Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Vindor - "Houdini Society" [18+ M/M]  
Autor: Vindor
Opublikowano: 2016/11/5
Przeczytano: 790 raz(y)
Rozmiar 13.05 KB
0

(+0|-0)
Url Link: Furaffinity

Houdini Society
Z dedykacją dla Nata




Witryna www.houdinisociety.foor gromadziła poszukiwaczy mocnych wrażeń. To nie był zwykły portal randkowy, a miejsce dla takich perwersów, którzy nie potrafili znaleźć partnerów w przyziemnych zakątkach Internetu. Była stricte związana z bdsm, ale nie tylko. Oprócz osób, które miały już totalnie wyprane mózgi - gorean, zdehumanizowanych petów i slave’ów, zakamuflowanych fanów snuff oraz tych, którym marzy się żyć latami w lateksowych kokonach, bywali tu też zwykli, ciekawscy, przeceniający siebie osobnicy.
Jednym z nich był właśnie Nat, młody królik. Był to białas z czarnymi plamkami na ramionach i udach, z czarnymi palcami i czarnymi koniuszkami uszu. Jego głowę zdobił blond irokez. A, i ogonek też miał czarną końcówkę. Szczuplutki, młodziutki, apetyczny. Ufny. Swój profil uzupełnił od deski do deski, a nawet załączył zdjęcia. Wyróżniał się mocno na tle innych, gdyż jego zainteresowania nie były wcale aż tak perwersyjne, jak większej części społeczności tu zgromadzonej. Znaczy się owszem, był on zboczuszkiem-kłapouszkiem, ale jego fetysze wydawały się niewinne w porównaniu do - na przykład - zrzeknięcia się praw antropomorfa i oddania się komuś w dożywotnią niewolę. Po prostu lubił być mocniej sponiewierany, trochę zeszmacony, ale miał swoje limity. I był niedoświadczony, co dało się wyczuć na kilometr albo na każdą inną odległość, którą wyznaczał kabel od Internetu.
Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, Nat umówił się na spotkanie z pewnym nieco starszym jaszczurem. Nie wydawał się mu ani trochę podejrzany, a miewał gorszych zalotników-fapowników. On wydawał się być w miarę normalny, a poza tym miał fajną talię, słodko wystające obojczyki i łuskowe dredy, co dostatecznie przekonało królika o dobrych intencjach Rivusa, bo takie imię nosiła ów gadzina.
Spotkali się w Starbucksie. To był wybór totalnie oczywisty - publiczne miejsce, dobra kawa, neutralny grunt. Nat miał na sobie jeansy, trampki i koszulkę z motywem kwiatowym, a Rivus adidasy, czerwone rurki i obcisłą koszulkę w serek, koloru szarego. W sumie, to rozmowa kleiła się mimo tego, że obaj wiedzieli, czemu tu siedzą i o czym będą gadać, gdy small-talk zejdzie na bok. Zielony lubił origami, jazz i krykieta, nienawidził swoich rodziców. Nat prowadził bloga, nagrywał słabo oglądalne let’s play’e i słuchał wszystkiego. Obydwoje cenili sobie wolność, obydwoje lubili te same napoje i ciastka, obaj nie wyobrażali sobie robić cokolwiek bez safe-wordu. A Nat to w ogóle wyobrażał sobie bardzo dużo, gdyż niczego nie doświadczył na własnej skórze. Rivus wyobrażał sobie tylko kolejne scenariusze co zrobi biednemu, niczego nieświadomemu królikowi. Był to jednak miły gość, więc białas łatwo dał się namówić na odwiedzenie jego domu. Tym bardziej, że mieszkanie wynajmował w centrum miasta, w wieżowcu. A tam ciężko jest ukryć jakąkolwiek zbrodnię, a już na pewno na tle seksualnym.
Pojechali samochodem. Było późne popołudnie. Świat przed oczyma kłapouchego zawirował i zrobiło mu się dziwnie słabo, a po chwili osunął się w bok. Gdyby nie pasy, spadłby z tylnego siedzenia. Dalej naiwniak nie pamiętał już niczego.
- Nat. Nat. Nat!
Królik otwarł powoli ociężałe powieki, światło poraziło jego źrenice i zmusiło do zamknięcia ich z powrotem. Spróbował jeszcze raz, ale powoli. Łeb go bolał, miał wrażenie, że jest sparaliżowany od szyi w dół. Ale nie był. Był całkowicie sprawny, a to było tylko złudnym wrażeniem.
- O, żyjesz. Dobrze. Nat, spójrz na mnie.
Biedny kłapouchy podniósł wzrok, i skierował go w stronę głosu. Dochodził z paszczy Rivusa. Całkowicie nagiego, ale tego nie mógł ocenić, póki parę razy nie zacisnął powiek, bowiem wcześniej wszystko było rozmazane. Kiedy jednak odzyskał ostrość widzenia potwierdziły się jego obawy, że gadzina była całkowicie naga, ale w sumie, to nie było czego się bać, bo to był całkiem przyjemny widok. Jego ciało lśniło w ciepłym świetle lampy w pokoju, w którym się znajdowali. Był pokryty panelami akustycznymi i przypominał studio, ale do nagrywania to ono raczej nie służyło. W PRAWO ZWROT! Stolik z wibratorami wszelakiej maści - hitachi, króliki, naboje, wijące się jebadła. W LEWO ZWROT! Pejcze, pióra, paski, miotełki wisiały radośnie na ścianie, powieszone na haczykach za rzemyki. A na wprost mnóstwo innego sprzętu. Jeśli istniałaby Ikea dla fetyszystów, to Rivus wykupił cały asortyment.
Nat widział co jest po prawej, lewej i co jest naprzeciwko. Spojrzał w dół, bo zorientował się, że jakimś cudem leży na pochylni. Tą pochylnią okazał się być stół w kształcie krzyża świętego Andrzeja, a on wcale nie jest sparaliżowany, a przypięty w pasie, w łokciach, w nadgarstkach i kostkach do tego wygodnego, gustownego, obitego skórą mebla. No i te skórzane paski też były całkiem milutkie. Królik zaczął się targać w więzach i drzeć się:
- CO JEST DO KURWY NĘDZY?! CO SIĘ DZIEJE?! WYPUŚĆ MNIE POJEBIE! RATUNKU! POMOCY! NA POMOC! GWAŁT!
- ZAMKNIJ SIĘ I POSŁUCHAJ! - krzyknął Rivus i zasłonił pyszczek królika swoją dłonią. - Słuchaj. Nikt cię nie usłyszy. To raz. Dwa, nie możesz mi zarzucić gwałtu, bo sam sobie wpisałeś na houdinim, że chcesz być porwany przez kogoś.
- ALEFJANIEFCE! Alfofce… - odparł przytłumiony Nat.


