Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: SilverPaw: Opowieści z Endrenu : Cienie Przeszłości Rozdział 1 Początek Part I  
Autor: SilverPaw
Opublikowano: 2017/5/23
Przeczytano: 665 raz(y)
Rozmiar 43.63 KB
0

(+0|-0)
 
Uwaga! Tekst zawiera śladowe ilości wulgaryzmów, seksizmu, przemocy, drętwego humoru, oraz elementów gore. Jest to nieodpowiednie dla osób młodszych i/lub wrażliwych. Mam nadzieję, że się spodoba, co jakiś czas będę wrzucał kolejne części.
Have fun :-Dk

Tytuł: Opowieści z Endrenu : Cienie Przeszłości

Jest rok 3853 trzeciej ery. Endren jest ostatnim na świecie państwem monarchistycznym. Pod rządami Amandy, królestwo bardzo szybko wyszło z zacofania, a nawet przegoniło większość krajów sąsiednich. Oczywiście nie wszyscy byli zadowoleni z tej sytuacji, głównie sąsiednie kraje które Endren przerósł, ale reputacja Amandy i najlepsza armia świata, nie dawały im szans na jakiekolwiek głupoty. Wszystko zaczyna dość niespodziewanie. A od czego, tego zaraz się dowiecie.

Rozdział 1
Początek

Był to wczesny ranek, bardzo chłodny mimo tego iż była to już końcówka wiosny. Środek czerwca. Słońce dopiero leniwie wychyliło się zza horyzontu. Liżąc swymi jeszcze bladymi promieniami cały krajobraz. Jedni się budzą, a inni idą spać, jak na przykład królowa Amanda. Pewnie pomyślicie że była to typowa królowa, taka jak wszędzie. Z pewnością wyobrażacie ją sobie jako średniego wzrostu kobietę, wiecznie ubraną w jakąś niemożliwie drogą suknię i tak dalej. Jednak, to nie jest historia jak inne, więc i królowa jest inna. Amanda, powiedzmy sobie to szczerze, nie była normalna. Nie w powszechnie przyjęty sposób. Należała ona do wymierającej rasy Niebian Królewskich, zwanych również Niebianami Wysokiego Rodu. Była bardzo wysoka, mierzyła ponad dwa i pół metra, drobna postura nie była niczym dziwnym, wszyscy niebianie byli takiej budowy. Miała niewielki nos, usta pozbawione warg, oraz długie spiczaste uszy, a oczy były głęboko osadzone, uwodziły nie naturalną pięknością turkusu, skórę miała bardzo bladą, jak większość jej pobratymców. Skrzydła, czyli najważniejsza część ciała dla każdego niebianina, były lekko niebieskawe, dawniej szafirowe lecz z czasem pióra wyblakły, upływ czasu nie był dla nich łaskawy. Ich łączna rozpiętość wynosiła sześć metrów z okładem, siła nośna czterysta kilogramów. Włosy miała długie ułożone w jej klasyczną fryzurę wysoko upięty kucyk i grzywka zachodząca na lewe oko, styl ten była bardzo popularny wśród nastolatek, tak zwana “kita władcy”. Jej czupryna była wielobarwna, a dokładniej we wszystkich kolorach tęczy, układały się pasmami, od prawej były czerwone, pomarańczowe, żółte, zielone, niebieskie, indygo i po lewej stronie głowy fioletowe. Jej córka zmierzała właśnie do gabinetu, nazywała się Kenra, była przedstawicielką rasy koto ludzi, czyli khatonką. Tak, była adoptowana. Długi ogon, kocie uszy, futro, i tak dalej. Miała ciemno rude włosy, futro było w kolorze słomy w czarne cętki, na brzuchu, szyi, wnętrzu dłoni futro było białe. Klasyczne umaszczenie geparda, można nawet powiedzieć, że podręcznikowe. Końcówki uszu i palców były czarne, podobnie jak ogon. Łapy były silne i mocno umięśnione, oraz dobrze zbudowane, grube szare poduszki ukryte były częściowo w białej sierści, gdyby nie obuwie i specjalne skarpetki, to można by było jeszcze zobaczyć pokaźne pazury. Podobne, lecz drobniejsze, zdobiły jej dłonie, miały wiele zastosowań, od drapania, poprzez otwieranie kopert i paczek, po otwieranie zamków i na wyrządzaniu krzywdy kończąc. Właśnie zbierała się do szkoły, ubrana była w jeansy, zwykłą białą koszula z długimi rękawami i niewielkim dekoltem, oraz cichobiegi, a przez ramię miała przerzuconą torbę z dokumentami i paroma innymi drobiazgami. Te cichobiegi były specjalną odmianą obuwia przystosowaną do łap, w Endrenie niezwykle rzadko występowali khatoni, w całym kraju mogło ich być z dwustu. Oczywiście zanim wyjdzie do szkoły, wypadało by pożegnać się z Amandą, więc nie zwlekając ruszyła do pokoju matki. Tak jak większość władców, Amanda mieszkała w zamku, budowla ta liczyła sobie kilka mileniów, pamiętała jeszcze czasy kiedy rządziły smoki, więc większość głównych korytarzy były sporych rozmiarów. Spytacie się gdzie to zmieścili, cóż sprawa jest tu dość zagmatwana, ponieważ zamek wybudowano we wnętrzu góry. Ale nie byle jakiej, tylko we Wielkiej Iglicy. Najwyższy szczyt Endrenu, no dobra drugi najwyższy szczyt, prawie pionowe zbocze. Najniższa kondygnacja znajdowała się ponad cztery kilometry od ziemi, lub do ziemi, zależy z której strony się patrzy. Najwyższa, czyli sypialnia i pokój dzienny królowej, wznosiła się ponad jedenaście kilometrów nad ziemią. Na tych wysokościach było zimno, oraz powietrze było rozrzedzone, to jednak nie sprawiało problemów. Urodzeni na podobnych wysokościach niebianie byli przystosowani do oddychania w tych warunkach. Zresztą cały zamek otoczony był magiczną barierą, dzięki której nawet ludzie mogli bez przeszkód tam oddychać. Zamek pamiętał kilka rozbudowań, najpierw powstała dolna część zamku, reszta została stworzona przez niebian królewskich. Więc tamtejsze korytarze był znacznie mniejsze, przez co zmieściło się tam więcej