Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: SilverPaw: Opowieści z Endrenu : Cienie Przeszłości Rozdział 3 Part VI  
Autor: SilverPaw
Opublikowano: 2017/11/18
Przeczytano: 950 raz(y)
Rozmiar 49.38 KB
0

(+0|-0)
 
Ostatni part trzeciego rozdziału, miało być tydzień temu, niestety jestem zbytnim leniem by zmusić siebie do pisania, więc wrzucam dopiero teraz. Szykuje się na mnie ostry lincz więc jako usprawiedliwienie powiem, że, mój internet nie pozwalał mi na zbytnie działania. A teraz zapraszam do czytania.

Cała trójka siedziała w gabinecie Królowej, Amanda krążyła niespokojnie starając się połapać w tym co się tu działo.
-Ktoś robi sobie z nas jaja. Najpierw serafin, teraz demon, pominę już fakt, że Wojna macza w tym paluchy. Bardziej martwi mnie ten drugi, demon bał się wymówić jego imię, do tego nawet Wojna się z nim liczy. BARDZO mi się to nie podoba. Coś się szykuje, mam wrażenie, że to nie koniec.- Wsparła się na biurku, krew szalała w niej, była tą sytuacją naprawdę rozzłoszczona, nie lubiła gdy ktoś sobie z nią pogrywał. Zastanawiała się jaki interes może mieć w tym Wojna, co on mógł na tym zyskać? Ciekawiło ją jeszcze jedno, czy poza tą dwójką jeszcze ktoś dla niego pracuje, a jeśli tak, to ilu ich jest. Namierzenie ich graniczyło z cudem. Nawet jeśli wszyscy agenci Wojny należą do ras powszechnie uważanych za potwory, to i tak potencjalnych celów było prawie trzy tysiące.
-Bardzo ciekawi mnie, dlaczego Wojna tak bardzo interesuje się twoją córką. Jakieś powody?- Amanda znów zaczęła krążyć, po wykonaniu paru okrążeń wyszła na balkon, wsparła się na kamiennej barierce i warknęła. Sara spokojnie przyglądała się jej siedząc na jednym z dwóch fotelów, niebianin opierał się o ścianę tuż przy drzwiach wyjściowych, wzrok utkwiony miał w podłodze.
-Nie mam pomysłu, może to przez ród z którego Kenra się wywodzi... A jak nie o to, to nie mam pojęcia.- Sara podniosła uszy, to ją nieco zainteresowało, założyła nogę na nogę i przyjęła nieco bardziej prostą postawę, chciała to usłyszeć.
-Kenra wywodzi się z bardzo starego rodu, nie wiem jak starego, wiem, że duża część tego rodu odegrała znaczną rolę podczas wojny pięćdziesięcioletniej. Ale to było dziesięć tysięcy lat temu. Potem członkowie tego rodu sprawowali władzę, nawet po tym jak tamtejsza monarchia upadła, a teraz... Pozostała tylko ona, nie tylko z całego rodu, z całego gatunku. Jest ostatnim gepardzim khatonem. I prędzej sczeznę z najczarniejszych czeluściach Piekła, niż pozwolę by ktoś sobie z nią pogrywał, nawet jeśli jest to Wojna w własnej osobie!- Sara znała wiele opowieści na temat tego rodu, oraz legend i plotek. Powiadano, że niektórzy z nich byli wampirami, inni mieli coś wspólnego z wilkołakami, a jeszcze inni podobno byli demonami. Krążyły też opowieści o ich niewypowiedzianym okrucieństwie, praktykach okultystycznych, kontaktowaniu się z piekielnym pomiotem, czy inne nie stworzone opowiastki do straszenia dzieci. Coś jednak było na rzeczy, każdy z tego rodu posiadał wrodzone umiejętności, które wręcz prosiły się o tego typu historyjki. Od młodego już biegle władali bronią i magią, cechowali się większą wytrzymałością, lepszą zręcznością i percepcją, najogólniej, byli znacznie mocniejsi niż inni. Pewnie były to tylko plotki, Kenra nie zdradzała żadnych zbytnich odstępstw od normy, chyba, że liczyć skrzywiony instynkt samozachowawczy. Kto normalny idzie za agentem SBE do sali przesłuchania?
-Ta... A jak jesteśmy już przy niej, mamy co do niej pewne... "Obawy".- Zack wreszcie przeszedł do sedna sprawy, podał Amandzie zapiski Aldreona, Królowa przejrzała je szybko, ciężko opisać emocje na jej twarzy. Najpierw jej brwi uniosły się do góry, potem spotkały się groźnym grymasie, a zęby odsłoniły się, gniewnie spojrzała na dwójkę. Serca zaczęły pracować szybciej, dyszała wściekle. Chwyciła Zacka za kurtkę i potrząsnęła nim, gruba kurtka lotnicza stanowiła doskonały punkt chwytu.
-Postradaliście rozum! ONA ISTOTĄ MROKU? Lepiej żeby był to tylko kiepski żart, bo nie ręczę za siebie!- Prawie nim rzuciła, Zack ustał tylko dlatego, że posiadał niemal nienaganną równowagę, widział zmianę w jej oczach, ingerencja mroku, tęczówka powoli stawała się różowa. Sara szybko zerwała się z miejsca i stanęła między Amandą a Zackiem.
-To właśnie chcemy ustalić, nie mamy co do tego pewności. Mam tylko takie przypuszczenia. Potrzebujemy w tym twojej pomocy.- Amanda tylko gniewnie zawarczała, oczy wróciły do pełnej normalności, ale tylko one, Królowa wyminęła Sarę i wyciągnęła spod biurka butelkę mętnego płynu. Wyciągnęła korek zębami, na raz wypiła połowię zawartości, zacisnęła zęby czując ten parszywy, wykręcający wnętrzności smak, otarła łzy. Kiedy się uspokoiła przejrzała zapiski nieco dokładniej, szczególnie zwróciła uwagę na potrzebne składniki, stukała palcem w blat biurka, wykluczała te składniki, które były już na miejscu. Sara wróciła na swój fotel, ale była w pogotowiu, na wypadek gdyby Amandzie znów coś strzeliło do łba. Wiedziała o tym, że Królowa nie grzeszyła cierpliwością, wiedziała też, że zdarzało jej się w napadach złości wyrządzić komuś krzywdę. Sama raz tak prawie pożegnała się ze swoją głową, początki znajomości były niezwykle ciężkie, szczególnie, że to Sara w dużym stopniu odpowiadała za większość nieprzyjemności które ich spotkały.
-Większość z tego już mam, brakuje trzech, ja nie polecę, skrzydła wciąż są za słabe. Zack, ten przywilej niestety spada na ciebie. Dam ci listę, będziesz miał tam wszystkie potrzebne informacje, ja z Sarą przygotujemy resztę.- Wyciągnęła kartkę oraz ołówek, wprawionymi ruchami naszkicowała wygląd roślin, oraz przybliżone lokalizacje, zajęło jej to chwilkę. Przyjrzała się krytycznie szkicom, pokiwała głową z zadowoleniem, wyglądały nawet jak prawdziwe rośliny, Zack wziął kartkę i dokładnie przyjrzał, oprócz lokalizacji i wyglądu, znajdowały się tam też wskazówki co do zbierania. Pokiwał głową, wyskoczył przez balkon, szybko rozwinął skrzydła i udał się na zachód, tam będzie najlepiej się udać w pierwszej kolejności. Oprócz roślin, potrzebowali również wody, miski i kawałka płótna, potrzebowali też nieco krwi khatonki, ale to załatwi się potem.
