja wskoczyła na wilkołaka dopasowując się tak samo jak wcześniej do jego ciała i stabilizując przy tym wszystkie jego funkcje. Wilkołak usiadł sobie na zadzie i wygiął grzbiet. Zbroja się otwarła i zsunęła z niego. Podszedł do kompa i kliknął znów klawisz [Dodaj użytkownika], wpisując gdzie trzeba słowo „smok” klikając następnie klawisz [Dalej] identycznie jak wcześniej to uczynił.
Miał zamiar właśnie zmienić się w smoka jak na komputerze, na miejscu gdzie powinna się ukazać instalacja, wyskoczył komunikat, że gatunki smocze są za duże i niestabilne z psim D.N.A. by nosić tą zbroję. Odrzucając instalację transferową.
– Trudno, jak nie to nie. Starczy mi wilkołak i dorosły haski.
Zmienił się z powrotem w psa i ubrał zbroję. I sprawdził czy można by ją jakoś ukryć. Spróbował się na razie przemienić w wilkołaka mając ubrane urządzenie na sobie. Udało się bez problemu a ono w czasie przemiany samo się zaczęło dopasowywać do niego.
Następnie zmienił się w kota, by sprawdzić, co się stanie! Lecz w czasie przemiany zbroja nie mogła się ściągnąć, bo nie była we właściwej pozycji, więc została bezboleśnie wchłonięta w ciało właściciela rozkładając się w jego organizmie nie robiąc w nim żadnych szkód. Z powodu, że użytkownik „Kot” nie był dodany do komputera poprzez instalację!
Normalnie przemiana nie jest u żadnego psa możliwa, więc naukowcy robiąc tą rzecz nie wpadli na to, że Ona jest w stanie przy stabilizacji i przemianie wchłonąć się do użytkownika nie robiąc mu żadnych szkód na ciele czy organizmie.
Wszystko było w porządku, kot doszedł do wniosku, że kiedyś może mu się to przydać, więc postanowił, że zabierze ją ze sobą i z powrotem zmienił się w dorosłego haski. W tej chwili zbroja z powrotem zaczęła się ukazywać na ciele zwierzaka i od razu dopasowywać do haskiego.
Psiak był już konkretnie zmęczony tym wszystkim, co się tej nocy zdarzyło i postanowił, że poogląda sobie księżyc w pełni korzystając z okazji, że mu krzywdy tutaj nie zrobi. Ale sen wziął nad nim przewagę i po krótkim oglądaniu zasnął, opierając się o komputer.
Rano obudził się i wyszedł spokojnie tą samą drogą, którą tu przyszedł z bazy mając oczywiście zbroję na sobie. Za pomocą psychiki uaktywnił kamery, które wcześniej wyłączył i za bramą naprawił uszkodzoną kłódkę w ten sposób, by wyglądała na nienaruszoną. Oddalił się od tego miejsca na jakiś odstęp aktywując poprzez znaleziony wczoraj drut, kamuflaż bazy. Praktycznie na czas, bo chwilę potem za swymi plecami usłyszał nadbiegające psy, kierujące się do budynku laboratoryjnego. Nasz pies nie robiąc sobie z tego nic skierował się w dalszą trasę.

X – Sposób Na Pełnię

Szedł przed siebie i po paru godzinach doszedł do małej wioski gdzie mieszkały malutkie pieski Cziłała. Haski przed wejściem do miasta usiadł na zadzie i ściągnął zbroję a następnie zakopał ją koło głównej furty.

Tym czasem w laboratorium…
Naukowcy szaleli szukając wszędzie skradzionej zbroi. Grzebali po komputerze do niej przypisanym, ale nie mogli sobie z tym poradzić, kto mógł ją zwinąć, ponieważ kamery nie wykryły jakiegokolwiek ruchu na obiekcie w ubiegłej nocy. Więc postanowili ściągnąć informatyka programującego kiedyś dany komputer. Ale On miał się w bazie zjawić dopiero na następny dzień!

Wracając do historii…
Haski zaraz przed wejściem musiał się schylić, by się zmieścić w niskiej bramie. Wszedł do miasta, jako dorosły pies tej, że rasy. Gdy tylko się tam pokazał, zwrócił na siebie całą uwagę tych piesków. One bardzo lubiły gości i za każdym razem serdecznie ich witały, ale nie spodziewały się takiego wielkiego psa, kiedykolwiek!
Haski musiał znaleźć jakieś miejsce na nocleg, ale też nie spodziewał się tego, że mieszkańcy tegoż miasta będą tak mali. Starczyło mu, że przebywał dość długi czas w otoczeniu myszy i nawet w ich rozmiarze przez zatrucie grzybami, to jeszcze wpadł na zwierzaki w podobnych rozmiarach, co one. Na pieski Cziłała.
Przez chwilę powstała dziwna cisza w miasteczku, więc haski postanowił zacząć pierwszy.
– Dobry wieczór?!? Mogę skorzystać ze skromnego noclegu?
Po chwili dalszej ciszy pewien Cziłała odezwał się.
– Jasne, czemu nie. Proszę za mną.
– A Wy, co tak stoicie i gapicie się jak sroki w gnat! Macie zamiar tak stać, aż zapadnie noc?
Jeden z nich natychmiast odpowiedział, że serdecznie wita gościa w mieście i natychmiast wrócił do swoich zajęć. A inni zrobili podobnie! Po tych słowach wszyscy się nieco ożywili i atmosfera zrobiła się rześka.
Szli tak pewien czas i po chwili okrążając wiele domków doszli do jednego z nich prawie na końcu osiedla.
– Nie mam za wysokiego budynku jak dla takiego wysokiego psa, ale możesz skorzystać z tego miejsca. – Pokazując obok niego niewielkiej wielkości budynek.
– Dziękuję. – Odpowiedział Haski.
Wtedy Cziłała go opuścił. On zaś wszedł do budynku rozgaszczając się tam. Noc była bezchmurna a księżyc w nowiu, więc wszystko zapowiadało się w porządku.
Rano wstał przeciągnął się i postanowił sobie pozwiedzać okolice. Chodził pewien czas po mieście, aż natknął się na pewnego starego Cziłała siedzącego na ławce w odosobnieniu od reszty psów i mówiącego coś niezrozumiałego, sam do siebie.
– …była noc, brak księżyca, brak problemów, brak wszystkiego… – …dzisiaj pełnia dużo zmartwień, dużo problemów, dużo wszystkiego… – …znów zmiana, znów strach, znów ucieczka, znów terapia…

A w tym samym czasie w laboratorium…
Informatyk właśnie przyjechał. Szybko wskoczył do budynku laboratoryjnego i natychmiast wlazł, na kompa przypisanego do zbroi i wykrył na nim po chwili 2 niezidentyfikowane zwierzaki. Lecz nie mógł nic innego uczynić, ponieważ zbroja w tej chwili była nieaktywna, czyli ściągnięta. W takim razie nie dowiedział się, jakiej były rasy i gdzie się znajdują, dopóki jeden z nich nie ubierze jej!

Wracając z powrotem do miasteczka…
Haski z niedaleka przysłuchiwał się tej paplaninie i przyszło mu do głowy, że ten starzec mógłby mu pomóc pozbyć się przekleństwa lykantropi. W takim razie podszedł szybko do niego i przeszkodził Mu w tej rozmowie sam na sam.
– Przepraszam mogę się wtrącić?
– Taaak. A chcesz usiąść?
– Czemu nie? Bardzo chętnie. – Wspominał Pan coś o problemach z pełnią? Tak?
– A. Nie pamiętam czy coś mówiłem o pełni Ale chyba tak. Coś mnie pamięć zawodzi w tym wieku!
– Wspominał Pan o tym, że z pełnią jest: „…dużo problemów…, …znów zmiana…, …znów terapia…”. – Powtórzył haski słowa staruszka.
– Aha teraz rozumie, przypomniałem sobie, miałem kiedyś problem z magią?!… Albo, z lykantropią?!… Albo z… eeeee
– Tak chodzi mi o lykantropię. Jak się jej pozbyć?! – Przerwał mu haski zanim dziadek wymyśli inne słowo.
Rozmawiali sobie tak przez dość długi czas, aż pies dowiedział się, że na końcu osady znajduje się dziwnie wyglądający domek szamanki, koło trzech starych wysokich drzew. Więc postanowił tam niezwłocznie iść jak mu starzec powiedział. Ale jak skończyli gadać o tym i o wszystkim innym, zaczęło robić się powoli ciemno.
Haski zauważył to i szybko się pożegnał z Nim, oddalając się z powrotem do domku noclegowego. Niechciał by księżyc ubiegł go tutaj. A na szukanie prawie po ciemku szamanki nie dałoby żadnego rezultatu.
Zanim dobiegł do wynajętej chaty spojrzał w niebo. Ono było jak najbardziej bezchmurne, w takim razie do przemiany doszłoby na pewno. Niezwłocznie wlazł do niej i zaczął się mocno zastanawiać jak przeszkodzić przemianie.
Nic nie mógł sensownego wymyślić poza tym by spróbować uciec do świata alienów i tam zrobić pobojowisko zamiast Tu wokół śpiących i bezbronnych psów.
To było ostatnie normalne posunięcie, które Mu teraz przychodziło do głowy. W takim razie resztkami świadomości utworzył portal koło siebie koncentrując się na nim i przeniósł się tam zaraz po jego ukazaniu! Ponieważ księżyc właśnie teraz pokazał się na niebie, więc to był kres jego normalnego myślenia.
Jak tylko się tam pojawił jego przekleństwo przestało działać, bo przecież tam niebyło ani słońca ani księżyca. W tym ciemnym miejscu pojawił się w formie wilkołaka, bo zdążył się sam zmienić bez swojej ingerencji w tą postać, zanim był jeszcze w swym świecie. Pomyślał sobie, że to powinno na chwilę wystarczyć do czasu, aż czegoś lepszego nie wymyśli lub nie znajdzie szamanki.
Zaczął przechadzać się tam bardzo ostrożnie żeby nie zdradzić swojej obecności. Ponieważ wiedział z wcześniejszego doświadczenia, że alieny Go dobrze znają i wystarczyłoby, że odkryją jego obecność a od razu rzucą się na niego z pazurami. A jak wśród nich będą wielkie jaszczury z głowami przypominającymi „kaski rowerowe” na pewno przegra w starciu z dwoma osobnikami tego gatunku. Z mniejszymi formami nie byłoby raczej problemu skoro był w formie wilkołaka.
Oczywiście mógł dogiąć i zanim tu przebywał, zmienić się w smoka i zrobić niezłą masakrę, jak jakiś, alien wejdzie mu w drogę, nie przejmując się wielkimi czy małymi potworkami.
– Wiem, jak pokażą się te jaszczury, to po prostu zrobię z nich marmoladę na gorąco za pomocą smoka i tyle!
I tak się stało, bo już, po krótkiej chwili przechodził koło niego, jakiś gadzinowaty stworek, albo raczej od razu 3 stworki, znanych już mu jaszczur o głowach podobnych do „kasków rowerowych”. I jak wyczuły jego obecność, od razu rzuciły się na niego, bez skrupułów te właśnie 3 sztuki. By w takim razie przeżyć, musiał zmienić się w smoka! Nie miał lepszego wyboru! Ponieważ w jego świecie była noc a tu zaczęły go atakować wielkie potwory i jako wilkołak niemiałby z nimi żadnych szans!
Natychmiast zmienił się w smoka, odrzucając oprawców nagłą zmianą kształtu ciała przy przemianie. Ale rozrzucone alieny pozbierały się natychmiast i zaczęły ponawiać atak, lecz zanim dotarły do niego zostały momentalnie spalone na pył, za pomocą tylko jednego krótkiego płomienia ognia, rozświetlającego przy okazji tej obrony okolicę.
Wiadomo, czym to groziło. Zaraz zbiegną się tam całe chordy tych kretynów. Jak najszybciej musiał się z tego miejsca wynieść, bo nie miał raczej ochoty robić tu totalnej rzezi.
Wzbił się w powietrze i momentalnie po tym, ruchu zobaczył jak w to miejsce zbierają się alieny przywołane tą nagłą zmianą atmosfery otoczenia, spowodowaną nagłym oświetleniem. Co zauważył lepszego, że one nie były tylko zielone, jakie widział kiedyś. Ale zielone, żółte i czerwone! Czyli jedynym wytłumaczeniem było to, że teleportował się do miejsca gdzie żyły tylko wielkie jaszczury o tych trzech kolorach. Nie chciał walczyć jak wspominał wcześniej, więc po cichu oddalił się z tego miejsca.
Wylądował na ziemi gdzie niebyło widać żadnych stworów. Ale najwyraźniej za blisko od tego miejsca, które wcześniej rozświetlił! Bo zaraz zaczęły wskakiwać na niego alieny, które były w pobliżu. Nieco zdenerwowany tym, że mu nie chcą dać spokój postanowił trochę im skórki podsmażyć.
Szybkim ruchem rozłożył swe potężne skrzydła i odrzucił zgraję na krótką chwilę. Następnie bez wahania zaczął wyżywać się na nich swym potężnym płomiennym miotaczem, siedząc na ziemi. Jarał ich dookoła, aż ich trochę nie unicestwił. Lecz te biegające zapiekanki, bez przerwy napływały do niego z różnych stron tej krainy. Eliminował je przez jakiś czas i postanowił z tym natychmiast skończyć. Z tegoż powodu, że to niemiało konkretnego sensu.
Swą potężną siłą mentalną odrzucił wszystkich na dość duży odstęp od siebie i momentalnie zmienił się w dorosłego haski, teleportując się w tej samej chwili do swojego świata. Ponieważ wiedział z wcześniejszego swego doświadczenia, że noc tam się już na pewno bezpiecznie kończy. A po co się zmieniał przed teleportacją w psa haski? By żaden z Cziłała nie przestraszył się, że jest w postaci smoka, jak się tam pojawi.
Nie pomylił się akurat było już po nocy jak sobie to wyliczył. W ten sposób żadnemu zwierzakowi poza alienami nie zrobiła się żadna krzywda, choć była wcześniej pełnia. To jednak nie zamykało w całości problemu lykantropi, że musiał uciekać za pomocą portalu, jak tylko ukazała się pełnia!
Po drugiej stronie portalu ukazał się w tym samym miejscu, czyli w wynajętym budynku. Otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz. Po pewnej chwili, znalazł Cziłała, który udostępnił mu nocleg.
– Bardzo dziękuję za nocleg. – Powiedział.
– Nie będę was już niepokoił i od razu opuszczę wasze miasto, tylko przed wyjazdem, chciałbym się spotkać z waszą szamanką.
– Nie ma sprawy, to był przecież mój obowiązek dać schronienie wędrującemu przybyszowi. – Odpowiedział grzecznie właściciel budynku. Dodając jeszcze.
– Niepotrzebnie się pan tak szybko wybiera w dalszą podróż. Nikt pana przecież z tond nie wyrzuca. To wolne psie miasto.
Haski na to.
– Bardzo dziękuję za wsparcie i zaproszenie, ale nie mogę tu zostać, by nikomu nie zrobić krzywdy!
– Nikomu nic się nie stanie jak będzie pan tu jeszcze jakiś czas. Przecież jesteśmy psami prawda? Chociaż wiele się różniącymi od siebie wielkością i oczywiście gatunkiem.
Odpowiedź, haskiego była zgodna, lecz musiał dodać swoje „trzy grosze”.
– Chętnie bym jeszcze został i pozwiedzał miasto. Na pewno dowiedziałbym się nieco o waszej kulturze, ale nie mogę was narażać. Już wczoraj było niebezpiecznie pod wieczór.
– Nie było przecież wczoraj nic niebezpiecznego, po za piękną pełnią. A jeśli mogę spytać, na co miał by pan nas narażać?
Więc haski mu odpowiedział bez pardonu.
– Po prostu jestem chory na…
Na szczęście zakończył po szybkim przemyśleniu, by go nie przestraszyć.
– Na co? – Domagał się odpowiedzi Cziłała.
– Jestem chory na lykantropię!
Cziłała na to bez zaskoczenia od razu mu powiedział.
– Aha, teraz rozumie. Nie ma problemu nasz pobratymiec też był kiedyś chory na tą chorobę. Jakieś wściekłe zwierzę ugryzło go kiedyś i co pełnię przemieniał się z Cziłała w wilkołaka atakując nas. Lecz to już minęło, bo nasza szamanka go wyleczyła w jedną noc i to w czasie pełni księżyca!! Teraz już wiem, czemu przed wyjazdem chcesz spotkać się z szamanką!
Haski był zalany tą wyczerpującą wypowiedzią. Chciał się pozbyć klątwy, ale chciał też zachować formę wilkołaka bez uszczerbku, więc zapytał go.
– Jeśli wasza szamanka naprawdę dała sobie radę z klątwą, waszego pobratymca to mogłaby mi też pomóc?
Cziłała na to z uśmiechem na pysku.
– Oczywiście, że tak. Choć niezwłocznie do niej, mieszka na końcu miasta w ostatnim domu po lewej. Idź naprzód na pewno trafisz bez problemu. Dom jest obok trzech wysokich drzew.
I od razu wskazał naszemu psu drogę, która prowadziła centralnie przez całe miasto.
– Idąc do szamanki nie zapomnij pozwiedzać nasze miasto naprawdę warto.
– Dziękuję, na pewno skorzystam z propozycji.
Podziękował psiakowi za gościnę i za cenne dla niego informacje i poszedł w skazanym kierunku.
Szedł wolnym krokiem przez miasto malutkich piesków oglądając przy okazji jak różne gatunki Cziłała żyją sobie bez żadnych problemów i pomyślał sobie. Nareszcie spokojne i przyjazne miasto, bez żadnych band i nieprzyjemnych typków. Co jakiś czas niektóre mijające go psy kłaniały mu się widząc go. Więc on robił to samo kłaniając się do nich. Pozwiedzał trochę miasteczko i poszedł bez zatrzymywania się dalej przed siebie. Minął wszystkie domki i na samym szarym końcu miasta koło trzech wysokich drzew jak w opisie stał trochę dziwnie wyglądający dom.
Był stary, ale dość niesamowity. Wydawało się, że nikt w nim nie mieszka. Podszedł na odległość taką, by zobaczyć, co było w środku. Tam zaś na samym środku pokoju był postawiony wielki gar, a koło niego wielka szafa z różnymi księgami. Po drugiej stronie kolejna szafa, lecz tym razem z różnego rodzaju ziół i mikstur. Po drugiej stronie gara był potężny stół z różnymi dzbanuszkami i misami.
Nagle za oknem ukazała się postać młodego Cziłała z podrapanym nieco pyskiem. Postać w oknie ukazała się tak szybko przed oknem, że haski nieco się przestraszył z nagłego bliskiego spotkania, oko w oko! Po tym nagłym spotkaniu szamanka otworzyła okno i odezwała się nagle do niego.
– Wiem, kim jesteś i na co tu przybyłeś wędrowcze! Od jakiegoś czasu obserwowałam cię w mym garze. Więc wiem, jaki masz problem, oczywiście mogę na niego coś zaradzić i…
Haski przerwał jej nagle mówiąc.
– Skoro wiesz szamanko, kim jestem i jaki mam problem to powiedz jak pozbyć się klątwy bez utraty formy!
– Nie mówiłam, że wiem, kim jesteś!? Bo nie wiem. Wiem tylko, jaki masz problem i jak na niego zaradzić.
Haski zdziwiony, odpowiedział na to!
– Przecież przed momentem wspomniałaś, że wiesz, kim jestem i jaki mam problem.
– Zgadza się! I przepraszam za pomyłkę. Wiem tylko to o tobie od momentu, kiedy wkroczyłeś w nasze szeregi miasta. Nie wiem tylko jak to się stało, że nagle zniknąłeś w nocy!!
– Skoro nie wiesz, kim jestem! To dobrze. Ale skoro wiesz jak mi pomóc, proszę żebyś od razu tym się zajęła.
Ale szamanka nadal ciągnęła swoje…
– Mówiłam, że wiem, jaki masz problem z lykantropią, lecz nie wiem jak to zrobiłeś, że nagle zniknąłeś w tym domu bez żadnego śladu na całą noc?!!
Pies Haski miał dość i postanowił jej powiedzieć, kim jest i o co mu dokładnie chodzi.
– Nie jestem zwykłym psem i nie będę Ci opowiadał, jakim jestem i nie chodzi tu o rasę. Powiem Ci tylko jedno, że posiadam pewne zdolności, poprzez które mogę wykonywać pewne ruchy psychiczne i właśnie przez nie teleportowałem się do innego portalu, by w czasie pełni nie zrobić tutaj nikomu żadnej krzywdy jak zmienię się w złego wilkołaka.
– Jak to zrobiłeś i co to za wymiar?? – Spytała Cziłała.
– Przecież Ci teraz mówiłem, że za pomocą swoich niezwykłych umiejętności mogę władać siłami psychicznymi!
– Dobrze, ale za pomocą wyłącznie psychiki nie da się wywołać portalu!
– Owszem można! – Dodał haski. – Ja mogę przechodzić do innego portalu za pomocą tylko dokładnej koncentracji, ponieważ mam bardziej wyspecjalizowany mózg niż normalne psy. A jeszcze dodam, że mogę władać niektórymi siłami magicznymi.
– Jaką magią się zajmujesz? – Spytała szamanka.
– Nie wiem jak ona się nazywa, ale mogę rzucać przez nią kulami aury i zmieniać się w pewne gatunki zwierząt. Nie chcę się przechwalać, ale bardzo szybko się uczę nowych rzeczy i przez to staję się coraz to potężniejszy. Ale wiesz chyba, po co tu przybyłem do Ciebie?!!
Po tym bardzo wyczerpującym wytłumaczeniu szamanka powiedziała
– To, co mówisz jest dla mnie dość niezrozumiałe poza niektórymi rzeczami. Nie będę się zastanawiała, kim ani czym jesteś, ale jedynie mogę ci pomóc pozbyć się klątwy za pomocą mych czarów.
– Nareszcie mówisz do rzeczy. Jeśli jesteś w stanie zdjąć klątwę nie uszkadzając w ten sposób mojej formy wilkołaka, zrób to szybko! Proszę!
Szamanka odpowiedziała pytająco nie rozumując do końca, o co mu chodzi.
– Tak dam radę zdjąć klątwę starych magów, czyli lykantropię, ale, o jakiej formie mi mówisz!?
Haski powiedział żeby się nie bała jak się zmieni na chwilkę w wilkołaka, ponieważ wspominał jej wcześniej, że może zmieniać się w różne zwierzęta. A wtedy może go zobaczyć jak wygląda jego forma i jeśli tylko zechce wykonać na nim parę testów, by uleczenie Go przebiegło pomyślnie.
Szamanka zdziwiona tymi słowami, ale rozumując to, co powiedział potaknęła głową zgadzając się pod warunkiem, że jako wilkołak nie zrobi jej żadnej krzywdy!! Haski dał jej słowo honoru i od razu na jej oczach zmienił się po prostu w pełną wersję wilkołaka.
Zaraz po przemianie stojąc tak jak stał wcześniej w tym samym miejscu pokoju, powiedział jej kierując wzrok wprost na nią.
– Oto moja forma wilkołaka. Jestem w tym stanie mocniej władać magią i psychiką. Nie musisz się mnie bać, ponieważ mam nad nią pełną kontrolę. Możesz robić na mnie testy, jakie ci potrzeba. W razie jakiegokolwiek nieporozumienia czy niepowodzeń, pytaj mnie niezwłocznie to Ci pomogę rozwiązać problem. Aha i jeszcze jedno widzę, że jestem dla Ciebie za duży, więc się położę na podłodze byś miała lepszy dostęp do całego ciała. Zaczynaj!
Cziłała podeszła do wilkołaka i zaczęła koło niego rozsypywać różne zioła, mówiąc przy tym specjalne zaklęcia i wykonywać dziwne ruchy. Nagle Wilkołak przerwał jej mówiąc.
– Czy te twoje czary nie uszkodzą lub nie zlikwidują mi tej formy wilkołaka?
– Nie jestem całkiem pewna, bo robiłam to tylko raz i to przy pełni księżyca likwidując w ten sposób całkowicie klątwę. Przy tym mój klient będąc wilkołakiem przy mnie z powrotem zmienił się w normalnego psa. Po tym zdarzeniu więcej go u mnie nie widziałam, by miał z tym jakiś problem. I co ty na to?
Wilkołak trochę się zaniepokoił, że może utracić tą formę, ale pomyślał, że jej w tym pomoże by tylko wyeliminowała klątwę nie niszcząc przy tym formy wilkołaczej! Powiedział do niej po tym przemyśleniu.
– OK Damy sobie razem z tym radę. Ty rób swoje a ja utrzymam formę za pomocą doświadczenia. A że niema teraz pełni to chyba nie problem tylko zysk, ponieważ w czasie pełni nie mam kontroli nad sobą! A teraz mam, więc nic Ci się nie stanie. Więc zaczynaj ponownie!
Szamanka odwróciła się od niego, zabrała potrzebne składniki i wymawiając specjalne regułki zaczęła rozrzucać dookoła niego różne zioła po raz drugi. Wszystko działo się bardzo szybko, szamanka coraz to więcej ziół rzucała na niego i koło niego recytując z specjalnych ksiąg specjalne zaklęcia. Robiła przy tym różne ruchy łapami. Tym czasem wilkołak poczuł na całym ciele jakby mrowienie i swędzenie a następnie po chwili lekkie palenie skóry. Spojrzał na swędzące miejsca i zauważył, że jego sierść zmienia strukturę, jakby w czasie zmiany w normalnego haski. Pazury powoli się skracają i przestraszył się, że Ona przy okazji eliminuje również jego wyuczoną formę! Już wiedział, co jest grane! Tracił klątwę i razem z nią formę wilkołaka!
Jeszcze mógł w pełni panować nad całym ciałem, więc myśląc o formie wilkołaka i używając swojej magii próbował utrzymać formę przy sobie. Wtedy jak się w ten sposób opierał magii szamanki, jej magiczne pole, które było teraz wokół niego, zaczynało przechodzić również na nią!
Nagle zaczynały przeskakiwać po pomieszczeniu pioruny magiczne odbijając się od ścian, sufitu i podłogi. Wilkołak cały czas utrzymywał połączenie z swą magią by nie stracić swej formy a w tym czasie szamanka robiła to samo usuwając klątwę i przy okazji jego formę! Ale oczywiście jego magia była większa od jej czarów i po chwili powstała przewaga jego magii i nagle dwie magie zaczynały się łączyć i wilkołak zaczynał odzyskiwać z powrotem pełną formę a Cziłała przy tym dostawała po „dupie”!
Zaczynała powoli się zmieniać w wilkołaczycę czy tego chciała czy też nie, ponieważ miała zamknięte oczy i była mocno skoncentrowana na leczeniu, nie zauważyła zmian. On zauważył je szybciej niż ona i używając większej swej magii nie pozwalał na to by ich magie się połączyły a Ona została zarażona lykantropią.
Wtedy powstał przełom i cała jej magia została momentalnie wchłonięta do niego i z powrotem odrzucona na nią z takim impetem, że aż poleciała w stronę ściany uderzając się o nią. Stało się to tak szybko, że jej przemiana w wilkołaka nie została całkowicie cofnięta przez niego i w czasie uderzenia w ścianę nie odczuła zbyt dużych obrażeń! Cała jego magia wróciła do niego a jej magia do niej i wszystko się skończyło wracając do normy.
Wtedy nasz bohater przyskoczył szybko do niej i spytał czy nic się jej nie stało. Przecież została mocno rzucona o ścianę a była tylko małą Ciułałom. Na szczęście nic jej się nie stało, bo jej plecy przed zderzeniem ze ścianą były jeszcze zmutowane w formę wilkołaka amortyzując nieco uderzenie.
Szamanka otworzyła oczy i widząc go zaczęła nagle krzyczeć. Ale skoro była w ostatnim budynku w wiosce, nikt jej nie słyszał.
– Nie krzycz, to ja! – Powiedział do niej wilkołak. Głosem który już znała, i od razu na jej oczach zmienił się na powrót w dorosłego haski.
Czemu nadal byłeś w formie wilkołaka? Coś się nie udało?
– Ja już tak mam, mogę zmieniać formy, ale to już wiesz! – Wytłumaczył jej to na spokojnie.
– Tak, wiem, bo wspominałeś wcześniej, ale czemu się nie udało i dlaczego leżę przy ścianie?!? – Powiedziała szamanka ze zdziwieniem i spuszczonymi oczyma.
– Nie martw się, zrobiłaś, co było w twojej mocy a nawet i więcej. Jak bym nie zaingerował w twą magię, swoją magią to jeszcze usunęłabyś i moją formę wilkołaka, którą chciałem zachować. Zobaczę czy się udało, lecz przy kolejnej pełni księżyca.
– Ale ja właśnie chciałam usunąć tą formę! – Powiedziała szamanka.
– A ja nie! Ja chciałem byś uwolniła mnie tylko z klątwy zostawiając formę nietkniętą.
Cziłała zaczęła się nie zgadzać z haskim. Ale jemu to nie przeszkadzało. Pożegnał się z nią dziękując za leczenie mówiąc, że jutro wieczorem się dowie czy jej się udało czy też nie. Jakby klątwa dalej była to, że znów ją odwiedzi i podda się całej ceremonii oczyszczania nawet jak by to miało znaczyć utratę formy wilkołaka. Szamanka zgodziła się z nim i haski opuścił jej dom kierując się z powrotem w stronę reszty domków w tym mieście. Noc stawała się już nieco zalewać okolicę wiec pies postanowił pójść do Cziłała, który użyczył mu wczoraj nocleg i poprosić go jeszcze o jedną noc.
Szedł tą samą drogą, którą trafił tu i po krótkiej chwili znalazł się na placu, gdzie wcześniej siedział stary dziadek Cziłała. Było w tej chwili dość ciemno, ponieważ szybko się ciemniło. Zaczął w takim razie szukać właściciela chaty w mieście. Po jakiejś pół godziny, zanim Go znalazł zrobiło się całkiem ciemno. Porozmawiał z nim by udostępnił Mu nocleg na jeszcze jedną noc. On zaś nie mając nic przeciwko temu, sam zaprowadził Go z powrotem do budy.

XI – Miejsce Walk

Po kolejnej nocy po za domem, haski podziękował gospodarzowi zaraz z rana za kolejny nocleg i postanowił od razu iść w dalszą drogę. Wychodząc z miasta pochylił się nad główną bramą i wykopał zakopaną tam wcześniej przez siebie zbroję. Zaraz jak ją wykopał ona momentalnie wskoczyła na niego stabilizując się ponownie. Jemu się to nie bardzo podobało, bo przez cały czas poruszał się bez żadnego ciężaru na plecach, więc nie chciał nic zmieniać jak nie musiał. Użył swej siły psychicznej i spowodował, że zbroja się schowała wewnątrz niego wchłaniając się w organizm nie robiąc mu żadnej krzywdy. Po tym zdarzeniu opuścił wioskę Cziłała i poszedł w dalszą drogę na przód.


Tym czasem w laboratorium…
W tej samej chwili, kiedy Haski ubrał zbroję, na komputerze przypisanym do niej uruchomił się program, który miał za zadanie zlokalizować skradzioną zbroję i ukazać dokładne jej położenie i dane użytkownika noszącego ją!
Na pulpicie komputera ukazały się takie dane:


Zbroja: Aktywna
Użytkownik przypisany: Haski (pies)
Aktualne położenie zbroi: Miasteczko Cziłała


Zadowolony informatyk zapisał na kartce dane z komputera i od razu poszedł szukać naukowca zajmującego się tą sprawą. Po pewnej chwili znalazł go i opowiedział mu, co się dowiedział i gdzie znajduje się skradziona zbroja. Potem wrócił do komputera, ale zanim tam się pokazał, dane się zmieniły:


Zbroja: Nieaktywna
Użytkownik przypisany: Brak
Aktualne położenie zbroi: Brak


– Ach, za późno wróciłem już zdążył zdjąć zbroję. – Powiedział informatyk. – Ale przynajmniej wiem gdzie się znajduje. Przecież nie mógł jej wziąć ze sobą opuszczając miasto, bo wtedy musiałby mieć ją na sobie ubraną. Pewnie jest jeszcze w mieście, lub poszedł sam sprzedając ją za grosze w miejskim lombardzie.
Podłączył pewne urządzenie, które było w stanie przekierować konkretne dane z komputera na komórkę. Następnie nastawił peceta na czuwanie i pobiegł od razu szukać ludzi, którzy zajmą się przechwyceniem i aresztowaniem złodzieja.
Pewien czas spędził nad szukaniem odpowiednich ludzi, którzy daliby sobie radę. Zgromadził około 100 osób, ponieważ brał pod uwagę to, co zbroja potrafi. A nie wiedział przecież, czy ten pies jest tylko złodziejem czy raczej niebezpiecznym bandziorem albo szaleńcem. Pod uwagę musiał wziąć wszystkie opcje.


Wracając z powrotem do Haskiego…
Szedł już jakiś czas, aż na swej drodze napotkał znak informujący, że zaraz wkroczy na teren „ciągłych walk”. To go nieco zdziwiło, że w ogóle jest coś takiego, jak miejsce ciągłych walk. Ale poszedł dalej przed siebie. Szedł jakiś moment i w niedalekiej oddali zauważył znajome kształty zwierząt. To były 4 Cziłała. Postanowił do nich pójść i zagadać, o co chodzi z tą tablicą niedaleko tego miejsca, informującą o ciągłych walkach. Może coś o tym nieco wiedzą, skoro tu są.
Psy jak go zobaczyły od razu zaczęły dziwnie się zachowywać. Złączyły się w niewielkich od siebie odstępach przypominając razem kwadrat i po chwili zaczęły wszystkie świecić dziwnym zielonym światłem przypominającym nieco pole obronne obejmujące je wszystkie naraz. Następnie jedna z nich odezwała się mówić.
– Czego tak stoisz! Atakuj nas!
On na te dziwne powitanie odpowiedział z totalnym zdumieniem.
– Czemu tak mówisz i czemu tak dziwnie świecicie zielonym światłem przypominającym pole obronne? Pierwszy raz spotkałem się z tak dziwnymi pieskami Cziłała, które zmuszałyby mnie do walki.
Ta odpowiedź zamiast ataku dosłownie je zdziwiła. Nagle przestały świecić zielonym obejmującym je polem i jedna z nich powiedziała.
– Skoro nie chcesz nas zabić to, po co przyszedłeś na to przeklęte miejsce?
– Czemu nazywasz to miejsce przeklętym, z powodu tego napisu na tablicy powyżej, przecież nic się tu nie dzieje?!
– Nie czytałeś tablicy przed wejściem?! – Odpowiedział jeden z psów.
– Przecież czytałem tablicę, o co tu chodzi?!?
– Bo na to miejsce przychodzą tylko zwierzęta, które chcą walczyć na śmierć i życie, nie rozmawiać! A skoro niema tu żadnych innych wojowników prócz ciebie, to na razie dobrze. Ale coś mi mówi, że zaraz to się zmieni i powstanie tu niezła rzeźnia!
Haski do nich z totalną kpiną.
– Nieważne, dałbym sobie z nimi radę!! – A poza tym, czemu tak dziwnie świeciliście?!? Przecież jesteście zwykłymi psami? Albo tak mi się tylko wydaje!
Tak jesteśmy paczką normalnych psów Cziłała jak widać, ale każda z nas posiada swoje wyuczone drobne umiejętności przydatne na razie tylko w walce. Nudziło nas spokojne życie w wiosce niedaleko stąd i postanowiliśmy przyjść tutaj. A ty, czemu tu przybyłeś, jak nie chcesz walczyć?
Jestem tu tylko „przejazdem” zaraz ruszam dalej w świat… – Powiedział haski.
– Skoro wędrujesz, nie boisz się, że ktoś cię napadnie i poturbuje czy nawet i zabije?
– A skąd! Nic mi się nie stanie, posiadam coś, co żadne zwierzęta nie posiadają. Aż do tej pory, co widziałem teraz u Was.
– Czemu tak myślisz, mówiąc „aż do tej pory”?
– Przecież widzę, że wy operujecie własną siłą mentalną!
– Skąd! To tylko drobna siła umysłu skupiona na konkretnych wyuczonych przez nas umiejętnościach. Każda z nas posiada inną wyuczoną umiejętność. – Ja mogę zakrzywiać wokół siebie niewielkie pole ochronne. Inna z nas może atakować nie wielką mocą uderzeniową zwaną „kulą aury”. Kolejna jest w stanie zmienić się w konkretne inne zwierzę. A ostatnia z Nas staje się niewidzialna! A jak jesteśmy w niedalekiej od siebie odległości w zwartej „kupie”, koncentrując się na konkretnej wykonywanej umiejętności, komunikujemy się ze sobą i możemy naraz używać tych czterech funkcji magicznych!! Lecz to, co możemy wykonywać jest w stanie działać tylko przez jakieś 5 minut! A jeśli jesteśmy razem to przez 10 minut. Potem musimy czekać w ukryciu przez 10 kolejnych minut, aż nie wznowi nam się energia lub nie odpoczniemy! – Ostatnim tchem wyrzuciła z siebie jedna z suczek.
– Ale jestem głupia wszystko ci o nas wypaplałam! Ale to przez to, że bardzo lubię rozmawiać i opowiadać o naszych niezwykłych umiejętnościach i przygodach.
Haski na tą strasznie wyczerpującą wypowiedź uspokoił ich wszystkich mówiąc:
– Spokojnie, nie martwcie się ja też mam swoje tajemnice, z którymi czasem się dziele nawet, kiedy nie chce. Taka moja natura, że lubię rozmawiać niż atakować.
– Więc jaką masz tajemnicę, jak można wiedzieć?
– Hm. Więc mogę władać kulą aury, mam władzę nad siłą mentalną w każdej postaci, w jaką się zmienię. Co jest moim wielkim atutem bardzo szybko się uczę wszystkiego, co jest tylko możliwe i w ten sposób jestem w stanie zmienić się w każde zwierzę! Jeśli to jest ważne moge te umiejętności używać jak długo zechce i ile chce, nawet wszystkie naraz wystarczy, że się skoncentruję.
Po tych słowach inna z suczek z tego niezwykłego klanu Cziłała powiedziała szybko do głównodowodzącej.
– Ten haski jest bardzo ładny i muskularny a poza tym przydałby się nam w bandzie, jakiś rodzynek wzmacniający nam nasze umiejętności. Szczególnie, że sam posiada te same umiejętności, co my posiadamy osobno! Nasze moce były by dużo mocniejsze! I nieograniczone czasowo jak dotychczas…!
Nagle przerwała jej dowodząca Cziłała.
– Skąd ci to przyszło do głowy!! Przecież to jest PIES a poza tym z innej rasy, jak by to wyglądało! Zapomniałaś jak było ostatnio jak dołączył do nas jakiś samiec?
Ona na to.
– Nie, nie pamiętam?!?
– Więc Ci przypomnę jak wylądowaliśmy u szamanki. Jak musiała używać na nas specjalnych magicznych odwracających mikstur! Przecież płeć samców jest potężniejsza od naszej!!…
Nagle przerwał im kłótnie haski, mówiąc coś by ich odciągnąć od tej rozmowy.
– Gdzie są te złe zwierzaki, które chcą walczyć?
Ale w tym samym momencie odpowiedź padła nagle zza ich pleców.
– Tutaj! Nieszczęśnicy! I zaraz zginiecie!
Wszyscy się odwrócili i zobaczyli całą armię różnych ras psów i innych zwierzaków nadbiegającą wprost na nich z wydzierającymi się pyskami od ucha do ucha! Nie było za dużo czasu na namysły, co kto ma zrobić i jak się uratować, więc haski usiadł na ziemi i użył potężnego pola mentalnego ukrywając w nim siebie i przy okazji Cziłała stojące przy nim.
Jedna z trzech Cziłała była oczywiście zbyt waleczno nastawiona i chciała walczyć a nie stać bezczynnie w polu obronnym. To była ta, która umiała władać kulą aury. Użyła swej małej kuli i wycelowała w jednego zbliżającego się do nich zwierzaka.
Nagle jedna z doświadczonych Cziłała zaczęła krzyczeć, by tego nie robiła, jak tylko zauważyła, co ona ma zamiar zrobić. Ale za późno zareagowała, bo zanim ją powstrzymała, ta waleczna zdążyła już wyrzucić jedną kulę aury.
Jak mała kula aury wyszła z łapek samiczki przebijając ochronne pole haskiego, po drugiej stronie została zwiększona do rozmiarów, jakie posiada śnieżno-biały pies. Trafiając nią w wycelowanego przez suczkę przeciwnika, on po prostu przestał od razu istnieć i przy okazji paru biegnących koło niego zwierzaków też.
Po tym jej niewinnym ataku, energia zwrotna odrzuciła ją momentalnie w tył zatrzymując ją na polu ochronnym haskiego. W tej samej chwili natychmiast jej ciało zaczęło się nieco powiększać i całkowicie zmieniać. Sierść stała się lśniąca, jaką posiadał haski i po prostu zmieniła płeć. Powód ten był prosty z powodu specjalnych stabilizujących mikstur pożyczonych na nieoddanie od szamanki, były One w czwórkę bardziej niesamowite i zarazem niestabilne, ale przynajmniej były w stanie stabilizować swoje wyuczone siły i przy tym stanowić jedno ciało.
Śnieżno-biały pies w końcu zaczął walczyć na dystans, eliminując niewielką ilość osaczających ich wrogów, aż nie zebrała się większa grupka. Trwało to jakąś minutę, potem wszystko wróciło do normy oczywiście poza tą jedną suczką, która stała się po walce pieskiem.

