Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Zwierzak "Worse Days II"  
Autor:
Opublikowano: 2007/8/12
Przeczytano: 1700 raz(y)
Rozmiar 11.28 KB
0

(+0|-0)
 
..
..
Dzień drugi. 6 sierpnia, 2006 roku.


Poznałem współlokatora. Ben, tak się nazywa, znany jako numer 34.
Dzis pracowalismy w Bloku C, budowa kolejnych cel. Ja miałem nosic piach.
Dużo cięzkich wiader piachu. Zbyt ciężkich..
...
...
...
Padłem. Nie miałem juz sił niesc, to była trzynasta kolejka. Jednak ten miły odpoczynek, o ile tak mozna nazwac taplanie w błocie, nie trwał długo.
- AŁAA!
Wrzasnałem i momentalnie wstałem. Mięsnie szyi napieły się, głowa zaczeła bolec, słyszałem buczenie ładującego sie paralizatora, czekającego na kolejny nagły atak.
- Rusz sie, szmato ! !
Jakis wysoki , długowłosy blondyn w skórzanych spodniach wydarł sie z drewnianej wierzyczki.
Zmęczony, chwyciłem oba ciężkie, powyginane ze starosci metalowe wiadra pełne piachu. Wydawało się, że ważą tonę. Piach, taki ciężki? Oczywiscie. Zerkajac do wiader, można było zauwazyc prostą proporcje: dwa do pięciu. dwa kilogramy piachu, pięc kamieni. Ben pracował przy nasypie, łopatą przesiewał piasek oczyszczając z kamieni.
- Boli... Ghrrr...
Jęknałem. Kolejne bolesne odciski. Już czuję, że jutro nie będę mógł ruszyc ręką. Gdy wreszcie doniosłem wiadra, co mi przyszło z trudem, z tego powodu iż niosłem wiadra z dołu, wysypałem zawartosc. Sapnąwszy trzy razy zbiegłem w dół.
- Przerwa, gnojki!
Owy wysoki i szczupły mężczyzna nacisnał spust swej trąbki na powietrze w puszcze, takie, jak się kupuje na sylwestra. Oparł nogi o barierkę wierzyczki, ostrogi w jego skórzanych kowbojskich butów brzdękneły. Fetyszysta skóry? Dlaczego wszyscy w tym więzieniu wyglądają jak nacpane cwoki z wątpliwą orientacją wahającą się miiędzy dendrofilią a zoofilią? Heh.
- Nareszcie!
Rzuciłem wiadra, jednak po chwili ustawiłem. Dlaczego? chyba się bałem, że mnie znowu kopną prądem. Siadłem na skarpie, patrząc na dłonie. Kilka pęcherzy pękło, miejscami przetarcia, w miejscach gdzie była siersc zostały czerwone slady po metalowych rączkach.
- cholera...
Syknałem. Po chwili siadł obok mnie Ben. Sapał, zmęczony, spojżał na mnie, przecierajac czoło zewnętrzna stroną dłoni.
- I jak, młody?.. radzisz sobie?..
głos miał poważny, spokojny i wycienczony. Spojżałem przed siebie smutno, odpowiedziałem, głos mi nieco zadrżał, odkaszlnąłem.
- Mhrr.. jakos musze.. Dłonie mi odpadają..
- To normalnie. Po jakims czasie przejdzie. Za tydzien bedziesz miec takie twarde łapy, jak faję, gdy jakas samica sie zakręci, co tutaj sie nie zdarza..
Przekęcił łbem, cos chrupneło. Słonce świeciło, ogrzewając zmęczone pracą futrzaki. Nieliczne, białe chmurki suneły powoli, pozostałosci porannego deszczu. Westchnałem.
- Nawet dziewczyny nie miałem...
Ben spojżął leniwie, jakby nie rozumiejąc wypowiedzi, więc ciągnąłem, tłumacząc.
- Nie miałem nikogo. Nie uprawiałem sexu.. Szkoda umierac, nie zaliczając żadnej dziewczyny..
Owczar parsknał, pokręcił łbem.
- Szybko sie przystosowujesz..
połozył łape na wilgotnej ziemi, złapał kawał piachu i się nim bawil palcem wskazującym drugiej łapy.
- To dobrze, bo będa gorsze dni. Nie mysl, że cały czas będziesz nosic wiadra. Jest jeszcze sprzątanie częsci dla ludzi, praca w kuchni, ale to niewiele roboty, tyle co wyjąc robale z jedzenia.
Skrzywiłem sie. Fajnie, widze że pozywienie bogate w białko.
- KooooooooooooooNIeeeeeeeeeeeeec!
Wydarł sie blondas, nie zmieniajac wyciągnietej pozycji i trąbiąc jak na meczu.
- Do roboty, pchlarze, albo ...
Znów zatrąbił i wydarł sie jak na karuzeli. Ben wyrzucił piach za siebie, wstał, klepnał mnie w ramie i ruszył szybko bez słowa w górę. Ja wząłem swe wiadra i wróciłem do pracy.