-Ciekawe dlaczego teraz? Miał tyle czasu na działanie...- Sara zastanawiała się na głos, chodziło to po jej głowie od dłuższego czasu, i bardzo chciała poznać odpowiedź. Widząc niewypowiedziane pytanie na twarzy Amandy powiedziała co jej chodzi po głowie.
-Lenis... Władasz Endrenem od trzystu lat, prawie. Miał tyle okazji i czasu by załatwić ciebie, a ruch wykonał dopiero teraz. Dlaczego? To nie ma sensu. Brak nawet jakiejkolwiek logiki. Nienawidzę być pionkiem w czyjejś grze, a wygląda na to, że wpierdoliliśmy się w samo centrum rozgrywki. Z jednej strony Wojna i demony, z drugiej Lenis i jego zemsta z opóźnionym zapłonem. Nazwij mnie paranoikiem, ale widzę tu pewną... Hmm... Zasadę. Akcja i reakcja, jak w szachach. Lenis wykonał swój ruch, próbował cię zabić, potem ruch drugiej strony, Niko... Tylko kto tu rozdaje karty?- Stukała palcami w oparcie fotela, teraz żałowała, że nie zabiła tego elfa kiedy miała ku temu okazję, a miała ich parę, z drugiej strony... Kto wie co by się stało gdyby Lenis został zamordowany, wojna jak nic, osłabiony Endren, przeciwko całemu EIW. Była zła, nie tylko na siebie, ale też na resztę, na to co się działo. Jedna z jej paskudniejszych cech, zawsze chciała mieć władzę nad wydarzeniami, pomijając już megalomanię i przerost ego, to doprowadzało ją do szału i czarnej gorączki, brak władzy nad wydarzeniami. A teraz mogła tylko biernie się temu przyglądać.
-Niewątpliwie coś w tym jest... Jak jesteśmy przy tym, to mam do ciebie prośbę. Jak już rozwiążemy nasz "problem", to chcę żebyś miała oko, a najlepiej obydwa, na tym serafinie. Może czegoś się dowiemy?- Niko był najłatwiejszym źródłem informacji, Yrsylian była stary i wyrachowany, nie powie im nic, co mogło by jakoś ich naprowadzić na trop, młody serafin to co innego. Sara z łatwością mogła go śledzić, raczej wątpiła w to, że spodziewa się takiego zagrania, poza tym potrafiła szpiegować tak, by nie dać się zauważyć.
-Jak już o nim wspominasz, to jest coś, co może pomóc. Miał przypinkę z logo jakiejś firmy, nazwała się "Krwintek", czy coś podobnego. Nie słyszałam o niej.-Nie miała pojęcia czy Zack też to zaobserwował, pewnie nie, ale ten właśnie mały szczegół nie pasował jej do całości.
-Napijesz się czegoś? Siedzenie tu o suchym pysku jest bezcelowe.- Wyciągnęła z biurka nieco poobijany blaszany kubek, on służył jej podczas spożywania większej ilości napojów wyskokowych. Sara skrzywiła się widząc go, miał ponad pół litra pojemności, a znając Amandę na jednym to się nie skończy.
-Pragnę przypomnieć, że ja nie mam niezniszczalnej wątroby, jak już to coś lekkiego. A tak nawiasem, skąd ty masz popielcówkę, myślałem, że już tego nie robią.- Popielcówka, alkohol obecnie zabroniony w większości państw, za samo posiadanie można mieć już problemy, a o pędzeniu nie wspominając. Ten napitek został wymyślony przez pewnego mędrca ze wschodu, niewielka ilość wprowadzała w stan błogości, i pozwalała na skupienie myśli. Niestety uderzała do głowy znacznie mocniej niż cokolwiek, mimo tego iż miała nieco ponad sześćdziesiąt jeden procent. Stosowanie tego w dużych ilościach też nie było dobrym pomysłem, nie bez powodu wyglądało to jak popielny muł. Wypicie zbyt dużej ilości grozi, w najlepszym wypadku, silnym udarem mózgu, krwotokiem z nosa, uszu i oczu, no i kilka innych mniej przyjemnych rzeczy. Amanda jak widać była na to uodporniona, lub przynajmniej nie zdradzała skutków efektów ubocznych.
-Sama pędzę. Coś lekkiego? Wszystko co mam posiada sześćdziesiąt procent z wyż. Hmmm... Co powiesz na "Karmazynowy Błysk"?- Podniosła brwi z zdziwienia, TEGO się nie spodziewała, znała Amandę i jej zamiłowanie do procentów, ale to ją zaskoczyło. Karmazynowy Błysk był wykwintnym trunkiem, i mimo posiadania dużej ilości alkoholu, bo równe sześćdziesiąt pięć i pół procenta, to był łagodny i nie uderzał do głowy nawet przy nieco większych ilościach. Kwiecisty bukiet, pełnia smaku i niezwykle przyjemne doznanie, słodkie i urzekające a równocześnie kwaśne i pyskate. Nic tak nie podkreślało tego wyjątkowego smaku jak ten kontrast. Wprawiony smakosz był w stanie wyczuć także subtelna nutkę metalu, trunek zawierał niewielkie, ale jednak odczuwalne, ilości krwi, to stąd też wzięła się nazwa, oraz z samego wyglądu napoju.
-Może być, tylko daj mi kieliszek, bo z szklanki to rozwalę sobie wątrobę i połowę układu nerwowego. Swoją drogą nie spodziewałam się po tobie takich wytwornych trunków.- Amanda wyciągnęła z biurka lampkę, ciężko było nazwać ją zwyczajną, była z rżniętego kryształu, oprócz fikuśnych zdobień posiadała jedną, dość niezwykłą rzecz, gryfi łeb. Sara dokładnie przyjrzała się lampce, kiedyś już ją widziała, należała do osobistej zastawy Kasandry, nie spodziewała się ujrzeć ją ponownie.
-Nie znasz mnie tak dobrze jak uważasz, lubię czasem wypić sobie coś... Bardziej wytwornego. Czy ty myślisz, że ja wytrzuję tylko na krasnoludzkim spirytusie i popielcówce?- Odkorkowała butelkę, powąchała zawartość, kiedy w nozdrza uderzył ten przyjemny kwiatowy zapach, to aż poczuła dreszcz wzdłuż kręgosłupa, już dawno tego nie piła. Chojnie nalała Sarze napitku do lampki, sama też po takową sięgnęła, nie miała zamiaru pić tego z kubka, to byłoby barbarzyństwo dla tego trunku. Zakorkował butelkę i odstawiła ją na bok, wzniosły lampki, jak kazała zwyczajowa tradycja, następnie zakosztowały trunku. Teraz mogły na spokojnie kontynuować rozmowę.
