Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: trajt - Los Animales Noire 80's - Obie strony odznaki (+16)  
Autor: trajt
Opublikowano: 2016/5/31
Przeczytano: 883 raz(y)
Rozmiar 19.37 KB
2

(+2|-0)
 
- A weźcie zamknijcie ryja wszyscy!- szczeka cham za barem. Spuść z tonu. Lepiej, podgłośnij ten kawałek. (Dają chłopców z The Clash). Zupełny fagas. Nowy. Skąd go wytrzasnęli? Fajansiarz nie próbuje nawet umilić czasu kawałem, docinkom. Myli zamówienia, gubi resztę, musi ją chować po kieszeniach, wyzywa. Ma silne plecy, skoro sobie pozwala. Rodzinka czy dzieciak znajomego. Z takimi to ostrożnie.

Nic, nerwy na wodzy. Bez mocniejszej rzeczy ani rusz. Przybliżam szkiełko do ust. Słodkawe. Ej, ej, nie pij na służbie, inaczej napiszesz karny raport. Zasady są po to, by czasem ich przestrzegać. Umówione miejsce jest chwilowe. Przyjdzie kto ma przyjść i zobaczymy, jak z resztą wieczoru. Jednego jestem pewny – gość będzie kobietą. Gościówa, nie gość. Maniery. W komisariacie mówili, że łatwo ją rozpoznam. ,,Będzie Azjatką”, usłyszałem. Podajcie więcej szczegółów. Odgadnę jaka rasa, z ubraniem inaczej.

Klimacik sprzyja czekaniu. Dziewczynki przy stoliczkach, chłopcy przy barze. Drugich znacznie mniej. Ciągnie do drinkowania. Czekają wykończeni dniówką. Wiskacz, portwaj, czysta - jedyne kochanki mniejszości. Pocieszycielki. Ależ, koledzy, spuście z tonu. Odetchnijcie w piękniejszym towarzystwie. Luz Blues mimo puszczania ostrych kawałków ZZ Top. Teraz nadają Sharp Dressed Man:

,,I don't need a reason why.

They come runnin' just as fast as they can

coz every girl crazy 'bout a sharp dressed man”.

O, któraś pani otwiera wieczorny sezon. Wiewióreczka opuszcza koleżanki. Uszka dość ośle, może królicze, nie umniejszają urody. Nadają jej wyglądu króliczki. Koszulka bezrękawnik na guziczki, z logiem punk kapeli na wierzchu, przeróbka AC DC. Pozszywana z kawalątków materiałów spódniczka. Doszyto znaczki dyskotek. Pasek naszpikowany przypinkami. Czarne pończoszki udekorowane licznymi oczkami. Dzikie uczesanie. Gąszcz szatynowych włosów z pojedynczymi pasemkami szkarłatu. Na oko nieokiełznany charakter. Albo dziewczyna stara się taki mieć.

Którego wybierze? Ma szeroki wachlarz – budowlaniec, pijaczek, wykolejeniec. Biedak. Przegrany. Mundurowy kojot na służbie. Kto inny odpuszcza nocki, by z rana znów wystartować z pretensjami wobec świata? Każdy straceniec.

Prawdę mówiąc, przyszedłbym tu od tak i bez nakazu góry. Wpaść od tak i wypić duszkiem parę szkiełek. muszę skończyć z tym powtarzaniem, poderwać jakąś ślicznotkę o dziecinnych oczkach i zaprowadź w przytulny kącik. Kino na ten przykład. Gwarancja kilku karniaków. Walnięta kara za przyjemności. Starczy przypadkiem trafić na donosiciela. Skurwysyństwo w czystej postaci.

- Postawić ci coś, słodziaku?- pyta znienacka wiewióreczka. Czemu właśnie mnie? Znajdzie kilku chętniejszych. To wina mojej kurtki. Wyglądam w niej jak pozbawiony irokeza Travis Bickle z Taksówkarza. Zagadnąć: ,,You talking to me?”? Podziała? Mhm, spróbujmy grzeczniej...

- Dobre wychowanie wymaga tego powiedzenia od faceta – mówię.- Ogólnie to czekam.

Dziewczyna rozpina górne guziczki koszuli. Śpieszno zaczyna. Zbiera na bilet czy czynsz. Ćpa. Ma potrzeby. Wychowuje dzieciaka. Utrzymuje męża nieroba... Uciekła z domu... Próbuje wypłynąć, zostać gwiazdką. Kluby są przepełnionymi takimi młodymi i zdolnymi.