pomieszczeń. Pomiędzy kilometrami były tak zwane “metki”, czyli kolejny labirynt pomieszczeń i korytarzy. Kenra, pospiesznie weszła do pokoju Amandy, było to spore pomieszczenie w kształcie prostokąta, szeroki i przestronny, a i na tyle wysoki by nie miała problemów z poruszaniem się. Ściany były z naturalnej skały tej góry, biały obsydian, wypolerowano go jednak na błysk, sufit wzmacniały belki stropowe z czarnego drzewa. Źródłem światła były głównie wielkie okna, przez które wpadało to mnóstwo światła jednak kiedy nastała taka potrzeba można było włączyć sztuczne oświetlenie. W tym wypadku były to proste lampy osadzone na ścianach, imitowały kształtem lichtarze, a żarówki wyglądały jak świeczki. Naprzeciwko wejścia znajdował się spory balkon, ulubione miejsce Amandy na spędzanie wieczorów. Oczywiście z butelką przedniego samogonu. Wystrój pomieszczenia był raczej skromny, pod ścianą od strony drzwi znajdowały się trzy spore szafy, bardzo toporne wykonane z dębu okute stalą, nie były zbyt ładne. W szafach były głównie dokumenty, oraz prywatne zasoby alkoholu Królowej. Na tej obok drzwi znajdowała się tarcza do rzutek, choć Amanda nie używała przepisowych rzutek tylko ciężkich noży, przez co drzwi szafy były nieco “przyozdobione” dziurami. Okna zasłonięte były długimi firanami, sięgały podłogi, i były najpewniej najdroższą częścią wyposażenia jej gabinetu. Zasłony w gruncie rzeczy to były ciężkie kawały czarnej tkaniny, Amanda lubiła siedzieć po ciemku. Drewnianą podłogę przyozdabiał puchowy dywan, który pasował jak pięść do nosa. Kolorystyka pomieszczenia raczej była ciemna, szafy były bejcowane na ciemny kasztan, podłoga była wykonana z palisandru, nawet firany były ciemne. Ten dywan był w kolorze kremówki, aż oczy bolały od tej różnicy w kolorystyce. Najważniejsze było jednak biurko Królowej, wielgachny kloc drewna wzmocniony stalą, jak zawsze zasłany papierami oraz pustymi butelkami po alkoholu. Zastała ją tam to prawda, ale w jakiej pozycji. Królowa siedziała na krześle biurowym, nogi miała na biurku, głowę miała wspartą na ramieniu. Do tego jeszcze chrapała tak głośno, że szyby w oknach aż wibrowały. Tęczowe włosy miała w kompletnym nieładzie, zresztą żadna nowość, Amanda rzadko przejmowała się swoim wyglądem. Jednak bardzo o niego dbała, naturalnie wyglądała, by nie przesadzić, jak bóstwo, tylko często brakowało jej czasu, by doprowadzić się do porządku. Natura była dla niej niezwykle łaskawa, niebianie królewscy, niezależnie od płci, wyglądają bardzo ładnie, ona była tylko potwierdzeniem tej tezy. No niestety, rzadko miała okazję porządnie się wyspać, ostatnio miała dzień zawalony papierkową robotą, taką cenę się płaci za władzę. Świadczyć o tym może najlepiej jej ubiór, szorty sięgające kolan w kolorze khaki, biały podkoszulek, oraz obcisły doskonale przylegający do ciała czarny kostium. Zakrywał obie ręce, tułów, całą szyję oraz nogi do kostek, no i jeszcze skórzana rękawica na lewej dłoni. Ta rękawica była podręcznikowym przykładem rękawicy wojskowej, wykonana z mocnej skóry ze stalowymi wzmocnieniami na kostkach. Zawsze khatonkę ciekawiło ją jak ona to zakłada, oraz skąd to ma. Materiał był przyjemny w dotyku i przywodził na myśl jedwab, był on jednak gęstszy, okrywał ciało w stopniu mistrzowskim. Kostium wyglądał jakby był stworzony z jednego kawałka materiału, Kenra nie raz widziała Amandę ćwiczącą w tym stroju, i to cholerstwo nie miało nigdzie śladów łączenia. Zero szwów, brak jakichkolwiek guzików, zamków, czy czego tam jeszcze można użyć do połączenia materiału. Ciekawiła ją też sama struktura materiału, mimo iż całkowicie przylegał do ciała, to nie eksponował jej kształtów, nie podkreślał linii mięśni i wyrzeźbionego ciała, oraz całkiem obfitej kobiecości. A skoro przy jej walorach jesteśmy, to warto zaznaczyć, że nawet podczas najbardziej karkołomnych wyczynów wszystko zostawało na swoim miejscu. Amana nie nosiła biżuterii, no chyba, że nieśmiertelniki to biżuteria, to w takim wypadku ją nosiła. Te nieśmiertelniki miały już swoje lata, były w standardowym kształcie, prostokąt o zaokrąglonych rogach, teraz jednak jak prostokąt to nie wyglądały. Były pogięte, posiadały parę przestrzelin, oraz brakowało niewielkiego kawałka na dole. Napisy były już nieczytelne, były tak starte, oraz pokryte warstwą patyny. Łańcuszek prezentował się znacznie lepiej, choć też nosił ślady uszkodzeń. Oprócz nieśmiertelników nosiła także prosty naszyjnik wykonany z metalowego pierścienia, wewnątrz niego wykonano misterną pajęczynkę z kolorowych drucików. Zamiast na łańcuszku wisiał na rzemieniu. Przykład dokładnego rzemiosła. Naszyjniki nie wydawały się tylko ozdobą, raczej pełniły jakąś ważną funkcję, bo Amanda się z nimi nie rozstawała.. Podeszła do niej powoli, uważnie stawiała każdy krok, upewniła się, że pazury są ukryte, wtedy dopiero położyła dłoń na ramieniu Amandy i delikatnie nią potrząsnęła.
-Mamo, obudź się, już ranek!.- Powiedziała radosnym tonem, na próżno, Królowa przeniosła tylko głowę z lewego ramienia na prawe, pomrukując tylko, z ust spływała jej strużka śliny. Spojrzała w dół, pod biurko, leżało tam od zarąbania pustych puszek po napojach energetycznych, widziała też kilka butelek po spirytusie.