-A ja przeciwnie. Słyszałam o tym całym Krwinteku. Powstał jakieś sto dwanaście lat temu, jakiś bogaty typ z Północy to założył. Na papierze organizacja zbierająca datki z krwi dla szpitali i innych tego typu placówek, w zamian dają jakieś nagrody. W praktyce pomiędzy zbieraniem krwi, a oddawaniem jej, jest jeszcze jeden punkt, zaopatrywanie miejscowych juchożłopów.- Podniosła brwi ze zdziwienia, tego to już się całkowicie nie spodziewała, legalnie działająca spółka zaopatrująca wampiry w krew, a myślała, że widziała już wszystko. Zamieszała napojem i powąchała go, aż wspomniały jej się czasy na dworze, kiedy jeszcze Kasandra była u władzy, wtedy to były inne czasy, ona była inna, ale jedno się nie zmieniło, wciąż lubiła ten trunek, parę razy udało jej się "wyzwolić" zapasy, nikt się nie zorientował, a jak już, to kto by ją podejrzewał?
-Co? Zaopatrują wampiry w krew? I to na legalu? Ciekawe.- Jako osoby starej daty, to wciąż pamiętają jak to wyglądało kiedyś, to co działo się trzysta dwadzieścia lat temu jasno pokazywało, że wampir i tak dostanie krew. Zwykła zabawa z okazji święta Bogini Nocy, tak zwana Noc Koszmarów, i rzeczywiście to był koszmar, ponad siedemdziesięciu zabitych, w tym trzydziestu rozczłonkowanych. Pogryzionych łącznie było z czterystu, nikt się nie uchował, od zwykłych mieszczan, na samym dworze kończąc.
-Mhm. Nie mówią tego otwarcie, ale nie trzeba być geniuszem by się połapać. Mają placówki niemalże wszędzie, nawet w Endrenie są trzy. Mów co chcesz, ale to jest dobre rozwiązanie. Ludzie dobrowolnie oddają krew, a wampiry dostają ją i nie muszą zdobywać jej w... Tradycyjny sposób. Obie strony zyskują.- Ciężko było zaprzeczyć, wampiry są zaopatrywane w darowizny z krwi, a reszta zostaje przekazana placówką medycznym, wilk syty i owca cała. Biorąc jednak pod uwagę sytuację na świecie, to ciężko odgadnąć kogo tak naprawdę to chroni, ludzi, czy wampiry. Na krwiopijców trwały obławy, nikt kto miał długie kły i apetyt na juchę nie mógł czuć się bezpiecznie, na całym Trydum tylko Endren nie zezwalał na takie polowania. Tak samo jak nie zezwalał na polowania na wilkołaki, demony oraz rasy starsze, z istotami mroku jest ten problem, że nie ma żadnego kruczka prawnego co zapewniałby im bezpieczeństwo. Jesteś istotą mroku, idziesz na pieniek. Bezpiecznie mogli się czuć tylko na odludziach, bądź takich krainach jak Varrnat.
-Niby tak. Skoro... Ile ich jest w Endrenie? Wampiry, wilkołaki, demony? Ile?- Skoro były aż trzy placówki, to oznaczało, że musi ich być tu dość sporo, poza tym, skoro to było jedyne państwo na Trydum, które nie pozwalało na polowania, to samoczynnie stało się swoistym schronem dla takich istot.
-Dokładnie ci nie powiem, wielu ukrywa swą prawdziwą naturę, ale ja już mam swoje sposoby, póki co mam pewność, że jest tu niemalże siedemset wampirów, prawie półtora tysiąca lykanów, z demonów, wyliczając Niko i lisa, to jest ich dwadzieścia trzy. Wszyscy oficjalnie zarejestrowani. Pewnie jest ich więcej ale się z tym ukrywają. Nie dziwie im się, łowcy demonów i potworów, zakon, takich jak oni w każdym innym zakątku świata pali się na stosach.- Niezła zbieranina, wampiry, wilkołaki, demony i co jeszcze? Zastanawiała się, czy są to inne istoty na które trwają obławy, smoczy akolici czy nekromanci. Pewnie była przewrażliwiona, ale nie dawało jej to spokoju, jeśli tacy tu byli, to nawet nie dziwiła się dlaczego takim zainteresowaniem ze strony zakonu cieszył się Endren.
-Powiedz mi jeszcze jedno. Bo niezwykle mnie to ciekawi. Jak udało ci się przez ten czas ukrywać ze swoją naturą? Widzący powinny wyczuć cię z kilometrów.- Widzący są niezwykle wyczuleni na magię, głównie to elfy, statystycznie rodzi się wśród nich najwięcej osób obdarzonych tym darem, wśród ludzi też zdarzały się przypadki, ale to już graniczyło z cudem. Ich darem było możliwość wyczucia magi która w kimś była, czuli ją na kilometry, dlatego istoty mroku miały takie kłopoty z ukrywaniem się, musieli naprawdę oddalić się od cywilizacji by zamaskować swój trop. Amanda miała na tyle łatwo, że zamek był otoczony magiczną barierą, działała jak swoisty bloker, nie mogli jej wyczuć przez tą barierę. Ale i tak musiała nauczyć się maskować swój trop magiczny, przecież bycie władcą nie oznacza, że będzie się siedzieć cały czas w zamku.
-Nauczyłam się maskować swój trop, nie powiem, żeby przyszło to łatwo, ale było to konieczne. Przez te trzysta lat nikt nawet mnie nie podejrzewał o bycie istotą mroku. Jakbyś usłyszała co poniektóre teorie spiskowe na mój temat, to chyba umarłabyś ze śmiechu.- Zaśmiała się mimowolnie, teorii na jej temat namnożyło się jak królików na wiosnę, wielu spekulowało na jej temat, głównie dlaczego wciąż tak młodo wygląda. Jedni mówili o kąpielach w krwi dziewic, czyli towarze raczej deficytowym, inni z kolei mówili o czarnoksięstwie, czy nawet demonologii. Najbardziej ją rozbroił pomysł, że jest dopelgangerem, a prawdziwa Amanda już nie żyje.
-Domyślam się, trzysta lat, a ty prawie się nie zmieniłaś. Ciężko w to uwierzyć. O ile tu już przebiłaś średnią długość życia? O sto lat?- Sara nie wiedziała ile dokładnie lat ma Amanda, takie informacje nie figurowały nawet w archiwach królewskich, co było dla niej niezwykle podejrzane. Wnioskowała, że Królowa może mieć z czterysta pięćdziesiąt lat, kiedy się poznały miała już z stówkę na karku.
-Oj dużo, powiem tylko, że już dawno powinnam być kupką zmurszałych kości. Jak widać wciąż się trzymam.- Sara nie mogła pochwalić się mocną głową, już po kilku łykach czuła się rozweselona, wzięło ja na refleksje, chciała odkopać coś, co długi jej ciążyło.
-Dlaczego? Dlaczego kazałaś wydostać mnie z wariatkowa?- Tamto wspomnienie było mgliste i nie wyraźne, pamiętała same urywki, prochy na których ją trzymali, oraz przymusowe odstawienie środków psychotropów były fatalne w skutkach. Nim doszła do siebie minął prawie miesiąc. Wielu krzywo patrzało na jej uzależnienie od środków psychoaktywnych, nic dziwnego, ale umysł maldurianina różni się od ludzkiego, więc nie miały na nią takiego wpływu, bardziej niebezpieczna była dla niej nikotyna.
