Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz. 6  
Autor: Panter
Opublikowano: 2009/5/11
Przeczytano: 1520 raz(y)
Rozmiar 16.09 KB
0

(+0|-0)
 
Część szósta

Leżałem na podłodze. Całe ciało bolało mnie jak po pięcioboju. Coś brzęczało koło ucha. Spojrzałem w tamtą stronę. Komunikator. Powoli, niczym wielowieczny ent, podniosłem się z ziemi i wziąłem wspomniane wcześniej narzędzie szatana.
- Halo?- wychrypiałem do mikrofonu.
- Max!? Gdzie ty do diabła jesteś? Martwiliśmy się o ciebie!- to był głos Thomasa- Po naradzie zniknąłeś gdzieś i nie możemy cię znaleźć!
- Uspokój się. Jestem w bimbrowni. Ja… przygotowywałem coś specjalnego na spotkanie z tamtymi.- zblefowałem. Wątpię, czy by mi uwierzył, że całą noc ćwiczyłem kontrolę nad jakimiś wyimaginowanymi mocami.
- Hy! Znaczy się, laba będzie!- ucieszył się- Tylko nie zdegustuj wszystkiego sam.- rzucił wesoło i się rozłączył.
Trzeba było w końcu zebrać się do kupy. Była druga. Powinienem jeszcze zdążyć na śniadanie. Potem trzeba załatwić od Mo tabletki energetyzujące, żebym mógł dłużej ćwiczyć, choć to, co osiągnąłem, napawało mnie dumą.
Wykonując ćwiczenia rozciągające rozglądałem się po kryjówce. Chyba żaden ze stalowych paneli na ścianach nie był już prosty. Część nawet poodpadała i leżała pokotem na podłodze. Kilka było nadtopionych, a jeden czy dwa, rozerwane na strzępy, lub pokryte grubym szronem.
W życiu nie podejrzewałbym, że człowiek, którego inteligencja najlepiej ujawnia się przy wymyślaniu coraz to lepszych metod zabijania bliźniego, jest w posiadaniu takiej mocy! Według tekstu dziennika, powinienem już być gotowy do dalszej części treningu, czyli wspomagania myśli mocą.
Czekaj Cattie. Porozmawiamy jeszcze dziś.
***
- Niech to dharr weźmie!- zaklęłam.
- Spróbować się porozumieć.- mruknęłam niezadowolona- Tak, oczywiście, nic prostszego! Spróbować nawiązać kontakt telepatyczny z tym, który właśnie zdołał uwolnić swoje moce. Czy oni wiedzą, jak ciężko jest wykryć myśli takiego chaotycznego żółtodzioba?
Nie miałam wyjścia. Jako jedyna władająca mocami na pokładzie, byłam skazana na brudną robotę. Cóż począć. Trzeba zacisnąć szczęki i rozpocząć przeszukiwanie Ariee.
To nie będzie krótka robota, o nie.
***
Śniadanie chyba jeszcze nigdy nie smakowało tak dobrze. Jedząc słuchałem komunikatów wydobywających się z głośnika mesy.
Nasze komputery wciąż opracowywały system aktywnego translatora mowy, dzięki któremu będziemy mogli swobodnie się z nimi porozumieć.
- Tja. Znając ten złom, to pewnie się okaże, że w trakcie mowy powitalnej zostaniemy wszyscy rozstrzelani, bo obrazimy ich szefostwo z powodu złego akcentowania zdań.- zakpiłem cicho.
Pomyślałem, że może mógłbym im jakoś pomóc z tłumaczem, tylko jak?
- Gdyby tylko mogła mnie nauczyć ich języka… potem to już powinno pójść gładko.- pomyślałem.
Z rozmyślań wyrwał mnie donośny okrzyk pewnego zapaleńca, a pół tyknięcia zegara później leżałem twarzą w dół na ziemi.
- Cześć Zet.- mruknąłem.
