Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Vindor - "Laboratorium" [18+ M/maszyna?]  
Autor: Vindor
Opublikowano: 2016/11/5
Przeczytano: 720 raz(y)
Rozmiar 9.71 KB
0

(+0|-0)
Url Link: Furaffinity
Laboratorium


Grube, syntetyczne pasy trzymały go blisko stołu, nie pozwalając się jego ciału drgnąć ani o centymetr. Zimne powietrze, wypełnione nienaturalnymi zapachami atakowało jego zmysły, kiedy leżał przyszpilony do stołu. Czuł, że za niedługo wydarzy się coś złego. Czuł to każdym milimetrem i każdą sekundą swojego jestestwa. Wszystko podpowiadało mu, jak złym pomysłem była zgoda na wzięcie udziału w tym chorym eksperymencie. Wiedział, jakie plotki krążą o profesorze Sinai, a mimo tego połasił się na gotówkę. Teraz przyjdzie mu zapłacić za swoją chciwość.
Zielony gad był teraz jego więźniem. Zaczęło się niewinnie: rozmowa w biurze laboratorium, kawka, ciastka, jakieś żarciki. Kto by podejrzewał niskiego wombata w średnim wieku o jakieś porwania? To było po prostu zbyt absurdalne, kiedy sobie to wyobrażano. Mały tłuścioch, z małymi oczkami, w swoim ciągnącym się po ziemi kitlu i tymi okrągłymi okularkami. Może właśnie dlatego nie powiedział Albertowi - który umierał z niepewności jako obiekt eksperymentu - co tak właściwie będą robić.
Gad spojrzał na elektrody, przyklejone do jego nagiego torsu, których kabelki były poprowadzone gdzieś do urządzeń monitorujących. Te zaś znajdowały się w innym pomieszczeniu - w obserwatorium. Tam profesor Sinai nadzorował i kontrolował przebieg jego niesławnych doświadczeń. Na monitorach zawieszonych na ścianie prócz obrazu z kamer pokazywały się także dane takie jak: tętno, oddech, zmęczenie i podniecenie seksualne oraz mnóstwo innego naukowego bełkotu.
Jak monitorowano podniecenie - tego raczej nikt się nie dowie. Stół “do eksperymentów” był jednak tak zautomatyzowany, że mógł badać stan obiektu doświadczalnego lepiej niż nowoczesne łóżka szpitalne. Zresztą, nie tylko ten osobliwy mebel był wysoce zaawansowany technologicznie - całe pomieszczenie było wielką kryjówką dla mechanizmów, dronów i wszystkiego, o czym naukowy fantasta mógłby sobie pomyśleć.


- Obiekcie Albert, czy jest pan gotowy? - zniekształcony przez głośnik głos wombata wyrwał jaszczura z konsternacji.


Nim Albert odpowiedział coś poruszyło się w ścianie naprzeciwko stołu - mechanizm otworzył ukrytą śluzę, z której wyleciał mały dron z kamerą oraz z czymś, co można by najkrócej opisać słowem “żądło”. Teraz już pamiętał, jak tu się znalazł: został użądlony przez takie małe diabelstwo, które wyfrunęło z teczki szalonego profesora, gdy złożył tylko podpis na umowie. Urządzenie wzleciało ponad stół i wylądowało na udzie jaszczura, po czym przebiło igłą łuski i wwierciło się w mięsień, wtłaczając jakąś substancję.


- Nie, nie jestem gotowy! CO TY MI ROBISZ!? - warknął obiekt doświadczalny.

- To tylko marker dla sensorów, jest neutralny dla organizmu. Dzięki niemu pomiary będą dokładniejsze. Przepraszam za niewygodę.


- To chyba jakiś pierdolony sen… - westchnął jaszczur, spoglądając na odlatującego do swej “norki” drona.


Nie poczuł żadnego ciepła ani drętwienia, ani zmian stanu świadomości - a tak po prawdzie to nie poczuł niczego, z wyjątkiem “pozostałości” po uczuciu bycia ukłutym. Z jednej strony odetchnął z ulgą, z drugiej zaś zaczął zastanawiać się, czy po jakiejś chwili nie okaże się, że ta substancja wcale nie jest neutralna. To jednak nie trwało długo, a chaotyczne rozmyślania Alberta zostały rozwiane przez stół, który uniósł się na pneumatycznym podnośniku do góry.
Mechaniczny dźwięk wypełnił pomieszczenie, gdy z sufitu zaczęły wysuwać się długie ramiona, zakończone wieloma cienkimi mackami z kulkami na końcu. Wiły się tuż nad nagim, zielonym, gadzim ciałem, które drżało w pasach na sam ich widok. Strach przed tym, co mogą mu robić był tak, silny, że odbierał Albertowi mowę. Nagle coś ciepłego i gęstego skapnęło z macki na jego klatkę piersiową. Wydał z siebie donośne, świszczące westchnięcie.
Ramiona obniżyły się, a macki zaczęły przeczesywać jego ciało, oplatając się wokół ramion i nóg, głaszcząc śliskimi kulkami jego klatkę piersiową, żebra i boki, mierzwiąc jego błoniasty pióropusz na głowie. Wkrótce stało się coś bardzo dziwnego i końcówki macek zaczęły wibrować, łaskocząc jego wystawione na ataki ciało. Jaszczur zachichotał, kiedy niesforna macka znalazła się pod jego pachą. Chichot przeszedł w śmiech, kiedy reszta macek zaczęła wiercić także w jego bokach i udach oraz “masować” jego tylne łapy. Wszystko to działo się intencjonalnie, chociaż Albert nie zdawał sobie z tego sprawy.