-Ja? Nie, to nie był mój pomysł, to Aldreon mnie do tego nakłonił, bez obrazy, ale gdyby to zależało tylko ode mnie, to zgniłabyś tam. Polowałaś na mnie, raz ci się prawie udało, i na mój gust, to o jeden raz za dużo. Było minęło.- Zamieszała trunkiem, powąchała go, przez chwilę miała błogą i zadowoloną minę, potem wrócił normalny wyraz, względna obojętność.
-Ta racja, wybacz, że to odkopuję. Zawsze mnie to dziwiło, Zack nigdy mi tego nie wytłumaczył. Teraz rozumiem. Aldreon... Jak zawsze...- Nie dokończyła myśli, znów wzięła łyk trunku, pozwalała by smak rozpłynął się po jej ustach, łaskotał podniebienie, czuła ten wykwintny kwiatowy bukiet, kwaskowaty posmak mieszający się ze słodyczą, i ta nuta metalu.
-Naszykujmy to co jest potrzebne, ty jeśli możesz idź po wodę i jakąś większą miskę, ja przygotuję resztę.- Niechętnie podniosła sie z miejsca, powoli dopiła resztę trunku, z żalem odstawiła go na bok i udała się po potrzebne rzeczy. Woda i miska, to mogło być tylo w jednym miejscu, kuchnia. Nie miała po co się spieszyć, Zack musiał zrobić rundę wokół całego Endrenu, to było sporo, nawet dla kogoś tak szybkiego jak on. Kiedy tylko zjechała windą na czwarty kilometr, to wpadła na khatonkę, zareagowała podświadomie, chwyciła ją za ubrania i przerzuciła nad sobą, Kenra padła na podłogę z głośnym jęknięciem.
-Za co? Przecież przeprosiłam.- Zajęczała żałośnie, Sara westchnęła i ją podniosła, pomogła jej ustać na nogach, czuła od niej potem i ziemią, oraz, co najdziwniejsze, żywicą, miała rozszerzone źrenice, oraz przyspieszony puls.
-Trenowałaś? Hisss... Jedzie od ciebie magią. Nie mów mi, że ten demon trenował cię w magii. A tak w ogóle to wybacz, zadziałałam instynktownie.- Czuła od niej magię, nie żeby była widzącym, kwestia praktyki i treningu. Każdy rodzaj magi charakteryzuje się wyjątkowym zapachem, mag natury często pachniał jak świeże igliwie, czy żywica, ktoś władający ogniem często pachniał jak siarka, bądź ciągnęło od niego spalenizną.
-Ta, nie powiem jest to męczące, ale jest też fajne. Palce mi drętwieją ale jestem zadowolona.- Zacisnęła palce i je rozprostowała, czuła mrowienie, nie było to specjalnie przyjemne, czuła też ból ramion i łokci.
-Nie przeginaj, zalecam odpoczynek, zdrętwiałe palce to tylko początek, przegięłaś z magią a to może prowadzić do... Skutków ubocznych.- Magia obciążała organizm, coś jak spory wysiłek fizyczny, jeśli się przesadzi, to można wylądować w szpitalu, bądź w kostnicy. Sara raz przesadziła z użytkowaniem magii, przez trzy miesiące nie miała władzy w lewej dłoni, potem i tak miała problem z zginaniem palców, do czasu aż jej nie straciła.
-Am... Dobrze, postaram się to ograniczyć. Dzięki za ostrzeżenie.- Uszy powędrowały jej w dół, czegoś takiego to się nie spodziewała, demon o niczym jej nie powiedział, albo powiedział i go nie słuchała. Sara pokręciła głową, musiała coś zrobić, szybko udała się w stronę kuchni, potrzebowała wody i miski. Rozglądała się, przybyło tu żołnierzy, przyglądała się im tak, żeby zapamiętać twarze, spoglądała na pagony, głównie świeże mięso. Zajęci byli rozmawianiem ze sobą, dostawali przydziały, organizacja przebiegała całkiem sprawnie, spodziewała się większego chaosu. Większość to ludzie, kilku niebian, dwa elfy, i, tego się nie spodziewała, maldurianin. W sumie nic czego by już nie widziała, młody maldurianin w wieku około trzydziestu paru lat, trzymał się na uboczu i bawił się nożem motylkowym. Niezbyt wyróżniał się od przeciętnego maldurianina, metr osiemdziesiąt, czyli całkiem wysoki, barczysty, wyglądał na takiego, co potrafi zadbać o siebie. Kucharze wciąż byli w kuchni, pewnie szykowali posiłek dla nowych.
-Dajcie mi jakąś miskę i baniak wody.- Nie minęło nawet dziesięć sekund a już dostała to co było jej potrzebne, podziękowała, baniak zawiesiła na haku, a miskę wzięła pod pachę, zastanawiała się czy to wystarczy. Kiedy znów przechodziła przez świeży nabytek garnizonu, drogę zastąpił jej maldurianin, jego pagon kazał sugerować, że ma rangę kaprala.
-Nie spodziewałem się tu kogoś mojej rasy. Nazywam się Yrat, a ty?- Nie miała na sobie oznaczeń, miała polowy mundur, westchnęła i chciała przejść obok niego, a on znów zastąpił jej drogę. Tego jej brakowało do szczęścia.
-Nazywam się nie twój pierdolony interes, a teraz złaź z drogi.- Wysyczał to złowieszczo, uszy nerwowo jej dygnęły, obnażyła zęby, nie miała zamiaru zakładać tu przyjaźni, nie miała po co, a zresztą nie interesowało ją to.
-Łoł, po co tak agresywnie koleżanko? Nie musisz warczeć. Może dasz się zaprosić na kawę?- Przekręciła oczyma, no jasne jeszcze czego, romantyk się jeden znalazł, powinna go palnąć w łeb czymś ciężkim.
-Jak umrę, plus trzy dni, tak dla pewności, a teraz odsuń się, albo połamię ci wszystkie kości, a z twoich flaków zrobię sobie hamak.- To odniosło skutek, Yrat cofnął się, dopiero teraz zorientował się, że nie miała lewej dłoni, zrobił przestraszoną minę, uszy powędrowały w dół a sam maldurianin poszedł sobie. Parsknęła, a mógł od razu dać sobie spokój. Wróciła windą na jedenasty kilometr, drzwi były uchylone, otwarła je napierając barkiem po czym zamknęła je nogą.
-Widzę, że masz to co jest potrzebne, Zack zaraz tu będzie, wlej wodę do kociołka.- Niewielkim nożykiem wskazała balkon, na płycie grzewczej znajdował się kociołek, Królowa właśnie kończyła przygotowywanie potrzebnych składników. Położyła miskę na biurku, otwarła baniak i napełniła kociołek, mógł mieć z półtora litra pojemności, to pewnie w nim przygotowywała eliksiry. Królowa włączyła płytę grzewczą i postawiła posiekane składniki na stoliku, było tego bardzo dużo. Listki pokrojone w paski, kawałki czegoś co wyglądało jak brzoskwinia tylko o granatowym kolorze, pędy nieznanej rośliny.
-Ale to śmierdzi, a już myślałam, że gnijące zwłoki utopca to przegięcie.- Zatkała nos, zapach tych roślin ją drażnił i przyprawiał o ból głowy, Amanda nie miała takich problemów. Teraz woda musiała się zagotować, oraz Zack musiał wrócić z resztą składników, a to mogło trochę zająć.
