Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: SilverPaw: Opowieści z Endrenu : Cienie Przeszłości Rozdział 4 Part I  
Autor: SilverPaw
Opublikowano: 2017/12/13
Przeczytano: 1065 raz(y)
Rozmiar 30.02 KB
0

(+0|-0)
 
Nowy rozdział, moje lenistwo jak zawsze lubi dawać o sobie znać. Tym razem poznać niezwykle czarującą i bardzo miłą osobę, Aleksandrę Hell, dla niej liczy się wnętrze. Dosłownie. Miłego czytania.

Rozdział 4
Śmierć Zdrajcom!

Obudziła się gwałtownie, zalana była zimnym potem, ale nie darła się i nie machała kończynami na wszystkie strony. Dyszała przez chwilę starając się wyrwać resztki świadomości ze snu, rozejrzała się spanikowanym wzrokiem po pokoju, nic się nie zmieniło. Otarła czoło z potu, następnie ciężko westchnęła kręcąc nosem, czuła orzeźwiający zapach szałwii. Przesunęła palcami po plecach, a następnie powąchała je, czuła szałwię. Herra pewnie ją masowała kiedy była pogrążona we śnie, czuła się dziwnie odprężona, nie czuła się tak od dawna. Zeskoczyła na podłogę i przeciągnęła się sycząc, w porównaniu do ostatnich pobudek, ta była zaskakująco łagodna. Nic ją nie bolało, nie miała napadów lękowych, nie hiper wentylowała się, nie szumiało też jej w głowie, czuła się odpoczęła i zrelaksowana. Mimo wszystko. Potarła podstawę ogona, futro tutaj było już długie, może nieco za długie, musiała je wreszcie przyciąć. Weszła do łazienki, czas na poranny rytuał, zaczęła od przemycia pyszczka, następnie porządnie wyszczotkowała zęby, im należała się olbrzymia uwaga. Następnie porządnie wyczesała futro, calusieńkie, od łap do głowy, nie pominęła żadnej partii ciała. Pogładziła swoją talię, futro było miękkie i przyjemne w dotyku, przeciągnęła się ponownie. Na sam koniec przeczesała włosy, te miały nieco buntownicze zamiary i nie chciały posłusznie ulec szczotce, dlatego nieco je zwilżyła i dopiero potem przeczesała. Kiedy buntownicze kłaki uległy rewolucji czesania upięła je w kucyk, poprawiła jego ułożenie tak by był idealnie pośrodku potylicy. Kiedy opuściła cudowną komorę przemian kobiet, potocznie zwana łazienką, pierwszy raz od jakiegoś czasu poczuła się naprawdę dobrze. Spojrzała na swoje krzesło biurowe, ktoś na nim był, powoli je odwróciła, to była Herra. Spała zwinięta w kłębek, co chwilę pomrukiwała przez sen i poruszała uszkami, przekręciła się na plecy, wtedy grawitacja postanowiła udzielić jej nauczki. Krzesło się przechyliło, chciało runąć na podłogę, na szczęście Kenra w ostatniej chwili chwyciła je i wyprostowała, Herra niestety i tak spadła. Szybko wstała i pokręciła głową, rozmasowała kark.
-Która jest godzina? O Ka`relin Dahun! Zaspałam!- Wybiegła tak szybko, że nawet Kenra nie zobaczyła jak opuszcza jej pokój, widziała tylko zatrzaskujące się drzwi. Brzuch zaburczał ostrzegawczo, domagał się złożenia mu przepysznej ofiary o nazwie śniadanie.
-Czas na posiłek.- Mruknęła do siebie, zastanawiała się dlaczego Herra tak bardzo się spieszyła, oraz na co się spóźniła. Zastanawianie się jednak odłożyła na potem, teraz miała inne zmartwienie, musiała się pospieszyć zanim nie wyjedzą wszystkiego co najlepsze.

Kiedy wbiegła do gabinetu, Amanda, Zack i Sara już tam byli i ustalali szczegóły planu.
-Miło, że wpadłaś. Mam nadzieję, że dobrze się w nocy bawiłaś.- Herra nic nie odpowiedziała, tylko podeszła do Amandy i objęła ją w talii, Amanda nie zareagowała, sama ją objęła.
