Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Na wszech parach cz.1  
Autor: Cordylus
Opublikowano: 2016/12/18
Przeczytano: 1090 raz(y)
Rozmiar 21.97 KB
4

(+4|-0)
 
19 października 144 roku
Mżawka kropiąca bezustannie w ognisko wydawała ciche, przyjemne syczenie. Był to cudowny odgłos walki ciepła z zimnem. Dobrze było się ogrzać. Przy tak dużej wilgotności i przeraźliwym chłodzie łatwo było o hipotermię. Naciągnąłem foliowy kaptur tak by chronił przed opadem mój długi pysk. Kosztem widoczności co prawda, ale dopóki piekłem szczura na patyku nie musiałem zbyt wiele widzieć. Skwiercząca nad ogniem przekąska wyglądała naprawdę apetycznie. Szczurek był już wypatroszony i przyprawiony, a kosztował mnie tylko dwie małe tytanowe drzazgi. To dobry interes sprzedawać przekąski w tym miejscu.

Na wyścig zjechało się co najmniej kilkaset lacerów z Kraju i Ziem Północnych. Nie było w tym nic dziwnego. O tym wydarzeniu mówiło się już przecież od ponad roku, a sprawa była znana już sporo wcześniej. Pięć lat temu parlament Kraju próbując po raz kolejny przejąć cały post-ludzki majątek kolejowy na swoim terenie posprzeczał się z przedstawicielstwem Technikatu mającym nad nim dotychczasową pieczę. Jak zwykle koronnym argumentem za pozostawieniem kolei przy dotychczasowym właścicielu była dyspozycja organizacji najnowocześniejszą technologią. Tym razem jednak padła odpowiedź iż Kraj też jest zdolny produkować nowoczesne parowozy. Mimo iż przedstawicielstwo Technikatu nie przyjęło tego do wiadomości, to po zakończonej debacie najbogatsi krajowi właściciele ziemscy zaproponowali kolejowy wyścig lokomotyw. Technikat przyjął to wyzwanie, jednak z racji tego że wyścig miał być nieoficjalny, a jego wynik nie byłby w żaden sposób wiążący, zarząd zignorował tą kwestię. Kiedy jednak rok temu krajowy parlament ogłosił zaawansowane prace nad "Strzałą" - parowozem, który miał przewyższyć wszystkie jednostki taborowe wystawione przez Technikat do tej pory, zarząd obudził się z odrętwienia. Kraj zrobił z tego wielkie wydarzenie propagandowe. Doskonale wiedział jaką techniką dysponujemy i że w sektorze kolejnictwa już dawno nie prowadzono żadnych poważnych inwestycji. Oni tymczasem poczynili w tym kierunku pokaźne kroki i oprócz otwarcia wielu nowych warsztatów prowadzili wytężone badania nad rozwojem dróg żelaznych. Doskonale wiedzieli, że ich wygrana w tym wyścigu byłaby dla nas kompromitacją. Termin wyznaczyli na jesień. Mieliśmy więc zdecydowanie zbyt mało czasu by porządnie się przygotować. Technikat nie mógł jednak odmówić, gdyż byłoby to równoznaczne z przyznaniem się iż dysponujemy słabszą techniką. Koniec końców wystawiliśmy zmodyfikowaną lokomotywę T135. Potrafiła dać z siebie nawet 110km/h, ale wciąż nie wiedzieliśmy na co stać Kraj.

Gryzoń na końcu patyka się już upiekł, więc zdjąłem go ostrożnie z zaostrzonego kijka i wycofując się pod prowizoryczne zadaszenie rozpocząłem konsumpcję. Ognisk łącznie rozpalonych było tutaj kilkanaście, jednak przy żadnym z nich nie było wolnego miejsca. Tak właśnie wyglądał gadzi byt. Wieczna walka o ciepło w tym nieprzyjaznym nam północnym klimacie. Przerwałem na chwilę jedzenie, by uwiecznić na fotografii ten obraz tylu osób skulonych przy ogniu. Tak naprawdę Krastan, mój przełożony pozwolił mi tu przyjechać tylko dlatego iż zgodziłem się dla niego robić zdjęcia. W tym celu dał mi nawet swój aparat z drogocenną kolorową kliszą. Teraz jednak zdecydowałem się użyć swojego sprzętu z czarno-białą błoną. Kolor lepiej zachować na parowozy.