Zawracam głowę cudzym zarobkiem. Sam przędzę na pół gwizdka. Za policyjny miesięcznik zakupię tyle, że warto zapomnieć. Fajki, ,,towar” (źle, jak szef się dowie), gumki (ostatnio wyczytałem o sporej liczbie zarażonych czymś nowym), podstawy. Kupony na loterię. Przegrałem wczorajszą loterię.

Zapomnę o wczoraj, ogarniając sytuację. Wyskakuje ogólnik – dziewczynie brakuje stanika. Biust rozpycha koszulkę. Ugniatam w papierośnicy resztkę fajki. Ostatnia. Cholera, musiał się skończyć w takiej chwili. Dałbym dziewczynie paczkę i po igrzyskach. A tak...

- Właśnie przyszłam.

- Barman, można telefon?

Łazęga donosi słuchawkę. Udany ruch, taki bez szemrania. Wezmę pod uwagę kwestię napiwku.

- Pozwolisz, skarbie, że zadzwonię.

Wystukuję numer. Od razu łapię sygnał.

- Słucham?- Odebrała matka. Biedna. Z głosu poznaję zmartwienie o ojca.

- Hank, mamo. Jak z ojcem?

- Trzyma się... Czasem chodzi, ale tylko wtedy, kiedy mu pomagam...

- Nie ma szans na poprawę, zgadza się?

Kretyn, Kretyn, Kretyn. Wyskoczyłem z dureństwem. Musiałem rzucić mięsem. Słyszę płacz. Pięknie. Oby ojciec nie usłyszał. Ostatnio urządził, na ile pozwoliły mu siły, awanturę. Debil ze mnie. Głupio było stać i wysłuchiwać zmarniałego kojota, któremu musiała starczyć zdrowa połowa twarzy do mówienia. Paraliż prawej strony ciała umie wywrócić życie do góry łapami. Jesteś w połowie martwy. Pozostaje jedna noga, ręka i jedno marzenie, że to przeżyjesz. Żeby była jedna szansa... Jedyna. I ta ojcowska obsesja widzenia skrzydełek. Ciotka Florance miała mieć czerwone... Walnęło mu w głowę. Morfinista. Rychło skończył brać wyszło, że dostał krwiaka.

Matka niepotrzebnie ociąga się z odpowiedzią. Znam ją:

- Nie ma... Kiedy przyjdziesz?

- Postaram siew tym tygodniu. Cześć.

Kończę, nie czekając na matczyną odpowiedź. Tyle z rodzinnych pogaduszek.

- Skończyłeś?- pyta wiewióreczka podpierając łokieć o ladę. Wyczekuje momentu rozpoczęcia pracy. (Frajer każe czekać).
Zdążyła rozpiąć następne guziczki. Zapomnieliśmy założyć staniczka. A majteczki zostawiliśmy w szufladzie?

- Jeszcze nie.- Chwytam szklankę. Do dna.

- A jak będzie ze mną?

- Szukaj lepszego.

- Postaw chociaż – mówi.

Zamawiam. Nie zaszkodzi pozbyć się natrętki. W nadchodzącej rozmowie nie potrzebuję widowni, tym bardziej świadków. Kazali zachować spokój i nie pozwolić cywilom nadepnąć na ogon.

Wiewióreczka po otrzymaniu szklanki opróżnia ją i mówi:

- Wyglądasz na akuratnego. Czemu masz czarny pyszczek, a resztę rudą?

- Czerń po mamusi, reszta po ojcu.

Głaszcze moją dłoń. Byle była pełnoletnia. Wtedy dam radę wytrzymać.

- Mamusia była zebrą, co? Chciałabym zobaczyć, gdzie kryjesz paski.

- I nie zobaczysz. Sorry.

- Trudno.

Posyła całusa. Spokojniutka. Strój buntowniczki wskazywał na większą agresję. Wiadomo, co kryje pod ubiorem? W trupiarni leży całe mnóstwo kochasiów o wybujałych ambicjach i urżniętych ,,dzióbkach”. Pokrojeni. Bo zmyślili. Oszukiwali. Kombinowali z ceną i usługą. Kartoteki przemówiła za nich. Badylarz. Oszust. Zboczeniec. Praworządna głowa rodziny.