-Wiesz jak to przygotować?-
-Oczywiście, znam się na alchemii, a Aldreon zostawił niezwykle dokładnie notatki, to nie powinno zająć więcej niż półtorej godziny.-Woda zaczynała wrzeć, zbiegło się to dokładnie z czasem przybycia niebianina, podał Amandzie resztę potrzebnych roślin, szybko pocięła ja na kawałki. Wrzuciła pierwszą porcje ziół do bulgocącej wody, szybko przybrała zielony odcień, zaczęła mieszać chochlą, w regularnych odstępach czasu dodawała kolejne składniki. Kolor zmieniał się po każdej porcji ziół, ostatecznie zatrzymał się an lekko granatowym, a zapach przywodził na myśl zjełczałe masło. Ostatnim składnikiem był dziwny srebrzysty pył, Amanda wsypała niewielką szczyptę wciąż mieszając, buchnęło dymem, wszyscy się rozkaszleli. Królowa ostrożnie podniosła kociołek i przelała zawartość do miski, było tego niewiele, mniej niż połowa miski. Wyłączyła płytę grzewczą i przeniosła miskę do gabinetu, włożyła do niej kawałek chłonnego płótna i zostawiła na dłuższą chwilę. Wtedy, zgodnie z prośbą przyszła Kenra. Królowa położyła metalową tace na biurku, na nią dała płótno nasączone wywarem.
-Kenra podał rękę.- Khatonka podała Amandzie lewą dłoń, Amanda chwyciła ją za nadgarstek i dźgnęła igłą w palec, Kenra jęknęła i zacisnęła zęby, nie lubiła igieł. Niewielka kropla spłynęła po futrze i wylądowała na środku płótna, nic się nie stało.
-Mówiłam.- Przeliczyła się, krew szybko zmieniła kolor na czarny, całe płótno pokryło się pajęczyną, z miejsca upadku kropli krwi zaczął się wydobywać dym, a po chwili płótno zajęło się ogniem. Szybko stłamsili płomień używając do tego drugiej tacy, spojrzeli się na zszokowaną khatonkę.
-Kenra...-
-Nie... to nie może... NIE...- Wykrzyknęła, spojrzała na swoje dłonie, zaczynała panikować, Amanda wyciągnęła do niej rękę, khatonka ją odtrąciła i cofnęła się jeszcze bardziej, oczy błyszczały od łez.
-Nie, nienienie... To niemożliwe!- Padła na kolana wciąż patrząc się na swoje dłonie, spoglądała na nie z mieszaniną strachu i nienawiści, Amanda powoli do niej podeszła, z trudem się schyliła i uściskała córkę, wiedziała jak się czuje. Sama przez to przechodziła.
-Spokojnie, no już...- Przytuliła ją, khatonka po chwili odwzajemniła przytulenie, wsparła się na jej brzuchu i wciąż płakała, Amanda spojrzeniem dała znać Sarze i Zackowi, że mają stąd wyjść, wykonali polecenie bez zastanowienia.

Zatrzymali się tuż przed windą, patrzyli na siebie nie mając pojęcia co powiedzieć, oboje byli tym zaskoczeni, ciekawiło ich też dlaczego płótno stanęło w ogniu.
-Nawet nie wiem co powiedzieć. Liczyłam na to, że się mylę.- Oparła się plecami o ścianę, zrobiła głęboki wdech, teraz sprawy nieco się komplikują, a miało być tak łatwo. Kenra mogła przysporzyć sobie i innym sporo problemów, jeśli była na tym etapie to już wkrótce zaczyna się z nią problemy, każdy z nich przez to przechodził. Zmiany zachowania, zwiększone skłonności do agresji, depresja, myśli samobójcze, wahania nastrojów, to tylko niektóre z atrakcji jakie niesie ze sobą mrok. Na każdego działa inaczej, Sara miała ostrą paranoję, często dokonywała samookaleczeń, oraz była niezwykle agresywna. Zack nie zdradzał żadnych zmian spowodowanych przez mrok, możliwe, że rozwalenie głowy miało coś z tym wspólnego. Z tego co wiedziała Herra nie miała problemów, nie zrobiła się agresywna, wręcz przeciwnie, była spokojniejsza niż normalnie. Co do reszty to nie miała pewności, wiedziała, że Aleksandrze ostro odbiło, ale ona normalnie była niezrównoważona, można nawet powiedzieć, że bliżej jej do zwierzęcia niż do człowieka.
-Daj mi im trochę czasu, ja w między czasie postaram się skontaktować z Parhanerem, a ty masz jakiś kontakt z Nathanielem?- Skinęła głową, miała z nim kontakt i to bardzo dobry, z jednej strony ten pomysł jej się podobał, z Nathanielem nie widziała się od bardzo dawna, a z drugiej strony... Bała się tego. Jeśli wszyscy wrócą, to wróci i Aleksandra, co tu dużo mówić, to była jedyna istota która przerażała Sarę, oraz nie tylko ją.
-Ją też? Proszę powiedz, że jej nie sprowadzimy.-
-Z Aleks jest ten problem, że cholera jedna wie gdzie się teraz rozbija, może być wszędzie a zarazem nigdzie. Znając ją siedzi w jakiejś zapomnianej przez Bogów mieścinie na zadupiu i... Zresztą wiesz co robi.- Ominął ten temat, też nie przepadał za Aleks, sam nie miał czystego sumienia, ale przy niej był święty, jeżeli ktoś uważa Sarę za paskudną osobę, to powinien poznać Aleksandrę Hell.