Odpocząłem sobie jeszcze moment, kiedy przestało na chwilę mżyć. Postanowiłem wykorzystać tą chwilę lepszej pogody na dokładne obejrzenie lokomotyw. Tor kolejowy leżał w głębokim przekopie, nad którym przerzucone były w niedalekiej odległości dwa drogowe mosty. Widać było iż ta linia była niegdyś potężną tranzytową magistralą umożliwiającą pędzić z prędkościami liczonymi w setkach na godzinę. Nie to co my z naszymi ociężałymi kopciuchami... O czasach świetności tej znamienitej trasy przypominały już tylko zardzewiałe słupy zerwanej sieci trakcyjnej i rozpadające się już świetlne semafory. Z tym wszystkim kontrastowały dwie błyszczące, buchające parą maszyny mające zadecydować o przyszłości artilacerskiego kolejnictwa. Czyli kolejnictwa w ogóle.

Stanąłem na moście by sfotografować przygotowywane do startu pojazdy. Strzała schowana była częściowo pod wiaduktem na którym stałem, co uniemożliwiało zdjęcia, jednak nasza T135 widoczna była w całej swej okazałości. Dostojny kształt lokomotywy naprawdę zadziwiał. Przy tej wilgotności wielki czarny kocioł spowity był w kłębach pary wydobywającej się z okolic tłoków. Buchający z komina czarny dym unosił się wysoko ponad granice wykopu i wyraźnie znaczył miejsce postoju tego cudu techniki. Doskonałą przeciwwagę dla kotła stanowił ogromny tender wypełniony wysokiej klasy, błyszczącym antracytem, sprowadzonym z daleka specjalnie na tą okazję. Między to wciśnięta została kabina z małymi okienkami, która sprawiała wrażenie wręcz zawstydzonej i zdominowanej przez pozostałe części parowozu. Potężne szprychowe koła, połączone zespołem wiązarów dopełniały ten imponujący widok. Pewnie nawet ludzie byli by dumni z tego dzieła!

Zszedłem po betonowych schodkach znajdujących się u boku wiaduktu do krzątających się przy maszynie pracowników. Miałem na sobie służbowe oznaczenia Technikatu, więc nikt nie miał nic przeciwko, bym zbliżył się do pociągu. Po wykonaniu kilku fotografii, zwróciłem się radośnie do wykonującego ostatnie przeglądy mechanika:
- Z pewnością wy wygracie. Z takim sprzętem inaczej być nie może.
Od mechanika bił jednak sporo mniejszy entuzjazm:
- Nie byłbym ja pewien taki. Widział ty "Strzałę"? Toż to jest maszyna pełna doskonałości! Ja nie wiem jak oni ją zbudowali, ale jest to iście technikowe cudo...
Trochę mnie zaskoczył, tą pozbawioną optymizmu opinią. Schowany pod mostem przed wzrokiem ciekawskich konkurencyjny parowóz nie rzucał się specjalnie w oczy. Był wyraźnie mniejszy i nie wydobywało się z niego tyle dymu i pary. Cała konstrukcja pomalowana została na błękitny kolor z granatowymi pasami. Posiadał nawet odrobinę prostych zdobień w postaci blach stylizowanych na smocze skrzydła. Kocioł z przodu był ścięty, co naprawdę nadawało mu wygląd strzały. Nawet tender nie przypominał regularnego tendra. Był obudowany z każdej strony i nie dało się zobaczyć jakim rodzajem paliwa maszyna jest opalana. Wyglądał naprawdę intrygująco, jednak... jakoś tak mało kolejowo. Bardziej jak zabawka pokazowa, niż pożądny kawał stali.