Przypomniał sobie, że był bardzo wylewny w swoich zwierzeniach, a skoro pisał takie rzeczy, to teraz już za późno. Teraz może albo wziąć udział w sesji, albo liczyć na cud. Albo na cudowną zabawę.
- No, tak trzymaj - powiedział Rivus - przypominam, że nie ma hasła, jak sobie już życzyłeś, ale nie przekroczę twoich granic Chyba, że sam ich nie znasz. A więc… zaczynamy, moja zabaweczko.
- Ej, chwila! - królik wzdrygnął się ze zdziwienia - bez hasła?!

Jaszczur nie odpowiedział, ale podszedł do wieszaka z zabawkami i ściągnął z niego miotełkę z długimi, strusimi piórami. Nat przełknął ślinę, a gdy “zawiało” mu po jajkach zorientował się, że nie ma niczego na sobie. Kompletnie. Tak bardzo był zszokowany swoją sytuacją, że nie zwrócił na to uwagi. Nic a nic.
Rivus stanął z boku. Puszyste, przylegające do ciała pióra wylądowały na udzie jego więźnia. Przeciągnął je do żeber, niebezpiecznie blisko wyminął jego samczość. A potem w dół, aż do brzucha, zatoczył koło wokół pępka i zjechał po drugiej nodze, a gdy dosięgnął łapki, pióra wpełzły gładko między palce. Wtedy to Nat, który wiercił się na stole, próbując uniknąć swego oprawcy, po raz pierwszy zachichotał. Chociaż - co by nie powiedzieć - walczył z tą chęcią naprawdę dzielnie. “Bingo” - pomyślał ler i zaczął miziać króliczą łapkę od pięty po górną część podeszwy, wywołując napady lekkiego chichotu u królika. Było to całkiem przyjemne, nie aż tak intensywne. To było delikatne nawet wtedy, gdy pióra przemykały pod jego palcami.
- Ojej, kto ma takie słodziusie, delikatne i czułe łapki? - spytał gad, rozczulając się nad gryzoniem
- Jahaha, hihi - odparł Nat przez śmiech.
Królik nie wołał o pomoc, gdyż uznał, że na razie wygląda wszystko niewinnie. Żeby nie było tak nudno, Rivus odłożył miotełkę i zaczął leciutko wspinać się palcami po żebrach Nata, by chwilę powiercić pod jego pachami i zjechać niżej, na boki. To wywoływało u niego salwy donośnego śmiechu, gdyż w tym momencie objawiła się jego prawdziwa wrażliwość na łaskotki. Ale to był dopiero początek i wiedzieli o tym obydwoje: zarówno kat jak i jego ofiara.
Zielonoskóry antropomorf zwiedzał także inne partie ciała biednego lee, przykutego do stołu, całkowicie zdanego na jego łaskę. Miział go po wewnętrznej stronie ud, delikatnie i leciutko swoim szponem. Wiercił pod jego kolanami, w okolicach łydki, wprawiając kłapouchego w histerię. Drapał leciutko jego podeszwy, delektując się przesłodkim chichotem, podziwiając jak podniecenie rośnie u jego gościa. Postanowił więc, że skoncentruje się na łapkach. Sięgnął po oliwkę, stojącą w butelce na stoliku, nalał jej trochę na rękę i rozmasował najpierw prawą, a potem lewą. Ugniatał ją kciukami, wykonując okrężne ruchy, pocierał pięty i rozcierał paluszki, a także rozprowadził ją między nimi, co oczywiście łatwym zadaniem nie było - Nat miał cholernie duże łaskotki. Gdy skończył odłożył butelkę i zabrał szczotkę oraz elektryczną szczoteczkę do zębów, a chwilę później jeszcze dwie inne zabawki, by mieć je przy sobie.
Zrobiło się jeszcze bardziej gorąco. Łuskowy oprawca dzierżył szczotkę, gdy jego zwinny, długi ogon złapał duży palec białasa, odciągając całą łapkę do tyłu.
- Nie, proszę! - błagał z udawaną trwogą Nat.