-Mamo! Obudź się do cholery!- Warknęła, szarpiąc ją z całej siły. Wiedziała, że subtelność przy stalowym śnie Amandy nie zda się na wiele, tu trzeba było nagłego szoku, tak by się obudziła. To dopiero odniosło skutek, trochę niezamierzony, ale co tam, bynajmniej się obudziła. Po tym gwałtownym szarpnięciu, Amanda natychmiast wyprostowała nogi i wykonała potężny zamach prawą ręką. Kenra natychmiast odskoczyła do tyłu, dłoń obudzonej śmignęła jej tuż przed twarzą. Poczuła jej palce na swoim nosku, zapomniała o długości jej rąk, gdyby była o krok bliżej zarobiłaby fangę w łeb. Pokręciła różowiutkim nosem i jeszcze się cofnęła, to nie był koniec. Krzesło nie wytrzymało i przewróciło się, Królowa ciężko upadła na podłogę zamiatając przy okazji połowę rzeczy z biurka. Papiery zawirowały w powietrzu niczym opadające liście, rozsypały się po całym gabinecie, zasypując niemalże równą warstwą całą podłogę. Krzesło upadło niefortunnie i wykrzywiło jej boleśnie skrzydło, Amanda warknęła coś nieartykułowanego, zbitka zbyt szybko wymawianych przekleństw oraz parsknięć. Szybko zrzuciła z siebie krzesło i potarła obolałe skrzydło, rozprostowała je i złożyła, imponująca kończyna, skrzydło o długości trzech metrów, miało wielką powierzchnię, a upierzenie było gęstsze od futra Kenry. Szkoda, że obecnie nie wyglądały tak imponująco jak dawniej, niegdyś musiały wyglądać pięknie, pewnie zapierały dech w piersiach.
- Ile razy mam Cię prosić, byś tak nie robiła?! No ile?!- Była zła i to bardzo, mimo widocznego i słyszalnego zmęczenia głos miała dalej potężny, oczy Amandy były mocno podkrążone, ostatnio kiepsko sypiała. Kenra uśmiechnęła się niewinnie, ukazała szereg długich białych ząbków, które byłyby w stanie pozbawić kogoś kończyny, naturalne przystosowanie. Mogła minimalnie przegiąć, niewyspana Amanda była upierdliwa. Czasami się wydawało, że w jej żyłach płynie tylko kofeina i gorzałka, potrafiła wtedy chodzić jak nakręcona przez parę godzin, ale jak zmęczenie jej już siadło, to na całego. Padała na ziemię nawet w najbardziej niespodziewanych momentach, jakby jej ktoś zasilanie odłączył.
-Czego się szczerzysz, chcesz żebym na zawał zeszła, w mordę pięć dni bez snu, a Ty mnie budzisz! A miałam taki piękny sen.- Odparła jej matka, ciągle wnerwiona, odetchnęła i strzeliła stawami, odpowiedziała jej salwa stawowa, brzmiało to jak łamana gałąź. Przetarła oczy i usiadła na biurku, powoli powiodła wzrokiem po pomieszczeniu, widziała tylko syf, dokumenty wszędzie, butelki i puszki tworzyły już monolity modlitewne dla skrzatów. Zapowiadało się długie porządkowanie, zamrugała po czym wyjrzała przez okno, mruknęła coś do siebie i spojrzała na Kenrę.
-No więc, po co mnie obudziłaś?- Spytała się w miarę spokojnie, strzelając palcami, rozmasowała podstawy skrzydeł, powinna częściej ich używać.
-Dzisiaj są egzaminy końcowe, w szkole i chciałam się pożegnać.- Amanda jeszcze zaspana z trudem kojarzyła co do niej się mówi. Zmrużyła oczy i uniosła brwi.
-Zaaaraz, przecież Cię nie wygnają, to się tyczy tylko niebiańskich szkół latania.- Kenra spojrzała na matkę, i podniosła obie brwi tak wysoko, jak to było tylko możliwe. Amanda jak była zaspana, lub była na granicy snu, to zdarzało jej się powiedzieć coś dziwnego, coś od czapy. Jakieś urywki zdań wyrwane z kontekstu, bądź mówiła coś będąc przekonaną, że jest gdzieś indziej, i to jeszcze w innych czach.
-Eee chyba coś ci się pomieszało. Jakie wygnanie?- Królowa przez chwilę, zastanawiała się nad tym co usłyszała i nad tym co powiedziała, po czym uderzyła się w czoło i przeciągnęła otwartą dłonią po twarzy.
-W mordę, zaspana jestem nie myślę jasno. Czeeekaj, chcesz mi powiedzieć, że mnie obudziłaś tylko po to by się pożegnać? -Przymrużyła oczy i spojrzała na nią z wyrzutem. Kenra zaprzeczyła kręcąc głową, budzenie Amandy bez powodu to proszenie się o potężnego guza.
-Nie, gdzie tam, zaraz po egzaminach powłóczę się trochę po mieście. A i jeszcze jedno, jakiś list wygląda na nieoficjalny.-. Amanda wyszarpała ze złością list i przyjrzała mu się, list jak list, biała koperta z adresem odbiorcy. Wystarczyło jednak spojrzeć na znaczek, tego nie nadano z Trydum.
-Hmm, nadano z Northgate. W cholerę daleko, kto miałby to niby....- Wstała gwałtownie prawie wywracając się przy tym, otworzyła jedną z szuflad, i wyjęła sporą zgrzewkę napojów energetycznych, firmy Power Breaker, dziesięć gram czystej kofeiny na puszkę, pijesz na własną odpowiedzialność. Prawie stanęła na rozbitej butelce, udało jej się ją jednak ominąć, i na pewno nie była to świadoma decyzja, czysty fart. Podsunęła sobie nowe krzesło i usiadła na nim, rozerwała kopertę i wyjęła z niej list. Przebiegła po nim wzrokiem, odkaszlnęła i zaczęła czytać.
-Pozdrowienia z Northgate, niech twój lot trwa długo i niech zawsze sprzyja ci wiatr. Mam złe wieści, cel nie został odnaleziony, Ja z Sarą musimy wrócić do Endrenu, wyczekuj nas w wiosce Arkana, najlepiej w gospodzie pod rozszalałym smokiem, w Ostatni Dzień Dawnej Chwały. Nathaniel zostaje i dalej szuka. Mam nadzieje, że wszystko u ciebie w porządku. P.S. Wszystkiego najlepszego, Cieniu. Zack Stranger.-
Uśmiechnęła się, i zaśmiała lekko, odrzuciła włosy do tyłu i przyłożyła do ust trzecią puszkę napoju energetycznego. Upiła łyk i skrzywiła się czując smak napoju, słodko cierpki smak owoców, przetarła oczy, sen wciąż natarczywie nachodził jej głowę.
