Zmień fonty Zmień rozmiar
Artykuły: Vindor - "Cyrograf" [18+ M/F, uwaga gore]  
Autor: Vindor
Opublikowano: 2016/11/5
Przeczytano: 912 raz(y)
Rozmiar 13.37 KB
0

(+0|-0)
Url Link: Furaffinity
Cyrograf


Idąc na domówkę, wilczyca Vanessa wzięła ze sobą wszystko, co najpotrzebniejsze - dobry humor, uśmiech, chęć rozerwania się i optymizm. Dziarsko kroczyła przez ulicę ubrana w krótką, czerwoną spódniczkę mini i białą bluzkę na ramiączkach. Swoje akcesoria nosiła w małej, czarnej torebce. Na imprezę została zaproszona przez przyjaciół, bo - jak to zwykle bywa - przyjaciel przyjaciela powiedział “weźcie kogoś skombinujcie”. Jako że lubi się bawić, nie mogła odmówić sobie okazji na odrobinę szaleństwa. Tym bardziej, że nieczęsto ktoś miał do dyspozycji cały dom, a efekty takich domówek leczy się od dwóch dni do dziewięciu miesięcy.
Dom był usytuowany w spokojniejszej części miasta, nieco oddalonej od centrum. Małe osiedle otoczone blokowiskami sprawiało wrażenie kameralnego. I chociaż plotki roznosiły się tak jak wszędzie, to większość mieszkańców czuło się tam swobodnie. Sam budynek był urokliwym, niskim bungalowem utrzymanym w nowoczesnej konwencji, z przeszklonym ogrodem zimowym i ogródkiem osłoniętym z każdej strony wysokimi iglakami.
Podchodząc do furtki, Vanessa chwyciła się za szyję. Przeszył ją ostry, piekący ból, przysłaniający każdą jej myśl. Wilczyca zamknęła oczy i przygryzła wargę. Znamię, które nosiła wywoływało takie ataki w najmniej spodziewanych momentach. Czasem raz na miesiąc, a czasami parę razy w tygodniu. Wiedziała, czego jest wynikiem takie piętno i wiedziała, że na próżno jest szukać pomocy wśród lekarzy. Musiała z tym po prostu żyć.
Gdy ból ustąpił postąpiła naprzód aż w końcu dotarła do furtki, gdzie od razu zauważył ja gospodarz - młody, wysoki lew o bujnej, rozczochranej grzywie i słodkim, szerokim uśmiechu. Gdzieś z wnętrza ogrodu padło “ta, wpuść ją, to ona”, a młodzieniec otworzył furtkę i ruchem ręki zaprosił do środka. Vanessa poczuła się jak u siebiek, mimo tego, że zdecydowaną większość antropomorfów widzi pierwszy raz na oczy.
Nie miała żadnych oporów by rozmawiać, żartować, tańczyć czy też flirtować z innymi. A flirtowało z nią wielu uczestników imprezy, niemalże każdy, niezależnie od płci. Wilczyca była zawsze w centrum zainteresowania, można powiedzieć, że w okolicy była kimś, kogo wręcz trzeba było zaprosić. Jak jakaś celebrytka bardzo małego kalibru. Nie oznaczało to jednak, by się nie szanowała - miała bardzo wygórowane standardy, a dodatkowo nie dało się jej zauroczyć.
Domówka nie różniła się od innych - wszyscy pili, żartowali, coś tam palili, coś smażyli i mizdrzyli się po kątach. Goście zresztą też. Z wyjątkiem jednego, bardzo przystojnego, czerwonego lisa o zielonych, krótkich włosach. Było z nim coś niepokojąco pociągającego i Vanessa czuła to za każdym razem, gdy jej wzrok zatrzymywał się na nim. Siedział na krześle, patrząc przed siebie i sącząc browara, ale ona była przekonana, że on również na nią co jakiś czas spogląda.