Na cud techniki z daleka nie wyglądał, więc podszedłem bliżej. Wtedy zaczęły ujawniać się dopiero szczegóły tej konstrukcji. Bardzo szybko zmieniłem o niej zdanie. Widać było, że starano się unikać odlewanych elementów. Koła były dalece bardziej zaawansowane niż w T135. Oszprychowanie było nie tylko dużo mniejsze, ale i gęstsze, co musiało znacząco wpłynąć na ich wagę. Okazało się też że to co brałem za niebieski kocioł lokomotywy to jedynie obudowa aerodynamiczna, skrywająca wewnątrz wysokociśnieniowy bojler. Rzędy jej drobnych, misternie wykonanych nitów uświadomiły mi jak bardzo zadbano o detale. Jeśli tak samo wygląda od strony technicznej, to naprawdę stawiało naszą jednostkę w trudnej sytuacji. Dziwne wrażenie robił również fakt iż dym lecący z komina byl niemal biały. Właściwie była to prawie sama para. Miała nawet dość przyjemny zapach w przeciwieństie do gryzącego siarczanami dymu z parowozu Technikatu. Krajowcy musieli mieć dobry opał o dosknałym współczynniku spalania. Zbliżyłem się do tendra by spróbować określić jego typ, gdy nagle zza moich pleców rozległ się donośny głos, o południowym akcencie:
- A czego wy tu szukocie? Technikot wenszy? Nie wciskojcie wy języka, gdzie popadnie, bo go poparzycie i odpadnie... hat... hat... hat...
Zza lokomotywy wyłonił się przysadzisty lacer o ciemnozielonych łuskach. Jego ogon był wyjątkowo długi i ciągnął się za nim niczym lina. Spiczasty pysk wycelował prosto we mnie i zlustrował swoimi brązowymi, małymi oczami.
- Przepraszam ja, chciałem zrobić tylko fotografie. - wskazałem na dwa aparaty.
- No pewno, że chcecie zdjoncia. W końcu szpiodzy od tego właśnie są!
- Nie jestem ja szpiegiem, przybyłem ja tylko oglądać wyścig. Aż z Kaslana. Ale już ja stąd idę. - Chciałem się wycofać.
Ten jednak nieco się ożywił i zmienił ton z oskarżającego na bardziej przyjazny.
- Z Kaslana mówisz? To tam te swe tajne projekty budujocie wy?
- No tak, ale ja nie od tych tajnych. Inżynierem medycyny jestem. - wskazałem na lekarskie oznaczenia widniejące na rękawie.
- Nie szkodzi to, mogę ja ci pokazać Strzałę. I tak nie zbudujocie jej ze zdjonć... hat... hat... - zaśmiał się. - Wskakuj do środka. To żarty takie były tylko.
Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać. Niezwykle rozentuzjazmowany wdrapałem się na drabinkę i wsunąłem się do kabiny. Wewnątrz było dwóch maszynistów, którzy mocno zdumieli się na mój widok. Zaraz im jednak mój przewodnik wyjaśnił że jestem tu za jego pozwoleniem.
- Poznoj ty Aranalę i Hartra, maszyniści ci są doskonoli. Poznoli się na parowozie i są teraz szczęśliwą parą... hat, hat... W każdym rozie znają się oni na parowej sile jak nikt. Ona to mistrzyni jest przepustnicy, a on jest wirtuoz nastawnika.
- Nie przesadzoj tak Artar. - Wtrąciła skromnie Aranala - Po prostu dobrze mam idzie.
Mnie jednak rozmowa ta niespecjalnie interesowała. Prawdę mówiąc nie wiem czy zainteresowała by kogokolwiek kto znalazł się właśnie wewnątrz najnowocześniejszego pojazdu na świecie. Nie licząc oczywiście dawnych pojazdów człowieka. Kabina lokomotywy była niezwykle przestronna. Natychmiast zwrócił moja uwagę całkowity brak dostępu do tendra. Zanczyło to, że ta lokomotywa nie jest na węgiel ani drewno. Z paleniska wydobywało się jednak silne gorąco.
- Czym tu palicie, bo węgla ja tu nie widzę? - Zapytałem się.
- Olejem oczywioście. Tak rysowana jest przyszłość kolei.
- Ale olej bardzo drogi jest.
- Teraz w Kraju my rozpoczynomy wielkom kampanię rzepakowom. Oleju będzie pełno. Zresztą wystarczy wymienić tender i Strzała pomknie zarówno na wongiel jak i drewno. Nie tak szybko jednak.
- A jak szybko na oleju jedzie?
- Zobaczysz ty. - Przymrużył oczy i rozwarł z zadowoleniem pysk odsłaniając rząd krótkich zębów.