Tym czasem u informatyka i jego załogi…
Informatyk właśnie przeczesywał całe miasto Cziłała w poszukiwaniu swego sprytnego złodzieja i przy okazji szukaniu jakiegoś lombardu biorąc pod uwagę, że mógł On sprzedać w nim zbroję. Ale po dość długim szukaniu i przesłuchiwaniu napotkanych przechodniów, nie natrafił na żadny ślad. Poza tym, że dowiedział się o pewnym śnieżno-białym haski, który przebywał tam w ubiegłym dniu. Te właśnie informacje bardzo informatyka zainteresowały i postanowił trzymać się ich. A może to właśnie jego szuka! Któż to wie!
Wycofał swoją 100 osobową armię przeciw terrorystyczną i postanowił zaczekać na dalsze informacje związane z kolejną aktywacją zbroi. Nie mógł przecież nigdzie się ruszyć, bo niemiał żadnych namiarów czy śladów gdzie mógł iść dany przybysz. Ponieważ nikomu z wioski takich informacji On nie zdradzał. Postanowił, więc poczekać jak już wspominał i przy okazji zregenerować siły, przygotowując się do kolejnej wyprawy poszukiwawczej.

Wracając z powrotem do psiaków Cziłała…
Po tym dziwnym doświadczeniu, przywódczyni wydarła pysk na nią albo raczej teraz na niego.
– Mówiłam ci przecież, że my nie możemy łączyć się magią z PSAMI!!!
– A on na to zmienionym, bo męskim głosem – Tak mówiłaś tylko, że zapomniałem. – Odpowiedział przemieniony Cziłała.
– Nie wymądrzaj się! Jak teraz chcesz wrócić do normalnej postaci z dala od domu?
Haski znów im przerwał.
– Jeśli to przeze mnie to bardzo was przepraszam. Ja tylko chciałem was uchronić przed atakiem, bo wiem, że mojego pola nie przebiją a wasze działa zbyt krótko.
– To nie jest twoja wina Haski, bo nie przypomniałam im o zagrożeniu w czasie połączeniu sił magicznych. Ale ty tego pożałujesz… – odwracając nagle łeb w stronę zmienionej suczki.
– Jeszcze jedno – Wtrącił się haski – Pokłócicie się innym razem. Chyba zapomnieliście, że atakują nas te krwiożercze bestie!
– Tak, zapomniałem – Przeprosiła go przywódczyni stadka, dodając jeszcze – A jak się ich wszystkich pozbędziemy, lub jak się, chociaż uratujemy?!?
– Spokojnie oto niech was głowa nie boli. Dam sobie z nimi radę.
Zaczął generować potężne ładunki kul aury i rzucać nimi w atakujących ich bez końca oprawców, chcących ich oczywiście zabić! Trwało to jakiś czas i jak haski nie mógł już wydolić, zapytał tegoż Cziłała, który został czysto po przemianie płci.
– Skoro już jesteś psem i umiesz używać podobnych do moich kul aury, może się przyłączysz?
– Czemu nie! Z przyjemnością, tylko jak dostanę tym razem pozwolenie od szefowej!
– Skoro jest już „po ptakach”, to dawaj i wygraj z Haski tą wojnę!
– Na tą właśnie odpowiedź czekałem. Dzięki!
Cziłała pełen wigoru stanął obok haskiego i zaczął razem z Nim eliminować atakujących ich wrogów.
Ale oni cały czas napierali i nasz pies wreszcie zrozumiał, po co był ten napis na tablicy. Miejsce ciągłych walk. Miał ochotę zmienić się w wilkołaka lub smoka i zrobić z nimi porządek, jak to robił zazwyczaj z alienami. Ale musiał brać pod uwagę, że jest w towarzystwie nieznających go jeszcze piesków bardzo małej rasy!
Po chwili przypomniał sobie, że ma na sobie wchłoniętą zbroję, której jeszcze nie miał okazji porządnie sprawdzić. Więc powiedział do swojego małego pomocnika by się nieco od niego odsunął, ponieważ chce wypróbować nową zabawkę, którą niedawno „pożyczył” od pewnych naukowców. On zaś nie zrozumiał, co haski do niego mówi, ale Go posłuchał i odsunął się na jakiś odstęp od niego.
Haski zaś lekko się schylił i skoncentrował nad zbroją, by ją wydostać ze swojego organizmu. Nie trwało to zbyt długo i po krótkiej chwili na jego ciele ukazała się potężna zbroja, od razu dostosowując się do jego organizmu. Był gotowy do pierwszej poważnej próby, nie musiał na nią długo czekać, ponieważ zabójcy po chwili znów się ukazali gotowi do kolejnego mordu.

Tym czasem u informatyka i jego załogi…
W tym czasie jak haskiemu ukazała się na ciele zbroja, u informatyka w komórce ukazała się informacja o aktywacji i położeniu zbroi. Więc On był tym zachwycony, że bez chwili zwłoki kazał ruszać dalej.
Co go jednak nieźle zdziwiło, dane o zbroi mówiły, że ona znajduje się w samym środku doliny pod tytułem „miejsce ciągłych walk”. Nieźle się napociłby to zrozumieć jak jego złodziej to uczynił, że bez aktywacji jego zguby udało mu się tak daleko zajść. Nie wiedział przecież, że On mógł wchłaniać do organizmu całą zbroję.

Wracając z powrotem do haskiego…
Zbroja była aktywowana za pomocą fal mózgowych, więc postanowił jakoś unicestwić ich, nie używając przy tym żadnej kuli aury. Mógł na to sobie pozwolić, ponieważ złoczyńcy byli jeszcze daleko. No chyba, że „test” urządzenia nie przejdzie pomyślnie i zaczną oni, go bić i gryźć z różnych stron, w tedy ma zamiar odrzucić ten zbędny ciężar i wrócić do starego sposobu walki, czyli do aury i pola mentalnego.
Już miał tą drugą myśl wykonać, jak zbroja nagle wyczuła zbliżające się zagrożenie z różnych stron, sama na nim otworzyła dziwne urządzenia celujące i zaczęła bez pardonu z nich robić „zwierzęcą sałatkę”. Ta akcja zrobiona przez zbroję, była tak nagła i szybka, że w parę chwil po jej starcie, napastników już nie było żadnych.
– Rewelacja! – Wykrzyknął zachwycony haski.
– Taka maszynówka, jaka nagle wyszła ze zbroi jest lepsza od mojego smoczego płomienia.
Mówiąc ostatnie słowa cichym głosem sam do siebie, by oglądające go Cziłała nie usłyszały, co on mówi.
– Skoro niema już niebezpieczeństw, wynośmy się z tond. No chyba, że ktoś chce zostać i poczekać na kolejną dostawę łotrów.
– O nie!, Nie! Idziemy wszyscy – Powiedziały razem Cziłała.
Noc zaczynała się zbliżać, więc postanowili wyjść z tego miejsca, by więcej nie kusić losu. Haski zaś pomyślał, że jak ukarze się pełnia i poczuje on, że coś się szykuje niedobrego z nim, czyli chodzi tu o złą przemianę. Bez wahania skacze do portalu alienów. Ale tym razem był spokój, ponieważ księżyc w pełni był przysłonięty grubą warstwą chmur i dlatego nie mógł sprawdzić, czy nadal jest przeklęty czy też nie! Zaproponował pieskom, żeby przespały się razem z nim na jakimś przydrożnym głazie, ponieważ niebyło już sensu wracać do miasta w czasie ciemnej nocy. One zaś bez problemu zaakceptowały tą propozycję i wspólnie poszli spać.
Ale przed położeniem się spać haski, wolał dokładnie sprawdzić, czy na pewno będzie spokój w nocy. Bo nie chciałby przecież wyeliminować niepotrzebnie swych nowych przyjaciół, tylko przez niedokładną obserwację nieba i niepewność związaną z klątwą!

Tym czasem u informatyka i jego załogi…
Noc była tak samu u nich całkiem czarna, więc nie mogli nawet jak chcieli kontynuować poszukiwań i musieli rozbić obóz na tą noc. Ale od razu jak nastał wczesny świt, pozbierali swoje manatki i wyruszyli w dalszą drogę za haski.

Tym czasem u haskiego…
Akurat na szczeniaka nieszczęście, byli już blisko swej wędrówki i wystarczyłoby, żeby haski nie obudził się na czas. I wtedy znajdą go i aresztują za niechybną kradzież.
Akurat sumienie naszego psa obudziło Go i wstając podobnie jak załoga informatyka zauważył, że ma na sobie ubraną zbroję jeszcze z wczorajszego dnia. Doszedł do wniosku, że mu się na razie nie przyda, więc wchłonął ją z powrotem bez ściągania w organizm nie pozostawiając po niej żadnego śladu.



Tym czasem u informatyka… łącząc historię…
Oczywiście w tej chwili informatyk stracił sygnał i musiał znów skorzystać z ostatnich danych, które dostał od zbroi.
Lecz tym razem miał nieco szczęścia i zauważył w oddali kontury właśnie naszych psiaków. Nie zastanawiając się długo, popędził załogę w tamtym kierunku by dowiedzieć się najnowszych informacji od tamtych przechodniów. A może mu się bardziej poszczęści i dowie się coś o tym złodzieju! Któż to wie!
Dotarli po chwili do naszego haskiego i normalnie by go aresztowali, jakby wiedzieli, że to właśnie On ukradł im zbroje, ale skoro nic o tym nie wiedzieli a haski zbroję wchłonął już dawno, nic o sobie nie wiedzieli!
Informatyk widząc śnieżno-białego haski spytał czy coś wie o kradzieży, nie mówiąc dokładnie, o jaką mu kradzież chodzi. Haski zaś odpowiedział mu z czystym sumieniem, że nic nie słyszał o żadnej kradzieży, ponieważ nie wiedział, że właśnie chodzi Im o zbroję!
Więc informatyk spytał.
– Widziałeś może tu niedaleko jakiegoś psa noszącego zbroję? – Spytał niepewnie myśląc, że uzna go za idiotę.
Haski zrozumiał natychmiast, że właśnie chodzi im, akurat o niego, więc musiał skłamać i wymyśleć jakąś szybką i wiarygodną historyjkę, by ich zmylić i odegnać od niego. Jego wypowiedź była długa i dość wyczerpująca całkowicie niezwiązana z konkretnym pytaniem, więc informatyk doszedł do wniosku, że nie dowie się od niego niczego konkretnego i mądrego, pożegnał się z nim dając mu spokój. Szukając złodzieja dalej w tym kwadracie zwanym „miejscem walk”.
Haski jak zobaczył, że oni się zaczynają wycofywać i ignorować to, co mówił, przestał kłapać jadaczką i postanowił obudzić psiaki pytając ich.
– Ja idę w dalszą drogę. Idziecie zemną czy macie własne plany?
– Wiesz, co?! Mamy zamiar wrócić z powrotem do wioski i zacząć tam normalne życie niezwiązane z walkami i patrzeniem śmierci w oczy. – Zaczęły mówić wszystkie naraz, prócz samczyka.
– A Ty też idziesz z nimi?
– Miałem zamiar właśnie tak uczynić i zmienić się z powrotem w sunię, ale za ten czas zdążyłem się przyzwyczaić do tego ciała i jest Mi w nim dość dobrze. Chyba raczej zostanę już PSEM.
– Twój wybór! A poza tym sorry za tą niechcianą przemianę, w jaką się wpakowałeś!
– Aaaaa nic się takiego złego nie stało, co by na dobre nie wyszło. Rozumiesz?
– Rozumie – Odpowiedział haski. – Więc idziesz ze mną szukać przygód czy wracasz do grupki? A może masz nowsze własne plany?
– Propozycja jest zachęcająca – Odpowiedział piesek. – Ale jeszcze się zastanowię i dam Ci znać.
– Dobrze niemów to nie moja przecież sprawa. Wyruszam w dalszą podróż od zaraz!
– Skoro idziesz już? To do zobaczenia!
– Cześć psiaki! – Powiedział haski.
– Do widzenia, może zobaczymy się jeszcze! – Odpowiedziały zwartą grupką.
I Haski po mile spędzonym poranku ruszył w dalszą drogę szukając przygód.


XII – Nieprzyjemne Uczucie

Ranek był cudowny, pięknie świeciło słońce i fajnie się szło. Psiak szedł dalej przed siebie, ale co jakiś czas coś go gnębiło, żeby z powrotem wrócić do szamanki.
Wczorajszej nocy była pełnia, lecz całkowicie zasłonięta grubymi chmurami, więc nie mógł się dowiedzieć czy magia Cziłała odwróciła klątwę czy nie! Wiedział jedno, że jakby niebo było bezchmurne a zmiana nastąpiłaby ponownie, jego przyjaciele prawdopodobnie przestaliby istnieć, jakby nie zdążył przenieść się do krainy alienów poprzez ucieczkę. W takim razie postanowił skierować się z powrotem w stronę miasta, by w końcu pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia.

Tym czasem u informatyka i jego załogi…
– Szukamy tak tego uciekiniera przez pewien czas i wciąż żadnych śladów. – Powiedział jeden z naukowców.
– Widzisz jakieś ruchy na skanerze w swej komórce?
– Skąd! Skaner w najlepsze nie odezwał się ani na sekundę od ostatniej aktywności. – Odpowiedział informatyk, dodając jeszcze – Chyba nasz złodziej nie wpadł jeszcze w tarapaty, które zmusiłyby go na ubranie jej!
Więc nie tracąc więcej czasu, postanowili udać się z powrotem do miasta, z którego ubiegłej nocy wyszli.

Tym czasem u haskiego…
Szedł tak pewien czas aż po chwili natknął się na poznane dotychczas psy cziłała. Widząc je niedaleko, kierujące się akurat w stronę miasta. Podbiegł do nich i cichym krokiem, by nie zdradzić swej obecności. Podkradł się na pewną odległość i wystraszył je na żarty, nagłym potężnym skokiem ukazując się od razu przed nimi.
Jeden z trzech psiaków, posiadający umiejętność rzucania małych kul aury przestraszył się i momentalnie po tym nagłym zdarzeniu, bez zastanowienia pocisnął haskiemu swą energią, trafiając w niego. Haski zdziwiony i zaskoczony tą nagłą reakcją, nawet nie spodziewał się takiego zachowania, nie zdążył jeszcze chwycić dokładnej równowagi i w takim razie został odrzucony od nich o pewien odcinek drogi ryjąc sobą o ziemię.
Momentalnie wstał otrzepał się z gracją i powiedział.
– Łaaał! To było mocne! Dałeś mi wycisk?!
– No dałem, bo nie wiedziałem, że Cię jeszcze kiedyś zobaczę! A poza tym wystraszyłeś nas!
– Praktycznie o to mi właśnie chodziło.
– W takim razie nie powinieneś mieć do nas żalu, ze Cię tak potraktowaliśmy.
– Wcale nie mam. Jestem tylko zaskoczony, że tak szybko zareagowałeś?!
– Przecież udostępniłeś Mi pewną część swej mocy, prawda?
– No tak, lecz nie myślałem, ze tak szybko ją opanujesz. – Powiedział haski.
– A poza tym, co Cię tak przywiałoby nas przestraszyć?
– A nic takiego! Po prostu mam jeszcze pewne załatwienie w mieście.
– To dobrze się składa, bo właśnie tam się kierujemy.
– Wiem, bo przecież rozmawialiśmy o tym niedawno! – Odparł haski.
– Zgadza się. Chcesz się dołączyć?
– Jasne, czemu nie. Będzie nam razem raźniej.

Za ten czas u informatyka…
– Doszliśmy w końcu do miasta! Idźcie poszukać zakwaterowania na kolejną noc, bo nie mam zamiaru znów spać na ziemi!
– A Ty, za ten czas, co będziesz robił!!? – Zapytał jeden z naukowców.
– Niech Cię o to głowa nie boli, pójdę szukać jakichś konkretniejszych wskazówek na temat wiesz, kogo!!
– Wiem!
– To się zamknij i nie denerwuj mnie!
W takim razie rozłączyli się i każdy poszedł robić swoje, rozchodząc się po całym miasteczku.

Tym czasem u haskiego i psiaków…
Szli sobie tak drogą rozmawiając o różnych rzeczach, aż w końcu też dotarli do wspomnianego wcześniej miejsca. Akurat dobrze się stało, bo zaraz miało zacząć się ciemnić. Więc się pożegnali i rozeszli w swoją stronę.
– Muszę znaleźć jakiś nocleg, zebrać siły i jutro zajść do szamanki.
Akurat poszczęściło Mu się, bo wkrótce natknął się na tegoż samego właściciela chaty, który mu pomógł powszednim razem.

A tym czasem u szamanki…
– Oooo znów widzę naszego przybysza. – Mówiła sama do siebie.
Patrzyła w swój specjalny garnek i zastanawiała się czy nie jest jakoś powiązany z tymi typkami, którzy wkroczyły do miasta pewną chwilę przed Nim. Nie zwracając uwagi na Cziłała przybyłych razem z Nim. Konkretnie zajęła się obserwowaniem tych naukowców biegających po całym obszarze miasta.

Wracając do domyślnej historii haskiego…
Nasz psiak wkroczył do wynajętego ponownie domu i nie zastanawiając się, co będzie jutro poszedł spać.
Noc przeszła spokojnie w porze nowiu bez zbędnych myśli dręczących Go, co jakiś czas w dzień. Słonce rano wpadło do pokoju, gdzie akurat spał. Przyjemnie grzało mu futerko. Właśnie przez to naturalne nagrzewanie, zaczął się kręcić na swym posłaniu, aż łeb przysunął wprost na padające promyki słoneczne. Momentalnie zaczęły go oślepiać, więc się obudził i wtedy dostał totalnego rozjaśnienia zaraz z rana.
Wstał otrzepał się z gracją i wyszedł na świeże powietrze. Na zewnątrz była piękna pogoda, pieski chodziły wolnym krokiem koło niego. On zaś miał zamiar usiąść sobie na ławce i zrelaksować się na ten czas. Gdy znów dostał ataku histerii w mózgu dręczące myśli, że ma znaleźć szamankę i poddać się jej leczeniu. To go oczywiście wkurzyło i postanowił z tym skończyć!
Skierował się w jej kierunku i poszedł dość szybkim krokiem. Minął niedługi moment, aż w końcu stał już przed drzwiami. Miał zamiar zapukać, by wejść do środka a tu nagle drzwi zaczęły się same otwierać! Zerknął za nie i zobaczył po drugiej stronie znaną miłą osobę. Wiadomo kogo, szamankę.
Przywitał się z nią i od razu powiedział, o co mu chodzi. Ona zaś zaskoczyła Go, że wie, po co przyszedł. Lecz szczeniak nie był pewien tego, więc zapytał dokładnie.
– Jesteś pewna, że wiesz, po co tu przybyłem?
– Owszem przyszedłeś tu, bo w ostatniej pełni znów zmieniłeś się w „złego” wilkołaka i masz zamiar poddać się całemu wyleczaniu.
– Tak. Ale nie do końca!
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– To, że w ubiegłej pełni było bardzo mocne zachmurzenie i niedoszło do reakcji. A nic jeszcze Nie wiem o tym, że się coś nieudało.
– Więc, po co tu przyszedłeś?
– Bo od wczorajszego dnia strasznie nie daje mi spokoju pewna myśl.
– Jaka? Możesz mi ją nieco opisać?
– Owszem. Mówi mi, albo męczy raczej mnie, że mam się do ciebie niezwłocznie zgłosić i poddać się całkowitemu zabiegowi usuwającemu klątwę.
– Ale skoro tego nie sprawdziłeś? To jak mogę coś wykonywać?
– Też nie jestem pewny tych myśli, ale one strasznie mnie gnębią! Więc chce się ich natychmiast pozbyć! Możesz to uczynić?
– Tak. Ale Nie wiem, od czego mam zacząć?!
– To ci powiem… Zacznij od ponownego oczyszczania mnie z klątwy.
– Dobrze, jeśli tego chcesz zrobię to ponownie. – Powiedziała szamanka zabierając się do pracy. Lecz po chwili dodając znowu.
– Ale ta moja magia nie będzie miała, żadnego sensu jak użyjesz swojej!!!
– O to się nie musisz martwić, nie mam zamiaru ci przeszkadzać w tym zabiegu. Nawet jak by to miało spowodować utratę mojego ciała wilkołaka. Zaczynaj.
– Jeszcze coś?
– Co? – Spytał zdziwiony haski.
– Bym miała pewność musisz być teraz wilkołakiem, jak robiłam to w czasie pełni z mym pobratymcem Cziłała.
– Ale wtedy była pełnia?
– Wiem, lecz ona będzie dopiero dzisiejszej nocy, więc nie powinno mieć to zbyt dużego znaczenia, jak ty możesz się zmieniać w wilkołaka, kiedy zechcesz.
Haski nie odezwał się więcej żadnym pytaniem, tylko oddalił się nieco od niej i powoli zmienił się w znanego wcześniej wilkołaka. Podszedł z powrotem do niej i położył się na podłodze jak ostatnio. Szamanka wtedy wzięła się do roboty.
Przygotowała sobie wszystkie składniki, jakie były jej potrzebne do wykonania perfekcyjnego zaklęcia i przystąpiła do pracy. Zaczęła rozrzucać wokoło niego różne zioła i rzeczy. Wykonywać dziwne pozy i niezrozumiałe zaklęcia. Dalsze opisywanie jest zbyteczne, co potem robiła, ponieważ opisywałem je już wcześniej.
Nagle na naszym wilkołaku pojawiła się wspomniana przy pierwszym Jej czarowaniu osłona, albo raczej magiczne pole. Tylko, że tym razem obejmowało ono tylko jego, nie też i ją.
Całe czarowanie przebiegało pomyślnie i bez jakichkolwiek problemów. W czasie zabiegu Haski zauważył, że jego ciało wilkołacze z powrotem się zmienia powoli w psie! Z wcześniejszego doświadczenia wiedział już, że to może spowodować eliminację przemiany w wilkołaka jak i utratę klątwy, która mu raczej przeszkadzała.
Zabieg się skończył jak całe jego ciało powróciło do stanu czystej razy Haski. Wtedy Cziłała widząc to zaprzestała dalszej swej magii i zakończyła powoli swoje czarowanie. Na końcu zdejmując z niego swoje magiczne pole. Lecz zaraz po jego zdjęciu z wszystkich stron i z nie wiadomo skąd zaczęły napływać różne dziwne siły magiczne i z powrotem wpadać w ciało naszego psa!
– To było dziwne, prawda?
– Tak. – Odpowiedziała szamanka.
– Wiesz, co to miało znaczyć?
– Nie.
– Może klątwa powróciła? – Haski zapytał ze zdziwieniem w głosie.
– Nie jestem pewna, ale lepiej sprawdź czy możesz się sam zmieniać w swego wilkołaka.
– Dobrze, czemu nie, sam jestem ciekaw.
Od razu pomyślał, o czym było trzeba i momentalnie bez żadnych problemów powoli zaczął się zmieniać w swego dotychczasowego ulubieńca. Po tej przemianie nikt z nich nie był pewien czy leczenie przeszło pomyślnie czy powstały w tym czasie jakieś niepożądane problemy.
– No cóż dziś jest pełnia, więc nie będę testował siebie w miasteczku. Jak twoje czary by miały nie zadziałać a widać, że nadal mogę się zmieniać, kiedy tylko chcę w wilkołaka.
– Dobrze, ale jak moje czary jednak nie zadziałały to powinnam sobie z tobą poradzić, tak jak sobie poradziłam z tym zarażonym Cziłała i wyleczyć go w czasie trwającej w nocy pełni i tylko wtedy! To powinno raczej zadziałać jak zadziałało u niego.
– Hm. Nie jestem pewien. A co u niego teraz słychać? – Spytał Haski.
– Teraz jest w miasteczku i żyje sobie normalnie, bez żadnych kłopotów z wilkołactwem. – Odpowiedziała szamanka.
– Wiesz, co jak widzę po sobie, że nadal mogę się zmieniać w wilkołaka a w czasie twych czarów utraciłem tą zdolność, sprawdzę to na sobie. Choć do nocy już jest blisko Nie będę kusił losu.
– Jak chcesz.
– Jak by było cos nie tak to wrócę do Ciebie znowu i poddam się leczeniu po raz trzeci! Wychodzę cześć.
– Zaraz! Czekaj! – Zatrzymała go szamanka. – Czy coś cię nie łączy z tymi typkami.
– Jakimi? – Spytał Haski.
– No wiesz, co wyglądają trochę na naukowców.
– A ci, no raczej jestem w pewnym stanie z nimi połączony. A czemu pytasz i skąd o nich wiesz?
– Bo parę chwil przed twoim przybyciem do tego miasta oni wkroczyli do niego wcześniej i co było mocne nie było ich parę, ale dość dużo.
– To jest dość skomplikowana sprawa i nie chcę się o tym z nikim na razie dzielić.
– Dobrze, to twoja sprawa. Ale powiem ci, że oni czegoś konkretnego szukają i buszują po całym mieście w poszukiwaniu tego. – Powiedziała szamanka.
– A skąd o tym wiesz?
– Przecież mogę to zobaczyć w moim gaże.
– A tak zapomniałem, twój gar! OK idę. – Powiedział na pożegnanie biały Pies.
– Dobra, cześć odwiedź mnie jeszcze kiedyś.
Haski opuścił dom szamanki i skierował się w stronę gęstego zabudowania. Było widać, że noc już będzie za moment się tworzyć. W takim razie wziął łapy za pas i postanowił szybko opuścić miasteczko.

Za ten czas u informatyka…
– Znaleźliście jakieś ślady? – Zadał pytanie zebranej grupie psów informatyk.
– Nic…
– Nic niema…
– Żadnych śladów…
Mówiło naprzemiennie parę osób z grup psów.
– A skaner?
– Nadal cisza, czekam na sygnał. – Odpowiedział informatyk. – Dobra, zwijamy się zaraz będzie noc. Ktoś znalazł nocleg?
– Oczywiście jest zaraz za tym budynkiem. – Jeden z nich mówiąc to pokazał palcem.


Tym czasem u haskiego…
Noc już tuż, tuż zaraz wszystko się ujawni i sprawdzi czy leczenie przyniosło jakiś rezultat czy też nie! Akurat była noc pochmurna i haski nic nie mógł sprawdzić, ale nie chciał kusić losu i nadal szedł na przód. Mógł oczywiście poprosić o nocleg w tym miasteczku, ale postanowił opuścić go natychmiast.
Akurat szedł w stronę najbliższego lasu a dokładnie w kierunku ukrytych laboratoriów. Był dość nieco już oddalony od miasteczka a chmury nadal były w zwartej kupie. Informatyk i jego załoga na pewno już spała w swym wynajętym „apartamencie”, więc mógł spokojnie podróżować i używać „pożyczonej” zbroi.
Ubrał sobie ją na chwilę wydobywając Ja ze swojego organizmu, będąc w postaci dorosłego psa haski. Akurat wtedy jak ją ubrał zza chmur zaczął wychylać się piękny i okazały księżyc w pełni!
Momentalnie zacząłby się zmieniać w wilkołaka i stać się nieokiełzaną bestią atakującą wszystko, co się rusza bez samokontroli. Był na to doskonale przygotowany, lecz się zdziwił, czemu do tego niedoszło.
– Co jest! Przecież jest pełnia padająca wprost na mnie a do reakcji nie dochodzi! Może leczenie podziałało? A może to coś innego na to wpływa?
Szedł dalej i przy okazji oglądał niesamowicie świecącą i piękną w swojej okazałości pełnię. Nareszcie mógł sobie ją pooglądać w spokoju. Lecz jego zdziwienie nie opuściło go nawet na moment. Jedno się bardzo zmieniło i dało mu spokój, nawet nie wiedząc, kiedy. To, co dało mu spokój to, to właśnie nieprzyjemne uczucie, gnębiące go przez pewien czas, że ma się zgłosić do szamanki. Był zadowolony, choć zaczęło się nowe gnębienie, związane z tym, co wpłynęło na niezamienianie się w nieokiełzaną bestię.
Zbroja po chwili zaczęła mu już nieco ciążyć, więc postanowił ją wchłonąć z powrotem do organizmu. Ale w tej sekundzie jak to uczynił, poczuł się nieco dziwnie i do tego zauważył, że sam się przemienia w wilkołaka tracąc przy tym z każdą sekundą świadomość.
Wtedy do niego dotarło, że jednak leczenie szamanki było do kitu i w ogóle nie zadziałało po raz kolejny na niego. A to, że nie zmieniał się do tej pory w bestie, to mogło mieć jakieś znaczenie z tym, że miał cały czas na sobie ubraną zbroję. Póki jeszcze był w stanie myśleć normalnie będąc całkowicie w formie wilkołaka, momentalnie zaczął wyciągać z siebie zbroję z powrotem, sprawdzając czy to odwróci przemianę.
To, co zrobił było normalnie wykonane w ostatecznej chwili, bo jego ciało właśnie straciło połączenie z jego świadomością i jego oczy stały się całe żółte. Lecz gdy zbroja wyszła z niego i ubrała się na formę wilkołaka, jego oczy znów stały się normalnie błękitne i świadomość powróciła.
Obudził się wtedy z tego nieprzyjemnego letargu i zauważył momentalnie, że ma na sobie ubraną zbroję. Sprawdził jeszcze czy świeci księżyc i widząc jego piękne koło, dotarło to do niego, że zbroja może emitować niezwykłe pole, które jest w stanie omijać promieniowanie księżyca tak samo jak pomieszczenia znajdujące się w laboratorium, w którym kiedyś był, w czasie właśnie aktywności księżyca w pełni.
Akurat był w okolicy tych wspomnianych budynków, więc postanowił wpaść tam i sprawdzić to dokładnie, o co tu chodzi z tym omijaniem promieniowania. Po pewnej chwili doszedł do budynków, otwarł sobie bramę tak jak ostatnio to zrobił i wszedł niezauważony na teren laboratorium.

XIII – Koniec Kłopotów z Pełnią!

Na terenie, w którym teraz przebywał, zanim poszedł dalej unicestwił na czas pobytu tam wszystkie kamery swoją siłą mentalną. Następnie wszedł do jednego z budynków i zdjął zbroję wchłaniając ją. Ponieważ wiedział, że w środku promieniowanie księżyca nie jest w stanie na niego zadziałać. Po wchłonięciu zbroi zmienił się w dorosłego psa haski i poszedł dalej kierując się w kierunku pomieszczenia gdzie kiedyś się Ona znajdywała.
Po dotarciu na miejsce, skierował się w kierunku komputera, który był przypisany właśnie do zbroi, którą ma wchłoniętą przez organizm. Wiedział dokładnie, o jaki komputer chodzi, ponieważ już na nim się ostatnio bawił instalując użytkowników do niej.
Ale zanim do niego doszedł postanowił skorzystać z okazji i pooglądać sobie księżyc w pełni, za którym przecież przepadał. Uwielbiał Go oglądać zanim jeszcze był w psim miasteczku. Księżyc w pełni cały czas go fascynował. Myśląc sobie zastanawiał się, jak to by można było zrobić by, chociaż na chwile się na nim znaleźć.
Ale wracając do rzeczywistości przypomniał sobie, co miał zrobić. Odwrócił się od okna laboratoryjnego i podszedł do wcześniej wspomnianego komputera. Odczytał wyświetlone na pulpicie informacje związane z ostatnią aktywacją zbroi. Lecz to go nie interesowało. Szukał bardziej konkretniejszych informacji. A dokładnie, z czego składa się zbroja i jakie ma właściwości, czemu nie pozwala przepuszczać promieniowania takiego jak księżycowe na użytkownika noszącego ją!
Grzebał tak pewną chwilę aż doszedł do informacji, które potrzebował. Dostał się do głównego jądra zbroi jak i do całej jej aparatury. A przy okazji otworzył sobie dostęp do wszystkich urządzeń znajdujących się w tym obiekcie laboratoryjnym aktywując je.
Znalazł konkretną przyczynę, przez którą zbroja jest w stanie odeprzeć każdy atak skierowany w jej kierunku. Ta przyczyna powodująca nieprzepuszczanie niebezpiecznych związków na użytkownika noszącego Ją, polegała na odwróceniu polaryzacji wszystkich ataków, nie odwracając przy tym polaryzacji użytkownika.
Haski w opisach i zdjęciach dostępnych w komputerze był w stanie dokładnie dowiedzieć się, o co w tym chodzi jak się zmienia polaryzacje danego obiektu lub siły. I postanowił skonfigurować jedno z dostępnych urządzeń w laboratorium, by emitowało właśnie promieniowanie odwróconej polaryzacji na podstawie zbroi.
Ustawił wszystkie parametry, które były mu potrzebne do wykonania zadania i ustawił to pewne urządzenie na wykrywanie ruchu. Znalazł je według wskazówek podanych na komputerze i postanowił wypróbować je właśnie na sobie.
Urządzenie wyglądało podobnie jak brama służąca do przejść pomiędzy wymiarami lub nieco jak portal, które poznał już wcześniej. W tym samym momencie jak spróbował powoli przejść przez niego, urządzenie się nagle włączyło wykrywając ruch, tak jak go ustawił wcześniej i momentalnie odwróciło polaryzację haskiego!
Po drugiej jego stronie wyglądał prawie normalnie jak pies haski poza dość dużymi szczegółami. Jego cała sierść stała się całkiem „węglowo czarna” i poszarpana jak u starego psa. Oczy zmieniły kolor na czerwony, a jego pazury stały się odbarwione na także czerwono jakby pobrudzone krwią i o różnych długościach, do tego rozszczepione i połamane. Jego charakter został odwrócony bezwzględnie. Czyli stał się po prostu zły z odcieniami niewielkiej dobroci. Jego siła magiczna momentalnie wzrosła i stała się nieokiełzana. Mógł w każdym momencie zmienić się, w co zechciał lub przenieść się w dowolne miejsce, oczywiście tylko w obrębie tego świata. Co było dodatkiem nie mógł używać żadnych zbroi i był raczej totalnie zwykłym psem, jak chodzi o śmiertelność a klątwa lykantropi na niego w ogóle nie działała.
Po przejściu na drugą stronę od razu zauważył wszystkie zmiany anatomiczne i psychiczne. A po chwili doszedł do wniosku, że jest nieco w złym nastroju i ma ochotę zrobić komuś totalnego psikusa albo sprać go na kwaśne jabłko.
W tym stanie wrócił do komputera i poczytał o wszystkich dostępnych zmianach, jakie powstały u niego, dowiadując się o rzeczach, jakie opisywałem powyżej. Był tym bardzo zadowolony i przez to miał ochotę coś nabroić.
Uczył się tak samo szybko jak przed zmianą polaryzacji, ale nie był jeszcze w stanie teleportować się w konkretne miejsca z taką dokładnością, z jaką chciał. Jego pierwszy teleport miał być w okolicach maszyny emitującej odwróconą polaryzację, bo nie chciało mu się wracać w to samo miejsce poprzez zwykłe poruszanie się. Ha na szczęście jego teleport był dość niezdarny i wylądował centralnie pod wspomnianą maszyną.
Doszło oczywiście do aktywacji urządzenia zanim On doszedł do siebie gdzie się akurat znajduje i jego polaryzacja została przywrócona na normalną. Od razu po tym zdarzeniu haski ocknął się i zauważył, że stoi pod urządzeniem odwracającym polaryzację i że ma swój normalny charakter i ubarwienie jak i wygląd.
Oddalił się od razu od maszyny i postanowił zmienić niektóre parametry przed drugą próbą. Poustawiał nowe komendy i funkcje, ale tym razem dokładniej i centralnie kierując się na tylko omijaniu promieniowania szkodliwego dla danego użytkownika. Nie ruszając jego anatomii i ruchów fizycznych czy psychicznych! Po dokładnym zbadaniu i przetestowaniu na surowo w programie jak to zrobił wcześniej, ustawił wszystko tak jak powinno być i przystąpił do działania.
Poszedł w miejsce gdzie stała wspomniana maszyna i następnie powoli przeszedł przez nią! Akcja nastąpiła momentalnie odwracając polaryzację haskiego po raz drugi. Po przejściu na drugą stronę czuł się raczej normalnie jak przed promieniowaniem. Lecz wolał się upewnić i szybkim krokiem pobiegł w stronę komputera sterującego.
Poczytał wszystkie dostępne opisy o zmianach w organizmie użytkownika i raczej nic tam niepożądanego nie wykrył. Więc postanowił sprawdzić, czego dokonał. Ustawił komputer tak jak Go ktoś pozostawił wcześniej i wyczyścił dane, które nie chciałby ktoś się o Nim czegoś ważnego dowiedział. A resztę rzeczy zapisał plikami szyfrującymi podając swoje wymyślone kody i ukrywając je na komputerze w miejscu tylko dostępnym dla użytkowników zainstalowanych do zbroi.
Wyszedł z pomieszczenia, w którym znajdował się komputer i poszedł w kierunku wyjścia z obiektu. Przechodząc przez szklany wiszący korytarz, który opisałem wcześniej jak był w laboratorium po raz pierwszy. Zauważył, że robi się powoli jasno. W takim razie musiał się śpieszyć by zdążyć jeszcze wyjść na pole zanim pełnia się schowa za horyzontem.
Na szczęście mu się udało dotrzeć na czas na zewnątrz wychodząc z budynku. Udało mu się to, jak sobie zaplanował odwracając polaryzację ciała po raz drugi. Czyli żadna nieprzyzwoita reakcja związana z pełnią przestała go nękać. Nareszcie był od klątwy wolny. Więc oddychając swobodnie, jeszcze przez chwilę mógł cieszyć się zachodzącym księżycem, wpatrując się w niego z zadowoleniem.
Po tej całej nocy spędzonej na badaniach i testach w tajnym laboratorium, zaczęło mu się po chwili chcieć spać. Ponieważ pracował przez całą noc nie zasypiając nawet na moment. Wyszedł zamykając bramę za sobą przywracając ją do stanu powszedniego. To samo wcześniej robiąc z kamerami.
Powoli opuścił posiadłość. Mając nareszcie całkowicie problem z pełnią z głowy. Ale jeszcze dla sprawy chciał sprawdzić czy może spokojnie przemienić się jak zawsze w wilkołaka czy też nie.
Pomyślał, o czym było trzeba i powoli zaczął się zmieniać w znanego dotychczas magicznego zwierzaka. Wszystko przeszło pomyślnie, wprowadzając Go w totalne zadowolenie. Lecz był już tak strasznie zmęczony, że nawet nie zdążył się z powrotem zmienić w psa haski i tylko przeczołgał się w miejsce nieco otoczone głazami i postanowił tam pójść spać, zanim postanowi gdzie tym razem pójść.