-Tak jak wczoraj mówiłam, będziemy musieli się rozproszyć. I powtórzę to jeszcze raz, DYSKRECJA, jeśli coś zwęszą, to będziemy w dupie i to najczarniejszej. Naszym głównym celem są ich zwierzchnicy, ale reszty też nie można oszczędzić.- Amanda potrafiła wydawać rozkazy, miała w tym doświadczenie, wieloletnie. Kiedy Herra się uczesała, zobaczyć można było charakterystyczny grzebienie na głowie, zaczynały się u podstawy nosa, rozszerzały się i przebiegały przez całą głowę, aż do potylicy. Grzebienie tworzyły małe chrzęstne wyrostki, a pomiędzy nimi rozpięta była błona. Nie były one wielkie w najwyższym miejscu miały po sześć centymetrów. Herra spojrzała na mapę, przyjrzała się zaznaczonym punktom.
-Czy ja będę musiała kogoś… no wiesz…- Przeciągnęła palcem pod gardłem, nie lubiła zabijać, w przeciwieństwie do reszty. Herra, zdaniem Zacka, była najnormalniejszą osobą w Przymierzu, miała kochającego męża, trójkę dzieci, była starsza od Sary. Nie miała chorób psychicznych, nie była niezrównoważona, nie była sadystką. Jednym słowem, była normalna, nawet w swoim domu nie wyróżniała się niczym specjalnym.
-Nie, my się tym zajmiemy, co najwyżej w ostateczności, ale do tego nie dopuścimy. Ty masz swoje zadanie.- Poklepała ją po plecach, Herra przytuliła się mocniej, skryła twarz w skrzydłach Amandy, w kręgach zmiennokształtnych takie zachowanie było niedopuszczalne. A zwłaszcza dla kogoś o takiej pozycji, ale teraz była wśród przyjaciół, i cieszyła się widząc ich po tylu latach. A szczególnie cieszyła się, że Amanda już wydobrzała, nie miała egzoszkieletu, nie wyglądała na bardzo osłabioną, wrócił jej zapał i humor.
-Tak jak mówiłam, będziemy musieli działać synchronicznie, zaczynamy dokładnie o dwudziestej pierwszej.- Mimowolnie spojrzała na zegarek, mieli jeszcze sporo czasu, stuknęła palcem w mapę.
-Nie możemy po prostu tam wpaść, tłumaczyłam wam jak to zrobimy wczoraj, więc się nie będę powtarzać.- Sara i Zack skinęli głowami, oni już to znali, wiedzieli co mają robić i w jakiej kolejności, patrzyli na mapę, czekając na kontynuację ze strony Królowej.
-Zgodnie z informacjami, ich punkt zborny jest tu, w sadzie.- Stuknęła palcem w samo centrum sadu śliwowego, oprócz wcześniej wspomnianego przemysłu ciężkiego, dużą rolę odgrywało rolnictwo, sady i pola, ziemia w Endrenie była bardzo żyzna. Prawie cały północny-wschód, stanowiły pola uprawne, północ za to zapełniona była sadami. Oprócz przemysłu ciężkiego i rolnictwa, w Endrenie ważny był też przemysł elektroniczny, nowoczesny sprzęt komputerowy. Amanda potarła czoło, zastanawiała się czy o czymś nie zapomniała, wszystko musiało być jak w zegarku, zero przypadku.
-Pamiętajcie, nie mogą was zauważyć i bez zbędnej brawury.- Ostrzeżenie to skierowała do Sary, inkwizytorkę często ponosiło, wybuchowy temperament mógł zepsuć plan, a tego nie potrzebowali. Choć jak chciała to potrafiła być subtelna i niezauważalna. A to jednak ją nie bawiło.
-A i jeszcze jedno, ja załatwię Orela, to sprawa osobista. Jesteście wolni. I zanim zapomnę, słyszałam waszą wczorajszą rozmowę... Aleksandra jest gdzieś w okolicach Kalinder, ostatnio "pozbyła" się paru najemników. Ciekawi mnie co teraz robi?- Po chwili zastanowienie wzruszyła ramionami, cokolwiek by nie robiła, na pewno nie jest to dobre dla ludzi. Sara i Zack opóścili gabinet zostawiając Amandę sam na sam z Herrą.
-I jak tam Kenra?- Zapytała się spoglądając do tyłu by zobaczyć Herrę, zmiennokształtna przestała tulić się do Amandy, cofnęła się trochę.