Trwało to do godziny czwartej, kolejne parszywe trąbienie oznajmiło koniec roboty. Rozkazano nam ustawic się gęsiego, jak tu weszlismy, tak opuscilismy miejsce pracy. Widziałem, jak przychodziła druga zmiana. Nas poprowadzono w długi, obłozony białymi kaflami korytarz służący za prysznice. Zawieszone nad sufiten natryski względnie zmyły błoto z naszych ciał- po to, by nie brudzic posadzki, korytarze są dla ludzi, cele dla nas. Westchnałem, gdy lodowata woda zmoczyła me futro, nastawiłem gorące dłonie, schładzałem je wodą...Strasznie bolały. Po minucie bylismy na korytarzu w pomieszczeniu, którym mozna nazwac suszarką. Huczące dmuchawy zawieszone nad sufitem wiały gorącym powietrzem, aż się w głowie kręciło. Fajnie, czułem się jak w myjni samochodowej. Gdy opuscilismy pomieszczenie, strzepałem z futra zaschła ziemie. Co nie zmyła woda, to mogłem spokojnie strzepac. Ukazały nam się cele, klawisze po kolei zamykały lokatorów w swych mieszkaniach, sprawdzając dokładnie, czy kraty sa dobrze zamkniete. Zauważyłem, że Ben był przedemną, lecz po chwili połączono nas w parę i prowadzono do naszej celi. Zimna posadzka niejako dawała ulgę na zbolałe stopy, zmęczone ciągłym wchodzeniem i schodzeniem.
- Przynajmniej ich egoizm pozbawi nas chorób związanych z brakiem higieny...
rzekł owczar. szedł powoli obok mnie, patrząc na strażników. wsród nich pojawił się znany mi tygrys. Miał na sobie obrożę, zamiast numeru miał napis "OBSŁUGA". Jak w supermarkecie. Tyle że nie był usmiechnięty, a zamiast tacki z przekąskami niczym Panna Promocja, miał ciężki karabin.
- A jedzenie?.. Mówiłes cos o owadach...
Wolałem spytac. Nie wiem czamu, jakos mnie dręczył temat, że żarcie jest chyba brane ze śmietników.
- jedzenie? jedzenie robi się tutaj. Ale nie bawią się w obieranie. Wrzucają wszystko do miksera, tak zwanej Zgryzaczki.. W sumie to wielki przemysłowy mikser, robale się biorą stąd, że oni wywalają tylko to, co plesnieje. A przechowywują jedzenie w wiadrach. A jedzenie...
Dosyc.. nie moge wiecej.. Mdli mnie..
- DOSC!..
Powiedziałem spokojnie, ale stanowczo. przygarbiłem sie, mróżąc oczy.
- juz mnie mdli, nie opowiadaj.
- Dobrze, wybacz.
- Dziękuję, wybaczam.
Po jakims czasie ujżałem naszą celę. Mój wzrok przykuła postac, która stała przy drzwiach, przez które mnie wprowadzono. Stał tam gryf. tylko to, co nieco odtrącało, to fakt, iż miał odrąbane skrzydła. Pewnie po to, by nie mógł uciec. Owy pierzasty był cały brązowy i miał także spodnie moro, jak jego kolega tygrys. Tyle zdązyłem zobaczyc, bo po chwili krata chrobotnęła i wepchnięto nas do celi. Jak wstałem, usłyszałem trzask stali.. Znów nas zamknieto.
- jakos bezpieczniej się tu czuję...
Rzekłem, gramoląc się na swoje posłanie. Może ten prysznic sprawił to poczucie higieny? W każdym razie wziąłem posłanie, odkleiłem od podłogi, otrzepałem dyskretnie, tuz przy kracie. Ben patrzył na mnie z lekkim usmieszkiem.
- Synek mamusi?
burknałem pod nosem.
- Nie, nie chcę spac z glizdami.
rozłozylem posłanie, po czym złozyłem, układajac na najczystszą czesc, czyli na najasniejszy odcien czerni. Siadłem i patrzyłem na kupkę brudu, która zebrała się na materiale przez lata, a teraz leżała na ziemi.
- Jeju, nie gniewaj się. Tak żartowałem, tutaj nikt nie patrzy na higienę.
Ben ziewnał. Ja nie skomentowąłem tego, co rzekł, bo nie dosłyszałem połowy. Patrzyłem znudzony, jak czesc z brudu sobie poszła na korytarz. Ohyda.
Wzdrygnąłem, podciągnąłem kolana. Jeśc.
- Zgłodniałem. Będzie jedzenie?
Spytałem głosem, po którym mozna by było ocenic, że jestem obrażony.
- Jedzenie? Zapewne jutro, bo to będzie środa. Ale nas minie, bo będziemy pracowac w Bloku C.
Czekaj, czekaj.. Co? Ominie mnie żarcie? Co ja się dziwie, jestem w pierdlu.. A i tak warunki sa znosne.. Heh.
- Jak to ominie???