XIV – Niezwykła Suka

Czas mijał, a nasz wilkołak smacznie sobie spał. Nie musiał się przejmować, że ktoś go zauważy w tej formie. Ponieważ był w okolicy tajnych laboratoriów i do tego schowany za głazami na praktycznie niezaludnionym terenie piaszczystym. Zanim się obudził niewiele pozostało czasu do kolejnej nocy, bo przespał tam większość dnia. No cóż tak już bywa jak się pracuje w nocy bez wytchnienia zamiast spać, a potem się przesypia dzień.

Tym czasem u informatyka…
Zwierzaki już nieźle biegały szukając, jakichkolwiek informacji na temat zbiega, zaczepiając praktycznie każdego napotkanego przechodnia. A wtedy, kiedy akurat powszedniej nocy zbroja wysłała sygnał ostatniej aktywacji do przenośnego urządzenia informatyka. Informatyk nic nie zauważył, ponieważ wtedy słodko sobie spał, a nazajutrz rano nie przyszło mu do głowy by spojrzeć na zegarek i odczytać ostatni skan! Ha, ha jego strata!
Po pewnym czasie zebrała się cała załoga i postanowiła na jakiś czas zwolnic z tymi poszukiwaniami. Kiedy akurat wtedy informatyk spojrzał na zegarek i zauważył, że ubiegłej nocy, kiedy spali zbroja wysłała mu ostatni skan pobytu poszukiwanego zbiega!
W tej samej chwili nie zastanawiając się ani chwili dłużej zebrał wszystkich i kazał, czym prędzej wracać do laboratorium.
– A po co mamy od razu znów szaleć? – Spytał jeden z grupy.
Ponieważ przez prawie cały dzień biegali bez wytchnienia w poszukiwaniu, nie zatrzymując się nawet na sekundę, na obiad. A o śniadaniu niebyło raczej mowy.
– Dobra! Idziemy teraz jeść a potem, bez żadnego gadania zwijamy manatki i z powrotem wracamy do laboratorium. – Powiedział informatyk.
– A czemu akurat do laboratorium? Przecież zaraz, będzie ciemno! – Spytał ten sam psiak.
– Ponieważ stamtąd dobiegał ostatni skan od zbroi! Nie narzekać, tylko wykonywać rozkazy!
– Tak jest!
Cała grupa wykrzyczała bez wahania i ruszyła coś zjeść. Ale zanim pojedli na polu zrobiło się zbyt ciemno by wyruszać w drogę i musieli w takim razie odstawić to na kolejny dzień.

Tym czasem u wilkołaka…
Wilkołak się obudził i nie wiedział czy zaczyna się dzień czy zaczyna noc, bo praktycznie było już nieco ciemno. Poleżał sobie na piasku przez pewną chwilę i doszedł do wniosku, że jednak dzień doszedł do końca i teraz zaczyna się noc. Akurat noc z księżycem w nowiu, w takim razie dookoła wszędzie było konkretnie ciemno i dlatego nie było sensu gdziekolwiek chodzić. Nawet jak się dość dobrze widziało w nocy z powodu przebywania w formie wilkołaka. Postanowił jeszcze raz zasnąć i bardziej zregenerować siły, na kolejny nadchodzący niedługo dzień.
Ranek się zbliżał, nasz wilkołak nagle się obudził i nie tracąc więcej czasu, postanowił o brzasku od razu ruszyć w poszukiwaniu kolejnych przygód, zanim obudzi się informatyk i jego naukowa banda i ruszy za nim w pogoń. Tylko, że tym razem oni idą do laboratorium, a on właśnie z niego wyrusza, więc się i tak nie spotkają, nie mają żadnych szans.
Wilkołak skierował się centralnie w przeciwnym kierunku niż idzie się do laboratorium. Czyli by się nie pomylić, pisze, że idąc od psiego miasteczka będąc na piaszczystym terenie idzie się prosto, to dojdzie się do miasteczka Cziłała. Idąc w prawo dojdzie się do tajnych laboratoriów, a on właśnie idzie w lewo, czyli jeszcze w nieznanym dotąd kierunku w piaszczystej przestrzeni.
Szedł tak do czasu, aż całkiem nie zrobiło się jasno. Wtedy w tym samym czasie przekształcił się z powrotem w dorosłego psa haski i szedł dalej. Po tym marszu, który, trwał prawie cały dzień dotarł do pewnego miejsca, usiadł sobie przy fontannie i postanowił, skorzystać z resztek tegoż wspaniałego dnia i poopalać się chwilkę, zanim zajdzie słońce.


A tym czasem u informatyka…
Załoga złożona ze stu naukowców i informatyka, doszła w końcu z powrotem do tajnych laboratoriów, ale oczywiście grubo za późno. Ha Ha dobrze im tak. I wtedy okazało się, że na terenie nie wykryto konkretnie, żadnych śladów pobytu zbira, który kiedyś ukradł im zbroję przypisując ją w jakiś niewyjaśniony sposób do swojego D.N.A.!
Zaczęli oczywiście bardziej się rozglądać po terenie, nie znajdując oczywiście żadnych śladów działań szukanego psa. Informatyk po tych działaniach, postanowił na pewien czas zrezygnować z dalszych poszukiwań i zaplanować inną strategię złapania uciekiniera. A dokładnie złapanie Go na gorącym uczynku. Postanowił bardziej wtopić się w komputer dopasowany do zbroi i w ten sposób, chociaż spróbować przewidzieć następny ruch szukanej osoby.


W tym samym czasie u haskiego…
Noc właśnie doszła do siebie i lekki, chłodny powiew wiatru, obudził psiaka z drzemki. On zaś wstał, otrzepał się z gracją i miał właśnie zamiar znaleźć jakieś przytulne miejsce na dzisiejszy nocleg, by rano iść dalej. Gdy nagle za swoimi plecami zauważył, śpiącego psa a dokładnie to sukę.
Pies prawdopodobnie przyszedł w to samo miejsce się zdrzemnąć i położył się obok haskiego jak on smacznie spał w promieniach słońca. Akurat obudził się w tej samej chwili, kiedy ona miała zamiar właśnie się przebudzić.
Suka była dziwnym zbiegiem okoliczności psiakiem haski o kolorze sierści też białym jak on tylko, że nie aż tak śnieżno-białym odcieniu!
– Cześć!? – Powiedział nasz haski niepewnym głosem, parę sekund po przebudzeniu suczki.
– Cześć! – Odpowiedziała spokojnie zaraz po nim.
Wtedy nastąpiła dziwna cisza, która trwała jakąś chwilkę. Lecz po chwili nasz pies odezwał się znów.
– Noc się zbliża. Wiesz, może gdzie jest ttuuuu w pobliżu jakieś niewielkie schronienie na noc? – Zapytał zająknąwszy się dziwnie.
– No tutaj raczej noclegu nie znajdziesz kolego. Ale jak Ci zimno, możesz się do mnie przysunąć i będzie Ci cieplej.
Haski słysząc te słowa, speszył się i jego pysk pierwszy raz poczerwieniał, ale nie aż tak, jak nos renifera Rudolfa, z pewnej bajki. I nie odezwał się już żadnym słowem, tylko postanowił ruszyć w dalszą drogę, by zakryć w ten sposób speszoną minę. Ona zaś od razu po jego ruchach, co ma zamiar zrobić krzyknęła na niego.
– Dokąd idziesz!? Nie uciekaj jeszcze!! Przecież nie gryzę. Jest przecież noc, choć się przespać. – Pewnie krzyknęła na niego.
Ponieważ nie obawiała się praktycznie niczego, co mogłoby jej zrobić krzywdę. A z tegoż powodu, że posiadała tak samo niezwykłe moce, co on. Tylko, że nie chciała tego jeszcze pokazywać!
Haski zatrzymał się niepewnie i postanowił, że spojrzy na nią i wtedy zadecyduje, co robić. Lecz to zbyt dużo nie zmieniało, ponieważ dziś był księżyc w pełni i dlatego cała okolica była dość dobrze oświetlona nawet w nocy.
– Jedno mnie dziwi! – Powiedział, kierując się w jej kierunku.
– Co takiego, cię dziwi kolego?
– To mnie dziwi, że jak ja spałem przy tej fontannie. Ty akurat przybyłaś tutaj i akurat położyłaś się zaraz koło mnie!
– No cóż! Czy to jest jakiś problem??
– Praktycznie to nie jest żaden problem. Ale czy ty nie bałaś się mnie?! Podchodząc tak blisko, akurat jak spałem?!
– Skąd, że znowu!!? Przecież jesteśmy obydwaj psami? Prawda?! – Spytała suka, całkiem pewnym głosem.
– Hm. Cóż, jakiego posiadasz, że się mnie nie obawiałaś? Przecież widzisz mnie tutaj po raz pierwszy. Nie znasz mnie przecież!! – Powiedział zdziwiony haski. Ona na to praktycznie na luzie odpowiedziała.
– Po pierwsze, jestem dorosłą suką. Po drugie, jestem tego samego gatunku, co ty. Po trzecie, posiadam coś, co ty z pewnością nie posiadasz i przez to jestem od ciebie silniejsza i lepsza. A po czwarte, nie jedno już w swym życiu przeszłam, więc nie obawiam się niczego!
– A cóż takiego posiadasz, że jesteś silniejsza ode mnie? – Spytał zdziwiony dorosły haski.
– A to już jest moja tajemnica, która mnie czyni lepszą od ciebie!!
Haski z drwiną w głosie odpowiedział jej na koniec oddalając się od niej.
– Nie sądzę dziecino.
Po tym zdaniu powiedzianym przez haskiego, suka nieco się zdenerwowała i postanowiła w niewielkim stopniu przekonać go do swojego rozumowania.
Zrobiła niewielki grymas pyska, usiadła na zadzie, by mieć wolne łapy. Następnie skierowała je w kierunku odchodzącego w ciemnościach haskiego i za pomocą swych tajemniczych mocy, postanowiła zmusić go by się zatrzymał i wrócił natychmiast do niej z powrotem!
Haski zaś wyczuł w powietrzu dziwną magię skierowaną w niego i wtedy momentalnie się odwrócił odskakując! Lecz to nie było takie proste, ponieważ jej magia była skierowana w jego kierunku a nie centralnie na niego, więc była rozproszona, by nie zrobić mu krzywdy!
W takim razie zaraz jak się odwrócił, został lekko sparaliżowany i przez sukę przyciągany ruchami, jak by go ciągła za pomocą grubej liny! Nie podobało mu się to wcale, więc skorzystał z okazji i zamknął oczy używając w ten sposób nie ciała, ponieważ było sparaliżowane a siły mentalnej i odrzucił od siebie jej siłę!
Po tym obronnym ataku skierowanym w jej kierunku, suka po prostu przewróciła się na plecy, dezaktywując swoją zmuszającą siłę.
– Przepraszam Cię bardzo!!! Nie zrobiłem Ci krzywdy?!! – Spytał haski podbiegając szybko do niej.
– Łaaaał. To było mocne! Co to za powalająca siła? – Spytała suka.
Haski z skrzywioną miną odpowiedział jej.
– No cóż. Ja też nie jestem zwykłym psem. Jak widzę po tobie, to Ty też!
– No raczej. Niezłe spotkanko i cała gadka a potem na koniec mocna akcja! To lubięęę! – Odpowiedziała suka. Leżąc na ziemi po powalającej obronie haskiego.
– Na pewno nic ci nie jest? –Spytał ponownie haski.
– Na szczęście nie. A co to było, co mnie odrzuciło?!
– No wiesz! Broniłem się. To, co uczyniłem to moja tajemnica rozumiesz?
– Rozumie. – Powiedziała suka. – Każdy ma różne ciche tajemnice.
– A po za tym to samo mogę Ciebie spytać, co to było skierowane we mnie, co mnie przyciągało?
– Sorry! Taka już jestem narwana i zbyt pewna siebie. – Powiedziała suka. – Ani razu nie spotkałam na swej drodze kogoś, kto by mógł się mi sprzeciwić mówiąc, że jest silniejszy ode mnie. Szczególnie takiego magicznego psa, jakim jesteś.
– To samo mogę powiedzieć o Tobie. – Wtrącił się haski. – Ale chyba zapomniałaś, że jest noc. A w nocy przecież się śpi.
– Owszem, ale w nocy nie tylko można spać.
– Co ty nie powiesz! Ja idę spać a ty nie zbliżaj się do mnie. Dobranoc.
Zakończył dziwną rozmowę haski i postanowił ponownie się od niej oddalić i poszukać miejsca z dala od Niej, by się nieco wyspać. Suka zaś dając mu spokój zrobiła to samo.
Noc minęła. A psy obudziły się przytulone do siebie plecami. Jak obydwoje się obudzili widząc się nawzajem koło siebie, zaczęli zastanawiać się czy w nocy jak spali, nie wyszło coś poza ich kontrolę! No cóż noc minęła, co było jest nieważne.
– Po coś do mnie przyszła w nocy?!! Wygłupiałaś, się ze mną czy co?!! – Spytał zdenerwowany haski.
– A skąd! To ja się Ciebie pytam czyś ty się nie wygłupiał ze mną!!!
– A po co miałbym się wygłupiać, to przecież ty do mnie przylazłaś. Spójrz gdzie ja poszedłem spać a gdzie ty poszłaś! Odstęp był właściwy! A teraz tyś się na moim miejscu znalazła!! – Zaczął się wydzierać haski, usprawiedliwiając całą niezrozumiałą sytuację.
– No tak. Zgadza się. To Ja wlazłam na twoje miejsce. Sorry! – Przyznała się w końcu suka.
– Dobra, co było w nocy minęło! – Odparł haski.
– Ale przyznasz, że wściekaliśmy się na siebie jak stare małżeństwo! – Dogadała mu suka. I dodając jeszcze na koniec. – Fajny jesteś. Jakby była okazja to poszłabym z Tobą na całość!
– Aha. Jeśli o to Ci chodziło od samego początku i chciałaś się tylko zabawić, to zrobię Ci tą przyjemność! Tylko nie miej do mnie żalu, boś sama chciała. – Powiedział haski i uczynił to, co mu dawała do zrozumienia od samego początku.


XV – Czarny Klon

Dzień rozpoczynał się cudownie! Od samego rana zaczęło świecić słońce. Zaraz jak się psiaki przebudziły, suka od nowa zaczęła namawiać haskiego na przedłużenie gatunku nie biorąc pod uwagę żadnego niepowodzenia czy niechęci z jego strony. Śnieżno-biały pies w końcu uległ jej natarczywości i postanowił zrobić z nią „szybki numerek”, by tylko dała mu w końcu spokój i odeszła od niego. Bo o to właśnie jej chodziłoby zaliczyć jakiegoś napotkanego faceta i iść dalej!
Lecz z nim niebyło tak łatwo jak sądziła. Musiała nieźle się napocić by on w końcu dał jej tego, czego tak bardzo pragnęła. Po wszystkim mieli się natychmiast rozejść i więcej się nie spotkać, taki był jej dziwny plan na resztę życia. Ale tym razem kompletnie jej ten plan nie wypalił, bo praktycznie parę minut później zauważyła, że coś jest z nią nie tak jak powinno!
Zauważyła, że jej biała sierść staje się nagle matowa a następnie szara. Ciało z każdą chwilą staje się coraz to bardziej ociężałe. Suka w panice zaczęła uciekać przed siebie, kryjąc się za wielkim głazem. Szczeniak nie wiedząc, co się z nią dokładnie dzieje po chwili pobiegł do niej, lecz to było zbyt za późno. Gdy zajrzał za wysoki głaz jej już nie widział, tylko jej rozerwane zwłoki. Za to zauważył koło niej coś przypominającego małego czarnego pieska, który w mgnieniu oka zaczął rosnąć i zmieniać kształty ciała w ten sposób, że co moment bardziej przypominało dorosłego osobnika.
Po krótkim momencie zaczął wyglądać identycznie, co on. Lecz jego sierść była w kolorze całkiem czarnym jak węgiel, bardzo poszarpana i kompletnie niezadbana z wyglądu. Oczy miał koloru czerwonego jak płomienie. Pazury długie, nierówne i poszczepione. A jego wyraz pyska, wyglądał na bardzo niezadowolonego, a wręcz na wściekłego! Poza tym wszystkim wyglądem przypominał identycznie jak on tylko w postaci spolaryzowanej, niegdyś w „Tajnych Laboratoriach”.
Gdy jego całe ciało się wyregulowało i ustabilizowało, zaczął się w końcu zachowywać bardziej aktywnie i jego pierwszy ruch to był atak, kulą aury skierowaną wprost na białego haskiego. Po tym zdarzeniu roześmiał się złowieszczo jak hieny to robią i wziął łapy za pas uciekając gdzieś w popłochu.
Haski jak tylko doszedł do siebie po nagłym i niespodziewanym ataku zauważył, że „czarnego klona” już niema. Nie zastanawiając się dłużej, co z tym fantem zrobić przeszedł do rzeczy jak oczyścić miejsce zbrodni. Skoncentrował się nad niepoprawną chwilową partnerką, utworzył na niej portal przenosząc ją do świata zmarłych, jak to zrobił ze swoimi rodzicami.
Tym czasem u klona…
Klon zaraz po ucieczce z miejsca swych narodzin, postanowił sobie znaleźć jakąś przydrożną osadę lub miasto i tam się zabawić. Akurat mu się udało, bo w tym kierunku, w którym podążał było akurat pewne miasteczko. Zaraz jak tak wparował zrobił tyle zamieszania, wokoło, że aż mieszkańcy zbytnio nie zauważyli, co się konkretnie stało. Lecz gdy się ocknęli, niestety było już za późno.
Miasto przestało nadawać się do dalszego mieszkania. Większość domów była po prostu zrujnowana przez uderzenia spowodowane kulami aury. Prawdopodobnie klon bawił się w ten sposób, że robił sobie tarcze strzeleckie z budynków. Jak dużo nie zostało z danego celu, przechodził do kolejnego i tak, aż mu się nie znudziło rujnując w ten sposób jakieś 25 budynków!!!


W tym samym czasie u haskiego…
Biały haski po wykonanym zadaniu postanowił iść w dalszą drogę szukać ciekawych przygód. Opuścił miejsce z fontanną i poszedł dalej. Po paru godzinach marszu dotarł do przydrożnego miasta, które wcześniej było sponiewierane przez złego haskiego podobnego do niego.
Wszedł do środka i jego oczom ukazały się poniszczone budynki z masą biegających wokoło zwierząt wcześniej mieszkających tam. Postanowił jednego zatrzymać i zapytać, co się tu konkretnie stało. Lecz jak ten zatrzymany zwierzak zobaczył, z kim ma do czynienia zaczął się wydzierać.
– To On! Łapać Go!
– Kto?! Co?! Kogo łapać?! – Zdziwiony haski zaczął się krępować.
Nagle koło niego zebrała się cała zgraja zdenerwowanych zwierząt. Gapiąc się na niego z totalną wściekłością w ślepiach! Bo byli pewni, że to ten sam haski, który parę minut temu zniszczył im miasto! Schwycili biednego psiaka podnosząc go w górę, chcąc go oczywiście stracić za te straszne czyny. Ale haski chcąc się jakoś wybronić, zaczął się szybko tłumaczyć.
– Mieszkańcy tego miasta. Dajcie mi wytłumaczyć, te nieprzyjemne nieporozumienie lub powiedzieć moje ostatnie słowa.
– Ludzie, dajcie mu powiedzieć jego ostatnie słowa przed straceniem. – Zaczął mówić jeden z nich.
– Dobra, czemu nie. To i tak jego ostatnie chwile życia. – Zawołali niektórzy z grupy wściekłych mieszkańców.
Wtedy postawili go na ziemi, otaczając ze wszystkich stron, by niemiał możliwości jakiejkolwiek ucieczki. Oczywiście wiadomo, że nasz haski mógł odrzucić ich jednym ruchem pola mentalnego, lecz chciał się po prostu i grzecznie wytłumaczyć i zarazem pomóc im w tej strasznej chwili.
– Mieszkańcy. Jeśli myślicie, że to jest moja sprawka tych zniszczeń dokonanych w waszym mieście to musicie Mi uwierzyć, że to nie jest moje dzieło!
– Jak to! Przecież parę minut temu widzieliśmy cię jak niszczysz nasze domostwa.
– Czy jesteście na 100% pewni, że ten niszczyciel waszego miasta wyglądał identycznie jak, ja? – Spytał biały haski.
Na moment powstała krótka cisza i wszystkie zwierzaki zaczęły się dokładnie zastanawiać i porównywać psa widzianego kilka minut temu z tym widzianym teraz. Następnie jeden z nich widząc w swojej głowie niektóre zmiany w wyglądzie między tymi dwoma osobnikami zaczął się wypowiadać.
– Mam wątpliwości, czy ten złapany przez nas pies jest tym, który, na pewno zrobił nam te krzywdy.
Wtedy inni mieszkańcy też przypomnieli sobie tamtego psa i zgodzili się razem z nim mówiąc, jeden po drugim. Haski słysząc te słowa pomyślał sobie, że jak oni się nieco uspokoili teraz się czegoś konkretnego dowie. Kto i jak zrobił te straszne zniszczenia domów. I jak dokładnie wyglądał ten złoczyńca.
– Dobrze. Skoro już wiecie, że ja nie zrobiłem wam tych zniszczeń. To może się czegoś konkretniej dowiem jak ten zbrodniarz wyglądał i co tu robił. – Zapytał się haski całej grupy zwierząt, dyskutujących ze sobą. Wtedy jeden z nich kończąc gadkę z innymi odwrócił się do niego i zaczął mówić.
– Praktycznie zajmowaliśmy się codziennymi sprawami. Gdy nagle nie wiadomo skąd wparował do naszego miasta dziwny czarny pies wyglądający praktycznie jak Ty!
– I co dalej? – Dopytywał się haski.
– No właśnie sobie przypominam. Od razu jak tu przybył coś tam szybko wymamrotał, nawet nie zwróciłem dokładnie uwagi, co mówi. Ale wtedy zaczął biegać po mieście i robić sobie z naszych domów tarcze strzelnicze!
– Ale jak?! Czym strzelał w domy?!
– No, dokładnie Nie wiem z łap wylatywały mu dziwne promienie słoneczne, którymi właśnie niszczył nasze budynki!
– I co dalej się działo? Co robił jeszcze? – Nadal pytał haski, by się więcej dowiedzieć, co klon jeszcze umie?
– No praktycznie nic po za tym, co powiedziałem! Poniszczył większość naszych domów w mieście i chyba mu się znudziło, bo natychmiast potem zwinął manatki i uciekł gdzieś, pozostawiając po sobie taki koszmar. A następnie wskoczyłeś do nas Ty. W takim razie doszliśmy do wniosku przez nagły stres, że to Ty jesteś niszczycielem!
– Nie gniewam się przecież, rozumie, co się stało. I chcę Wam jakoś pomóc.
– Chcesz nam pomóc? No jak! Prawie wszystko zostało zniszczone i to w praktycznie parę chwil!
– Przykro mi. Ale jednak chcę wam pomóc. Powiedział biały haski. Co mam zrobić?
– Nic nie możesz zrobić! Musimy odbudować miasto od nowa! Ale dzięki za propozycję.
– A jak się do tego zabierzecie? – Pytał haski.
– Nie wiem. Trzeba będzie kupić potrzebne materiały i naprawiać lub znów od podstaw robić.
Haski podszedł do pewnego zniszczonego budynku i pooglądał go z wszystkich stron. Następnie wziął pewne odłamki budynku i próbował dopasować go do np. uszkodzonej ściany.
– Nie trudź się. Nic nie zrobisz. – Zawołał do niego ten, co rozmawiał z nim opowiadając, co się stało.
Haski nawet mu nie odpowiedział tylko robił nadal to, co uważał za słuszne. Jak udało mu się dopasować znaleziony odłamek ściany, zapamiętał gdzie go ma dopasować. Zamknął oczy koncentrując się na tym, by użyć kuli aury w ten sposób, by nie zniszczyć nią resztkę budynku tylko wygenerować z niej potrzebną energię. Przekształcił energię aury w ten sposób, że może nią topić, a zarazem scalać przedmioty.
Wziął odłamek i scalił go ze ścianą budynku w miejscu gdzie miał być. Następnie wziął kolejny odłamek i tym razem szukał gdzie miałby pasować w ścianie tylko, że za pomocą siły mentalnej a nie łap jak zrobił to wcześniej. Jak znalazł brakujące miejsce to momentalnie scalił kawałek z nim.
Jeśli jednak okazało się, że do kawałków brakowały inne, które nie dało się odnaleźć w tej stercie leżącej pod ścianą, użył trochę piachu i ziemi i z tego zrobił, brakujący element. Jak nauczył się tegoż scalania i dopasowywania elementów, mógł się nieco odsunąć od zniszczonego budynku i robić scalanie i dorabianie ściany z większą siłą i prędkością.
Ale w czasie wykonywania tych zaawansowanych funkcji magicznych całkowicie stracił możliwość kontaktowania się z środowiskiem, w którym się teraz znajdywał, jakby go w ogóle tam niebyło.
Wokoło niego powstało dziwne pole ochronne, przypominające te pole, które kiedyś zostało utworzone jak był kiedyś w oazie. Gdzie był piękny wodospad z ciepłą wodą. Trzeba byłoby sobie przypomnieć jakiś z tych pierwszych rozdziałów, które opisywałem, gdzie było opisane jak powstało pole wokoło haskiego. Te pole było w stanie, nie doprowadzać do niego żadnego promieniowania nawet tego, jakie wytwarzał księżyc w czasie pełni, które aktywowało w nim klątwę. To samo pole utrzymywało go w czasie snu na wodzie!
Jeśli ktoś by podszedł do niego i dotknąłby go, zostałby nieco porażony polem elektrycznym niewielkiego ładunku. Tegoż pola, które teraz wytworzył wokoło siebie niebyło w stanie nic przerwać czy przebić! A w czasie tegoż skupienia mógł wytwarzać daną funkcję, nad którą się wcześniej skoncentrował. Tutaj chodziło oczywiście o wyszukiwanie i scalanie odłamków dopasowując je do danej ściany zniszczonego budynku.
Niektóre zwierzęta, które go widziały, co wyprawia, zaczęły się z nim komunikować. Pytać różne rzeczy, co robi i jak to robi! Lecz on żadnemu z nich nic nie odpowiadał tylko wykonywał swoją naprawczą robotę. Nie był w stanie nikogo usłyszeć a co dopiero komuś na coś odpowiedzieć!
Niestety jeden z pytających podszedł do niego i dotknął go. Jak wcześniej opisywałem, to nie byłoby dobre posunięcie! Został nieco sparaliżowany a potem odepchnięty przez nagłe przyjęcie od Niego dawki wysokiego napięcia. Ale na szczęście nie zrobił sobie poważnej krzywdy poza obiciem sobie tyłka i lekkiego oparzenia łapek. W takim razie jak doszedł poparzony zwierzak do siebie postanowił dać białemu haskiemu spokój, aż skończy robić tą dziwną robotę ze zniszczonym budynkiem.
Po niedługim czasie haski obudził się z tego dziwnego snu aktywnego na jawie, jak ukończył budowę domku. Wtedy obrócił się do oglądających Go zwierzaków i spytał ich.
– Czy coś opuściłem? Albo komuś krzywdę zrobiłem?
– Nie! No chyba, że poza tym poparzeniem jednego z nas. Tamten coś konkretnego chciał od Ciebie i cię dotknął. Lecz wtedy Tyś go sparzył czymś przypominającym mały piorun!
– Ups. Przepraszam nie chciałem. Zapomniałem wam powiedzieć, by nikt się nie komunikował ze mną i mnie nie dotykał!
– A czemu? – Spytał jeden z nich.
– No dokładnie to nie wiem. Ale jak się bardzo mocno skoncentruję na wykonywanych działaniach, dziwnie się wyłączam i tracę całkowicie kontakt z otaczającym mnie światem. A wtedy to nie wiem, co się dookoła mnie dzieje!
– Aha, nieco rozumie. A co konkretnie robiłeś? – Pytał ten sam zwierzak.
– Chciałem wam pomóc przecież odbudować zniszczenia dokonane przez psa podobnego do mnie.
– A skąd masz te dziwne moce? Przecież one nie pochodzą z naszego świata!!!
– No nie wiem skąd je mam. Wiem tylko, że się z nimi urodziłem.
– Aha. To taki normalny z ciebie pies to raczej nie jest, tak? – Pytał nadal.
– Nie mogę ci na to odpowiedzieć, bo sam tego nie wiem, ale mogę powiedzieć to, że niektórych tych umiejętności można się normalnie nauczyć!
– Nie wierzę w takie bajki! Pewnie jesteś z kosmosu! – Ciągnął nadal.
– A skąd. Już spotkałem się z takimi osobami, które są w stanie wykonywać podobne zdolności. Podobno sami się tego nauczyli. A inne z nich nieco je wzmacniały jakimiś czarami, czy coś tam!
– Dobra. Nieco mnie przekonałeś. A jak wytłumaczysz tą naprawę domu? Zrobiłeś to właśnie za pomocą tych swoich magicznych funkcji?
– No można by to tak powiedzieć. – Odpowiedział mu haski.
Inne zwierzaki zdążyły już wcześniej wrócić do swych zajęć codziennych połączonych z szukaniem sobie jakiegoś konkretnego miejsca do spania. Dzisiejsza noc zapowiadała się dość ciepła na szczęście i bez chmurna z księżycem w nowiu. W takim razie nikomu z tych zwierzaków nie przeszkadzało „spanie pod chmurką”.
Noc minęła. Zaczął się nowy dzień. Biały haski postanowił pójść w dalszą drogę a przy okazji szukać swojego klona. Złego klona! Ale zanim wybierze się w dalszą podróż postanowił wcześniej pomóc mieszkańcom tego miasta w naprawieniu szkód.
Zanim wszystkie zwierzaki mieszkające w mieście się obudziły, haski podszedł do kolejnej ruiny, która kiedyś nazywała się domem. Odsunął się od niej na odległość, która jest w miarę bezpieczna dla ludności i jego samego. Zapamiętał, jakimi domkami ma się zająć po kolei i następnie przystąpił do swojej nieprzymuszonej pracy związanej z naprawą budynków mieszkalnych.
Zamknął sobie oczy, skoncentrował się mocno nad wykonywaniem akcji i wtedy stracił łączność ze światem a wokoło niego utworzyło się te specjalne ochronne pole energii i wtedy otworzyły mu się oczy i przystąpił do skoncentrowanej pracy. Ona trwała bez jakiegokolwiek odpoczynku non-stop po prostu, przechodząc z jednego budynku na drugi, wykonując dany budynek z coraz to szybszymi działaniami! Te działania miały trwać tak długo, aż nie skończą się budynki do remontu.
Oczywiście taka straszna koncentracja nie była za darmo! Z każdą chwilą haski tracił siłę witalną i zdolność regeneracji organizmu! Jak skończył remontować domki, akurat zaczynała się noc z oczywiście księżycem w pełni. Lecz gdy biały haski skończył działać, obudził się nagle z tegoż letargu psychicznego i wtedy bez jakiegokolwiek innego ruchu padł na ziemie gdzie akurat stał i stracił przytomność z totalnego przemęczenia i braku pożywienia!
Większość z tych zwierzaków, co jakiś czas go obserwowała i raczej nie dotykała, wiedząc od tegoż jednego, który go ostatnio dotknął w tym stanie. Bezinteresownie tak jak on to robił, oni zajmowali się nim zmieniając wartę pilnowali go, by nic mu się złego niestało.
Jak zobaczyli, że skończył remontować ich budynki i wtedy się natychmiast budzić ze swojego totalnie dziwnego snu na jawie zauważyli też, że bezwładnie upada na ziemie, bez jakiegokolwiek czucia! Od razu parę z nich stojących tam zwierzaków podbiegło do niego. Podnieśli go i od razu zanieśli do jednego z świeżo wybudowanego domu.
Tam próbowali Go obudzić, ale nic z tego nie wyszło! W takim razie położyli go do łóżka, stawiając przy nim nocną wartę. W nocy była pełnia, więc odsłonili firany, by blask księżyca oświetlał pokój. W ten sposób mogli czuwać przy nim przy świetle księżyca.
Na szczęście nasz psiak spolaryzował sobie wcześniej pewne tkanki ciała odpowiedzialne za transformację w bestię wilkołaka. W takim razie niebyło potrzeby się obawiać o ich życie w czasie aktywności księżyca w pełni.

XVI – Śmiertelne Zmęczenie

Kolejny cudowny ranek po pełni księżyca. Czy tym razem się uda i ten dzień będzie trwał tak pięknie od rana do nocy? Któż to wie?
Z samego rana biały haski obudził się, ale był tak zmęczony po wczorajszej ciągłej psychicznej pracy, że od razu zasnął z powrotem.
Jego śnieżnobiała dotychczas sierść całkiem po nocy zszarzała tracąc oryginalny lśniący blask. Zmieniła się z sierści znanego haskiego na sierść przypominającą wełnę owczą.
Ten zwierzak, który miał przy Nim, wartę w tej nocy troszkę mu się przysnęło. Ale jak się obudził i zauważył zmiany w wyglądzie psa, które teraz były dobrze widziane w świetle wpadającego do pokoju słońca przeraził się. I natychmiast pobiegł alarmując pierwszego z brzegu przechodnia.
Od razu przybiegła cała zgraja mieszkańców przypatrując się niemu. Jeden z przybyłych natychmiast sprawdził czy pies jeszcze żyje. I jak się dowiedział, że tak to próbował go obudzić. Nic z tego jednak nie wyszło! Jeden z grupki poszedł do kuchni i tam postanowił coś upichcić myśląc, że zapach świeżo przygotowanych potraw od razu postawi Go na nogi. A inni nadal testowali na nim sposoby trzeźwiące. Lecz wszystko na nic.
Nagle jeden z nich wybiegł z pokoju i przyniósł sole trzeźwiące. Podał mu je, ale coś to nie zadziałało. Lecz to go nie zniechęciło i dlatego próbował aż do skutku podając Mu coraz to większą dawkę do wdychania! Po paru głębszych wdechach wreszcie haski się obudził. Ale zaraz jak otworzył oczy zakręciło mu się w głowie i znów stracił przytomność zasypiając na powrót.
Zwierzaki normalnie nie wiedziały, co mają z nim zrobić. Nic nie jadł przez cały wczorajszy dzień, bo był w tym swoim transie a dziś jest tak słaby, że nawet nie jest w stanie utrzymać aktywnej świadomości i od razu traci przytomność. Zastanawiały się cały czas jak mu pomóc tak jak On im pomógł w nieszczęściu.
Jeden z nich wybiegł nagle z domu, w którym się wszyscy znajdywali i skierował się do dziwnej i nawiedzonej starej kocicy. Która jak była jeszcze młoda i mieszkała razem z nimi w mieście to umiała się zachować i pomagała im jak tylko umiała. Ale jakiś czas temu stała się stara i zrzędliwa jak diabli, od czasu jak niby podpisała pakt z diabłem dostając w zamian specjalne umiejętności i w ten sposób stając się niebezpieczna dla społeczeństwa!
Ale te zwierzęta były haskiemu to dłużne. I dlatego to było warte, by skontaktować się z nią! Nawet jak by to miało znaczyć kontakt z siłami nieczystymi! Jeden z nich, który wybrał drogę pomocy właśnie u nawiedzonej kocicy, właśnie do niej dobiegał.
Zaraz jak stanął przed drzwiami, one same się otworzyły a w progu nagle ukazała się sylwetka starej kocicy. To śmiałka dość mocno wystraszyło. Lecz miał dość mocne nerwy przychodząc aż tutaj! I bez wahania zadał kocicy swoje pytanie.
– Witaj, jesteś w stanie nam pomóc?
– A w czym? – Odpowiedziała nagle kocica.
– Mamy w mieście przybysza, który nam pomógł w potrzebie. A teraz sam jest przez to umierający!
Kocica wysłuchała, co miał zwierzak do powiedzenia i zastanowiła się nieco. Następnie odpowiedziała stanowczym głosem.
– Kim jest i co mu jest?
– Jest białym psem haski. I przez cały wczorajszy dzień nic nie jadł tylko naprawiał nasze miasto aż do nocy! Nie jedząc, nie pijąc ani nie odpoczywając ani na chwilkę!
– To, czemu był takim głupcem? – Spytała opryskliwie kocica.
– Ten pies od samego początku nie wyglądał normalnie! Był po prostu dziwnie „piękny” jak na psa tej właśnie rasy. I do tego mógł władać niezwykłymi mocami podobnie jak Ty!
– Mówisz, że włada niezwykłymi mocami!? – Pytała kocica z niedowierzeniem. – To, czemu sam się nie uleczy, jak się doprowadził do takiego stanu umierającego, o jakim mówisz?!!
– Nie wiem! Pomożesz nam czy nie!? – Po raz wtórny spytał.
Kocica jeszcze raz się zaczęła zastanawiać i dopasowywać wszystkie zebrane Jej fakty. Potem odwróciła się od niego plecami i nie zamykając za sobą drzwi weszła w półmrok ciemnego swojego domu. Wziąwszy potrzebne rzeczy ze sobą nagle wyszła z powrotem na zewnątrz budynku mówiąc.
– Jestem gotowa. Możesz Mnie zaprowadzić do tego dziwnego psa. – Powiedziała spokojniejszym już głosem kocica.

