Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: SilverPaw: Opowieści z Endrenu : Cienie Przeszłości Rozdział 1 Początek Part II  
Autor: SilverPaw
Opublikowano: 2017/5/31
Przeczytano: 634 raz(y)
Rozmiar 23.27 KB
1

(+1|-0)
 
Coś tam czytaliście, więc łapta kolejną część. :-Dk Jeśli ktoś ma na tyle cierpliwości oraz chęci, to zapraszam do wytykania mi błędów i do komentowania. Polujcie też na nawiązania.

Po egzaminach Kenra z ulgą opuściła szkołę, mózg ją bolał od nadmiernego myślenia.
Jednak była szczęśliwa, jeśli wszystko napisała poprawnie, to w następnym roku szkolnym ona będzie nauczycielką. Tuż po wyjściu ze szkoły, zatrzymał ją profesor. Czekał na nią wraz z policją. Dobry humor prysł jak przebita bańka mydlana, westchnęła, wiedząc że zaraz będzie słuchać jaka ona to jest zła, i okropna. Miała ochotę iść dalej, jednak wolała mieć to z głowy,
-Imię, nazwisko.- Powiedział poprawiając okulary, choć powiedział to za dużo powiedziane, prędzej warknął.
-Kenra Strife.-Odpowiedziała najspokojniej jak potrafiła, zastanawiała się czy sklepie go tak łatwo jak Catarinę.
-Dowód tożsamości.- Poprosił policjant który temu się przyglądał. Oboje policjantów było ludźmi, zwykłymi, rodowici endreńczycy z dziada pradziada. Endreńczyków łatwo było rozpoznać, jasne oczy, głównie w odcieniach koloru niebieskiego, rzadko zielone, blond włosy rzadziej popielate, czasem znajdował się ktoś z ciemniejszymi, podchodzącymi pod jasny kasztan. Ostatnią taką cechą była jasna skóra, brakowało im do ludzi z Północy, oni byli prawie biali, a oczy i włosy były nienaturalnie jasne. Endreńczycy mieli też dużo innych charakterystycznych cech. We krwi mieli już służbę wojskową, byli bardzo silni oraz wysocy, metr dziewięćdziesiąt był średnią wysokości. Posiadali też niezwykle charakterystyczny akcent, kładli nacisk na drugą sylabę, oraz silnie akcentowali “R”, z niewiadomych przyczyn zmiękczali “Z” do “S”. Więc zamiast “Zatrzymaj się”, powie “Satrzymaj się”. Miny policjantów wyglądały poważnie, stanowczo, ale profesora już zżerało wkurzenie, ciekawiło ją co pląta się po tej jego łysinie. Wyjęła z torby portfel a z niego dowód, podała go policjantowi. Ten przyjrzał mu się z uwagą i zbladł kiedy zorientował się kto jest jej matką. Przełknął ślinę, zrobiło się niezręcznie, oddał jej dowód, zawahał się.
-Będziemy musieli zabrać cię na komendę…- Urwał, to nie za bardzo mieściło się w jego umyśle, ot tak dostał wezwanie o bójce, nie pomyślałby o tym, że spotka tu córkę Królowej. Dreszcz przeszedł go po plecach. Dane mu było słyszeć na temat Amandy dużo rozmaitych rzeczy, nie wszystkie było dobre.
-Nie ma takiej potrzeby. To było działanie w samoobronie, szkoła ma kamery, możecie zabrać sobie nagrania, a jako swój dowód pokażę ogon z którego wytargała mi futro.-
Pokazała dodatkową kończynę, a dokładniej zakończenie, w gęstym pędzelku czarnego futra ziała łysa plama, całkiem spora. Policjanci nieco się skrzywili, wytarganie włosów już bolało, mogli tylko się domyślać, jak boli wyrywanie tak gęstego futra. Ważny jest też fakt, że ogon jest silnie unerwiony, więc ma co boleć.