- Koleś, gdzie cię wcięło? Martwiłem się, że schlałeś się na śmierć!- krzyknął.
- Może jeszcze spytaj kapitana, gdzie mam bimbrownię?- syknąłem wściekle- A co do mojej nieobecności, bawiłem się w chemika.- ostatnio okłamywanie kolegów przychodziło mi coraz łatwiej.
- Muehehehe!- zarechotał Zet- Będzie pićku!
- Będzie, to zaraz zielonowłosy wywłok w kostnicy, jeśli zaraz nie zewrzesz blow-job hole!- rzuciłem rozeźlony.
- Daj spokój, nikt się nie dowie.- próbował mnie uspokoić- A propos, dowództwo wyznaczyło cię na jutrzejszą zmianę przy komputerach translatora.
- Dzięki za cynk.
- No problem , white bro.
Rozeszliśmy się po chwili. Nie miałem wiele czasu. Chciałem skontaktować się z nią jak najszybciej, a strata 24 godzin nie wchodziła w rachubę.
***
- To było… co najmniej dziwne.- powiedziałam do Haree, biologa pokładowego i mojej najlepszej koleżanki.
- Przez pewien czas wyczuwałam go, bardzo silnie, jakby starał się wyrzucić całą moc, a potem nagle jego ślad zaniknął. A teraz znów go wyczuwam, ale znacznie słabiej.
- Nie kontaktował się?- zapytała.
- Nie jestem nawet pewna, czy on w ogóle potrafi się ze mną porozumieć. Wygląda na to, że próbuje opanować moce, ale zamiast od razu wzmocnić sygnał myśli tak, by dotarł do Aerii, on stara się nauczyć władania innymi szkołami, aby łatwiej ujarzmić myśl.- odpowiedziałam.
- Naprawę dziwne! Ostatnio, tą metodę praktykowano 50 lub 60 lat temu.- zdziwiła się.
- Wiem. Haree, mam do ciebie taką sprawę…- zaczęłam nieśmiało.
- Co takiego?
- Bo widzisz, czy to coś złego, jeżeli podoba ci się ktoś, innego rodzaju?
- Nie, skąd! Przecież sama codziennie widziałaś na Kheidrze dziesiątki par mieszanych. Koty z psami, smoki z wilkami, zające z lisami…- zaczęłam wymieniać.
- Nie o to mi chodzi! Myślisz, że mam dziesięć latek i jestem jakąś smarkulowatą kicią?- zdenerwowałam się.
- Spokojnie, tygrysico, uspokój się! I weź przy okazji pigułkę, bo feromony biją od ciebie jak z fontanny.
- Pfff. Przepraszam. Masz rację.
- A pewnie, że mam.- odrzekła, unosząc kącik pyska, ukazując kły w szelmowskim uśmieszku- Więc, o co tak naprawdę się rozchodzi?
- Bo widzisz, chyba się zakochałam.- zaczęłam od początku.
- O! No proszę, a więc jednak masz jakieś uczucia, poza nienawiścią do rywali.- roześmiała się- A kim jest ten przystojniak?
- No więc, on jest… sama lepiej zobacz.- odrzekłam i sięgnęłam pod poduszki mojego łóżka, na którym siedziałyśmy. Wyciągnęłam stamtąd mój szkicownik. Otworzyłam go na jednej ze stron i podałam Haree.
- Hmm? Co za dziwny samiec! Kto to?- zaciekawiła się.
- Pamiętasz, jak na naradzie wspomniałam o tej wizji?
- No oczywiście. Cała załoga o tym plotkuje.
- To jego wtedy spotkałam.
- Ciekawe…- zaczęła- Czekaj chwilę. Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że Ty w Nim…?
- Tak… sama nie wiem czemu, ale on mnie jakoś przyciąga. Gdy o nim myślę, czuję się jak nastoletnia kotka, która właśnie widzi samca alfa!
Zamikła.
- Nooo, to żeś sobie partnera wybrała.- zakpiła- Ale, jednak masz rację.