Tym czasie u informatyka…
Informatyk siedział kolejny dzień nad komputerem i kombinował ile tylko się da, by się czegoś konkretnego dowiedzieć o tym psie rasy haski. I nagle jego mozolna i długa praca opłaciła się! W końcu dogrzebał się do zatajonych danych przez haskiego i po chwili już odkrył, kim jest.
Tajemniczy pies haski był bardzo dobrze zbudowanym psem o śnieżnobiałej sierści i niewiarygodnie pojętnym umyśle. Był w stanie opanowywać każdy rodzaj możliwej nauki, która tylko była dostępna w jego posiadanie. Niewiarygodnie się szybko uczył jak na psa i posiadał dość niezwykłe umiejętności, które pozwalały mu na operowanie dziedziną magiczną. Mógł za pomocą centralnej i dokładnej koncentracji tworzyć dość duże ładunki magii, energii zwanej „kulami aury”. Do tego posiadał dodatkową umiejętność, którą prawdopodobnie używał na ich kamerach. Ta umiejętność miała nazwę „pole mentalne”.
Ostatnie dane wskazują, że bawił się maszyną teleportującą, zmieniając jej działanie i tworząc z niej maszynę odwracającą polaryzację. Po co dokładnie to zrobił nie jest dokładnie opisane w dzienniku po za tym, że jego pierwszy test nie wyszedł dokładnie zmieniając całkowicie swoją strukturę molekularną i w ten sposób odwracając swoją polaryzację, nie tak jak chciał! Z kolejnych notatek haskiego wnioskować można, że ten błąd był potrzebny do likwidacji swojej choroby. A o jaką chorobę chodzi to już nie jest napisane kończąc się nagle wielokropkiem.
Psiakość, wiem tylko, kim jest i co posiada specjalnego, ale nie wiem gdzie go szukać i co zrobił ze zbroją. Wiem tylko, że jest ona nadal w jego posiadaniu, bo komputer nie wskazuje na zniszczenie jej tylko na nieaktywność. Pokazując ostatni skan aktywności właśnie w pobliżu laboratorium. Lecz jedno mnie dziwi, czemu ostatnie skany nie pokazują psa, tylko coś takiego po opisie:

Przed ostatni skan:

Zbroja: Aktywna
Użytkownik przypisany: Wilkołak (pies)
Aktualne położenie zbroi: Okolice Tajnych Laboratoriów

Ostatni skan:

Zbroja: Nieaktywna
Użytkownik przypisany: Brak
Aktualne położenie zbroi: Brak


Zastanawiał się jeszcze dość intensywnie, co mogłyby mówić na skanerze takie dziwne dane o użytkowniku: Wilkołak (pies). Muszę jeszcze raz zbadać cały dziennik haskiego… i dowiedzieć się więcej o nim, zanim podejmę kolejne kroki.


W tym samym czasie w mieście…
Po pewnej chwili kocica dotarła do wskazanego budynku. Weszła do środka, rozejrzała się dookoła i następnie wkroczyła wolnym krokiem do pomieszczenia gdzie właśnie spoczywał haski. Wszystkie zwierzaki momentalnie zaczęły wpatrywać się w nią. Ona zaś powiedziała tylko jedno słowo.
– Wyjść!
I momentalnie wszyscy zaczęli opuszczać pomieszczenie, gdy nagle kocica zawołała tegoż zwierzaka, który ją Tu przyprowadził. By nie wychodził i opowiedział dokładnie, co wie o tym psie. A on zaś skinął ramionami i odpowiedział jej.
– Co wiedziałem, już powiedziałem. Nic więcej Nie wiem!
– To, chociaż powiedz skąd On jest? – Spytała kocica.
On zaś opowiedział jej krótką historię o tym, jak wkroczył do miasta jakiś dziwny czarny pies władający dziwnymi mocami demolując im miasto, nie wiadomo z jakiego powodu. Potem, że opuszcza miasto a na jego miejsce przychodzi On i chce się coś o Nim dowiedzieć a następnie swymi mocami, podobnymi do tego, co zniszczył miasto odbudował je w jeden dzień. I dlatego tak się wymęczył, aż prawie do śmierci. Ona, zaś dokładnie wysłuchała całej jego historii i zapytała Go jeszcze raz.
– Jakimi mocami władał? Jak wyglądały?
– Nie wiem dokładnie, bo niebyło za bardzo ich widać! – Odpowiedział jej.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– To, że wylatywały z Niego tak dziwnie, że niebyło zbyt ich widać. Coś jakby jakieś pole czy coś takiego.
– Mówisz po-le. Hm. A ten czarny, jakimi władał? Umiesz to opisać? – Nadal pytała.
– Myślę, że tak. To coś jakby w kształcie świecącej, albo raczej oślepiającej kuli, która po trafieniu w cel rozwalała go w drobny maczek! To było straszne…
– Dzięki za informację możesz wyjść!
Powiedziała swym okrutnym głosem do niego i rozumując, o co chodzi, zaraz po jego wyjściu przystąpiła do swej dziwnej pracy.
Na początek zaczęła wymawiać dziwne słowa kręcąc nad głową haskiego swymi łapami. Następnie biorąc do nich dziwny przedmiot zaczęła nim wywijać i na koniec powiedziała do niego. Jakieś słowa w dziwnym języku, głosem przypominającym szczekanie. Wtedy wzięła do swych łap środek odurzający i zawołała kogoś, kto może jej przynieść coś pożywnego do zjedzenia. Oczywiście nie dla niej, lecz dla niego!
Haski po tym wszystkim jak się porządnie wyspał i został obudzony przez Nią za pomocą środków cudzących, otworzył oczy i wyczuł w powietrzu zapach wspaniałego świeżego jedzenia. Od razu zaczęła mu lecieć ślinka z pyska samowolnie i nie mógł po prostu nad tym zapanować. Zaczął momentalnie jeść i nie mógł po prostu przestać póki wszystkiego, co było przygotowane nie zjadł.
Następnie przeprosił kocicę za swoje dziwne zachowane i podziękował za posiłek. Przecież nie wiedział jak się to stało, że znalazł się w łóżku w pewnym domu i kto mu przygotował tak pyszny posiłek. Praktycznie zaraz po zjedzeniu i podziękowaniach wyciągnął się zdrowo. I wtedy w momencie po całym jego ciele zaczęły przelatywać magiczne fale, niestety od razu przy niej. Ona zaś nie była zbyt zdziwiona tym, co się z nim działo. Może już wcześniej to widziała. A może sama to przechodziła któż to wie!
Z każdą magiczną falą przepływającą po jego grzbiecie, jego zniszczona i szara w kształcie wełny sierść od razu zaczęła powracać do normalnego swojego stanu. Po chwili cała jego sierść nadmuchała się jak balon puszystością i następnie sama się ułożyła i wygładziła nabierając połysku i śnieżnobiałego koloru jak kiedyś.
– Czuję się wspaniale. Dziękuję. – Podziękował haski kocicy.
– To nie jest tylko moja zasługa biały psie. To również zasługa tych zwierzaków, którym pomogłeś odbudować zniszczone miasto. – Powiedziała kocica. Dodając jeszcze na koniec.
– Spłaciliśmy Dług! Idź szukać swojego zła!!
Haski zdziwiony ostatnim zdaniem kota, zapytał go.
– Skąd wiesz, że to jest moje zło i że go szukam?
– Nie wiem, domyśliłam się po wszystkich powiedzianych o Tobie faktach.
– Aha. Więc do zobaczenia i jeszcze raz dziękuję. – Powiedział na koniec haski.
– To My Ci dziękujemy!
Żegnając się pozdrowił wszystkich mieszkańców haski i wyruszył w dalszą podróż.
Wychodząc właśnie z miasta najedzony i wypoczęty skierował się na przód ku zachodzącemu słońcu. Haski przeszedł akurat dość duży kawał drogi od miasta i niemiał raczej ochoty się już wracać. Nawet nie przeszkadzało mu to, że noc z księżycem w nowiu deptała mu po piętach z każdą sekundą.
Parę minut po zachodzie słońca, jak było jeszcze coś widać znalazł sobie przydrożny kamień i postanowił na nim przenocować, aż nie nadejdzie kolejny dzień. Nie było przecież sensu tułać się po nieznanym terenie w czarną noc!  
XVII – Obcy

Husky obudził się nagle o świcie od razu się otrzepując z zimna. Dzisiejsza pogoda niebyła wcale przyjemna. Wręcz okropna! Padał deszcz i było bardzo zimno. Wszystko wskazywało na to, że dziś się coś nie zbyt przyjemnego wydarzy! Ale to go wcale nie przytłaczało, ponieważ w innych dniach świeciło pięknie słońce i było bardzo ciepło, zapowiadając się na przyjemny dzień. A tu nagle, trach i w danym dniu stają się niespodziewane tragedie! Więc taka pogoda wróżyła nadchodzące zło, ale czy na pewno?! Tutaj wszystko jest możliwe!
Było tak zimno i nieprzyjemnie, że nie chciało się mu nigdzie ruszać. Bez przerwy padał deszcz. Haski nie chciał zmoknąć lub zmarznąć, więc postanowił zaprzeć się i pójść, albo raczej pobiec w dalszą trasę. Nagły wiatr nawiewał mu deszczem prosto w ślepia, pogarszając mu widoczność. Był przecież dzień a zaczynało się robić dziwnie pochmurno albo raczej ciemno jak w nocy.
Po pewnej chwili biegu zobaczył w oddali mały blask świateł. Postanowił nie zbaczać z kursu i w tamtym kierunku pobiec. Z każdą następną chwilą robiło się coraz to zimniej. Padający deszcz robił się coraz to gwałtowniejszy. Haski był w dobrej kondycji. Lecz tak mocny wiatr i totalna ulewa sprawiała Mu nie lada problem.
Pies miał grubą pokrywę włosową, po której spływał deszcz, ale jednak przy takiej srogiej pogodzie i ostrym deszczu, nawet ta sierść nie była w stanie odprowadzać wody. Więc po dość długim biegu zmókł całkowicie a było mu już tak zimno przez ten dziwnie lodowaty wiatr, że aż cały zmarzł.
Praktycznie parę kroków przed wejściem do oświetlonego budynku z deszczu nagle zrobił się gruby śnieg. Zaczął pokrywać totalnie wszystko i po paru sekundach takiej okropnej pogody wszędzie zrobiło się momentalnie biało. Wkroczył na ganek. Odwrócił się i zaczął oglądać, co się dzieje na polu. Z chwili na chwilę śniegu wszędzie robiło się tak dużo, że, aż zaczynał dochodzić wysokością do kostek. Gałęzie zaczynały się uginać pod ciężarem nacierającego śniegu.
Minęła kolejna chwila. Z nie wiadomo skąd tak samo jak się nagle zaczęło, momentalnie przestał padać śnieg! Wtedy zaczął się horror związany z burzą bez deszczu, ale z totalnym zsypem piorunów, jednego po drugim. Momentalnie zrobiło się oślepiająco jasno wszędzie. Wszędzie było słychać grzmoty i trzaski z nagłymi ciągłymi rozbłyskami z każdych stron. Powstał wszędzie taki chaos, że nie dało się wytrzymać.
Haski miał tak zszarpane nerwy, że akurat znalazł się w samym środku tak niestabilnej i wciąż zmieniającej się pogody. Nagle po takim totalnym nieładzie pogodowym nastała idealna cisza! Bez wiatru bez praktycznie niczego. Od razu zrobiło się wokoło jasno jak w normalny dzień i zaczęło świecić słońce!
– Nareszcie spokój! – Powiedział sam do siebie nadal stojąc na ganku przed jakimś domem.
Jak spokój trwał już jakiś czas, nie zmieniając się, postanowił wejść do tegoż budynku. Odwrócił się i nagle doszło to do niego, że drzwi były zamknięte albo raczej zaryglowane deskami. Zastanawiał się czemu drzwi zostały zabite deskami. A światło na ganku przecież się świeciło!
Pogoda nareszcie się ustabilizowała pomyślał sobie kierując głowę z powrotem w kierunku pola. Ale to tylko tak ładnie wyglądało. Bo słońce tak grzało albo raczej paliło, że aż cała woda, którą wcześniej napadał deszcz, a potem śnieg, nagle zaczęła wyparowywać! Po całkowitym wyparowaniu temperatura powietrza zrobiła się nieznośnie gorąca. Nagle ziemia zaczęła pękać a przydrożne drzewa stawać w płomieniach.
Ten dzień był totalnie nie na miejscu z wszystkimi możliwymi powikłaniami pogodowymi. Zastanawiał się, co jeszcze go dziś czeka! Słońce tak strasznie grzało, że trudno było nawet oddychać. Nie wiał praktycznie żaden wiatr, nawet najmniejszy! Nie mógł już wytrzymać takich nagłych zmian atmosferycznych i niemiał zamiaru być tu ani chwili dłużej. Nie wiedział dokładnie, co ma uczynić, czy zniszczyć zabezpieczenia „przecie włamaniowe” do danego domku i schronić się w nim, czy utworzyć portal i uciec do świata alienów! Wybrał na razie tą słabszą wersję i postanowił włamać się do budynku, myśląc sobie. Może tam będzie trochę chłodniej, biorąc się do roboty.
Podszedł do zaryglowanych drzwi i jedną kulą aury rozwalił je. Potem wszedł do środka i na samym środku pomieszczenia stała dziwna maszyna. A wokoło niej niebyło w ogóle żadnych mebli. Ani szafy, łóżka, stołu czy krzeseł, totalna pustka poza stojącą dziwną maszyną po środku jednego na cały dom pomieszczenia.
Podszedł jeszcze bliżej do niej i zaczął ją oglądać z wszystkich możliwych stron. Wyglądała jak zmodyfikowany grzejnik czy generator prądu o wysokości prawie dochodzącej do sufitu. Zdziwił się oglądając ją, że maszyna niebyła podpięta właściwie do niczego nawet do prądu. Działała sama przez siebie. Zauważył, że sama robiła sobie prąd i sama go zużywała, wszystko robiło się automatycznie, jakby ktoś ją wcześniej ustawiał.
Po dokładniejszej ocenie sytuacji doszedł do wniosku, że pogoda na zewnątrz zaczęła się powtarzać. Znów zaczynało robić się zimno i ciemno wokoło, padający za oknem deszcz, taki sam, jaki był rano jak się obudził!
W pewnym miejscu w tej dziwnej maszynie zauważył miejsce na wkładanie kaset magnetofonowych, dokładnie takich do słuchania muzyki. Maszyna posiadała dwa wejścia na te kasety a jedno z nich właśnie było używane. Tylko, wokoło nie było żadnych głośników, by odsłuchać nagrania zapisanego na niej. Kaseta cały czas się kręciła, ale, po co? Zastanawiał się haski.
Postanowił ją wyciągnąć i sprawdzić, co się stanie. Tylko, że nie mógł znaleźć przycisków operujących: stop, start, itp. W takim razie nie mógł zatrzymać nagrania i wyciągnąć kasety! Zaczął szukać, jakichkolwiek przycisków, przekładni czy pokręteł. Totalnie nic tam nie było. Cała maszyna była tylko podpięta do sufitu jednym cienkim kablem. W takim razie postanowił go odłączyć zrywając go z sufitu.
Po wykonaniu tego zadania całe światło, które było w pomieszczeniu zgasło, również te na polu. Ale maszyna cały czas działała, bez jakiejkolwiek różnicy czy była podpięta czy nie. Nie było zbyt ciemno w pomieszczeniu, ponieważ budynek posiadał parę okien widokowych na podwórko. Lecz z powodu ciągłej zmiany atmosfery robiło się, co jakiś czas ciemniej, jaśniej itd.
Zmienił się w wilkołaka i od razu widział dużo lepiej w półmroku czy w ciemności niż pies. Wdrapał się na sufit i założył z powrotem zerwany kabel, włączając w ten sposób światło w pokoju i na zewnątrz. Schodząc z sufitu zobaczył na samym szczycie maszyny małą dźwignię koloru czerwonego schowaną nieco w wgłębieniu, nie dostępną wzrokiem jak się stoi normalnie na podłodze.
Przełączył tą dźwignię i wtedy cała maszyna przestała działać a z przodu niej otworzyły się obydwa wejścia na kasety magnetofonowe. Oczywiście światło w pomieszczeniu też zgasło. Skoro był nadal wilkołakiem mógł spokojnie zejść z sufitu nie robiąc sobie krzywdy i pooglądać wreszcie tą kasetę!
Właśnie schodząc zauważył, że na polu wszystko ucichło. Popatrzył przez okno. Na polu wszystko prawdopodobnie wróciło do normalnego stanu rzeczy. Jak wziął kasetę do łapy przeczytał tytuł: „Sterownik pogodowy”. Teraz dokładnie zrozumiał, że ta dziwna maszyna sterowała całą pogodą zaprogramowaną na tej kasecie magnetofonowej. Jedno go tylko jeszcze trapiło, po co ktoś zrobił taką bezsensowną maszynę pogodową! Pomyślał chwilkę i zastanowił się bardziej. Wiem pewnie wykonawca chciał kontrolować pogodę by mieć zawsze ciepło czy coś takiego. Ale w takim razie, czemu ją zamknął tutaj i ustawił kasetę na takie bezsensownie zmienne pogody?!!
Wyszedł ze starego domku na pole i postanowił odwiedzić sobie starych znajomych z portalu. Będąc w postaci wilkołaka utworzył portal prowadzący do świata alienów. Spokojnie tam wkroczył. Nagle okazało się, że ukazał się centralnie wokoło śpiących tam bestii. Miał teraz extra szczęście, ponieważ gwałtowniejsze wejście na pewno by je obudziło!
One reagują na inne rasy, więc mogłoby być nawet problemem poruszanie się wokół nich w trybie bardzo wolnym i bezszelestnym! Najlepsze i bezpieczniejsze poruszanie się w stadzie miałoby tylko sens jakby się zmienił w takiego samego jak one - aliena. Lecz takiej zmiany jeszcze się nie uczył! By być bezpiecznym w tej akurat chwili, musiałby się zmienić w smoka. Jedynie On jest tak silny by sobie z nimi wszystkimi naraz tu zgromadzonymi poradzić.
Zastanawiał się jeszcze chwilkę i kalkulował informacje. Na smoka niestety było tu za mało miejsca i wtedy mógłby nieco się nie zmieścić lub zniszczyć po prostu gniazdo. Te gniazdo znajdywało się w świecie alienów bezpośrednio pod ich ziemią. Wysokość i szerokość ścian była nieco zbyt skromna, więc dlatego mógłby się tam nie zmieścić po prostu!
Jak chodziło o powrót do swego świata mogłoby to się nie udać, ponieważ tworząc powrotny portal trzeba użyć dość duży ładunek energii, który akurat wyzwala światło. A one akurat agresywnie reagują na światło. W takim razie wszystkie drogi prowadziły do tego by się wreszcie nauczyć formy oryginalnego obcego, innego lepszego wyboru niebyło do uzyskania!
Przystępując do nauki, skoncentrował się powoli i dokładnie na wyglądzie obcych i zamknął oczy. Musiał to robić dość powoli dokładnie, bez jakichkolwiek poprawek i błędów. Bo jak jakiś z nich się obudzi, widząc Go mógłby się wkurzyć i rozszarpać go na strzępy!
Na razie mu się to udawało, powolutku przekształcał sobie kończyny, ogon i następne części ciała, stabilizując nowe części po kolei. Po utworzeniu ogona i ustabilizowaniu go, powoli w przemianie przechodził do kolejnej części ciała. Robił to wszystko wolno i dokładnie koncentrując się bezpośrednio i osobno na danym kawałku ciała robiąc to jakieś 20 minut. Dość długo to trwało, ale w końcu się udało. Jeszcze tylko jedna ważna dla niego rzecz, wszystkie członki ciała były już utworzone prawidłowo. Ale każdy z nich działał jeszcze osobno. By je naraz połączyć w jeden organizm musiał wyzwolić swoje standardowe magiczne moce, jakie posiadał w formie haskiego i połączyć je z funkcjami obcego, jakim teraz się stał.
Wiedział dokładnie, że to, co teraz musi uczynić zbudzi je wszystkie na pewno, ale niemiał praktycznie żadnego wyboru. Mógł tylko mieć nadzieję, że go zaakceptują bez pardonu! W innym wypadku miał dwie drogi: przekształcić się w smoka lub uciec z powrotem do swego świata! Lecz przed dokonaniem wyboru musiał wcześniej uaktywnić całe ciało promieniując je swymi magicznymi „falami”.
Nagle po całym swym nowo utworzonym ciele aliena zaczęły przechodzić dość jasne i magiczne fale sklejając wszystkie członki ciała w jeden stały organizm i dokładając do niego standardowe swoje moce, takie jak: kula aury, siła mentalna i przy tym jeszcze dodatkowe, które posiada ciało aliena, wszystko oczywiście naraz. Po wykonaniu wszystkich działań magicznych, jak wcześniej sobie pomyślał, co się na pewno stanie, stało się zgodnie z przewidywanym planem!
Wszystkie alieny, które były wokoło niego obudziły się aktywując swoje wściekłe zachowanie! Teraz pozostało mu czekać i sprawdzać, co oni o Nim będą sądzić. Był oczywiście gotowy na nagłą przemianę w smoka lub ucieczkę.
Alieny wokoło niego na razie nie okazywały agresji związanej z jego osobą. Poza jedną sztuką, która akurat była zbyt zadziorna i zaraz po obudzeniu się zaczęła go gryźć tak po prostu bez powodu. Pomyślał sobie wtedy, że ten mały stworek albo ma źle poukładane w łbie albo po prostu to jest jedna z dziwnych zachowań stadnych tych dzikich istot!
Nie wiedział jak On na to zareaguje, ale kopnął go by się odwalił od niego. Ale Jego kopniak miał nieumiarkowaną siłę, bo to był pierwszy ze swoich ruchów w tym ciele i ten alien, który dostał kopniaka od niego po prostu odleciał w górę i łbem wbił się w bok gniazda nieco rozkwaszając na inne ściany! Inne alieny widząc to niecodzienne zachowanie, nieco się zdziwiły i wtedy do niego podeszły, zaczęli obwąchiwać z różnych stron.
Nagle jeden z nich zdał sobie sprawę, że coś z nim jest nie tak i zaczął się wydzierać dziwnie do innych kolesi. Potem reszta z nich zaczęła tak samo się wydzierać na siebie i wtedy się zaczęło coś niezgodnego. Co chwila jakiś z nich zaczął Go atakować gryzieniem w różne miejsca ciała.
Haski, jako alien doszedł do wniosku, że prawdopodobnie doszli do tego, że nie należy do ich grupy i że jest przemienionym psem haski, którego wcześniej poznali!
Skoro posiadał funkcje alieńskie i funkcje haskiego mógł lepiej się bronić przed ich atakami. Pocisnął wszystkim naraz jedną falę pola mentalnego odrzucając ich na chwilkę, rzucając nimi o ściany gniazda. Zanim alieny doszły do siebie nasz obcy utworzył sobie portal powrotny i natychmiast wrócił do swego świata. Następnie zaraz po powrocie zmienił się z powrotem w dorosłego psa.
Tradycyjnie trafił na koniec dnia. Właśnie zaczynała się noc z widzianym na niebie pięknym księżycem w pełni. Przed położeniem się spać wrócił na ganek starego domu i tam leżąc na posadzce zaczął oglądać sobie księżyc, za którym po prostu przepadał. Mając nadzieję, że kiedyś znajdzie jakiś sposób by, choć na chwilkę na nim się znaleźć.


XVIII – Kaseta

Po udanej nocy, postanowił ruszyć dalej przed siebie zostawiając za sobą stary domek z dziwną maszyną pogodową. Po paru godzinach mozolnego marszu dotarł do kolejnego miasta. Po pierwsze sprawdził okolicę czy klon w nim nic nie nabroił. Potem oczywiście zapytał pierwszego napotkanego przechodnia, czy nie widział w pobliżu podobnego psa do niego tylko, że czarnego.
Dowiadując się, że wszystko jest w porządku, poszedł zwiedzać miasto, napotykając na swej drodze różne gatunki zwierząt, przede wszystkim młodych. Usiadł sobie na pewnej ławce i postanowił poobserwować je. Jedne się bawiły a drugie się niestety nudziły, czemu? Nie wiedział, to było piękne miasto. Lecz jednak coś mu brakowało!
Zszedł z ławki i poszedł do jednego z nudzących się psiaków, kopiących z nudów ziemie.
– Czemu się nudzicie, przecież wokoło jest piękna pogoda i przyjemna atmosfera. – Spytał jednego z nich. A On na to mu odpowiedział nie zwracając na niego zbytniej uwagi.
– Popatrz, wszędzie jest dużo spękanej ziemi, mało zieleni, atmosfera nie jest tak fajna jak Ci się wydaje, jest za gorąco! – Narzekał z upału młody.
Haski odwrócił się od niego i pooglądał wszystko jeszcze raz dokładniej. Wszystko się zgadzało, ziemia była w wielu miejscach spękana z powodu upałów. Owszem słońce czasem się kryło za chmurami ukazując przyjemny cień, ale trwało to zbyt krótko! Postanowił coś z tym zrobić.
Pierwsze, co miał ochotę uczynić to, toby wrócić do starej chaty i wziąć ze sobą maszynę pogodową. Ale zaraz mu przeszło, ponieważ doszedł do wniosku, że nie mógłby jej w mieście włączyć z powodu felernego nagrania na kasecie. Musiał najpierw wziąć kasetę stamtąd i znaleźć kogoś, kto by się znał na jej programowaniu!
Od razu wziął się do pracy. Wyszedł z miasta kierując się z powrotem do chaty. Po paru godzinach męczącego biegu wpadł tam zdyszany, zabrał kasetę z maszyny i miał zamiar tam wracać, ale niestety zanim by do miasta dotarł zastały by Go już ciemności. I to noc z księżycem w nowiu.
Niemiał zamiaru tracić czasu na kolejny torturujący bieg z chaty do miasta, trafiając tam na noc. Przemyślawszy wszystko, schował kasetę i zmienił się natychmiast w smoka. Wzbił się w powietrze i poleciał tam jak wiatr. I już po paru minutach był w pobliżu miasta. W czasie lotu zmniejszył mocno prędkość i obniżył cały lot ku samej ziemi. Wtedy parę metrów od miasta, by nikt Go nie zauważył zmienił się w dorosłego psa haski jeszcze w powietrzu, lekko opadając łapami o ziemię.
Wszedł do miasta jeszcze przed zachodem słońca jakby wszystko było w porządku i skierował się w stronę rynku. Poruszając się tam koło przechodniów, co parę chwil zaczepiał ich, czy znają kogoś, kto by się zajmował nagraniami z kaset magnetofonowych. Lecz nikogo konkretnego nie znalazł. Już prawie stracił nadzieję, że znajdzie Tu osobę, która mogłaby Mu pomóc z tym dylematem, przed nocą. Gdy nagle zaczepił Go pewien pies z nieco poszarpaną sierścią. Zaproponowawszy mu po prostu przytulny nocleg.
– Dobry wieczór przybyszu, może szukasz noclegu na tą ciemną noc?
– Oczywiście przydałby się, dziękuję. – Odpowiedział haski dziwnie się przyglądając psu.
– Widzę, że dziwi pana mój wygląd?
– Nieee! Bardzo przepraszam za moje zachowanie! – Odpowiedział speszony haski.
– Spokojnie już się przyzwyczaiłem, że wszyscy dziwnie na mnie patrzą z powodu mojego wyglądu. – Odpowiedział haskiemu poszarpany pies. – Tak wyglądam odkąd uderzył we mnie piorun.
– Uderzył w pana piorun?!! Jak to się stało? Przecież pioruny nie uderzają w przedmioty tak po prostu!! – Zdziwił się haski.
– Owszem, ale ja ten piorun skonstruowałem…
Miał jeszcze coś dodać, ale zmienił zdanie by nie przestraszyć swojego klienta, zaraz na spotkaniu odwracając nagle głowę. Biały pies nagle się zainteresował tą opowieścią o piorunie i dotarło wtedy to do niego, że może to mieć jakiś konkretny związek z kasetą.
– Zaprowadzić pana do swojego apartamentu? – Spytał nagle nieznajomy.
– Oczywiście, proszę. – Grzecznie odpowiedział haski, dodając po chwili. – A czemu nazwał pan nocleg apartamentem?
– Bo jak zaraz zobaczysz jestem właścicielem niemałego budynku, w którym daje nocleg przybyszom, takim jak Pan.
– Jeśli to jest apartament to na prawdę nie potrzebuje wygody, by się zdrzemnąć. Nie robi chyba Pan tego przez tą Moją niecodzienną białą sierść?!! – Spytał zdziwiony haski.
– A skąd, po prostu zapraszam do Mnie wszystkich, którzy chcą wypocząć, bez względu jak wyglądają!
Po chwili dotarli do miejsca gdzie stał piękny budynek trzypiętrowy. Wtedy pies zaprowadził haskiego do swojego pokoju i życząc Mu przyjemnej nocy, dodając na koniec.
– Jeśli będziesz coś potrzebował, nie krępuj się i zadzwoń, naciskając przycisk znajdujący się przy drzwiach. – Powiedział właściciel zamykając za sobą drzwi.
Haskiemu przydałby się konkretny spoczynek po tak męczącym dniu, biegając tam i z powrotem od chaty do miasta! Podziękował Mu przed wyjściem i położył się natychmiast spać.
Na następny dzień, obudził się wypoczęty i zaraz jak zobaczył gdzie się znajduje, zszedł szybko z piętra i zawołał tajemniczego psa. On zaś nie wiadomo skąd ukazał się zaraz za nim mówiąc.
– Jestem. Coś podać? Może śniadanie?
– Miałem właśnie wychodzić i spytać się coś Pana, ale chętnie skorzystam z gościnności i zjem śniadanie. – Powiedział grzecznie haski.
On zaś zaprowadził Go do pewnego pomieszczenia, gdzie wszystko już było podane na stole. Zaprosił go do stołu i chwycił za wazę, by mu nalać zupy. Haski Niechciał być niegrzeczny, ale spytał Go jeszcze raz, czemu Mu tak dziwnie przysługuje jak przecież jest właścicielem tej pięknej posesji. On zaś szybko mu odpowiedział jak by wiedział, że właśnie o to zapyta.
– Jestem porządnym psem i umie się zachować. Sam jestem w całym domu, więc wszystko jest na mojej głowie. A jak spytasz, czemu sobie nie wynajmę kogoś, kto by się zajmował klientami, to od razu mogę ci powiedzieć, że to nie jest tak dobry hotel, na jaki wygląda.
– A czemu? Stało się coś tu tak strasznego, że mało jest klientów? – Spytał niepewnie haski.
– Nie, po prostu nie stać by mnie było na pracownika z powodu małej liczby odwiedzających nasze miasto. Właśnie przez…
Miał coś dodać, gdy opamiętał się i nagle skończył urywając zdanie! Haski Niechciał się dowiadywać nic na temat tegoż psa, by nie zrobić mu przykrości. Wiedział z jego wypowiedzi, że jest dość tajemniczy, nie tylko z powodu wyglądu, ale z konkretnie urywanych zdań, które mu się akurat zaczynały podobać!
Zjadł grzecznie nie pytając na razie o nic. Potem wstał od stołu odwracając się do niego i pokazując Mu kasetę magnetofonową, chciał się Go spytać czy zna kogoś, kto umie zajmować się takimi nośnikami danych. On zaś jak ją tylko zobaczył, od razu się zląkł! Pytając go.
– Skąd masz tą kasetę? Nie. Niemów, wziąłeś ją z pewnej maszyny stojącej gdzieś tam…
Znów się zamknął, że za dużo chce powiedzieć i pogorszyć swoją sytuację.
Haski potaknął mu mówiąc, że właśnie stamtąd pochodzi i że wyłączył maszynę. On na te słowa na moment zaniemówił ze zdziwienia. Haski zaś zapytał się Go czy coś wie na ten temat widząc jego zachowanie. Wtedy Pies z poszarpaną sierścią się otworzył i zaczął opowiadać.
Że jest pewnym naukowcem, który kiedyś pracował w pewnej firmie, o której nikt nie wiedział i nie mógł oczywiście zdradzić, o jaką firmę chodzi. Został z niej wyrzucony z powodu nieudanego eksperymentu, który był w stanie zniszczyć w niepowołanych rękach całą Ziemię! Po chwili Haski dowiedział się, że chodzi właśnie o tą dziwną maszynę znajdującą się parę kilometrów stąd w kierunku właśnie tajnych laboratoriów. Jak już wszystko się dowiedział to wtedy zabrał głos i dodał swoje.
– Wiem, o jaką firmę chodzi! – Powiedział nagle haski.
– Tak, żartujesz! – Niedowierzająco mówił wyrzucony naukowiec.
– Owszem, że wiem, o czym jest mowa. O „Tajnych Laboratoriach” tak?!
– Zgadza się. Kiedyś tam robiłem jak Ci wspominałem.
– A dlaczego się tak wzdrygnąłeś jak zobaczyłeś Tą kasetę?! – Spytał haski.
– Ponieważ dojście do maszyny i jej wyłączenie niebyło możliwe! Nawet ominięcie tegoż miejsca gdzie się ona znajduje. Po prostu jesteśmy tu wszyscy uwięzieni i to właśnie przeze mnie!!! – Zaczął szlochać naukowiec.
– Uspokój się już jest po wszystkim. Dotarłem tam i wyłączyłem Ją! – Powiedział haski klepiąc Go po plecach.
– Tak! Jeśli to jest Ta kaseta, to jesteśmy uratowani! – Od razu doszedł do siebie poszarpany pies.
Haski dał Mu kasetę i zapytał go czy jest możliwość zmiany danych na takie, jakie by mu odpowiadały. On zaś powiedział, że jest taka możliwość, ale wkład danych musiałby być nałożony jedynie tak by miały konkretny sens dla danego miejsca. Najlepiej żeby Te dane podała osoba podróżująca, która widzi, jaka jest pogoda w innych miejscach świata.
Ta ostatnia informacja bardzo dobrze pasowała do niego, ponieważ On właśnie dużo podróżuje i niejedno widział. A na dodatek przeżył to piekło, które zgotowała mu maszyna pogodowa.
– Może Ja bym mógł dołożyć swoje dane na kasecie? Dużo podróżuje i nie jedno już widziałem a poza tym urodziłem się w Psim mieście. – Zaproponował haski.
– Oooo! To bardzo daleko stąd! Też stamtąd pochodzę! – Powiedział zachwycony naukowiec. – Dobra a do czego Ci ta maszyna potrzebna?
– Czemu od razu maszyna?
– Skoro chcesz przeprogramować kasetę sterującą pogodą to na pewno chcesz ją używać w mojej maszynie! No niemów mi, że chcesz ją przesłuchiwać, bo Ci nie uwierzę!!
– Tak, nie będę puszczał ściemy. Potrzebuję tą maszynę do konkretnych celów.
– Do zniszczenia świata?!!!
– Skąd! Chcę poprawić tą pogodę panującą Tutaj! – Powiedział haski.
– Tu!? A po co Tu?… No tak przecież jest straszna „lampa”, która utrzymuje się już dobre 2 miesiące! Może przez mnie?
– Nie wiem, przez kogo jest tu tak gorąca a może tak ma być. Chcę to zmienić. Bo tu wygląda jak po totalnym kataklizmie słonecznym.
– Widzę, że nie jest dobrze, przecież tu mieszkam teraz! – Powiedział poszarpany pies i dodał. – Pomogę ci naprawić kasetę!
– Dobra, a Ja się zajmę resztą.
– Aaaaa dokładnie, czym?
– No przyniesieniem tu tej maszyny! – Powiedział biały haski.
– Skąd! Nie dasz sobie sam rady! Nawet My sami nie damy sobie z nią rady! Jest wiele kilometrów stąd przecież!!
– Wiem to dokładnie, bo tam już byłem wczoraj i to aż 2 razy. – Dogiął haski.
– Nie wieże, musiałbyś przez cały dzień biec bez wytchnienia!
– To też wiem, ale jakoś sobie poradzę i to jeszcze dzisiaj! – Dogiął ponownie haski.
– To teraz to już w ogóle Ci nie wierzę!!! – Odpowiedział naukowiec.
– Ty zmontuj kasetę, by pasowała do tego miejsca a ja się zajmę maszyną.
– Ale potrzebuję Cię byś podawał mi potrzebne dane!
– Nie potrzebujesz Mnie teraz, tutaj masz listę jak powinna wyglądać wspaniała pogoda potrzebna po kolei w odstępach czasowych dla tegoż miejsca.
Powiedział haski i szybkimi ruchami łap napisał na kartce potrzebne do szyfrowania dane, dając Mu następnie do łapy gotową kartkę.
– Nie mogę tego zaszyfrować z tej kartki, przecież ją teraz od łapy napisałeś!
– Zaufaj Mi! Będzie dobrze – Powiedział haski i wyszedł spokojnie z lokalu.
Dzień był tradycyjnie jak na te miejsce ładny, aż za bardzo. Świeciło słońce tak samo jak wczoraj czasami się przykrywając małymi chmurkami jak by było zakodowane przez drugą maszynę! Bardzo dziwne zjawisko! Haski postanowił jednak wyjść z miasta i przynieść do niego tę maszynę, która jest w starej chacie oddalonej od miasta o wiele kilometrów.
Zaraz jak wyszedł z miasta zaczął biec i jednym dużym skokiem odbił się raz od ziemi i wtedy momentalnie zmienił się w powietrzu w smoka. Akurat mu się to udało, ponieważ jak by to zrobił inaczej w swojej przemianie zaryłby sobą całym o ziemie i runął po prostu wywalając się! Więc jako smok poleciał zabrać maszynę.
Przyleciał na miejsce po niecałej godzinie, nie spieszył się tak jak wczoraj, bo niedawno zaczął się nowy dzień. W miarę frunięcia miał bardzo fajną „Klimę”, ale jak zatrzymał się na miejscu i położył łapy na ziemi zauważył, że tu jest zupełnie normalna temperatura powietrza. A nawet da się poczuć lekki powiew wiaterku. Inaczej by tu było jakby nadal maszyna działała, po prostu tak dziwnie sztucznie w powietrzu!
Delikatnie i spokojnie nie spiesząc się wcale, podszedł do wejścia do chaty i przed samym wejściem zmienił się w wilkołaka. Następnie wszedł do środka i swymi potężnymi łapami schwycił całą maszynę i podniósł ją w górę, odrywając ją od podłogi. Ale poza tym nic więcej nie uczynił, ponieważ była ona przeraźliwie ciężka, jak dla niego. Położył ją po paru sekundach z powrotem w tym samym miejscu, nawet nie robiąc najmniejszego kroku, trzymając ją w łapach!
Doszedł do wniosku, że nie da sobie z nią w żaden sposób rady zmieniając się w byle, jaką formę zwierzaka. Zmieniając plan, wyszedł z budynku i zastanawiając się krótką chwilkę, zmienił się na powrót w smoka. Mając nowiusieńki plan potężnymi smoczymi mięśniami schwycił dach chaty, wyrywając go z budynku, położył go w niedalekiej odległości od niego.
Włożył ogon do wnętrza i popchał nim maszynę aż na skraj domu. Wtedy nałożył z powrotem dach na swoje miejsce stanąwszy przed domem. Położył się na brzuchu i jednym energicznym szarpnięciem ogona, zwinął całą maszynę z krawędzi ganka, prawie wywracając ją na piach. W ostatnim momencie jak maszyna była jeszcze w krótkim locie, wsunął się pod nią chwytając ją swymi kolcami, znajdującymi się na plecach, wbijając ją sobie na nie. Momentalnie uniósł się w górę stabilizując w ten sposób nagłe uderzenie.