Wilczyca stała przy swoim przyjacielu, postawnej pandzie, który właśnie zajmował się grillem, odciążając nieco gospodarza. Zaniepokojona - po raz pierwszy w życiu - jakimś samcem, klepnęła go nieco w ramię, odwracając uwagę od paleniska.
- Sam, powiedz mi kim jest ten lis - powiedziała cichutko.
- Jaki lis?
- N-nie! Nie odwracaj się - skarciła go, gdy jego głowa drgnęła. - Zaraz ci wytłumaczę który. Ten z zielonymi włosami, siedzi sobie w altance.
- Ach, ten… - powiedział, przewracając oczyma. - Nie znam go. Nikt go tu nie zna, ale bardzo zależało mu by dostać zaproszenie. Pojawił się chwilkę przed tobą.
- Dziwne… - potarmosiła rąbek swojej spódniczki w ręku.
- Jakie tam dziwne? - panda roześmiał się pod nosem - zbieg okoliczności, nic więcej. Po prostu w końcu ktoś wpadł ci w oko, c’nie? Ej ej! Widzę, że się rumienisz.
- Ja pierdolę, ale palant z ciebie - odparła wyraźnie podirytowana Vanessa. - Po prostu ciekawi mnie ten typek. Wiesz chociaż, jak się nazywa?
- Tak pani szefowo, już wysyłam tam moich ludzi, zaraz będzie raport - zasalutował prześmiewczo. - Może po prostu zagadaj do niego. Co się z tobą dzieje? Nigdy się tak nie zachowywałaś. Ktoś cię napadł wcześniej czy co?
- Masz rację… - w jej głosie można było wyczuć wyraźną nutę zmieszania - przepraszam.
Dziewczyna przytuliła kumpla, a ten poklepał ją po plecach i wrócił do bawienia się swoją kiełbaską, a nawet dwunastoma. Później podeszła do tajemniczego nieznajomego. Niczym poza tą dziwną aurą się nie wyróżniał, mimo to budził w niej niepokój i chorobliwą fascynację. A była tu zaledwie od jakiś trzydziestu minut.
- Witaj - przywitał ją także i uśmiechem, nie tylko słowem.
- Cz… cześć - odpowiedziała pierwszy raz zawstydzona samica. - Jestem…
- Vanessa. Zrobiłem dokładnie to samo, co ty przed chwilą - zachichotał nisko lis.
- Och, wybacz. Po prostu widzę cię pierwszy raz, chciałam cię poznać.
- Spokojnie, każdy tak robi. Każdy plotkuje, wiem o tym doskonale. Nie, żeby o mnie, ale tak ogólnie. O wszystkich. I kłamie się. Dużo. Przechwala zresztą też - przechylił głowę w bok.
Tak normalne antropomorfy nie mówią i był to kolejny intrygująco-stresujący element obrazu postaci dziwnej, niemalże mistycznej istoty jaką był ten lis. Ten lis, w zwykłych jeansach, w zwykłej koszulce i zwykłych adidasach. Koleś jak koleś, ale nie jak zwykły koleś.
- Vanesso - podjął ponownie, a jego ton stał się jeszcze bardziej hipnotyzujący - moglibyśmy porozmawiać na osobności?
Przez ciało wilczycy przepłynął piorun mieszanki odczuć.
- Ale jak na osobności? - spytała, tracąc jeszcze bardziej na swej legendarnej zadziorności.
- To znaczy, że pójdziemy do domu, gdzie nikogo nie ma, zamkniemy się w sypialni Marca i tam pogadamy. Zależy mi na tym. Bardzo.
Ostatnie słowo odbiło się echem w tyle jej czaszki niemal dosłownie.
- Dobrze. Prowadź.
I poszli do sypialni gospodarza, która była urządzona bardzo standardowo, bez jakiś udziwnień, utrzymana w ciepłej kolorystyce. Duże łóżko okrywała czerwona narzuta, biała wykładzina przyjemnie miziała po łapach przy każdym kroku. Lis przysiadł na skraju, coś podpowiedziało Vanessie, że powinna stać. Domyślała się, do czego to zmierza i w zasadzie, to nawet go pożądała, ale to było uczucie silniejsze od niej. To nie powinno się dziać - prosiła tamtego dnia o nieskrępowanie, o powodzenie u kogo zapragnie, o wyjście z chorobliwego introwertyzmu. Teraz miała wrażenie, że wróciła do stanu sprzed paru lat, o którym już prawie zdołała zapomnieć.