- Hm?- zdziwiłam się.
- Faktycznie, ma w sobie coś takiego, przyciągającego.
- Tak myślisz?- zapytałam nieco zmieszana.
- Raczej tak, ale żeby od razu…
- Łaa!- krzyknęłam.
- Co do dhara?- przestraszyła się moja przyjaciółka.
- Znowu to uczucie! Jakby mnie ktoś oblał zimną wodą i całe futro mam na sztorc!- wykrzyknęłam.
- Faktycznie, wyglądasz jak jeden wielki puszek.- zażartowała.
- Cicho bądź i złaź z łóżka. Muszę mieć miejsce do medytacji.- odrzekłam.
- A ja?- spytała obrażona.
- Usiądź na fotelu i mnie pilnuj. Muszę go złapać.- rzuciłam hardo.
- Kogo?
- Tego samca, Maxa!
***
Moc.
Jakby lodowato zimny, górski strumień przepływał przez wszystkie komórki ciała, a ty odczuwasz tylko lekki chłód.
Znów byłem w kanciapie bimbrowni. Odsunąłem trochę złomu, który spadł ze ścian i rozłożyłem gruby koc. Mogła mnie czekać dłuższe posiedzenie, a nie miałem zamiaru złapać wilka.
Usiadłem na nim po turecku i zacząłem medytację. Dziennik mówił, że jeżeli chce się używać mocy do kontaktów z Aerii, należało pozwolić mocy wypłynąć z ciała, a myślą powędrować wraz z nią.
Rozluźniłem więc ciało i zacząłem oddychać spokojniej, głęboko. Po chwili poczułem moc. Pozwoliłem jej powoli uciekać z ciała. Z każdą chwilą czułem się coraz bardziej nieważki, wiedziałem, że za moment uda mi się wejść w stan Aerii! Czułem, że zostały już tylko sekundy, gdy coś walnęło, gdy coś walnęło mnie w plecy z impetem szarżującego nosorożca na prochach.
To była Narie, która rzuciła się na mnie, całkowicie przygważdżając mnie do podłogi.
- No robaczku, tak więc w końcu wpadłeś.- to był głos Mo.
- Like plum into big, stinky shit!- dorzucił swoje dwa grosze Zet.
- A teraz,- zaczął Thomas- albo nam wygadasz, coś ty tu nawyrabiał i czemu cię nie można znaleźć od dwóch dni, albo pobawimy się komnatę tortur.
- Decyduj się szybko.- zakończył Wafel.
-Et tu Brute, contra me?- wyrzuciłem z siebie rozeźlony.
- Sic semper tyrannis.- odpowiedział- To co, sprawdzamy, kto jest większym erudytą, czy zaczniesz gadać? A może na zachętę mam pozwolić Narie pobawić się z tobą?- zapytał z drapieżnym uśmiechem na twarzy.
- Veto! To jest nieludzkie traktowanie jeńca! Złożę apelację do trybunału!- zażartowałem.
- Dobra dobra, nie cwaniaczkuj, tylko nawijaj, co tu się wydarzyło. Udało ci się wydestylować tornado miotające wirującymi piłami tarczowymi?- zapytał Thom.
- A może ten kiepski bimber wywołał mutację, w wyniku którego zamieniłeś się w Wolverina, co?- zaśmiał się Zet. Papieros, którego ćmił miał dziwny zapach, a oczu wręcz mu błyszczały. Gnojkowi udało się, widać, ukitrać zioło w bibułkach od fajek produkowanych na Arce. Ale w jaki sposób, to tego nawet skarbówka nie wywęszy.
Zadziwiające, w jaki sposób umysł stara odegnać od siebie myśli o nieuchronnym końcu.
- W porządku, zgoda, pokażę wam, o co się rozchodzi, tylko zdejmijcie ze mnie tą furiatkę!
Po chwili byłem wolny.
- No to jak, pokaz, czy przesłuchanie?- zapytała Narie.