-No dobra, może pani już iść, jakoś to załatwimy. Chce pani zgłosić coś przeciwko…-
-Nie.- Wcięła się mu w słowo, w jej opinii Catarina dostała to na co zasłużyła, a pozwy i tak nic nie dadzą. Policjanci nie mieli już co tu robić, więc wrócili na komisariat. Kenra spojrzała z uśmieszkiem na profesora, jednak nic nie powiedziała, czas na opuszczenie tego miejsca. Dawno było już po czternastej, wypadałoby iść do biblioteki, która była dosłownie po sąsiedzku, i chwała Solrianie za to. Opuściła teren szkoły i ruszyła wzdłuż drogi głównej, ulice były puste nikogo nie spotkała idąc do biblioteki, nie zdziwiła się, większość ludzi była w pracy, a poza tym, i tak była to ulica na uboczu. Gmach biblioteki był naprawdę duży, nie, nie był duży, był OGROMNY, cztery piętra o powierzchni sporego stadionu, dodatkowo podziemny magazyn który był jeszcze większy. Drzwi rozsunęły się z lekkim szelestem, na prawo znajdował się kontuar przy którym siedział bibliotekarz. Był to młody niebianin starej generacj. Był to kolejny odłam tej rasy, byli bliżsi ludziom, jednak wciąż się od nich mocno odróżniali. Mierzyli nieco powyżej metra siedemdziesięciu do metra dziewięćdziesięciu, skrzydła ich miały cztery metry rozpiętości. Choć przeważnie miały mniej, około trzech i pół. Bibliotekarz miał ciemno zielone włosy, oraz krwisto czerwone oczy, jego skrzydła były szare, był mniej więcej w jej wieku. Ubrany był w białą koszulę z długimi rękawami, na niej miał staromodną kamizelkę ze skóry, długie jeansy oraz gustowne skórzane buty. Niebianin na widok khatonki uśmiechnął się.
-Witam, w czym mogę pomóc ?- Spytał się uprzejmie, na nos nasunął proste okrągłe okulary, wyglądał całkiem komicznie.
-Dzień dobry, poszukuję jednej książki, dość nietypowej- Odpowiedziała, równie uprzejmie, dopadły ją wątpliwości, Amanda chyba znów pogrywała sobie z nią, wieczna zabawa w kotka i myszkę.
-Jakie jest jej tytuł? Sprawdzę w wykazie.- Zamyśliła się, starając przypomnieć sobie tytuł, nie mogli dać krótszego, przekręciła oczami.
-Oni tego dokonali : Bohaterowie Endrenu Tom 6 wydanie 3 uaktualnione- Niebianin wprowadził tytuł do komputera, przez chwilę przyglądał się szukając odpowiedniej książki.
-Tak jest na składzie, zaraz przyniosę.- Wstał i zniknął na zapleczu. Miała dziwne wrażenie że Amanda, pogrywa sobie z nią. Tu jej nic nie mówi, tam wskazuje jej jakąś książkę. Co ona planowała? Ta chora gierka zaczynała już ją męczyć, była jednak za mały graczem by się jej przeciwstawić. Po chwili niebianin wyłonił się z zaplecza, niósł księgę, grubą jak ramię człowieka, oprawioną w skórę, okutą stalą, nawet miała zamek. Gdy położył księgę na kontuarze aż sapnął, otarł pot z czoła, swoje ważyła i było to widać. Z szuflady wyciągnął kartkę, położył ją obok księgi, odetchnął ciężko i rozsiadł się na krześle.
-Proszę podpisać i możesz ją zabrać, na zawsze.- Przełknął ciężko ślinę, znowu zaczął dyszeć, zdjął okulary i je przetarł, zmrużył oczy czując jak pot mu do nich spływa, otarł pot i założył okulary.
