Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Miramin "Belgaari" - cz.2 - Woy (Narodziny Belgaari)  
Autor: Mira
Opublikowano: 2007/5/29
Przeczytano: 1568 raz(y)
Rozmiar 10.73 KB
0

(+0|-0)
 
II

Zobaczyła białe, oślepiające i dokuczliwe światło, przez które nie mogła przebić się wzrokiem. Jakby w oddali słyszała głosy... Znała je, ale nie potrafiła sobie przypomnieć żadnych istotnych szczegółów.
- Gdzie ją wyślemy?
- Myślę, że nam się przyda. Powinniśmy ją wtajemniczyć. Sami widzicie, że spisała się dobrze przy zadaniu... mimo, że cena byłaby wysoka, gdybyśmy nie wkroczyli.
- Nie! Zbyt wiele już wycierpiała! Teraz powinna odpocząć! Pomogła nam już wystarczająco. Znam miejsce, gdzie można by ją zmaterializować. Planeta z żywą gwiazdą.
- Stamtąd nie moglibyśmy jej wyciągnąć, dopóki wymiary planety nie podzieliłyby się. Wiesz dobrze, że to droga w jedną stronę. Nie ma tam zła, owszem, planeta jest od niego uwolniona, ale kiedyś może być potrzebna...
- Właśnie dlatego to tam powinniśmy ją umieścić... Żeby nie było powrotu do cierpienia i bólu... Żeby mogła żyć nie pamiętając niczego... Jakoś poradzimy sobie bez niej.
- Drogie panie... Może pójdziemy na kompromis i przydzielimy ją na Woy?
- Cóż... To miałoby sens... Dziewczyna zmieni postać, wypocznie, a potem nam pomoże... Myślę, że sobie poradzi... Y-52?
- Tak jest. Jakieś problemy?
- W zasadzie żadnych... No - może jeden... Dziewczyna... Marisha z wymiaru dwunastego planety Tyclia. Przesyłam ją na Woy.
- Rozumiem, że mam jej doglądać?
- Nie doglądać! Chronić... Do czasu. Potem wtajemniczysz ją w misję.
- Zrozumiałem. Będę dla niej jak cień... Niezauważony, ale stale obecny.
Potem nie słyszała już nic, a światło zaczęło się powoli oddalać i w końcu znikać w ciemności.

Dziewczynę obudziły ciche odgłosy kroków, które na przemian się oddalały i przybliżały. Otworzyła oczy i poczekała aż przyzwyczają się do światła. Rozejrzała się i uświadomiła sobie, że jest w niewielkim pomieszczeniu. Gdy jednak próbowała sobie cokolwiek przypomnieć jej umysł odmawiał posłuszeństwa, a głowa eksplodowała strasznym bólem. Po chwili rozkojarzenia zabłysła w niej iskierka ciekawości. „Co...? Gdzie ja jestem...?” Nadal pełna obaw i z piętrzącym się z każdą chwilą pulsowaniem w nieco ociężałej głowie spróbowała wstać. Już w momencie postawienia drobnych łapek na drewnianej posadzce poczuła pewien dyskomfort.
...Zaraz, zaraz... Jakich łapek...? ...I dlaczego miała wrażenie, że są podejrzanie małe, a przynajmniej nie na tyle duże, żeby utrzymać jej ciałko... Ale jakie znowu ciałko...??? Czemu mimo bólu i >dziwności< czuła się tak lekko, jak nigdy dotąd... Tylko właściwie jak czuła się dotąd...? I dlaczego wszystko – nawet jej własne ciało - wydawało się jej obce? - nie wiedziała co ma robić. Pytania piętrzyły się z każdą sekundą, a na żadne z nich nie umiała znaleźć sensownej odpowiedzi. Nie pozostało jej nic innego jak tylko poszukać kogokolwiek, kto mógłby jej odpowiedzieć na chociażby niewielką część z nich.
Osunęła się z łózka, wstała i chwiejnym krokiem podążyła w stronę dobiegających z położonego trochę głębiej pomieszczenia miękkich odgłosów stąpnięć. Potykając się co krok szła przez wąski korytarz. Przechodząc koło kolejnych drzwi próbowała skupić się na leżących w pokoikach przedmiotach, które mogłyby przypomnieć jej coś istotnego... Nie znalazła nic takiego...