Dziewczyna wraca do koleżanek. Te natychmiast ją otaczają, wypytują o straconego klienta. Usłyszawszy o zachowaniu, powiedzą: ,,Pedał lub tajniak”. Znajomy komentarz, słyszany tyle razy. Niczego innego nie potrzebuję, jak ,,kici”, która drapnie po plecach. Bywały takie w pracy i w życiu. Chęć odreagowania chwytała za kark. Dusiła. Chwilka wysiłku i nikła.

- Hank Hechixos?- pada z prawa.

Siedząca obok pięknisia w shortach i skórzanej kurteczce, przeczesuje rdzawy ogon. (Bliźniak wiewiórczego). Przysiadła się niezauważona i poczekała, aż skończę z wiewióreczką. Wyłapuję skośne bursztynowe oczka. Koraliki. Dobrze. Pozostałej części mogę się próbnie przejrzeć. Fioletowa szminka i kolorowe kolczyki podkreślają biało-rudawy pyszczek, skryty pod purpurową grzywką.

Wracam do ubrania. Wysoko przycięte shorty. Żadnych rajstopek. Kurteczka o rozmiar za mała. Przyciasna. Uwydatnia dekolt. Widoczne doczepki typu: ,,FTA – Fuck The Army”, ,,Punx not dead”, ,,Ronaldofurer”. ,,Kowboj musi odejść”. Jedna z tych życzliwych, co życzą Ronaldowi własnego Dallas. Nie wtrącę komentarza. Nie mieszam słowa do polityki. To zwierz z wiecznie pełnym pęcherzem.

Panda wkłada rączkę pod ladę. Chętna i gorąca. Wpasowała się, gdzie trzeba i czeka przyczajona nieopodal krocza. Wyczuwam jej dłoń na kolanie. Przybliża paluszki. Specjalnie założyłem ciasne spodnie. (Wyglądasz pedalsko, powiedziałby wuj Terence). Czym zajmujesz głowę?... Brachu, skośnooka ślicznotka gra za ciebie pierwsze skrzypce. Nic z tym nie zrobię. Zaczęła, nie czekając na ciebie. Poczekam na cią dalszy. Kiedyś musi przyjść.

Przybliża pyszczek, nie zdejmując dłoni.

- Nie masz nic przeciwko, jeśli przejdziemy do mnie? - szepcze.

- U siebie będziesz taka sama?

- Jasne.

***

Panda mieszka nieopodal baru, w kamienicy z monopolowym na parterze. Zamknięty. (Szkoda, po pracy kupiłbym zgrzewkę na uspokojenie). Graffiti wespół z resztkami plakatów ,,zdobią” spuszczone rolety. Świeżaki. Farba nie zdążyła wyschnąć. Pod wejściem drzemie pijaczek. Ranny ptaszek. Wyczekuje. Znajome kąty. Dorastałem w podobnym miejscu. Diabeł z grzeczności sam powita dzionek.

Dziewczyna prowadzi na ostatnie piętro. Żadnej windy.... Mhm, powolutku. Po iluś łykach każdy stopień nabiera wysokości. Chłopaki ze zwiadu zapłacą. W raporcie pisali o pierwszym piętrze. ,,Niziutko mieszka., mówili. Jakby uciekała, dasz po twarzy na uspokojenie ”. Takich gołębiarzy trzymają na komendzie. Ślepaki, nie jastrzębie. Niezrzeszeni w związku. Szpicle góry.

Wchodząc, inaczej niż w barze, nie tracę okazji i przypatruję się jej. Ogonek jest dostatecznie ruchliwy, by przesłonić tył. Puszysta końcówka mami oczy. Biel. Rudość. Bąbelki działają na celność. Gdzie mogą, tam trafiają. Gdzie pupcia, gdzie plecki, gdzie główka, same decydują. Kotłuje mi się w żołądku.

- Rozgość się – Otwiera. Próg przechodzę na pół oddechu.

Przytulne gniazdko. Profesjonalistka, umie obracać zarobkiem. Wnętrze skromne, urządzone z rozwagą. Brakuje zbędnych mebli. Telewizorek na wprost kanapki. Bibelotki na ściankach – plakaciki, obrazki, okładek zinów. Pod oknem, blisko TV, kwitną drzewa bonzai. Postrzyżone.

- Okay miejscówka.-Siadam na kanapie. Zamieram.