XIX – Nieoczekiwane Połączenie

Wszystko było przygotowane do powrotnej drogi. Będąc w powietrzu pokołysał się Lekko, sprawdzając swój towar. Po jego szarpiącym teście nic się na szczęście złego nie stało. Wzbił się wysoko w niebo i poszybował z gracją w stronę najbliższego miasta, z którego niedawno przyleciał.
Zaczynało się już powoli ćmić. Lecz nie przeszkadzało mu to w żaden sposób. Dlatego, że jak dotrze do miejsca przeznaczenia, przynajmniej nikt go nie zobaczy w tej postaci i w spokoju może dokończyć to, co miał wcześniej zaplanowane. Jak dotarł na miejsce wszyscy już smacznie sobie spali umorzeni w śnie w ciemnej nocy bezksiężycowej z powodu nowiu.
Cichutko i bezszelestnie usiadł przed wejściem do lokalu i nagłym szarpnięciem, oderwał wbite kolce w maszynę. Wtedy ona tracąc przyczepność zaczęła się ześlizgiwać z jego pleców. Dobrze On o tym wiedział, że tak się właśnie stanie i dlatego wcześniej się zdążył przygotować. Ułożył swoje smocze ciało w ten sposób, by ześlizgująca się maszyna pogodowa sama zsunęła się tam gdzie jej nowe miejsce, zaraz po ogonie wprost do budynku.
Po tym wszystkim kolejny raz jednym energicznym ruchem ogona uderzył z umiarem w maszynę, powodując jej przesunięcie. Akurat udało mu się to zrobić na tyle, że zatrzymała się ona zaraz przed samymi schodami do piwnicy. Wtedy już nic nie mógł bardziej poradzić będąc w postaci smoka, w takim razie zmienił się na powrót w najsilniejszą postać w swej grupie poza nim.
Będąc już po paru sekundach wilkołakiem, wszedł do hotelu i stanął zaraz przy maszynie. Spoglądnął na nią jeszcze raz, aby ocenić sytuację i postanowił jakoś przenieść ją po schodach do piwnicy. Schwycił wynalazek w obie muskularne łapy i podniósł je w górę. Lecz po chwili musiał na powrót położyć ją na podłodze, nie robiąc w tym czasie ani najmniejszego kroku z powodu jej ciężaru.
Nagle przyszła mu do głowy genialna myśl, która przydałaby mu się już wcześniej jak był jeszcze przy starej chacie. Mógł przecież tą maszynę podnieść w górę z mniejszym wysiłkiem za pomocą swojej energii mentalnej. Skoncentrował się nad wykonywaniem danego zadania i już po chwili cała maszyna oderwała się od podłogi, lekko lewitując w powietrzu. Ale to nie było tak łatwe do wykonania jak on sądził, ponieważ podobnie zaczął się męczyć, tylko, że tym razem psychicznie.
Musiał się spieszyć, bo z każdą chwilą stawał się coraz to słabszy. Na szczęście wszystko poszło jak po maśle i na czas postawił maszynę w bezpiecznym ukrytym miejscu w piwnicy. Akurat tam gdzie było najciemniej i najciaśniej, kamuflując ją jakby była kawałkiem ściany i sufitu. Po tej męczącej robocie zmienił się w dorosłego psa haski i wyszedł z piwnicy kierując się w kierunku łóżka.
Ranek okazał się jak zawsze tutaj słoneczny i gorący. Wszystkie zwierzaki jeszcze spały, prócz pojedynczych sztuk, łażących od samego rana po rynku. Pogoda była wspaniała. Niektóre zwierzaki jak w kolejnym dniu postanowiły z powrotem położyć się na swych leżakach opalając się przez cały dzień, bo wiedziały, że i tak pogoda się nie zmieni!
Haski obudził się i zerknął przez okno. Postanowił coś z tym zrobić zanim opuści to miasto, mając oczywiście dobre intencje. Powoli wstał z łóżka i mając dużo nowych pomysłów w głowie poszedł do jadalni coś zjeść, ponieważ tutaj wypadałoby dzień zacząć od posiłku. Coś dość kalorycznego sobie na szybko przygotował i zjadł w pośpiechu. Potem wybiegł na zewnątrz budynku. Stanął za drzwiami i zaczął oglądać przez chwilę otaczający go niezmienny tutaj krajobraz.
Wszystko dookoła niego wyglądało dziwnie i sztucznie jakby zaczarowane, lecz to do niego nie dotarło. Wrócił do domu i poszedł do piwnicy. Stanął przy maszynie i postanowił ją uruchomić, ustawiając poprzez nią pogodę bardziej stabilną i nieco zmienną, by cały czas nie świeciło palące słońce, ale czasem pojawiał się przyjemny wietrzyk, może chmurka i momencik przyjemnego deszczyku dla ochłody. Poszedł do naukowca by odebrać od niego kasetę pogodową, którą powinien już dawno zakodować.
– Mam maszynę, oddaj mi kasetę. – Powiedział haski.
– Skąd masz maszynę? Przecież jest w starej chacie bardzo daleko stąd.
– Tak była daleko stąd, ale teraz jest już tutaj! Nie pytaj mnie jak to zrobiłem.
– Ale, ale ona waży wiele ton i jest ogromna… jak to jest…
– Nie zadawaj mi takich pytań tylko daj kasetę. – Przerwał mu pytanie haski.
– Nie rozumiem tego… – Powiedział naukowiec z zdziwioną miną.
– Nie mogę ci tego powiedzieć jak ją przeniosłem z tamtej chaty aż Tu. Ale najważniejsze jest to, że jest już w lokalu a dokładnie w piwnicy i czeka na kasetę, którą Ty właśnie masz. – Nieco zirytowany haski musiał mu powiedzieć, co zrobił, nie wspominając ani słowa jak to uczynił.
– Dobrze, dobrze dam ci te kasetę, ale jesteś pewien czy ona zadziała poprawnie? Bo ostatnia kaseta w chacie zwariowała!?!?!?!?! – Zaniepokoił się naukowiec.
– Nic nie jest pewne, Nie znam twojej maszyny. Wiem, że te dane, które ci podałem są w miarę normalnie ułożone by się dobrze żyło.
Haski odebrał kasetę pogodową od naukowca i wrócił z powrotem do piwnicy. Włożył ją do maszyny i wyszedł na zewnątrz jak tylko się ona włączyła.
Na razie pogoda się nie zmieniała póki kaseta kazała mieć nadal słoneczną pogodę. Ale jak miała zmienić się powoli na lekko chłodniejszą, zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Nagle na niebie pojawił się szybki i krótki piorun tworzący się bezpośrednio nad budynkiem mieszkalnym znajdującym się w samym środku miasteczka a znikającym centralnie nad lokalem gdzie znajdywała się maszyna pogodowa. To nagłe zjawisko było dla każdego obserwatora nieba bardzo dziwne. Raczej ciężko byłoby to zakamuflować, ponieważ te zjawisko bardzo mocno rozjaśniało na moment niebo.
Z chwili na chwilę takie nagłe i dziwne pioruny zaczęły pojawiać się coraz częściej robiąc w ten sposób zamieszanie wokół wszystkich przechodniów. Większości z nich to bardzo zaczęło przeszkadzać z powodu nagłych oślepiających błysków, szczególnie tym, co się opalali. Zwierzaki zostawiając swoje codzienne prace zaczęły obserwować dziwnie zmieniające się niebo. Ale jak kaseta miała utworzyć inny rodzaj pogody całkiem zmieniając pogodę z palącego słońca w lekko pochmurny dzień z przyjemnym deszczykiem, zaczęły robić się poważne komplikacje!
Te pioruny biegające dziwnie z jednego miejsca i znikające w drugim, przestały znikać, ale tworzyć nieprzyjemną gęstą i czarną chmurę, tworzącą się bezpośrednio nad hotelem naukowca. Ta chmura rosła w bardzo szybkim tempie rozciągając się na cały obszar miasteczka. Jak opanowała całe miasteczko zakończyła wreszcie rosnąć i kłębiąc się dziwnie. To był właśnie koniec w miarę stabilnej pogody. Nad hotelem i nad domkiem umieszczonym w środku miasta zaczęły wyskakiwać dziwnie i bez ładu pioruny sypiąc się w różnych kierunkach. To wszystko robiło się tylko na niebie nic nie zmieniając w powietrzu. Wokoło cały czas było gorące powietrze, ale w górze rozpętała się istna wojna temperatur!
Haski zauważył skąd dokładnie wyskakiwały te sypiące się pioruny i miał zamiar tam pobiec. Lecz nic podobnego nie uczynił, ponieważ zaraz przed nim pojawił się nagle i znienacka czarny haski zagradzając mu drogę. Nie mówiąc ani słowa utworzył kulę aury uderzając nią w niego, od razu odskakując na bok. Haski zdezorientowany nagłym pojawieniem się klona i jego uderzeniem w niego, nie mógł tego przewidzieć, więc został nieco oszołomiony jego uderzeniem, odlatując nieco w tył ryjąc sobą o ziemię. Klon nie odzywając się nadal stanął koło niego i czekał aż haski pozbiera się z ziemi.
Jak ocknął się i wstał, klon odezwał się po raz pierwszy do niego, swym nieprzyjemnym i diabelskim głosem:
– HAHA. Jesteś słabszy niż myślałem, że nie oparłeś się takiemu słabemu uderzeniu. Wstyd. Niema sensu na ciebie nawet łapy podnosić, mięczaku.
– Jak miałem się mu oprzeć, jak ukazałeś się nagle i od razu walnąłeś mnie kulą aury.
– Co myślałeś, że bezkarnie będziesz biegał po świecie i naprawiał to, co ja zniszczyłem. – Wkurzony czarny haski odpowiedział mu.
– Oczywiście, to przede wszystkim jest moje zadanie, by naprawiać to coś zniszczył, łajdaku.
– Bardzo śmieszne. Z ostatniej naprawy, jaką zrobiłeś prawie nie przypłaciłeś to swym marnym życiem, Białasie. – Wrednie powiedział klon.
– Owszem, ale nie myśl sobie klonie, że możesz Niszczyc wszystko, co ci wpadnie w łapy! – Odpowiedział mu haski podobnym tonem.
– Taki jesteś ostry w gębie! To zobaczymy jak sobie teraz poradzisz z samym sobą jak zrobię z Tobą tak! – Zaczął się piekielnym głosem śmiać.
Po tej rozmowie klon odskoczył od haskiego i zamknął oczy mocno się koncentrując na tym, co chciał teraz zrobić. Nie minęło nawet 10 sekund, a czarny pies otworzył swe czerwone oczy, w kierunku haskiego, uderzając w niego dziwną siłą mentalną połączoną z czymś w rodzaju transferu komórkowego wychodzącego z jego łap. Trwało to jakieś 15 sekund. Jak wszystko się skończyło klon znów zniknął a biały haski został z powrotem przemieniony w szczeniaka, jakim był kiedyś z początku historii.
– Co się stało? Gdzie on znów poleciał? Co on ze mną zrobił? … – Zirytowany haski oglądał siebie zadając pytania jedno po drugim.
Po chwili opanował się i sprawdził całą sytuację, co się stało w danej chwili, wszystko razem układając do kupy uświadamiając sobie pewne wynikłe fakty.
– Dobrze, to jest pewnie jego TEST skierowany do mnie, sprawdzając czy sobie poradzę bez mych specjalnych mocy. Nie szkodzi jakoś sobie z tym dam rade.
Skoncentrował się i chciał się powiększyć do stanu dorosłego psa haski, ale nic nie mógł zrobić. Jak zmieniał swoją strukturę na dorosłego psa na nim zaczęły pojawiać się dziwne i zarazem nieprzyjemne jakby pole zrobione z malutkich piorunów całego go oplątując. W ten sposób w bólu z powrotem zmniejszał się do powrotnego szczeniackiego stanu. To go nieco zaniepokoiło i zdenerwowało zarazem, że mu takie świństwo zrobił.
– Nie szkodzi spróbuje inaczej.
Skoncentrował się na przemianie w wilkołaka, ale nic z tego, tak samo powrócił do szczeniackiego stanu w bólach. Lecz to go wcale nie zniechęciło do kolejnych prób, a raczej bardziej podbudowało do konkretniejszego myślenia. Niemiał zamiaru robić na sobie innych testów przemiany poza jeszcze jednym. Dał z siebie tym razem wszystko, bo wiedział, że jako szczeniak będzie miał marne szanse na taką zaawansowaną przemianę. Chciał się zmutować bezpośrednio z szczeniaka w smoka „drako”. Naładował się energią aż do swych maksymalnych możliwości i wypuszczając ją nagle w całości, jego koncentracja powędrowała w kierunku wspomnianego wcześniej smoka. Na razie przemiana szła tak sobie powoli zmieniając wszystkie jego komórki ciała w smocze, ale jak zaczął rosnąć znów zaczęły pojawiać się te dziwne piorunowe pole na nim i w ten sposób na powrót w strasznych dla niego męczarniach zmienił się w szczeniaka jak ostatnio.
– Nie mogę zmieniać się ani powiększać w nic. Hm, to nie będzie problem, znajdę inny sposób. Niech on nie myśli sobie, że mnie poskromił jakąś nową siłą, której nie znam.
Usiadł sobie na zadku i zastanowił się nie, co jak to pole na sobie oszukać. Myślał tak przez jakąś minutę a tym czasem pogoda zwariowała na dobre. Najpierw zajmę się tą pogodą w miarę swoich specjalnych możliwości, ponieważ na szczeniaka siłę to raczej nie mam, co liczyć. Wziął się w garść i pobiegł w kierunku domu stojącego w samym środku miasteczka. Wparował tam jak „bomba”, ale z gracją i od razu na swojej drodze napotkał za drzwiami przestraszone zwierzaki nieprzewidujące praktycznie nic.
– Nic się nie martwcie naprawie to… – od razu wytłumaczył się spotkanym osobom.
– Ale kim jesteś? – Spytał się jeden z nich.
– Jestem tu by wam pomóc.
– Ty nam nie pomożesz, ktoś nas skarał i pogoda nas zabije!!!
– Nic się wam i nikomu tu niestanie, puki ja tu jestem. – Powiedział szczeniak.
– A co ty możesz poradzić? Jesteś tylko szczeniakiem. Nic, kompletnie nic na to nie poradzisz. – Powiedział jeden z nich. A on mu na to odparł:
– To się jeszcze okaże! Gdzie macie piwnice?
Od razu jak mu pokazali piwnice wpadł do niej zamykając za sobą drzwi. Zaczął od razu po niej chodzić aż po pewnej chwili poszukiwań znalazł tego, czego szukał. Druga maszyna pogodowa tam była tak jak sądził. Odkrył ją zakrytą wielką czarną szatą. Zerwał ją z niej i od razu zaczął zastanawiać się jak się dostanie do wyłącznika, znajdującego się oczywiście na samiuśkim szczycie w zapadni. Spróbował najpierw na nią wskoczyć i uchwycić się uchwytów u góry, lecz niestety był zbyt mały. Następnie spróbował się na nią wdrapywać. Ale nic z tego mu nie wyszło, ponieważ cała maszyna była bardzo stroma i gładka.
Musiał działać szybko, bo na polu robiło się coraz to gorzej. Przystanął na kilka sekund i doszedł do wniosku, że najlepsze w tym stanie jest teleportowanie się w wskazane miejsce albo po prostu utworzenie pod sobą pola mentalnego tak by na nim można było stać. A następnie podnieść się, na wysokość wyłącznika. I to było najlepsze rozwiązanie na ten moment.
Przystąpił do roboty, skoncentrował się na tym, co sobie wymyślił i przeniósł się na polu mentalnym w wskazane miejsce utrzymując się na nim. Potem przesunął dźwignię wyłącznika i nareszcie pogoda z chwili na chwile zaczęła się stabilizować. Następnie opuścił się na ziemię i spokojnie wyszedł z piwnicy zlękniętych do maximum domowników.
Wszystko wskazywało na to, że właśnie to klon musiał w jakiś sposób zrobić tą drugą maszynę i ukryć ją w tym budynku. Doszedł do tego, ponieważ przypomniał sobie wcześniejszą rozmowę z swym złym klonem. On wspominał o tym jak teraz sobie poradzi z tym jak zmieni go na powrót w szczeniaka. Czyli większość faktów wpada na to, że on to właśnie wymyślił. Ale jedno go zdziwiło, czemu nastawił ja na „pogodę” niezagrażającą życiu mieszkańców, czyli na upał o niekończącym się czasie działania, jako „pętla”?
– Może on nie jest w całości taki zły, na jakiego wygląda. No praktycznie ja też nie jestem do końca święty i lubię czasem coś zniszczyć lub komuś totalnie dowalić. On pewnie też może mieć jakiś ułamek dobra w sobie. – Sam sobie uświadomił to wszystko po przemyśleniach i rozkodował drania.
Wrócił do hotelu i wyłączył maszynę pogodową, którą ostatniej nocy tu przywiózł na plecach. Wyszedł na pole i doszedł wtedy do wniosku, że wszystko wróciło do normy, poza tymi zwierzakami szalejącymi wciąż po całym mieście w totalnym chaosie i panice! Jako szczeniak niemiał zbyt dużo siły i dlatego obawiał się czy da sobie radę z tymi wszystkimi zwierzakami w mieście, by wyczyścić im pamięć, by nikt nie zauważył różnicy w zmieniającej się nagle pogodzie.
Siadł sobie na zadzie przed wyjściem do lokalu, podniósł przednie łapy do góry w kierunku nieba. Zamknął oczy i skoncentrował się znów maksymalnie i wtedy jak otworzył oczy od niego poszła potężna czyszcząca siła wyczyszczając wszystkim mieszkańcom pamięć do miejsca, gdy pierwszy z nich wstał z łóżka dzisiejszego dnia.
Wszystko w najlepsze znów wróciło do normy jakby nic się nie zdarzyło, a wtedy ponownie wrócił klon i miał mu walnąć ponownie kulą aury w łeb, ale nic się takiego nie stało. Bo jak szczeniak zauważył tylko pojawiającego się wysokiego czarnego psa przed sobą, od razu odskoczył w bok tworząc na sobie pole siłowe. Klon oczywiście utworzył kulę aury, ale nie wiedział, że szczeniak odskoczy na bok i nie trafił sobie po prostu w niego. Wtedy czarny pies zdziwił się przez jego niespodziewaną akcję i zdezorientowany nie wiedział, co ma teraz robić. Szczeniak wykorzystując tą sytuację postanowił natychmiast zaatakować go pierwszy.
Szybkimi ruchami zdjął z siebie osłonę usiadł na zadku i zbudował kulę aury, potem od razu rzucił ją w klona. Ten zaś zły pies ocknął się po tym szoku nietrafienia w cel i wtedy momentalnie został ogłuszony przez szczeniaka aurą.
– HAHA teraz ja cię zaskoczyłem łobuzie, myślałeś, że jak się z nienacka pokarzesz to mnie zaskoczysz i mi walniesz kulką w łeb. Nic z tego za szybko się uczę, by dostać drugi taki łomot. –
Z uśmiechem na pyszczku szczeniak powiedział do niego.
– No tym razem toś mnie zaskoczył, zgadza się. – Zdziwiony klon odpowiedział mu zaraz po jego ataku.
– Może odebrałeś mi moje moce zmieniania się w inne istoty, ale i tak sobie bez nich radzę. I popatrz na pogodę, jaka ładna HAHA, ani jednej chmurki. – Wyśmiał go piesek.
– Dobrze szczeniaku tym razem przegiąłeś. Może uratowałeś kolejne miasto z moich złych łap ale tym razem sobie nie poradzisz jak ci i to odbiorę. – Powiedział ze złością wściekły klon.
Właśnie przystąpił do kolejnej koncentracji i miał chęć potraktować Haskiego z kolejnej tajnej energii wysysającej, lecz biały piesek przeszkodził mu w tym i używając swych starych mocy, zaczął walić w niego jedna po drugiej kule aury o konsystencji rozpryskowej, jedna po drugiej. To go wyprowadziło z równowagi psychicznej i zamiast rzucić w szczeniaka swą tajną energię, sam na siebie wpuścił zdezorientowany tą złą moc, aż się zadymiło z niego z wrażenia! A haski mu na to:
– O, nie wyszło Ci? To dobrze! Tym razem i dostałeś sam w dziób od swojej magii.
– Może i tak! Ale jeszcze tu wrócę, wkrótce. – Powiedział oszołomiony klon.
– Nie tym razem. – Powiedział szczeniak i momentalnie wskoczył na niego, trzymając się Go kurczowo ze wszystkich sił w czasie jego chęci ucieczki niszcząc mu teleportację.
Teleportacja, która na razie jest najszybszym i najniebezpieczniejszym środkiem transportu, powodując najpierw momentalny rozkład całego ciała osobnika teleportującego się na atomy, a następnie z niewiarygodną prędkością i precyzją przetransportowanie Go w określone miejsce. Tam na powrót składając z precyzją wszystkie jego atomy w całość tworząc idealny organizm. Taki mentalny teleport wymaga bardzo wysoce precyzyjnej koncentracji i to wszystko normalnie ma trwać jedynie dwie sekundy po rozpoczęciu teleportu. Ale jak w tym czasie do osoby teleportującej dołączy inna osoba niechcąca się nigdzie teleportować, teleportacji nie da się zatrzymać i rozkładające się komórki ciała na atomy zostają wchłonięte do zwykłego organizmu stojącego obok niej, a teleportujący się przestaje po prostu istnieć!
Skoro klon haskiego nie spodziewał się kompletnie tego, że szczeniak wskoczy na niego, więc bez jakiegokolwiek problemu zaczął się teleportować po przez wspomnianą wcześniej moc mentalną w nieznane nikomu a tylko jemu miejsce, by ukryć swoją porażkę i przygotować się do kolejnego ataku. Jednak nic mu z tego nie wyszło. Szczeniak za to połączenie się z nim odzyskał od niego wszystkie utracone siły przemiany, dostając jeszcze chcąc, nie chcąc połowę złych mocy od niego, a on w zamian przestał istnieć!
To wszystko działo się bardzo szybko, normalnie miało to trwać jedynie dwie sekundy, lecz z powodu takich komplikacji trwało to jakieś 10 sekund i zostało chamsko przerwane niepowodzeniem dla klona. W zamian szczeniak dostał wszystko, co stracił, zyskując jeszcze więcej, a klon zginął śmiercią tragiczną.
Ten dzień był długi i męczący dla każdego prócz zwierzaków, którym się wydawało, że dopiero, co wstały z łóżek, a już muszą się kłaść, bo robiło się już ciemno! Niektórym wydawało się to zjawisko dość dziwne innym nie, lecz wszystko wróciło na szczęście do normy. Kończący się dzień ustępował miejsca nocy, pokazując piękne gwieździste niebo z okrągłym i cudownym księżycem w pełni. Dookoła było słychać błogą ciszę i spokój poza cudownym śpiewem koników polnych kołyszących do snu. Młody szczeniak nie wchodząc do hotelu położył się przed samymi schodami na ziemi, słuchając muzyki, po chwili zasnął.

XX – Powrót Do Tajemniczej Groty

Kolejny ranek okazał się cudowny od samego początku. Jak tylko się obudził, lekko po jego małym pyszczku smagało Go ciepłe słoneczko i przyjemny wiaterek, który zaprogramował w maszynie znajdującej się w hotelu starego naukowca. Zastanawiał się leżąc jeszcze na ganku, jaka by była pogoda jakby spróbował wyłączyć tą właśnie maszynę, choćby na chwilę. Nic praktycznie nie tracił, bo za każdym razem wystarczyłoby tylko włożyć na powrót kasetę i już. Postanowił wypróbować tą myśl natychmiast.
Wstał, wyciągnął się zdrowo jak po długiej i smacznej nocy, która praktycznie taka właśnie była. Odetchnął nie, co sztucznym powietrzem, zakasłał i wszedł do hotelu. Spojrzał na siebie i wtedy dopiero to do niego dotarło, że nadal jest w postaci małego szczeniaka zamiast dorosłego psa. Natychmiast zamknął oczy i po chwili koncentracji jak je otworzył stał już w budynku, jako dorosły pies haski.
– Teraz to rozumie. – Powiedział do siebie i powolnym krokiem poszedł do piwnicy.
Podszedł do stojącej tam maszyny pogodowej, nie używając żadnej przemiany, użył wcześniejszej opcji. Utworzył sobie pod łapami pole, na którym mógł sobie stać i za pomocą niego podniósł się na wysokość wyłącznika maszyny. Dokładnie tak samo to uczynił jak był wcześniej w postaci swej normalnej, czyli zwykłego małego szczeniaka.
Jak tylko maszyna przestała działać natychmiast wyskoczył na pole by sprawdzić pogodę, jaka miała teraz być, bez sztucznej inteligencji maszyny pogodowej. Stał sobie chwilę i nie wyczuł zbytnich zmian w powietrzu i temperaturze otoczenia. Zrobił sobie TEST czy na pewno wszystko jest świeże. Zrobił porządny wdech, oddychając chwilę w ten sposób. Jakby było sztuczne powietrze w atmosferze to po takim teście na pewno by się zakrztusił jak to mu się stało wcześniej przed wyłączeniem jeszcze maszyny.
Wszystko, co teraz się działo w powietrzu wydawało się jak najbardziej oryginalne. Wrócił do hotelu i wszedł do jadalni gdzie właśnie tam jadł śniadanie stary naukowiec. Spokojnie usiadł koło niego zaczynając też coś jeść.
– Mamy ładną pogodę prawda?
– Owszem dziś jest naprawdę ładnie, nie za gorąco i raczej w sam raz. Czy to nie jest właśnie Twoja zasługa? – Spytał haskiego naukowiec.
– Może to moja zasługa, a może i nie.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Cóż, wyłączyłem drugą maszynę to wszystko wróciło do normy.
– Co? Drugą maszynę? A było ich więcej?! – Zdziwił się naukowiec.
– Jakbyś chciał wiedzieć, to w mieście była druga maszyna pogodowa. Prawdopodobnie zbudowana przez mojego złego klona, którego i tak już nie ma.
– Eeeee, żartujesz sobie? A dokładnie to, o czym ty teraz mówisz?
– Ups. Ty nic nie wiesz. Sorry, mój błąd. Zapomniałem sobie. Nikt nic o tym nie wie.
– Dobrze, ale, o czym ma nikt nic nie wiedzieć? Coś się stało? – Przestraszył się naukowiec, że te dane, które zapisał na kasecie są niepoprawne, pogorszając jeszcze pogodę.
– Nie. Wszystko jest w jak najlepszym stanie. Po prostu sam wyjdź na zewnątrz i oceń. A ta kaseta to nie przyda się już więcej w tym mieście. Chyba, że będziesz chciał sztucznie polepszyć i tak ładną pogodę.
– Jeśli wszystko jest OK to, na co mi coś zmieniać! – Zdziwił się stary pies.
Haski nie odpowiadając mu na to pytanie, ponieważ uznał, że nie ma sensu by pogorszać powstałą sytuację. Szybko podziękował za śniadanie i pożegnał się z nim mówiąc.
– Cóż, na mnie już czas. Muszę iść w dalszą drogę.
– A dokąd się wybierasz? Przecież tu masz gdzie spać, masz codziennie, co jeść. Gdzie Ci będzie lepiej? A robota to na pewno Ci się znajdzie sama, a jak nie to ja ci coś na pewno znajdę.
– No praktycznie to nie wiem. Czy iść dalej czy nie. Ale coś mnie ciągnie w dalszą trasę.
– Skoro, mus to mus. – Odpowiedział mu stary pies, dodając na koniec. – Ale jak zmienisz zdanie, to zapraszam Cię do mojego hotelu. Tu drzwi są zawsze otwarte.
Dorosły haski podziękował za gościnę i powolnym krokiem zaczął opuszczać to miasto idąc dalej na przód. Szedł tak przed siebie kilkanaście już minut, a przed sobą niebyło widać kompletnie nic, jakby droga nigdzie nie prowadziła. By nie iść cały czas przez cały dzień, zaczął kawałek biec i w podskoku kawałek wzbił się w powietrze. Wykorzystując tek skok natychmiast zmienił się w smoka, wiedząc, że mu się to na pewno uda, ponieważ wcześniej już to robił. Haski, jako smok wzbił się wysoko w niebo obserwując z góry czy coś ciekawego widać w pobliżu. Leciał sobie tak już pewien czas oglądając drogę, która wydawała się w ogóle nie kończyć, a po za nią niebyło widać żywego ducha. Jakby nikt nią nigdy jeszcze nie chodził.
Niechciał tracić reszty dnia na poszukiwaniu jakiejś nowej osady lub miasta, przypomniał sobie, że kiedyś był w dość ciekawym miejscu gdzie było masę nieznanych jeszcze nikomu dróg i tajemniczych światów. Pomyślał sobie, że to mogłaby być świetna przygoda, zwiedzić nowy tajemniczy świat. Natychmiast zrobił w powietrzu piruet odwracając się i kierując z powrotem w kierunku miasta gdzie mieszkał stary naukowiec w hotelu.

Tym czasem u informatyka…
Po bardzo długim czasie oczekiwania na jakikolwiek rozkaz, załoga poszukująca kiedyś zbiega, który zwinął im najlepszy wynalazek wojskowy zbroję, nudziła się na całego. Jedni przez całe dnie łazili bez celu po pomieszczeniach laboratoryjnych i zabawiali się jak szczeniaki. Inni ukradkiem wyszli sobie z nich wracając do swych domów.
Informatyk badający stronice rozkodowanych tekstów, pozostawionych przez haskiego, szukał dalszych odpowiedzi na nurtujące go pytania. Kim on dokładnie jest? Co za chorobę miał albo ma? I najciekawsze z nich, gdzie w ogóle się teraz znajduję? I jak zdołał ukraść zbroję!
Jego nudna i mozolna praca przeczesująca cały główny komputer sterujący wszystkimi urządzeniami i komputerami laboratoryjnymi, znajdującymi się na całym obiekcie opłaciła się w końcu. Udało mu się wynaleźć zniszczone kiedyś pliki i dane, jakie pozostawił pies haski zanim je do reszty zniszczył. W jakiś sposób udało mu się je poukładać do kupy i odszyfrować żeby się nieco więcej dowiedzieć na jego temat.
Dane, które udało mu się w końcu poukładać miały mniej więcej takie znaczenia, opisy i wskazówki, jakie mógł w ogóle odczytać:

Struktury fizyczne, … i cechy użytkownika: Pies haski maści śnieżno-białej i oczach … Posiada magiczne … takie jak: energetyczna kula …, pole mentalne, zaawansowana mentalna …, możliwość … uczenia się … danych, jakie … do nauczenia z niewiarygodną szybkością, przemiana w … postacie … i magiczne, zwiększanie … możliwości … siły i magii … samoleczenie… organizmu…
… użytkownika i ustawienia urządzeń: Przy nauczeniu się … wilkołaka powstanie klątwy. Ustawienie maszyny teleportującej na … zmianę polaryzacji … z błędną …. Poprawienie danych w …, ponowne zeskanowanie …, cofnięcie polaryzacji i napromieniowanie z … usunięcia … przy pełni księżyca, na podstawie pola … w zbroi…
Zapisane i niezapisane dane w zbroi: Zarejestrowanie … rasy haski, zarejestrowanie … … wilkołaka, nie zarejestrowanie postaci magicznej smoka. Kodowanie i kasowanie … danych z … i dysków …, przywrócenie powszedniego … maszyn… i wylogowanie.

Niewielka część danych była zbyt mocno uszkodzona by można było cokolwiek z nich odczytać. Ale te dane odzyskał. Przynajmniej w jakimś stopniu pomogły mu one zrozumieć, z czym ma do czynienia i lepiej się przygotować do starcia z tym dziwnym psem.
Jak tylko skończył czytać notatki i rozumować je w jakimś sensie, natychmiast zebrał pozostałych ludzi, by byli w pogotowiu. Jak tylko ukarze się sygnał ze zbroi.

Wracając do szczeniaka w postaci smoka…
Smok leciał sobie spokojnie szybując w górze. Był wystarczająco wysoko, że jakby jakiś z zwierzaków opalających się w mieście patrzyło w górę w okularach słonecznych, nie zwróciłoby uwagi na coś przypominającego smoka. Nie zmniejszając w ogóle szybkości nagłym lotem przeleciał nad wspomnianym miastem.
Mógłby oczywiście zmienić się na powrót w dorosłego psa haski i iść lub biec w tym kierunku cały czas, ale i tak by to trwało wiele dni i nocy, a trzeba jeszcze spać i jeść przecież! Więc wybrał, że najszybciej zaleci na miejsce nie męcząc się tak szybko w postaci smoka.
Leciał i leciał w wspomnianym kierunku cały czas kierując się w kierunku tajnych laboratoriów, myśląc sobie, że i tak za niedługo dzień się zacznie kończyć i będzie trzeba się gdzieś schronić na noc. Nie ma sensu w nocy podróżować, bo jeszcze się zabłądzi a jeść też trzeba. Minęło parę godzin, dzień zaczął chylić się ku zachodowi jak wcześniej wspomniałem. Akurat szczeniak w smoczej formie miał szczęście, bo niedługo miał dolecieć do starej chatki gdzie po raz pierwszy był, kiedy szalała sztuczna burza utworzona przez maszynę pogodową starego naukowca.
Zniżył lot i po paru sekundach był już przy chacie. Nad ziemią zmienił się w dorosłego psa haski. Nie czekał na księżyc by sobie go pooglądać przed snem, ponieważ dzisiejszej nocy miał być pokazany, jako nów. Powoli otworzył drzwi do starej chaty, wszedł do środka i postanowił tam zanocować.
Noc szybko minęła zaczynając nowy dzień. Haski zaraz jak otworzył oczy, wstał przeciągnął się ospale zaczął wykonywać dziwne ruchy jakby wykonywał poranne ćwiczenia, zbliżając się w kierunku drzwi. Otworzył je, popatrzył w górę. Słońce zaraz z rana pięknie świeciło, psiak jeszcze raz odetchnął szeroko wdychając świeże poranne powietrze, wykonał specjalny ruch ciała za pomocą, którego ściąga się z siebie zbroje, o której już całkiem zapomniał.
Wtedy tajemnicza zbroja nagle ukazała się na jego grzbiecie wychodząc po prostu z jego ciał i nagle zsunęła się na ziemię otwierając się i kładąc koło niego. Zdziwiony pies widząc to, co się stało, całkowicie zapomniał, że ma ją cały czas na sobie i że nie może wykonywać tego ruchu ciałem, bo może ja po prostu zdjąć z siebie. Lecz nieważne, bo to już zostało wykonane. Haski doszedł do wniosku, że właśnie wykonał porządny błąd, za który będzie w niedalekiej przyszłości musiał zapłacić, puki tej zbroi nie odda w miejsce, z którego ja kiedyś wziął!
Praktycznie po przemyśleniach niebyła mu już ona w ogóle potrzebna, bo pozbył się dawno temu klątwy postaci wilkołaka i zbroja stała się zbędna. Służyła mu tylko do dodatkowej obrony przed natrętami o wielkiej sile, nie do pokonania, z jakimi się ostatnio musiał zmierzyć w „Miejscu Ciągłych Walk”. Ubrał zbroję i natychmiast ją wchłonął w swe ciało zmieniając się w smoka, po chwili będą gotów do dalszej podróży.

Tym czasem u informatyka…
Dokładnie wtedy, kiedy z psa haski zsunęła się zbroja na zegarku informatyka zaczął wyć alarm o aktywacji zbroi z dokładna informacja gdzie się znajdywała. Na te dane wspomniany pies tylko czekał!


Przed wyruszeniem w pogoń, pokazujący skan:

Zbroja: Nieaktywna
Użytkownik przypisany: Brak
Aktualne położenie zbroi: Brak


Wiedział tylko, że ostatnio była aktywna w pobliżu:


Aktualne położenie zbroi: Śmiertelne Pustkowie

Natychmiast zebrał pozostałych swych ludzi i bez chwili zwłoki wyrwali z miejsc kierując się za sygnałem wysyłanym ze skanera. Nie byli sami idąc na piechotę tylko wzięli ze sobą sprzęt, który mógłby im się przydać w ich rozumowaniu, po przeczytaniu notatek z komputera. Informatyk miał ze sobą tylko precyzyjny nadajnik ze skanerem na zegarku. Jego ludzie mieli ze sobą: ręczne wyrzutnie rakiet, kaski, maski gazowe, skrzynki z granatami rozpryskowymi i zwykłymi, tarcze na rakiety przeciwpancerne, pistolety o wysokiej sile rażenia i inne przydatne im urządzenia.
Ubrali się jakby to był jakiś niebezpieczny zabójca albo terminator! Normalnie szli jak na wojnę kierując się centralnie na nic nieprzeczuwającego psa haski! Byli już w drodze do celu jak na zegarku informatyka nagle ukazała się kolejna informacja ze stanem zbroi.



Aktualny skan w czasie pogoni:

Zbroja: Aktywna
Użytkownik przypisany: Haski (pies)
Aktualne położenie zbroi: Śmiertelne Pustkowie




I parę sekund później skaner zaczął wskazywać:

Zbroja: Nieaktywna
Użytkownik przypisany: Brak
Aktualne położenie zbroi: Brak


Wkurzony informatyk widząc te dane, bał się, że nie zdąży znowu złapać uciekiniera zaczął popędzać swych ludzi, będąc już niedaleko wskazanego przez skaner miejsca.