Następne kilkadziesiąt minut pokazywał mi wszystkie zawory, dźwignie i wskaźniki oraz objaśniał do czego służą. Nawet na zewnątrz lokomotywy musiał opowiedzieć o wszystkich rurkach, śrubach i nakrętkach. Dziwiłem się, że robi to tak chętnie, bo przecież w stosunku do Technikatu powinien być raczej nieufny. Oczywiście nie miałem najmniejszego zamiaru mu tego mówić i fotografowałem to wszystko jak leci. Krastan będzie zachwycony takimi zdjęciami. Zresztą pewnie nie tylko on.
- Jaką robotę ty właściwie tu robisz? - Zapytałem się w końcu.
- Jam jost konstruktorem tego cacka!
- To tyś jest Artar 660 "Kreatka", ten słynny kolejowy technik?
- Ano! - Widać było że rozparła go duma.
Nie miałem już żadnych wątpliwości że warto było tu przyjechać. Zrobiłem sobie z nim jeszcze kilka zdjęć i już chciałem iść, kiedy jeszcze Artar mnie zagadnął:
- Nie idź ty. Możesz być ty potrzobny jeszcze.
- A do czego to? - Zainteresowałem się.
- Za jakieś dziesięć minutów podojdź ty do namiotu sędziów. Zadowolony ty będziosz - Mrugnął okiem. - Niespodzionka taka!

Nie mając pojęcia co miał na myśli wspiąłem się z powrotem na wiadukt. Zastanawiałem się czy może znowu coś zjeść, jednak byłem zbyt podekscytowany by znowu coś przełknąć. Skierowałem się się więc do namiotu organizatorów. Ten elegancki, niebieski, ocieplany namiot został rozbity na jednym z pasów zamkniętej drogi przebiegającej po drugim moście. Dzięki sztywnemu stelażowi mógł zostać bez problemu rozłożony na asfalcie. Ze stalowego kominka leciał delikatny, siwy dym. Niezawodny znak, że w namiocie znajdował się przenośny piecyk dający sędziom i innym szychom życiodajne ciepło. Tak samo jak plebs grzejący się przy ogniskach oni też bez ciepła obyć się nie mogli. Rzuciłem okiem na swój termometr wskazujący wtedy 9 celsjuszów. Przy takiej temperaturze i w tym ubraniu mogłem chodzić przez parę godzin zanim całkiem opadłbym z sił. Gdybym w takiej sytuacji zasnął, zimna noc mogłaby sprawić, że nigdy już bym się nie obudził. Zbliżająca się zima uświadamiała jak ważny był transport kolejowy. Podróż w ogrzewanych wagonach była przyjemna i bezpieczna.
Oparłem się o balustradę i spojrzałem w dal żelaznej magistrali.
Zwykle po tej linii podążają dziesiątki składów z drewnem, olejem, żelazem i surowym plastikiem z południa. Setki lokomotyw przejeżdża tędy w ciągu roku dostarczając Technikatowi niezbędne zaopatrzenie. Wszyscy byliśmy od kolei silnie uzależnieni. Na czas wyścigu trasa ta została oczywiście wyłączona z ruchu, jednak o jej znaczeniu dobrze świadczyła gruba warstwa sadzy osadzona na moście. Dopiero wtedy zobaczyłem też, że balustrada jest tak samo mocno okopcona jak przęsło, co przypłaciłem umorusanymi na czarno rękawami płaszcza.