Zabawę zaczęła włączeniem winylu. Struny gitar zaczynają targać jej ruchami. Zrzuca wierzch i sięga za siebie. Stanik opada rączkami na podłogę. Różnorodne odmiany rudości i brązu. Ładna kompozycja. Zostały majteczki. Poczekam na brzoskwinkę. Piersi, jak na Azjatkę, troszkę za duże. U, brzydko. Boga się nie krytykuje, Natury tym bardziej Uwalnia skrywaną magię Wschodu. Ma talent, jak nic, nie potrzebuje rury.

,,Woman please be gone

You've stayed here much too long

Don't you wish that you could cry

Don't you wish I would die”.

- Niezła nuta. Kto gra?

- Sixto Rodriguez Hate Street Dialogue – Panda wykonuje piruet do taktu. Ogonek, wpierw owinięty wokół ciałka, śmiga w powietrzu, ukazując widoczek.- Niezła jestem, nie sądzisz?

- Sądzę, że owszem.

Dokańcza pląsy i klęka. Bierze się za mój pasek. Odpina klamrę i rozpina rozporek. Bagnet na broń!... He, he, he.

- Ejże, mamy czas -mówię.- Może porozmawiamy na rozgrzewkę?

- To odrobiliśmy w barze.

Nie dam się ugrać, zwłaszcza gdy dziewczynie, jak i mnie, pozostały do zdjęcia gatki.

- Porozmawiajmy, proszę.

Panda wstaje, kładąc ręce na bioderkach.

- Dobra, koleś, nie czujesz ochoty, dobra, ale czemu twoi kumple kazali z tobą pójść?

- Bo ponoć jesteś niegrzeczną dziewczynką.

- A co robią grzeczne dziewczynki?

- Mówią prawdę.

Podaję wyciągnięte z portfela odbitkę. Przedstawia pandzią rodzinkę: dziadków z wnuczką na podwórku. W tle palmy, drewniana chatynka i samochód. Z drugiej strony oryginału widniała zapisana ołówkiem data – 1969. Na ile zrozumiałem instrukcje, fotografię wykonano w Wietnamie.

- Skąd?... Skąd to masz?- pyta drżącym głosem, siadając na kolanach.

- Nieważne skąd. Ważne, kto jest na tym zdjęciu. Ty, prawda?

Panda nie wytrzymuje pytania. Drze zdjęcie.

- Niepotrzebny ruch – mówię.- To była odbitka.

- Ile dostanę?- pyta, zachowując spuszczoną głowę.

- Zaczynasz od skutków? Pogadajmy lepiej o przyczynach.- Odsłaniam kaburę pod prawym ramieniu. Na wierzchu widnieje odznaka posterunku. Niech wie z kim gada i ma potwierdzenie.- Czemu wpakowałaś tamtemu aktorzynie trzy kulki?

- Nie zrozumiesz.-Spod grzywki odzywa się ponury głos.- Żaden Amerykanin tego nie zrozumie, ile straciłam. Wy, Jankesi, podtrawicie wleźć do nieswojego kraju, powalczyć i uciec z podkulonym ogonem. Kiedy wróciliście do własnej ojczyzny, byliście lżeni przez pożytecznych idiotów, których broniliście na obcej ziemi. A kiedy ten, kto pragnie wolności, ucieka przed niewolą, doznaję samych upokorzeń. Ci sami kretyni, przez których wygrali nasi wrogowie, każą nas przyjmować, jakbyśmy byli szczęśliwi z powodu ucieczki.

- Daruj sobie gadkę o polityce. Polityka polityką, ale czemu popularny aktorzyna ląduje w kostnicy zaraz po wiecu przeciw Reganowi? Byli tam anarchiści, neo-hipisi, podstarzali bitnicy i trochę tysiączków ogonów. Wśród całego zbiegowiska znalazła się jedna panda, która bez mrugnięcia oka zabija go. Biedulka myśli, że nikt jej nie zaaresztuje, bo tłumek był duży, i żyje z przeświadczeniem o byciu mordercą.

- A co byś zrobił z idiotą, który otwarcie mówi, że wolałby żyć pod czerwonymi? – mówi unosząc zapłakane oczy.- Nie wie, jak cierpią mieszkańcy takiego państwa, nie zna głodu, brudu, nędzy. Siedzi w pałacu i myśli, że ma prawo decydować za innych. Artyści nie są od polityki, a jeśli się za nią zabierają, niech najpierw zamkną ryj i dadzą mówić tym, którzy jej zaznali. Stoi ten napuszony paf i bredzi mądrościami...

