Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Miramin "Belgaari" - cz.4 - Ofiara z kapłanki  
Autor: Mira
Opublikowano: 2007/7/1
Przeczytano: 1566 raz(y)
Rozmiar 11.82 KB
0

(+0|-0)
 
IV

Jego ciało drżało z zimna, więc chwycił jedną ręką płaszcz i usiłował się nim mocniej otulić. Druga ręka drętwiała mu od chłodu, nie mógł jednak puścić wodzy narowistego zazwyczaj rumaka. Cały dzień zastanawiał się dlaczego, jak wynikało z plotek, całą, zazwyczaj słoneczną krainę owionął taki mróz. Wciąż tylko spoglądał w niebo, by dostrzec słońce, ale jeszcze ani razu mu się to nie udało. Wciąż tylko ciemne, ciężkie chmury...

Jak to miała w zwyczaju, zaraz po wyjściu Calaffa wyszła na podwórze, by nakarmić zwierzęta. Kiedy już kierowała się w stronę kurnika z zarośli dobiegł ją słaby szelest. Gdy zobaczyła wśród trawy żółte, przyglądające się jej oczy z wąskimi źrenicami upuściła wiadro z ziarnem i rzuciła się do ucieczki. Cokolwiek to było, jego wzrost przekraczał jej wielkość, a to co zauważyła nie przypominało jej żadnego futrzaka.
Nie słyszała za sobą odgłosów biegu, ale jej wyostrzony słuch bez trudu wyłapywał syczenie, które najwyraźniej wydawał z siebie intruz. Domyślała się, że śledzi ją gad, a to było tego ewidentnym potwierdzeniem.
Czekaj... Nie bój sssię.
Nie zwolniła. Zauważyła jednak, że pościg ustał. Gdy dobiegła już do drzwi chatki znikąd pojawił się przed nią ów zwierzak, który ją gonił.
C-co...? Ale skąd...?
Nerwowo rozejrzała się w poszukiwaniu drogi ucieczki. Nie zdążyła jednak nawet drgnąć łapą, gdyż gekkon* schwycił ją w swoje dziwne, zakończone przylgami odnóża.
Ssspokojnie. Nic Ci nie zrobię... Nie krzycz to cię puszczę.
Uchylił lekko palce, by sprawdzić czy dziewczyna zastosuje się do polecenia. Milczała.
-Sssłuchaj uważnie. Od samego początku cię obssserwowałem. Jestem tu by cię chronić.
Zaraz, zaraz... Co o mnie wiesz...?! Skąd się tu wzięłam i dlaczego mnie śledzisz?!
Wszyssstko w swoim czasie. Dowiesz się gdy już będzie po wszystkim...
Jak to „po wszystkim”?! O co chodzi, chcę wiedzieć teraz!
<Csiii!> Wiem,że to odludzie, ale w okolicy mimo to mogą się kręcić jakieś zwierzaki... Po prossstu musisz wypełnić pewne zadanie, a ja mam tego dopilnować. Być może od tej misssji zależy to, czy planeta ocaleje. Z tego co wiem nie tylko ciebie miałem wtajemniczyć, ale widzę, że kociaka wywiało... Cóż. Trzeba go prędko znaleźć...
Właściwie niczego nadal nie rozumiem. Po co Ci ktoś taki jak ja i on? Może najpierw byłbyś na tyle łaskawy, żeby wytłumaczyć mi o co chodzi w tej „misji”?
Gad wyglądał na skupionego, tak jakby myślał nad prostym wytłumaczeniem dziewczynie jej zadania, a ona wciąż tylko pytająco spoglądała na jego twarz. Po chwili odwrócił się od niej, spojrzał na nią ponaglająco i podjął:
Ech. Wyjaśnię ci po drodze. Musssimy się spieszyć, bo zostało naprawdę bardzo niewiele czasssu.
W nadziei na to, że przybysz powie jej kim jest i jak wyglądało jej dotychczasowe życie, Belgaari posłusznie za nim podążyła. Przez chwilę nieśmiało spoglądała tylko na gada i czekała aż to on pierwszy się odezwie.
Po kilku minutach szybkiego marszu zaczął wreszcie mówić niechętnie.
- Belgaari, tak sssię teraz nazywasz...?
Nie czekając na odpowiedź kocicy przemawiał nadal.
Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sssprawę, ale do życia budzi się wielkie zło... Ty, ten cały Calaff i kilka innych osssób, w tym niestety i ja,musimy powstrzymać rządnego krwi i ofiar Upadłego przed zniszczeniem tego śśświata...