Wracając do Haskiego, Łącząc całą historię…
Smok właśnie w tej chwili podrywał się do lotu powoli unosząc się w górę by zaraz szybko odlecieć w dalszą drogę, kierując się bezpośrednio na informatyka i jego uzbrojoną załogę!
Jak wspomniany wkurzony pies zobaczył jakieś nietypowe ruchy czegoś wielkiego, dał od razu sygnał swemu prymitywnemu wojsku by byli gotowi strzelać. Praktycznie dowodzący tą całą operacja pies nie wiedział, co to tam daleko zbliża się w jego stronę, więc nie mógł po prostu dać sygnału: Ognia zanim się nie dowie, że może do tego strzelać!
Smok nabierając wysokości i kierując się wprost na nadciągająca na niego bandę, nie musiał się ich wcale obawiać. Wystarczyłoby parę ognistych podmuchów i już niemiałoby, co zbierać po nich. Ale jak wszyscy naraz się spotkali na odległość by uwidzieli się nawzajem, smok zmniejszył szybkość lotu zaczynając nieco opadać na ziemię, lecz utrzymując się w powietrzu.
Haski w postaci smoczej dobrze wiedział, z kim ma do czynienia, więc niebyło problemu by zmyć się szybko lub dać im popalić raz na zawsze! Uzbrojone psy jak tylko ujrzały w oddali unoszącego się nad ziemią smoka, zaczęli trzepać się jak galaretki ze strachu, łącznie z informatykiem, który starał się zachować zimną krew i odezwać się nieco.
– Kkkkkim jesteś, iiiiiiiiiii co chcesz ooood nas!!? – Jąkał się ile wlezie.
– A jak myślisz psiaczku?
Odezwał się grubym i potężnym głosem smok z uśmiechem na pysku rozdziawiając szeroko swa japę! Że wystraszył ich samym swym wyglądem.
– Sssssssmmmoookkkkkkiem????!!!!!
– Brawo, Brawo, wygrałeś na loterii. Dostaniesz w zamian zwęgloną figurkę jednego ze swych pomagierów ha, ha.
– Nieeee! daj nam żyć!
– Nie dać wam żyć? Dooobraaaa. Zaraz się z wami rozprawię. – Nabijał się z nich smok.
Informatyk nie mógł sobie z tą sytuacją poradzić, jąkając się nadal zaczął dawać sygnały swym pomocnikom by zaczynali strzelać w niego, z czego tylko mogą. A psy kompletnie wystraszone nie mogły nawet sobie poradzić z wycelowaniem w niego z jakiejkolwiek broni. Smok widząc, co Oni mają zamiar zaraz uczynić, nie czekając na to czy zrobią to na prawdę czy na żarty, szybko zadał im jedno pytanie.
– Zaraz psiaki. Zanim mnie unicestwicie, nie chcecie się dowiedzieć, kim tak naprawdę jestem?
Informatyk słysząc te słowa podniósł swą łapę, by nieco opóźnić walkę. I nie jąkając się już zadał proste pytanie, mając Go u niektórych swych pomocników na muszce.
– Dobrze. Kim jesteś?
– A jak myślisz?
– hm, smokiem?
– Teraz tak, ale naprawdę to nie! – Odpowiedział mu „Drako”.
– Nie rozumie, co chcesz przez to powiedzieć? Że jesteś smokiem a zarazem nie??
– Podpowiem Ci zadając proste pytanie.
– Czemu nie? Pytaj sobie.
– Za jakim sygnałem tu przybyliście i czego dokładnie szukacie?
– Te dane są tajne, nie mogę Ci ich podać!
– Szkoda, a coś byś dostał w zamian za te informacje i to by niebyła ognista kulka. – Uśmiechnął się znów smok.
– Zgoda. Szukam pewnego psa, który ukradł pewną rzecz z pewnego miejsca?
– Sporo tych słówek na literę „P”. – Roześmiał się smok i lekkim podrywem wiatru usiadł w końcu na ziemi.
– Co chcesz?? Odpowiedziałem Ci na pytanie, więc się nie czepiaj, bo… – zagroził informatyk.
– Bo co? – Groźnie przybliżył swój wielki łeb do małej główki psa.
– bbbbo, unicestwię cię!! – Krzyknął wprost w jego zbliżony łeb zlane potem psie.
– No cóż, skończmy wreszcie z tym i pogódźmy się, jak na psy wypada. – Powiedział nagle dziwne słowa smok oddalając się nieco od nich.
– Co to miało znaczyć? Jak na psy wypada?? – Zdziwił się w końcu informatyk.
– Zaraz zobaczysz. – Szybko mu odpowiedział, zanim Ten podjął jakąś głupią decyzję i momentalnie koncentrując się nagle zaczął smok zmieniać się w dorosłego psa haski, jakiego szukali, wszystkich wprawiając w osłupienie.
– Co to ma w ogóle znaczyć? Kim ty tak na prawdę jesteś?
– A jak myślisz? To mnie szukasz? Raz My się już spotkali, nie pamiętasz? – Odezwał się spokojnym głosem dorosły haski.
– A tak to ty jesteś tym białym haski, co ukradł tą zbroję.
– Bingooo. – Odpowiedział haski i nagle ułożył się w pozycji ściągania zbroi.
Nagle na ten widok, stojącym tam psom pyski poopadały do ziemi, jak zobaczyły, jak nagle zbroja ukazuje się na jego grzbiecie wychodząc po prostu z wnętrza ciała. Jak zbroja wylądowała na ziemi haski odezwał się do stojącego obok niego psa.
– Hej! Obudź się! Oddaje Ci zbroję, już mi ona nie jest potrzebna.
– Fajnie, że mi ją wreszcie oddajesz, a do czego była ci potrzebna?
– Do niczego. Po prostu chroniła mnie przed promieniowaniem księżyca w pełni. – Odpowiedział haski.
– Bujdy puszczasz? Na co by miała Cię chronić przed blaskiem księżyca?
– Nie wiem czy odrobiłeś „zadanie domowe”, ale miałem pewien problem z klątwą. Lecz to już nieważne, bo jestem już zdrowy.
– Czy zdrowy to nie wiem. Żaden pies nie ma takich mocy zmieniania się w smoki. – Powiedział informatyk.
– Nie ma sensu dłużej z Tobą dyskutować, oddałem Ci zbroję, więc nie musisz mnie więcej gonić. Jesteśmy kwita. – Powiedział te słowa zirytowany tą bardzo długą i denerwującą rozmową haski.
Nagle szybką przemianą zmienił się znów w smoka wylatując w górę znikając im wszystkim z oczu. Cała załoga informatyka nagle się ocknęła z tego wszystkiego i nie wiedząc, co teraz mają robić, spytali nieco ogłupiałego już szefa.
– OK, Co robimy teraz jak już mamy to, czego szukaliśmy?
– Nic, wracamy do bazy i kropka! – Odpowiedział im krótko informatyk.
A tym czasem haski znów w postaci smoka frunął już pewien czas w kierunku Tajemniczej Groty. Po paru minutach dotarł do miejsca gdzie były ukryte Tajne Laboratoria, skręcił tam w kierunku prowadzącym do Psiego Miasteczka i poleciał dalej przed siebie. Leciał tak i odpoczywał w locie po całym dniu użerania się z denerwującymi psami. Myśląc sobie, że jak będzie miał okazję spotkać się z inną rasą zwierząt niż psami będzie w niebo wzięty, bo na dziś ma już tego wszystkiego serdecznie dość!
Dzień się zaczynał w końcu kończyć ukazując świecący księżyc w pełni. Lecąc w jego promieniach jeszcze przez jakieś pół godziny, doleciał w końcu na miejsce gdzie mógł spokojnie odpocząć i zrelaksować się w gęstym lesie koło wejścia do wspomnianej groty.

XXI – Ciężko Dostępne Miejsce

Na miejscu, znalazł sobie niezłą przestrzeń, w której mógł bez problemu przekształcić się ze smoka w psa haski. W wspomnianym gęstym lesie, było cicho i spokojnie, w sam raz na ułożenie się do snu.
Cała noc przebiegła spokojnie. Ranek okazał się rześki, wokoło było słychać świergot ptaków. Haski wstał przeciągnął się ospale i ruszył wolnym krokiem w kierunku tajemniczej groty. Przedzierał się przez gęsto porośnięte drzewa, krzewy i niesamowicie bujną roślinność. Z każdym następnym krokiem roślinność robiła się coraz to gęstsza, niepozwalająca na pokonanie drogi.
Haski chcąc dojść do groty musiał się czołgać pokonując bardzo gęsto zasiane drzewa o niesamowicie niskim wzroście. Ale w końcu dopiął swego i po paru minutach przedzierania się przez gęsty lasek w lesie, stanął przed wejściem do ciemnej groty.
Wszedł do środka idąc tak jakiś czas w kompletnych ciemnościach, dotarł w końcu do jasnej i wielkiej groty, w której była niesamowita ilość różnego rodzaju dróg i dróżek w najróżniejszych kształtach i wielkościach. Rozglądając się przez chwilę, wybrał sobie w końcu jedną z wyglądających na dużą i szeroką ścieżkę. Przed wejściem do niej, było widać wykuty w skale cudownie udekorowany odcisk przypominający wielkie kopyto podobne do końskiego. Zainteresowawszy się tym haski od razu postanowił w tamtym kierunku pójść.
Po paru sekundach stał przed wejściem do środka. Było ciemne jak w nocy i szerokie na półtora metra, wysokości dochodzącej nawet do trzech! Odwrócił się powoli i spojrzał za siebie szukając powrotnego wejścia prowadzącego do wyjścia z groty jak będzie miał zamiar wracał.
Jak zapamiętał drogę powrotną zrobił krok na przód, potem kolejny i nagle upadł spadając z wysokiego stopnia w dół jakby z wysokiego schodu. Wstał robiąc kolejny krok poślizgnął się na śliskiej powierzchni w całkowicie ciemnej przestrzeni w głąb jaskini. Był twardy, nie widząc gdzie iść wiedział, że na pewno na wprost. Szybko wstał, otrzepał się z gracją zrobił kolejny krok i nagle brakło mu pod łapą podłoża. Pomyślał, że to na pewno kolejny wysoki schód prowadzący w dół ogromnej ścieżki, lecz się pomylił. Stracił grunt pod łapami runął w dół, jak tylko dotknął w końcu podłoża, które było tym razem pochyłe i dość śliskie, runął z powrotem na zmarzniętą ziemię.
Powolnymi ruchami ciała wstał, powoli ruszył na przód ciemną szeroką drużką prowadzącą cały czas w dół. Z każdym następnym krokiem droga robiła się nieco bardziej pochyła i gdzieniegdzie było wyczuwać wystające z zlodowaciałej ziemi odłamki ostrego lodu. Wtedy haski poślizgnął się na jednym z takich wystających nierówności w podłożu i natychmiast runął na ziemię. Niestety miał pecha, ponieważ wtedy miał zejść z kolejnego wysokiego stopnia a z niego spadł i ryjąc o zlodowaciałą ziemię zaczął się toczyć w głąb jaskini nabierając prędkości. Ślizgał się tak w ciemnym tunelu zrywając sierść i rozdzierając ciało przez nierówną powierzchnię drogi. Sunąc tak jakiś czas i walając się po całej szerokości pomieszczenia cały czas w dół, nabierał prędkości rozdzierając swoje piękne ciało w niektórych miejscach aż do kości przeszywającym bólem.
W końcu tunel się skończył, poturbowany haski rozpędzony jak tylko można w półtora metrowej szerokości tunelu, uderzył w końcu w potężny głaz, tracąc momentalnie przytomność, która i tak była u schyłku wytrzymałości. Po paru godzinach odzyskał przytomność i wtedy zauważył, że znajduje się w pomieszczeniu, które wcale niebyło pokryte żadnym lodem. Normalnie leżał rozwalony na grzbiecie z łapami do góry na ciepłej i suchej ziemi w nieco jaśniejszej średniej wielkości grocie. Wstał na równe łapy, otrzepał się tradycyjnie z gracją i rozejrzał się w około. Za plecami było widać ciemny tunel na wysokości, co najmniej jednego metra od podłogi wspomnianej groty. Z prawej strony tam gdzie leżał, widniało ciepłe światło wpadające do pomieszczenia.
Haski wiedział, że był w opłakanym stanie jak tu dotarł, ale jak leżał wywalony na ziemi jego ciało zdążyło się zregenerować po paru godzinach odpoczynku zanim doszedł z powrotem do siebie. Nie czekając dłużej wyszedł na zewnątrz groty.
Jego oczom ukazało się piękny krajobraz. Cudownie wysoko świeciło słońce, wokoło było widać góry niżej zielone lasy, pola, trawy itp. Wszystko było inne niż u niego, tam gdzie były same psy. Tutaj wysoko na skale nawet teraz było czuć unoszący się zapach trawy i kwiatów hen tam w dole. Przez jakiś czas oddychając świeżym powietrzem innym niż u siebie, ocknął się w końcu z tego cudownego wszystkiego, co go otaczało i postanowił zejść niżej i się rozglądnąć nieco.
Nie musiał długo szukać wystarczyło, że się odwrócił w lewo tak jak stał i od razu zauważył ścieżkę prowadzącą dookoła wejścia do groty, nieco pochyloną w dół. Od razu postanowił iść niżej aż dojdzie do wyznaczonego teraz celu, na sam dół do pachnącej trawy i kwiatów. Idąc tak jakiś czas oglądał otaczający go świat. Po jednej stronie była wysoka skarpa, z której było widać najdalsze zakątki otaczającego go królestwa a po drugiej stronie stroma góra, z której właśnie schodził. Droga była dość przyjemna, szeroka na jakieś 2 m jak na strome wejście na górę. Nieco kamienista położona jakby kamyczkami i gdzieniegdzie niskimi strzępkami pachnącej trawy.
Schodząc tak powolnym krokiem pewien czas dotarł w końcu do szerokiej i ukwieconej polany. Było tam słychać cudowny śpiew ptaków, latające wokoło kolorowe motyle, różnego rodzaju owady itp. Wszedł tam na sam środek łąki i położył się na ziemi, prawie cały się zakrywając pachnącą, wysoką i bujną trawą. Od razu zasnął w promieniach ciepłego słońca ogrzewającego jego psie śnieżnobiałe futerko.
Minął cały dzień, zrobiło się nieco zimniej niż w dzień, noc była piękna gwiaździsta, nigdy jeszcze nie widział dookoła siebie tak dużej ilości gwiazd naraz. Nocne chłodne powietrze otaczało go leżącego na trawie, wszędzie była cisza i spokój wokoło niebyło żywego ducha poza sobą i grających miło wokoło koników polnych.
Wczas rano, obudziło go nagle dziwne uczucie, jakby nie był tu sam! Normalnie to by jeszcze spał dwie może 3 godziny ale nagle się obudził z tym dziwnym uczuciem. Wychylił powoli łeb z wysokiej trawy dla pewności. Wtedy niedaleko od siebie zauważył w pierwszych promieniach słońca, zwierzaka przypominającego wyglądem konia jedzącego trawę odwróconego do niego zadem. Widząc go zaczął się czuć niepewnie i mniej komfortowo w psim ciele. Skoncentrował się na dawno temu nauczonej formie konia. Bardzo powoli i z dokładnością zaczął zmieniać się z psa w dorosłego konia, tak by przybysz nie zauważył jego przemiany i że w ogóle tu się znajduje.
Z wysoką precyzją, lecz w momencie przekształcił swoje ciało tak szybko, że jedzący niedaleko koń nawet nie zauważył jego obecności, tak jak sobie obmyślił. Leżał tak bez ruchu, zamknął oczy próbując jeszcze przez chwile się zdrzemnąć. Dobrze wyczuł sytuację, bo zanim koń doszedł do niego i go zauważył, zdążył już zasnąć. Minęło trochę czasu po jego przemianie. Jego ciało wystawało dużo więcej z trawy, niż jak był w postaci psiej, ale to go nie zdradziło w ogóle.
Nagle pożywiający się zwierzak był na tyle blisko niego, że zauważył coś leżącego koło siebie. Zdziwiony tym doznaniem, że ktoś tu jest razem z nim momentalnie uniósł głowę wysoko. Obejrzał się za siebie dokładnie sprawdzając czy niema tu nikogo więcej, zaczął powoli szeptem mówiąc do śpiącego w trawie konia, jakim był szczeniak.
– Bardzo przepraszam, że niepokoje pana. Ale nie wiedziałem, że pan tu śpi.
– Spałem, lecz już nie śpię. – Odezwał się haski w postaci konia.
– To przepraszam najmocniej, że obudziłem.
– Niema problemu. A stało się coś?
Pytane zwierzę skrzywiło nieco mordkę, jakby coś chciało zataić przed nim. Leżący na trawie śnieżnobiały koń dostrzegł jego dziwne zachowanie, że nie czuje się swobodnie rozmawiając z nim zadał mu krótkie pytanie.
– Coś Cię trapi?
– Cóż, jest taka rzecz. Ale nie jestem pewien, że mogę o tym z panem rozmawiać.
– Oczywiście… Niemów, to nie moja sprawa. – Odezwał się dodając jeszcze. – Lecz to pan mnie zaczepił pierwszy budząc bez uprzedzenia. – Dokończył mrużąc wzrok z lekkim uśmiechem.
Wtedy powstała nagła cisza, dziwna cisza. Znów było przyjemnie i cicho jak wtedy, kiedy był tu jeszcze sam. Trwało to jakąś minutę może dwie, aż zniecierpliwiony odpowiedzią koń widząc, że ten drugi się zamyślił przerwał mu medytację.
– Jak tam? Zasnął pan? – Odezwał się haski w postaci konia.
– Nie. – Ocknął się nagle zamyślony zwierzak. – Tak się tylko zastanawiam.
– Aha, rozumie. To wracam się zdrzemnąć ponownie.
Mówiąc to wyglądający jak koń haski, zmrużył nieco oczy kładąc łeb na trawie w ten sposób by kontem oka obserwować zamyślonego zwierzaka. Trwało to kolejną chwilę, aż w końcu „nawiedzony” koń się obudził z dziwnego transu i powiedział z zaskoczenia.
– Mam pewien problem…
– Jaki?
– Po pierwsze! Nie sądziłem, że tu ktokolwiek jest, więc bez pośpiechu zajadałem sobie trawę w spokoju… – Urwał i znów cisza.
– No i co dalej? – Dopytywał się leżący koń.
– A, tak… – Ocknął się znów mówiąc dalej nierozgarnięty koń mający jakiś dziwny problem. – Po drugie! Mam niewielki problem z przeżyciem w tym roku.
– Aha. A dokładnie??, Jak można spytać?
– O co chcesz pytać?
– No po pierwsze…?!?! Co dokładnie mówiłeś?!?! – Zaczął się powoli irytować śnieżnobiały koń.
– Ahhh, co do pierwszej sprawy to właśnie jest problem łącznie z drugą sprawą naraz. – Odpowiedział dziwnym i niezrozumiałym tekstem nierozgarnięty koń.
– Nie rozumiem kompletnie nic!!
Słysząc to nieco przestraszony koń zaczął wywracać nerwowo ślepiami. Następnie przysiadł na zadzie poodwracał głową patrząc czy nikogo tu oprócz nich niema i zaczął mówić od nowa, ale dokładniej.
– Po pierwsze. Niewiedziałem, że tu ktokolwiek jest. Bo nie można mi nic spożywać w tym miejscu, praktycznie nikomu nie można tu nic jeść!
– Dlaczego? – Spytał go zdziwiony koń.
– Rety, gdzie ty żyjesz?! Za każde miejsce gdzie jest trawa taka jak tu, trzeba płacić w urzędzie miasta by można było ją jeść bez problemu.
– Nooo nieco rozumie.
– I tu dochodzi drugi problem.
– A przypomnisz, jaki to problem? – Spytał niepewnie biały koń.
– Mam problem jak normalnie przeżyć w tym roku, ponieważ nie mam już pieniędzy by dalej wynajmować to miejsce i jakieś jeszcze. Dlatego się ukrywam i czekam na lepsze czasy.
– Dobrze coś z tego już wiem, ale czemu musisz płacić w urzędzie miasta za trawę, która rośnie tu bez jakiejkolwiek ingerencji, sama z siebie.
– Jakbyś nie wiedział, że te miejsce należy do urzędu miasta, które sam wiesz gdzie się znajduje…
– Gdzie?? – Przerwał mu wypowiedź śnieżnobiały koń.
– Zaraz, zaraz a w ogóle to skąd jesteś? Nigdy cię tu nie widziałem?
Pies w postaci konia nagle zamilkł myśląc jak mu normalnie odpowiedzieć na to pytanie by się nie zdradzić, że pochodzi z drugiej strony potężnej niedostępnej góry.
– Co z Tobą? Czemu nie odpowiadasz? – Męczył go brązowy koń.
– A, co pytałeś? – Chciał zyskać nieco na czasie by się zastanowić.
– Pytałem skąd jesteś?
– Pochodzę z bardzo dalekich stron a mieszkam gdziekolwiek chce.
– Tym razem to ja nie rozumie? – Skrzywił głowę pytający koń.
– Po prostu jestem obieżyświatem.
– Aha rozumiem, dlatego nie wiesz nic o naszej kulturze i zasadach.
– Tak właśnie. – Uratował się prostym nawet wytłumaczeniem.
– Dużo już pewnie widziałeś na świecie tak podróżując.
– A żebyś wiedział, że dużo HAHA. A tak wracając do rozmowy to jak bym mógł Ci pomóc? Jeśli dam radę?
– A wiesz pan. Z taką figurą to mógłby mi pan pomóc jakby chciał.
– Cóż pomogę, jeśli będę wiedział, o co chodzi. – Odpowiedział grzecznie śnieżnobiały koń.
Brązowy koń wstał wolno z trawy i zaczął opowiadać haskiemu w postaci konia, że od jutra w mieście zaczynają się eliminację do wielkiego wyścigu dobrze opłacalnego trwającego 1 dzień. Tylko, że wpisowe to jest 1 000 złotych bursztynów. A on ma tylko 287 zł bursztynów i 19 złotych kamyków. To jest w zupełności za mało na wpisowe.
– A jak można spytać nieskromnie. Pożyczyłby mi Pan te brakujące 712 zł bursztynów i 19 kamyków? Albo dopłacił za mnie tę kwotę? – Opuścił łeb brązowy koń nie chcąc mu pokazać swej kompromitacji, że go nie stać na wpisowe.
– Tylko, że ja w ogóle nie mam żadnych pieniędzy. Ani jednego jakiegoś tam bursztynu czy kamyka?!!
Ta odpowiedź dobiła kompletnie rozżalonego konia kompletnie tracąc nadzieję, że jakoś wrócą lepsze czasy. Że znów zacznie od początku i będzie, jako tako. Śnieżnobiały koń podtrzymał go na duchu zapytał.
– Czy w mieście da się zarobić trochę tych pieniędzy?
– Cóż jest takie dobrze płatne miejsce tylko, że w nim trzeba mieć jakieś zdolności najlepiej nietypowe. Ale cóż nie typowego jest we mnie? – Spytał retorycznie brązowy koń.
– W tobie to może nic… – Powiedział wyraźnie i dodając nieco szeptem by nie usłyszał. – …Ale we mnie jak najbardziej.
Wtedy natychmiast wstał z pachnącej i miękkiej trawy i powiedział.
– Chodź! Zaprowadź mnie do tegoż miejsca gdzie można by zarobić za te niecodzienne wyczyny.
Powiedział do brązowego konia te słowa będąc już przygotowany do drogi. Ten zaś kompletnie nie wiedząc, co on chce uczynić stanął jak wryty pytając.
– Gdzie ty? Co chcesz uczynić? Dokąd chcesz biec?
– Jak to gdzie?! Zaprowadź mnie, czym prędzej do miejsca gdzie można coś zarobić za nietypowe zdolności.
– A masz jakieś? – Spytał zdziwiony koń.
– Dowiesz się może na miejscu. Wyruszamy?
– Dobrze. Idziemy!
Odpowiedział mu brązowy koń i od razu opuścili pachnącą polane kierując się wprost do miasta.

XXII – Szybki Zarobek

W mieście było cudownie. Wszędzie masa wysokich drzew, krzewów i mnóstwo świeżej, pachnącej trawy. Drogi były starannie powykładane kostkami brukowymi, gdzieniegdzie stały fontanny, kwietniki i różne ozdoby. Miasto było ogromne, gdzieniegdzie spacerowały po drużkach różnego gatunku i barwy konie oraz kuce.
Przeszli nieco przez rynek skręcając w niewielką uliczkę prowadzącą na obrzeża miasta. Tamtędy szli jeszcze pewien czas mijając różne budynki i szopy mieszkalne, aż w końcu dotarli do pewnego budynku z wielkim placem otoczonym wielkim, zielonym żywopłotem powlekanym siatką.
– To tu? – Spytał biały koń.
– Tak to ten budynek, ale ja tam nie mam, czego szukać.
– Czyli nie idziesz zemną?
– Cóż mogę Ci towarzyszyć, ale poza tym nic więcej. – Powiedział obojętnie brązowy koń.
– Czemu mówisz takim tonem, jakbyś nie chciał tu wchodzić?
– Ponieważ już tu kiedyś wchodziłem i mnie z tond po prostu wyprosili!
– No to coś uczynił, że nie chcieli z tobą współpracować?
– Praktycznie to nic. Chciałem zostać choćby pomocnikiem jednego z pracowników, by cokolwiek tam zarobić. A oni po prostu mnie wyprosili mówiąc, że pomocników tylko wykwalifikowanych pracowników.
– A nie umiesz żadnych sztuczek? – Spytał go biały koń.
– A na przykład, jakich?
– Choćby żonglowania czymś albo skakanie przez obręcz lub coś w tym rodzaju?
– Nic a nic! – Odpowiedział z opuszczonym łbem.
– A umiesz choćby cokolwiek na przykład szybko biegać?
– Niestety nie! A w sprawach biegania nie zakwalifikowałem się ani razu do żadnego najprostszego konkursu sprinterskiego.
– Cóż, teraz wszystko rozumie. Ale pójdziesz ze mną, jako osoba towarzysząca tak? – Spytał śnieżnobiały koń.
– Czemu nie, mogę ci towarzyszyć. Przynajmniej zobaczę, co takiego ciekawego potrafisz, że chcesz tu wchodzić.
– Za same wchodzenie to nie wyrzucają tak? Chyba, że się mylę!
– Skąd! Każdy tu może wchodzić bez wahania pod warunkiem, że zapłaci za bilet wstępu.
– A ile chcą za bilet? – Spytał haski w postaci konia.
– Drogo!
– To znaczy ile?
– 200 zł bursztynów od osoby. – Odpowiedział brązowy koń.
– No to nieźle sobie liczą. Ale za pytanie się nie płaci, co?
– Nie sądzę by pobierali opłatę za pytanie.
– No właśnie, więc wchodzimy.
Weszli do środka przez wielką dwudrzwiową furtę ozdabianą wizerunkami lwów ziejącymi ogniem. Maszerowali przez kilkumetrowy korytarz tak samo ozdobiony brukową kostką, co na zewnątrz budynku. Po bokach mijając różne postacie koni i kucyków pokazujących niesamowite akrobacje i sztuczki magiczne. Po pewnym czasie takiego zwiedzania i oglądania zdjęć, plakatów i kamiennych rzeźb dotarli w końcu do kasy biletowej znajdującej się na samym końcu szerokiego korytarza zaraz koło wielkich żelaznych ozdobionych drzwi.
Poinformowali sprzedawcę, że nie są zainteresowani występem tylko okazaniem swych zdolności. Kasjer zainteresowany wypowiedzią i niezwykle pięknym wyglądem haskiego w postaci konia bez zbędnych dodatkowych pytań wpuścił obydwa konie za drzwi przeznaczone tylko dla personelu. Oni zaś nie wahając się ani chwili otworzyli je i weszli do środka. Po drugiej stronie od razu natknęli się na jakiegoś pracownika, który od razu ich zapytał.
– Kim wy jesteście i kto wam tu pozwolił wejść?
– Kasjer! – Padła wspólna odpowiedź od obu koni naraz.
– Zaraz to sprawdzę i się przekonamy czy nie łżecie.
W momencie jak niedowiarek otworzył drzwi i znalazł się za nimi obydwa konie ulotniły się szybkim galopem na przód, kierując się wprost na kolejnego pracownika.
– Bardzo przepraszam Pana. – Odezwał się natychmiast śnieżnobiały koń.
– Nic się nie stało, ale uważajcie następnym razem tu się nie galopuje.
I dodając natychmiast po wypowiedzi.
– A w ogóle to, co wy tu wyprawiacie??
– Nic po prostu szybko idziemy w kierunku kadr lub podobnego pomieszczenia by się zapisać tu do pracy jak są wolne miejsca. – Odpowiedział biały koń.
– Tu zawsze są wolne miejsca. – Odparł od razu pracownik.
– To świetnie a którędy można dojść by porozmawiać z głównodowodzącym tego obiektu, jak można spytać?
– W takim razie mówcie, co umiecie. – Odparł pracownik.
– A szef, co na to? – Zapytał brązowy koń.
– Ja jestem szefem tego obiektu, więc mówcie, co macie do powiedzenia.
Biały koń od razu odparł, że kolega nic nie umie i że jest tu tylko, jako osoba towarzysząca.
– A więc jak jesteś osobą towarzyszącą, czemu nie wykupisz biletu? – Odparł szef.
Wtedy od razu koń o unikalnym kolorze powiedział mu natychmiast, że kolega nie przyszedł tu oglądać występów a poza tym z niego będą mieć większy pożytek jak zależy im na kasie! Wtedy szef zmrużył nieco wzrok i powiedział unosząc dumnie łeb w górę.
– To się jeszcze okaże czy będziemy mieć z Pana pożytek. Bo jeśli chodzi tu tylko o unikalny kolor sierści, to w zupełności jest to za mało.
– Może szef być tego pewien, że nie przyszedłem tu tylko z powodu ubarwienia, ale czegoś więcej.
– To się z tego bardzo cieszę. – Odparł szef i powiedział na koniec. – Korytarzem do końce, ostatnie drzwi po lewej stronie. Powiedzieć, że jest Pan kandydatem.
Powiedział, co chciał, wręczył im upoważnienia do poruszania się po obiekcie i poszedł dalej. Tym razem bezproblemowo doszli do miejsca przeznaczenia mijając po drodze jeszcze jakieś dwa konie, patrzące na nich spod łbów jak na intruzów. Ale z powodu widzianych upoważnień nie odezwali się ani słowem mijając ich.
Od razu jak weszli do pomieszczenia, wzrok białego konia zatrzymał się na plakatach i stopniach wykształcenia. Uśmiechnął się pewnie i skierował się od razu do osoby siedzącej naprzeciwko.
– Dzień dobry. Jestem kandydatem do pracy na najwyższym stanowisku z nietypowymi umiejętnościami. A kolega jest osobą towarzyszącą. – Odezwał się pewnym głosem śnieżnobiały koń.
Pracownica przyjrzała się dokładniej koniom i powiedziała niechętnie.
– Z taką budową ciała i umaszczeniem kwalifikuje się Pan tylko na najniższą klasę umiejętności, jeśli piękny i zadbany wygląd można uznać za nietypową umiejętność.
– Tu nie chodzi o wygląd, choć on też nie jest zwykły! – Odparł spokojnie.
– To zamieniam się w słuch. Proszę pokazywać, co Pan takiego ciekawego umie, że chce być na najwyższym stanowisku płatniczym.
– Po pierwsze droga Pani w tym pomieszczeniu jest za mało miejsca by to okazać. A po drugie, najpierw chcę zobaczyć, jakie umiejętności mają inni pracownicy tegoż obiektu.
– A nie za dużo pan wymaga jak na początek? – Krzywo spojrzała na niego pracownica.
– Ja tylko stawiam swoje warunki do pracy a poza tym jesteśmy Tu skierowani bezpośrednio od szefa tego obiektu. Widzi pani upoważnienie szefostwa?
Klacz nie odzywając się więcej żadnym słowem na ten temat, odeszła od biurka i powiedziała, że zaprowadzi ich do pomieszczenia gdzie inni sobie trenują swe niesamowite umiejętności. Minęli parę kolejnych pomieszczeń, aż doszli do wielkich żelaznych ozdobnych drzwi. Po otwarciu powiedziała im, że tu szkolą się wszyscy pracownicy obiektu i tu może pokazać jej, co w ogóle umie, zanim przyjmie go do pracy.
Śnieżnobiały koń od razu jak wkroczył do potężnej sali, która niemiała żadnego dachu łącząc się z areną, wszystkie zwierzęta na krótki moment zaczęły wpatrywać się w niego z powodu powalającego białego wyglądu. Trwało to jakieś klika sekund, aż po kolei zaczęli wracać do swych zajęć. Biały koń oglądał sobie pewne występy niektórych zwierzaków i oceniał sytuację, co w ogóle może tutaj pokazywać a co nie wypadałoby w ogóle ujawniać dla paru pieniędzy.
Widział różne gatunki koni umiejących wykonywać najróżniejsze sztuczki akrobatyczne. Inne Przebierały się w nietypowo robione kostiumy i wydawały w nich przeróżne dźwięki o odgłosy pasujące do ubranej na siebie sztucznie zrobionej struktury ciała. Inne zaś w galopie przeskakiwały palące się beczki, okręgi i różne przedmioty bez szwanku. Nieco dalej od nich były nawet takie, które umiały posługiwać się nauczonymi sztuczkami magicznymi, wyjmowania królika z cylindra, imitująco połykania noży i rozbijania głową lub kopytami grube deski i cegły. To wszystko, co widział było niezłe, ale nie dość pasujące do jego umiejętności specjalnych, jakie umiał wykonywać. Parę z tych widzianych tu sztuczek i umiejętności w bardzo niewielkim stopniu pasowała do niego. Zaczął oceniać ich wszystkich w myślach patrząc na ostatnie konie i kuce, które, mogły podnosić bardzo ciężkie przedmioty i walczyć ze sobą w sposób nieraz brutalny nie robiąc sobie poważnych szkud na ciele.
Kierując się z powrotem w kierunku pracownicy, która bez przerwy go obserwowała siedząc koło żelaznej bramy zdecydował, że będzie tu występował pokazując powolną i dokładną przemianę w postać dorosłego psa haski, jakim zresztą był i obojętnie, w jakiej formie psa czy konia, używania siły mentalnej i kuli aury. Te umiejętności może bez problemowo wykonywać nie robiąc kompletnie żadnych szkud mając wszystko pod całkowitą kontrolą. Chyba, że ukazanie kuli aury będzie już u nich za zbyt dużą i dziwną umiejętność!
Jak w końcu do niej doszedł to ona bez wahania zadała mu pytanie, na które czekał nie mogąc się już doczekać.
– Naoglądał się pan?
– Tak. – Odpowiedział grzecznie pytany koń.
– A więc jaką nas pan umiejętnością zaskoczy?
Śnieżnobiały koń odezwał się do wszystkich zwierzaków wykonujących przeróżne akrobacje i niezwykłe umiejętności, by na moment odsunęli się od niego i dali mu wolną rękę, bo chciałby pokazać szefowej stojącej przy bramie, jakimi umiejętnościami włada. Wszystkie zwierzaki, które słyszały jego wypowiedź zainteresowane, co on im pokaże odsunęli się od niego na odstęp, jaki chciał.
Wtedy biały koń siadł sobie na zadzie w ten sposób by mieć wolne obydwa kopyta i mieć dobrą przyczepność w podłożu, wystawił prawe kopyto do góry jakby coś trzymał i wtedy koncentrując się utworzył małą dość dobrze widoczna unosząca się nad kopytem kulę aury, wyglądającą jak świecąca kula energii obracająca się z wielką prędkością.
Jak tylko się to zjawisko ukazało wszyscy tam zebrani powiedzieli, co do jednego proste słowo.
– Łaaaał!!!! – Spuszczając szczęki w dół.
Śnieżnobiały koń widząc takie zafascynowanie pomyślał sobie, że to powinno im wszystkim w zupełności wystarczyć i nie będzie musiał nic innego jeszcze ujawniać. Niemiał zamiaru się tym chwalić, więc trwało to jakieś 10 sekund. Nagłym ruchem ujarzmił kulę aury chowając ją na powrót w swym ciele jakby jej w ogóle niebyło.
– Może być? – Spytał, kierując słowa do pracownicy, którą kompletnie zamurowało z wrażenia.
– Ttttto było nnnniessssamowiteeeee! To po prostu było niesamowite!!! – Ledwo zdołała odpowiedzieć normalnie, jąkając się nieco. Zdumiona i kompletnie zaskoczona takim niesamowitym widokiem czystej magii!
– Nadaje się na pracownika najwyższego stanowiska?
Spytał przy wszystkich zdumionych i niektórych przerażonych jeszcze zwierzakach, nie zważając na to, co sobie o tym pomyślą.
– Oczywiście! Oczywiście!!! To była czysta magia, przyjmujemy cię od razu na najwyższej płacy.
Nie mogła opanować swoich emocji i jednym tchem wypowiedziała szybko zdanie, które wszystkich tam zgromadzonych wyprowadziło z równowagi ze zdumienia. Śnieżnobiały koń „zakasał rękawy” i z niewielkim uśmiechem podszedł do tak samo kompletnie zdziwionego kolegi mówiąc do niego szturchając go.
– No kolego będziesz miał kasę na wpisowe do tego wspomnianego wcześniej Wielkiego Wyścigu. Eliminacje już czekają! Ha, Ha.
– Co mówiłeś? Bo nie słuchałem? – Obudził się z letargi brązowy koń.
– A nic! Choć jutro muszę przyjść do pracy i jeszcze iść na eliminacje.
– Dobrze powiedziane, bo za parę minut będzie się ćmić.
– Masz jakieś miejsce na nocleg? – Spytał biały koń.
– Oczywiście, że mam. Będziesz spał u mnie.
– Dzięki.
Przed wyjściem Śnieżnobiały koń spytał się pracownicy czy jutro będzie jakiś występ i na jaką godzinę ma przyjść. Uzyskawszy informacje, wyszedł z budynku i skierował się do mieszkania brązowego konia.


XXIII – Wielki Wyścig

Kolejny dzień, kolejny ranek. Wszystko zapowiadało się super. Śnieżnobiały koń spał sobie w wygodnym i wielkim łóżku, rozwalony na całego z kopytami wywalonymi do góry. Było mu tak wygodnie jak nigdy dotąd jeszcze. Gdziekolwiek spał nigdzie niemiał jeszcze tak dobrze. Wielkie, miękkie i wygodne łóżko, aż nie chciało mu się wstawać do pracy.
Wszystko wydawało się być w porządku jakby nie jeden malutki, choć dość ważny drobiazg. Z tegoż powodu, że tej nocy spał wygodnie jak nigdy jeszcze niemiał okazji, tak się rozluźnił, przestał panować nad swymi wewnętrznymi mocami i na wpół jego ciało zaczęło wyglądać na psie! Na jego szczęście spał w osobnym pokoju i nikt do tej jeszcze pory tu nie zdążył wejść, zanim wspomniany koń odkrył, że wygląda jak mutant.
Od pasa w dół jego wygląd był psa haski, jakim był zwykle a od pasa w górę był koniem tylko, że nieco miniaturowym niż powinien być! Jak odkrył tą niecodzienną komplikację haski, momentalnie się skoncentrował i powrócił do postaci konia, kładąc się na powrót do łóżka. Niepotrzebnie się z powrotem położył zdrzemnąć, ponieważ po chwili drzwi się otwarły i do pomieszczenia wkroczył kolega pytając.
– Jak ci się podobała noc? Wygodne mam łóżko?
– Rewelacja, nigdzie jeszcze tak dobrze mi się nie spało. – Odpowiedział z uśmiechem nie puszczając ściemy.
– A co z robotą? – Spytał brązowy koń.
– Hm, najpierw trzeba będzie coś pożywnego zjeść by mieć siłę na takie wyczyny, jakie mam dokonać.
Odpowiedział mu takim tekstem, ponieważ nie wiedział czy jeszcze będzie miał okazję porządnie się najeść.
– OK To zapraszam Cię na śniadanie a potem idziemy zgarnąć nieco kaski. Czas przecież przystąpić do eliminacji a nuż się uda i się zakwalifikujesz na Wielki Wyścig.
– Zobaczymy, pożyjemy. – Odpowiedział biały koń i poszedł na śniadanie.
Po obfitym śniadaniu od razu wziął kopyta za pas i pogalopował do roboty. Na miejscu szef czekał w biurze z założonymi kopytami, czemu w pierwszym dniu się spóźnił, mając być zaraz z rana. Haski w postaci konia był cwany i usprawiedliwił się szybko, że pracownica, z którą rozmawiał nie powiedziała mu, na którą godzinę ma się zjawić tylko wspomniała, że ma być rano. Szef słysząc wyjaśnienie, nieco mu mina zrzedła, że koleś ma rację i powiedział.
– Dobrze, jesteś usprawiedliwiony. Ale następnym razem masz być o ósmej punktualnie.
– Tak jest szefie. Mogę się wymeldować i przejść do swych zajęć?
– Bardzo śmieszne. Ruszaj do pracy. – Powiedział szef śmiejąc się w duchu.
Jak dotarł na miejsce przeznaczenia tak gdzie występowali jego tymczasowi koledzy z pracy, natykając się na jednego z nich.
– Cześć kolo, jak tam ranek. Zapowiada się dzisiaj niezła zabawa a Ty najwyraźniej się spóźniłeś i to w pierwszym dniu pracy. Uuuu nie za dobrze to wygląda!
– Spoko luzik, damy rade. – Odpowiedział mu podobnym slangiem.
– Czy damy rade to się okaże kolo. Ja na pewno dam, ale czy ty już inna historia.
Odpowiedział mu niepewnym zdaniem nawiedzony raperski koń i natychmiast pobiegł na występ, wywijać swym giętkim cielskiem przed zebraną widownią.
– Ha zgadza się to całkiem inna historia. – Odpowiedział mu w duchu śmiejąc się skrycie.
Minęło trochę czasu, aż w końcu miało dochodzić do końca przedstawienia. Wtedy wszystko nagle ucichło i powstały werble, nagle zaczął odzywać się pewien gościu z pracowników mówiąc takie słowa.
– Wielka publiczności teraz nastała premiera, na którą wszyscy czekali. Oto przedstawiamy wam niezwykłego dotąd śnieżnobiałego konia z nie lada tajemniczymi zdolnościami, to właśnie na niego wydaliście dodatkowo 50 zł bursztynów.
Skończył wymawiać te słowa i werble ustały a wszystkie światła i reflektory zaczęły padać na niego. Uczynili tak od razu jak sądził. Miał iść na „głęboką wodę” a jak przed występem się spóźnił i nie zdążył się rozgrzać to już był najwyraźniej jego problem. Wszyscy patrzyli na oświeconego z wszystkich stron konia myśląc sobie, co teraz zobaczą.
Nagle Biały koń dał, że zaczyna. Powolnymi ruchami ciała usiadł sobie na zadzie w ten sposób, by mieć całkowitą stabilność i powolnym ruchem zaczął podnosić w górę prawe kopyto, skierowawszy w ten sposób jakby coś trzymał. Powstała wtedy grobowa cisza. Wspomniany ogier zamknął oczy dla większego napięcia wśród widowni i wtedy zaczął tworzyć bardzo powoli coraz to bardziej widoczną energetyczną, małą, kulę energii unoszącą się w powietrzu nad wzniesionym w górę kopytem.
Pomyślał sobie, że idzie zbyt dobrze i łatwo a taki wyczyn pokazany z precyzją jest śmiesznie łatwy dla niego, bo tak właśnie było. Szybkimi ruchami drugiego kopyta utworzył drugą kulę aury. U niektórych z widowni było słychać przerażenie. Ale wtedy wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować. Potem nastała ponowna cisza. Koń to wykorzystał i doszedł do tego by pokazać coś jeszcze z aurą.