-Nie ma co tak tu sterczeć, ja wracam do siebie, Amanda pewnie potrzebuje trochę czasu na uspokojenie futrzatej.- Rozstali się, Sara wróciła do swojego pokoju, niebianin poleciał do miasta, chciał coś sprawdzić. Kontrast pomiędzy sterylnym i jasnym korytarzem, a jej pokojem, ciemnym i gotyckim, mógł zaboleć w osoby obdarzone zmysłem estetycznym. Na niej nie robiło to wrażenia, lubiła swoje cztery ściany, co prawda to nie była jej rezydencja, ale i tak bywała tu znacznie częściej. Otwarła szafę, usunęła fałszywą ścianę i wyciągnęła stamtąd skrzyknę, stara i z ogniskami korozji, ale wciąż zamknięta. Otwarła ją i wyciągnęła zawartość, łańcuch, ale nie jakiś zwykły, tylko łańcuch bojowy. Brzmi to jak żart, ale udało jej się stworzyć nowy styl walki, niestety nie przyjął się. Sam łańcuch różnił się od tego co wyobrażamy sobie po usłyszeniu tego słowa, ogniwa były znacznie większe i cięższe a do tego poryte były kolcami. Jeden cios potrafił zgruchotać kości i obedrzeć z ciała, chyba, że cel posiada solidny pancerz, wtedy jest prawie bezużyteczny. Na potrzeby użytkowania tej broni musiała też stworzyć nowy mundur, nie różnił się zbytnio od normalnego. Stworzono go z grubszego materiału o mocniejszym splocie, dodatkowo pokryty był płatami utwardzonej skóry, ochrona przed kolcami. Skóra osłaniała cały tułów, całą prawą rękę, i lewe biodro, na barkach znajdowały ciernie, oraz zaczep na łańcuch, Sara zaczepiała go na prawym barku i owijała się nim. Oprócz tego potrzebowała grubą rękawicę na prawą dłoń, ostatnie czego chciała to utracić palce, lewa nie wymagała ochrony, głównie dlatego, że wtedy miała już hak. Owinęła łańcuch wokół lewego przedramienia i zaczepiła jedno ogniwo o hak, założyła rękawicę i wykonała kilka zamachów, wciąż wiedziała jak tym się posługiwać. Łańcuch musiał być w ciągłym ruchu, jeśli się zatrzyma, nie będzie miała jak zaatakować, kręciła nim przed sobą tak by niczego nie zniszczyć. Uśmiechnęła się do siebie, wciąż to miała, chyba czas wrócić do tego cholerstwa, musiała tylko to jakoś rozwinąć, ulepszyć. Pokręciła głową, na to przyjdzie jeszcze czas, odłożyła łańcuch do skrzynki o odstawiła ją do szafki, przebrała mundury w poszukiwaniu tego konkretnego. Znalazła go na półce, był w stanie niemal idealnym, jedyną skazą była szrama na prawym karwaszu. Podobnie jak każdy jej mundur, ten też nie posiadał pagonu, tylko pokazowy posiadał oznaczenia, reszta nie posiadała nic. Wzięła jeszcze wzmocniony płaszcz oficerski, wszyta kolczuga i płyty stalowe i podszycie ze wiwerniej skóry, ciężkie cholerstwo zdolne powstrzymać miecz. Położyła to na łóżku, to jej się przyda kiedy będą polować na zamachowców, przydałaby się też ochrona przed magią, tak na wszelki wypadek. Pogrzebała głębiej, wyciągnęła kamizelkę, na pierwszy rzut oka zwykła kamizelka wykonana ze gadziej skóry, dla wprawnego oka doskonała ochrona przed magią. Zapłaciła za to górę złota, ale warto było, materiały z których wykonano kamizelkę potrafiły ochronić przed każdym zaklęciem piątego poziomu, czyli przed tym co potrafi ledwie piętnaście procent użytkowników magii. Zaklęcia dzielono na poziomy, pierwszy to zaklęcia dla idiotów, takie których NIE da się spieprzyć, takie jak magiczne światło, leczenie drobnych ran, czy znieczulenie. Piąty poziom to potężne zaklęcia pokroju piorunów łańcuchowych, czy potężnych kul ognia chaosu, czyli takie zaklęcia które zabijają tak mocno, że nawet nekromanta nie ma z tych ciał użytku. Kamizelka tworzyła antymagiczne pole wokół posiadacza, więc chroniła całe ciało, nie raz uratowało jej to życie i twarz przed stopieniem. Należało ją jednak chronić przed jakimkolwiek uszkodzeniem, dlatego nosiła ją pod mundurem czy pancerzem. Zastanawiała się jak to rozegrają, była ich trójka, a przeciwnik był rozrzucony po całym Endrenie, jeden błąd i uciekną, a ona nie miała ochoty ich gonić. Usiadła na fotelu i z barku wyciągnęła butelkę nalewki, na usta wypełzł złowrogi uśmieszek, zamieszała zawartością ciemnej butelki, słyszała chlupot, połowa zawartości. Powoli wyciągnęła korek i wypiła odrobinę płynu, założyła zatyczkę do nosa i wypiła duszkiem zawartość, zacisnęła zęby czując skręcające się wnętrzności. Pociemniało jej przed oczyma, zaniosła się głośnym kaszlem, ciężko dysząc wsparła się na biurku, oczy zakryła ciemność a ona upadła na podłogę. Nie, nie straciła przytomności, organizm doznał szoku, alkohol i psychotropy, bardzo złe połączenie, jej organizm i tak był na to w miarę uodporniony. Podniosła się powoli powarkując, trzymała się za głowę, takiej karuzeli dawno nie doświadczyła. Czuła tsunami w żołądku, w głowie miała karuzelę, a do tego miała problem z oddychaniem, wątroba do wymiany, podobnie jak nerki. Powoli usiadła na fotelu, rozkaszlała się ciężko plując krwią.
-Ała... Co mnie podkusiło? Cholera.- Zdjęła zatyczkę do nosa, od razu poczuła spływającą krew, otarła ją, zgarnęła chusteczkę i wetknęła ją do nosa, odetchnęła przez usta. Musiała to przyznać, była uzależniona od środków psychoaktywnych, a w połączeniu z akloholem uderzyło ją to mocniej niż powinno. Widziała swoje odbicie w lustrze, przeraźliwie blada z wyostrzonymi żyłami i zeszklonymi oczyma. Tym razem miała szczęście, jeszcze trochę i odeszłaby z tego świata, można powiedzieć, że znalazła się na granicy.
-Wyglądasz jak gówno. Chodź Amanda nas wzywa.- Zack stał na balkonie i patrzył się na nią z nikczemnym uśmieszkiem, ciemność za oknem wszystko wyjaśniła, odpłynęła na parę godzin, zrobiła parę głębokich wdechów, czas dowiedzieć się jaki ma plan. Powoli wstała, nogi ją bolały, starała się oddychać najgłębiej jak tylko potrafiła, wytoczyła się z pokoju, Nie powinni na nią czekać. Kiedy tylko znalazła się w gabinecie Królowej, to przekonała się, że Amanda poczyniła już kompleksowe przygotowania. Na biurku leżała rozciągnięta mapa z zaznaczonymi punktami, trasami, i tego typu informacjami.
-Długo karzesz na siebie czekać. Siadaj.- Wskazała jej fotel, usiadła posłusznie, Amanda stuknęła palcem w mapę, z szuflady wyciągnęła obszerne foldery, jeden dała Sarze, drugi Zackowi.