-Jak słodko że pamięta o mnie. A byłam pewna że zapomni.- Odparła, wzięła kolejny łyk, ponownie się skrzywiła, spojrzała na puszkę i wystawiła język, pokręciła głową i wypiła ją do końca na jeden raz. Puszka ze świstem wpadła do kubła na śmieci, mimo olbrzymiej dawki kofeiny, Amanda ciągle była na granicy zaśnięcia. Wydobyła czwartą i opróżniła ją na raz, zgniotła o głowę i tak jak poprzednie wrzuciła do kosza, który był na drugim końcu pokoju. Amanda była mistrzem rzucania i trajektorii. Kenra ciągle przyglądała się matce z podejrzliwością, jaki cel? Kim był autor listu i kim byli pozostali ludzie wymienieni w nim? I najważniejsze, czym do diaska był ten Ostatni Dzień Dawnej Chwały? Chciała poznać odpowiedzi jak najszybciej, jakby przeczuwając to Amanda odezwała się grobowym głosem.
-Idź lepiej do szkoły, bo się spóźnisz.- Chciała już za protestować, powstrzymała się, z Amandą lepiej się nie wykłócać, potrafi dobić każdego odpowiednią ripostą. Zresztą była strasznie uparta, więc nawet kłótnia nic by nie dała. Kenra z rozczarowaniem westchnęła, nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz Amanda coś przed nią ukrywa, jak tylko sięgała pamięcią, zawsze chciała poznać przeszłość swojej matki. Jednak ta ją zbywała mówiąc że, "to dawne dzieje" i "przeszłości się nie rozpamiętuje" lub po prostu nie odzywała się. Nie oznacza to że dała za wygraną, wręcz przeciwnie, motywowało ją to by dalej węszyć. Nie raz przez tą ciekawość, doprowadzała matkę do furii, a jakby nie patrzeć denerwowanie jej to zły pomysł. Zdenerwowana była kompletnie nieobliczalna, wielokrotnie okładała pięścią rozmaite przedmioty by się rozładować, a ściany z trudem to wytrzymują. Co naprowadziło młodą khatonkę na pewien trop, przecież nie każdy potrafi wgnieść ścianę z czystego białego obsydianu, a ta skała nie należała do miękkich.
-Jak wrócisz, to Ci wyjaśnię, bo teraz jestem zbyt śpiąca, i nawet kofeina mnie nie rusza, za stara jestem na takie coś.- Ziewnęła przeciągle, Kenra była w stanie zobaczyć całe uzębienie Amandy oraz jej migdałki, musiała jej przyznać jedno, miała imponujące zęby. Nie wiedziała jak wygląda uzębienia innych niebian królewskich, ale to od Amandy było podobne do tych które sama miała. Była khatonem, naturalnie dostosowana do polowań, i do spożywania mięsa, ostre i solidne kły, potężne siekacze, zęby drapieżnika.
Amanda też miała zęby jak u drapieżnika, kły nie były tak wielkie, ale większe niż u ludzi, była pewna, że bez problemu poradziły by sobie z surowym ochłapem mięsa.
Wstała z krzesła, i lekko chwiejnym krokiem ruszyła w stronę sypialni, niestety nie było dane jej tam dojść, tuż przed drzwiami po prostu zasnęła i padła twarzą wprost w objęcia miękkiego dywanu. Nim upadła to już pogrążona była we śnie, kiedy tylko upadła zaczęła chrapać, bardzo głośno chrapać. Kenra uśmiechnęła się, zawsze bawiło ją w jakich pozycjach jej matka potrafi zasnąć, raz zasnęła na składanym krześle, i tak się wierciła że się złożyło. Spojrzała na zegarek, za piętnaście siódma, ma jeszcze sporo czasu. Korzystając z okazji, i chwilowej niedyspozycji Królowej, podniosła list i przyjrzała mu się, niestety nic z niego nie rozumiała, był napisany w jakimś dziwnym języku, litery przypominały runy i nie miały dla niej żadnego znaczenia, odłożyła list na miejsce i opuściła pomieszczenie. Windą powietrzną dostała się na czwarty kilometr, czyli taki przedsionek zamku, spora sala z kolumnami, mające dwadzieścia pięć metrów wysokości, była to dawna sala tronowa, teraz głównie robiła za plac ćwiczeń żołnierzy. Sklepienie było strzeliste, ozdobione starymi, lecz wciąż ładnymi płaskorzeźbami, przedstawiały smoki i niebian. W zamku były trzy takie windy, oprócz nich rozciągały się też setki metrów korytarzy, nie każdemu starczało jednak cierpliwości na wspinanie się jedenaście kilometrów wzwyż. Te korytarze stworzyły smoki, to to one ich niegdyś używały, niebianie królewscy wybudowali windy dla ułatwienia poruszania się, praktyczne i na tyle wielkie, że mogły też przemieścić smoka. Ich zasada działania była banalnie prosta, platforma posiadała setki drobnych glifów od spodu, wchodząca osoba aktywowała zaklęcie prostą myślą, wystarczyło pomyśleć “chcę na ósmy kilometr”, a winda tam się udawała. Działało to też na mety, bardzo praktyczny i szybki sposób podróżowania. Glify były już bardzo stare, ale pieczołowitość z jaką je wykonano, dawała pewność, że wytrzymają drugie tyle. Mogła iść normalnie, czyli musiała zejść z góry, jedyną drogą prowadzącą w dół i górę równocześnie była stara droga wykuta w zboczu góry. Następnie musiała jakimś cudem dostać się do miasta, a do niego był kawałek, czyli jakieś dwadzieścia kilometrów. Po co iść normalną drogą, jak można szybciej? Wystarczyło iść przez ogród, który znajdował się na sporej kamiennej półce, przejść przez wielki sad, na samym jego końcu znajdowała się altana, a za nią stalowa linka do zjazdów na tyrolce. Miała ona długość wielu kilometrów, jakim cudem ona była napięta, nie wiem ja tu tylko pracuję. Ale spróbujcie sobie wyobrazić zjazd po takiej lince, będziecie tak zapierniczać że wam łby pourywa. I był to najszybszy sposób na dostanie się do miasta Tallus. Miało to jednak parę wad, coś podczas zjazdu mogło uderzyć w zjeżdżającego, a to by bardzo bolało, poza tym wiszenie na jednej ręce, przy tej prędkości i wysokości to zły pomysł. Jednak Kenra niezbyt przepadała za BHP, i bezpieczeństwem (podobnie jak matka, dziwne, nie były spokrewnione, a były bardzo podobne). Sprawdziła czy wszystko zabrała, po krótkiej kontroli zabezpieczyła "haczyk" na lince. Właściwe było to proste urządzenie, trzy kółeczka, dwa na górze jedno na