No, no, rozgadana. Jej słowa przywodzą na myśl całonocnych kłótni wuja Terence i ciotki Blake. Dzięki nim przełom 69 i 71, najgorętszy okres, ugrzązł w bagnie polityki. Zabawne, że ciotka, siostra mamy, była lesbijką i żyła w związku z ciotką Florance. Z kolei wuj Terence żył w jednym mieszkaniu z wujem Frankiem. Rodzinny zamęt pogorszyło piekło Wietnamu.

,,Nixon to drugi Hitler! Rasowy faszysta!, rzucała ciotka po połówce czystej. Pierdolony morderca!”. Ubrana była hippi, w ręcznie wytkane na modłę indyjską wdzianko, a w pasiastą grzywkę wplątała kwiaty.

Wuj Terence nie pozostawał dłużny. Nerwowo machnął porożem i wtórował o Roosevelcie: ,,Komuch i Stalinowiec”, następnie wyśmiał pacyfizm: ,,Siedźcie na tyłkach. Póki Czerwoni nie przyjdą, nie zobaczycie, czym jest prawdziwy terror i niewola”.

Ze strony ciotki padł silny kontratak: ,,O wiele lepiej wysłać młodych na obce wojny, by zdychali za cudzą władzę, co, rogaty?”.
,,Lepsze to od tych hipisowskiej wolnej miłości i ogólnego nieróbstwa! Drzecie mordy zamiast iść do roboty.”.

Ciotka znalazła sprawdzoną odpowiedź: ,,Nudzisz się po odejściu Franka? U, uderzyła po męskiej dumie i męsko-męskiej miłości. Ostry charakterek. Aktywistka. Wyryła na pamięć wszelkie hymny ,,Love power” i wespół z ciotką Florance uczestniczyły w przeróżnych marszach, wyzywając podczas nich policjantów od świń.

Wspomnienia, czemu wracacie? Męczycie łeb, trujecie. Ojciec sam miewał z wami problemy: ,,Zapamiętaj, Hank. Warto do czegoś wracać, wtedy nie zapominasz, ale tez nie warto, głowa nie widzi naprzód, a w tył”.

Koniec z wami. Na czym to skończyliśmy?....

- Skarbie?- rzucam.

Zwiała. Pięknie, Moment, ciuchy leżą, gdzie je rzuciła, do tego z łazienki dobiega odgłos natrysku. Poszła ochłonąć. Zmieniła taktykę. Liczy, że dając ciało, wywinie się. Numerek pomoże. Kilka takich przerobiłem, niektórym odpuściłem bez numerku. Z niektórymi spędziłem ze dwie noce pod rząd. Ostatnia szansa – weźmie, nie weźmie? Zależy od nastroju. Nie skłamię, żaden ze mnie zboczeniec. (Takich codziennie spotykam na komendzie). Rozumiem, dziewczynom jest ciężko, mają ciętych alfonsów, swoje problemy, tylko niech nie utrudniają procedury. Wezwanie na ławę oskarżonych poczeka.

,,I kiss the floor, one kick no more

The pig and hose have set me free

I've tasted hate street's hanging tree

I've tasted hate street's hanging tree”

Sixto Rodrigez wciąż nadaje. Zapomniała wyłączyć. Mhm, nie zaprzestała tworzenia atmosferki. Zobaczymy, panda wygląda na miłą. Zaprosiła do mieszkania, nastawiła płytę, zatańczyła... Zaczęła igraszki. Mam wybór? Wypuszczenie oznacza karnego, przekleństwa pod moim imieniem i danie rodzince powodów do ,,poważnych” rozmów.

Dochodzę do łazienki. Dziewczyna leży w kącie kabiny, pyszczek zwróciła ku ściance. Udaje potulne zwierzątko. Zaprasza. Chrapka na wyskok gaśnie.

- Rozumiem, że nie chcesz dostać dożywocia. Jesteś młoda, chcesz poszaleć.- Chwytam pandę za bark.- Nie rób problemu to może... O rzesz!

Z brzucha, tuż nad pępkiem, wystaje uchwyt sprężynowca. Elegancko wymierzone wbicie. Wiedziała, jak nie spowodować bólu. Nachylam się. Mało krwi, część spłukiwana wodą niknie w otchłani ujścia. Sprawdzam puls. Zerowy. Nie odratuję. Znalazła metodę. Z żyłami trwałoby to za długo, dlatego je zostawiła.