- Hehej! To łaskocze! - krzyknął nerwowo Albert.

W głośniku, który był zamontowany gdzieś w rogu pokoju - a przynajmniej tak można sądzić po źródle dźwięku - zdało się słychać krótki trzask.

- To część eksperymentu. Odczyty są doskonałe, więc wątpię, że będziemy musieli go powtarzać. Zrelaksuj się i próbuj czerpać z tego przyjemność. Będziesz tu dosyć długo - rzekł głos z głośnika, który prawdopodobnie należał do profesora Sinaia.


W tym momencie gad pożałował swojej decyzji jeszcze mocniej. Był zdany na łaskę jakiegoś szaleńca. Nikt chyba nawet nie wie gdzie się teraz znajduje, a nawet jeśli komuś powiedział, że bierze udział w eksperymencie, to kto wie gdzie tak naprawdę są teraz? Mogą być nawet w zupełnie innej części kraju, a może i za jego granicami…
Jedna z macek nacisnęła na jego dziurkę pod ogonem i wpełzła. Albert wzdrygnął się i westchnął.


- EJ! - warknął.


Wibrująca końcówka wygięła się ku górze, szukając punktu gadziego uniesienia, a gdy go znalazła, gad zaczął odczuwać przyjemność. Macka była cienka, nie sprawiała dyskomfortu, a wibracja była za to całkiem mocna. Druga owinęła się wokół powstającego prącia, zaciskając się wokół jego główki tak, że końcówka znalazła się idealnie na rowku żołędziowym.
Gdy prącie było już w pełnej erekcji, macka zacisnęła się u jego nasady. Albert odczuwał sporą, nieco nieznośną przyjemność, powstałą w wyniku zetknięcia się wibrującej końcówki z czubkiem jego przyrodzenia. Dalej był jednak łaskotany przez resztę macek, co tylko wprowadziło go w stan dużego rozdrażnienia i frustracji.
Wolałby dojść lub żeby ta maszyna przestała, niż być w położeniu, w którym jest teraz - stymulowany i drażniony. Gdy tylko jego prącie pulsowało, gotowe do wystrzału - lepkie od błyszczącego preejakulatu - wibracje słabły, nie pozwalając mu dojść. Sapał, jęczał i wzdychał ale nie błagał. Miał w sobie dosyć godności. Na chwilę w jego głowie pojawiło się pytanie, czy jest możliwe oskarżenie profesora o gwałt, ale z drugiej strony został ostrzeżony, że bierze udział w eksperymencie, który będzie polegał na pobraniu…
Dopiero teraz zauważył, że jedno z ramion jest wyposażone w coś, co przypomina dojarkę. Zniżyło się i wycelowało w przyrodzenie jaszczura. Było widać, jak ocieka podobną substancją co macki. Ta, która stymulowała prącie uwolniła je. Uniósł głowę na moment tak, by patrzeć jak jego sprzęt ginie w ciasnym wnętrzu, wypełnionym miękkimi wypustkami. Przez ułamek sekundy w oku Alberta było widać nieco większy niepokój niż przed chwilą.
Potem zauważył, że urządzenie przyssało się do niego tak, że ruchy bioder - które i tak były mocno ograniczone przez pasy - nie przesuwały narządu wewnątrz tuby. Jaszczur poczuł się osaczony. Może trochę późno, ale teraz naprawdę to do niego dotarło.
Coś niczym pierścień ścisnęło prącie u podstawy, po czym całe wnętrze urządzenia zaczęło falować w taki sposób, że Albert miał wrażenie, jakby był w trakcie niekończącej się penetracji. Sinai nie musiał długo czekać i pierwszą próbkę dostał bardzo, bardzo szybko - może po jednej, dwóch minutach. Perlista ciecz popłynęła przez wężyki podłączone do mechanicznego ramienia, które było wyposażone w kolektor.


- Ah! Starczy! Niehah! - jaszczur sapał, jęczał i wył, ale maszyna dalej pobierała z niego soki.


Jego nadwrażliwe prącie ciągle tryskało, a ciało drżało w nieznośnie rozkosznej przyjemności. Nie potrafił przestać. To było chore. Nienormalne. Niemożliwe. Ale jednak to się działo. Albert nie wiedział, że to, co zostało mu wstrzyknięte wcale nie było tylko markerem, a markerem z zawieszonymi w nim nanobotami.
Nanoboty te zawierały w sobie substancje, które po przedostaniu się do narządów rozrodczych jaszczura, pobudzały je do wzmożonej produkcji nasienia a także ułatwiały cały ten proces. Ponadto potrafiły podawać środki przeciwbólowe, tak na wszelki wypadek. Albert wypełniał pojemnik, który był gdzieś poza pomieszczeniem.
Jego cierpienie, które zdążyło przysłonić wszystkie myśli, miało trwać jeszcze bardzo długo. W momencie, którego nigdy nie spodziewał się Sinai, cały budynek został odcięty od zasilania. To było o tyle dziwne, że profesor zapewnił sobie dodatkowe źródła, ale coś nie działało. Potem huk, dym i blade strugi światła bijącego z latarek…
W wieczornym wydaniu wiadomości widzowie dowiedzieli się o potwornych wynalazkach i eksperymentach niepozornego wombata. O tym, do czego miały prowadzić i nad czym pracował oraz co chciał udowodnić - nikt nie wie. Bo dla profesora cel i głębszy sens nie istniał…


KONIEC
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.