W tym samym czasie u informatyka…
W głównym pomieszczeniu laboratoryjnym właśnie odbywała się ważna dyskusja, co by zrobić z tym dylematem, że gdzieś tam chodzi na wolności zbieg, który ostatnio ukradł im największy do tej pory wynalazek, zbroję. Ale że już im ja oddał, to niemiało żadnego znaczenia. Ponieważ do ich pokręconych łepetyn docierała nowa myśl.
– Panowie, co Wy o tym sądzicie jakbyśmy złapali „Tajemniczego Białego Psa” i uwięzili. Robiąc w niedalekiej przyszłości na nim tajne badania?
– Odezwał się w końcu informatyk, sprawdzając wcześniej wszystkie dostępne opcje.
– Nie wiem, to brzmi totalnie, okrutnie. – Odezwał się jeden z siedzących tam psów. Dodając po chwili wrzeszcząc z uśmiechem.
– To lubię!!! HA HA HA
Inni wtedy wtrącając się do rozmowy przyznali mu słuszność, widząc w tym wielką kasę i nowe pomysły na najnowsze bronie.
– Dobra. To postanowione! Jutro z samego rana zbieramy nową, lepiej doświadczoną załogę i wyruszamy na polowanie.
Wszystkie psiaki rozdziawiając pyski, zaczęły się śmiać i wiwatować na całe gardła, skakając po stołkach jak potrzepani.


Tym czasem na występie w krainie koni…
W tym właśnie momencie biały koń wchłonął w siebie obydwie kulę i robiąc do widowni serdeczny uśmiech, nagle i z zaskoczenia zaczął wyrzucać w górę kulę aury tej samej wielkości, by nikogo nie przerazić zbytnio i zaczął nimi żonglować. Cały jego występ trwał już jakieś 5 minut, ale to jeszcze nie był koniec.
Żonglując tymi dwoma kulami zaczął, co chwila dokładać kolejne jedną po drugiej. Mając w powietrzu jakieś 10 kul aury tworzył niezłe widowisko. A pod koniec by usunąć je wszystkie na zakończenie użył starego triku, kiedy bawił się kulami aury na samiuśkim początku historii. Utworzył nagle jedną potężną kulę aury wkładając ją na siebie, chowając się w niej. Wtedy wszystkie kulę spadając, zaczęły rozpryskiwać się widowiskowo o niego nie robiąc mu krzywdy. Kończąc tym widowisko, wstał z zadku kłaniając się wszystkim zgromadzonym i całemu personelowi.
Wtedy wszyscy zgromadzeni zaczęli klaskać. Po udanym występie, poszedł razem z kolegami na miejsce spoczynku kończąc całe przedstawienie. Jak wielkie żelazne drzwi się zatrzasnęły wszyscy pracownicy widzący to zaczęli go pytać. Skąd takie magiczne rzeczy umie i w ogóle skąd jest. Ale on po prostu usprawiedliwiając się krótko odparł.
– To są lata ciężkiej i wysiłkowej pracy nad utrzymaniem wewnętrznego spokoju i harmonii ducha, nic więcej.
– I w tym cały sekret? – Jeden z nich zapytał.
– Tak. A cóż, by innego. Tylko ciężka i wytrwała praca dochodzi do perfekcji. – Odparł krótko lśniąco biały tajemniczy koń.
Wtedy przyszła znana mu pracownica niosąca pewien karton. A jeden z nich cicho odparł.
– Suuuper, wypłata.
– Zamknij się, bo minie nas i nie dostaniemy teraz przez ciebie a dopiero pod koniec tygodnia. – Skarcił go jeden waląc kopytem w łeb.
Ale kolejny odparł od razu karcąc tamtego wydającego niesłuszny wyrok.
– Co chcesz, przecież mówi prawdę! Dziś jest koniec tygodnia ciołku, więc czego go bijesz!
Wtedy doszła do nich wspomniana pracownica i powiedziała kładąc pudło na stole pomieszczenia.
– Tradycyjnie już ustawić się po kolei i bez sprzeczki do kolejki po wypłatę. Nie można jej otwierać aż do wyjścia z budynku, ani gadać o niej w przyszłości. Powtarzam! To surowo zabronione!
Bez zbędnych komentarzy wszyscy znaleźli sobie swoje miejsce i ustawili się po wypłatę w kolejce jeden za drugim. Kto odebrał należną wypłatę od razu wychodził na korytarz i kierował się w stronę wyjścia z budynku. Jak była pora na naszego konia pracownica się odezwała.
– Normalnie niemiałabym dla ciebie dziś wypłaty, bo pracujesz tu dopiero pierwszy dzień. Ale skoro dziś mamy piątek a w piątki są wypłaty, to dziś dostaniesz, chociaż tyle na zachętę. Niezłe z ciebie ziółko kolego, oby tak dalej.
Dodała na koniec coś od siebie i wręczyła mu pudełko z pieniędzmi za dzisiejszy występ. Biały koń podziękował, pożegnał się i wyszedł z lokalu. Od razu jak opuścił wspomniane miejsce poszedł do miasta poszukać reklam lub plakatów mówiących o eliminacjach do Wielkiego Wyścigu. Spacerował sobie tak po uliczkach, aż w końcu dotarł do ratusza. Tam ujrzał tłum zwierzaków kręcących się obok jakiegoś budynku. Wlazł w tłum i spojrzał gdzie inni patrzyli.
Wtem dowiedział się, że eliminacje już trwają od rana a ci gapie to byli ci, którzy oglądali jak konie różnych ras konkurowali ze sobą pokazując się z jak najlepszych stron, by dostać się do finału eliminacyjnego.
Był totalny ścisk i tłok, tam gdzie się akurat znajdował a chcąc dojść do miejsca zapisu wydawało się praktycznie nie osiągalne. Postanowił użyć jednej ze swych mocy. Zamknął ślepia i następnie otwierając je nieco wypchnął znajdujące się obok niego konie i kuce, robiąc sobie miejsce do przejścia. Po chwili stał już przy stoliku zapisując się do konkursu.
Po zapłaceniu wpisowego za moment miał startować do wszystkich testowych biegów:

• Bieg na 100 m na czas,
• Bieg na 400 m na czas,
• Bieg na 1 000 m na czas
• Bieg przez płotki na czas,
• Bieg grupowy dwudziestu najlepszych uczestników, przez (różne wertepy łącznie z slalomem).

Wszystko poszło jak po maśle, zostawiając wszystkich w tyle. Zawsze będąc na pierwszym miejscu, pokazując klasę i unikalne ubarwienie. Zgłoszonych na eliminacje zwierzaków było 63 sztuki, z czego zaliczyło się do Wielkiego Wyścigu 10 sztuk najlepszych z nich. W nich na pierwszym miejscu był oczywiście biały koń o unikalnej bieli.
Eliminacje się skończyły a na następny dzień miały zacząć się przez wszystkich oczekiwane Wielkie Wyścigi, na których można wygrać wielką nagrodę pieniężną i posiadłość przyznaną przez władze miasta. Do końca danego dnia pozostało już niewiele czasu, nie chcąc tracić go w domu kolegi po prostu poszedł pozwiedzać sobie wystawy sklepowe.
Doszedł po pewnym czasie do starego kina znajdującego się w wspomnianym miasteczku, w którym był wyświetlany za moment film pod tytułem: „Niezwykłe zaginięcie Świętego Pegaza”. Więc skoro był w pobliżu a projekcja miała się rozpocząć za moment, czemu miałby nie skorzystać skoro go stać. Zapłacił za bilet i poszedł sobie oglądnąć filmik o koniach. Jak projekcja kinowa dobiegła końca, było już dość ciemno na polu by już spać. Postanowił niezwłocznie wrócić do noclegowni, którą oferował mu kolega w własnym domu.
Noc minęła spokojnie. Ranek okazał się znów piękny i słoneczny. Po tej stronie świata chyba to jest standard, że ranki są piękne i słoneczne, ale to tylko była jego opinia, bo był tu zaledwie przez parę dni.
Biały koń po raz kolejny miał okazje wyspać się w niesamowicie wygodnym łóżku. Tym razem jednak bardziej czuwał na tym, by się zbytnio nie zrelaksować i nie doprowadzić do auto cofnięcia przemiany na powrót w formę psa. Wstał wypoczęty, przeciągnął się ospale i od razu przypomniał sobie, że dziś ma się zgłosić na Wielki Wyścig. Nie chcąc się spóźnić na początek, szybko wstał i poszedł zjeść śniadanie.
Jak kończył jeść przyszedł do kuchni jego kolega, u którego akurat chwilowo mieszkał.
– Cześć, jak minęła nocka? – Jak wszedł do pomieszczenia od razu spytał kończącego jeść konia.
– Cześć, a przyjemnie tak jak wczoraj, dziękuje. – Grzecznie odpowiedział haski w postaci konia.
– To super a gdzie się wybierasz tak wczas rano?
– Jak to, ty nic nie wiesz? Przecież zaraz z rana ma się zacząć Wielki Wyścig. – Zdziwił się biały koń, że kolega zapomniał sobie o tym kompletnie.
– Co? Dzisiaj! Całkiem sobie zapomniałem o wyścigu.
– No właśnie nie powinieneś, bo wszystko się o to rozchodzi!
– Sorry a o której się rozpoczyna? – Spytał brązowy koń.
– Tego to nie wiem, ale o którejś godzinie z rana. – Odpowiedział niepewnie biały koń.
– To się musisz spieszyć jak chcesz się nie spóźnić. Zaczyna dochodzić dziewiąta.
– A ty nie idziesz zemną?
– Oczywiście, że idę. – Odpowiedział z entuzjazmem.
– To się zbieraj, bo już wychodzę.
– A wiesz przynajmniej gdzie się to wszystko znajduje? – Spytał brązowy koń.
– Nie, ale się dowiem w trasie. – Odpowiedział śnieżnobiały koń wychodząc za drzwi.
– To fajnie się wybierasz na wyścig. Niewiele wiedząc na ten temat. – Zjechał go brązowy koń, dodając wychodząc zaraz za nim.
– A któryś był na eliminacjach?
– Pierwszy. Nie gadaj tyle tylko biegnij do centrum. – Odpowiedział mu pytany koń i pogalopował przodem.
Niezłe miał wyczucie czasu, ponieważ o dziewiątej, jak kolega wspomniał miał zacząć się wyścig. Dobiegł do ratusza gdzie było zebrane wiele różnych zwierzaków w „kupie”. W ostatniej chwili wparował na miejsce zapisu i jako ostatni z listy wpisał się na listę zawodników startujących w Wielkim Wyścigu. Odebrał numerek identyfikacyjny zawodników i zajął miejsce na szarym końcu dziesięcioro osobowej kolumny startujących tam koni.
Zanim kolega przygalopował na miejsce było już słychać odliczenia do startu. Wielki Wyścig obejmował trasę sześciu okrążeń o długości każdy 2 500 m ciągnącym się przez wybrane miejsca w mieście trafiające z powrotem do ratusza. Cała trasa była naszpikowana najróżniejszymi przeszkodami, zawijasami i długimi pasami na dalekie dystanse biegu.
Zanim kolega dopchał się przez cały tłum na sam przód, by cokolwiek zobaczyć niebyło już, na co patrzeć, ponieważ wszyscy uczestnicy zdążyli opuścić wyznaczone miejsce i być daleko za zasięgiem wzroku. Zaniepokojony brązowy koń nie widząc ani jednego zawodnika zaczął wypytywać znajdujące się tam konie.
– Przepraszam. Na którym miejscu był śnieżnobiały koń?
– Na ostatnim. – Odezwał się jeden z grupy.
– Uuuuuu, kiepsko mu idzie jak na początek. Pewnie trudnych ma przeciwników.
Biegli tak konie jeden koło drugiego wyprzedzając się, co chwilę. Śnieżnobiały koń trzymał się na szarym końcu w odstępie jakieś 5 metrów za ostatnim przeciwnikiem, pokonując z gracją i dokładnością wszystkie napotkane przed sobą przeszkody.
Na pierwszym odcinku wyścigu dziewięciorgu uczestnikom udało się porządnie wykonać wszystkie napotkane przeszkody. Na drugim okrążeniu, jako pierwszy był czarny, dobrze zbudowany, potężny koń, pokazując, na co go stać trzymał wszystkich w szachu, galopując w przodzie.
Śnieżnobiałemu koniu, nie spieszyło się do zwycięstwa, chciał sprawdzić, w jakiej kondycji są inni zawodnicy i ile z nich dotrwa do końca, pokonując 15 km trasy. Na razie wszyscy byli już w drugim odcinku trasy pokazując się w końcu widowni. Kolega obserwując w niepokoju wszystkich nadbiegających zmartwił się strasznie jak zobaczył swego białego kolegę na szarym końcu trzymającego się zaledwie 5 m za ostatnim zawodnikiem. Nagle zaczął krzyczeć.
– Dawaj z siebie wszystko brachu. Trzymam za ciebie „kopyta”.
Wtem przebiegając obok niego padła odpowiedź, dodająca mu otuchy.
– Nie martw się. Dam sobie z nimi wszystkimi radę.
Jego głos był wolny i spokojny jakby w ogóle się nie męczył biegiem. To, co po prostu usłyszał wystarczyło mu bez granicznie.
Turniej trwał dalej, wszyscy znów się pochowali za budynkami i znów powstała chwilowa cisza. Trzecie okrążenie robiło u niektórych już problem, tworząc coraz to więcej błędów. Pod koniec odcinka tylko 3 z biegnących tam zawodników nie zrobiła jeszcze żadnego błędu łącznie z tajemniczym białym koniem.
Czas mijał nie ubłaganie, coraz to więcej koni niszczyło poukładane po szlaku przeszkody. Ostatni w kolejce zaraz przed Śnieżnobiałym koniem zaraz na początku czwartego odcinka stracił przytomność i wywalił się wprost na niego. On zaś widząc powstałą akcję schwycił go niewidzialnym polem mentalnym i biegnąc dalej położył go powoli na ziemi, tworząc w ten sposób jakby to był najbardziej zwykłe upadek.
Wtem dobiegł w momencie do kolejnego przeciwnika trzymając się cały czas 5 m za nim. Pierwszy w paczce czarny, muskularny, wielki, koń nie dawał za wygraną konkurował z białym biegnącym zaraz za nim, odłączał się od całej grupy, dobiegał już do ostatniego odcinka. Po raz pierwszy w tym długim rajdzie uczynił błąd w sztuce, którą wykorzystał jego przeciwnik trzymający się jego tyłka. Ten, że drugi koń koloru białego był podobnej postury. Dobrze zbudowany, choć nieco mniejszy od czarnego.
Czas mijał nieubłagalnie męcząc wszystkich prócz śnieżnobiałego. Tylko on z wszystkich nie zrobił ani jednego błędu, biegnąc równo pokonując nadal wszystkie napotkane przeszkody z gracją jak „antylopa” czy „sarna”. W momencie jak od razu wkroczył na szósty i ostatni odcinek wyścigu, Przez jego całe śnieżnobiałe końskie ciało przebiegła jakby jasna fala energii. Zaczął tak samo z gracją i precyzyjną dokładnością pokonywać przeszkody z niewiarygodną prędkością omijając wszystkich napotkanych na swej drodze.
Czarny świetnie znany wszystkim kibicom muskularny koń będą całkiem pewien swej wygranej, bawił się z swym przeciwnikiem białym koniem. Nawet nie zauważył jak śnieżnobiały koń, będący wcześniej na samym końcu wyścigu, nagle przyskoczył na sam początek, ukazując się daleko przed nim.
Obserwujący to wszystko komentator wyścigu, nie mogli uwierzyć własnym oczom. Jak to jest w ogóle możliwe, że ostatni koń z peletonu nagle jest pierwszy, nie robiąc w tym całym wyścigu ani jednego najmniejszego błędu.
Dokładnie wtedy jak tylko skomentował to zdarzenie, w tej samej chwili wkroczył na metę kompletnie przed nią zwalniając do zwykłej swej prędkości galopu śnieżnobiały koń. Przekroczył linię mety robiąc to z taką gracją jakby był „miss koni”.
Kibice widząc śnieżnobiałego konia na mecie, widząc go za każdym razem zawsze, jako ostatniego zawodnika, aż byli oszołomieni nagłą zmianą. Wiwatowali z zachwytu i zaskoczenia zarazem, oczekując na resztę zawodników. Śnieżnobiały koń powolnym i niestrudzonym w ogóle truchtem podreptał w kierunku jury. Usiadł sobie przed wyjściem i zaczął czekać.
Minęło trochę czasu zanim dobiegł czarny i biały z resztą pozostałych uczestników. Odbyły się wtedy serdeczne oklaski podobne do tych, co przy zwycięzcy powoli uciszając się. Wspomniana para dysząc jak lokomotywy z trudem wyhamowały i dobiegły do miejsca gdzie czekał już śnieżnobiały rywal. W tym czasie jak oni dochodzili zmęczeni do niego, dobiegała do mety reszta wspomnianych jeden za drugim w pewnych odstępach kończąc cały Wielki Wyścig. Bezproblemowo kibice tak samo wiwatowali każdemu zawodnikowi jakby był największym zwycięzcą.
Jak hałas ustał jury odczytało werdykt, komu się należy, jaka nagroda, za jakie wyniki w wyścigu. Po kolei od najsłabszego z wszystkich uczestników, aż do najlepszego zaczęli mówić.
– Za pokonanie całego rajdu uczestnicy dostają po 1500 złotych bursztynów.
Widownia zaczęła klaskać…
– Za niezrobienie żadnego błędu w wyścigu uczestnicy dostają
5 000 zł bursztynów.
Znów zaczęli wszyscy klaskać…
– Za otrzymanie trzeciego miejsca w wyścigu uczestnik otrzymuje
10 000 zł bursztynów.
Kolejny wiwat u kibiców…
– Za zajęcie drugiego miejsca w wyścigu uczestnik otrzymuje 20 000 zł bursztynów.
Zaczęły się znów wielkie wiwaty na widowni…
– Za zajęcie pierwszego miejsca w Wielkim Wyścigu uczestnik otrzymuje 50 000 zł bursztynów + nieruchomość ustaloną przez urząd miasta.
Kolejny raz zaczęły się wielkie wiwaty i oklaski. Jurorzy rozdali wszystkim dokumenty informujące i gratulujące w uczestnictwie i z odczytanych wcześniej informacji pudełka z wyznaczonymi nagrodami pieniężnymi. Na sam koniec serdeczny uścisk wszystkim stawionym się do konkursu zawodnikom i wypowiedziana dodatkowa informacja.
– Uczestnikom, którym się nieudało bezpiecznie ukończyć odbytego się wyścigu, ugaszczamy nagrodą w wysokości 500 zł bursztynów wysłanych pocztą i w miarę potrzeby płacimy za jego ewentualny pobyt w szpitalu miasta. Wszystkim zebranym dziś gościom i kibicom serdecznie dziękujemy i zapraszamy ponownie w następnej edycji Wielkiego Wyścigu.
Po długiej ostatecznej wypowiedzi jurora wszystkie zebrane tam zwierzaki zaczęły się powoli rozchodzić do swych codziennych spraw. Tym czasem śnieżnobiały koń podszedł do kolegi, który czekał w tłumie kibiców i gości.
– Tak jak ci wspomniałem, że nie musisz się irytować z mojej przegranej. – Powiedział biały koń.
– Do końca się bałem, że przegrasz ten wyścig i zostanę bez grosza przy duszy!
– Jak ci obiecałem tak wykonałem obietnicę.
Mówiąc mu te słowa, wręczył mu pudełko z nagrodą pieniężną i aktem własności posesji, jaką udostępnia urząd miasta za pierwsze miejsce w Wielkim Wyścigu. Zachowując dla siebie tylko dokumenty gratulacyjne i podziękowania od jurorów.
Na placu niebyło już nikogo poza nimi. Obydwa konie uścisnęły sobie kopyta na pożegnanie i każdy poszedł w swoją stronę. Do końca dnia było jeszcze sporo czasu w takim razie śnieżnobiały koń poszedł pozwiedzać miasto. Tu dzień był znacznie dłuższy niż w swoim świecie. Nie miał w ogóle pojęcia ile czasu dokładnie upłynęło, jak tu przebywał. Tak fajnie mu się tu żyło z tymi końmi, choć nie mógł być w swej zwykłej postaci.


XXIV – Osaczony

Husky w postaci konia zaraz z rana pożegnał się z gospodarzem wynajmującym mu lokal na czas pobytu w świecie koni i od razu skierował się w stronę wielkiej polany. Po chwili spokojnego galopu, był już na miejscu. Odwrócił się za siebie, jakby sprawdzał czy nikt za nim nie idzie i przyspieszywszy galop. Wkroczył na drużkę prowadzącą wprost do „Tajemniczej Groty” gdzie się tam na moment zatrzymał.
Usiadł sobie na zadzie, głęboko oddychając przypominał sobie sytuacje jak po raz pierwszy wkroczył na to miejsce. Korzystając z tej okazji, że tu jest zrelaksował się chwilę oglądając piękny krajobraz z wysokiej góry. Wstał na równe kopyta i wkroczył do wspomnianej groty. Oglądając ją teraz w całej okazałości oświeconej wpadającym tam słońcem, doszedł do wniosku, że powrotna droga będzie nie lada wyzwaniem!
Spojrzał na siebie i doszedł ponownie do wniosku, że żaden koń nie da sobie rady opuścić tego miejsca, jeśli to jedyna droga na zewnątrz. Przypominając sobie, że praktycznie nic nie pamięta z drogi prowadzącej aż tu, ponieważ stracił przytomność. Pamiętał tylko to sunięcie korytarzem pokrytym ostrymi wystającymi krawędziami i kolcami, szybko w dół. Czy w korytarzu były inne rozwidlenia czy inne tunele tego nie wiedział. Cofając się wstecz myślami, nic kompletnie nie mógł sobie przypomnieć poza tym, że leżał wywrócony w tej jaskini jak się tylko obudził.
Dziura powrotna była za wysoko, by jakikolwiek koń mógłby do niej doskoczyć, nawet z rozbiegu! Usiadł chwilę i zaczął przemyślać sytuację, jaka postać byłaby najlepsza w tej sytuacji, smocza, wilkołacza czy alieńska?

Tym czasem u naukowców…
Cała zgraja przeszkolonych do podobnych zadań naukowców przygotowywała się do wymarszu., Aż jeden z nich zapytał.
– W którą stronę się kierujemy?
– Niech was o to głowa nie boli. – Prosto odpowiedział informatyk. Wyciągnął skaner ten sam, jakiego używał szukając zbroi, odczytał na nim współrzędne i następnie od razu chowając go z powrotem.
– Kierujemy się w stronę najbliższego miasta. – Odpowiedział krótko.
– Dobrze, ale jest jeden problem! – Odezwał się ten sam żołnierz, co wcześniej.
– Jaki problem?
– Dowódco, kierujemy się w pobliże „śmiertelnych pustkowi” czy na miasto, które zamieszkują koty?
– Nie denerwujcie mnie głupimi pytaniami! Wszystko dowiecie się we właściwym czasie. – Chciał zakończyć denerwujące pytania żołnierzy szybką odpowiedzią.
– Idziemy w stronę kociego miasta. Ruszać! Naprzód! I nie gadać!

Tym czasem u szczeniaka…
Po chwil przemyślenia dokonał w końcu wyboru. Zamknął oczy, skoncentrował się z wysoką precyzją i parę sekund później stał w postaci potężnego aliena.
Dokładnie panując nad dzikimi emocjami tegoż nieokiełzanego organizmu, postanowił od razu przejść do rzeczy. Jednym skokiem wskoczył w otwór w ścianie znajdujący się wysoko w górze na bardzo śliskiej nawierzchni, uczepiwszy się jej długimi pazurami. Dla niego chodzenie po śliskiej i pochyłej nawierzchni, nawet do góry nogami, niebyło żadnym problemem.
Po kilku sekundach był już w komorze prowadzącej cały czas pod górę. Z każdą chwilą ziemia robiła się coraz to chropowata i zimna. Nagle droga się urwała! Zaraz przed nim ukazując potężną rozpadlinę i niedaleko powyżej niej kolejny ciemny tunel. Pomyślał sobie wymawiając słowa do siebie.
– Pewnie jak zsuwałem się cały czas z ogromną prędkością w dół, przeskoczyłem z jednej drogi w drugą. Jakbym wtedy sunął wolniej, na pewno bym wpadł w tą głęboką rozpadlinę.
Wzdrygnął się tylko i jednym porządnym skokiem przeskoczył dziurę, zatrzymując się niewiele wyżej w wspomnianej komorze. Po skoku, obejrzał się tylko raz za siebie i poszedł dalej.
Droga robiła się coraz to bardziej pochyła kierując się cały czas w górę. Nagle po parunastu metrach, z każdym kolejnym krokiem droga robiła się bardzo ostra do poruszania i naprawdę lodowata. Z wszystkich stron wystawały odłamki ostrego lodu i nierówności. Jakby to było mało, korytarz zaczął skręcać raz ostro w prawo i raz ostro w lewo, prowadząc nieustannie w górę.
Jakby ktoś z samej góry normalnie spadł tu w dół, to niemiałby żadnych szans przeżyć upadku. Ponieważ cały czas zostałby poturbowany z każdej strony pędząc bezustannie z wielką prędkością, zakrętami w dół przez tą mroźną i skutą lodem przestrzeń. Gdyby szczeniak niemiał specjalnych mocy samoleczenia i zmiany kształtów ciała, nie przeżyłby takiego zjazdu, jak każdy, który by wpadł!!!
W końcu alien dotarł do samego końca tegoż okropnego, choć szerokiego tunelu, aż na samą górę pokonując pod koniec parę wysokich stopni podobnych do schodów, prowadzących wprost do wnętrza piekieł. Rozglądając się dookoła szukał wyjścia z Tajemniczej Groty. Po chwili jednak dostrzegł charakterystyczne wejście. Natychmiast skierował się w jego stronę, zmieniając się przy tym w dorosłego psa haski.
Tym czasem na zewnątrz kończyła się właśnie noc z księżycem w pełni. Wszystko byłoby w porządku jakby wyrośnięty szczeniak po prostu poszedł w tamtym kierunku i wyszedł spokojnie na zewnątrz groty i przy okazji zdrzemnął się nieco. Lecz pech chyba chciał, że akurat szukający go żołnierze na czele dowodzącego nimi informatyka, wyczaili jego obecność wewnątrz góry. Nie, dlatego, że to były psy, ale dlatego, że jak haski był ostatnio w tajnych laboratoriach jeszcze przed oddaniem im zbroi, zostawił im pewny dokument, który w prosty sposób doprowadził ich aż tu, wprost na niego.
Nie chodzi tu o żadne dane lokalizacyjne, gdzie ma zamiar w najbliższym czasie wyruszyć, ale nieco spory kawałek jego oryginalnego futra. Skrupulatny informatyk pewnie nie znalazłby go w ogóle jakby tak dobrze nie szukał, danych o nim. W dokładniejszych opisach wyczytał, że szczeniak dokonał niewielkich błędów w czasie odwróconej polaryzacji i wtedy właśnie wyrwał sobie pewną ilość kłaków sierści, co teraz było dla naukowców rewelacją.
Po zbadaniu jej, nieokazało się praktycznie nic nadzwyczajnego w składzie D.N.A., ponieważ cały był wymieszany i spolaryzowany, niemający żadnego użytku poza użyciem go, jako środka naprowadzającego. Dla nich sporządzenie takiego preparatu i urządzenia na niego, nie było dużym problemem skoro mieli skaner od zbroi. A poza tym wszystkim cała zbroja była tak długo w jego organizmie, że zdążyła nieco nasiąknąć jego drobnym D.N.A.!
Jak informatyk i jego kumple dokonali tego, że mogą dzięki temu znaleźć szczeniaka gdziekolwiek się znajdywał, byli tak oszołomieni informacją, że skończyli szukać go na ślepo i skorzystali ze skanera. Dotarli w ten sposób aż tu, niemiejąc żadnych nowych danych poszli się zdrzemnąć. Noc się kończyła w zastraszającym tempie. Jak informatyk się obudził, dostrzegł na skanerze informacje, które go bardzo zainteresowały.
Jak wchodzili do jaskini przedzierając się przez bardzo trudno dostępny niski las, ślad białego psa urwał się kierując bezpośrednio w głąb groty. Jak załoga dotarła do potężnego pomieszczenia, w którym było pełno różnego rodzaju dróg i dróżek, postanowili nie szukać go na ślepo i poczekać aż w końcu sam się ujawni. Nie mylili się, bo tak się stało w tejże nocy. Podniecony informatyk jak tylko zauważył, że szczeniak jest w pobliżu kierując się właśnie w ich kierunku, natychmiast zbudził całą załogę i zastawił na niego pułapkę.
Niepodejrzewający niczego dorosły śnieżnobiały pies spokojnie szedł w stronę wyjścia ciemnym korytarzem. Będąc już przed samym wyjściem z góry, stanął przed wyjściem widząc kończącą się noc, postanowił się zdrzemnąć na chwilę. Ziewnął sobie zdrowo nie przeczuwając czyhającego na niego niebezpieczeństwa.
Na taki lub podobny moment właśnie czekała cała zgraja żołnierzy z informatykiem na czele, rzucając się na niego spętawszy go w momencie! Wspomniana banda była tak dobrze wyszkolona, że skutecznie złapała nic niepodejrzewającego biednego śnieżnobiałego psa z zaskoczenia. To wszystko zdarzyło się tak szybko, że szczeniak nawet nie zdążył zareagować, co się wokoło niego dzieje, dodatkowo, że był już nieco zmęczony.
Tuzin psów przywaliło go do ziemi, a dwa kolejne z grupy schwyciły jego przednie i tylnie łapy. Wtedy informatyk od razu wydał odpowiedni rozkaz ogromnemu będącemu zaraz koło jego łba, dobrze zbudowanemu psu, dodając jeszcze by nie zrobił mu krzywdy wykonując rozkaz! Wtedy od razu wspomniane psisko wzięło potężny zamach i prosto w tył głowę wywaliło mu potężne oszałamiające go uderzenie. Robiąc wspomniany cios było widać, że pies ma doświadczenie w takich sprawach, bo od razu po tym ciosie, dorosły pies bezwładnie opadł na ziemię, tracąc przytomność i w momencie zasypiając jak malutki szczeniaczek po kolacji.
– No i to by było na tyle! – Odezwał się na koniec informatyk, śmiejąc się przeraźliwie.
– Z wielkim szacunkiem. Niech Pan tak się głośno nie śmieje, bo obudzi Pan jeńca!! – Natychmiast przerwał mu śmiech jeden z żołnierzy.
– Czemu mam się nie śmiać? Przecież on i tak już nic nie usłyszy! Przynajmniej przez parę godzin. – Uspokoił go informatyk, wiedząc dokładnie o tajemniczym ciosie skierowanym przez muskularnego psa i zaczął się na powrót przeraźliwie śmiać.


XXV – Wszystko Jest Dzikie

W drodze do Tajnych Laboratoriów. Cała załoga balangowała opijając się do woli. Świętowała wielkie zwycięstwo, że złapali tajemniczy okaz psa, który przyniesie im wkrótce bogactwo. Opite kompletnie psy nawet nie zauważyli, że ich towar właśnie się obudził. Prawdopodobnie miał spać jakieś parę godzin, a tu nagle zdrzemnął się zaledwie jedną godzinę, budząc się kompletnie zdziwiony, lecz wypoczęty.
Śnieżnobiały pies wyczuł od razu sytuację, że został porwany i nie chcąc wzbudzić podejrzeń lekko podpitych strażników, wolał cichutko obmyśleć szybki plan ucieczki. Byli w połowie drogi od Tajnych Laboratoriów i Tajemniczej groty, mijając gdzieniegdzie wysokie głazy idąc po pustyni.
Wtedy szczeniakowi wpadło na myśl, żeby cichutko zmienić się w wilkołaka. Ponieważ ta forma jest wyjątkowo silna a wymagało wielkiej siły by zniszczyć grube obejmujące jego łapy kajdany! Ponieważ wilkołak był większy od przeciętnego psa i o wiele silniejszy, nie powinno mu to sprawić większego problemu. Wykorzystał najlepiej napawającą się sytuacją, kiedy akurat podpite psy zaczęły się nieco kłócić nie zwracając na nic uwagi. Szybkimi ruchami ciała zmienił się w momencie w wspomnianego wilkołaka.
Kajdany obejmujące jego łapy były dość dobrze dopasowane do jego łap. Teraz po przemianie w większego osobnika nieco się wygięły wtapiając się trochę w jego grube łapska. Wystarczyła niewielka siła mięśni by zniszczyć osłabione w tej chwili kajdany i uwolnić się z łap oprawców. Trwało to wszystko krótki moment i zanim ktoś zauważył, że go niema, on był już w drodze powrotnej do Tajemniczej Groty, z której go porwano.
Po parunastu minutach wilkołak był już na miejscu zmieniając się na powrót w dorosłego psa haski. Wkroczył od razu do jaskini stając przed wielką przestrzenią zastanawiając się gdzie teraz iść.

Tym czasem u Informatyka…
Minęła dość długa przestrzeń czasowa zanim szczeniak się uwolnił a dopiero teraz jeden ze strażników zauważył, że jego niema bijąc na alarm w sposób skandaliczny.
– Aaaaaaa. Aaaaaaa. Aaaaaaa. Aaaaaaa… – Zaczął się ochryple drzeć by zwrócić na siebie swoją obecność.
– Pogrzało się bęcwale! Co się drzesz jakby cię obdzierali ze skóry. – Od razu wydarł się na niego stróżujący razem z nim drugi strażnik.
Ten wystrzygający alarm pokazał mu, czemu tak się zachował a jak drugi zobaczył, co jest grane, że uciekł im poważny ładunek, który miał ich zaprowadzić do wielkiego bogactwa zaczął się wydzierać w sposób dość podobny do powszedniego.
– Aaa. Aaa. Aaa! Aaa. Aaa. Aaa! Aaa. Aaa…
To wszystko było już za wiele i w końcu informatyk ocknął się z popijawy drąc się na obydwóch naraz.
– Czy wyście oszaleli!!?? Czemu bijecie na alarm?
Wtedy obydwaj bez słowa obrony pokazali mu puste miejsce gdzie miał być ich cenny ładunek. Jak w końcu dotarło do niego, co się stało, kazał wszystkim zatrzymać się natychmiast. Następnie Powiedział do całej grupy.
– Obywatele. Właśnie uciekł nam bardzo cenny ładunek. Dzięki niemu mogliśmy stać się sławni i bogaci. Kto z was jest odpowiedzialny za tak haniebny czyn, który pozwolił uciec naszemu zbiegowi?
Po tych słowach powstała chwilowa cisza. Ani jeden ze zgromadzonych tam psów nie odezwał się ani jednym słowem, nie chcąc brać odpowiedzialności na swoje barki, ponieważ każdy z nich pił zamiast czuwać. Po takim krótkim oczekiwaniu na jakąkolwiek odpowiedź odezwał się informatyk.
– Nie martwcie się. Wszystko jest w porządku. Mamy naszego psa jak na patelni, dzięki urządzeniu naprowadzającemu.
– Jak to? Przecież nasz zbieg nie jest urządzeniem tylko żywą istotą. – Spytał jeden z żołnierzy.
– Wiem. Nie jestem głupi! Mam urządzenie, które pokazuje gdzie mniej więcej znajduje się nasz tajemniczy gość, dzięki składni D.N.A. Dzięki temu mogę śledzić każdą istotę. To jest prototyp urządzenia naprowadzającego używanego w projekcie „zbroja”. Dzięki niemu znaleźliśmy go tak łatwo w jaskini.
– Więc gdzie teraz się kierujemy?
– Teraz wracamy do Tajnych Laboratoriów, odpocząć przed następną misją porwania i przejęcia specjalnych mocy wspomnianego psa. – Powiedział, dodając jeszcze – Napadnięcie z zaskoczenia i oszołomienie go, było dobrym rozwiązaniem, ale nikt nie przewidział, że szczeniak tak szybko się ocknie z naszego ataku. Następnym razem musimy to lepiej przeprowadzić!