Zanim wkroczyła do, teraz już wyraźnie pachnącej świeżymi rybami kuchni postanowiła sama odpowiedzieć sobie na jedno z pytań: kim, lub czym było to, co buszowało w tym dziwnym domku? Przez uchylone drzwi dostrzegła sylwetkę czegoś, co – właśnie sobie zdała z tego sprawę – prawdopodobnie jest przedstawicielem >jej< gatunku, bo właściwie nadal nie była zbyt utwierdzona w przekonaniu, że wszystko jest z nią w porządku: „Ależ to upierdliwe – ogon mnie swędzi i nie chce dać się złapać...” pomyślała w duchu, gdyż jeszcze nie do końca odzyskała panowanie nad kończynami. W końcu nieświadomie wydała z siebie ciche „wrrauu...”, co wywołało małe zamieszanie w kuchni: futrzak zastrzygł niedużymi uszami i zwrócił łepek ku uchylonym drzwiom. Dziewczyna trwała bez ruchu w nadziei, że jednak jej nie zauważył.
- Już wstałaś?
Ciepły, typowo męski głos kotowatego zadźwięczał w jej nastawionych ze strachu uszach. Zwierzak podszedł pewnym krokiem w stronę szczeliny, zza której wyglądały pomarańczowe oczka. Jego centki i prążki zgrabnie falowały na złoto-białym futrze. Rozbrajającym uśmiechem starał się uspokoić nieco futrzastą koleżankę, jednak wygięcie warg i lekkie odsłonięcie kłów przez samca zaniepokoiło ją i zmusiło do czujności. Mimo kroku w tył samicy i jej wyraźnej niechęci postanowił się nie zrażać i poczekał aż to ona przemówi.
- K-kim jesteś?
- Calaff. Miło mi poznać. Spałaś przeszło trzy dni. Bałem się, że to coś poważnego, ale doktor kazał po prostu czekać.
- Nie rozumiem kilku rzeczy. Jak się tu znalazłam? Nawet nie wiem czym jestem...?
- Niczego nie pamiętasz? Miałem nadzieję,że to Ty powiesz skąd się tu wzięłaś? A w ogóle to co masz na myśli mówiąc, że „nie wiesz czym jesteś”?
- Po prostu powiedz mi coś o naszym gatunku...
- Cóż. Jeśli o to chodzi to oboje jesteśmy kotami bengalskimi. Jak widzisz, nasze rozmiary i budowa nie są imponujące, ale – nie chcę być próżny – i tak lepiej trzymać się z daleka od któregoś z nas, jeśli ten jest zdenerwowany.
- Ej...? Grozisz mi...?
PUK PUK...
- Aleś Ty głupiaaa...
Calaff postukał się w głowę. Na widok miny kocicy wyrażającej swoje oburzenie postanowił jednak przestać mówić i tylko cicho miauknął.
- Swojego imienia też nie pamiętasz, symulantko?
Brew kota wyraźnie powędrowała do góry, a uśmiech przerodził się w grymas
- Wyobraź sobie, brzydalu, że nie.
- Wypraszam sobie! Jestem jednym z przystojniejszych przedstawicieli rasy! A co do Ciebie to... <cisza> ... tak w ogóle to nie powinienem cię ratować!
- Phi! Nie ty to kto inny – proste. I tak miałam już iść.
- Taak? Dokąd...?
Cisza... Przecież nie miała dokąd pójść, a nie odzyskała jeszcze pełni sił... Do tego ta ryba tak smakowicie pachniała, a jej żałądek już od jakiegoś czasu głośno i wyraźnie domagał się czegoś zjadliwego. Dochodził jeszcze sam fakt orientacji w terenie. Nie miała pojęcia gdzie jest i jak dojść w jakiekolwiek bezpieczne miejsce. Zapewne już przy pierwszym zakręcie nie wiedziałaby nawet jak wrócić. Niee... Odejście zdecydowanie nie byłby dobrym pomysłem... Będzie musiała (przynajmniej) przez kilka najbliższych dni wytrzymać towarzystwo złośliwego właściciela posiadłości.
- Skoro tak ci zależy to kilka dni mogłabym zostać...
- A czy ja mówi...
- Nie musisz już prosić!
Calaff z niezadowoleniem spojrzał na samicę, ale ta zrobiła tak rozbrajająco miłą minę, że po chwili zupełnie mu przeszło.
- Heh... W sumie i tak ryb przyrządziłem więcej niż bym sam zjadł...
Po chwili dziewczyna siedziała już przy drewnianym stoliku i przyglądała się wykładającemu ryby na talerze chłopakowi. Pomyślała, że od jutra to ona będzie gotować, bo wyglądało na to, że nawet najprostsze czynności takie jak ta sprawiały mu trudność.