Wracam do pokoju. Wwindowali mnie z tym zadaniem. ,,W tych sprawach jesteś niezastąpiony, Hank”, gadali. ,,Proste zadanie”. Kazali pójść do baru, poszedłem. Kazali zluzować z alkoholem, jakoś wyszło. Kazali przetrzymać dziewczynę, zawaliłem. Brawo. Karny raport mam w banku, jak, w co nie wątpię, kopa na rozpęd. Wylecę ze służbówki za złamanie regulaminu. Bo odpuściłem przykład napaleńców z opuszczonymi portkami. ,,Chodź, malutka. Wujek pokaże ci ptaszka”. Pierdolenie.

Dostaję głupawki. Pierwszy pomysł to ucieczka. Durnota. Dokąd wiać? Granica z Meksykiem daleko, do Kanady jeszcze dalej. Z Miasta nie ucieknę, narobiłbym rodzince kłopotów. Cholera by to... No oczywiście, zapomniałem, nie mam fajek.

Chwytam za telefon. Najpierw pogotowie. Nie, najpierw komenda. Szefostwo mnie zabije. Zawaliłem zadanie. Zmyślę gadkę... Podejrzana chwyciła za nóż, wywiązała się szamotanina, nie zdążyłem odebrać narzędzia. Ona ginie, wbijając sobie ostrze . Trupa zaniosłem do łazienki i obmyłem. Dlatego leży pod prysznicem. Dobre wytłumaczenie. Obie strony odznaki będę miał czyste – nie robiłem propozycji, nie zabiłem, próbowałem pomóc. Cwaniaczki zza biurka znajdą inne, durne, wytłumaczenie. Starczy poczekać na sygnał. Troszkę to potrwa.... Zapaliłbym.

Jestem kiepskim służbistą. Czemu nie spytałem jej o imię?... Służba nie drużba, nie przypilnuje rozsądku i obu stron odznaki.


 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
1
(+1|-0)
Opowiadania: trajt - Los Animales Noire 80's - Obie strony odznaki (+16)
Wysłano: 10.06.2016 21:49
Wilk
Anthro
Kolejna wycinek uniwersum Los Animales Noire, tym razem przeniesione do lat 80.

W tej części podążamy za synem Hecha, Heńkiem, przez szare i przepełnione zgnilizną miasto. W moim odczuciu atmosfera jednak nie trzyma poziomu z poprzednich opowiadań. Może minęło wiele czasu od kiedy czytałem Zwierza albo Diablicę i działa efekt nostalgii.

Czytało mi się to dobrze i płynie, choć miejscami miałem wrażenie, że główny bohater zbyt wiele marudzi. Brakowało mi tu docinek i komentarzy, specyficznego poczucia humor(?) Hecha. Z drugiej strony może taka narracja bardziej pasuje do baru trzeciej klasy i dzielnicy biedy. Może to klimat Noire którego ja nie znam.

Sama fabuła trochę mnie zaskoczyła. Nie spodziewałem się takiego zakończenia, znając Twoje poprzednie wrzutki i zacięcie do opisów scen erotycznych, ale też nie liczyłem na fajerwerki. Opowiadanie jest dość smutne, ale nie przez fabułę i zakończenie tylko przez retrospekcje pełniące rolę przerywników(?). Chodzi mi tu o Hecha i White który są bardzo brutalnie potraktowani. Mężczyzna z połowicznym paraliżem i umęczona życiem kobiet.

Ja lubię Hecha, ten bohater Tobie wyszedł. Czytelnik jest w stanie go polubić i poczuć z nim więź, dopingować w fabule którą z nim przeżywa, a ty go na koniec traktujesz wylewem. White też lubiłem i liczyłem, że jednak Hechowi się uda zapewnić byt dla niej i ich dziecka. Niestety jak widać na załączonym obrazku miałeś inną wizję.

Black, Florka, Terence, Frank. Skrajnych nie darzyłem szczególną sympatią , ale Terence dało się polubić. O Florce nie wspominając, ale o niej porozmawiamy innym razem. Oni wszyscy mieli wyższe wykształcenie, albo własny biznes. No Frank nie miał, ale ponoć marynarze sporo zarabiają. W tamtych czasach studia miały wielkie znaczenie, nie to co teraz. I im jakoś też za bardzo nie wyszło.