Hej, poczekaj... jak to „tego”? Kolejna zagadka w i tak już tajemniczej historii czy zwykłe gierki typu „im mniej wiesz tym lepiej”...?
Gra... Chciałbym, żeby to była tylko gra... Na szali ssstoi zbyt wiele istnień, by móc to grą nazywać. Ta planeta ma kilka światów alternatywnych. Kilka z nich zossstało już zniszczonych przez Raque, a gdy zginą trzy ostatnie równowaga ulegnie zachwianiu** i być może cały wszechśśświat pogrąży się w nicości... Istnieją cztery ssstarożytne, przepełnione magią przedmioty: miecz, zbroja, laska i łuk. Wszyssstko co o nich wiem to to, że niejaki Genabell dostał je od jednej z bogiń, a sam z jakiegoś powodu podróżuje po krainach tylko od czasssu do czasu pokazując się komukolwiek. Właściwie nawet nie wiem gdzie może być teraz, bo ossstatnio widziano go kilka miesięcy temu. Dobrą wiadomością jest jednak to, że podobno jest gdzieś w tej okolicy. W każdym razie i on, i artefakty sssą nam potrzebne, więc już chyba rozumiesz, że trzeba się ssstreszczać.
Nie chcę...
Co...?
Nikt nawet nie spytał mnie o zdanie. Dlaczego miałabym narażać życie? Bo ty tak powiedziałeś?
Nic nie rozumiesz... Mi też sssię to nie podoba. Nie chciałem ci tego mówić, ale gdyby nie kilka osób, które nas w to wpakowały i tak już byśśś nie żyła. Po prostu oczekują od Ciebie czegośśś w zamian.
...mojego życia...?
Słowa zawisły w powietrzu jak gdyby miało nie być na nie odpowiedzi. Jak gdyby miały być znaną wszystkim prawdą, która rozdzierała serce dziewczyny.
Tak naprawdę sssam nie wiem czego od nas oczekują. Słyszałem tylko jak mówili, że pierwsza drużyna jest drużyną „do odssstrzału”... Po to, by sprawdzić siłę i technikę wroga... Sam nie mogłem w to uwierzyć, ale nie ma mowy o tym, żebym się przesssłyszał... Ech... Oni nawet nie dają nam szans na przeżycie, ale jeśli nie będziemy próbować, to i tak zginiemy, Belgaari. Musssisz wiedzieć, że Raque nie jest zwykłym demonem... Słyszałem o nim wiele, głównie plotek, i wszystko sprowadzało się do jednego – jest niepokonany, a nikt, kto go widział nie przeżył. My też musssimy przygotować się na najgorsze, ale musimy też wierzyć... W zwycięssstwo, w siebie nawzajem. W dobro. A właśnie tym ossstatnim będzie dla tego świata to co próbujemy zrobić.
Czyli nawet jeśli będziemy walczyć to i tak nic to nie da...? To i tak wszyscy zginiemy, a tę planetę zniszczy jakiś głupi demon...?
Oczy dziewczyny utkwione były w gekkonie. Jej twarz wyrażała niewyobrażalny strach i ból spowodowany świadomością tego, że wszystkie stworzenia... w ogóle wszystko z tej planety spisane jest na straty. Mina gekkona również wyrażała lekki niepokój, ale zachowywał zimną krew. Odwrócił się, zrobił kilka kroków i skinął na nią ręką. Przez kilka sekund stała jeszcze, jakby próbując sobie raz jeszcze wszystko poukładać, po czym podbiegła do gada.
Nie przedstawiłeś się.
Teraz już z beznamiętnym, niezdradzającym żadnych uczuć wyrazem twarzy patrzyła przed siebie. Jak gdyby uświadomiła sobie, że nic nie ma znaczenia. Że przejmowanie się niczego nie zmieni...
Annarabah. Niczego więcej nie musssisz o mnie wiedzieć.
Zdając sobie sprawę z tego, że jej towarzysz więcej nie odpowie nie zadała już żadnego pytania. Szła po prostu za nim i czekała na jakikolwiek znak od losu, że jest jednak jakaś nadzieja...