-Dobrze, była spięta, tylko… Gada przez sen, mówiła coś co nie miało dla mnie sensu, wspominała jakieś imię? Przezwisko? Nie wiem, mówiła Ridler, trochę to było niepokojące. A tak to nic specjalnego.- Ridler… Ridler… To coś jej mówiło, brzmiało znajomo, jakieś wspomnienie zepchnięte gdzieś w głąb umysłu. Ridler… Machnęła dłonią, wiedziała, że prędzej czy później przypomni sobie o co chodziło. Coś nie dawało jej spokoju, to brzmiało tak… Musiała przegrzebać dokumenty w Zbrojowni, tak mogła coś kiedyś zapisać. Miała doskonałą pamięć, coś jej się kojarzyło z tym imieniem, jednak nie potrafiła przywołać całego wspomnienia. Spojrzała na Herrę, stała tam wciąż wpatrując się w nią swoimi wielkimi oczyma, wydawało się, że błyszczą. Odruchowo zamknęła oczy i odwróciła wzrok, potem trzasnęła się w czoło. Jeśli zmiennokształtnym błyszczą oczy, to oznaczało że wykorzystują swą zdolność kontroli umysłów. Karhani posiadają cudowną umiejętność częściowej kontroli umysłów, potrafią kogoś zmusić do czegoś, o ile jest on w stanie zrobić to normalnie. Warunki są trzy, bezpośredni kontakt wzrokowy, rozproszenie, oraz brak wrogości. Jeśli osoba nad którą będzie próbować zapanować, będzie miała zamiar z miejsca ją uśmiercić, nie uda jej się to, nie tylko dlatego, że jej głowa będzie oddzielona od ciała. Karhani jednak sporadycznie stosowali tą umiejętność, mogła ona doprowadzić do zmiany zachowania, lub nawyków, poza tym powodowała naprawdę spore problemy ze wzrokiem. Herra jednak potrafiła stosować to bez żadnych poważnych skutków ubocznych, jeden z plusów bycia istotą mroku. Wiedziała jednak, że Herra nie próbowała przejąć kontroli, to było tylko odbicie światła, jest przewrażliwiona.
-Jesteś wolna, dzięki, że zechciałaś mi pomóc z Kenrą, ostatnio ma… Sporo problemów ze sobą. Jeśli ci to nie przeszkadza. Mogłabyś czasem mieć na nią oko? Martwię się o nią, a ostatnio mam taki zajeb roboty, że szkoda gadać, do tego zbliża się parę “ciekawych” atrakcji.- Herra przytaknęła głową, oczywiście, że mogła czasem ją przypilnować, wiedziała, że Amanda troszczy się o nią, jednak miała nieco za dużo na głowie.
-I zanim pójdziesz. Czy pani doktor sprawdzi czy wszytko ze mną jest w porządku?- Zaśmiała się, tak to była Amanda którą znał, położyła torbę na biurku i wyciągnęła stamtąd niewielkie drewniane pudełeczko.

W między czasie na drugim końcu świata.
Kalinder, podziemia miasta Hoste.
Podziemia były tak wilgotne, że woda skraplała się na ich ubraniach, wokół ust unosiły się gęste obłoki pary, kroki odbijały się zwielokrotnionym echem. Podziemia Hoste były rozległe i wiekowe, pamiętały czasy wojny z smokami, niektórzy mówili, że sięgały samego piekła. Nikt tu nie schodził od wieków, przynajmniej do niedawna, pajęczyny, brud, oraz kałuże wody, zapach stęchlizny, typowe stare podziemia. Cudem wciąż się nie zawaliły, zasługą tego był bardzo stabilny grunt, oraz dobre rozplanowanie samych korytarzy i podpór. Woda jednak poczyniła znacznie zniszczenia. Chłód też nie był delikatny, rozsadzone cegły zalegały na podłodze grubym dywanem, został z nich pył który porywała woda. Szli powoli, ostrożnie stawiali każdy krok, słyszeli o pułapkach które tu zastawiono na Bestię. Ludzie próbowali wykurzyć potwora na wiele sposobów, nic z tego się nie sprawdziła a tylko stworzyło nowe zagrożenia. W końcu wynajęli ich, Czachy, najlepsi najemnicy, poradzą sobie z wszystkim, a skoro z tym czymś nie radzili sobie Łowcy Potworów. Byli dobrze wyposażeni oraz jeszcze lepiej wyszkoleni, co prawda było ich tylko pięciu, ale dawali sobie radę w mniejszych grupach. Wykorzystywali bardzo mocne latarki, dzięki czemu mroczne podziemia były jasne jakby byli na powierzchni. Rozejrzeli się, widzieli pierwsze oznaki bytności potwora, ślady pazurów, ściany były podrapane, pięć niezwykle głębokich śladów. Zaraz potem znaleźli kolejne ślady, oraz pierwszą z zaginionych. Zwłoki leżały na wznak, klatka piersiowa była otwarta i pozbawiona mostka, brakowało wnętrzności, oraz kończyn, głowa była rozbita.