wrzasnąłem, po czym zatkałem pysk, gdy usłyszałem kroki, mieszające się z echem mego krzyku. Do krat podszedł gryf. Złapał za kraty, spojżął po nas, po czym na mnie. Domyslił się, że to ja, bo jeszcze trzymałem łapy na pysku. Usmiechnałem się, po czym zabrałem dłonie i wyszczerzyłem kły w głupawym usmiechu. On spojżął na mnie ponuro. Miał złote oczy, wyglądąły jak płynne. Przenikliwe..Straszne. Silne ciało, ale był szczuplejszy od tygrysa. Ciałem podobny do Bena. On sam patrzył przed siebie smutno, w pokorze. Dwa kikuty wystające z pleców zakonczone krwawym opartunkiem, dodawał mu grozy.
- Milczec, albo do izolatki... Jasne?.. Nie chce hałasów...
Rzekł ochryple, po czym odkaszlnał, łupnał pałką w krate, aż mi zadzwoniło w uszach i poszedł.
- Nie drzyj sie.. Jeżeli ci cnota miła...
Rzekł ponuro owczar.
- Widzę, że mają nowego klawisza... Wczesniej był biały smok.. Brał do izolatki i gwałcił.. nie wiem jak ten... Ale .. Zresztą... Po prostu sie zamknij, ok?..
zrobiło mi się strasznie głupio.. Poczułem ten żal od Bena. Dużo wiedział, czyżby był tam? Jasne, nie spytam go, aż takim zwyrodnialcem nie jestem.
jego łapa powędrowała w dół,od kolana po udzie, palcem musnał swój posladek, po czym zacisnał dłon i oczy,odwrócił się.
- Dobranoc.
- Ale jeszcze...
- Do Bra Noc. Zamknij sie, Paul.
Zamilkłem. Już nie chciałem pytac o jedzenie. Trudno. Jakos przezyję.. Podciągnąłem bardziej nogi, patrzyłem na korytarz. Przyjżąłem się celi naprzeciwko, był w niej jakis hien, nie widziałem go dokładnie, bo siedział w cieniu, oraz prawie niewidoczny czarny tygrys w białe pasy. Oboje cos gadali do siebie. Wstałem, podszełem do kraty. Spojżałem po celach. Zauważyłem jeszcze jednego białego lisa, trzy kraty od tygrysa i hiena. Stał jak ja, jednak był starszy i widac o wiele silniejszy. Duże mięsnie oraz srogi wyraz pyska nadawał mu powagi. Miał blond włosy, krótsze od moich, ale miał podobną grzywę. Ja tak będe wyglądac.. Kiedy? Za rok? Za dwa? Za trzydziesci? O ile przezyje? Bede takim smutnym, napakowanym kolesiem, któremu nic się nie chce? Nie chcę..
Odwróciłem się.. Spojżąłem z żalem na owczara.. łza zakręciła mi się w oku, potem spłyneła wsiąkając w futro. Po chwili połyneła druga. Wróciłęm na swoje posłanie. Usiadłem. drżałem lekko. Bałem się.. Nie chcę..Pociągnałem nosem. Ben chyba spał, nie ruszał się. Skuliłem się, połozyłem pyskiem do sciany. Podkuliłem ogon. Czułem sie bezpieczniej. Zaczałem cicho płakac. Czułem smród posłania, pachniało gównem.. Moje życie stało się gównem..Leżałem tak i szlochałem. Usłyszałem jakis szelest. Potem ciszę. Ben wstał, podszedł, stał chwilę. Przesunał swoje posłanie obok mnie, połozył sie.. I mnie po prostu..
..Przytulił. Pociągnąłem nosem. Patrzyłem w milczeniu w sciane, czujac jego piers na plecach i łape na mym torsie. Leżałem bez ruchu, w milczeniu, on zaczał powoli gładzic mnie dłonią.
- Jim tak robił, jak płakałem.. Pomagało. Trzymaj sie Paul, i uważaj, bo nigdy nie wiesz co będzie jutro..
Nie chciałem odpowiadac. Zamknałem oczy i się przesunąłem bliżej niego. On mnie objął mocniej.. I zasnąłem.
..
..
..

 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: Zwierzak "Worse Days II"
Wysłano: 5.08.2009 19:37
Czarny kot / różowa fretka
Anthro
Ogólnie jak w poprzedniej części. Byłby to dobry wstęp do dłuższej, mrocznej historii. Przydało by się jeszcze trochę rozbudować klimat przez opis odczuć bohatera, bo teraz miałem wrażenie jakby autor gdzieś się spieszył.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Zwierzak "Worse Days II"
Wysłano: 1.12.2009 16:36
Inna forma
napisz wkońcu ciąg dalszy :<

0
(+0|-0)
Opowiadania: Zwierzak "Worse Days II"
Wysłano: 25.08.2014 18:13
Dzikie wilczasto/psowate
Zmiennokształtny
nie kontynuowanie takich fajnych opowiadań powinno być karane jakoś :-Pk