-Ale to ciężkie.- Kenra, przyjrzała się kartce podanej przez bibliotekarza, była pożółkła i lekko postrzępiona, w prawym górnym rogu znajdowała się pieczęć królewska. Aż ją zatkało, na tym dokumencie było jasno napisane, że osoba która będzie chciała wypożyczyć tę akurat księgę, jest upoważniona do jej zatrzymania. Sprawdziła datę wydania dokumentu, w przeciwnym rogu ledwo widocznym pismem była wypisana data 27 czerwca 3553. Starając się zachować spokój, podpisała dokument, imieniem, nazwiskiem i datą podpisania. Podniosła księgę, diabelstwo było niemożliwie ciężkie, o mało co nie upuściła jej na podłogę, ile to ważyło? Dwie tony? Ramię znowu odezwało się tępym bólem, syknęła wkładając ceglastą księgę do torby. Pożegnała się i opuściła bibliotekę, ten kto oprawiał tą księgę, miał naprawdę wredne poczucie humoru, już teraz nie czuła ręki a do zamku jeszcze spory kawał drogi. Dobra, najpierw do kawiarni potem coś się wymyśli, pod warunkiem że nadal będzie mieć władzę w ręce.
Im dłużej szła tym bardziej księga jej ciążyła, serio, co w tym było, ktoś tam ołowiu nalał? Może była silna, ale dźwiganie tej księgi było ponad to. Mógłbym opisywać jej narzekanie tak jeszcze z dwadzieścia minut, bo tyle czasu zajęło jej dojście do kawiarni, ale po co?
Gdy wreszcie znalazła się przed kawiarnią, nie miała czucia w prawej ręce, a lewa zaczynała boleć coraz to bardziej. Drzwi był automatyczne, chwała technologii, dzięki czemu mogła w ogóle wejść do kawiarni. W środku siedzieli już jej znajomi, Kasia oraz Spencer. Spencer był elfem, dokładniej elfem leśnym różnił się jednak od swoich krewnych, wychował się wśród ludzi, jedyna co miał wspólnego z rodakami to wygląd. Długie blond włosy miał upięte w warkocz, oczy były w kolorze jasnej miętowej zieleni. Nie myśląc zbyt wiele, podeszła do nich ciągnąc za sobą torbę, bo nie miała siły by ją nieść. Kasia zobaczyła ją pierwsza, i natychmiast przestała się uśmiechać. Obolała khatonka usiadła na krześle z westchnieniem ulgi, rozsiadła się wygodniej i wsparła głowę na oparciu. Przez chwilę siedzieli tak w ciszy, w końcu Spencer nie potrafiąc ścierpieć tej ciszy przerwał ją.
-To prawda co mi Kasia mówiła?- Spytał się, starając się by zabrzmiało to bezinteresownie. Kenra uniosła głowę i spojrzała na niego.
-A co konkretnie?- Ciekawa o co mogło mu chodzić, bo na pewno nie chodziło o bójkę z Catariną.
-No, podobno stłukłaś Catarinę. To prawda?- Khatonka westchnęła, spojrzała zmęczonym wzrokiem na Kasię, ta tylko wzruszyła ramionami.
-Tak to prawda.- Odpowiedziała znudzona. Kelnerka podeszła z tacą i podała Spencerowi kufel piwa korzennego, spojrzała się na khatonkę pytającym wzrokiem, ta tylko skinęła głową.
-A ty co, sklep budowlany okradłaś?- Spytała się Kasia spoglądając na torbę Kenry.
-Nawet mi nie wspominaj, wypożyczyłam sobie “książeczkę” która waży chyba z dwie tony, ręka mi już odlatuje.- Odparła, rozmasowując ramię, powinna zmienić program ćwiczeń na nieco cięższy, musiała wyrobić sobie mocniejszą kondycję.
Kasia spojrzała tylko podejrzliwie na nią, i zaśmiała się humor jej wracał, to dobrze.