Było dziwnie. Bardzo dziwnie, ale ona nie potrafiła się mu po prostu oprzeć. Nastąpiła niezręczna cisza, którą każda normalna osoba starałaby się przerwać, ona jednak była jakby zakneblowana. Wzięła wdech i… nic. Nie potrafiła go otworzyć i spytać “to co teraz?” jakby fobia społeczna związała jej pysk.
- Wiem o tobie sporo. Nie musisz się krępować, bo nie masz już przed czym. Wstyd w takiej sytuacji i tak ci nie pomoże. Nie ukryjesz swojej słodkiej… - lis uśmiechnął się szeroko - tajemnicy. Żadnej. A więc teraz zostaniesz ukarana. Na kolana.
Jego głos był stanowczy, nie dało się nie być mu posłusznym. Dosłownie. Wilczyca westchnęła cicho i od razu padła na klęczki. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, ale gdyby ta sytuacja była bardziej kontrolowana, to nie wyraziła by sprzeciwu. Zresztą, nawet o sprzeciwie nie myślała. Może był po prostu bezpośredni?
Jej myśli zawirowały wokół wszystkich faktów, jakie znała na jego temat. Nie wiedziała o nim praktycznie niczego, ale ta tajemniczość i dziwność była w nim cholernie pociągająca. Lis wyciągnął tylną, bosą łapę w jej kierunku, a Vanessa chwyciła ją w obydwie łapy, nachyliła się a jej miękki, ciepły pyszczek powoli składał na niej pocałunki, zaczynając od wierzchniej części a kończąc na poduszeczkach. Na pysku rudzielca widać było zadowolenie, które rosło także w jego spodniach.
Później wysunęła między swymi wilczymi kłami różowy ozorek, którym zaczęła zwiedzać wrażliwą podeszwę, pieszcząc nieznajomego. Był ciepły i wilgotny oraz bardzo, bardzo zwinny. Za późno już było na zastanawianie się, co ona właściwie wyprawia i czemu zachowuje się w ten sposób wobec dziwnego nieznajomego. Zielonowłosy wystawił drugą łapę, delektując się każdym ruchem jej ozorka.
- Już wystarczy. Teraz chodź tu do mnie - rozkazał chłopak.
Ona posłusznie wstała i wgramoliła się na łóżko, rozbierając się po drodze. On był już nagi.
- Jak ty zdjąłeś spodnie? - spytała. Koszulki mogła nie zauważyć, a buty i tak zdjęli przy wejściu, ale spodnie?
- Zniknęły. Ta sztuczka wyjaśni się za moment - ponownie uraczył ją tym tajemniczym, niby niewinnym uśmieszkiem.
Lis pochwycił ją i niemalże rzucił na łóżko, a następnie przeniósł się niżej i rozchylił jej kolana, węsząc jej delikatne okolice. Vanessa westchnęła, kiedy jego wąsy załaskotały ją. Ruch powietrza zawiadomił ją o tym, że w zasadzie jest już gotowa. Nieznajomy też był - sztywny i ponadprzeciętny.
Zaciągnął się jej zapachem i wbił pazury w uda wilczycy, by przystąpić do oralnej penetracji swym diabelsko finezyjnym językiem, przyprawiając swą partnerkę o dreszcz rozkoszy. Odginał go ku górze i potrafił kopać nim naprawdę głęboko. Ale jej tunelik nie był głównym elementem jego zainteresowania, a jej wrażliwy guziczek, tak bardzo rządny rozkoszy. Podgryzał go, muskał ozorkiem i ssał, jakby był mistrzem tej sztuki, co mogłoby wręcz przerazić, bo na myśl przychodziło pytanie “na ilu on wcześniej ćwiczył?” ale rozkosz zalała umysł Vanessy, nie pozwalając się długo nad nim zastanawiać.