-Hmm... Wnioskując z śladów, to jeszcze żyła kiedy zaczęto ją pożerać. Zjedzona żywcem, wykrwawiła się.- Olbrzymia kałuża krwi była częściowo rozmyta przez cieknącą wodę, ciało było świeże, tkanka która nie została pożarta nawet nie zaczęła gnić. To nie był koniec, raptem dwa metry od ciała, wisiała rozpięta ludzka skóra, na niej widniał niewyraźny napis "WYNOCHA", z skóry kapała jeszcze krew, była ciepła. Spojrzeli po sobie, ich obecność tutaj została zauważona, jeden z nich wyciągnął przed siebie rękę i przywołał magiczną sferę. Wykrywacz ruchu, jeśli cokolwiek żywego się do nich zbliży na trzydzieści metrów, to przybierze kolor czerwony i przemieści się w kierunku celu.
-Sill, ty idziesz z tyłu, szyk panowie!- Sfera unosiła się nad dłonią elfki delikatnie oświetlając twarz, było widać na niej już wiek, włosy były posiwiałe, a twarz pokryta płytkimi zmarszczkami, ale oczy wciąż pokazywały siłę. Wsparła się na kosturze, reszta zespołu otoczyło ją i ruszyli przed siebie. Pozostali najemnicy byli ludźmi, w wieku około trzydziestu lat, wszyscy wyposażeni w ten sam sprzęt. Ciężki miecz dwuręczny wykonany z srebra i obsydianu, półpancerz połączony z ciężką kolczugą, wszystko wzmocnione magicznymi znakami. Poruszali się szybko i zdecydowanie, sfera nawet nie drgnęła, początkowy wąski korytarz szybko przeszedł w olbrzymią salę, kiedy snopy światła dotarły do centrum, to zatrzymali się. Cała sala zasłana była szczątkami, białe obgryzione kości zaścielały podłogę grubym dywanem.
-O matko... KURWA. Ile...- Dzikie wycie przerwało ich zadumę, sfera wciąż się nie ruszała, a coś się do nich zbliżało, i to bardzo szybko.
-Co to za szajs, powinno... Padnij!- Nad nimi przeleciał sprawca całego zamieszania, wielki ogar, z paszczą najeżoną zębiskami, miał wielki łeb przypominający ten od krokodyla. Skóra była ciemna, pokryta wybroczynami, wielkimi bliznami oraz narostem przypominającym chitynę. Bestia wyposażona była w olbrzymie pazury, wielkością dorównywały porządnemu nożowi myśliwskiemu, a na dodatek to coś posiadało ogon, długi i najeżony kolcami, a na końcu widniało wielkie ostrze.
-Kurwa! CO TO JEST!- Sill nie traciła czasu na myślenie, wyrzuciła kilka magicznych pocisków które przeszyły bestię na wylot, ogar nawet tego nie poczuł, mimo tego, że dzióry były wielkości głowy. Rany zasklepiły się na ich oczach, jedynym dowodem na to, że to coś zostało zranione, to wielkie plamy czarnej krwi na podłodze.
-Po oczach dziada!- Zostali rozdzieleni, Sill musiała radzić sobie na własną rękę, kiedy jej obstawa starała się jakoś wrócić do formacji. Niestety szybkie ruchy bestii zmuszały ich do ciągłego oddalania się od siebie, a kiedy potwór miał już pewność, że nikt nie zdąży z odsieczą, rzucił się na najemnika.
-Hart!- Najemnik padł na ziemię pazury przebiły się przez pancerz i wbiły się w ciało, najemnik ostatkiem sił zasłonił się przedramieniem przed ugryzieniem. Pewnie byłoby po nim, gdyby nie fakt, że ogar odpuścił, odskoczył i cofnął się, wyglądało to tak, jakby się... Bał. Zaskomlał kładąc po sobie uszy, a następnie w panicznym wręcz pospiechu uciekł. Podbiegli do rannego towarzysza, mimo głębokich ran wciąż żył, prawie stracił lewą rękę, a rany w tułowiu przechodziły na wylot. Pancerz podarty był jak papier, kolczuga nawet nie stawiła oporu, magiczna aura tego pancerza to jedyny powód dlaczego ocalał. Sill natychmiast zabrała się za leczenie, wykorzystała magię to natychmiastowego zasklepienia ran, ten proces wymagał nieco czasu, więc reszta musiała ja przypilnować. Wtedy zrozumieli w jak głębokie bagno wpadli. Kolejne potwory. Tym razem inne, wyglądały jak przerośnięte pancerniki, mono opancerzone łby z rogami i paszcza najeżona zębami.