I to właśnie spotęgowało całe odczucie smutku i beznadziei znajdujące się w opowiadaniu, które zostało dodatkowo okraszone zakończeniem. Jak dla mnie przyćmiło to wydarzenia z głównej fabuły która mi się całkiem podobała.

Co jeszcze?

Wiewióreczka o oślich uszkach. Twoje blendy gatunkowe od zawsze rozwalały system, a miejscami czytając opisy strach było sobie je wyobrażać.

Co miało zdjęcie do sprawy morderstwa? Bo jak rozumiem była na nim rodzinka z małym dzieckiem którym była nasza bohaterka. Jaki to ma związek? Czy ta mała dziewczynka ma jakieś znaki szczególne, ze da się w niej rozpoznać tą dziewczynę? No nie wiem na przykład białe małe palce dłoni? Nie zrozumiałem tego motywu.

Narracja jest miejscami dość chaotyczna, co zdanie to inny wątek, ale w ogólnym rozrachunku to nie przeszkadzało.
Mam nadzieję, że jeżeli pojawią się kolejne części to akcja się rozkręci i zawita tutaj to coś co miał w sobie Zwierz i pierwsze części Diablicy, a co potem Tobie gdzieś uciekło.

Krytyk literacki ze mnie marny, więc nie będę więcej się rozpisywał i tak za dużo tego. Tak więc łap plusika i działaj dalej. :-)k

A byłbym zapomniała, Znalazłem kilka literówek. :-Pk

0
(+0|-0)
Opowiadania: trajt - Los Animales Noire 80's - Obie strony odznaki (+16)
Wysłano: 10.06.2016 22:27
husky / wilk
Anthro
Cytat:
W tej części podążamy za synem Hecha, Heńkiem, przez szare i przepełnione zgnilizną miasto.


Hank, nie Heńk :-(k


Cytat:
W moim odczuciu atmosfera jednak nie trzyma poziomu z poprzednich opowiadań.


--k Prawda, opowiadanie nie jest na tyle długie, żeby rozwinąć przedstawiony tam temat. Dobrze to też Ująłeś pod koniec:

Cytat:
Mam nadzieję, że jeżeli pojawią się kolejne części to akcja się rozkręci i zawita tutaj to coś co miał w sobie Zwierz i pierwsze części Diablicy, a co potem Tobie gdzieś uciekło.



Cytat:
Chodzi mi tu o Hecha i White który są bardzo brutalnie potraktowani. Mężczyzna z połowicznym paraliżem i umęczona życiem kobiet.


Cóż, życie --k To także odnosi się do Twojej następnego zdania:

Cytat:
Niestety jak widać na załączonym obrazku miałeś inną wizję.


Cytat:
liczyłem, że jednak Hechowi się uda zapewnić byt dla niej i ich dziecka.


A napisałem, że nie zapewnił? Może, ALE NA PEWNO, zdążę jeszcze napisać opowiadania, gdzie przedstawię Jego walkę o byt.

może nie będzie to całkiem kryminał, ale mam nadzieję, że będzie dobrze odczytany i równie dobrze oceniony


Cytat:
Wiewióreczka o oślich uszkach. Twoje blendy gatunkowe od zawsze rozwalały system, a miejscami czytając opisy strach było sobie je wyobrażać.


błędy gatunkowe, jak szanowny kolega zauważył ;-)k , bym bardziej uznał za szeroki wachlarz mieszania się ras ( RASIZM :lolk: )

Po prostu uwielbiam tworzyć prawdopodobne mieszanki poszczególnych gatunków.


Cytat:
Co miało zdjęcie do sprawy morderstwa? Bo jak rozumiem była na nim rodzinka z małym dzieckiem którym była nasza bohaterka. Jaki to ma związek? Czy ta mała dziewczynka ma jakieś znaki szczególne, ze da się w niej rozpoznać tą dziewczynę? No nie wiem na przykład białe małe palce dłoni? Nie zrozumiałem tego motywu.


Racja --k Zmarnowany potencjał motywu ze zdjęciem. Zdjęcie miało stanowić poszlakę :rollk:

Cytat:
O Florce nie wspominając, ale o niej porozmawiamy innym razem.


Bojem się :lolk:

Cytat:
I im jakoś też za bardzo nie wyszło.


Spokojnie, będą inne opowiadania, jeden ułamek nie może przekreślać całości ;-)k

Cytat:
A byłbym zapomniała, Znalazłem kilka literówek. :-Pk


BRUTAL 8-)k

Dzięki za komentarz i plusik 8-)k