Wkrótce jej ciałem wstrząsnął skurcz, dreszcz wypełniony krzykiem. Piekły ją pośladki i uda, które zostały poranione przez pazury lisa. Proste, czerwone linie, niezbyt głębokich ranek, z których sączyły się kropelki krwi. Nie zauważyła ich, ani nie przejmowała się tym teraz. Teraz do pełni szczęścia chciała go w sobie. I dostała - wszedł w nią, by zacząć wulgarnie pieprzyć, zaciskając swoje zęby na jej szyi, lekko podduszając. Był bardzo brutalny, bardzo silny i bardzo szybki, ale nie w tym sensie.
Każdy jego ruch, każde pchnięcie wywoływały w niej błogą, paraliżującą przyjemność. Lis czuł, jak jej wnętrze wciąż drżało po orgazmie. Nie krępował się więc i zadowalał tylko siebie. Jego pulsujące przyrodzenie zalało ją ciepłym, lekkim nasieniem. Westchnęła głośno z rozkoszy i wtuliła się w niego.
- Nie wiem kim ty jesteś, ale jesteś najlepszy - wydyszała.
I wtedy poczuła coś osobliwego - jakby sperma przemieszczała się w jej ciele. Mrowiło i łaskotało, jakby mrówki rozchodziły się w jej członkach… a potem nie myślała już o niczym.
- Teraz czas na zapłatę, moja droga - rzekł nieznajomy, a Świat wokół jakby przestał istnieć, kiedy jego pusty, donośny głos wypełnił pustkę pokoju.
Nie wychodząc z niej przetoczył się i usiadł, opierając swą zdobycz na kolanach. Mięśnie rudego zwierza zaczęły rosnąć, podobnie jak szpony i zęby, a z czaszki wyłoniły się rogi. Kończyny pokryły się twardymi łuskami. Szybkim ruchem łapy wbił szpony w jej tętnicę szyjną i rozerwał ją i ucałował głęboko jej pysk. Vanessa stała się czymś w rodzaju zauroczonej laleczki, która widziała w nim wszystko to, co najwspanialsze. Był dla niej po prostu idealny i żadne wyjaśnienia nie oddadzą tego, co czuła. W jej oczach był perfekcyjny, bez wady. “Kocham cię” - szeptała, kiedy życie ulatywało i gdy demon łapał oddech przy pocałunkach.
Ciepła, jasnoczerwona, metaliczna w smaku krew tryskała z otwartej rany i spływała po jej piersiach i brzuchu, otaczając ciągle sztywne prącie diabła. Wilczyca bledła, oczy zamykały się, gdy obraz przed jej oczyma stawał się niewyraźny i ciemny. W końcu zmarła.
Lisi demon bez większego wysiłku wyrwał z mokrym chrzęstem jej rękę, którą zaczął konsumować. Między jego zębami pękały kości, mięso zaś było rozrywane jak papier - bez żadnego problemu. I tak z każdą jej kończyną, dopóki nie stała się korpusem. Korpusem, który został wypatroszony szponami. Wtedy ściągnął ją z siebie i pozwolił jej narządom wewnętrznym spłynąć z chlustem na podłogę, zupełnie nie przejmując się pobrudzoną wykładziną. Tam jadł już jak zwierzę, zlizując i rwąc jej jelita, wątrobę, żołądek i wszystko inne.
Nic z niej nie zostało, z wyjątkiem pamiątki w postaci plam krwi. Nawet kości pożarł. Biedna Vanessa nie powinna leczyć swych kompleksów i zaburzeń w interakcjach społecznych w okultyzmie a u psychoterapeutów. Teraz będzie miała całą wieczność na żałowanie jednego podpisu - podpisu swoją krwią na skórze. Teraz pentagramowa blizna na szyi będzie ostatnią rzeczą, która będzie jej przeszkadzać. Została wzięta żywcem do piekła.



KONIEC
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.