-Sill. Pospiesz się!- Zaczęły się zbliżać, rozdzieliły się by zajść ich z obu stron, pewniej chwycili miecze i przygotowali się do walki, spoglądali na siebie, to był ich koniec. Sfera która unosiła się tuż obok głowy Sill zmieniła kolor, stała się czerwona i wyciągnęła się za nich, zaklęcie wykrywające zaczęło działać.
-Co kurwa? Jesteśmy w dupie, stary, jesteśmy, kurwa, w dupie!- Z tyłu ich cel, z przody ogary, byli w ciemnej dupie. Byli przygotowani na śmierć, ale nie w takich warunkach i nie w taki sposób. Usłyszeli dziki wrzask, który przeszedł w dziki rechot, a następnie w okrzyk. Ogary zatrzymały się, wpatrywały się w coś za nimi, słyszeli ciężkie kroki, cokolwiek się tu zbliżało. Odwrócili się. W mroku unosiły się trzy jasne punkty, dwa z nich z regularnych odstępach znikały i pojawiały się, a trzeci, ten niższy, raz się wzmagał, a raz zanikał.
-Czujecie?- Pociągnęli nosami, faktycznie, w powietrzu unosił się wyraźny zapach tytoniu oraz śliwek, tytoń śliwkowy, a więc ten dolny jasny punkt to cygaro, a te dwa wyżej to oczy. Przerośnięte pancerniki zatrzymały się i oczekiwały nadejścia Aleksandry, czuły ją, i bały się jej. Kroki umilkły, skierowali latarki do tyłu, oświetlając najbardziej okrutną istotę tej części świata, Aleksandra Hell ,znana też jako Jack, bądź też jako Ludożerca. Potwór który potrafi zmylić swym ludzkim wyglądem. Mierzyła nieco ponad metr dziewięćdziesiąt, nie posiadała typowych kobiecych kształtów, wąskie biodra, niewielki biust, za to była postawna jak szafa. Twarz była opalona, chuda z drapieżnym wyglądem, oczy podkrążone, włosy w kolorze ciemnego blond ostrzyżone na krótko, wąskie, blade usta i zżółkłe zęby utrzymujące cygaro. Aleks ubrana była w ciężki i nieco starty prochowiec, był w naturalnym kolorze skóry, pod nim była poniszczona bluza z kapturem, ta była czarna, kaptur posiadał czerwone obszycie. Pod bluzą znajdowała się koszula, widoczny był tylko kołnierz i to nie cały, gdyż zasłaniała ja bandana, była zgniło żółta i potargana, widniały na niej liczne dziury, nią zasłaniała sobie twarz. Na dłoniach miała skórzane rękawice bez palców, one też widziały znacznie lepsze czasy, na kostkach znajdowały się stalowe wzmocnienia. Nogi okryte były grubymi wojskowymi spodniami z podszyciem z twardej skóry, do tego ciężkie glany, te były czarne i matowe do bólu. Nogi były opancerzone, posiadała nagolenniki, stare i poznaczone głębokimi szramami, a na dodatek całe oplecione były drutem kolczastym. Wyglądała prawie jak człowiek, odróżniały ją jednak oczy, białko kolorem stało w rozkroku pomiędzy żółtym a pomarańczowym, im bliżej źrenicy tym jaśniejsze, wokół źrenicy znajdował się czarny wyraźny pierścień, a sama źrenica wyglądała jak u gadów, była pozioma. Z racji że byli w mroku, to jej oczy błyszczały delikatnym, złotawym światłem, dwie małe lampki. Wypuściła z ust wielki obłok tytoniowego dymu, upuściła cygaro i rozdeptała je, strzeliła karkiem i palcami u rąk, przeszła obok najemników i stanęła plecami do nich. Spojrzała na