W tym samym czasie u Szczeniaka…
Wszystkie drogi były okazałe a niektóre z nich już znał. Takie jak świat: myszy, koni, alienów czy aktualnie jego. A ile jeszcze czekało do odkrycia? Pewnie i tak tego nigdy się nie dowie.
Nagle jego wzrok zatrzymał się na jasnej drodze o średniej wielkości z wizerunkiem słońca nad trawą. Wydawało się to dość przyzwoite i przyjazne. Postanowił spróbować i iść tamtędy. Będąc w postaci dorosłego psa poszedł w tamtym kierunku. Robiąc parę kroków naprzód poczuł w powietrzu świeży powiew wiatru. To zjawisko było dziwne, ponieważ przed sobą niebyło nic widać poza zbliżającą się z każdym krokiem świetlistą jasnością.
Nagle poczuł przyciągające uczucie, jakby ktoś lub coś zaczęło przyciągać go do przodu. I po chwili zniknął pojawiając się w całkiem innym świecie, bezpośrednio na otwartej przestrzeni mając za sobą tylko wysoki głaz z wizerunkiem słońca z trawą, taki sam jak przed wejściem do jasnego korytarza. Dorosły szczeniak nie będąc pewny jak się tu znalazł i co ma tu w ogóle robić, zaczął cofać się parę kroków w tył. Wtedy po paru krokach, nagle ukazał się na powrót w jasnym korytarzu z przyjemnym powiewem wiatru z naprzeciwka.
Pies zrozumiał, że ten korytarz kończy się portalem prowadzącym do miejsca okazanego na znaku przed wejściem. Postanowił wziąć się w garść i wejść do środka. Przecież dawał radę już w innych sytuacjach, taki portal był dla niego dziecinną igraszką. Zrobił stanowczo krok w przód i od razu jego oczom ukazała się piękna kraina przypominająca nieco świat koni.
Jasne słońce wysoko nad ziemią, świeże powietrze z przyjemnym wietrzykiem. Dookoła niekończąca się otwarta przestrzeń, porośnięta zieloną trawą. W dali było widać różne odmiany zwierząt. Nagle koło niego, zatrzymał się dziwny wielki kot barwy pomarańczowo-żółtej z czarnymi cętkami, długim grubym ogonem i czarnymi zaciekami na pysku jakby płakał. Szczeniak przyglądnął się niemu dokładnie i zapytał.
– Cześć.
– Ooooo, nie zauważyłem cię, moja wina. Myślałem, że ten głaz jest wolny. – Odpowiedziało zabiegane zwierzę.
– Kim jesteś? – Spytał pies.
– Jestem gepardem. Przecież widać dokładnie. – Zdziwił się.
– Niewiedziałem. Jestem tu od niedawna. – Powiedział mu szczeniak. – Dodając jeszcze.
– Czemu płaczesz?
– Ja nie płacze, tylko chowie się!
– Dobrze. W takim razie, przed kim się chowasz? Przecież jesteś takim wielkim kotem.
– Nie wiem skąd jesteś, ale tu jest Afryka. A więc tu są różne dzikie zwierzęta. Które jedne polują na drugie by przeżyć. – Odpowiedział mu krótko gepard, dodając. – To miejsce nie jest bezpieczne zmiatam stąd!
I po tych słowach tak samo jak przybiegł, nagle zniknął. Parę sekund potem było go widać daleko w przodzie, biegającego za jakimiś antylopami. Dorosły pies rozejrzał się dookoła i zauważył w pobliżu zwierzęta przypominające nieco wyglądem psy, ale o odmiennym wyglądzie. Inne były Cętkowane a inne pręgowane o różnych wielkościach i cechach wyglądu.
Haski chciał się jeszcze czegoś więcej dowiedzieć o tych stronach świata i zwierzętach zamieszkujących te okolice, ale nie wiedział, kogo ma spytać. Najlepiej pogadałby z tym gepardem, co przed chwilą, lecz on jest teraz nieco zajęty. A na dodatek tak pędzi, że niemiałby żadnych szans się z nim zmierzyć w wyścigu, chyba, że… pomyślał sobie o pewnym pomyśle i przystąpił do wykonania.
Zastanowił się dokładnie jak wygląda widziany przed chwilą gepard i zamykając oczy zaczął się koncentrować nad jego postacią. Kompletnie nie wiedział, co taki zwierzak ma robić i jakie posiadał funkcje czy cechy. Ale o to nie musiał się już martwić. O to wszystko zadba przemiana, dopasowując najlepsze umiejętności. Ze swoim doświadczeniem z nauką bez problemu nauczył się ze zgodnością przekształcać swoje ciało w postać geparda i już po paru minutach silnej koncentracji mógł przemienić się w prawdziwego geparda.
Jeden tylko wyszedł przy tym problem, jego ubarwienie było oczywiście tradycyjnie całe śnieżnobiałe. I dopiero na nich widniały, czarne cętki, jakie zwykle posiadają gepardy. Dodając przy tym, umiejętności władania polem mentalnym i kulami aury w standardzie haskiego! Gepard w całej swej białej okazałości pomyślał sobie, że wszystko już jest stabilne i postanowił od razu wypróbować swoje nowe ciało i pobiec w kierunku poznanego parę minut temu kumpla.
Jak tylko opuścił miejsce gdzie znajdywał się portal w głazie, wszystkie zwierzęta, które były w jego zasięgu widzenia zaczęły gapić się na niego jak na wybryk natury! Szczeniak poczuł na sobie te wszystkie ślepia wpatrujące się w niego i zaczął nieco głupio się czuć i raczej mniej bezpiecznie niż wtedy jak był psem.
Od razu postanowił pobiec do wspomnianego geparda.
– Cześć ponownie.
– Kim jesteś? Nie znam cię! Choć twój kolor mi coś przypomina.
– No właśnie. Dobrze ci przypomina. Opowiedz coś więcej o sobie? – Powiedział biały gepard.
– Ale ja cię nie znam koleś. Daj mi spokój. Jestem głodny.
– Dobrze. Czym się żywisz? – Pytał dalej, robiąc z siebie głupka w jego oczach.
– Przecież wiesz. Przestań się wygłupiać! – Odpowiedział mu ostro zmęczony ciągłym uganianiem się za antylopami gepard.
– Widziałem cię z tamtej skały jak gadałeś z psem.
– Psem? Kim ty jesteś? – Odpowiedział krótko.
– Tak jestem tym psem, z którym wcześniej gadałeś.
– Nie rozumie cię. – Odpowiedział kompletnie zbity z tropu dorosły gepard.
– Przejdźmy do rzeczy. Siadaj sobie tu i powiedz, co byś zjadł.
– Oczywiście, że antylopę, to przecież oczywiste. – Zdziwił się.
– Niema problemu zaraz będziesz jadł. Czekaj tu. – Powiedział pies w postaci geparda i pobiegł w stronę najbliższego stadka antylop.
– Nie ruszam się stąd, chętnie obejrzę widowisko. Jestem już zmęczony.
Haski pobiegł, jako gepard za biegnącymi wokoło antylopami, które widziały go z bardzo daleka, przez jego unikalne ubarwienie. Gepard biegł za antylopami zwiększając prędkość z każdą sekundą biegu. Nagle poczuł kompletne zmęczenie i wtedy chcąc nie chcąc, musiał się od razu zatrzymać, ponieważ czuł, że jego łapy stają się bardzo gorące i przestają go słuchać. To go zdziwiło. Zatrzymując się na samym środku otwartej przestrzeni stał się całkowicie narażony na atak drapieżników, nie wiedząc o tym kompletnie nic!
Obserwujący to widowisko doświadczony gepard wyczuł natychmiast, że białas może być w śmiertelnym zagrożeniu, od razu zerwał się z miejsca okrytego cieniem i pobiegł, czym prędzej w jego stronę. Tym czasem Haski był sparaliżowany z powodu nadmiernego biegu, nie mogąc się ruszać, leżał jak łata na ziemi.
– Co robisz bęcwale? Chcesz zginąć? – Zaczął się wydzierać w jego stronę zbliżając się powoli.
– Co się mi stało? Czy to jakaś wada w waszej strukturze ciała? – Spytał biegnącego w jego kierunku geparda.
– Jakbyś nie wiedział, przecież jesteś gepardem! – Nerwowo odpowiedział doświadczony biegacz.
– No właśnie nie wiem. Mówiłem ci, że jestem gepardem dopiero od paru minut. Nic o was nie wiem.
– Jesteś całkowicie szalony albo nienormalny by doprowadzić się do takiego stanu z dala od ocienionego miejsca! – Nerwowo powiedział gepard.
– Przepraszam, nie wiedziałem, że wasze ciała mają takie ograniczenia. Ale musze czysto przyznać, że takiej prędkości to jeszcze nigdy w życiu nie osiągnąłem. – Wyżalił się dochodzący powoli do siebie biały zwierzak.
– Jak będziesz mógł już się ruszać powoli idź w stronę ocienionego miejsca, w jakim byłem. I jeszcze jedno uważaj na dzikie zwierzęta szczególnie na lwy.
– A ty gdzie się wybierasz? – Spytał krótko haski w postaci geparda.
– Jak to gdzie na polowanie, zaraz spróbuje upolować jakąś zdobycz.
– Nie! Nie godzę się na to, to jak wpakowałem się w taki bigos, więc ja się z niego wyplącze i to z honorem. Inaczej nie nazywam się Haski.
Powiedział te słowa jeszcze przed wyruszeniem kolegi w pościg i odzyskawszy nieco siły, stał na ledwo utrzymujące się w pionie zmęczone łapy, zamknął oczy i natychmiast przekształcił się w wilkołaka na oczach wszystkich obserwujących ten „teatr” zwierzakach, wprowadzając ich w oszołomienie, łącznie z kolegom.
Wtedy wstał na równe łapy, zregenerował się w parę sekund i „luknął” tylko spojrzeniem na geparda, od razu pobiegł w stronę antylop. Nie mogąc ich jednak dogonić, zmienił się znów w geparda i sprintem dobiegł do nich na taką odległość, by nie spudłować i jednym susem skoczył w biegu w górę i wtedy z prawej łapy wypuścił pulę aury uderzając jedną z antylop, powalając ją na ziemię. Opadłszy na ziemię z gracją kota zatrzymał się obok niej z gracją, pochwycił ją w zęby i… zdziwił się, bo nie mógł jej unieść tak jak chciał. Kolejna przykra niespodzianka ze strony „gepardziego” ciała. To jednak haskiego nie zniechęciło, puścił zdobycz odsunąwszy się nieco od niej i potraktował ją polem mentalnym w ten sposób, by sama za nim się wlokła.
Po chwili doszedł do zdumionego tym wszystkim geparda i powiedział.
– Sorry, że tak długo to trwało. Teraz możesz już jeść. Serio, jest twoja i nie jest wcale toksyczna czy coś w tym rodzaju. A jeśli to problem zjem ją razem z tobą. Słyszysz coś w ogóle?
Wtedy ocknął się doświadczony gepard i odpowiedział niewyraźnie.
– Kkkkim ty jessssteś? – Ze strachem w głosie.
– Już ci powiedziałem, że tym białym psem haski, którego spotkałeś przy tamtej skale. – Powiedział to pokazując łapą we wskazane miejsce.
– No nie zwieszaj się tu i choć jeść tą antylopę, bo nie wiem jak długo, może wytrzymać w tym palącym słońcu.
– No właśnie niedługo. – Odpowiedział mu gepard, dodając jeszcze – Gepardy zaraz po intensywnym polowaniu, muszą odczekać 30 minut zanim pójdą jeść a właśnie tyle czasu potrzeba, by się zaczęła psuć zwierzyna. A wtedy to takie jedzenie nadaje się tylko dla lwów, likaonów czy hien.
– Aha a czym są te zwierzęta? – Spytał biały gepard.
– Lwy, to dzikie koty takie jak ja. Likaony to dzikie afrykańskie psy, ale nie takie jak ty, tylko podobne.
– A hieny? – Przyspieszył pytanie Haski.
– Hieny to też można by uznać za psy, ale to są padlinożercy, pochodzący od własnej rodziny, Hien. Bez nich nie dałoby się tu przeżyć.
– A czemu? – Dopytywał się biały gepard.
– Cóż. Hieny pożerają to, czego już inne zwierzęta nie chcą jeść i dlatego są potrzebne, niema bałaganu i resztek na sawannie. Dobra, ale koniec już z tą pogawędką, bo nam się jedzenie zepsuje i będziemy musieli je oddać wspomnianym kolegom od „sanitarki”.
– Rozumiem. – Odpowiedział śnieżnobiały gepard w czarne plamki.
– To dobrze, że się rozumiemy.
Pojedli sobie, zostawiając nieświeże już resztki antylopy pobliskim drapieżnikom i padlinożercą. Akurat wszystkie zwierzaki były najedzone, więc nie denerwowały innych w spożywaniu posiłku. W innym czasie mogłoby być niebezpiecznie.
Po obfitym posiłku, oryginalny gepard powiedział.
– dobrze, pojadłem sobie, na dziś mi to powinno wystarczyć. A co z tobą?
– A co ma być, ze mną? Też sobie pojadłem. – Odpowiedział biały gepard.
– To się cieszę. Wracaj do siebie! Tu jest niebezpiecznie w innym czasie dnia, nie żartuję. – Odpowiedział doświadczony gepard.
– Dobra, dobra. Już się zmywam do siebie.
Zaraz jak to haski w postaci geparda powiedział, oryginał z miejsca pobiegł przed siebie, więc niebyło sensu pytać czegokolwiek, bo i tak by tego nie słyszał. Zerwał się podobnie z miejsca i nie patrząc się za siebie czy po bokach, wprost wpadł na tajemniczy głaz znikając w momencie. W postaci śnieżnobiałego geparda wylądował w środku korytarza prowadzącego wprost do tajemniczej wielkiej groty.


XXVI – Ostateczna Decyzja

Wyszedł na zewnątrz. Dookoła było jeszcze ciemno. Wszędzie było widać pięknie gwieździstą noc z cudownie wyglądającym księżycem w pełni akurat świecącego wprost na niego. Wydawał się tak, blisko że można byłoby go dotknąć! Zamknął oczy i postanowił na moment się zdrzemnąć.
Minęła krótka chwila. Wtedy zauważył, że znajduje się na księżycu w jakiś dziwny sposób. Zadowolony z tego, bo zawsze chciał choćby na krótką chwilkę być na nim. Uradowany, że jego marzenie się ziściło, postanowił natychmiast zwiedzić nowe otoczenie.



Tym czasem u Informatyka…
Wszyscy smacznie spali nie myśląc, że lada chwila pojawi się alarm wydobywający się ze skanera informatyka. Kwestia paru sekund, i… nagle rozległy się syreny alarmu, jakby cały obiekt się zaczął palić! Wszyscy wyskoczyli z łóżek z informatykiem na czele.
– Muszę zmienić ten piekielny jazgot. Jeśli jeszcze raz to usłyszę… zwariuję! – Odezwał się sam do siebie zdenerwowany informatyk nagłą wrzaskliwą pobudką.
Dopiero, co doszedł do siebie po chamskim przebudzeniu zobaczył na skaner D.N.A. szczeniaka, gasząc alarm zaczął mówić.
– Załoga zbierać się w momencie. Wyruszamy natychmiast z powrotem do „Tajemniczej Groty”.
Bez gadania w ciągu pięciu minut wszyscy byli w gotowości wychodząc z „Tajemniczych laboratoriów” kierując się żwawym krokiem we wskazane miejsce.

Powracając do szczeniaka…
Nic nieprzewidujący pies powolutku spacerował po płaszczyźnie księżyca zwiedzając, co tylko się tam da. Po pewnym czasie doszło do niego, że niemiał na razie wiele do zwiedzania tylko piach, skały i nierówne podłoże. Lecz to go wcale nie zniechęcało, ponieważ wystarczyło mu to, że się tam znajdywał. Był w końcu szczęśliwy. Przemierzał kilometry szukając ciekawych miejsc i oglądając głębokie kratery.
Co było dość dziwne grawitacja na tym księżycu była taka sama, co na Ziemi! Również był tam tlen taki sam, co na Ziemi! Z daleka było widać okrągły niebieski glob. Wszystko tak realne, że aż niesamowite zarazem.

Tym czasem u informatyka…
Tym czasem załoga informatyka zbliżała się do niego wielkimi krokami. W jednym momencie jak wkroczyła do „Tajemniczej Groty” doszli do wniosku, że pies, którego szukali uciął sobie drzemkę. Wykorzystując to chytrze, starając się go nie obudzić delikatnie schwycili biednego psiaka.
Szczeniak w czasie snu tak się zrelaksował, że samoczynnie zmienił się z białego geparda w dorosłego psa haski zdradzając w ten sposób swoje położenie oprawcom, którzy go szukali jeszcze zanim oni byli w drodze nie wiedząc dokładnie gdzie się znajdywał. Wszystko działo się tak szybko i nagle, że miło spędzający noc pies nie wyczuł swojego porwania!

Powracając do szczeniaka, łącząc historię…
Minęło trochę czasu. Pies sobie śnił o księżycu a w tym samym czasie inni zabierali go w nieprzyjemne miejsce. Przeszła godzina może dwie, od dojścia do celi aż pies zaczął się budzić z uszczęśliwioną mordką chcąc od razu ruszać w dalszą podróż w nieznane. Wtem zdał sobie z tego, co go otacza sprawę, że już nie znajduje się w „Tajemniczej Grocie”, ale w pewnym wielkim pomieszczeniu, nieco przypominającym laboratorium. Od razu zrzedła mu mina nie wiedząc, w jaki sposób nagle będąc w wspomnianej grocie, ukazał się na księżycu, a teraz w zupełnie innej rzeczywistości.
Otworzył szeroko oczy rozglądając się wszędzie i w końcu dotarło to do niego, że został po raz to drugi porwany i teraz znajduje się w „Tajnych Laboratoriach” gdzieś na pustyni z dala od jakiejkolwiek cywilizacji poza zwariowanymi psimi naukowcami.
Spojrzał na siebie, nie był już w postaci śnieżnobiałego geparda, jakim był przed zdrzemnięciem się niefortunnie, ale w postaci dorosłego haski. Ocknął się wtedy z tego nagłego szoku zmieniającego jego plany i zauważył, że leży na niechronionym stole chirurgicznym. Wystarczyłoby tylko cicho zejść z niego i opuścić, czym prędzej ten nieprzyjazny teren, zanim ktoś się skapnie, że go już niema. Powziąwszy tą myśl zaczął ją wykonywać od razu nie tracąc więcej czasu.
Rozglądnął się wokoło gotując się do cichej ucieczki. Nikogo w pobliżu niebyło widać. Naprężył się do skoku, by z gracją stanąć na podłodze i uciec. Ale… dziwnym trafem tylko zarył głową o coś twardego niczym, szyba otaczająca stół, lądując z powrotem na samym jego krawędzi z łomotem robiąc niewielki, ale znaczny hałas.
– Co to ma być? Niewidzialne pole? Czy co? – Zdziwiony spytał sam siebie cichym głosem.
Ale to nie wystarczyło, ponieważ po chwili do pomieszczenia weszło dwóch naukowców ubranych w gumowe rękawiczki, ochronne fartuchy i maski ochraniające pyski, jakby nie chcieliby się czymś zarazić od niego.
– No w końcu się obudziłeś „śpiący królewiczu”. – Powiedział jeden z nich.
Pies, do którego były skierowane te słowa nawet się nie odezwał tylko nadal siedział na stole czekając, co przyniesie czas, obmyślając plan ucieczki. Ale jak na złość nic mu do głowy w tej chwili nie przychodziło normalnego, widząc tych dziwaków poza jednym. Miał ochotę zmienić się w jakąś inną formę i spuścić im łomot na przywitanie i zarazem pożegnanie.
Nie zastanawiając się długo, co ma teraz czynić, zmienił się w wilkołaka mając nadzieję, że jak to zrobi dość energicznie i z zaskoczenia, oni przestraszą się, zrobiąc jakiś błąd wypuszczając go jakoś. Przecież chcąc lub nie chcąc i tak muszą go z tego dziwnego „stołowego więzienia” wypuścić. Dokonując tego, co być może mają na myśli.
W tym momencie jak oni obydwaj powoli zbliżali się do niego nie wykazując zbytniego zainteresowania, haski koncentrując się nad formą nie zamykając oczu dla lepszego efektu nagle zmienił się w potężnego wilkołaka. Nic nieprzewidujący naukowcy wzdrygnęli się nagle odsunąwszy się od razu przestraszywszy się nagłej przemiany! Ale dziwnym trafem otrząsnęli się z przerażenia i zaczęli się w niego wpatrywać jakby czekali na coś, co według nich miało się zaraz stać.
Stojąca obok wilkołaka potężna maszyna nagle się uruchomiła z głośnym łomotem wypełniając niewielkim hałasem całe pomieszczenie. Kolorowe miksturki, które było do niej podpięte zaczęły się opróżniać i wtedy stojący na stole chirurgicznym wilkołak, dziwnie zaczął się jakby kurczyć. Z sekundy na sekundę tracił swoje wilkołacze umiejętności i wygląd, zamieniając się samoczynnie w takiego samego psa haski, jakim był przed chwilą. Dokonawszy całkowitej przemiany cofającej, maszyna naukowców wyłączyła się. A na ekranie głównego komputera ukazały się dokładne dane o formie haskiego wilkołaka, jego funkcje i specjalne moce oraz specyfik mutujący zwykłego psa w właśnie tę formę z dokładnością 99%.
– To działa! To działa! – Zaczęli się wydzierać w niebo głosy obydwaj naukowcy podskakując jak zwariowane szczeniaki.
Wtedy jeden z nich powiedział do niego z kpiną.
– Ha! Teraz mamy na własność Twoją wilkołaczą postać. I najpierw zrobimy z niego naszą armię wilkołaków a potem ją sprzedamy za grubą kasę. A ty i tak nic na to nie możesz poradzić. No spróbuj ponownie się w niego zmienić jak potrafisz… Jesteś teraz totalnym ZEREM! – Denerwował szczeniaka.
On zaś nie odzywając się ani jednym słowem spróbował jeszcze raz zmienić się w wspomnianą formę. Nic! Po prostu nic. Ani nie drgnął. Nie był w stanie znów się zmienić w wilkołaka jakby w ogóle nie wiedział jak tego dokonać.
– Co brakło ci języka w gębie? A może pokażesz nam coś innego? – Odezwał się drugi naukowiec prowokując go do innych form.
– Nie mam zamiaru wam oddawać nic innego.
– Nie? To NIE! Sami to sobie odbierzemy, jeśli w ogóle coś jeszcze w sobie masz. A na pewno masz, wiemy to od informatyka.
O „wilku mowa”, bo właśnie do Sali wszedł ów informatyk.
– Jak wam idzie? – Spytał ich.
– Jak widzisz szefie mamy już tegoż wilkołaka, jakiego kiedyś szef widział na skanerze w opisach. Ale to, co tu widać na monitorze to kompletnie nic w porównaniu jak go widzieć w rzeczywistości. – Chwalił się podniecony naukowiec.
– Świetnie, świetnie oby tak dalej. Chce mieć wszystkie jego dziwactwa, jakie posiada, choćby miałby zginąć od tortur! Musze je mieć!
– Tak jest. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy by wydobyć z niego wszystko, co posiada. – Odpowiedział mu jeden z nich.
Po tych słowach informatyk nie patrząc nawet w stronę szczeniaka odwrócił się na pięcie i wyszedł równym krokiem z pomieszczenia. Szczeniak słysząc tą rozmowę wzdrygnął się strasznie, jakby miał to być jego koniec wędrówki. I dzięki właśnie niemu cały świat miał dostać straszną broń, jego nieokiełznane specjalne siły, jakie posiadał.
– O nie. Co to to to Nie! Na pewno się nie poddam bez walki!! Taka siła to wielka odpowiedzialność, nie mogę na to pozwolić by jacyś zwariowani naukowcy okiełznali ją lub nie, kładąc na cały świat zagładę właśnie przeze mnie!
Nie sprawdzając więcej innych form, bo na pewno je posiada do puki ich nie uaktywni, postanowił obmyślić jedyny zgodny plan. Plan zagłady Ich albo… właśnie, nic innego nie mogło w tej beznadziejnej sytuacji polepszyć sprawy.
– Zanim oni postanowią użyć tej „piekielnej” maszyny ponownie, musze mieć gotowy plan. – Pomyślał sobie haski.
Minął pewien czas aż stojący przy głównym komputerze dwaj naukowcy podeszli do niego, chcąc zmusić go do działania zaczęli mówić.
– Daliśmy ci spokój już dość długo. Nawet daliśmy ci się wyspać. Więc bież się do roboty i oddaj nam swoje moce.
– Ani mi się śni, wam cokolwiek dawać!! – Odpowiedział nagle biały pies.
– Sam tego chciałeś „bałwanie”, jeśli nie chcesz po dobroci będzie siłą. – Powiedział jeden z nich podchodząc do maszyny i ustawiając w niej coś tam klikając na klawiaturze.
Śnieżnobiały pies pomyślał, że to dobry czas by użyć swego ostatniego planu, jaki wymyślił i pożegnać się w końcu z tym światem nie doprowadzając go do gorszego stanu przez te zwariowane i wyjęte z pod prawa psy. Zanim wspomniany naukowiec ustawił maszynę, haski podniósł w górę swe łapy, przyłożył je do skroni i szybkimi ruchami myśli zmienił się w lukario. Zanim maszyna zaczęła wchłaniać specyfiki do cofania przemiany i ukradnięcia aktywowanej postaci, przeszedł do planu „B”, czyli to kompletnej koncentracji nad całym ośrodkiem, w jakim się znajdywał.
W ostatniej normalnie chwili, drugiego podejścia nie mogło być! Zanim maszyna zaczęła zmniejszać jego ciało zdążył przenieść całe laboratorium wraz z zawartością do świata alienów. Ustawił je w samym centrum aktywnego stada gdzie było najwięcej czerwonych wielkich alienów z głowami przypominającymi „kaski rowerowe”. Maszyna wtedy odebrała szczeniakowi formę lukario i całą moc kompletnej koncentracji skazując go w ten sposób na zagładę.
Szczeniak nie mogąc się psychicznie koncentrować do wykonywania jakiejkolwiek przemiany stał się zwykłym dorosłym psem haski z swoimi jeszcze nieaktywnymi mocami takimi jak: kula aury i pola mentalnego, jakich posiadał na samym początku historii.
Jakieś 10 minut później agresywne wielkie czerwone alieny sforsowały wszystkie zabezpieczenia i dotarły do pomieszczeń, w których pracowali różni naukowcy, zabijając wszystko, co stało im na drodze, bez względu czy to było zwierzę czy maszyna. Wtedy to już była tylko kwestia czasu, kiedy dotarły do haskiego siedzącego nadal na stole chirurgicznym. Teraz czas przyszedł na niego. Ile potworów wlazło do pomieszczenia i ujrzało psa, tyle rzuciło się na niego z wściekłością.
O dziwo parę minut później zrezygnowane nie mogąc się dostać do smakowitej przekąski, opuściły powoli jeden po drugim sale zostawiając haskiego w spokoju.
– Wow. A ja myślałem, że to już będzie mój koniec. Ta klatka przyczyniła się do mojej ochrony życia. Dzięki niej nadal żyję. – Powiedział sam do siebie ocalały pies.
– Ale cóż mam począć, nadal jestem uwięziony na tym niesforsowanym stole chirurgicznym z niewidzialną osłoną. Ani wejść, ani wyjść. – Usiadł sobie na zadzie zrezygnowany już psiak.
Wtem nagle wszędzie w pomieszczeniach zgasły światła pozostawiając wszystko w kompletnym mroku.
– Co teraz? – Pomyślał sobie haski. – Może teraz spróbuje opuścić ten stół?
W kompletnych czeluściach mroku powoli podszedł do krawędzi stołu, nie chcąc do reszty stracić nadzieję na ucieczkę aż nagle…runął na podłogę.
– Jestem uratowany. Ale czy na pewno? – Mówiąc to do siebie, natychmiast pomyślał sobie.
– Przecież teraz, one mają mnie jak na talerzu! – Wzdrygnął się na samom myśl o tym jak skapną się, że jest wolny.
Nie mając w zanadrzu nic poza dorosłym i dobrze zbudowanym ciałem dorosłego psa haski i magicznych kul aury, oraz pola mentalnego, był kompletnie bezbronny ze spotkaniem się w cztery oczy z jedną przerośniętą jaszczurką a co dopiero z całym szalejącym na podwórku stadem tych potworów! Czy tak czy owak był skazany na powolną lub szybką śmierć, jeśli tylko opuści to pomieszczenie lub w najlepszym wypadku laboratorium.
– Gdzie teraz mam się podziać? – Spytał się sam siebie w myślach, by nie zdradzać swej obecności.
Nic pożytecznego nie chciało przyjść mu do głowy poza ostatnią walką. Postanowił w końcu po paru minutach ciężkiego myślenia pójść przed siebie. A może jakoś przeżyje i dojdzie do porozumienia z nimi.
Powolnymi krokami poruszał się po obiekcie, węsząc cały czas, czy w pobliżu nie czyha na niego jakieś niebezpieczeństwo. Mógł polegać tylko na wyczulonym węchu i dotyku. Bo w sprawach wzroku było kiepsko. W ten sposób przebył już połowę drogi prowadzącej do wyjścia. Ale czy na pewno chciał opuścić to miejsce i wpraszać się na „agresywną imprezkę?” Na której tylko jedno się liczy, życie lub śmierć?! Masę myśli bez konkretnych odpowiedzi rozrzucały mu się w głowie, przeszkadzając w normalnym pokonywaniu wyznaczonego celu. Opuszczenia laboratoriów i stanie w końcu poza bramą tego miejsca. A dopiero potem to się okaże, co dalej.
Nagle wkroczył w ostatni korytarz prowadzący wprost do wyjścia z budynku. Zaraz za zakrętem ukazała się przed nim postać mniejszego niż inne osobniki czerwonego aliena. Automatycznie i odruchowo jedną łapą nałożył na siebie pole mentalne, chroniąc się a drugą łapą odtrącił ze swojej drogi obcego kulą aury. Nawet nie zwrócił uwagi, że mu tak szybko i prosto poszło z nim.
– Już myślał, że to koniec. Musze odzyskać w sobie pewność, bo odwagi to mi na razie nie brakuje. 
XXVII – Powrót Do Kolebki

Stanął za furtą prowadzącą do „Tajnych Laboratoriów” znajdujących się teraz w świecie alienów gdzie panuje wieczna ciemność. Co było zupełnie dziwne w tam tym otoczeniu to to, że brakowało alienów. Może miał szczęście, że na żadnego teraz nie napotkał, albo to zwykły zbieg okoliczności.
Oczy w miarę mu się już przyzwyczaiły do wiecznie panujących ciemności i mógł swobodnie oglądać spowijający go tutejszy świat. Brał pod uwagę wysokie niebezpieczeństwo będąc w postaci zwykłego psa haski, lecz nie mógł z tym nic poradzić. Jedyne, co mu pozostało to ochrona polem mentalnym i ataki aurą.
Ruszył wolnym krokiem przed siebie trzymając się jak najbliżej wysokich głazów i gdzieniegdzie rosnących skarłowaciałych drzew. Zawsze go to zastanawiało, jak one tu w ogóle rosły bez światła. Minął w ten sposób bezpiecznie jakiś niewielki odstęp, aż udało mu się znaleźć niewielką grotę usłaną z leżących dookoła głazów.
Niemiał pojęcia, jaka tu jest godzina może czas odpoczynku, bo jak wszedł do środka, od razu natknął się na nieruchomego potwora. Niemiał ochoty stawać oko w oko z nim w roli głównej, to w miarę możliwości próbował obejść go powoli. Cóż nie było mu to pisane, ponieważ potknął się o wystające z ziemi nierówności powodując zbudzenie go.
Chwilę później dookoła niego rozpętało się „piekło”. Z różnych stron zaczęły wychodzić potworne bestie otaczając go. Był w potrzasku! Szybko użył pola tworząc go na sobie wiedział, że niema z nimi jakichkolwiek szans. Nie był tchórzem, chciał walczyć do końca jak nadawała się ku temu okazja.
Udało mu się odnaleźć cel ucieczki nie konfrontując ze stadem czerwonych alienów. Bez żadnych większych przemyśleń wziął łapy za pas i pognał, czym prędzej wolnym korytarzem. Powstał wtedy pościg. Gdzieniegdzie natknął się na jednego z ścigających go stworków od razu atakując go ładunkiem aury, tylko odpychając go na pewien dystans od siebie. Biegł w ten sposób na ślepo wybierając napotkane przed sobą korytarze.
Wszystko mu się pomieszało, nie wiedział gdzie się teraz znajdywał, chciał tylko opuścić to miejsce i schronić się gdziekolwiek. Brał pod uwagę to, że stąd niema ucieczki, ponieważ to ich świat! Teraz czy później na pewno go dopadną. Jego kres przygody jest bliski i raczej nie maluje się w jasnych kolorach. Mógł tylko go odwlekać w czasie.
W końcu opuścił wstrętne korytarze prowadzące prawdopodobnie nigdzie. A jednak się grubo mylił. Doszedł do miejsca, które już znał z wcześniejszych wypadów do tego świata. Szczęście w nieszczęściu okazało się, że jest uratowany, jeśli uda mu się odnaleźć stary portal prowadzący wprost na ziemię.
Teraz znajdywał się w wąwozie, w którym powinny być alieńskie larwy kierujące się do gniazda.
– Dobrze, że jest tu pusto, bo z całą chmarą pająków niemiałbym szans. – Powiedział sam do siebie, lecz w złym momencie, właśnie z na przeciwka zaczęła napływać fala tychże wspomnianych kreatur. By nie zostać staranowany musiał, czym prędzej wymyśleć jak się z tego wyplątać. Jedyne dobre rozwiązanie to takie by wzbić się w powietrze i wyjść z tego wąwozu cało. Był tylko jeden mały problem, nie był w stanie się przekształcić w żadną formę, a co dopiero w tak potężną, jaką był smok.
O lataniu nie było mowy, musiał się wspinać lub stanąć do całkowicie nierównej walki: jeden na miliony! Wybrał wspinaczkę. Droga w górę była daleka i stroma, a psie łapy wcale w tym nie pomagały. Jedynie, czym mógł sobie pomóc to swymi pazurami. Lada chwila miał zostać stracony przez stratowanie a tu ani o metr nie mógł się wznieść na wyższy poziom skalnych stromych półek wąwozu.
– To już mój koniec. Powiedział do siebie szczeniak.
Jak nagle przypomniał sobie, że może za pomocą właśnie otaczającego go pola mentalnego wznieść się w górę unosząc się nad ziemią w miarę swojej koncentracji. Pająki były już przy nim, niektóre zaczęły go atakować z różnych stron. Tylko te pole mentalne chroniło go przed poważnymi atakami a miał je zamiar zdjąć. Zostanie tu lub próba wejścia wyżej wydawała się tak samo niebezpieczna, co władowanie się w sam środek walki na śmierć i życie.
Dokonawszy w końcu decyzji postanowił spróbować swych sił. Taki strumień pająków mógł trwać dość długi czas zanim wszystkie z kolonii dojdą do wyznaczonego sobie celu, a takie kolonie były niemałe. Szybkimi ruchami skoncentrował się ile tylko mógł na perfekcyjnym przekształceniu całego otaczającego go pola mentalnego w twarde i stabilne podłoże, które będzie w stanie go utrzymać w powietrzu.
Parę nieudanych prób i poważnych ran, które dostawał od szaleńczych przechodniów to było nic w porównaniu z tym jakby jakiś wskoczył mu na pysk. W tej sytuacji niemiałby żadnych szans oswobodzenia się tylko walenia aurą w głowę by oszołomić intruza. Na szczęście niedoszło do tego!
Trwało to jakiś czas tracąc nieco siły po każdym z ich ciosów. I w końcu udało mu się zbudować z pola mentalnego niby kładkę unoszącą go nad ziemią dzięki koncentrowaniu się nad tym. Nie mógł używać kul aury, ponieważ straciłby kontrolę nad mocą mentalną, która zużywała jego całkowite zasoby psychiczne. Jakby nie maszyna zwariowanych naukowców chcących się wzbogacić nie byłby teraz tutaj tylko gdzieś w nieznanych częściach swego świata.
Śnieżnobiały pies unoszący się w powietrzu po niedługiej chwili stał na razie bezpieczny na skalnej półce patrząc w dół gdzie szalało stado rozjuszonych pajęczych bestii. Rozglądnął się dookoła i przegenerowując sobie ciało z doznanych okaleczeń przypomniał sobie gdzie po raz pierwszy przeniósł go kamienny portal. Poszedł w to miejsce i usiadł sobie na zadzie i kompletnie się rozluźniając ułożył na skroniach swe łapy i zaczął się koncentrować nad przejściem. Chciał utworzyć portal ze swych mocy tak jak to kiedyś czynił.
Bez problemu to się mu udało i przeniósł się w to samo miejsce gdzie po raz pierwszy przeszedł przez kamienny okrąg. Stał teraz na drodze prowadzącej wprost do swego kamienia, na którym przyszedł na świat. Postanowił, jako dorosły pies iść w tamtą stronę. A może uda mu się odnaleźć swego starego kumpla małego labradora, który pewnie już jest tak samo dorosły jak on.
Szedł drogą wspominając stare czasy tak sobie mówił.
– Po raz pierwszy szedłem tą drogą, jako mały szczeniak posiadający tylko pole mentalne i aurę. Teraz idę tak samo tą drogą tylko w drugą stronę, jako dorosły pies posiadający tak samo tylko pole mentalne i aurę. Co za zbieg okoliczności.
Idąc tak pewien czas wspominając szczenięce lata nagle zza horyzontu zauważył pewne psy idące w jego stronę. Były to dwa labradory. Widząc je pomyślał sobie jakby jeden z nich był, chociaż krewnym albo kumplem tegoż labradora, którego znałem z dzieciństwa. I mijając powitał ich prostymi słowami.
– Dzień dobry.
Gadający jeden z drugim labrador tylko na momencik spojrzał na niego odpowiadając grzecznie i z przyjemnością.
– Dzień Dobry Panu.
I wtedy jakby coś go trafiło. Zatrzymał się nagle i odwrócił się w stronę mijającego go haskiego.
– Jaką pięknie śnieżnobiałą sierść pan ma. – Odezwał się z zachwytem. – Czy ja Pana skądś nie znam? Tylko jednego psa widziałem o tak intensywnym kolorze sierści. Był to pewien szczeniak haski podobny do pana. Czy to nie jest zbieg okoliczności? – Zaczął dziwić się dorosły labrador.
– Możliwe, że to ja, drogi kumplu. – Odezwał się haski, że ten dorosły pies to jego przyjaciel z dzieciństwa.
– Skąd pochodzisz jak można spytać. – Spytał labrador.
– Właśnie stąd. Urodziłem się niedaleko na pewnym kamieniu. – Powiedział mu wspomnienia potwierdzając jego myśli.
– Tak znamy się dobrze z dzieciństwa, to ty jesteś tym szczeniakiem, którego poznałem kiedyś przed miastem.
– Wszystko się zgadza, co do joty. – Odpowiedział haski.
– Skąd się tu wziąłeś i dokąd teraz idziesz?
– Do domu.
– Ale ty nie masz domu?!
– Wiem. To miejsce to mój dom. To miejsce, to wszystko. – Odpowiedział mu szczęśliwy w końcu dorosły pies haski.
– A czego szukałeś w wielkim świecie?
– Tego to sam nie wiem do tej pory. Pewnie domu, którego miałem pod samym nosem od początku. – Odpowiedział ponownie haski.
– W takim razie witamy cię ja i moja żona w mieście.
– Dziękuję serdecznie za powitanie, tego mi brakowało od zawsze.
– Masz gdzie się podziać? – Spytał labrador.
– Oczywiście, że nie mam. Mam tylko Ciebie i swój stary kamień. Ciekawe czy jeszcze tam stoi?
– Pewnie, że stoi. Nikt tam nie zagląda poza mną i mą żoną.
To świetnie. – Powiedział z uśmiechem śnieżnobiały pies.
– A może się wprowadzisz do nas?
– Przecież będziecie mieć niedługo własną rodzinę?
– To niema znaczenia. Będziesz wujkiem naszego potomstwa, jeśli tylko zechcesz.
– Bardzo chętnie. – Odpowiedział szczęśliwy biały haski.



KONIEC

 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
3
(+3|-0)
Opowiadania: Krissr44 - Szczeniak
Wysłano: 9.05.2016 23:13
Lis.
Chciałem dobrze.
Doczytaj pisownię ras psów. Doczytaj gramatykę i odmiany - szczególnie nazw. Doczytaj zasady interpunkcji i składu tekstu.

Powodzenia

0
(+0|-0)
Opowiadania: Krissr44 - Szczeniak
Wysłano: 10.05.2016 5:10
Puszysty KsenoKangoNietoJolteMorf
Hybryda
Dzięki za (+) :-Dk
Tą książeczkę napisałem dość dawno temu, gdzieś w 2004 roku +/- jak bym miał pisać część drugą, na pewno wezmę pod uwagę twoje słowa.
Pozdrawiam Krissr44