dole, połączone za pomocą dwóch płytek metalowych w kształcie trójkąta, uchwyt stanowił metalowy trójkąt obłożony miękką gąbką. Z pewnością nie był to najbezpieczniejszy sposób na dostanie się do miasta, ale z pewnością najszybszy. Chwyciła haczyk i odepchnęła się od ziemi, przeszedł ją lodowaty dreszcz gdy znalazła się w powietrzu cztery kilometry od ziemi, gdyby się puściła czekałby ją dłuuugi lot w dół, który zakończony był by rozsmarowaniem się o ziemię. Zacisnęła dłoń na uchwycie, aż knykcie jej pobladły, (niezbyt widocznie, futro co jak co ale ukrywać skórę to potrafi). Rozpędziła się błyskawicznie, pęd powietrza zatykał jej uszy, Kenra mimo raczej przeciętnej budowy ciała, była nieprzeciętnie silna, wiele trenowała, dźwigała ciężary. Wskutek czego potrafiła na jednej ręce wisieć całymi godzinami, nie dziwcie się że nikt z nią nie chciał siłować się na ręce, wszystkich pokonywała. Ślizg zawsze trochę trwał, z mimo łzawiących oczu spojrzała na miasto, widziała wielką kolorową plamę, otarła łzy wolną ręką i jeszcze raz spojrzała na Tallus. Uśmiechnęła się widząc tą olbrzymią metropolię która była większa niż niejedno państwo. Przeszedł ją lodowaty dreszcz, mimo futra cięło chłodem, pęd powietrza tylko przyspieszał wychłodzenie organizmu. Pożałowała, że nie zabrała ze sobą wierzchniego odzienia, jakiejś bluzy czy lekkiej kurtki. Skupiła się, przejażdżka dobiegała końca. Po chwili zobaczyła wieżę, oznaczało to, że zaraz będzie koniec kursu. Wieża ta miała siedem metrów wysokości, zbudowana była ze stalowych belek, podstawa była prostokątna i zwężała się ku górze, na wysokości pięciu i pół metra znajdowała się platforma, wyłożona miękkimi materacami, Amanda nazywała je “chmurowymi” materacami, mówiła że to dzięki technologii jej pobratymców były tak wyjątkowe. Były pierońsko miękkie, i bardzo dobrze amortyzowały upadek, nawet zeskoczenie na nie z dziesięciu metrów nie było odczuwalne. Pozostałe półtora metra, stanowił wysięgnik do którego przymocowano linę, na której zjeżdżała. Zbliżała się do końca, jeszcze chwila, jeszcze moment, tuż przed końcem liny puściła się i wylądowała na platformie, niestety źle wyliczyła chwilę i ze sporym impetem uderzyła ręką w stalową platformę. Przetoczyła się po miękkich materacach, i zatrzymała się, dopiero teraz poczuła ból strzaskanego ramienia. Skrzywiła się, zaciskając zęby, poruszała ręką, kolejna fala bólu zalała ją gdy odchyliła ją do tyłu. Miała spore problemy z poruszaniem całą lewicą, szczęście że była praworęczna bo na egzaminie miałaby przerąbane. Wstała ciągle się krzywiąc, ból rozchodził się od łokcia, którym walnęła, do palców i w drugą stronę, do ramienia. Miała problem z pełnym wyprostowaniem stawu najpewniej w wyniku uderzenia, oby. Z torby zdrową ręką wyciągnęła leki przeciwbólowe, zażyła dwie tabletki i popiła wodą, minie trochę czasu zanim zaczną działać. Podeszła do linki i zdjęła z niej hak, schowała go w torbie, pokręciła głową. Spojrzała na wyświetlacz telefonu, dziesięć po siódmej, kiedy zleciało jej te dwadzieścia pięć minut?. Zeszła z wieży po blaszanych schodach, środki powoli zaczynały działać, ból zmalał, jednak ciągle był odczuwalny. Przeklinała swoją głupotę, tyle razy Amanda ją uczulała by ostrożnie z tego korzystała, cieszyła się, że skończyło się tylko na strzaskanym łokciu, mogła przecież rozbić sobie głowę. Potarła łokieć, czuła powstającego guza, śliwa jak się patrzy, pewnie kolor i wielkość też będą podobne. Zacisnęła i rozprostowała palce, skrzywiła się czując ból, leki na szczęście były dość silne i szybko działały, za parę minut nic nie będzie czuła. Spacerkiem ruszyła w stronę szkoły, miała jeszcze sporo czasu, więc nie musiała się spieszyć. Dzielnica Handlowa, jak sama nazwa mówi, była sercem wolnego handlu. Sklepików, straganów, targów, galerii, było tu tego mnóstwo, można znaleźć tu także sporą ilość kawiarni, w skrócie, było to miejsce gdzie czas wolny spędzało dużo ludzi. Architektura była niezwykle ozdobna, szyldy, graffiti czy inne reklamy, same budynki także były wystrojone, fasady budynków aż ociekały rozmaitymi ozdobami. Od najprostszych, po te wyszukane, niektóre nawet posiadały freski. Miała teraz okazję przemyśleć wydarzenie z ostatnich dni. Po pierwsze, Amanda znacząco za mało śpi, po drugie coś ukrywała, ale co? Miała przeczucie że było to coś ważnego, coś czego nie powinna wiedzieć. Dodatkowo ten list, napisany przez niejakiego Zacka Strangera, kim on był, i co go łączyło z jej matką. Co jeszcze Amanda przed nią ukrywała? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi. Rozejrzała się by sprawdzić gdzie jest, znajdowała się niedaleko szkoły, tuż przy kawiarni Paoli, wpadnie tu po egzaminach. Ktoś z tyłu wołał ją odwróciła się i spostrzegła swoją przyjaciółkę Kasię. Była ona człowiekiem, tak samo jak Kenra chodziła na studia pedagogiczne, znały się jeszcze z podstawówki, no i były najlepszymi przyjaciółkami. Znacznie różniły się od siebie, Kenra była raczej realistką, poukładaną i w miarę spokojną. Kasia za to była marzycielką, imprezowiczką, dodatkowo czasem zachowywała się dziwnie, prawie cały czas się uśmiechała, nie raz khatonce wydawało się że Kasia ma nie po kolei w głowie. Poczuła wibrację, wysunęła telefon z kieszeni i przyjrzała mu się, to była wiadomość od Amandy,
-Wypożycz sobie książkę, Oni tego dokonali : Bohaterowie Endrenu Tom 6 wydanie 3 uaktualnione. Tam coś powinnaś znaleźć. Powodzenia na egzaminach.-
Kenra schowała telefon, zastanawiając się po co ma wypożyczyć tą książkę, niestety nie miała żadnego pomysłu. Kasia dogoniła, ją i przywitały się, khatonka była znacznie wyższa od niej, więc musiała się lekko pochylić.