nich przez ramię, jej twarz całkowicie się zmieniła, policzki zniknęły, szczęka stałą się potężniejsza a zęby wyglądały jak szereg ostrzy, skóra na twarzy stała się bardziej napięta, wokół oczodołów i czoła pojawiły się delikatnie błyszczące żółcią żyłki. Oczy błyszczały jeszcze mocniej, oraz były zapadłe, nos zredukował się do dwóch niewielkich szczelin, jak u węża. Wysunęła język, długi, płaski i szpiczasty, spokojnie mogłaby nim kogoś udusić, śliniła się, wciąż na nich patrząc oblizała się łakomie. Odwróciła wzrok na opancerzone ogary, zbliżały się do niej, nie miała zamiaru czekać. Wyskoczyła na tego bliższego, był z jej lewej strony, szybko uniknęła ciosu łapą i znalazła się za nim, Nie zwlekając wskoczyła potworowi na grzbiet. Wbiła palce lewej ręki w kark, tak by mieć porządny punkt chwytu, potwór chciał ja strącić i wierzgał jak dziki. Aleksandra była jednak zbyt wprawiona w utrzymywaniu się na ich grzbiecie, odepchnęła się nogą i zawisła na ręce, a następnie porządnie wgryzła się w gardło. Ogar odrzucił Aleksandrę która przeleciała kilkanaście metrów a następnie wylądowała na plecach, by ślizgiem pokonać kolejne dziesięć. Podniosła się i przełknęła kawał mięsa który miała w ustach, oblizała się łakomie, cała pokryta była krwią. Ogar rzucił się na nią, zaszarżował i zgarnął ją z sobą, róg przebił ją na wylot, a następnie przyszpilił do ściany. Z sufitu pospadały luźne kawałki skał, całą komorą aż wstrząsnęło przez siłę uderzenia. Skrzywili się słysząc głośny trzask, nikt tego nie mógł przeżyć. Jej jednak udało się przetrwać, była bardzo ciężka do zabicia, potrafiła przetrwać więcej, niż na to wyglądała. Odepchnęła od ściany przy okazji pozbawiając się znacznej części brzucha, miała wyrwany cały lewy bok, porwane jelita zwisały swobodnie, widzieli jej kręgosłup oraz żebra. Płaty skóry i kawałki mięsa swobodnie zwisały Kołyszce się przy każdym ruchu. Z wściekłym wrzaskiem wskoczyła pod ogara, jednym celnym ciosem wbiła rękę w jego wnętrze, a następnie wyrwała w nim dziurę. Zrobiła coś, czego nikt się nie spodziewał, wskoczyła do WNĘTRZA bestii, ogar panicznie zaczął się rzucać na boki, jednak to nic nie dawało. Co chwilę widzieli jak wstęgi krwi latały na boki, sięgały nawet sufitu, ta bestia była rozrywana od środka. W końcu padła bez życia, ciało szybko rozpłynęło się, a w jego miejscu stała Aleksandra, była wściekła. Oczy były czerwone i świeciły niczym dwie lampy, ciało już się zregenerowało, a ręce przeszły drastyczne zmiany. Były znacznie masywniejsze, wyglądały tak, jakby mięśnie wyszły z ciała, pulsowały czerwienią i pomarańczą, dłoń była znacznie większa, czteropalczasta, tylko zamiast palców znajdowały się tam olbrzymie pazury sięgające podłogi. Wielkie i masywne, wyglądały na diabelsko ostre, ich wygląd sugerował też, że były zrobione z czegoś podobnego do metalu. Wyglądała jeszcze drapieżniej niż poprzednio, słyszeli, że potrafi pochłaniać ciała, a z swojego potrafiła tworzyć broń, ale nie spodziewali się, że potrafi wytrzymać aż tyle.