-Wiesz że masz przerąbane, znaczy się ze starym Catariny, nie odpuści, wiesz o tym dobrze.-
-Spencer, proszę cię nie wypominaj mi, wiem że mam przerąbane.- Odpowiedziała zestresowana, owijając włosy na palcu. Kelnerka podeszła tak bezgłośnie, że mogłoby się wydawać to niemożliwym. Podała khatonce filiżankę mocnej kawy, zapłaciła i podziękowała, kiedy kelnerka odeszła, powąchała aromatyczny napój, i na chwilę zapomniała o problemach. Spencer był jednak wredny i postanowił zepsuć jej nastrój. Może miał więcej z elfa niż mogło się wydawać.
-To co zamierzasz zrobić? Bo raczej coś musisz.- Kenra, upiła trochę kawy, ciepła aromatyczna kawa, tak to było to czego potrzebowała, zresztą kawa pochodzi z jej ojczyzny, dalekiego i upalnego Varrnatu.
-Przede wszystkim nie przejmować się tym, mam ciekawsze rzeczy do zrobienia.-
Kolejny łyk kawy poprawił jej humor, postanowiła odłożyła na bok sprawę z Catariną i nie tracić humoru. Rozmawiali tak jeszcze z dziesięć minut, o wszystkim i o niczym zarazem.
-A co tam u twojej stukniętej matki?- Spytał się Spencer ni z dupy ni z pietruchy. Kenra odwróciła się w jego stronę unosząc brwi, jej uszy podniosły się.
-Nie jest stuknięta w przeciwieństwie do ciebie.- Odparła najspokojniej jak potrafiła, nerwowo drgnęło jej lewe ucho, elf tego nie zobaczył, ale Kasia już tak
-Nie mów mi, że jej uprzedzenia względem elfów są normalne.- Odpowiedział Spencer, khatonka pokręciła głową wiedząc na jaki tor schodzi rozmowa. Powiedzenie, że Amanda nie lubi elfów, to jak powiedzenie że woda jest mokra. Ona ich nienawidziła i nie kryła się z tą nienawiścią i vice versa.
-Jej “uprzedzenia” jak to nie trafnie określiłeś, są wynikiem doświadczenia.- Kenra broniła swoją matkę, elf tylko zaśmiał się złośliwie, teraz rozumiała dlaczego Królowa tak ich nienawidziła.
-To ona kiedykolwiek widziała elfa na oczy? Niemożliwe.- Powoli wysunęły jej się pazury, przez głowę przeszła jej myśl, chciała rozpłatać mu twarz, nigdy nie miała tak agresywnych myśl. Stres dawał o sobie znać, ostatnie miała sporo napięć, widocznie w stresie stawała się agresywna i bardzo nieobliczalna. Do tego dochodziło dojrzewanie, tak. Parszywa sprawa.
-Wiesz co, wal się, nie mam zamiaru tego słuchać!- Powiedziała ze złością wstając. Ostatnie co zrobiła to zgarnęła filiżankę kawy i wylała ją elfowi na krok, warknęła i szybko się odwróciła. Podniosła torbę i przełożyła ją przez ramię, teraz nie czuła wagi, była za bardzo wkurzona. Nawet nie spodziewała się po sobie takiego zachowania.
Była wkurzona, nikt absolutnie nikt nie będzie obrażał Amandy w jej obecności.
Miała chęć przyłożyć mu w mordę, jednak się powstrzymała jedną osobę już znokautowała. Opuściła kawiarnie w sporej złości, ma to gdzieś wraca do domu.
