Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Miramin "Belgaari" - cz.7 - Phix  
Autor: Mira
Opublikowano: 2007/11/11
Przeczytano: 1375 raz(y)
Rozmiar 7.27 KB
0

(+0|-0)
 
VII

Cień poruszał się niepostrzeżenie wśród śpiących futrzaków. Zabójca wiedział co robić i w jaki sposób, by nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi... Wiedział, że nawet warty były unieszkodliwione... Osobiście to załatwił... a raczej załatwiła...
Wiedziała czego szuka i bez problemów to znalazła...

Dzień zaczął się nieciekawie. Chmury nie ustępowały, a wszechobecna szarość wydawała się przytłaczać wszystkie inne kolory. Wśród ostatnich cieni okalających miasto przechadzał się połyskujący srebrem jeleń. Nieliczne futrzaki i ludzie, którym nie przeszkadzał chłód, zerkali z podziwem na skrzydła z nieznanego, lekkiego metalu. Mógł podlecieć do pałacu, ale obawiał się, że aura nie pozwoli mu na bezpieczne dotarcie do Króla. Poza tym chciał sprawdzić czy w mieście również panował nastrój anarchii spowodowany przez moc Raque. Niczego dziwnego jednak nie zauważył. „Nadworny czarodziej najwidoczniej się spisuje” - pomyślał, po czym wkroczył na obszerny dziedziniec pałacowy.
Widok był niesamowity. Strzeliste wieżyczki niknęły wysoko w chmurach, a sam dziedziniec zdawał się ciągnąć w nieskończoność, po obu stronach tak szeroki, że żaden człowiek ani zwierzak nie zdołałby dosięgnąć wzrokiem jego krańców. Pałac wyglądał jak wielka, przyozdobiona klejnotami góra złota i platyny. Mimo niewyobrażalnego przepychu budowla sprawiała wrażenie nader lekkiej i wątłej przy otaczających ją budynkach. Stajnie ciągnęły się daleko jak okiem sięgnąć, co świadczyło o ogromnym dobytku króla. Również służba miała ogromny budynek. Jedynie o połowę mniejszy od pałacu – tylu służących trzeba było gdzieś pomieścić.
Jeleń nigdy wcześniej nie bywał w Phix – nigdy nie lubił przebywać w dużych miastach jednak to piękne miejsce zdawało się go urzec jak żadne inne.
Już po chwili Lith spotkał kilku strażników. Poprosił ich o doprowadzenie do Króla, ci jednak uważnie przyjrzeli się przybyszowi.
- Musisz poczekać na Władce Magii. Każdy kto prosi o audiencje musi pozwolić na powierzchowne wybadanie swoich zamiarów przez nadwornego czarodzieja.
Lith skrzywił się odruchowo gdy tylko zdał sobie sprawę co owo „powierzchowne wybadanie myśli' oznacza. Dwa-trzy razy był już poddawany takim zabiegom i wcale nie miał ochoty na powtórkę... Zanim skomentował swoją niechęć, z pałacu wykulała się wielka, przypominająca pękaty balon postać. Szkarłatne szaty opinały ogromne cielsko czarodzieja i czyniły je optycznie jeszcze wydatniejszym. Peleryna falująca oślepiająco lśniącym złotem i srebrem, i z ledwością z resztą widoczna zza szerokich pleców arcymaga, wyglądała jak kawałek za małego, acz całkiem ładnego materiału, założony przez dziecko przebrane za herosa w nadziei iż kawałek szmatki zarzucony na ramiona da mu nadprzyrodzone moce. Ten oto człowiek musiał posiadać jednak owe moce, skoro powierzono mu tak odpowiedzialną funkcję.
„Taa... Władca Mocy...” - pomyślał z przekąsem jeleń, starając się jednak zachować miną jak najbardziej neutralną.
Coś jakby musnęło jego świadomość. Po chwili, gdy jeleń postanowił ukryć tylko kilka informacji za swego rodzaju murem,jednak nie bronić już dostępu do swojego mózgu, bo w ten sposób nigdy nie dostanie się do króla, delikatne nici mocy, łączące go z czarodziejem, zaczęły zmieniać się w oślizgłe, brutalnie wdzierające się w jego podświadomość macki. Ból przeszywał całe jego ciało. Wstrząsany konwulsjami osunął się na przednie nogi, jakby klękając przed niszczącą jego umysł potęgą mężczyzny. Spróbował przeciąć te okropne łącze, za którego pomocą obcy kradł mu wspomnienia, ale mag był silniejszy i uderzając nową falą bólu natarł na coraz słabsze ściany budujące mur wokół tych nielicznych już tajemnic, które Lith postanowił zachować dla siebie.Ostatkiem sił próbował z rozpaczliwą determinacją wypędzić intruza ze swojego umysłu, lecz ten ani myślał dawać za wygraną. Sekundy potwornego bólu zamieniały się w minuty, minuty w wieczność, a bohater wyznaczony przez Belgaari słabł, czując już skradające się za swoimi plecami szaleństwo. Mur prawie runął i gdy Władca Mocy miał już pożreć resztki świadomości jelenia, Lith poczuł nagły przypływ energii. Niewidzialną siłę, która odparła za niego atak człowieka.
- Neisha... - sapnął, po czym opadł na ziemię. Był przytomny, ból ustał, ale w swoim umyśle wciąż czuł dwoje obcych podświadomości: czystą jak łza i złą, mroczną niczym bezgwiezdna zimowa noc...
Przez chwilę jeszcze walczył z samym sobą, ale wyssany z sił witalnych stracił przytomność i nie mógł zobaczyć czy choćby wyczuć jak pantera przekonuje opasłego maga. Był jednak pewien, że skoro kapłanka się pojawiła, może być już spokojny.