-Matko... I my mamy ją zabić?- Drugi ogar zainteresował się nimi, niebezpiecznie zbliżył się i zaczął wokół nich krążyć, podniośli broń, a Sill wyczarowała wokół nich magiczne pole ochronne. Bestia rzuciła się na nich, pewnie by zginęli, gdyby Aleksandra ich nie uratowała, chwyciła bestię za rogi i zatrzymała ją tuż przed najemnikami. Wykorzystała dobry chwyt i wgniotła z impetem łeb potwora w podłoże, wszystko znów zadrżało, a z sufitu osunęły się kolejne kawałki skał. Tylko tym razem posypało się ich nadzwyczaj dużo, a ich rozmiar przypominał pięść, jeszcze parę takich uderzeń a to wszystko się zawali. Aleksandra z całych sił próbowała utrzymać potwora w jednym miejscu, ten jednak się szarpał i próbował zdzielić ją ogonem, ta ledwie unikała ostrego bicza najeżonego kolcami. Widzieli jak jej nogi przeszły gwałtowną zmianę, wyglądały jak łapy wielkiego gada z pazurami, wykorzystywała te pazury by utrzymać się w miejscu. Ogar powoli zaczął nacierać na nią spychając ją do tyłu, pazury zgrzytały o skałę krzesząc snopy iskier, zaparła się z całych sił. Warknęła i podniosła ogara za rogi, wykonała zamach i cisnęła bestią przez całą komorę, potwór wylądował z hukiem w stosie kości. Aleksandra nawet nie traciła czasu, doskoczyła do bestii i szybkim zdecydowanym ruchem pozbawiła go głowy, utrzymywała równowagę na stosie kości, jakby to nie był pierwszy raz. Podniosła głowę w geście zwycięstwa, po czym rzuciła nią za siebie, wylądowała z paskudnym mlaśnięciem i przetoczyła się obok najemników. Sill nachyliła się nad rannym najemnikiem, zrobił się blady, drżał, wyciągnęła dłoń by sprawdzić temperaturę.
-Nie dotykaj go!- Podskoczyła, Aleksandra upuściła łapę ogara i ruszyła w ich kierunku, zeskoczyła z stosu kości i bardzo żwawym krokiem podeszła do nich, najemnicy przygotowali się do obrony.
-Nie dotykaj go. Może być zainfekowany.- Jej ciało wróciło do normalnego stanu, teraz znów wyglądała jak prawie normalny człowiek. Sill jeszcze raz spojrzała na rannego, a potem na Aleks, podniosła się i zbliżyła się do mutantki.
-Co masz na myśli? Zainfekowany? Czym?- Aleks wskazała na siebie, a następnie przekształciła obie ręce w pazury, chwilę potem jej ręce znów wróciły do normalnego stanu.
-Może być zainfekowany Wirusem N, jeśli tak jest, to zostało mu siedem minut nim wystąpią pierwsze objawy. W najlepszym razie umrze, w najgorszym, stanie się taki jak ja.- Z prochowca wyciągnęła papierośnicę, z niej wydobyła grube cygaro. Chwyciła je miedzy zębami, odpaliła zapalniczkę z charakterystycznym pstryknięciem, podpaliła cygaro, zapalniczkę schowała do kieszeni. Była to bardzo droga zapalniczka, kryształowa, jej źródłem zasilania był ognisty kryształ, wykonana z metalu, pokryta bogatym zdobieniem, najbardziej charakterystyczną cechą tych zapalniczek był dźwięk otwieranej pokrywki. Wypuściła kilka kółek z dymu i spojrzała na nich spokojnie.
-Niby dlaczego mam ci wierzyć?- Zapytała się spokojnie, Aleks znów wypuściła kłęb dymu i westchnęła ciężko.
-Może dlatego, że jeszcze żyjecie. Może też dlatego, że uratowałam wam dupska. Oraz dlatego, że mam dla was interes.- Spojrzeli po sobie, tego absolutnie się nie spodziewali, a wmawiali im, że Aleks jest potworem bez rozumu, jak na razie to zachowywała się całkiem ludzko.
-Mów dalej.- Ciekawiło ją czego ona może chcieć, ktoś dysponujący taką potęgą, chciał coś od nich, to mogło być interesujące. Reszta nie wydawała się tak zaciekawiona tą propozycją, ale to Sill miała tu decydując głos.
-To nie ja stoję za tymi zgonami, nie mój styl. Ale to mnie się obarcza. Zabierzecie ze sobą ten łeb, to będzie dowód mojej niewinności, wy dostaniecie nagrodę i sławę, oraz lek jeśli moje przypuszczenia są słuszne. Ja będę oczyszczona z tych zarzutów, a przy okazji wyrżnę resztę tego tałatajstwa. Obie strony zyskują.- Spojrzeli po sobie, walka z nią nie wchodziła w grę, zabije ich nim zdążą wykonać cios, uciec też nie wypadało, a pozostawienie towarzysza na pewną śmierć też nie było dobrym rozwiązaniem.
-Najpierw zobacz co z nim.- Odsunęła się robiąc miejsce Aleksandrze, najemnicy nie byli tym zachwyceni, ale tylko Aleks mogła powiedzieć, czy najemnik się zainfekował, oraz tylko ona mogła go wyleczyć. Dotknęła jego czoła, pokryte było potem, był chłodny, skóra zbladła, podniosła powiekę, dokładnie przyjrzała się gałce ocznej, nie widziała nic podejrzanego, ale najważniejsza była krew. Nabrała jej nico na palce, zgarnęła ją z napierśnika i karwasza, polizała ją, natychmiast poczuła znajomy smak, skrzywiła się. Wypluła zainfekowaną krew, wiec wirus dostał się do jego organizmu, nie jeszcze miał czas, około trzech minut, potem będzie za późno.