-Słuchajcie, bo sprawa jest ważna. Sprawdziłam twój raport, porównałam go ze swymi informacjami, wynika z tego, że jest jeszcze pięć takich grup, dwie w Tallus, jedna w Daznirg i Garzing, a ostatnia w Skydalle.- Wskazała pięć punktów, Stare Miasto, Nowe Miasto, centrum Daznirg, północny-wschód Garzing, oraz Skydalle. Topografia Endrenu jest ciekawa, od zachodu mamy pasmo górskie zwane "Górami Nieskończonymi", zwane tak ze względu na rozległość, było tam pełno kotlin, jarów, wąwozów, jaskiń i skalnych półek. Na północno-wschodnim krańcu znajdowało się Morze Płytkie, było ono kluczem do morskiego handlu, dawało dostęp do wszystkich krajów północy i do większości krajów centralnych. Samo morze było bardzo głębokie, zwano je płytkim ze względu na wrodzone ironiczne poczucie humoru Endreńczyów. Południowy-wschód to Wielka Równina, znacie ją więc nie będę o niej się rozpisywać. Zamek znajdował się w samym sercu Endrenu, Wysoka Iglica była pozostałością po kraterze wulkanicznym, w wnętrzu którego wybudowano Tallus, po samym kraterze zostały dwa ślady, Wysoka Iglica, oraz Biały Szczyt. Na północy znajdowała się Mroczna puszcza, las stary jak świat, pamięta jeszcze Wojnę Bogów. W Endrenie znajdowały się trzy rzeki, Riva, Ganka, oraz Lima. Riva była największą i najdłuższą rzeką, swoje źródło miała gdzieś w górach, trudno było określić gdzie dokładnie, wypływała z gór tworząc piękny wodospad, dalej spływała w północnym kierunku. Opływała Stare Miasto z dwóch stron, tworzyła naturalną fosę, oba biegi rzeki się łączyły i spływały dalej na północny- wschód, kończyła swój bieg w morzu. Lima, była wąska, ale bardzo głęboka, przepływała przez Mroczną puszczę, płynęła niemal idealnie na wschód, przepływała przez Garzing i podobnie jak Riva wpływała do morza. Ganka za to była rzeką podziemną, na powierzchnię wypływała dopiero na Wielkiej Równinie, była rzeką bardzo wartką i ostrą, wykonywała kilka ostrych zakrętów i znów znikała pod powierzchnią ziemi. W Endrenie, a właściwie nad Endrenem, znajdowały się dwa niebiańskie miasta, Skydalle i Cloudshenn, zbudowano je w chmurach, dosłownie w chmurach. Niebianie nie tylko potrafili po nich chodzić, ale też z nich budować. W takim domu z chmur było całkiem przytulnie, chmury utrzymywały całe wyposażenie, a niebianie słynęli z tego, że lubili luksusy.
-Każda grupa to pięć osób, do tego ich dowódca, oraz dwóch zdrajców z garnizonu.-
-I teraz niech ktoś mi powie, że moje intencje nie były dobre.- Syknęła Sara, miała olbrzymią ochotę wytropić wszystkich Króloweskich którzy uciekli po Rewolucji, ale Amanda kategorycznie jej tego zabroniła. Chcąc czy też nie musiała się posłuchać.
-I tak uważam, że wybicie ich nie było dobrym pomysłem. Rewolwerowiec i czarodziejka są wtykami. Jest jeszcze jedna osoba, łeb operacji. Orel.- Amanda była nieludzko spokojna, zmierzyła zimnym spojrzeniem Sarę.
-Ty sobie żartujesz, prawda? OREL! Przecież to już będzie stary dziad. To n to wszystko zaplanował?- Amanda pokiwała potakująco głową, tylko Orel mógłby zaplanować atak na nią, i tylko on posłużyłby się tą taktyką.
-Jasne, że on, ogień zwalczaj ogniem. To ja stworzyłam tą taktykę, jeszcze jak służyłam w Strażnikach, rozdzielenie i kooperacyjne działanie, sukinsyn zawsze miał do tego łeb. Ciekawi mnie tylko dlaczego wrócił, plan wymaga od nas subtelności i dyskrecji. Będziemy musieli poruszać się z gracją i elegancją.- Podniosłą drewniane krążki i ustawiła je na miejscach gdzie wedle informacji znajdowali się pozostali, ustawiła po pięć na jednym punkcie, trzy umieściła na zamku, jeden na dalekiej północy Ednrenu, a ostatnim żonglowała w palcach.
-Musimy się rozdzielić i działać tak, by nas o to nie podejrzewali. Jeden błąd i cały misterny plan pójdzie w pizdu. Ja zajmę się tymi w Skydalle, Sara, ty weźmiesz grupę na Nowym Mieście, a ty Zack załatwisz gnoi w Garzing. Jeśli dobrze to rozegramy sami wpieprzą się w nasze sidła.- Tak potwornego uśmiechu na jej twarzy Zack nie widział od lat, ostatni raz widział ten uśmiech kiedy tłumili bunt. Jeśli ktoś bez uczuć i emocji może się czegoś bać, to z pewnością on boi się tej strony Amandy.
-W folderach macie wszystko rozpisane, teraz tylko dokładnie to z wami omówię, i zdradzę wam mój plan.-
-Wreszczie coś się dzieje.- Wysyczała Sara, jej drapieżny uśmiech, w połączaniu z bladą cerą i długimi kłami sprawiały, że wyglądała jak wampir na głodzie.

Było zimno, wiatr wiał z południa. Mokra sierść utrudniała rozgrzanie się. Z racji położenia, w Endrenie było zawsze chłodno, a szczególnie w nocy. Postanowiła wrócić do pokoju, otwarła drzwi balkonowe i wślizgnęła się do pokoju, gdy weszła poczuła nagły powiew lodowatego wiatru. Zadrżała z zimna, nastroszyła się. Położyła się na łóżku, przeciągnęła się sycząc, podciągnęła kołdrę pod sam kark, coś zaskrzypiało, wyprostowała się szybko, spojrzała przed siebie, zdawało się jej, że widzi przed sobą czarną postać. Czarny cień się poruszył, usiadł na łóżku i zbliżył się do Kenry, to była kobieta z zdjęcia, zmiennokształtna. Kenra odruchowo sięgnęła po coś, co mogło posłużyć do obronny, zaszczyt ten spadł na ciężka encyklopedię wiedzy ogólnej. Herra uchyliła się przed nadlatującym tomem mającym prawie tysiąc stron, kiedy tylko spojrzała w kierunku Kenry, to zarobiła prosto w głowę ciosem z drugiej encyklopedii. Kenra szybko zeskoczyła z łóżka i pobiegła do biurka, zgarnęła stamtąd szablę, mimo iż od bardzo dawna nie miała okazji ich trzymać i nieco zapomniała jak się walczy, to czuła się z nią bezpieczniej.
-Ała... Za co? Nie mam wrogich zamiarów.- Gładziła czoło w które oberwała twardą okładką, będzie śliwa jak nic, zaciskała zęby i syczała z bólu. Powoli się podniosła, a kiedy zobaczyła uzbrojoną khatonkę podniosła ręce do góry i cofnęła się.
-Ejże! Gdzie mi z tym, ostrożnie. Amanda poprosiła mnie bym sprawdziła co u ciebie. I odłóż te żelastwo. Proszę?- Wydawała się przestraszona tym całym zajściem, jeśli byłą to znajoma Amandy, to ona też z pewnością była istotą mroku, Kenra opuściła broń ale jej nie odłożyła.
-Kim jesteś?- Zapytała się subtelnie prezentując khatońską szablę w promieniach księżyca, Herra ciężko przełknęła ślinę, Amanda powiedziała jej, że Kenra potrafi być... Ciężka w kontaktach, ale tego to się nie spodziewała.
-Jestem Herra, przyjaciółka Amandy, oraz jej okazyjny lekarz. Chciała żebym sprawdziła co u ciebie. Możesz to odłożyć? Ładnie proszę.- Odłożyła broń na biurko, skrzyżowała ręce, czekała na dalsze wyjaśnienia, a w między czasie mogła dobrze się jej przyjrzeć. Była bardzo niska, może metr czterdzieści, ale była bardzo zgrabna, talia jak u osy, duży biust, urocza twarzyczka o niezwykłej urodzie. Miała niewielki zadarty nosek, śliczne pełne usta, wargi były seledynowe, oczy były dziwne, białko miało odcień bardzo jasnego różu, tęczówki były w kolorze patyny, źrenica wyglądała jak litera “X”. Włosy były w dwubarwne pasemka, szmaragdowe i lazurowe. Ubrana była w czarną sukienkę na jedno ramiączko, jej dół wyglądał na potargany, a sama sukienka była pozbawiona ozdób. Pod nim miała gorset, ta część odzienia też była czarna, oraz prosto wykonana, czarne wiązane spodnie z długimi nogawkami, oraz skórzane sandałki. Proste i schludne odzienie. Nie widziała w jej oczach złości, tylko sympatię, wyglądała na miłą i serdeczną osobę. Przeciwieństwo Sary.