Słabo jej się robiło na myśl ile jeszcze musi przejść, postanowiła zrobić jedyną sensowną rzecz, wsiadła do taksówki. Będzie ją to kosztować sporo, jednak lepiej mieć lżejszy portfel niż obolały bark. Gdy znalazła się przed zamkiem, było już po szesnastej, bark przestał boleć a księga stała się podejrzanie lekka. Zdawała sobie sprawę że to sprawka magii, jednak jakiej nie potrafiła stwierdzić. Gdy weszła na czwarty kilometr, właśnie zamkowy garnizon kończył musztrę, garnizon ten składał się w większości z Kaldmerskich Młotów. Kaldmerskie Młoty był trzonem endreńskiej armii, lekka uniwersalna piechota, uzbrojeni w miotacze samopowtarzalne, oraz w poręczne miecze, byli bardzo niebezpieczni. Ich wyposażenie było połączeniem tradycji i nowoczesności, sam ich pancerz był hybrydą starego i nowego trendu, kamizelka połączona z lekkim napierśnikiem i naramiennikami, chroniła przed ostrzami i postrzałami. Wśród niech była także piechota specjalizowana, na przykład snajperzy ze sto drugiego, albo saperzy z oddziału “Waśń”. Uniwersalna i potężna jednostka zdolna do działania właściwie wszędzie. Oprócz nich byli także mansertarri, czyli elitarni żołnierze zwiadu, oni składali się wyłącznie z niebian, możliwość latania ponad chmurami była bardzo przydatna podczas rozpoznania. Zobaczyła też dowódcę garnizonu, Kapitana “Szrapnela” nikt do końca nie wiedział dlaczego tak się zwie, tak było i koniec tematu. Sam kapitan był człowiekiem w podeszłym wieku, sześćdziesiąt siedem lat więc do młodych nie należał, nie znaczy to że zostawał z tyłu, a gdzie tam, młodziaki miały problem z dogonieniem go. Teraz na zamku było około dwudziestu żołnierzy, większość z nich byli to młodziaki, reszta garnizonu skończyła tutaj służbę, dopiero jutro przybędzie nowa “partia” ochotników. Używając windy powietrznej, dostała się na dziesiąty kilometr do swojego pokoju. Szybko zrzuciła buty i skarpety, pomasowała łapki, zamruczała. Z ulgą rozsiadła się w fotelu, łapy dała na biurko i siedziała tak przez chwilę. Jej pokój był prosty i było tu wszystko co potrzebowała. Służył jej za sypialnię i pokój dzienny, miała tu wielkie podwójne łóżko, oraz komplet szaf i szafek. Biurko było proste i było na nim wszystko czego potrzebowała, komputer, mnóstwo książek, rysownik, szabla którą kiedyś dostała od Amandy. Podłoga była z drewna, choć nie było jej widać bo cała była przykryta grubym dywanem, teraz też nie było zbytnio widać dywanu, panował tu bałagan jakich mało. Na jasnych ścianach wisiały zdjęcia z jej dzieciństwa, oraz plakaty z rozmaitych konwentów, oraz olbrzymia mapa świata. To mapa była nieco zmodyfikowana, Kenra uzupełniła ją o kilka lądów których oryginalnie tam nie było. Kiedyś podprowadziła Amandzie jej mapę, była bardziej szczegółowa, uzupełniono ją o krainy na wschód od Varrnatu, nie było ich na żadnej mapie, więc uzupełniła swoją. Głównym kontynentem było Trydum, zwany też Starym Kontynentem, rozciągał się od zachodu aż na wschód. Na południu znajdował się Varrnat, kraina rozciągająca się przeciwnie do Trydum, wzdłuż, a nie wszerz. W skrócie, głównie piach i stepy, jedynie Dolina Róż mogła pochwalić się urozmaiconą fauną. Jak sama nazwa mówi była to delta rzeki przepływającą przez cały Varrant,, istny las tropikalny. Na wschodzie znajdował się Archipelag, setki wysp rozsypane po całym Oceanie Błękitnym, jedne małe, na których ledwie istnieje