Rivus nie odpowiedział, a natychmiast zaczął szorować śliską od oliwki stópkę. Królik wył, darł się, targał jak tylko mógł, lecz wiedział, że to i tak mu w niczym nie pomoże. Po chwili zaczęło boleć go gardło, a sama łapka zrobiła się czerwona od łaskotek. Kiedy przyszła kolej na drugą, łapał łapczywie powietrze a łzy ściekały mu po policzkach. Były to oczywiście łzy wywołane ciągłym, maniakalno-histerycznym śmiechem. Mimo tego, Jak bardzo był wymęczony, to bawił się świetnie i chciał być męczony dalej. Jednak pokręcił głową, gdy usłyszał bzyczenie elektrycznej szczoteczki do zębów. I to właśnie ta szczoteczka sprawiła, że wył bez składu - bo śmiechem nie można było tego nazwać.
Po krótkiej chwili, która dla królika trwała wieczność, Rivus postanowił zrobić przerwę. Wstał on z ziemi - bo tak było mu wygodniej dręczyć wrażliwe łapki i nachylił się nad nabrzmiałym przyrodzeniem swojej ofiary.
- A co my tutaj mamy…? - spytał śpiewnym głosem, zaciskając swą dłoń wokół prącia Nata.
Ten zaś nie miał siły na odpowiadanie, jeno wydał z siebie nieme westchnięcie, gdy gadzia ręka masowała jego interes w górę i w dół. Poczuł jednak coś niepokojącego, jakby gumkę u jego podstawy. Gad nałożył mu pierścień erekcyjny, wykonany z silikonu. Mimo wszystko dalej go masował, więc nie zastanawiał się nad tym, co planuje teraz z nim zrobić jego ler. Przymknął więc oczy, rozkoszując się każdym ruchem Rivusa. Oczywiście nie na długo. Otwarł je, gdy usłyszał basowe buczenie sporego wibratora hitachi.
- AH! UMF. NGAH - takie dźwięki wydobywały się z pyszczka Nata, gdy głowica urządzenia zetknęła się z czubkiem jego penisa.
Gad z dzikim błyskiem w oczach dręczył biednego więźnia, który ze wszystkich sił chciał się zasłonić przed wibratorem. Sprzęt zbliżał go do orgazmu, jednak to było po prostu nie do zniesienia. Wił się, kręcił, ale pasy ani drgnęły. Jęk wypełnił pokój, gdy dochodził, obryzgując swój brzuch ciepłą, lepką spermą. Rivus wyłączył swoją zabawkę i chwycił mokre prącie królika w obie dłonie - jedną za trzon, drugą za główkę. Tą drugą zaczął wykonywać kuliste ruchy, ślizgając się po powierzchni wrażliwego żołędzia, świeżo po wystrzale. Nat błagał, jęczał, śmiał się - bo to jak cholernie mocne łaskotki.
- AAAAAAH, NGHEHAHEH PRZESTAHAŃ! DOSHYĆ! RIVHUUS!
- To, że ty skończyłeś, to nie znaczy że ja skończyłem - odparł jaszczur ze stoickim spokojem.
Penis nie mógł zwiotczeć, gdyż krew była blokowana przez pierścień. Po chwili świat zaczął wirować przed oczami kłapouchego, niechciana przyjemność, która stała się prawdziwą torturą była tak intensywnym doznaniem, że doznał zawrotów głowy. Jego kat wiedział, że zbyt długo nie powinien tego robić, bo może go podrażnić, więc po dwóch minutach trwających wieczność i garść czasu więcej przestał. Królik drżał jeszcze od tortury, ale czuł się cholernie spełniony, można by rzec, że był wydojony. Rivus uwolnił go, rozmasował mu nadgarstki, kostki, podał mu wodę i ręcznik. Mimo zmęczenia Nat klęknął przed nim i z uśmiechem pochłonął jego przyrodzenie...




***


To było dla królika coś, czego zawsze chciał spróbować. A jego limity, które osiągnął tamtego dnia? One są po to, by je przesuwać dalej i dalej. Dla Houdiniego limitami były liny, skrzynie, klatki, łańcuchy i to z nimi walczył. Dla osób takich osób takich jak Nat były jedynie narzędziem do walki z limitami wytrzymałości.




Słownik:
Ler - tickler, łaskotacz, dominujący w łaskotkowych zabawach erotycznch.
Lee - ticklee, uległy w łaskotkowych zabawach erotycznych.


 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.