-Co ty tak biegniesz? Nie słyszałaś jak Cię wołałam?- Spytała się z lekkimi pretensjami.
Kenra zaprzeczyła kręcąc głową, mimo wszystko cieszyła się z tego spotkania. Kasia wyglądała jak typowa kobieta w wieku dwudziestu czterech lat, z wyjątkiem wzrostu, w tym przypadku została w połowie szkoły ogólnej. Ubrana była prosto i schludnie, choć według Kenry nieco zbyt krzykliwie, biała koszula z wielobarwnymi kwiatami, długie jeansy i trampki. Włosy zaplecione miała w warkocz, były w kolorze bladego kasztanu, Kenra zastanawiała się jak ona potrafi chodzić z tak długą czupryną. Ona miała włosy nieco poniżej łopatek, zawsze chodziła z upiętym kucykiem, rzadko chodziła z rozpuszczonymi, to było dla niej niepraktyczne.
-Zamyśliłam się, zresztą ledwie Cię zauważyłam, noś buty na wysokich obcasach, bo jesteś trochę za niska.- Kasia po usłyszeniu tego zrobiła urażoną minę, jednak po chwili zachichotała. Bardzo ciężko było ją zrazić do siebie, naprawdę bardzo ciężko.
-No, w sumie racja, przydałyby mi się takie buty… a właściwie bardziej przydałyby mi się szczudła.- Khatonka przyjrzała się uważnie swojej przyjaciółce, niezbyt pewna czy ta żartuje czy mówi serio. Jednak jej twarz nie pozostawiała żadnych wątpliwości, żartowała, chociaż z tymi szczudłami to nie jest taki zły pomysł. Uśmiechnęły się obie.
-Cieszysz się z końca szkoły ?- Spytała się Kasia bardzo podniecona, jej uśmiech i błyszczące oczy świadczyły, że wręcz nie mogła się tego doczekać.
-Bo ja szczerze nie mogę się doczekać.- Khatonka pokręciła głową, nie mogła się tego doczekać, praca, podatki, brak urlopów, jej, niech żyje praca nauczyciela. Te wszystkie wątpliwości nie dawały jej spokoju, była nimi zbyt pochłonięta, zaprzątały jej umysł. Przez te rozmyślania i poranną sytuację była nieco pochmurna, uśmiech na pyszczku był tylko przykrywką, dlatego przestała się szczerzyć jak głupi do sera.
-Tia, a potem do pracy, co nie? Tego z pewnością też nie możesz się doczekać.- Kasia słysząc szybką zmianę nastroju Kenry nieco się zaniepokoiła, wkraczała na nowy poziom bycia ponurym, dla niej był to osobisty rekord.
-Marudzisz, będzie fajnie zobaczysz. A zresztą, praca nauczyciela nie jest chyba taka trudna.- Odpowiedziała jej przyjaciółka optymistycznie, uśmiechając się. Przez myśl Kenry przeszły wszystkie wspomnienia ze szkół, oraz tego jak nauczyciele nie raz mieli problemy, nie tylko z nią, z innymi także. Ciężko było im jednak ogarnąć nad aktywną khatonkę, gdy była młodsza, to wręcz nie potrafiła ustać w miejscu, młodzieńcza energia. Lekcje wychowania fizycznego to było dla nauczycieli piekło, a dla Kenry były istną zabawą, zawsze uwielbiała ruch i sport, próbowała załapać się do szkolnej drużyny lekkoatletycznej, ale się nie dostała. Dlaczego? Ponieważ nie przyjmowali “parszywych nieludzi”, to ją trochę zabolało, ale rozłożenie na łopatki całej drużyny w pojedynkę poprawiło jej humor.
-Zobaczymy, zobaczymy, najpierw musisz dostać pracę, potem możesz oceniać.-
Stwierdziła Kenra, poprawiając torbę, która ześlizgiwała jej się z ramienia, przekręciła oczami, uszy oklapły jej bardziej niż teoretycznie pozwala anatomia. Zastrzygła prawym kiedy usłyszała trzask, spojrzała tam ukradkiem, komuś upadł metalowy garniec. Znów spojrzała przed siebie, a następnie wsunęła dłonie do kieszeń.
-Coś ty dzisiaj taka struta, stało się coś ?- Przyjrzała się khatonce, i widząc jej ponurą minę, oraz oklapłe uszy domyśliła się o co chodzi. Znała Kenrę, oraz jej obsesję na punkcie dowiedzenia się czegoś o Amandzie.
-Znowu pokłóciłaś się z Amandą.- Khatonka odwróciła na chwilę wzrok, to była dla niej odpowiedź, znów o coś poszło, ciekawiło ją skąd Kenra bierze na to tyle determinacji.
-Ależ skąd, nie pokłóciłam się, mam tylko jakieś złe przeczucia.- Odpowiedziała siląc się na lekki uśmiech, Kasia była jedną z niewielu osób które znały prawdziwą tożsamość Kenry. Wiedziała też jak Amanda czasem potrafi się zachować, oraz jak bardzo uwielbia ukrywać prawdę. Raz nawet była na zamku, o mało co nie wypadła jej żuchwa z zachwytu, miała co opowiadać. Kenra w szkołach używała innego nazwiska, tak było dla niej praktycznej oraz nie powodowało to fali śmiechu.