roślinność, inne olbrzymie, podobne do niewielkich państewek. Tą krainę zamieszkiwały wilki i lisy, te dwie rasy żyły na osobnych wyspach, wyjątkiem była wsypa Norgn, gdzie żyły i lisy i wilki. Archipelagu nie można było uświadczyć na mapach, nie na oficjalnych. Dalej na wschód znajdowała się Wyspa Sztormów, owiana legendami, podobno zamieszkiwała ją tajemnicza rasa której nikt nie widział. Nad Trydum znajdowała się Północ, olbrzymi masyw skał i lodu, kraina równie mordercza co piękna. Od Kontynentu oddzielało je Morze Płytkie. Zostawała jeszcze Kraina Wschodu, powszechniej znana jako Daleki wschód, bądź Kraina Zmiennokształtnych, trzy wyspy których łączny kształt przypominał sierp. Tam niewielu dotarło, nieprzyjazna kraina, zamieszkana w większości przez rasę zmiennokształtnych Karhanów. Ostatnim znanym lądem na jej mapie był Rudin. Olbrzymi masyw lądu znajdujący się na południowy zachód od Trydum, ta kraina była niezbadana, nikt tam nie chciał się zapuszczać, występowały tam stworzenia, które nawet w legendach budziły grozę. Włączyła komputer, maszyna cichutko zamruczała oznajmiając że działa, wysunęła klawiaturę i wprowadziła hasło. Korzystając z chwili kiedy komputer będzie się do końca uruchamiać, wyjęła, księgę teraz wydawała się ważyć niewiele więcej od piórka. Co to za magia?
Przyjrzała jej się dokładnie, skóra z czasem popękała i poczerniała, tłoczone litery zatarły się, z pewnością kiedyś były złocone, czas jednak jest bezlitosny dla tak delikatnego rzemiosła. Stal pordzewiała i sczerniała, co nie oznacza że osłabła przez wieloletnie rdzewienie, dalej trzymała się świetnie i nadawała księdze powagi. Najbardziej intrygującą częścią był jednak zamek, nigdy w życiu czegoś takiego nie widziała, srebrny mimo upływu czasu, był on okrągły a we wnętrzu znajdował się skomplikowany wzór, kolorem przypominał lazuryt. Kenra licząc, że jednak czas zniszczył zamek, starała się go otworzyć siłą, jednak jej starania nic nie dały, jak była zamknięta tak została. Solidne cholerstwo, jak miała to przeczytać skoro nie ma klucza? Odłożyła księgę na biurko, odchyliła się na krześle, usłyszała lekki metaliczny dzwonek, to komputer się uruchomił. Uruchomiła nagranie z kamery, którą umieściła w sypialni Amandy, tak posunęła się do czegoś tak podłego, z dnia dzisiejszego, nagrane o dziesiątej dwadzieścia trzy. Przyjrzała się nagraniu, Amanda siedziała na parapecie bokiem zwrócona w stronę kamery, nogi miała skrzyżowane, głowę wspierała na rękach, była jakby pogrążona w zamyśleniu, smutna a zarazem zamyślona. I nuciła jakąś melodię pod nosem podśpiewując cicho, język którym się posługiwała był nieznany khatonce, z pewnością był to niebiański. Tylko, że wersji tego języku było kilka, jeśli nie kilkanaście. Podniosła z ziemi starą gitarę, przesunęła palcami po strunach wydobywając dźwięk, skorygowała brzmienie każdej z nich i ponownie sprawdziła ich brzmienie. Zadowolona z efektu zaczęła grać, melodia ta była smutna i powolna, nogą wystukiwała rytm. Odchyliła głowę i przesunęła dłonią wzdłuż gryfu, powoli przyspieszała z wygrywaniem melodii która stała się twardsza i ostrzejsza, Królowa machała głową w rytm muzyki, zrobiła pauzę by po chwili ponownie zagrać na gitarze z taką prędkością, że palców zlewały się ze sobą. Znów zaśpiewała w języku niebian, jednoznacznie dając do zrozumienia że utwór raczej nie należy do miłych. ciekawiło