-Wydajesz mi się zestresowana, chcesz coś na uspokojenie?- Westchnęła ciężko, fakt bycia istotą mroku ją przeraził, jak o tym nie myślała, łatwiej było jej to znieść, ale odbijało się to na jej zachowaniu, była zdenerwowana.
-Byłabym wdzięczna. Przy okazji, jestem Kenra.- Herra sięgnęła do torby aptekarskiej, pogrzebała w niej chwilę i wyciągnęła fikuśną fiolkę z długą szyjką, podała ja khatonce.
-Pomoże ci uspokoić nerwy oraz zasnąć, sen twardy jak kamień, albo zwrot kosztów.- Zaśmiała się, Kenra dokładnie przyjrzała się fiolce, wykonana z zielonego szkła, ręczna robota, była smukła i miała długą szyjkę, w środku znajdował się jakiś płyn. Wyciągnęła korek, powąchała substancję, spodziewała się odrażającego smrodu, zdziwiła się czując zapach kwiatów. To mogło jej się przydać, wiedziała, że jak jest zdenerwowana to nie potrafiła zasnąć, a rano była niczym chodzące zwłoki, zero życia. Położyła się na łóżku, wypiła całą zawartość na raz, odłożyła fiolkę na nocną szafkę i momentalnie zasnęła.

Wszędzie było ciemno, jedyne co było widać to jasny punkt daleko z przodu, wszędzie niósł się huk podkutych butów, parła naprzód. Gdy wyszła na światło dzienne, stanęła jak zamurowana, była w wielkim forcie, aż gwizdnęła z podziwem. Osłoniła oczy dłonią, świeciło jasne czerwcowe słońce, spojrzała na swą dłoń i aż podskoczyła, nie było na niej sierści, tylko gładka mocno opalona skóra. Nie była w swoim ciele, była w ciele królewskiego żołnierza, kobiety w podeszłym wieku, włosy oprószyła siwizna, a miejsce w którym się znajdowała było nie byle jakim fortem, to był Szary Fort. Oficer wykrzykiwał polecenia, żołnierze zajmowali wyznaczone pozycje.
-Ridler! Do kuszy wałowej!- Wykrzyknął oficer, Kenra nie wiedząc czemu zasalutowała i pobiegła do kuszy wałowej. Pobiegła przed siebie, wbiegła po schodach na mury, weszła po drabince najszybciej jak potrafiła, była w niewielkiej baszcie. Załadowała kuszę, napięcie cięciw było ciężkie, gdy się to jej udało, położyła wielki pocisk. Krzyki oficera urwały się nagle, rozległy się za to krzyki żołnierzy, spojrzała w tamtym kierunku, oficer leżał przygnieciony do ziemi, na nim stał niebianin, z bioniczną ręką, Zack. Nie miał połowy twarzy, widać, że rana była świeża, widać było sztuczną czaszkę, fragmenty skóry i mięsa przyczepione na siłę do kości. Miał na sobie czarne glany i bojówki, ciemnozieloną koszulę, biały kitel i czarną woskową kamizelkę, do niej przyczepiono naramienniki, miał też karwasz i nagolenniki. W lewej trzymał pałkę, w prawej strzelbę, rozdeptał oficerowi głowę i rzucił się na jednego z żołnierzy. Kenra wystrzeliła z kuszy wałowej, Zack wyrzucił w powietrze pałkę, wystrzelił dłoń w kierunku pocisku, pochwycił go i wykonał piruet, puścił, a pocisk poleciał w kierunku balisty. Kenra odskoczyła, osłoniła głowę rękoma, usłyszała trzask a po chwili jak coś na nią spada, kawałek balisty. Niebianin z zaciekłością okładał żołnierzy pałką z zgniatarki, jednym celnym ciosem przerabiał kości na mączkę kostną, widać że sprawiało mu to przyjemność. Nie przestawał ich bić nawet wtedy, kiedy już leżeli bez życia na dziedzińcu fortu. Jeden z żołnierzy prawie go trafił w głowę, niebianin pałką zgruchotał mu nogę, podrzucił strzelbę i wepchnął do ust żołnierza odbezpieczony granat trzonkowy. Chwycił strzelbę i odskoczył najdalej jak potrafił, wtedy granat wybuchnął, całym fortem aż wstrząsnęło, w dziedzińcu powstał niewielki krater, a żołnierz został równo rozsmarowany na powierzchni równej siedemdziesięciu metrów kwadratowych. Krew i wnętrzności pokryły bruk dziedzińca. Kenra zrzuciła z siebie fragment balisty, podniosła z ziemi miotacz, wycelowała w Zacka i strzeliła, niebianin nonszalancko odbił wiązkę lewą ręką. Odrzuciła miotacz na bok i rzuciła się w kierunku niebianina, dobyła szabli, była gotów go posiekać. Gdy zbiegła z murów i znalazła się na głównym dziedzińcu, wszyscy leżeli trupem, rozwaleni na kawałki, z urwanymi kończynami, z rozsmarowanymi głowami. Pozostali sami na placu boju, zmierzyli się wzrokiem, po czym rzucili się na siebie. Zack natychmiast wytrącił broń Kenrze, potem złamał jej rękę i nogę, chwycił bioniczną łapą i zaczął nią tłuc po wszystkim, kamienny dziedziniec pokrył się głębokimi dołami po uderzeniach, Kenra wyślizgnęła się Zackowi, upadła na bruk, chciała odpełznąć, odczołgać się, nie udało się to jej. Zack ponownie ją chwycił i zamachnął się mocno, wyrzucił ją w powietrze, trzydzieści metrów w górę. Kenra zaczęła krzyczeć, zaraz się rozbije o dziedziniec, myliła się. Coś ją zatrzymało dwa metry nad ziemią, gdy się zorientowała co ją zatrzymało, to pożałowała, że się nie rozbiła o bruk. W jej podbrzuszu znajdowała się prawa ręka Zacka, kończyna przeszła na wylot, zachłysnęła się własną krwią. Upadła na dziedziniec, powoli zaczęła się odczołgiwać, Zack przewrócił ją na plecy, docisnął ją do podłoża nogą, przyłożył jej strzelbę do twarzy.
-Nie, błagam cię, proszę.- Spojrzała na niego błagalnym wzrokiem, Zack przez chwilę stał tak nieruchomo, odłożył broń na bok, dobył długiej pałki, wcisnął ukryty guzik, wyskoczyły dwie grube elektrody, pomiędzy nimi przeskoczyło wyładowanie elektryczne.
-Santra, Zdychaj.- Wcisnął siłą paralizator do ust, potem wepchnął go głębiej, po chwili uruchomił, usmażyło jej mózg. Podniósł nogę po czym rozdeptał jej głowę
.
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.