-Porozmawiajcie kiedyś tak szczerze, bo przez to kiedyś dostaniesz na łeb.- Poradziła jej Kasia, Kenra tylko parsknęła kręcąc głową, poruszał noskiem, czuła smakowity zapach szarlotki, potrząsnęła głową raz jeszcze, nie teraz. Ten słodki zapach jabłek i cynamonu, oj tak, smakowite nadzienie otoczone w delikatnym kruchym ciastem, oprószone cukrem pudrem. Ślinka ciekła na samą myśl. Odepchnęła te myśli, na cukrowe szaleństwo jeszcze nadejdzie pora.
-Wątpliwe, by się to kiedyś wydarzyło, jest zbyt uparta, staram się czegoś o niej dowiedzieć, właściwie od czasu kiedy byłam w przedszkolu, minęło osiemnaście lat, a ja dalej nic nie wiem!- Kasia chciała już coś powiedzieć, pocieszyć koleżankę, jednak rozmyśliła się. Resztę drogi pokonały w ciszy. Przed szkołą znalazły się dokładnie o ósmej, przed wejściem stała już spora grupa uczniów, piętnaście po ósmej dopiero otworzą drzwi. Budynek kształtem przypominał literę L, miał dwa piętra, ściany wykładane kamieniami, dach był spadzisty, obłożony czerwoną dachówką. Przed budynkiem znajdował się spory brukowany dziedziniec, na jego bokach znajdowały się różnorodne rośliny, głównie krzewy i nieduże drzewka, chociaż było tam też sporo kwiatów. Nie była to szkoła do której uczęszczała Kenra, ba, nie była to nawet szkoła wyższa, tylko liceum, w ten dzień uczniowie szkół wyższych, pisali egzaminy w liceach, a licealiści mieli okazję pozwiedzać uczelnie i uniwersytety do których pójdą po ukończeniu liceum. Egzaminy tu pisać mieli uczniowie z wielu szkół, było tak znacznie praktycznej i szybciej. Edukacja w Endrenie była specyficzna, w wieku siedmiu lat rozpoczynało się w szkole ogólnej, trwała ona dziesięć lat, lecz w trzech ostatnich profil nauki zmieniał się z ogólnego na bardziej zawodowy. Następnie trzyletnie liceum, bądź czteroletnie technikum, a potem studia, które trwały od trzech lat, do sześciu. W ten sposób już w wieku siedemnastu lat miało się pojęcie o zawodzie i pracy, szybsze i dokładniejsze uczenie niż w innych państwach. Niestety miało to swoje wady, i Kenra zaraz pożałowała że nie zabrała ze sobą czegoś ciężkiego. W Endrenie mieszkali praktycznie sami ludzie, a niektórzy z nich byli strasznie uprzedzeni do innych ras, co było dosyć dziwne, gdyż Endren był właściwie ojczyzną niebian, a ludzie przybyli znacznie później. Spotkanie khatona było tutaj ewenementem, wielu ludzi nie za bardzo przepadało za nią, tylko dlatego, że była pokryta futrem i miała łapy, no i ogon.
-Patrzcie kto idzie, czyż to nie nasza mała księżniczka!- Kenra ze znużeniem odwróciła się, i zobaczyła kogoś kogo wolała nie widzieć, była to Catarina. Ubrana była w czarną rozpiętą damską skórzaną kurtkę z ćwiekami na ramionach, krótki gorset odsłaniający brzuch, głównie po to go nosiła by wyeksponować biust a nie się wyszczuplić, długie jeansy podziurawione lekko na udach, i czarne wysokie buty na obcasie. Twarz miała wykrzywioną w parodii uśmiechu, dodatkowo kolczyki i przekłuwacze twarzy dodawały jej “uroku”. Jasne błękitne oczy zasłonięte były częściowo przez włosy w kolorze bardzo jasnego blondu, jak zwykle były rozpuszczone, opadały swobodnie na ramiona i plecy. Jej ojciec był prawnikiem, więc właściwie czuła się bezkarna, dodatkowo była straszną rasistką, oraz uważała się za lepszych od innych. Ojciec nie raz wyciągał ją z problemów, gdyby nie on, to pewnie już byłaby na odwyku, lub w więzieniu. Teoretycznie Kenra była księżniczką, jej matka przecież była królową Endrenu, nie oznacza to że lubiła być tak nazywana, wręcz przeciwnie. Amanda wpoiła jej bardzo ważną wiedzę, nieważne kto kim jest, i nie chodzi tu tylko o status społeczny, zawsze należy go oceniać przez to jaki jest. No niestety, niektórzy wręcz prosili się o solidne obicie mordy.
Nie zwracając na nią uwagi, szły dalej przed siebie, Kenra była już dostatecznie spięta, powstrzymywała się siłą woli, by nie rozbić jej głowy. A jak już wspominałem, była naprawdę silna jak na swój wiek, nawet anormalnie silna.
Poczuła jak ktoś chwyta ją za ogon, nim zdążyła zareagować ktoś pociągnął go ze sporą siłą, Kenra krzyknęła, i to dość głośno, wszyscy spojrzeli się na nią, w osłupieniu i zdziwieniu. Sama ze sporą złością, odwróciła się szybkim ruchem, Catarina zaśmiała się szyderczo, unosząc lekko rękę, i przyglądając się kępce sierści którą wyrwała khatonce z ogona. Czuła jak wrze w niej, przez myśl przebiegło jej, żeby dać spokój, a potem stwierdziła, walić to, czas na odwet, czekała na niego tak długo. Słodka zemsta.
Spojrzała na swoją dłoń i powolutku wysunęła pazury, schowała je i ponownie wysunęła, odetchnęła głęboko. Długie pazury znów ukryły się w ciele, w umyśle khatonki pojawiła się szybka myśl, impuls który ją do tego pchnął. Szybki doskok i cios w skroń, chwyciła ją za gardło i walnęła z główki i poprawiła podbródkowym, uderzyła jeszcze na dokładkę z łokcia, przez co złamała jej szczękę. Tego było jej za mało, kopnęła Catarinę w kolano zmuszając ją do padnięcia na bruk, wtedy walnęła ją z kolana w twarz. Zdrowo nią rzuciło, padła na ziemię, a z nosa ciągnął się warkoczyk szkarłatnej cieczy, z ułożenia nosa można było wywnioskować, że został złamany. Nie jeden bokser nie miał tak wygiętego nosa. Chwyciła ją za kołnierz i potrząsnęła nią, wciąż kontaktowała ze światem, paskudnie się wyszczerzyła i zbliżyła do ucha pobitej.