Miał rację. Gdy tylko się ocknął, usłyszał spokojny, przyjazny głos Króla.
- Witaj, młodzieńcze.
- Długo spałem?
- Niezbyt. Strażnicy dopiero cię tu przynieśli... Więc? Czemu zawdzięczam twoją wizytę?
Jeleń uśmiechnął się do siebie i podniósł niezdarnie z klęczek, po czym oddał głęboki pokłon Królowi. „Cóż. Może przynajmniej mnie wysłucha” - pomyślał.
- Panie... Przybyłem tu z misją. Mój Mistrz polecił, bym Cię ostrzegł, o najłaskawszy.
- A to ciekawe...
Wyder prawie w niczym nie przypominał prawdziwego władcy. Był prawie nagi, pomijając platynowy wisior z diamentem i pierścień z tym samym minerałem – symbole władzy i wiary w Boga-Wodę (wiara w żywioł). Był niski, chudy nawet jak na przedstawiciela swojego gatunku, ciągle się wiercił i bardzo dużo gadał, w dodatku miał nieco denerwujący, pozornie kaleczący swoją skrzekliwością uszy, głos. Jego oczy jednak emanowały mądrością i skupieniem, wręcz nienaturalnym zważywszy na naturę tych wodno-lądowych stworzeń.
- Mów więc co takiego może nam zagrozić...hmm... i jakie masz na to dowody...

Pan i sługa, po krótkim odpoczynku postanowili, że w drodze dokończą swoją rekonwalescencję. Władca demonów miał już dość siły, by spróbować stawić czoła temu światu, aczkolwiek wolał nie nadwątlać jeszcze swoich sił i tylko szedł nie spiesząc się w stronę cywilizacji, poprzez moczary i błoto. Lepka maź poddała się w zupełności Upadłemu, niosąc go aż po samo El Mor.
Potworek spieszył za swoim władcą potykając się i raniąc na każdym kroku. Wszystko, byleby jego pan był zadowolony. Idąc tak, ciągnęli za sobą czarne chmury i swąd spalonej siarki. Gdy przechodzili, zwierzęta chowały się przed straszliwym wzrokiem króla podziemi, a wokół nich panowała tylko martwa cisza.

W ciemności czaił się wróg, który był zarazem światłem. Mrok skrywał jej twarz, która nie był zarazem jej twarzą. Wolność i okowy niewoli. Ciemność i jasność. Naiwność i tajemnica...
Życie i śmierć...

O jaa... Nareszcia się zmobilizowałam... ;-)k
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.