Nie spędziłem tam jednak zbyt wiele czasu, gdyż po chwili w poproszono mnie do namiotu. Wchodząc do środka wciąż próbowałem się oczyścić, jednak okazało się to całkiem niepotrzebne. Całe wnętrze było równie brudne co mój płaszcz. Składany stolik, kilka skrzynek robiących za siedziska, jak i sam materiał namiotu był pokryty kłaczkami sadzy, które przy byle dotknięciu rozmazywały się czarnymi smugami.
- Witam ja was. - Uchyliłem głowę - Co tutaj się stało? - Zapytałem z miejsca.
- Widzisz ty efekt rozpalania węglowego loka pod samą otwartą połą namiotu - odpowiedział jeden z siedzących przy stoliku lacerów - Wszystki dym z loka trafił właśnie tutaj...
Nie widziałem momentu rozpalania lokomotyw, jednak tłumaczy to czemu T135 stoi teraz z dala od mostu. Biorąc pod uwagę jaką ciemną masą potrafi on dmuchnąć po wrzuceniu nowej porcji węgla do pieca, wyobraziłem sobie popłoch jaki musiał tu wywołać kiedy stał bezpośrednio pod nami.
- Dlatego wąglowe lokomotywy to już przeszłość jost! - rozpoznałem natychmiast Artara Kreatkę siedzącego również przy stoliku.
- Nie bądź tego taki ty pewien. - odpowiedział mu inny - Tańszego opału to nie stoi.
- Zobaczycie wy jeszcze na co stać nosz specjalny olej!
- Nie przechwalajcie wy się znowu - wtrącił ciemny artilacer z końca stolika - Artarze, miałeś ty wyznaczyć kogoś na świadka wyścigu w swojej maszynie. - wskazał na mnie - Czy to on jest?
- Tak! - odpowiedział Atrar - On jechać może.
- Jak się zwie?
- Hah... A wiecie wy, że nie wiem... hat... hat... hat... Ale chyba nie stoi to przeszkodą?

Niemal podskoczyłem z radości. Więc to ja będę robił w Strzale za przedstawiciela Technikatu podczas wyścigu! Nie mogłem wprost uwierzyć! Myślałem, że na taką funkcję może się załapać jedynie któryś z sędziów. Ciemny artilacer natychmiast wstał i poprosił mnie abym wyszedł z nim na zewnątrz.
- Jak się zwiesz? - zapytał.
Natychmiast pokazałem mu swój służbowy identyfikator. - Z kim mam ja przyjemność? - spytałem się również.
- Palfa 820 saf Ktansztak, naczelnik kolei Technikatu. Wyjątkowy szczęściaż tyś jest.
- Wiem ja. - odparłem zadowolony.
- Tu chodzi o coś więcej, ja wytłumaczę tobie zaraz kwestię tą całą, chodźmy jednak my dalej od tego tłumu.
Odeszliśmy kawałek drogi od rejonu wyścigu, gdzie najprawdopodobniej nikt podsłuchać nie miał szans. Nieopodal znajdował się las, gdzie przycupneliśmy na przygotowanych do wywózki zrąbanych pniach. Palfa spytał się mnie od razu:
- Wiesz ty czemu on wybrał własnie ciebie?
- Nie. Spotkałem ja go ledwo kilkadziesiąt minut temu. Lokomotywę mi swoją pokazał, a teraz do namiotu mnie on poprosił.
- A wiesz ty, że on do tej chwili nikomu absolutnie loka swojego pokazać nie chciał? Nie zgadzał się na żadnego naszego przedstawiciela w Strzale podczas wyścigu. A ciebie wziął z miejsca nawet o imię twe nie pytając. Nawet zdjęcia tobie robić pozwolił.
- Pokazywał mi też do czego służą poszczególne części Strzały... - napomknąłem.
- Zapomnij ty o tym. Jak ja go znam, to naopowiadał ci on różnych głupstw, by nas zmylić. Spryciarz to pierwszego sortu jest. Zresztą jemu samemu bezczelnie udało się wyprosić u nas jazdę w kabinie stotrzydzieskipiątki, by podpatrzeć nasze ulepszenia. Na nic mu się to zda oczywiście, bo przerobiony jest układ wewnętrzny, więc nie wypatrzy on nic.
- Czyli chce on bym ja całkiem nie znając się na parowozach jechał w jego maszynie? Ukrywa on w ten sposób swe tajemnice?
- Pewnie tak, bo tajemnic ma on pełno. Ta maszyna robi wrażenie. Prawdopodobnie dokopał się on do jakieś unikalnej ludzkiej dokumentacji. Miej ty więc oczy szeroko otwarte i uszy czujne. Weź jeszcze mój aparat i rób zdjęcia dodatkowe. Każdy techniczny szczegół Strzały jest ważny. Dobre fotografie ja sowicie wynagrodzę.
- Szpiegiem mam ja zostać?
- Jakim tam szpiegiem... - przymknął sugestywnie jedno oko. - ledwie informatorem...
Dostałem jeszcze jeden, bardzo nowoczesny aparat i kilka kolorowych klisz dobrej jakości. Widać było, że na takich kwestiach nie było mowy o oszczędnościach. Z nową posadą "informatora" czułem się nieco nieswojo, jako że nigdy nie brałem udziału w podobnej akcji. Z drugiej strony jednak nie robiłem niczego nielegalnego. W końcu zdjęcia pozwolono mi robić i nic mi nie groziło.