-Jeszcze nie skończyłam…- Zasyczała jadowicie do ucha Catariny, odepchnęła ją i odwróciła się, strzeliła karkiem i rozmasowała kostki. Pierwszy raz w życiu kogoś pobiła, i to pobiła bardzo mocno. Kenra wciąż będąc naprawdę wnerwioną powoli przebiegła wzrokiem po placu, nieświadoma tego że uśmiecha się złowrogo. Poczuła przypływ niezdrowej satysfakcji, przecież zdrowo umysłowo istota nie powinna czuć zadowolenia z wyrządzenia komuś krzywdy. Wszyscy odruchowo zrobili krok w tył, a potem jeszcze dwa. Khatonka, nie zwracając uwagi na właśnie co znokautowaną Catarinę, odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Wtedy poczuła ból w ramieniu, znacznie mocniejszy niż przedtem, aż ją zamroczyło, przymknęła oczy czekając aż ból trochę osłabnie. Pozostali uczniowie spoglądali na nią lekko przestraszeni, cofali się przed nią, gdy ta się tylko zbliżyła do kogokolwiek, na mniej niż dwa metry. Wtedy ze szkoły wyszedł profesor, znacznie już posunięty w latach, ubrany był w czarny garnitur, gustowny i bardzo elegancki, na nosie miał spore okulary.
Rozejrzał się lekko zdziwiony, panowała tu jakaś dziwna martwa cisza, po chwili zobaczył nieprzytomną Catarinę, dźwiganą przez dwóch studentów z ASP. Natychmiast podbiegł do niej. Widział krew spływającą z nosa i ust, do tego złamana szczęka i nos.
-Co się tu stało? Kto jej to zrobił?- Zapytał się drżącym głosem. Studenci, podtrzymując znokautowaną wskazali na Kenrę, profesor podniósł brwi ze zdziwienia. Jedna ze znajomych powalonej zadzwoniła na pogotowie, co było bardzo dobrym pomysłem. Szczęka Catariny, była złamana w dwóch miejscach, dodatkowo była wybita, jak nic trzeba będzie ją unieruchomić i zadrutować. Profesor podszedł do Kenry.
-Czy ty zgłupiałaś do reszty? Mogłaś ją zabić!- Powiedział nie kryjąc złości, Kenra zaśmiała się drwiąco, obnażyła białe ostre ząbki.
-Działanie w samoobronie, z tego co wiem to nic złego, no chyba, że jest inaczej.- Odpowiedziała spokojnie, uśmiechając się cały czas. Profesor widząc jej spokój, pokręcił z niedowierzaniem głową.
-Idź na egzamin, porozmawiamy później!- Zabrzmiało to jak groźba, jednak trzeba czegoś więcej do przestraszenia Kenry. Odwróciła się na pięcie i weszła do szkoły.
Zostawiła torbę w szatni i spokojnie ruszyła na pierwsze piętro gdzie miała pisać egzamin. Gdy odnalazła salę, właśnie wchodzili do niej uczniowie, szybko dołączyła się do nich. Sala była spora, sądząc po wyposażeniu, klasa fizyczna, było tu sporo urządzeń których nazw nie nigdy pamiętała, ale było tu parę znanych jej przyrządów, chociażby spektrometr. Ławki były ustawione w trzy rzędy po dziesięć, zajęła swoje miejsce i poczekała aż reszta zrobi to samo. Nauczycielka która miała ich pilnować na czas trwania egzaminu, była elfem, wyglądała młodo i dość sympatycznie, i zdawała się być raczej miła. Kanra spojrzała na swoje kostki, były umazane krwią, z kieszeni wyciągnęła chusteczki i starła krew, tylko tego jej brakowało by pozostały jakieś widoczne ślady.Sześć godzin pisania egzaminów, z różnych działów, zapowiadał się ciekawy dzień.

Nawiasem, jakby kogoś to ciekawiło. Tallus, składało się z czterech dzielnic, Stare Miasto, Nowe Miasto, Dzielnica Handlowa i Dzielnica Fabryczna. Stare Miasto było właściwie całym Tallus, zanim Amanda zdobyła władzę. Stare miasto, jako najstarsza część Tallus, zajmowała jedną ósmą jego powierzchni, znajdowały się tam głównie rezydencje, pałacyki oraz przepiękne kamieniczki, w jego bogatszej części znajdowały się wille. Niektóre budynki miały ponad pięćset lat. Były tam też warsztaty cechowe i rzemieślnicze, kowal, płatnerz, cyrulik, alchemik, zawody których dziś się nie praktykuje. Dzielnica Fabryczna stanowiła dwie ósme Tallus, to tu znajdowało się serce Endreńskiego przemysłu, huty, warsztaty, odlewnie, słowem wszystko gdzie przetwarzano metal, a w Endrenie tworzono jeden z najlepszych metali, mniejsze faktorie nie miały tu praw istnienia, tu produkowano na olbrzymią skalę. Mieszkała tam niewielu, ci co tam mieszkali to głównie wyżsi pracownicy hut i fabryk. Dzielnica Handlowa stanowiła, podobnie jak Fabryczna, dwie ósme powierzchni Tallus, jak wspomniałem wcześniej, panował tu handel, oprócz sklepów i innych galerii, znajdowały się tu też małe faktorie i warsztaty rzemieślnicze. Nowe miasto stanowiło cztery ósme Tallus, to tu mieszkała przeważająca liczba ludności, apartamenty, bloki, domy wielo i jednorodzinne. W samym sercu Tallus znajdował się park, ale nie byle jaki, olbrzymi park, drzewa, jeziora, znajdowały się tam też posągi bohaterów Rewolucji, tablice upamiętniające poległych i ich zasługi. Oprócz Tallus w Endrenie były jeszcze dwa olbrzymie miasta portowe, Garzing i Daznirg, oraz dwa niebiańskie miasta Skydalle i Cloudshenn. Ale o nich później. Nie będę was torturował opisywaniem egzaminów, i postąpię humanitarnie po prostu pomijając ten fragment, ale wiedzcie, że umarlibyście z nudów.

Koniec części I
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.