A chmury snuły się ciężko po niebie o kolorze grafitu. Półmrok pochłaniał powoli cały kontynent Lhei, tak jak miały to już niedługo zrobić siły ciemności...

Kary rumak Calaffa zastrzygł niespokojnie uszami i zaczął stąpać w miejscu tak, jak robią to zaniepokojone konie. Calaff uspokajająco poklepał zwierzaka po szyi po czym rozejrzał się dookoła.
Nic...
Wypatrywał tak jeszcze przez chwilę, aż w końcu dojrzał zamazany kształt w najbardziej zacienionym miejscu na polanie... Przetarł oczy. Znów nic. Zeskoczył z konia i ostrożnie podszedł do krzewów, wśród których wcześniej coś widział.
Szur...
Obejrzał się gwałtownie za siebie... Znów w krzakach majaczył ciemny kształt, tym razem nieco wyraźniejszy. Wytężył wzrok i ujrzał lekko falujący na wietrze płaszcz.
Equan...?
Było to raczej stwierdzenie, niż pytanie. Pyszczek kota wygiął się w uśmiechu i Calaff popędził w stronę znajomego futrzaka.
Kopę lat, przyjacielu! Dlaczego nie pokazywałeś się tak długo...?
Uściskał protela i patrzył przez chwilę na jego zakrytą kapturem twarz.
Gdzie Lith?
Nie wiem... Dlaczego o niego pytasz?
Kot bengalski spoglądał pytająco w stronę towarzysza z dawnych lat i chwycił go za ramię.
O co chodzi...? Wyduś to wreszcie z siebie.
Mag odszedł kilka kroków od futrzaka, zdjął kaptur i przemówił:
Ona powiedziała, że muszę was znaleźć. Że musimy przygotować się do walki... Przemówiła, rozumiesz...? A nie mówiła bynajmniej o niczym przyjemnym... Mówiła o bitwie, śmierci, ofiarach... Zbliża się wojna, a wiesz dobrze, że jeśli Ona tak mówi to tak się stanie...
Przez chwilę Calaffowi wydawało się, że słyszy jak Equan lekko zaszlochał, ale po sekundzie znów dał się słyszeć jego, twardo teraz brzmiący, głos:
Raque nadchodzi... A Ona oczekuje tego, że go powstrzymamy...
Co?! Jak to?! Przecież... Przecież to tylko legenda...! To n... To nie może być prawda!
Czy Ty jeszcze nie zmądrzałeś?!
Protel obrócił się wreszcie do niego, wbił w jego pierś lekko swój pazur i przybliżył swoją twarz do jego pyska podkreślając swoje słowa. Pod jego oczami widoczna była lekka opuchlizna, świadcząca o tym, iż niedawno płakał.
Od początku lekceważyłeś słowa mistrza, a on właśnie w Tobie pokładał największe nadzieję! Neisha poświęciła się jako kapłanka, by pomóc nam z zaświatów, a Ty nie chciałeś zaakceptować Jej decyzji! Nadal masz Jej za złe, że spełniła swoje przeznaczenie każąc się zabić!
Po policzkach młodszego zwierzaka zaczęły obfitym strumieniem płynąć srebrne łzy. Jego wargi drgały, a pazur coraz bardziej zagłębiał się w kolczudze kota.
Ja... Ja Ją kochałem... Co ty zrobiłbyś na moim miejscu, gdyby ten „mistrz”, czy jak ty tam go nazywasz, kazał „poświęcić się” twojej ukochanej...? Pozwoliłbyś na to...? Nadal żałuję, że go wtedy nie zabiłem, bo Ona by żyła... Skoro był takim „mistrzem” to czemu sam się nie poświęcił? Czemu sam nie pozwolił się zabić, a Jej to nakazał? Po dziś dzień mam sobie za złe to, że uległem Jej prośbie, pozostawiając tego śmiecia przy życiu i uciekłem, a Jej pozwoliłem zostać, ufając w to, że Genabell zrozumiał tą „aluzję”...
Teraz to Calaff zanosił się płaczem. Osunął się na kolana w geście bezsilności i schował twarz w swoje łapy, szlochając przy tym głośno.
Mag przyklęknął przy nim, walcząc przez chwilę sam ze sobą o to czy ma się odezwać. Położył łapę na ramieniu przyjaciela i szepnął cicho:
To nie twoja wina. Tak musiało się stać... Nie wiedziałem, że Ty i Neisha... Ech. Wszyscy przeżyliśmy Jej stratę, ale przecież tak naprawdę Ona ciągle jest przy nas. Czuwa nad nami teraz tak, jak nigdy dotąd, a Jej pomoc ma być dla nas nieoceniona, gdy przyjdzie nam stanąć twarzą w twarz z Upadłym... Musisz to zrozumieć, bo inaczej nie będziesz potrafił przygotować się dobrze do starcia... Zrób to dla wszystkich futrzaków... A przede wszystkim dla Niej...
Słysząc te słowa, dowódca Straży leśnej otrząsnął się i pozwolił pomóc sobie wstać.
Znajdźmy Litha. Skoro już wszystko jasne to nie powinniśmy marnować czasu.

-*tak, wiem, że jestem niekonsekwentna – gekkony nie syczą, ale chciałam, żeby wyszło ssstraszniej :-Pk
-**wiem, wiem... Stare i niemodne :-Pk
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Sorry za zwłokę ^^'
Wysłano: 1.07.2007 11:34
Kuciak najprawdziwszy!
Zmiennokształtny
Sorki, ale nie bardzo miałam dostęp do neta i jakoś tak wyszło ^^' ...mam nadzieję, że nadrobiłam treścią