Wróciłem wkrótce do oczekującego tłumu. Wyścig miał rozpocząć się już za niecałą godzinę, a skoro ja również miałem wziąć w nim udział, postanowiłem kupić sobie coś na zapas do jedzenia. Kiedy stałem w kolejce po ziemniaczane placki, podszedł do mnie jakiś niski, szarawy niskogenowiec i wcisnął mi do łapy zwitek papieru mrucząc coś niewyraźnie. Zanim zdołałem sie go zapytać o co chodzi, ten szybko zniknął w tłumie. Początkowo chciałem pójść za nim, jednak nie chcąc stracić miejsca w kolejce pozostałem w miejscu. Nie wiedząc zrobić z otrzymaną karteczką, wsadziłem ją do kieszeni i po dokonaniu zakupu poszedłem na bok by zobaczyć co to właściwie jest. Po rozwinięciu kartki zdumiałem się jednak srodze. Widniał na niej bardzo szczegółowy, ręcznie wykonany schemat kabiny Strzały, gdzie zaznaczono charakterystyczny zawór po lewej stronie kotła. Poniżej rysunku znajdował się, wykonany przy pomocy stempli uniwersalnych jasny komunikat:
ZAWÓR SPUSTOWY PARY KOTŁOWEJ - PÓŁ OBROTU W LEWO - PRĘDKOŚĆ SPADA O 1/3. Zrób to, Technikat wygra, Dziękujemy.
Zaniepokoiłem się bardzo. Gdybym użył tego zaworu, naraziłbym się na duże ryzyko. Tego rodzaju sabotaż łatwo przecież mógłby zostać wykryty, a ja byłbym jedynym podejrzanym. Nie miałem jednak pojęcia kto jest autorem tej wiadomości. Jeśli był to oficjalny rozkaz Technikatu, a ja zignorowałbym go - wpadłbym w niemałe kłopoty. Z drugiej strony na rozkaz tego typu raczej to nie wyglądało, bo nie miał żadnych oznaczeń, a tego u nas bardzo pilnują. Na wszelki wypadek postanowiłem nie wykonać instrukcji. Nie miałem najmniejszego zamiaru angażować się w takie brudne sprawki, a zawsze mogłem się wytłumaczyć, że byłem stale pod kontrolą i nie mogłem przekręcić zaworu.
Wkrótce kartka z dywersyjną treścią trafiła do ogniska. Stałem tak chwilę, patrząc się jak płonie. Żałowałem trochę tego doskonałego rysunku, ale lepiej by było gdybym nie miał przy sobie podobnych rzeczy.