Mimo posmaku spalenizny i kilku ościach wbijających się w podniebienie kocica pochłaniała ryby jedna po drugiej i dziękowała losowi za to, że nie musi się martwić o jedzenie.
-Hmm... Ajra, Belgaari, Tarina, Xarah...
Kot zamruczał jakby do siebie.
-Hę? O czym mówisz?
- Eee... Mówiłem na głos? Przepraszam...
- Dokończ, proszę... Chcę wiedzieć o wszystkim jak najwięcej.
- No więc... Ech... Nie potrafię tego wyjaśnić, ale gdy tylko cię zauważyłem, przypomniała mi się historia, którą dawno temu opowiadał mi mój nauczyciel. Nie wiem czy wspominałem, ale jestem najmłodszym dowódcą Straży Leśnej w historii całego Raxes. Wszystko dzięki temu, że pobierałem nauki u najznamienitszego mistrza magii, miecza i łuku – był po prostu geniuszem w sprawie wszelkiego rodzaju walk ...Heh...Poczciwy Genabell... Ciekawe czy jeszcze go spotkam... Przepraszam... Odbiegam od tematu. Więc chodzi o to, że wspominał mi kiedyś o swoim spotkaniu z jedną z bogiń. Belgaari-bogini, która według niego była odpowiedzialna za ład na naszym świecie powiedziała mu o przyjściu Raque-ostatniego z Upadłych, którego nadejście ma zapowiadać Koniec Ostateczny. Wcześniej dwoje Upadłych również przyczyniło się w ogromnym stopniu do pewnych ważnych wydarzeń: Pierwszy stworzył nasz świat, a Drugi zabił króla Erathana, który stawiał się ponad bogów i uciemiężał futrzaki. Trzeci ma obudzić żądzę krwi w każdym ze stworzeń i w końcu doprowadzić do zniszczenia planety. Powiedziała mu, że przyjdzie ktoś, kto może powstrzymać Ciemnego Anioła i że on również musi być gotowy do starcia...
- I...?
- Ech... Sęk w tym, że go nie słuchałem... Z resztą... To tylko opowiastka starca, którą przypomniałem sobie ot tak. W każdym razie Genabell szkolił oprócz mnie jeszcze trzech uczniów. Od czasu ostatniej lekcji nie widziałem żadnego z nich.
- Heh... Myślisz, że to prawda? Nie boisz się, że pewnego dnia przyjdzie ci walczyć z tym całym Raque?
Kocica była wyraźnie zaciekawiona opowieścią.
- Ee tam. To było tylko takie gadanie, żebyśmy czuli się potrzebni i żebyśmy nie buntowali się z powodu głupich ćwiczeń. Opowiedziałem ci o tym, bo zapytałaś, a nie dlatego, iż miałem ochotę.
Calaff z kolei wyglądał na znudzonego powtarzaniem słów dawnego mistrza komuś, kto i tak nie potrafił tego zrozumieć. Po chwili odezwał się jeszcze:
- Jak chciałabyś się nazywać? Nie mam zamiaru mówić do ciebie bezosobowo, bo wtedy to mnie uznają za dziwaka...
- Hmm... Może... Niee. To chyba nie byłby zbyt dobry pomysł...
- Móów...
Tym razem w głosie kota słychać już było wyraźną irytację wywołaną niepewnością lub gierkami samicy (sam nie umiał ocenić czy ona specjalnie tak wszystko przeciąga. Nawet coś tak prostego jak wybranie imienia).
- Spodobało mi się imię tej bogini. Tylko nie wiem czy mogę...
- Mówiłem, że to tylko historia starca. Nigdy nawet nie słyszałem o tych boginiach... Nie licząc tych jego „legend” o czterech boginiach i innych upierdliwych rzeczach. Belgaari. Postanowione.
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Zmiany ^^'
Wysłano: 29.05.2007 12:35
Kuciak najprawdziwszy!
Zmiennokształtny
Hjah... Czuję, że dostanie mi sie za całkowitą zmianę klimatu, ale cóż... Takie życie, a w życiu wszystkiego spróbować trzeba... Potem jeszcze postaram się wrócić do podróży między alternatywnymi światami, podkręcę troszkę "mroczność" i ogólnie cały czas będę wszystko odwracać do góry nogami ;-)k hjah. Miłego czytania życzę i pozdrawiam ^^