Miałem dwa wyjścia. Wygadać im wszystko i wyjść na wariata, lub uciec i cieszyć się 30 sekundami swobody, po których nastąpi mój doomsday.
Lub urządzić im mały pokaz.
- Dobra, odsuńcie się.- poleciłem.
Odwróciłem się do najbliższej, w miarę całej ściany. Stanąłem w lekkim rozkroku. Prawa noga z tyłu. Lewa ręka wyprostowana, druga, zgięta w łokciu i z zaciśniętą pięścią na wysokości żeber. Oddech. To była podstawa. Po trzech oddechach, przesunąłem prawą stopę do przodu, jednocześnie uderzają powietrze i zamieniając pozycje obu rąk. Fala energii w kształcie kapelusza grzyba uderzyła w ścianę, odrywając od niej pogięty już całkowicie panel, który upadł na ziemię ze strasznym łoskotem.
Cisza, która nastąpiła potem, mogłaby swobodnie konkurować tą w grobowcach egipskich.
W końcu, patrząc na trzymanego w dłoni jointa, odezwał się Zet:
- Łooo… Dobry towar!
***
- Gdzie on jest?!- wykrzyknęłam.
Wciąż znikał i się pojawiał. Kilka sekund wcześniej wyczuła, jak zbliżał się do stanu Ariee, a teraz, jego ślad znowu zanikł.
- Czy on bawi się ze mną w kotka i myszkę?!
***
- Czy ja dobrze rozumiem?- zapytał Thomas- Po tej zioło-wizji starasz się nawiązać kontakt z tą kosmiczną kicią, a żeby się tego nauczyć, rozwalasz ściany, jak jakiś pieprzony Gambit?
- Z grubsza, to tak.- odpowiedziałem.
Wszyscy wpatrywali się we mnie dziwnie. Za wyjątkiem Zeta, który, gdy tylko przeszła mu faza, opukiwał i obmacywał ścianę, którą przed chwilą wykończyłem, powtarzając, że to jakaś sztuczka i takie rzeczy nie mają miejsca.
- Zbzikował.- oceniła szybko jego stan Mo- A z tobą nie mam pewności.- dodała.
- Na własne oczy widziałaś, jak koleś, z którym jarasz trawę rozwalił ścianę jak jakiś pieprzony Yogurt i jeszcze masz wąty?- wykrzykną skołowany Wafel.
- No co?- spytała, wzruszając ramionami- Mało to razy towar Zeta zrywał nam film?
- Odwal się od mojego towaru!- wrzasnął Zet, głosem paranoika. Jeszcze chwila, a zacząłby kiwać się samotnie w kąciku, mamrocząc coś do siebie.
- Trzymaj.- podałem mu jedną z butelek ze składziku. Przyssał się do niej, jak niemowlak do cycka. Ścięło go po ćwierć litra. 10 punktów za klasyczny zgon.
- Jeden czubek z głowy.- skwitował ten sielski obrazek Thomas.
- Więc co z tobą mamy zrobić?- spytał mnie Nariee.
Cholera jasna… pół minuty temu wariat, a teraz, co? Telefon zaufania?
- Spróbuję się z nią skontaktować, tak jak poprzednio, zanim zrobiliście mi SWAT-owski wjazd na bazę.
- Mamy ci jakoś pomóc?- dopytywał Wafel.
- Wystarczy, że nie będzie przeszkadzać i dopilnujecie, by nikt tu nie wlazł.- powiedziałem siadając na kocu.
Znowu zacząłem medytację. Poszło trochę łatwiej, choć wciąż miałem kłopot z tym przyłączeniem myśli do mocy.
Aż w końcu:
- Udało się…- szepnąłem i zwaliłem się na glebę.
***
- Znowu! Jak go dorwę, to wbiję mu do tego łba, jak należy robić takie rzeczy!- wykrzyknęłam.
Wstrząs był tym razem prawie niewyczuwalny, futro miałam w porządku, ale dreszcze wytrąciły mi widelec z ręki. A taką miałam ochotę na tego mifa.