Nie zostało mi już zbyt wiele czasu. Wróciłem zatem z powrotem do czekających lokomotyw. Obydwa pojazdy wyjechały częściowo spod wiaduktów stając przed prowizorycznymi semaforami zbudowanymi na bazie dawnych trakcyjnych słupów. Na razie ramiona sygnalizatorów pozostawały w dole, ale sterujące nimi cięgła poprowadzone do stanowiska sędziów niebawem miały to zmienić. Pokręciłem się przy maszynach jeszcze trochę przyglądając się personelowi technicznemu robiącemu ostatnie oględziny taboru, kiedy znowu natknąłem sie na Kreatkę.
- I jokie wrażenia? To ci niespodzionkę zrobiłem, co? - Zagaił konstruktor
- Szczęśliwy jestem ja naprawdę! - Odparłem ze szczerością. - Nigdym ja by się tego nie spodziewał!
- Wsponiale więc! Wrażeń z pewnością będziesz ty mioł aż nadto... hat... hat... - Zaśmiał się. - Ale musisz się tu wpisoć na ten kwit. Formolność to taka.
Wyciągnął z kieszeni złożoną karteczkę i przekazał ją mi. Z jej treści wynikało, że mam w lokomotywie nic nie dotykać i bezwzględnie słuchać maszynistów. Za każdą niesubordynację mogłem zostać pociągnięty do odpowiedzialności. Jeśli miało by to wpływ na wynik wyścigu, zostałbym sądzony o sabotaż przemysłowy, co byłoby bardzo poważnym przestępstwem wedle Krajowego prawa, wedle którego byłbym wtedy sądzony. Za to groziło nawet wieloletnie niewolnictwo. Miałem opory przed postawieniem tutaj swojego znaku, ale z drugiej strony taka forma zabezpieczenia się z jego strony nie była niczym dziwnym. Poza tym nie miałem najmniejszego zamiaru stracić okazji na przejazd Strzałą. Podpisałem się więc i postawiłem węglowy odcisk łusek drugiego palca, zgodnie ze zwyczajem Technikatu. Oddałem dokument Kreatce, który schował go do kieszeni i podziękował.
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: Na wszech parach cz.1
Wysłano: 18.12.2016 10:05
husky / wilk
Anthro

Bardzo ciekawa stempunk - owa historyjka ;-)k

+ Motyw rywalizacji bogatych patrycjuszy na polu kolejnictwa

+ Zdolny wysłannik (szpieg?) jako narrator, ale troszkę przesada z opisami (tylko troszkę ;-)k )

+ bardzo dobre uwiarygodnienie języka mówionego.

Są drobne błędy :rollk: - ale zawsze się jakieś schowają podczas sprawdzania 8-)k

Czekam na ciąg dalszy

0
(+0|-0)
Opowiadania: Na wszech parach cz.1
Wysłano: 24.12.2016 0:10
Pantera
Zmiennokształtny
Dawno nic tu nie czytałem i postanowiłem kliknąć skuszony tytułem.

Są parowozy i jest zaczątek historii która może się rozwinąć w ciekawym kierunku, na pewno chętnie przeczytam kolejne części.
Imiona są wzięte od nazw i numerów pociągów? Tak coś mi brzęczy ale nie wiem gdzie.
Jak zauważył trajt postarałeś się z językiem czyli nie będę z nudów pomijał dłuższych dialogów :-Pk

Ogólnie plusik, gorąca herbatka i czekamy na więcej. :-)k

0
(+0|-0)
Opowiadania: Na wszech parach cz.1
Wysłano: 28.12.2016 10:11
Wilk
Anthro
Jejjj jaszczurki! :lolk:

Post apokaliptyczny świat zamieszkany przez Reptalian, którzy pogubili swoją technologię i muszą korzystać z ludzi. Nie wiem Trajt gdzie ty tu widzisz Steampunk poza parowozami.

Fajnie pokazany problem potrzeby dogrzewania się przez istoty zmiennocieplne.

Jaszczurki porozumiewają się językiem a la Yoda pomieszany z Kalim.

Jest parę pierdół do których można się przyczepić. Na przykład mżawka sycząca w ognisku, ale że jest tuż po świętach to darujmy sobie to.

Przesady w opisach nie zauważyłem. Tekst się czyta się dobrze.

Co do parowozów, Strzała kojarzy mi się z polskim Pm36-1 i obstawiam, że to jest jej pierwowzór. T135 natomiast może być dowolną randomową konstrukcją. Google o takim cudzie nie słyszało, a przynajmniej nie na 1 stronie wyników.

Ciąg dalszy dostępny na DA, wyskakuje na pierwszej stronie Googla po wpisaniu „parowóz t135”

Mnie osobiście ta historia nie urzekła, jak znajdę chwilę zajrzę do reszty.

Pozdrawiam. :-)k