-Podaj mi strzykawkę i igłę, jest zainfekowany, zaraz będzie za późno.- Elfka podała wspomniane przedmioty, były zamknięta w hermetyczne i sterylne opakowania, przyjrzała się igle, potrzebował cienkiej, na szczęście ta była wręcz idealna. Rozdarła opakowania i założyła igłę na strzykawkę, z kieszeni wyciągnęła metalowy pojemnik, otwarła go. W środku znajdowała się gęsta pianka i niewielkie ampułki wypełnione bezprawnym płynem, każda ampułka zabezpieczona była błonką i metalową zakrętką. Wyciągnęła jedną z ampułek, pobrała siedemnaście mililitrów substancji, stuknęła palcem w bok strzykawki, i nacisnęła na tłoczek, musiała usunąć powietrze. Widziała jak żyły na twarzy najemnika wyostrzają się, czasu coraz mniej, musiała zdecydować jak zaaplikować przeciw wirusa. Rozerwała rękaw i odsłoniła cała prawą lewą rękę, Sill podała jej wacik nasączony substancją dezynfekującą, przetarła ramię i wbiła delikatnie igłę, wcisnęła tłoczek do oporu. Najemnik zasyczał i wygiął się w łuk, Aleks usunęła strzykawkę, igłę trzeba było spalić, znajdowała się na niej zainfekowana krew. Najemnik przestał dygotać, ale zaczął się mocniej pocić, Aleksandra znów podniosła jego powiekę, teraz widział zmiany wywołane infekcją, pierścień, taki jak u niej, powoli zanikał, więc infekcja została zwalczona.
-Zabierzcie go do lekarza, ale najpierwej go obmyjcie z krwi, nie możecie jej dotykać, jest zainfekowana. Na wszelki wypadek, macie tu przeciw wirusa.- Podała im kolejną ampułkę, Sill przyjęła ją i schowała do kieszeni, wtedy coś ją tknęło, skoro Aleks ma przeciw wirusa, to dlaczego sama go sobie nie zaaplikuje.
-Nie, na mnie to nie zadziała. Wirus zbyt pogrzmocił mi DNA, teraz to było by samobójstwo. Wirus stanowi integralną część mnie, organizm go zaadaptował. Przeciw wirus musi zostać podany zanim infekcja zacznie się rozwijać, a rozwija się błyskawicznie.- Wstała, znów wypuściła kilka kółek dymu, wciąż najemnicy zdążyli w tym czasie złożyć nosze, podnieśli rannego i na nich go położyli.
-Więc umowa stoi, oczyścimy cię z tych zarzutów, a ty zabij resztę.- Sill spojrzała na odcięty łeb ogara, niedobrze jej się robiło na samo spojrzenie, a jeszcze musieli to wynieść, więc wytargają to ciągnąc na łańcuchach. Upuściła cygaro i je rozdeptała, igłę złamała na dwie części i wyrzuciła do stosu kości, trzeba będzie to podpalić, oczyścić ogniem.
-Zabierzcie go do lekarza, będzie potrzebował odpoczynku, powinien dużo spać, nie przemęczać się i spożywać dużo białek zwierzęcych, zalecam dietę bogatą w magnez, wapń, żelazo, i witaminy z grupy B, wirus lubi je usuwać z organizmu.- Odwróciła się w stronę z której, według niej, strony przybyły potwory, teraz nie było odwrotu, musiała udać się do ich gniazda. Najemnicy szybko stamtąd zniknęli, głowa również, ona miała jeszcze jedno do zrobienia. Te mutanty były podobne do mrówek pod jednym względem, organizacją. Musiała znaleźć ich królową i ją ubić, inaczej będzie ich więcej. Weszła w całkowitą ciemność, dzięki mutacji oczu doskonale widziała w ciemności, tak jakby znajdowała się w pełnym słońcu, nasłuchiwała i pociągała nosem, zbliżała się. Przed nią ziała olbrzymia dziura w ziemi, miała paręset metrów głębokości, swąd był tu zbyt wyraźny, to tutaj.
-Nie ma odwrotu.- Mruknęła do siebie, czas na polowanie.
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.