- Co, znowu ten dziwak?- spytała Mira. Pysk złotobiałej smoczycy wyrażał szczere zainteresowanie.
- Tak, on.- warknęłam, ukazując kły.
- Udało mu się dojść do Aerii?- zapytała Haree. Skończyła właśnie jeść i starannie wycierała swój koci pyszczek. Nie zazdrościłam jej maści. Plamy od jedzenia strasznie widać na białym futrze.
- Na to wygląda. Jednak, coś jest nie tak, jakby zdołał osiągnąć stan, ale zmieniła się jego aura.
- To możliwe?- zdziwiła się Yoni, wilczyca, z którą dzieliłam pokój w szkole. Ona jednak została wojowniczką, a ja, mentalką- Kiedyś próbowałam tego, ale nigdy się nie udało! To przecież nie jest farbowanie włosów.
- Wiem. Nie mówię, że tak jest dokładnie, ale nie potrafię znaleźć lepszego określenia.
- Więc co? Seans grupowy?- zaproponowała Mira. Jako smoczyca, miała naturalne zdolności telepatyczne, więc często pomagała mi w takich rzeczach, będąc medium pomiędzy mną, a innymi w transie.
-Seans.- zgodziłam się po chwili. Poszłyśmy do pokoju Miry.
Na samym środku pomieszczenia leżało całe mnóstwo poduszek. Smoczyca ze względu na budowę kręgosłupa nie mogła spać na łóżku, jedynie na specjalnie wymoszczonym posłaniu. Z braku laku, starczają poduchy.
Zasiadłyśmy na nich w kręgu.
- Chwyćmy się za ręce. Kontakt fizyczny wzmacnia więź mentalną.- poleciłam.
Po chwili, wszystkie wędrowałyśmy już ku Aerii.
***
- Udało się. –szepnąłem- Tylko, że to miejsce jest… Inne.
Znalazłem się, nie w znanej mi kuli świata, ale na jakimś stepie porośniętym krótką, żółtawą trawą. W oddali majaczyły jakieś cienie.
- Ludzie, czy ci drudzy?- zastanawiałem się.
Coś się zbliżało. Nie widziałem tego, ale czułem, że to Cattie.
Jakiś ruch uchwycony kątem oka zwrócił moją uwagę. Rzuciłem okiem przez prawe ramię.
- O Job twoju mać!- zakląłem szpetnie.
- Tego się nie spodziewałem.
- Jakoś nie przypominam sobie ogona…
***
- Nie… nie dam rady…- Haree dyszała ciężko. Nie była przyzwyczajona do takiego używania mocy. Yoni też nie wyglądała najlepiej. Nie miałam czasu, trzeba znaleźć Maxa, zanim znowu zniknie.
Podjęłam decyzję.
- Mira, przywróć je do rzeczywistości i pomóż im dojść do siebie.
- A co z tobą?- spytała smoczyca. Trzeba przyznać, że się nie patyczkowała. Od razu rozpoczęła powrót.
- Idę go zobaczyć. Wkrótce do was dołączę.
- Uważaj na siebie.- dorzuciła, rozwiewając się powoli.
- Nic mi nie będzie.- zapewniłam, po czym wyskoczyłam w górę. W Aerii panują takie zasady, jakie sobie zażyczymy. Dla mnie grawitacja była trzy razy mniejsza. Mój skok liczył jakieś czterysta łąp.
Po chwili wyczułam go. Wylądowałam w odległości kilku łap… i zamarłam zdumiona.
- Dobra Ayii.- szepnęłam.
Odwrócił się w moim kierunku.
To był on, ale zmieniony.
Przede mną stał wysoki, wysportowany śnieżny lampart o złotych oczach.

Koniec części szóstej
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz.6
Wysłano: 12.05.2009 1:29
Draconequus
Hybryda
Jak narazie całkim nieźle czekam na kolejne części.