jak na klasycznej gitarze można wygrywać utwór metalowy. Uczyła się niebiańskiego jednak z marnym skutkiem, kiepsko przychodziła jej nauka języków ras starszych od khatonów. Struna pękła psując cały utwór, a zaczynał się robić ciekawie. Jej matka odłożyła gitarę, spod poduszki o którą się opierała wyciągnęła nóż, a właściwie bagnet, ostrze grube na trzy palce, długie na pół metra licząc samo ostrze, ząbkowane dwusieczne z niewielkim zadziorem na końcu. Królowa rozpoczęła żonglerkę bagnetem, obracała między palcami spore ostrze z nieludzką zręcznością, przerzucała wirujące ostrze z jednej dłoni do drugiej. Na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek, spojrzała prosto w obiektyw kamery, oczy lśniły lekko ciemnym różem. Z palców spływał czarny dym owijający się wokół ramion, żyły i tętnice wyostrzyły się a skóra zbladła jeszcze bardziej, w końcu Amanda zamachnęła się dłonią, bagnet poszybował i wbił się z olbrzymią siłą w kamerę. Kenra aż odskoczyła do tyłu jak rażona prądem. Nigdy nie widziała żeby Amanda z taką wprawą posługiwała się bronią, i co gorsza Amanda zawsze jej mówiła że nie potrafi posługiwać się magią, a na nagraniu widziała magię, raczej czarną ale dalej magię. Znowu została okłamana przez nią, miała tego dość. Z pewnością Amanda przygotowała już odpowiednią karę, raz Kenra poluzowała śruby w krześle matki, dla szczeniackiego żartu, co prawda nawet na nim nie usiadła tylko od razu przykręciła śruby, ale kara i tak nie minęła khatonki. Amanda miała chore poczucie humoru, sadystyczne nawet i stosowała ten sadyzm niekiedy w karach, właśnie taką sadystyczną karę wtedy otrzymała. Jak każdy z jej rasy czasem musiała rozczesać sierść, i to wykorzystała Amanda, na szczotkę nałożyła bezbarwną substancję która po kilku minutach stężała zamieniając sierść w gruby, sztywny kaftan który nie pozwalał na ruch. Od tego czasu Kenra nie wycinała żadnych kawałów, szczególnie Amandzie. Zanim tam się uda, musiała zrobić jeszcze jedną ważną rzecz. Z niewielkiego pojemniczka wyciągnęła plastikowy patyczek, wsunęła go do ust i po chwili go wyciągnęła, skrzywiła się widząc różowy kolor na jego końcu. Czas na bloker. Z szuflady wyciągnęła butelkę jej “ulubionego” syropu, odkręciła go i nabrała odpowiednią ilość, jak poczuła zapach, to aż żołądek się jej skręcił. Wypiła go, to była najbardziej ohydna rzecz na świecie, smakowała jak… Nawet nie miała pojęcia jak, czuła ciepło w ustach, jakby wypiła wrzątek. Kiedy powstrzymała napływ łez do oczu, oraz zatrzymała odruch wymiotny, zrobiła dwa głębokie wdechy, otarła łzy i spojrzała z nienawiścią na syrop.
-Jak przejdę przez dojrzewanie, to wyrzucę cię przez okno, pomiocie diabelski.- Dojrzewanie, najbardziej intensywny okres w życiu każdego khatona, o ile psychicznie dojrzali byli już w wieku szesnastu lat, tak fizycznie dojrzewali mając około dwadzieścia cztery. Był to okres burzliwych zmian w ciele, w ciągu miesiąca przechodzić będzie przez tyle, ile nastolatka przechodzi w ciągu paru lat. Najpierw hormony zaczną wariować, potem jej ciało przygotowuje się ostatecznie do macierzyństwa, a na sam koniec przejdzie przez chuć. A to wszystko w miesiąc. Westchnęła ciężko.
-Czas zobaczyć czy Amanda już się uspokoiła.- Wiedziała że nie, wciąż pewnie była wściekła, przeszedł ją dreszcz, nie podobało się jej to jak cholera.
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.